15

Wu zauważył pustą skrytkę na klucz. Kamień leżał na ścieżce przy tylnych drzwiach, odwrócony jak zdychający krab. Pokrywa była odsunięta. Wu widział, że klucz zniknął. Pamiętał, jak pierwszy raz wchodził do domu, do którego się włamano. Miał wtedy sześć lat. Ta chata, składająca się z jednej izby, bez kanalizacji, była jego domem. Rząd Kima nie przejmował się takimi drobiazgami, jak otwieranie drzwi. Wyważyli je i wywlekli matkę Wu. Znalazł ją dwa dni później. Powiesili ją na drzewie. Pod groźbą kary śmierci nie pozwolili jej odciąć. Następnego dnia dobrały się do niej ptaki.

Matka została niesłusznie oskarżona o zdradę Wielkiego Przywódcy, ale wina czy niewinność nie miały żadnego znaczenia. Posłużyła za przykład. Oto, co spotyka tych, którzy nam się sprzeciwiają. Poprawka: oto, co spotka każdego, kto nam się sprzeciwi.

Nikt nie zajął się sześcioletnim Erikiem. Nie przyjął go żaden sierociniec. Nie zaopiekowało się nim państwo. Eric Wu uciekł. Spał w lesie. Żywił się resztkami ze śmietników. Przeżył. W wieku trzynastu lat został aresztowany za kradzież i wtrącony do więzienia. Nadzorca więzienia, łajdak gorszy od wszystkich swoich podopiecznych, dostrzegł drzemiące w nim możliwości. I tak to się zaczęło.

Wu patrzył na pustą skrytkę.

Ktoś jest w domu.

Wu spojrzał na sąsiedni budynek. Domyślał się, że to sprawka mieszkającej w nim kobiety. Lubiła patrzeć przez okno.

Z pewnością wiedziała, gdzie Freddy Sykes chowa klucz.

Rozważył możliwości. Miał dwie.

Pierwsza, to po prostu odjechać.

Jack Lawson jest zamknięty w bagażniku. Wu ma samochód.

Może odjechać, ukraść inny wóz, ruszyć w podróż i znaleźć inną kryjówkę.

Problem: w tym domu znajdują się odciski jego palców oraz ciężko ranny, może nieżywy, Freddy Sykes. Kobieta w bieliźnie, jeśli to ona, będzie w stanie zidentyfikować Wu, który niedawno wyszedł z więzienia i był na zwolnieniu warunkowym. Prokuratura podejrzewała go o straszliwe zbrodnie, ale nie była w stanie nic mu udowodnić. Tak więc poszli na ugodę i złagodzili zarzuty w zamian za jego zeznania. Wu odsiedział wyrok w więzieniu o zaostrzonym rygorze, znajdującym się w Walden, w stanie Nowy Jork. W porównaniu z tym, czego doświadczył w swojej ojczyźnie, to więzienie było rajem.

Co wcale nie oznaczało, że chciał tam wrócić.

Nie, pierwsza możliwość nie jest dobra. Tak więc pozostaje druga.

Wu po cichu otworzył drzwi i wślizgnął się do środka.


Siedząc w limuzynie, Grace i Carl Vespa milczeli.

Grace wciąż wracała myślami do tamtej chwili, kiedy ostatni raz widziała Jimmy'ego X – przed piętnastoma laty w szpitalu.

Został zmuszony do tej wizyty przez swojego menedżera, który zaaranżował mu tam sesję fotograficzną, ale nie mógł na nią patrzeć, a tym bardziej wykrztusić słowa. Stał tylko przy jej łóżku, ściskając w ręku bukiet kwiatów, ze spuszczoną głową, jak chłopczyk oczekujący bury od nauczyciela. Grace nie odezwała się do niego. W końcu wręczył jej kwiaty i wyszedł.

Jimmy X porzucił scenę i uciekł. Plotka głosiła, że przeniósł się na prywatną wysepkę w pobliżu Fidżi. Teraz, piętnaście lat później, był tutaj, w New Jersey, i grał na perkusji dla kościelnego zespołu rockowego.

Kiedy dojeżdżali do domu Grace, Yespa powiedział:

– Czas niczego nie zmienił, wiesz. Grace spojrzała za okno.

– Jimmy X nie strzelał.

– Wiem.

– A więc czego od niego chcesz?

– Nigdy nie przeprosił.

– Czy to by wystarczyło? Zastanowił się nad tym, a potem rzekł:

– Był pewien chłopiec, który ocalał. David Reed. Pamiętasz go?

– Tak.

– Stał obok Ryana. Tuż przy nim. Kiedy jednak wybuchło zamieszanie, napierający tłum wypchnął Reeda w górę. Chłopak i dostał się na scenę.

– Wiem.

– Pamiętasz, co powiedzieli jego rodzice? Pamiętała, ale nie odezwała się.

– Mówili, że Jezus uratował ich syna. Taka była Jego wola. – Głos Vespy nie zmienił się, lecz Grace wyczuwała w nim skrywaną wściekłość. – Rozumiesz, pan i pani Reed modlili się i Bóg wysłuchał ich modlitw. To był cud, mówili. Bóg ocalił ich syna, powtarzali. Tak jakby Bóg nie miał czasu albo chęci ratować mojego.

W samochodzie zapadła cisza. Grace mogła powiedzieć mu, że tamtego dnia zginęło wielu dobrych ludzi, w tym również takich, których rodzice żarliwie się modlili, że Bóg nie czyni takich rozróżnień. Jednak Yespa dobrze o tym wiedział. Tylko że to nie było dla niego żadnym pocieszeniem.

Kiedy wjechali na podjazd, zapadał zmrok. Przez okno kuchni Grace widziała sylwetki Córy i dzieci. Yespa powiedział:

– Chcę ci pomóc znaleźć męża.

– Nie wiem, co mógłbyś zrobić.

– Zdziwiłabyś się: – odparł. – Masz mój numer telefonu. Gdybyś czegoś potrzebowała, obojętnie czego, dzwoń. Nieważne, o jakiej porze. Będę czekał.

Cram otworzył drzwi. Vespa odprowadził ją do wejścia.

– Będę w kontakcie – obiecał.

– Dziękuję.

– Zamierzam również zostawić tu Crama, żeby obserwował twój dom. Spojrzała na Crama. W odpowiedzi lekko się uśmiechnął.

– To nie jest konieczne.

– Nie żartuj.

– Nie, naprawdę nie trzeba. Proszę. Yespa zastanowił się.

– Jeśli zmienisz zdanie…

– Dam ci znać.

Odwrócił się i odszedł. Patrzyła, jak wraca do samochodu i myślała o ryzyku paktowania z diabłem. Cram otworzył drzwi. Limuzyna jakby połknęła Vespę. Cram skinął głową Grace. Nie zareagowała. Uważała, że zna się na ludziach, ale Carl Yespa rozwiał to złudzenie. Nigdy nie dostrzegła ani nawet nie wyczuła w nim ani odrobiny zła. Mimo to wiedziała, że ono tam tkwi.

Zło, prawdziwe zło, jest właśnie takie.

Córa nastawiła wodę na ronzoni penne. Wrzuciła do rondla zawartość słoika Pręgo, po czym nachyliła się do ucha Grace.

– Pójdę sprawdzić pocztę. Może są już jakieś odpowiedzi – szepnęła.

Grace kiwnęła głową. Pomagała Bramie odrabiać lekcje i bardzo starała się skupić na tym całą uwagę. Córka miała na sobie dżersejowy strój koszykarza z Jason Kidd Nets. Kazała mówić na siebie Bob. Chciała być rozgrywającą. Grace nie wiedziała, co o tym myśleć, ale podejrzewała, że lepsze to niż kupowanie magazynu „Teen Beat” i wzdychanie do cukierkowatych boys bandów.

Pani Lamb, młoda lecz szybko starzejąca się nauczycielka Emmy, zadała dzieciom do domu naukę tabliczki mnożenia. Właśnie przerabiały mnożenie przez sześć, kiedy Grace zapytała, ile jest sześć razy siedem, Emma zaczęła się zastanawiać.

– Powinnaś znać to na pamięć – stwierdziła Grace.

– Po co? Potrafię to wyliczyć.

– Nie w tym rzecz. Musisz nauczyć się tego na pamięć, żeby później móc mnożyć większe, wielocyfrowe liczby.

– Pani Lamb nie mówiła, żeby uczyć się tego na pamięć.

– Mimo to powinnaś.

– Ale pani Lamb…

– Sześć razy siedem?

I tak to szło.

Max musiał znaleźć coś, co będzie mógł umieścić w „skrzynce sekretów”. Wkłada się coś do pudełka – w tym przypadku hokejowy krążek – a następnie daje kolegom z przedszkola trzy wskazówki, na podstawie których mają zgadnąć, co to takiego. Pierwsza wskazówka: to jest czarne. Druga wskazówka: używane w sporcie. I trzecia: lód. Niezłe.

Córa wróciła od komputera i pokręciła głową. Nic. Wzięła butelkę lindemansa, dobrego choć taniego chardonnay z Australii, i odkorkowała ją. Grace położyła dzieci do łóżek.

– Gdzie tatuś? – zapytał Max. Emma też o niego spytała.

– Dopisałam do mojego wiersza zwrotkę o hokeju. Grace zbyła ją niejasną uwagą o tym, że Jack musi pracować. Dzieci spoglądały na nią czujnie.

– Bardzo chciałabym usłyszeć ten wiersz – powiedziała Grace.

Emma niechętnie wyjęła dzienniczek.

Hokejowe kije, hokejowe kije, czy wy to lubicie?

Gdy ktoś wami w krążek bije, czy jeszcze grać chcecie?

Spojrzała na matkę. Grace nagrodziła ją głośnym „oo” oklaskami, ale niestety nie była równie entuzjastycznym słuchaczem jak Jack. Ucałowała dzieci na dobranoc i zeszła na dół. Butelka wina była już otwarta, więc usiadły przy niej z Córą. Tęskniła za Jackiem. Chociaż nie było go dopiero dwadzieścia cztery godziny i wielokrotnie wyjeżdżał służbowo na dłużej, dom już jakoś dziwnie podupadł. Miała poczucie nieodwracalnej straty. Tęsknota za nim była jak ćmiący ból.

Opróżniały kolejne kieliszki. Grace myślała o dzieciach. A także o życiu, drugim życiu bez Jacka. Zrobimy wszystko, żeby oszczędzić dzieciom cierpień. Utrata Jacka niewątpliwie byłaby ciężkim ciosem dla Grace. Trudno. Jakoś by to zniosła. Jednak jej ból byłby niczym w porównaniu z tym, co przeżyłyby te leżące na górze dzieci, które, jak wiedziała, jeszcze nie śpią i wyczuwają, że coś się stało.

Grace spojrzała na wiszące na ścianach fotografie.

Córa podeszła do niej.

– To dobry człowiek.

– Taak.

– Co ci jest?

– Za dużo wina – mruknęła Grace.

– Raczej za mało, gdyby ktoś mnie pytał. Dokąd zabrał cię Pan Gangster?

– Zobaczyć kościelny zespół rockowy.

– Fajna pierwsza randka.

– To długa historia.

– Zamieniam się w słuch.

Jednak Grace tylko pokręciła głową. Nie chciała myśleć o Jimmym X. Nagle coś przyszło jej do głowy. Rozważyła ten pomysł, przetrawiając go.

– No co? – spytała Córa.

– Może Jack wykonał nie tylko ten jeden telefon.

– Sądzisz, że dzwonił nie tylko do swojej siostry?

– Tak.

Córa skinęła głową.

– Macie założone konto internetowe?

– Korzystamy z AOL.

– Nie, mówię o opłatach za telefon.

– Jeszcze nie.

– No to teraz masz doskonałą okazję. – Córa wstała. Poruszała się nieco chwiejnie. Wino uderzyło im do głów. – Z czyich usług korzystacie, prowadząc rozmowy międzymiastowe? – spytała.

– Cascade.

Poszły do gabinetu do komputera Jacka. Córa usiadła za biurkiem i zabrała się do pracy. Wywołała stronę internetową Cascade. Grace podała jej potrzebne informacje: adres, numer ubezpieczenia społecznego i karty kredytowej. Otrzymały hasło. Cascade wysłało wiadomość na konto pocztowe Jacka, informując go, że właśnie zgodził się otrzymywać wykazy rozmów pocztą elektroniczną.

– Mamy je – oznajmiła Córa.

– Nie rozumiem.

– Sieciowe konto rozliczeniowe. Właśnie je założyłam. Teraz możesz przeglądać i płacić swoje rachunki telefoniczne za pośrednictwem Internetu.

Grace popatrzyła jej przez ramię.

– To rachunek za ubiegły miesiąc.

– Taa…

– Nie będzie na nim rozmów z zeszłej nocy.

– Hmm. Zaraz wyślę list z prośbą o taki wykaz. Możemy również zadzwonić do Cascade i zapytać.

– Nie prowadzą całodobowego serwisu. Dlatego są tani. – Grace nachyliła się do monitora. – Niech sprawdzę, czy wcześniej dzwonił do siostry.

Przesunęła wzrokiem po wykazie. Nic. Nie znalazła również żadnych nieznanych numerów. Już nie czuła się nieswojo, gdy to robiła, gdy sprawdzała męża, którego darzyła miłością i zaufaniem. Ten brak skrupułów był bardzo dziwny.

– Kto płaci rachunki? – zapytała Córa.

– Przeważnie Jack.

– Rachunki za telefon przychodzą do domu?

– Tak.

.- Sprawdzasz je?

– Pewnie.

Córa kiwnęła głową.

– Jack ma telefon komórkowy, prawda?

– I co z tego?

– Te rachunki też sprawdzasz?

– Nie, sam to robi. Córa uśmiechnęła się.

– No co?

– Kiedy mój były mnie zdradzał, korzystał z telefonu komórkowego, ponieważ tych rachunków nigdy nie sprawdzałam.

– Jack mnie nie zdradza.

– Jednak może mieć jakieś sekrety, prawda?

– Może – przyznała Grace. – Owszem, pewnie je ma.

– Zatem gdzie przechowuje rachunki za komórkę? Grace zajrzała do szuflady w biurku. Znalazła rachunki Cascade. Sprawdziła pod V jak Yerizon Wireless. Nic.

– Nie ma ich tu. Córa zatarła ręce.

– Oo, podejrzane. – Była w swoim żywiole. – Zatem zróbmy te czary, które się robi, kiedy czarusie nas czarują.

– Jakie czary?

– Powiedzmy, że Jack coś przed tobą ukrywa. Pewnie zniszczyłby rachunki zaraz po ich otrzymaniu, prawda? Grace pokręciła głową.

– Nie wierzę.

– Jednak tak by zrobił, prawda?

– No tak, owszem, gdyby miał przede mną jakieś tajemnice…

– Każdy ma jakieś tajemnice, Grace. Daj spokój, przecież wiesz. Chcesz powiedzieć, że to wszystko jest dla ciebie całkowitym zaskoczeniem?

W innych okolicznościach Grace milczałaby chwilę, przetrawiając tę nieprzyjemną prawdę, ale teraz nie było czasu na takie rozważania.

– No dobrze, załóżmy, że Jack zniszczył rachunki za komórkę. Jak możemy je odzyskać?

– W taki sam sposób jak te z Cascade. Założymy inne konto rozliczeniowe, tym razem w Yerizon Wireless. Córa zaczęła stukać w klawiaturę.

– Córo?

– Taak.

– Mogę cię o coś zapytać?

– Wal.

– Skąd to wszystko wiesz?

– Z doświadczenia. – Przestała pisać i popatrzyła na Grace. – Jak myślisz, w jaki sposób dowiedziałam się o Adolfie i Ewie?

– Szpiegowałaś ich?

– Owszem. Kupiłam książkę zatytułowaną Jak zdemaskować wiarołomcę czy jakoś tak. Wszystko tam było. Chciałam mieć pewność, że znam większość faktów, zanim przygwożdżę tego nędznego dupka.

– I co powiedział, kiedy pokazałaś mu dowody?

– Że mu przykro. I że już nigdy więcej tego nie zrobi. Obiecywał, że zerwie z Ivaną Implant i już nigdy się z nią nie spotka.

Grace obserwowała, jak jej przyjaciółka stuka w klawisze.

– Naprawdę go kochasz, prawda?

– Nad życie. – I nie przestając pisać, Córa dodała: – Co ty na to, żeby otworzyć drugą butelkę wina?

– Tylko jeśli już nigdzie dziś nie pojedziemy.

– Chcesz, żebym została na noc?

– Żadna z nas nie powinna dziś prowadzić samochodu, Córo.

– Dobra, umowa stoi.

Grace wstała i lekko zakręciło jej się w głowie. Poszła do kuchni. Córze często zdarzało się wypić za dużo, ale tego wieczoru Grace z przyjemnością się do niej przyłączyła. Otworzyła drugą butelkę lindemansa. Wino było ciepłe, więc wrzuciła do kieliszków po kostce lodu. Wprawdzie tak się nie robi, ale obie lubiły zimne wino.

Kiedy wróciła do gabinetu, usłyszała pomrukiwanie drukarki. Grace podała Córze kieliszek i usiadła. Spoglądała w głąb swojego kieliszka. Zaczęła kręcić głową.

– Co? – zapytała Córa.

– W końcu poznałam siostrę Jacka.

– Tak?

– Wyobraź sobie, nazywa się Sandra Koval. Do tej pory nawet tego nie wiedziałam.

– Nigdy nie pytałaś o nią Jacka?

– Właściwie nie.

– Dlaczego? Grace upiła łyk wina.

– Nie potrafię tego wyjaśnić.

– Spróbuj.

Zastanawiała się, jak to ująć.

– Sądziłam, że to normalne. No wiesz, zostawianie takich spraw w spokoju. Ja uciekałam przed czymś. On nigdy nie zmuszał mnie do zwierzeń.

– I dlatego ty go też nigdy nie naciskałaś?

– To było coś więcej.

– Co?

Grace zastanowiła się przez chwilę.

– Nigdy nie wierzyłam w gadki typu „nie mamy przed sobą żadnych sekretów”. Jack pochodził z bogatej rodziny, z którą nie chciał mieć nic wspólnego. Pokłócili się. Tyle wiedziałam.

– Na czym się wzbogacili?

– Dlaczego pytasz?

– Na czym robią pieniądze?

– Prowadzą jakąś firmę ubezpieczeniową. Założył ją dziadek Jacka. Fundusze powiernicze, akcje i udziały, takie rzeczy. Nie są Onassisami, ale chyba mają sporo forsy. Jack nie chciał mieć z nimi do czynienia. Nie był członkiem zarządu. Nie tknął ich pieniędzy. Załatwił to tak, że zawiesił wypłaty z funduszu powierniczego na jedno pokolenie.

– Zatem pieniądze przypadną Emmie i Maxowi?

– Taak.

– A co ty o tym myślisz? Grace wzruszyła ramionami.

– Wiesz, co sobie nagle uświadomiłam?

– Zamieniam się w słuch.

– Dlaczego nigdy nie naciskałam Jacka? To nie miało nic wspólnego z poszanowaniem prywatności.

– Aż czym?

– Kochałam go. Kochałam go bardziej niż jakiegokolwiek innego mężczyznę…

– Wyczuwam jakieś „ale”.

Grace poczuła, że łzy napływają jej do oczu.

– Jednak to wszystko wydawało się takie kruche. Czy to ma jakiś sens? Przy nim… choć wiem, że to zabrzmi głupio… ale kiedy byłam z Jackiem, poczułam się szczęśliwa po raz pierwszy od śmierci mojego ojca.

– Wiele wycierpiałaś – przypomniała Córa. Grace nie odpowiedziała.

– Bałaś się, że czar pryśnie. Nie chciałaś znowu cierpieć.

– I dlatego wolałam nie wiedzieć?

– Słuchaj, podobno niewiedza jest błogosławieństwem, no nie?

– Ty w to wierzysz? Córa wzruszyła ramionami.

– Gdybym nie nakryła Adolfa, pewnie poromansowałby sobie na boku i skończył z Ewą. Mogłabym nadal być z mężczyzną, którego kocham.

– Możesz go przyjąć z powrotem.

– Nic z tego.

– Dlaczego?

Córa zastanowiła się.

– Chyba potrzebna mi nieświadomość.

Podniosła kieliszek i pociągnęła spory łyk.

Drukarka przestała pomrukiwać. Grace wyjęła kartki i zaczęła je przeglądać. Większość numerów znała. Właściwie znała prawie wszystkie. Jednak jeden natychmiast rzucił jej się w oczy.

.- Sześć, zero, trzy to kierunkowy jakiego obszaru?

– Nie mam pojęcia. Która to rozmowa? Grace pokazała jej na ekranie monitora. Córa przesunęła kursor na wskazaną rozmowę.

– Co robisz? – spytała Grace.

– Jak klikniesz ten numer, powiedzą ci, kto dzwonił.

– Naprawdę?

– O rany, w którym stuleciu ty żyjesz? Teraz wszystko jest skomputeryzowane.

– A więc wystarczy tylko kliknąć odpowiedni link?

– I dowiesz się wszystkiego. Chyba że to zastrzeżony numer.

Córa nacisnęła lewy przycisk myszy. Na ekranie pojawił się prostokąt z napisem: NUMER NIE FIGURUJE W SPISIE.

– No i masz. Zastrzeżony. Grace spojrzała na zegarek.

– Jest dopiero dziewiąta trzydzieści – zauważyła. – Jeszcze nie za późno, żeby zadzwonić.

– W przypadku zaginięcia męża, nigdy nie jest za późno.

Grace podniosła słuchawkę i wybrała numer. Usłyszała świdrujący dźwięk, nieco przypominający pisk sprzężenia podczas próby Rapture. Potem mechaniczny głos oznajmił: „Abonent o wybranym numerze… – po czym wymienił numer – został odłączony. Nie mogę podać innych informacji na ten temat”.

Graco zmarszczyła brwi.

– Co jest?

– Kiedy Jack ostatni raz dzwonił pod ten numer? Córa sprawdziła.

– Trzy tygodnie temu. Rozmawiał osiemnaście minut.

– Abonent został odłączony.

– Hmm, kierunkowy sześć, zero, trzy – mruczała pod nosem Córa, wywołując inną stronę internetową. Wystukała sześćset trzy i nacisnęła „enter”. Niemal natychmiast otrzymała odpowiedź.

– To New Hampshire. Zaczekaj, przepuścimy to przez Google'a.

– Co? New Hampshire?

– Numer telefonu.

– I co nam to da?

– Masz zastrzeżony numer telefonu, zgadza się?

– Zgadza.

– Zaczekaj, coś ci pokażę. Nie zawsze się udaje, ale popatrz. – Córa wprowadziła do wyszukiwarki numer telefonu Grace. – Google przeszuka całą sieć, szukając takiego ciągu cyfr. Nie tylko w spisach telefonów. To nic by nie dało, ponieważ, jak już powiedziałaś, twój numer telefonu nie figuruje w spisie. Jednak…

Córa nacisnęła „enter”. Wyszukiwarka znalazła jedną wiadomość. Na witrynie z informacją o konkursie malarskim organizowanym przez Brandeis University, którego absolwentką była Grace. Na ekranie pojawiło się jej nazwisko i numer telefonu.

– Byłaś w jury tego konkursu? Grace skinęła głową.

– Owszem. Nagrodą było przyjęcie na studia.

– No widzisz. Jest tu twoje nazwisko, adres i telefon, tak samo jak dane innych jurorów. Zapewne im je podałaś. Grace pokręciła głową.

– Wyrzuć magnetofon ośmiościeżkowy i witaj w erze informatyki – powiedziała Córa. – Teraz, kiedy znam już twoje nazwisko, mogę przeprowadzić milion rozmaitych poszukiwań. Znaleźć stronę internetową twojej galerii. Dowiedzieć się, gdzie chodziłaś do college'u. Cokolwiek. No, spróbujmy z tym kierunkowym sześć zero trzy.

Palce Córy znów zaczęły śmigać po klawiaturze. Wcisnęła „enter”.

– Zaczekaj, coś mamy. – Zmrużyła oczy, wpatrując się w ekran. – Bob Dodd.

– Bob?

– Tak. Nie Robert. Bob. – Córa obejrzała się na Grace. – Czy to imię wydaje ci się znajome?

– Nie.

– Adres do korespondencji to skrzynka pocztowa w Fitzwilliam w stanie New Hampshire. Byłaś tam kiedyś?

– Nie.

– A Jack?

– Nie sądzę. Chcę powiedzieć, że chodził do szkoły w Vermont, więc mógł odwiedzić New Hampshire, ale nigdy nie byliśmy tam razem.

Z góry doleciał jakiś dźwięk. To Max płakał przez sen.

– Idź – powiedziała Córa. – Ja zobaczę, co uda się wygrzebać na temat naszego zacnego pana Dodda.

Gdy Grace ruszyła w kierunku sypialni syna, znów poczuła znajome kłucie w piersi. To Jack był w tym domu nocnym markiem. On zajmował się złymi snami i nocnymi wołaniami o wodę. To on trzymał dzieci o trzeciej nad ranem, kiedy budziły się, żeby… no, zwymiotować. W dzień Grace zajmowała się wycieraniem nosów, mierzeniem temperatury, podgrzewaniem rosołu, wmuszaniem syropu przeciwkaszlowego. Nocna zmiana należała do Jacka.

Max płakał, kiedy weszła do jego pokoju. Szlochał cicho, prawie kwilił, co było żałośniejsze od najgłośniejszego krzyku. Grace objęła go. Całe jego drobne ciałko dygotało. Kołysała się, tuląc go i uspokajając. Szeptała, że mama jest przy nim, że wszystko w porządku, że jest bezpieczny.

Max uspokoił się dopiero po dłuższej chwili. Grace zaprowadziła go do łazienki. Chociaż Max miał dopiero sześć lat, sikał jak dorosły mężczyzna, czyli, krótko mówiąc, nie trafiając do muszli klozetowej. Chwiał się, zasypiając na stojąco. Kiedy skończył, pomogła mu podciągnąć piżamkę z rybką Nemo. Położyła go z powrotem do łóżka i spytała, czy chce opowiedzieć jej ten zły sen. Pokręcił głową i znów zasnął.

Grace patrzyła, jak jego szczupła klatka piersiowa podnosi Sl? i opada. Był bardzo podobny do swojego ojca.

Po pewnym czasie zeszła na dół. Panowała cisza. Córa już nie stukała w klawiaturę. Grace weszła do gabinetu. Krzesło za biurkiem było puste. Córa stała w kącie pokoju. W dłoni ściskała kieliszek.

– Córo?

– Wiem, dlaczego telefon Boba Dodda został wyłączony.

Grace jeszcze nigdy nie słyszała takiego napięcia w głosie Córy. Zaczekała, aż przyjaciółka coś doda, ale Córa wyglądała na pogrążoną w myślach.

– Co się z nim stało? – zapytała Grace. Córa upiła łyk wina.

– Według artykułu w „New Hampshire Post” Bob Dodd nie żyje. Został zamordowany dwa tygodnie temu.

Загрузка...