Na pogrzebie był tłum ludzi. Grace zwykle nosiła szkła kontaktowe. Tego dnia zdjęła je i nie założyła okularów.
Wszystko to łatwiej było znieść, kiedy się rozmazywało.
Siedziała w pierwszej ławce i myślała o Jacku. Już nie widziała go na plaży czy w winnicy. Obrazem, który zapamiętała najlepiej i na zawsze miała zachować w sercu, był Jack trzymający nowo narodzoną Emmę, sposób w jaki obejmował ją szerokimi ramionami, jakby obawiał się, że coś jej się stanie, że zrobi jej krzywdę, a potem odwrócił się do Grace i spojrzał na nią z zachwytem. Właśnie to widziała.
Reszta, wszystko, co teraz wiedziała o jego przeszłości, było białą plamą.
Sandra Koval przyszła na pogrzeb. Trzymała się na uboczu. Przeprosiła za nieobecność ojca. Jest stary i chory.
Grace powiedziała, że to rozumie. Nie uściskały się. Scott Duncan też tam był. Stu Perlmutter i Cora również. Grace nie miała pojęcia, ile osób przyszło na pogrzeb. I nie obchodziło ją to. Trzymała swoje dzieci za ręce i starała się jakoś to przetrwać.
Po dwóch tygodniach dzieci znowu zaczęły chodzić do szkoły. Oczywiście były pewne problemy. Zarówno Emma jak i Max mieli objawy choroby sierocej. Grace wiedziała, że to normalne. Odprowadzała dzieci do szkoły. I była tam z powrotem przed ostatnim dzwonkiem, żeby zabrać je do domu. Cierpiały. Grace wiedziała, że to cena za posiadanie czułego i kochającego ojca. Jego utrata nigdy nie przestaje boleć.
Teraz jednak nadszedł czas, aby zakończyć tę sprawę.
Sekcja.
Ktoś mógłby powiedzieć, że to protokół obdukcji, kiedy go przeczytała i zrozumiała, znowu wstrząsnął posadami jej świata. Wcale nie. Sekcja tylko potwierdziła to, co Grace już wiedziała. Jack był jej mężem. Kochała go. Byli razem przez trzynaście lat. Mieli dwoje dzieci. I chociaż on najwidoczniej miał przed nią tajemnice, pewnych rzeczy mężczyzna nie może ukryć.
Niektóre zawsze wyjdą na jaw.
Dlatego Grace wiedziała.
Znała jego ciało. Jego skórę. Znała każdy mięsień na jego plecach. Tak więc nie potrzebowała autopsji. Nie musiała czytać protokołu z sekcji zwłok, żeby dowiedzieć się tego, co dla niej było oczywiste.
Jack nie miał żadnych blizn.
A to oznaczało, pomimo tego, co powiedział Jimmy X, wbrew temu, co Gordon Mackenzie mówił do Wade'a Larue, że Jacka nikt nigdy nie postrzelił.
Grace najpierw odwiedziła Photomat i odnalazła Josha Kozią Bródkę. Następnie pojechała z powrotem do Bedminster, do apartamentowca, w którym mieszkała matka Shane'a Alwortha. Potem przebrnęła przez dokumenty dotyczące funduszu powierniczego Jacka. Znała prawnika z Livingston, który teraz pracował jako agent sportowy na Manhattanie.
Zakładał wiele funduszów powierniczych dla swoich bogatych sportowców. Przejrzał papiery i wyjaśnił jej co nieco, tak że zrozumiała.
A potem, kiedy zebrała już wszystkie fakty, odwiedziła Sandrę Koval, swoją drogą szwagierkę, w jej nowojorskim biurze Burtona i Crimstein.
Tym razem Sandra Koval nie spotkała się z nią w recepcji. Grace oglądała galerię zdjęć i ponownie przystanęła przed fotografią tej zapaśniczki, Małej Pocahontas, gdy kobieta w haftowanej bluzce poprosiła ją, żeby poszła za nią. Poprowadziła Grace korytarzem do tej samej sali konferencyjnej, w której rozmawiała z Sandrą pierwszy raz – całe wieki temu.
– Pani Koval zaraz do pani przyjdzie.
– Wspaniale.
Kobieta zostawiła ją samą. Pomieszczenie wyglądało dokładnie tak samo jak poprzednio, tylko że teraz przed każdym pustym krzesłem leżał żółty notatnik i tani długopis. Grace nie miała ochoty siadać. Przechadzała się, a raczej kuśtykała, tam i z powrotem, odtwarzając w myślach fakty. Zadzwoniła jej komórka. Rzuciła kilka słów do aparatu i rozłączyła się.
Trzymała jednak telefon pod ręką. Na wszelki wypadek.
– Cześć, Grace.
Sandra Koval wpłynęła do sali niczym burzowa chmura.
Skierowała się prosto do lodówki, otworzyła ją i zajrzała do środka.
– Mogę zaproponować ci coś do picia?
– Nie.
Wciąż zaglądając do środka, zapytała:
– Jak tam dzieci?
Grace nie odpowiedziała. Sandra Koval wygrzebała wodę mineralną Perrier. Odkręciła kapsel i usiadła.
– O cóż więc chodzi?
Czy powinna ostrożnie wybadać sytuację, czy uderzyć z marszu? Grace wybrała to drugie.
– Nie podjęłaś się obrony Wade'a Larue ze względu na mnie – zaczęła bez żadnych wstępów. – Zajęłaś się nim, ponieważ chciałaś mieć go na oku.
Sandra Koval nalała wody do szklanki.
– To mogłoby, hipotetycznie, być prawdą.
– Hipotetycznie?
– Tak. Mogłam, oczywiście zupełnie hipotetycznie, reprezentować Wade'a Larue, aby chronić pewnego członka mojej rodziny. Nawet jednak gdybym to zrobiła, nadal starałabym się działać w jak najlepszym interesie mojego klienta.
– Dwa wróble w garści?
– Może…
– A ten członek rodziny… Był nim twój brat?
– Bardzo możliwe.
– Możliwe – powtórzyła Grace. – Tylko że tak nie było.
Nie zamierzałaś chronić swojego brata.
Spojrzały sobie w oczy.
– Wiem – powiedziała Grace.
– Ach tak? – Sandra upiła łyk wody. – No to może mnie oświecisz.
– Miałaś… ile? Dwadzieścia siedem lat? Dopiero co po studiach prawniczych i zatrudniona jako adwokat od spraw kryminalnych?
– Tak.
– Byłaś mężatką. Miałaś dwuletnią córkę. Przed sobą obiecującą karierę. A potem twój brat wszystko popsuł. Byłaś tamtej nocy w Boston Garden. To ty byłaś tą drugą kobietą za kulisami, nie Geri Duncan.
– Rozumiem – powiedziała Sandra bez cienia strachu. Skąd o tym wiesz?
– Jimmy X powiedział, że jedna z tych kobiet była ruda to Sheila Lambert – a druga, ta, która go podjudzała, miała ciemne włosy. Geri Duncan była blondynką. Ty, Sandro, masz ciemne włosy.
Sandra Koval roześmiała się.
– I czego to ma dowodzić?
– Samo w sobie niczego. Nie wiem nawet, czy to jest istotne. Geri Duncan zapewne też tam była. Może to ona odwróciła uwagę Gordona Mackenziego, żebyście mogli wtargnąć za kulisy. Sandra Koval zbyła to niedbałym machnięciem ręki.
– Mów dalej, to interesujące.
– Mam przejść do sedna sprawy?
– Bardzo proszę.
– Zarówno Jimmy X jak i Gordon Mackenzie twierdzili, że twój brat został tamtej nocy postrzelony.
– Bo został. Leżał w szpitalu przez trzy tygodnie.
– W którym szpitalu?
Nie zawahała się, nie mrugnęła okiem, z niczym się nie zdradziła.
– Mass Generał.
Grace pokręciła głową. Sandra się skrzywiła.
– Chcesz mi powiedzieć, że sprawdziłaś wszystkie szpitale w Bostonie?
– Nie musiałam – powiedziała Grace. – Nie miał żadnej blizny.
Milczenie.
– Widzisz, Sandro, po ranie od kuli zostałaby blizna. To proste. Twój brat został postrzelony. Mój mąż nie miał żadnej blizny. Można to wyjaśnić tylko w jeden sposób.
Grace położyła dłonie na stole. Lekko się trzęsły.
– Nigdy nie byłam żoną twojego brata.
Sandra Koval milczała.
– Twój brat, John Lawson, został postrzelony tamtego wieczoru. Ty i Sheila Lambert pomogłyście mu uciec w zamieszaniu. Jednak był śmiertelnie ranny. Przynajmniej taką mam nadzieję, gdyż w przeciwnym razie oznaczałoby to, że go zabiłaś.
– Po co miałabym to robić?
– Ponieważ gdybyś zawiozła go do szpitala, personel zgłosiłby ranę postrzałową. Gdybyś pokazała się tam ze zwłokami, a nawet zostawiła je na ulicy, ktoś doszedłby do tego, gdzie byłaś, kiedy go zastrzelono. Jako obiecująca prawniczka byłaś przerażona. Założę się, że Sheila Lambert też. Po tym wszystkim rozpętało się piekło. Główny prokurator… do diabła z nim, nawet Carl Vespa wystąpił w telewizji, domagając się krwi. Tak samo jak wszystkie rodziny. Gdyby cię przyłapali, wylądowałabyś w areszcie lub gorzej.
Sandra Koval nadal milczała.
– Zadzwoniłaś do ojca? Zapytałaś go, co masz robić? Czy też skontaktowałaś się z jednym ze swoich dawnych klientów kryminalistów? A może sama pozbyłaś się ciała?
Sandra zachichotała.
– Masz bujną wyobraźnię, Grace. Mogę cię teraz o coś zapytać?
– Pewnie.
– Jeśli John Lawson umarł przed piętnastoma laty, to za kogo wyszłaś?
– Wyszłam za Jacka Lawsona – powiedziała Grace. Który wcześniej był znany jako Shane Alworth.
Grace uświadomiła sobie, że Bric Wu nie przetrzymywał w piwnicy dwóch mężczyzn. Tylko jednego. Tego, który się poświęcił, żeby ją uratować. Tego, który zapewne wiedział, że umrze, i chciał wyznać prawdę w jedyny dostępny mu sposób.
Sandra Koval prawie się uśmiechnęła.
– Niesamowita teoria.
– Którą łatwo będzie udowodnić.
Prawniczka odchyliła się do tyłu i skrzyżowała ręce na piersi.
– Czegoś w tym twoim scenariuszu nie rozumiem. Dlaczego po prostu nie ukryłam ciała mojego brata i nie upozorowałam jego ucieczki?
– Zbyt wiele osób zadawałoby pytania – odparła Grace.
– Przecież właśnie tak się stało z Shane'em Alworthem i Sheilą Lambert. Po prostu znikli.
– To prawda – przyznała Grace. – Może miało to coś wspólnego z waszym funduszem powierniczym.
Słysząc to, Sandra znieruchomiała.
– Funduszem?
– Znalazłam dokumenty w biurku Jacka. Pokazałam je pewnemu znajomemu. Wygląda na to, że twój dziadek podzielił ten fundusz na sześć części. Miał dwoje dzieci i czworo wnuków. Na moment zapomnijmy o pieniądzach. Porozmawiajmy o głosach. Wszyscy mieliście takie same udziały, po jednej szóstej, a wasz ojciec miał dodatkowe cztery procent. W ten sposób wasza rodzina miała kontrolny pakiet udziałów pięćdziesiąt dwa procent do czterdziestu ośmiu. Jednak, a nie jestem dobra w tych sprawach, więc proszę o cierpliwość, wasz dziadek chciał, żeby interes pozostał w rodzinie. Gdyby któreś z was umarło przed ukończeniem dwudziestu pięciu lat, jego udziały zostałyby rozdzielone pomiędzy pozostałych. Na przykład gdyby twój brat umarł tamtej nocy po koncercie, wasza strona rodziny, czyli ty i twój ojciec, już nie dysponowalibyście większością udziałów.
– Oszalałaś.
– Możliwe – przyznała Grace. – Powiedz mi jednak, Sandro, czym się kierowałaś? Obawą przed schwytaniem czy przed utratą kontroli nad rodzinnym interesem? Zapewne jednym i drugim. Tak czy inaczej, wiem, że skłoniłaś Shane'a Alwortha, żeby udawał twojego brata. Łatwo będzie to udowodnić. Wygrzebiemy stare zdjęcia. Możemy zrobić badanie DNA.
Chcę powiedzieć, że to już koniec.
Sandra zaczęła bębnić po stole czubkami palców.
– Gdyby to była prawda – powiedziała – człowiek, którego kochałaś, okłamywał cię przez te wszystkie lata.
– To prawda, jak by na to nie patrzeć. Jak udało ci się go namówić?
– To ma być retoryczne pytanie, tak?
Grace wzruszyła ramionami.
– Pani Alworth powiedziała mi, że byli biedni – ciągnęła Grace. – Nie mogła posłać młodszego syna, Paula, do college'u. Mieszkała w norze. Ja jednak podejrzewam, że posłużyłaś się groźbą. Jeśli jeden członek zespołu Allaw pójdzie na dno, wszyscy pozostali również. Pewnie myślał, że nie ma wyboru.
– Daj spokój, Grace. Naprawdę sądzisz, że taki biedny chłopak jak Shane Alworth mógł udawać mojego brata?
– A czy to było takie trudne? Jestem pewna, że ty i twój ojciec mu w tym pomogliście. Zdobycie dokumentów nie było żadnym problemem. Miałaś metrykę brata oraz stosowne papiery. Po prostu powiedziałaś, że ukradziono mu portfel. Potem poszło już łatwo. Wyrobił sobie nowe prawo jazdy, nowy paszport i wszystko, co było potrzebne. Znalazłaś nowego adwokata w Bostonie. Mój znajomy zauważył, że zrezygnowałaś z usług prawnika w Los Angeles, który nie wiedział, jak wyglądał John Lawson. Ty, twój ojciec i Shane przyszliście do jego biura z odpowiednimi dokumentami. Kto by coś kwestionował? Twój brat właśnie skończył uniwersytet Vermont, więc nie musiał pokazywać się tam w nowym wcieleniu. Shane mógł wyjechać za ocean. Gdyby ktoś go tam spotkał, no cóż, przedstawiłby się jako Jack i powiedział, że John Lawson to ktoś inny. To nie jest takie rzadkie nazwisko.
Grace czekała.
Sandra skrzyżowała ręce na piersi.
– Czy teraz powinnam się załamać i złożyć zeznanie?
– Ty? Nie, nie sądzę. Tylko przestań udawać. Sama wiesz, że to już koniec. Bez problemu można udowodnić, że mój mąż nie był twoim bratem.
Sandra Koval zamyśliła się na chwilę.
– Być może – powiedziała, starannie ważąc słowa. Nie jestem jednak pewna, czy popełniono tu jakieś przestępstwo.
– Jak to?
– Załóżmy, również hipotetycznie, że masz rację. Powiedzmy, że skłoniłam twojego męża, żeby udawał mojego brata. To było piętnaście lat temu. Kwestia przedawnienia. Moi kuzyni mogliby wytoczyć mi sprawę o bezprawne zarządzanie funduszem, ale woleliby uniknąć skandalu. Doszlibyśmy do porozumienia. A nawet gdyby to, co powiedziałaś, było prawdą, nie popełniłam żadnego poważnego przestępstwa. Gdybym tamtego wieczoru rzeczywiście była na koncercie, to przy tym całym szaleństwie, jakie rozpętało się później w mediach, kto mógłby mieć mi za złe, że się bałam?
– Ja na pewno nie – powiedziała cicho Grace.
– No właśnie, sama widzisz.
– I z początku nie zrobiłaś niczego złego. Poszłaś na ten koncert, szukając sprawiedliwości. Zobaczyć się z człowiekiem, który ukradł piosenkę napisaną przez twojego brata i jego przyjaciela. To nie zbrodnia. Wszystko poszło nie tak. Twój brat zginął. Nic nie mogłaś na to poradzić. Tak więc zrobiłaś to, co w tej sytuacji uznałaś za najlepsze. Grałaś takimi kartami, jakie miałaś w ręku.
Sandra Koval rozłożyła ręce.
– No to czego chcesz, Grace?
– Chyba odpowiedzi.
– Wygląda na to, że niektóre już znasz. – Podniosła wskazujący palec i dodała: – Oczywiście teoretycznie.
– I może sprawiedliwości.
– Jakiej sprawiedliwości? Sama przed chwilą powiedziałaś, że to było zupełnie zrozumiałe.
– To tak – powiedziała Grace, łagodnie. – I gdyby na tym się skończyło, to pewnie zostawiłabym cię w spokoju.
. Tylko że to nie wszystko.
Sandra Koval czekała.
– Sheila Lambert też się bała. Wiedziała, że najlepiej będzie zmienić nazwisko i zniknąć. Wszyscy członkowie zespołu postanowili zachować w tej sprawie milczenie i rozjechać się po świecie. Geri Duncan pozostała na miejscu. Z początku nie stanowiła żadnego problemu. Potem odkryła, że jest w ciąży.
Sandra zamknęła oczy.
– Kiedy zgodził się zostać Johnem Lawsonem, Shane, mój Jack, musiał zerwać wszystkie dotychczasowe kontakty i wyjechać za granicę. Geri Duncan nie mogła go znaleźć. Miesiąc później dowiedziała się, że jest w ciąży. Rozpaczliwie chciała znaleźć ojca dziecka. Przyszła do ciebie. Pewnie chciała wszystko odkręcić. Wyznać prawdę, żeby dziecko miało ojca. Znasz mojego męża. Nigdy nie odwróciłby się do niej plecami, gdyby uparła się urodzić to dziecko. Może i on zechciałby wszystko wyjaśnić. I co wtedy stałoby się z tobą, Sandro?
Grace spojrzała na swoje dłonie. Wciąż drżały.
– Dlatego musiałaś uciszyć Geri. Jesteś adwokatem od spraw karnych. Bronisz przestępców. I jeden z nich pomógł ci znaleźć płatnego zabójcę, niejakiego Monte Scanlona.
– Nie zdołasz tego udowodnić – powiedziała Sandra.
– Mijały lata – ciągnęła Grace. – Jack Lawson jest moim mężem. – Zamilkła na moment, wspominając to, co Carl Vespa powiedział o tym, że Jack Lawson odszukał ją we Francji. Nadal coś się nie zgadzało. – Mamy dzieci. Mówię Jackowi, że chcę wrócić do kraju. On nie chce. Nalegam. Są dzieci. Chcę wrócić do Stanów Zjednoczonych. Pewnie to moja wina. Gdyby powiedział mi prawdę…
– Jak byś zareagowała, Grace?
Zastanawiała się nad tym.
– Nie wiem.
Sandra Koval uśmiechnęła się.
– Podejrzewam, że on też nie miał pojęcia.
Grace wiedziała, że Sandra ma rację, ale nie była to odpowiednia chwila na komplementy.
– W końcu przenieśliśmy się do Nowego Jorku. Nie wiem jednak, co stało się potem, Sandro, więc będziesz musiała trochę mi pomóc. Sądzę, że wobec zbliżającej się rocznicy tragedii oraz wyjścia Wade'a Larue na wolność, Sheila Lambert, a może nawet Jack, zdecydowali, że czas wyznać prawdę.
Jack nigdy dobrze nie sypiał. Może oboje chcieli uwolnić się od poczucia winy, nie wiem. Oczywiście, nie mogłaś na to pozwolić. Im może by wybaczono, ale nie tobie. Kazałaś zabić Geri Duncan.
– Ponownie zapytam: a dowodem tego jest…?
– Dojdziemy do tego. Okłamywałaś mnie od początku, ale w jednej sprawie powiedziałaś prawdę.
– Och, cudownie – rzuciła sarkastycznie Sandra. A w jakiejż to?
– Kiedy Jack zobaczył w kuchni to stare zdjęcie, sprawdził w sieci Geri Duncan. Dowiedział się, że zginęła w pożarze, i zaczął podejrzewać, że to nie był wypadek. Dlatego zadzwonił do ciebie. To była ta dziewięciominutowa rozmowa. Bałaś się, że się załamie, i wiedziałaś, że musisz działać szybko. Obiecałaś Jackowi, że wszystko wyjaśnisz, ale nie przez telefon. Umówiłaś się z nim na spotkanie przy New York Thruway. Potem zadzwoniłaś do Larue i powiedziałaś, że to będzie doskonały moment, żeby się zemścić. Sądziłaś, że Larue każe Wu zabić Jacka, a nie porwać go.
– Nie muszę tego słuchać.
Jednak Grace nie zamilkła.
– Moją największą pomyłką było to, że pokazałam ci wtedy tę fotografię. Jack nie wiedział, że zrobiłam kopię. No i nagle pojawiło się to zdjęcie, na którym każdy mógł zobaczyć twojego nieżyjącego brata oraz jego nowe wcielenie. Musiałaś uciszyć i mnie. Dlatego posłałaś tego faceta z pudełkiem śniadaniowym, żeby mnie nastraszył. Jednak ja nie usłuchałam.
Wtedy posłużyłaś się Wu. Miał się dowiedzieć, co wiem, a potem mnie zabić.
– No dobrze, dość tego. – Sandra Koval wstała. – Wynoś się z mojego biura.
– Nie masz nic do dodania?
– Wciąż czekam na dowód.
– Nie mam żadnego – powiedziała Grace. – Może jednak sama Się przyznasz.
Sandra się roześmiała.
– Co, myślisz, że nie wiem, że masz założony podsłuch?
Nie powiedziałam i nie zrobiłam niczego, co byłoby podstawą do oskarżenia mnie o cokolwiek.
– Spójrz przez okno, Sandro.
– Co?
– Okno. Popatrz na chodnik. Chodź, pokażę ci.
Grace pokuśtykała do olbrzymiego panoramicznego okna i wskazała coś palcem. Sandra Koval podeszła ostrożnie, jakby spodziewała się, że Grace wypchnie ją przez szybę. Jednak nie o to chodziło Grace. Wcale nie.
Sandra Koval spojrzała w dół i z jej ust wyrwał się cichy jęk. Na chodniku przed budynkiem, przechadzając się tam i z powrotem jak dwa lwy, czekali Carl Vespa i Cram. Grace odwróciła się i ruszyła do drzwi.
– Dokąd idziesz? – zawołała Sandra.
. – Och – powiedziała Grace, zawróciła i napisała coś na karteczce. – To numer telefonu kapitana Perlmuttera. Masz wybór. Możesz zadzwonić i wyjść stąd razem z nim. Albo możesz spróbować szczęścia na ulicy.
Położyła kartkę na stole konferencyjnym. A potem, nie odwracając się, opuściła pokój.