ROZDZIAŁ II

Vinga była pewna, że do końca życia nie zapomni tego wieczoru w jadalni w Elistrand, kiedy wszystko tonęło w niesamowitej ciszy i tylko śnieg zacinał w szyby. Wtedy jednak nie wiedziała jeszcze, co będzie musiała przeżyć później…

W tym momencie kiedy gasły świece, miała w głowie tylko jedną myśl: za nic nie puścić dłoni Heikego. Zwłaszcza że on ostrożnie próbował się uwolnić. Vinga nie odgrywała tutaj głównej roli. Była zaledwie figurą z drugiego planu i w ogóle nie miała tu nic do roboty. To dziwne, ale nie odczuwała dumy, że się tu znalazła. Jedyne, co czuła, to skrępowanie i coś jakby uniesienie. No i jeszcze lękliwe bicie własnego serca, od tego żadną miarą uwolnić się nie mogła. Choć przecież już raz towarzyszyła Heikemu, kiedy spotykał się z opiekunami. Wtedy na strychu w Grastensholm.

Obecne spotkanie było inne, wydawało jej się ważniejsze.

Sama widziała niewiele; jadalnię rozjaśniał jedynie blask ognia z kominka i samotna świeca na stole w sąsiednim pokoju. Światło ledwie dosięgało drzwi. Kiedy gasły świece, mało brakowało, a byłaby zawołała: „Nie, zaczekajcie, my tu przecież niczego nie zobaczymy!” Okazała się jednak na tyle dobrze wychowana, by milczeć. Ale to nie było normalne zachowanie Vingi.

Wszystko wydawało jej się strasznie podniecające i niesamowite. Pomyśleć, że istoty z zaświatów chcą rozmawiać z jej Heikem! Podziw Vingi, żeby nie powiedzieć: ubóstwienie, wzrósł znowu, jakby to jeszcze było potrzebne. Jej uwielbienie dla Heikego i tak przekraczało wszelkie granice.

Nagle stwierdziła, że rozmowa już się toczy. Słyszała te dziwnie oddalone głosy, przypominające chrzęst kryształu, i dostrzegała, że przedmioty rozstawione na stole poruszają się nieznacznie. Heike odpowiadał cicho, od czasu do czasu zadawał jakieś pytanie, zniżył jednak głos do tego stopnia, że nie była w stanie rozumieć, co mówi.

Długo tak rozmawiali w ten irytująco niezrozumiały sposób. Od czasu do czasu docierały co prawda do Vingi fragmenty zdań, lecz nie umiała doszukać się w tym żadnego sensu. Miała jednak wrażenie, że w głosach czworga przybyszów brzmi ostrzegawczy ton.

Rzecz jasna nie widziała żadnego z nich. W ogóle nie widziała nic. Dostrzegała jedynie, w którą stronę zwraca się Heike, i natychmiast sama też się pochylała, starając się robić mądrą minę.

Rozmowa trwała długo, bardzo długo. Nagle Vinga poczuła coś, co mogło być czułym muśnięciem w policzek. Jakby ją pogłaskała jakaś duża, męska dłoń. Czy to Ulvhedin? Jej własny przodek? Za chwilę odczuła kolejne muśnięcie, tym razem delikatne, kobiece. To musiała być ciocia Ingrid, ją przecież Vinga znała w dzieciństwie. Piękna wiedźma z Grastensholm.

Mimo wszystko więc zauważyli też i jej obecność! Czuła się nieopisanie dumna. O, jak jej to pochlebiało!

Heike zapalił świece i światło rozjaśniło wielki, piękny pokój. Ten pokój, który Alexander Paladin urządził, podobnie jak całe Elistrand, dla swojej córki Gabrielli. Później kolejne generacje odciskały na domu swoje piętno: Villemo, Tristan, Ulvhedin, Tora, Elisabet…

Teraz jednak pokój się odmienił. Dla Vingi nigdy już nie będzie taki jak dawniej. Bo oto, w jej obecności, odbył się tu niesamowity seans. Wybrani z Ludzi Lodu uznali, że właśnie tu może się odbyć spotkanie. Zmarli z Ludzi Lodu opiekują się swoimi żyjącymi potomkami, nieustannie i bardzo troskliwie.

Och, tak niewielu zostało żyjących członków rodu! Garstka zaledwie.

Vinga odetchnęła głęboko.

– No i jak poszło? – zapytała szeptem.

Heike uśmiechnął się.

– Nie musisz już szeptać. Oni odeszli.

Zauważyła jednak, że sam ma trudności z uwolnieniem się od ogromnego napięcia, jakie towarzyszyło spotkaniu.

Chyba i on czuł się przy tamtych maleńki i słaby. Jak zawsze czuje się istota ludzka, gdy stanie twarzą w twarz z niepojętym.

Jego ręce wciąż z drżeniem przesuwały się po rozłożonych na stole przedmiotach.

– Poszło dobrze – rzekł. – Ale sam nie wiem… Wymagania wobec nas nie będą małe.

– Wobec nas? – zapytała Vinga, nie dowierzając, że i jej to dotyczy.

– Tak, wobec ciebie także. I możesz teraz podziękować mnie, swojemu stwórcy albo okolicznościom, czy nie wiem już komu za to, że pozostałaś nietknięta. W tym, co zamierzamy, niezbędny jest udział dziewicy.

– Tak? To jakim cudem Ingrid sobie z tym poradziła? – zawołała Vinga tak przejęta, że nie była w stanie zachowywać się należycie. – Jak sobie poradziła, kiedy chciała nawiązać kontakt z szarym ludkiem? I Sol? Ona też nie żyła w cnocie.

– Jak sobie radziła Sol, to ja nie wiem – uśmiechnął się Heike, na jego twarzy nadal malowało się napięcie. – Ingrid natomiast musiała przejść przez inny rytuał, także nie bardzo przyjemny, ale nie było rady, skoro nie chciała narażać nikogo innego. Nie mogła przecież jakiejś młodej dziewczyny wtajemniczać w takie sprawy. Oni mówią, że ja mam szczęście. Z tobą wszystko będzie łatwiejsze.

– Chcesz powiedzieć, że my oboje będziemy się kontaktować z szarym ludkiem?

– Nie, ty nie. Ty musisz mi tylko pomóc przekroczyć granicę.

– Mogłam się tego spodziewać – mruknęła. – Zawsze jestem tylko potrzebna do… – Nagle ocknęła się: – Przekroczyć? Jak to przekroczyć?

– Przejść granicę tamtego świata. Tego, który znajduje się poza nami.

– To znaczy, że mnie opuścisz? – krzyknęła przerażona.

– Nie. Ja też się tego bałem, też mi się to wydawało okropne. Ale tu chodzi jedynie o zdolność widzenia tego, co zamknięte przed ludźmi, o zdolność komunikowania się z tamtymi istotami.

– No, ale… no, ale… – bąkała zakłopotana. – Mama właściwie mogła je widzieć. A przecież ona nie przekraczała żadnej granicy!

– Cienie wszyscy widzimy. Mnie jednak będzie potrzebny bliższy kontakt z nimi. Będę musiał z nimi rozmawiać. I jeszcze ważniejsze: będę musiał nad nimi panować! I tego właśnie tych czworo śmiertelnie się boi.

Vinga uśmiechnęła się pod nosem.

– Co ty mówisz? Czy oni mogą się śmiertelnie bać? Przecież oni przekroczyli już granicę śmierci.

– No, powiedzmy, boją się w moim imieniu. Niech ci będzie. Czy ty zawsze musisz się czepiać słów?

– O, tak! Uwielbiam to! To cudowna zabawa!

– Owszem, wiem.

Potem Heike opowiedział o niektórych rzeczach, które będą musieli zrobić. Ale nie o wszystkim, żeby jej nie przerażać. Bo już nie wątpił, że Vinga przestraszona jest nie na żarty.

Przyglądał jej się z uwagą, kiedy odczytywała wskazane im przez opiekunów przepisy. Vinga była jedną z tych istot, które powinny należeć do wybranych lub dotkniętych, miała ten sam charakter co Ingrid, Villemo, a może nawet Sol. Równie gwałtowna, równie nienasycona. Przyszła jednak na świat jako całkiem zwyczajna dziewczyna. Tylko że tego nie mógł jej mówić, bo to wywoływało w niej okropną złość.

Duchy powiedziały, że Heike i Vinga muszą czekać. Muszą zaczekać na pełnię księżyca po wiosennym zrównaniu dnia z nocą. Heike wiedział, kiedy to nastąpi, wszyscy bowiem pilnie śledzą przemiany księżyca, co jest takie ważne dla zasiewów i innych spraw. Będzie to noc z czwartku na piątek, co, zdaniem Ingrid, jest wyjątkowo pomyślne. Teraz mieli koniec lutego, pozostały im zatem nie więcej niż trzy tygodnie…

Ten czas powinni przeznaczyć na przygotowanie wszystkich potrzebnych eliksirów i magicznych środków. Po to właśnie zostały wybrane przepisy i recepty. Przygotowanie mikstur tego rodzaju wymaga czasu, zwłaszcza że w zimie trudniej dostać niezbędne składniki.

– Poradzimy sobie z tym – rzekła Vinga, jak zawsze pełna optymizmu. – Ale potem? Kiedy czas się dopełni?

Wtedy będą musieli wejść na wzgórza, skąd rozciąga się widok na Grastensholm, wyjaśniał Heike. Na najdalszym z nich znajduje się niewielkie wzniesienie osłonięte lasem. Sol znała to miejsce. Kolgrim także. Tam miało się to dokonać.

– Co to będzie?

– Zobaczymy, kiedy przyjdzie czas. – Heike zadrżał. – To nie będzie chyba nic zabawnego… Będę musiał wypić wywar, który przygotujemy. Potem dokonamy różnych rytuałów, potrzebne będą zaklęcia.

Heike westchnął.

Vinga zastanawiała się przez chwilę. A potem rzekła dość nieoczekiwanie:

– Jesteś pewien, że dostaliśmy właściwe przepisy? Że nie sprowadzimy tu Tengela Złego lub coś w tym rodzaju… albo tak jak się kiedyś zdarzyło Sol, nie zobaczymy naszych obciążonych dziedzictwem przodków w złych i dobrych uczynkach?

– Czworo naszych opiekunów bardzo dobrze wie, co robimy – odparł Heike ze śmiechem.

– Hm – westchnęła Vinga. – A kiedy już odzyskamy Grastensholm…

– Jeżeli je odzyskamy

– Tak, oczywiście. Ale potem, kiedy już je odzyskamy… Jak się wtedy pozbędziemy szarego ludku? Powiedzieli ci, co masz zrobić?

Heike pogrążył się w marzeniach, błądził gdzieś wzrokiem i uśmiechał się tajemniczo.

– Wcale nie jest takie pewne, że się ich pozbędziemy.

– Heike! Jesteś okropny. Nie wolno ci tak mówić!

– Masz rację, ale pomyśl tylko, ile pożytku moglibyśmy mieć, gdyby szary ludek tu został! Ingrid i Ulvhedin mieli go tu aż do samej śmierci. Dopiero potem szary ludek musiał opuścić Grastensholm.

– Powiedzieli ci, jak można się pozbyć tych istot?

– Ingrid mówi, że szary ludek dobrze się czuł w Grastensholm i bardzo niechętnie opuszczał dwór. Dzięki temu znacznie łatwiej będzie nam go tu sprowadzić.

– Heike! Ocknij się nareszcie i odpowiedz na moje pytanie! Boję się o ciebie!

Zwrócił ku niej twarz.

– Co? A, tak. Dostałem niezbędne wskazówki, reszty dowiemy się później. Jest jednak faktem…

Znowu popadł w zamyślenie.

Vinga szarpnęła go za ramię.

– Co takiego, Heike? Odpowiadaj jak należy!

Roześmiał się trochę niepewnie.

– Och, wiesz, Ingrid mówi, że jej się zdawało… Tak, ona mogła trzymać u siebie szary ludek, bo miała nad nim władzę. Ale zdawało jej się, że kiedyś… Krótko mówiąc chciała podjąć próbę odesłania wszystkich z powrotem do świata cieni i jej się to nie udało.

– Co? Nie, Heike, machnijmy na to ręką. Dajmy spokój! Sprowadzisz się do mnie i wspólnie będziemy gospodarować w Elistrand. Po co nam dwa dwory?

Heike usiadł i ujął jej dłonie. Patrzył na nią poważnie.

– Ja też tak myślałem. Może tylko z tą różnicą, że to w Grastensholm powinniśmy wspólnie gospodarować. Ty i ja. Jeśli po skończeniu osiemnastu lat nadal będziesz mnie chciała.

Vindze zaczęła drżeć broda.

– Sprzedać Elistrand?

– Nie, nie! Tylko że ten dwór trudno jest prowadzić komuś, kto ma niewiele pieniędzy. Ja myślałem, że powinniśmy wydzierżawić Elistrand, czerpać z niego zyski, a odebrać dopiero, kiedy nasze dzieci będą w nim mogły zamieszkać.

Usiadła mu na kolanach i oparła głowę na jego ramieniu.

– Teraz marzenia o szczęściu mieszasz ze smutnymi sprawami, Heike. To za dużo jak na jeden raz. Z jednej strony niemal oświadczyny, które chętnie przyjmuję, a z drugiej takie przykre sprawy. Nie mówiąc już o tym, że nie będziemy mieć tyle dzieci, żeby je ulokować w Elistrand. Powinniśmy być wdzięczni losowi, jeśli w ogóle doczekamy się dziedzica, wiesz przecież, że Ludzie Lodu nie miewają zbyt licznego potomstwa.

– Owszem. Ale wiem też coś innego. To mianowicie, że czasy są coraz cięższe. Może się skończyć i tak, że trzeba będzie wydzierżawić nawet Grastensholm i osiedlić się w Lipowej Alei.

– A dlaczego nie? Z tobą mogłabym mieszkać nawet w szałasie.

Ucałował jej piękne włosy.

– Tymczasem jednak musimy się skupić na Grastensholm. Nie ulega bowiem wątpliwości, że tam na strychu znajduje się coś, co mogłoby nam pomóc w rozwiązaniu zagadki Ludzi Lodu.

– Nie nam. Ani tobie, ani mnie, lecz jednemu z tych, którzy nadejdą po nas. Temu obdarzonemu wyjątkową siłą.

– Tak. I dlatego musimy uratować Grastensholm.

– A przede wszystkim przegonić stamtąd Snivela.

Wstali.

– Ale szary ludek martwi mnie nie na żarty, Heike. Naprawdę nie ma innej możliwości pozbycia się Snivela?

– Próbowałem już wszystkiego z wyjątkiem morderstwa. A nawet o tym myślałem.

– Nie, na Boga! No i nie możemy oczekiwać, że on ustąpi z własnej woli. A musimy odebrać majątek już teraz, zanim on zdąży zniszczyć to, co znajduje się na strychu. A zatem: tylko szary ludek! Odważymy się?

– Jeśli mi pomożesz, jestem gotów.

– Wiesz, że możesz na mnie liczyć. A poza tym żałuję tego, co powiedziałam wcześniej. Zgadzam się, żeby później szary ludek został w Grastensholm jeszcze przez jakiś czas. Możemy zacząć czytać?

Zagłębili się w prastarych recepturach. Heike wiedział, w jakiej kolejności przygotowywać mikstury, dla pewności jednak Vinga wszystko zapisywała, a od czasu do czasu wstrząsał nią dreszcz, gdy sobie uświadamiała, jakich składników będą musieli używać.

Ważnym elementem była alrauna. Odrobina korzenia wchodziła w skład niemal wszystkich mikstur, Heike zaczynał się już obawiać, że zbyt dużo trzeba go będzie zużyć. Korzeń był jednak spory i zachował kilka rozgałęzień, jeśli więc będą ostrożni…

– Heike, ten środek, do którego potrzebna jest ziemia z cmentarza, będzie dość łatwo przygotować.

– Tak. Gorzej z ziemią spod szubienicy. W dzisiejszych czasach nie wieszają już ludzi tak często jak dawniej.

– Okropnie dużo w tych przepisach różnych rzeczy z grobów i cmentarzy. Nie podoba mi się to. Groby, śmierć i… Uff!

– Tak, ale przecież mam przekroczyć granicę. Przejść na drugą stronę!

– Tu! Tu jest coś o dziewicy! To ja. Nie, fe! Cóż za obrzydliwość! Muszę to wszystko zrobić? Z nieczystą krwią i… Nie! Spójrz tutaj!

Heike, który co prawda czytać nie umiał, ale wszystko to już słyszał od czworga opiekunów, wiedział, co Vinga ma na myśli.

– Owszem. Będziesz musiała rozebrać się do naga. I zrobić wszystko, co tu jest napisane. Ingrid było dużo trudniej, jej żadna dziewica nie pomagała. Gdyby ci jednak było zbyt trudno, postaram się działać sam. Myślę, że mogłoby mi się udać.

– Wiesz, że nigdy nie miałam specjalnych oporów przed rozbieraniem się.

– Owszem, wiem bardzo dobrze.

Czytali dalej. Vinga uważała, że Heike będzie musiał robić okropne rzeczy, ale on już się zdecydował. Niech się dzieje, co chce. Wóz albo przewóz.

– Heike, ale ryzyko istnieje, prawda? Nadejdzie taki moment, w którym oni będą mogli przejąć władzę nad tobą? jeśli nie będziesz dość silny, dość… władczy. Wtedy przepadłbyś na zawsze w ich świecie, prawda?

– Tak, ostrzeżono mnie także przed tym. Może się zdarzyć, że szary ludek przejmie Grastensholm i uczyni z niego najstraszniejszy na świecie dom upiorów, do którego nie odważy się wejść żadna żywa istota. W świecie cieni dzieją się różne rzeczy, jak zapewne się domyślasz.

Vinga patrzyła na niego i zmartwiona kręciła głową. Grastensholm mogło zostać unicestwione, choć bardzo by go żałowała. Ale że Heike mógłby na zawsze zniknąć na tamtym świecie… Nie, tego by nie zniosła! Wtedy i ona nie chciałaby już żyć.

To w związku z poszukiwaniem rozmaitych ingrediencji do czarodziejskiego napoju Heike spotkał Nilsa.

Od pierwszej chwili wiedział, że jeśli Vinga miałaby kiedyś zakochać się w innym młodym człowieku, to musiałby to być właśnie ten uczeń aptekarski o niesfornych blond włosach, życzliwych błękitnych oczach i nieprawdopodobnie ujmującym uśmiechu. Nils był wysoki, przystojny, urodziwy, wyglądał na równolatka Heikego, czyli na jakieś dwadzieścia jeden lat, a sprawiał przy tym wrażenie inteligentnego i bystrego. Poczucie humoru ma takie samo jak Vinga, myślał Heike, gdy śmiali się oboje z tego, co młody aptekarczyk proponował zamiast trudnego o tej porze do zdobycia korzenia konwalii, wymienianego w recepturach.

Przy okazji Heike dowiedział się, że konwalia jest rośliną silnie trującą, i wzdrygał się na myśl, co będzie musiał jeszcze wypić za niespełna dwa tygodnie. Konwalia nie była jedyną trucizną. Sama alrauna już by wystarczyła. Naprawdę, w tych dniach Heike nie był w najlepszym nastroju.

On i młody Nils zostali przyjaciółmi. Oczywiście Nils nie miał pojęcia, jakie to dziwne mikstury szykuje jego nowy przyjaciel, ale był bardzo pomocny. No i pewnego dnia Heike zaprosił go do Elistrand…

Nils zgodził się bardzo chętnie, nie miał zbyt wielu znajomych w stolicy, pochodził bowiem z małego miasteczka na prowincji.

Był poza tym jedynym człowiekiem, który przyjął Heikego najzupełniej naturalnie, tak jak traktuje się każdą inną ludzką istotę. Już tylko z tego powodu zasługiwał na sympatię.

Mimo to Heike w ponurym nastroju wsiadał z nim do powozu, by pojechać do Elistrand. Nie miał wątpliwości, że postępuje słusznie, prezentując Nilsa Vindze. Podejmował już i przedtem takie próby, przedstawił jej kilku młodych ludzi, których poznał w Christianii. Wszyscy pochodzili z dobrych rodzin, z tych samych kręgów społecznych co ona. Spotykali się z nią wszyscy, zapraszali do teatru i na eleganckie kolacje, potem jednak każda kolejna znajomość wygasała. Vinga zwykle oświadczała, że nie ma czasu na rozrywki, i uprzejmie, choć stanowczo, zrywała kontakty. Po prostu jej to nie interesowało.

Teraz chciał spróbować jeszcze z Nilsem, chłopcem niższego rodu niż tamci. Z usposobienia jednak znacznie bardziej do niej podobnym.

Obowiązkiem Heikego jako opiekuna Vingi było znaleźć jej dobrego męża. Wiedział, że sam długo nie potrafi się jej opierać, a przecież nie umiał się też pozbyć myśli, że gdyby Vinga znała więcej rówieśników, bardzo szybko przestałaby zwracać na niego uwagę. Pamiętał bardzo dobrze, jak wychylała się z wozu w czasie ich pierwszej podróży do Christianii, kiedy zobaczyła jakiegoś przystojnego chłopca, z jakim zachwytem machała do niego ręką. I jak jej pochlebiał podziw innych mężczyzn. Czy powinno się polegać na takim radosnym motylu?

Nils mógł być odpowiednim dla niej młodzieńcem.

Mimo to Heike czuł się, jakby ostra włócznia przebijała mu serce. To był czyśćcowy ogień, przez który musi przejść, przecież i tak utraci swoją ukochaną Vingę. Lepiej więc, żeby się to dokonało jak najprędzej, zanim oboje zdążą się do siebie zbyt mocno przywiązać. I zanim on zdąży naruszyć jej cześć. Zwłaszcza że Vinga nieustannie go kusi…

Jej osiemnaste urodziny? Co też on sobie wyobraża? Że Vinga nagle uświadomi sobie, czego chce od życia? I że on uwierzy w jej miłość po wieczne czasy? On, ze swoim odpychającym wyglądem? Vinga była tylko ciekawa, to wszystko. Chciała zostać jego kochanką dlatego, że bardziej przypominał zwierzę niż mężczyznę, że tak bardzo różnił się od innych. Wszystko, co podniecające, pociągało Vingę. A on został przez matkę naturę wspaniale wyposażony jako mężczyzna, Vinga przypadkiem się o tym dowiedziała i nie mogła zapomnieć. To właśnie chciała kochać, to ją tak fascynowało. Heike zdawał sobie z tego sprawę.

Co się jednak stanie, kiedy zmysłowe pragnienia zostaną zaspokojone? Kiedy on przestanie już być taki ekscytujący?

Wtedy Vinga będzie nieszczęśliwa. Nie będzie chciała go ranić, lecz nie przestanie tęsknić, by się od niego uwolnić, by odejść do innego mężczyzny, na którego przyjemnie popatrzeć.

Takiego jak Nils.

Nowy przyjaciel opowiadał o swoich planach na przyszłość, Heike słuchał jednym uchem, żeby móc odpowiadać „tak” lub „nie” w odpowiednich momentach, lecz jego uwagę pochłaniało co innego. Zastanawiał się nad swoim życiem.

Czuł się taki samotny w ostatnich miesiącach. Mieszkał w małym domku, do którego nie docierały ciekawskie spojrzenia. Mimo wszystko zdarzało się, że wieczorami widywał czyjąś twarz za szybą i wpatrujące się weń oczy. Mali chłopcy umykali z krzykiem przerażenia przed czarownikiem z lasu, gdy tylko na nich spojrzał. A stare baby chciały się dowiedzieć, czy Heike zajmuje się czarami i czy przypadkiem to nie jest sam Zły we własnej osobie.

Okropne też były te wszystkie podróże do Christianii, gdy szukał pomocy w staraniach o odzyskanie Grastensholm. Tęsknota za Vingą. Czasami omal nie musiał sam siebie związywać, tak bardzo pragnął ją odwiedzić.

Dnie mijały jednak dość szybko, wypełnione pracą. By nie być zanadto zależnym od innych, kupił sobie trochę niezbędnego inwentarza: krowę, parę kóz, jakieś kury, i radził sobie sam. Wiosną zamierzał też uprawiać kawałek ziemi. Najbardziej jednak pochłaniało go szukanie kogoś, kto podjąłby się wyprocesować dla niego Grastensholm. Tyle że akurat to zdawało się niemożliwe. Od czasu do czasu odwiedzał Mengera, dostawał od niego dobre rady, lecz adwokat nie miał sił do walki ze Snivelem.

W dniach kiedy Heike wyjeżdżał, sąsiadka zajmowała się inwentarzem, nie miał więc z nim kłopotów. Gorsza sprawa z narastającym przygnębieniem. Właśnie depresja spowodowała, że wtedy, przed dwoma tygodniami, pojechał do Vingi. Spotkanie z nią sprawiało mu tyle radości, a zarazem, niestety, wiele bólu. Odczuwanie wzajemnej więzi z nią, upewnianie się co do jej przywiązania, działało na niego uzdrawiająco i dodawało sił. A jednocześnie pragnienie, by zostać z nią na zawsze, boleśnie raniło mu serce.

Nagle uświadomił sobie, że Nils zmienił temat i mówi teraz o Vindze. Zaczął słuchać uważnie.

– Jak myślisz, co powie twoja kuzynka, kiedy mnie zobaczy w swoim domu?

– Och, na pewno się ucieszy – odparł z wyraźną goryczą w głosie.

Vinga nie jest dla mnie, myślał zrozpaczony. Teraz będę musiał przyjąć to do wiadomości. Co ona by ze mną robiła? Albo ja z nią? Żona, jakiej ja mógłbym oczekiwać, to solidna chłopska córka, pozbawiona fantazji, która zgodzi się na wszystko, co robię i jak wyglądam. A nie ta młodziutka i delikatna istota, która się niemal unosi w powietrzu!

Miłość jednak rzadko kiedy słucha głosu rozsądku.

– Czy ona mieszka sama? – spytał Nils.

– Tak. Ale ma liczną i wierną służbę. Wrócili do Elistrand prawie wszyscy, którzy pracowali tam za czasów rodziców Vingi. Czczą ją niczym małą boginkę. Ale, oczywiście, czuje się niekiedy samotna.

– Ty jesteś jej opiekunem, tak mówiłeś, prawda?

– Tak.

Nils milczał przez chwilę, a potem powiedział:

– Myślałem, że to jakaś stara rezydentka czy ktoś w tym rodzaju.

– Nie, coś ty! Zaprosiłem cię do Elistrand, bo myślałem, że może ta wizyta rozproszy trochę jej samotność. Ona jest nieco… dziwna. Nie interesują jej bale i przyjęcia. Chodzi własnymi drogami, co wielu ludzi denerwuje.

– Słyszę w twoim głosie wyraźną dumę.

– Tak. Vinga jest wyjątkową istotą.

Moja Vinga, pomyślał. Nie ma drugiej takiej jak ona.

– To osoba bardzo otwarta – dodał, jakby chciał Nilsa przestrzec. – I niekiedy dość nieobliczalna. Stać ją na najbardziej szokujące zachowanie.

– Brzmi to zachęcająco – uśmiechnął się Nils.

Tak, oni są do siebie podobni. Nils i mała Vinga. Są z tego samego materiału.

Świadomość, że tak jest, wprawiła Heikego w głębokie przygnębienie.

Była późna zima, ta niezwykła pora, kiedy coś przemija, a coś nowego nadchodzi. Kiedy wydaje się, że pod ziemią buzuje jakaś gwałtowna siła, wciąż jeszcze powstrzymywana, jeszcze na uwięzi, bo powierzchnia nadal skuta jest mrozem. W powietrzu jednak aż wibruje od emocji, jakby cała natura czekała na sygnał, który pojawi się niczym trąby obwieszczające sąd ostateczny, kiedy wszystko migocze i drży jakby w przeczuciu strasznego, lecz nieuniknionego gwałtu. Skąd Heike wziął to ostatnie porównanie, sam nie umiałby powiedzieć. Ale to pewnie jego własny nastrój sprawiał, że widział przyrodę w taki właśnie sposób.

Śnieg jeszcze leżał, ale zrobił się jakoś chorobliwie szary i rozmiękły. Żółtobrązowa lub czarna ziemia wydobywała się tu i ówdzie na powierzchnię. Nadchodziło wiosenne zrównanie dnia z nocą.

Kiedy wjechali na równiny parafii Grastensholm, Heike już z daleka wypatrywał Elistrand. Tak jakby jego serce chciało się wyrwać i jak najprędzej dotrzeć do dworu Vingi.

Należało jedynie mieć nadzieję, że Vinga jest w domu. Ale przecież wychodziła niezwykle rzadko.

Samotność… Jak dobrze znam wszystkie twoje odcienie, myślał. Pod tym względem byli sobie z Vingą równi. Oboje doświadczyli samotności, która zdawała się nie mieć granic.

Nareszcie dojechali.

Vinga witała ich w drzwiach i Heike miał wrażenie, że całe jego ciało krzyczy z bólu na jej widok. Tak, bo uczucie szczęścia, które go ogarnęło, przepojone było bólem.

Vinga miała na sobie robocze ubranie, Heike wiedział przecież, jak chętnie brała się za robotę w stajni czy w oborze, jeśli uznała, że jest tam potrzebna. A była przy tym zręczna, nie żadna tam panienka, która plącze się służbie pod nogami i przeszkadza.

Lewą rękę miała zabandażowaną.

– Heike! – zawołała. – To ty? A ja zaklęłam brzydko, kiedy zobaczyłam powóz, bo bardzo nie mam ochoty na spotkanie z wierzycielami. Och, mój drogi, to cudowne! Zawsze pomiędzy twoimi kolejnymi wizytami zdążę nabrać przekonania, że już o mnie zapomniałeś. Wejdź, proszę, wejdź!

Odsunęła się, robiąc dla gości przejście w drzwiach.

– Przywiozłeś ze sobą przyjaciela? – szczebiotała, kiedy przedstawił jej Nilsa. – Och, cóż za przystojny młodzieniec! To wielka rzadkość w dzisiejszych czasach. Witam serdecznie! Ale chwileczkę, skoczę tylko na chwilę do siebie, żeby się przebrać w coś uwodzicielskiego.

– To pani jest podopieczną Heikego? – zapytał Nils, który nie był w stanie puścić jej ręki. Był tak zaskoczony, że zaczął się jąkać, on, który na ogół zachowywał pewność siebie. Dość szybko jednak otrząsnął się z pierwszego wrażenia i podjął swobodny styl Vingi. – Heike, na twoim miejscu ukryłbym taką podopieczną przed ludzkim wzrokiem, zamknąłbym ją na siedem spustów.

– I on właśnie tak robi – roześmiała się Vinga. – Tylko że, jak pan widzi, nie odwiedza mnie sam.

– Co ci się stało w rękę? – zapytał Heike.

– Porozmawiamy o tym później. Teraz jednak muszę panów przeprosić na chwilę, jeśli mamy dziś mieć coś dobrego na kolację. Powinno być wytwornie. Z winem!

Okropna myśl przyszła Heikemu da głowy.

– Vinga, czy ty nie popijasz tu w samotności? Mam na myśli wino lub piwo.

– O, tak, tatusiu! Wódka do śniadania, dwie butelki wina przed południem i… Nie, no wiesz co! Cóż to za podejrzenia! Nie jestem przecież głupia, bo tylko głupi ludzie niszczą sobie w ten sposób życie.

– Nie, po prostu się przestraszyłem, bo jesteś taka nienasycona życiem! Nie zachowujesz umiaru w niczym, co robisz!

– Dobrze, teraz będę bez umiaru zachowywać umiar! Wejdźcie, proszę, i rozgośćcie się. Ja za chwilę wrócę. Muszę się zrobić na bóstwo.

Znowu, jak poprzednim razem, rozsiedli się przed kominkiem. Tylko że teraz było ich troje, a to duża różnica. Vinga wyglądała naprawdę prześlicznie. Obaj młodzi mężczyźni nie mogli oderwać od niej oczu.

Znakomity posiłek podano im tam, gdzie siedzieli.

– Pogoda jest taka, że człowiek najchętniej spędza czas przy piecu – powiedziała Vinga. – Uff, lękam się wiosennego zrównania dnia z nocą. Musimy się trochę ogrzać, zanim ta noc nadejdzie.

Miała, oczywiście, na myśli to, że będzie się musiała w lesie na wzgórzach rozebrać do naga. Heike wolałby, żeby nie mówiła o tym teraz tak otwarcie. Chyba nie zamierzała opowiedzieć Nilsowi, jakie to mają plany?

Nie, skąd, widząc lęk na twarzy kuzyna, posłała mu promienny, uspokajający uśmiech.

Ten uśmiech przyprawił go o zawrót głowy.

Nils i Vinga przypadli sobie do gustu od pierwszej chwili. Heike siedział nachmurzony i słuchał ich ożywionej rozmowy, czuł się jak milczek, ponury i nudny, ale naprawdę nie był w stanie wtrącić ani słowa. Miał wrażenie, że coś ściska go za gardło.

Vinga chciała pokazać Nilsowi dom i całą posiadłość. Na oglądanie zabudowań nie było czasu, ale pokoje musiał Nils zobaczyć i nie szczędził słów zachwytu dla ich gustownego urządzenia.

Heike jakoś nie umiał dzielić jego entuzjazmu. Alexander Paladin żył półtora wieku temu i ów przesadny barokowy styl nie bardzo pasował do tak małego dworu gdzieś na norweskiej prowincji. Zwłaszcza obecnie, kiedy styl zdobnictwa w ogóle stawał się znacznie lżejszy, bardziej linearny i po prostu praktyczniejszy. Rokoko powoli ustępowało miejsca neoklasycyzmowi. Tych nazw Heike, oczywiście, nie znał. On po prostu patrzył i rejestrował zmiany.

Vinga, jak zawsze spontaniczna, otworzyła także drzwi do swojej sypialni i tutaj wyszły na jaw pewne sprawy wymagające raczej dyskrecji, jak rozrzucona po pokoju nocna bielizna czy pewna skłonność właścicielki do zbytku. Przebierała się pospiesznie i nie zdążyła posprzątać.

– Och – roześmiała się zawstydzona i zatrzasnęła z powrotem ciężkie barokowe drzwi. – Tutaj mieszka osoba bardzo roztrzepana, nie będziemy wymieniać jej nazwiska.

Nils przyjął to ze śmiechem. Był całkowicie zawojowany przez Vingę.

– Gdzieś człowiek musi być sobą – powiedział.

– Och, kocham cię za te słowa! – zawołała Vinga i uścisnęła go.

– Nie bierz tego dosłownie – wtrącił Heike cierpko. – Takie wyznania czyni ona na prawo i lewo.

Tamtych dwoje śmiało się radośnie, a Heike po raz pierwszy w życiu poczuł ból prawdziwej zazdrości.

Kiedy schodzili na dół, poprosił Nilsa, by poczekał na niego w powozie. On musi chwilę porozmawiać ze swoją podopieczną o interesach, wyjaśnił.

– Nie rozumiem twojego zachowania – zaprotestowała Vinga. – Nils może zaczekać w salonie przy kominku, a my pójdziemy do gabinetu. Jest to co prawda tylko biblioteka, ale ja lubię nazywać ten pokój gabinetem, kiedy chcę być elegancka i zaimponować moim wierzycielom. Chodź, Heike! On lubi grać rolę opiekuna – powiedziała do Nilsa.

W bibliotece panował mrok. Heike chciał zapalić świecę, lecz Vinga nie uważała, że to konieczne. Tak będzie bardziej intymnie!

No właśnie, tego bał się najbardziej.

Rozmawiali półgłosem, by ich nikt nie słyszał. Nareszcie mógł zapytać, co się stało z jej ręką.

– Zostałam napadnięta – wyjaśniła, stojąc niemożliwie blisko niego. – Byłam na cmentarzu, a gdy wracałam, zaczaił się na mnie w krzakach jeden z ludzi, wiesz kogo.

Posługiwał się nożem, ale ja mam kolana. Kopnęłam go w przyrodzenie, a kiedy zwijał się z bólu, uciekłam.

Heike uścisnął jej zdrową rękę.

– Czas najwyższy, żeby coś z tym zrobić.

– Tak – przyznała szeptem.

– Nie wychodź więcej sama z domu. Wrócę do ciebie w czwartek.

– Heike, w receptach jest coś o krwi kozła. I o krwi koguta, którą należy zmieszać z krwią dziewicy. Heike, ja nie mogę z tego powodu mordować zwierząt! Nie zgadzam się na to!

– Uspokój się – powiedział. – Już to wszystko załatwiłem. I wcale nie zabiłem kozła, tylko trochę zraniłem. Rana zresztą już się zagoiła.

– Och, jak dobrze! A kogut?

– To było jeszcze łatwiejsze. To także załatwiłem.

– Ale to nie wszystko! Do innego napoju potrzebna jest głowa czarnego kota. Heike, najdroższy, ja nie mogę, ja tak kocham zwierzęta! Nie, to nie jest potrzebne do sporządzenia napoju. To ty będziesz musiał mieć przy sobie tę głowę.

– I mam. Głowa czarnego kota znajdowała się w zbiorach Ludzi Lodu. Kompletnie wysuszona, leżała tam zapewne kilkaset lat, ale to nie ma znaczenia. Została przygotowana przez jakąś mądrą wiedźmę i na pewno nadal jest w niej magiczna moc. Kochanie, mówiłaś o wierzycielach. Czy ty masz kłopoty?

Vinga skuliła się.

– Tak, chociaż nie powinieneś o tym wiedzieć.

– Czy ty masz źle w głowie? Przecież właśnie po to tutaj jestem. No więc?

– Musiałam kupić siano dla zwierząt, bo nasze już się skończyło. I nie mam czym zapłacić.

– Ile tego jest?

Vinga wymieniła sumę i Heike obiecał, że załatwi sprawę.

– Dziękuję – szepnęła. – Co ja bym bez ciebie zrobiła? Czy zdobyłeś już wszystko? Wszystko, co będzie nam potrzebne w czwartek w nocy?

– Tak. Nils bardzo mi pomógł.

– Czy on wie?

– Nie. Oszalałaś? Gdyby coś takiego się wydało, oboje wylądowalibyśmy w więzieniu. Albo jeszcze gorzej, ciemny naród może wziąć sprawy w swoje ręce i skończymy na stosie. Lubisz Nilsa? – zakończył drżącym głosem.

– Tak, bardzo.

Teraz moje serce przestanie bić, pomyślał Heike, ale nic takiego się nie stało, rzecz jasna.

– Ja mam przecież środek – wypowiedział nieoczekiwanie głośno to, co pomyślał.

– Jaki środek?

– Ach, nieważne.

Vinga chwyciła go za ramię.

– Masz na myśli te zioła, które poleciła ci Sol? Wspominałeś mi kiedyś o nich. Te zioła, które tłumią pożądanie – syknęła. – Zioła, które zgaszą twoje uczucie do mnie. Dlaczego chciałbyś to zrobić?

– Po to, żeby ciebie uwolnić.

– Nie prosiłam cię a wolność! Tylko spróbuj zażyć tych ziół! Nie wolno ci, słyszysz? Nie wolno!

Rozpłakała się! Vinga płakała, łzy toczyły się po policzkach.

– Przecież ty jesteś mój – łkała żałośnie.

Czy można zachować równowagę wobec czegoś takiego?

– Nie będę niczego zażywał – obiecał. – Nawet gdybyś miała mi odebrać wszelką radość życia, niczego takiego nie zrobię.

Słysząc to Vinga pospiesznie otarła łzy i znowu była dawną radosną dziewczyną.

Rozmowa dobiegła końca, wrócili do Nilsa.

– Musicie niedługo znowu przyjechać – zawołała Vinga i uścisnęła Nilsa na pożegnanie tak serdecznie, że Heike poczuł skurcz serca. – Musicie przyjechać obaj.

Heike dostał przyjacielskiego całusa w policzek, jakby był jej starym, dobrym wujaszkiem, po czym goście odjechali. Vinga długo im machała obandażowaną ręką.

Zaczynało się zmierzchać i śnieg wyglądał bardziej szaro niż za dnia. Niebo wznosiło się nad ziemią ciężkie jak z ołowiu, a w zimnym powietrzu nie było już zapachu wiosny.

Heike martwił się, co to będzie w czwartek. Musi się rozebrać, i on, i Vinga. Na dworze, podczas mroźnej księżycowej nocy.

Uspokajała go jedynie myśl, że i Ulvhedin, i Ingrid musieli spełnić taki sam rytuał. Może jednak oni robili to w lecie?

Jeśli chodzi o Sol, to wątpił, by ona także musiała przejść przez tę makabryczną ceremonię. Sol sama była czarownicą, ona przyniosła ze sobą na świat zdolność kontaktowania się z demonami i duchami zmarłych.

Heike był podobny do Tengela Dobrego. Tengel także nigdy się zbytnio nie przejmował skarbem Ludzi Lodu, dobrowolnie z niego zrezygnował i korzystał ze zbiorów tylko do leczenia chorych. Musiał jednak odczuwać ten sam pociąg do magicznych przedmiotów co Heike.

Heike zostawił skarb w Elistrand, nie chciał trzymać go przy sobie. Domyślał się, jaką władzę mógł nad nim mieć ten dziwny zbiór, jak groźnie mógł oddziaływać na złą stronę jego natury, którą sam Heike chciał ukryć jak najgłębiej.

Zło bowiem wciąż tkwiło w jego duszy, tak jak w duszach wszystkich dotkniętych dziedzictwem potomków Ludzi Lodu. Tengel Dobry wielokrotnie musiał zaciekle walczyć z sobą samym. Heike z tego powodu tak bardzo nie cierpiał, ale oczywiście nawiedzały go nieraz ponure myśli. Ogarniał go wtedy wielki strach i najchętniej wychodził z domu, błądził po polach i lasach, dopóki się znowu nie uspokoił. Tak było przez całe życie i tak miało pozostać na zawsze.

Spojrzał spod oka na Nilsa, ale nie umiał już wzbudzić w sobie tej zazdrości co przed chwilą, kiedy zdawało mu się, że ukochana Vinga może mu być odebrana. Chłopiec był zbyt sympatyczny, by budzić takie uczucia. Heikego ogarnął natomiast niezmierny smutek. Kładł się ciężkim cierniem na duszy i sercu i wyciskał łzy z oczu.

Gdyby był normalnie zbudowany, bez tego strasznego dziedzictwa, walczyłby o jej miłość. I wtedy do głowy by mu nie przyszło przedstawiać jej Nilsa. Ale w tej sytuacji musiał dać jej możliwość wyboru, nie zamykać drogi do normalnego życia.

Nils nie przestawał się zachwycać urodą i charakterem Vingi, a Heike we wszystkim się z nim zgadzał.

– Obiecaj, że kiedy następnym razem będziesz do niej jechał; zabierzesz mnie także – prosił Nils.

No, następnym razem to nie, bo to będzie już w czwartek, pomyślał Heike, ale obiecał, że go zabierze później.

– Wiesz, ja w rodzinnym miasteczku mam dziewczynę – zwierzył się Nils. – Piszemy do siebie. Ale w porównaniu z Vingą tamta całkiem blednie.

Heike zaczął sobie robić wyrzuty. I do czego on zamierza doprowadzić? Przecież powinien był najpierw zbadać, jak się sprawy mają. Jakim prawem lekkomyślnie doprowadza do zerwania między Nilsem i jego przyjaciółką? Być może śmiertelnie rani tę dziewczynę? Och, ależ on jest niezdarny! Nieźle się przysłużył, i to tylu ludziom!

Загрузка...