Warszawa, czwartek

Panie Januszu,

leżę na kanapie, słucham berlińskiego Radia Jazz i dochodzę do wniosku, że takich żon jak ta profesora Shockleya świat jest pełen. Z tysiąca powodów, z własnej wygody i ze zwyczajnego strachu, nie chcą zobaczyć swoich mężów takimi, jakimi są oni naprawdę. Dlatego w sytuacjach konfliktowych wszystkie ich wady zamieniają w indywidualność, oryginalność charakteru i przyklepują słowami: no cóż, mój mąż jest inny. Bywa, że dodają: wybitny. Znam wokół siebie wiele kobiet, które każdego dnia zadręczają najbliższe otoczenie własną frustracją spowodowaną trwaniem w nieudanych i od dawna już martwych związkach. Zadręczają? Tak, bo w toczących się w nieskończoność rozmowach telefonicznych, w najdrobniejszych detalach, od nowa i od nowa „przerabiają” charaktery mężczyzn, z którymi są.

Mój telefon milczy tylko wówczas, gdy ci mają akurat dobry dzień dla swoich kobiet i wyjątkowo nie obrzucają ich nienawistnymi spojrzeniami, nie wychodzą z domu bez telefonów komórkowych i nie dali przyłapać się na kłamstwie.

To zdumiewające, jak często w tym względzie kobiety okłamują same siebie. Nawet wówczas, gdy ślepiec nie miałby problemów z zobaczeniem, że miłość, do której się tak przyzwyczaiły, dawno już została wyprana ze wszelkich kolorów.

I kiedy w codziennym geście rozpaczy znowu podnoszą słuchawkę, żeby zwierzyć się, a tak naprawdę poskarżyć na niewiernego, nieczułego, niedobrego, to i tak robią to tylko po to, aby z drugiej strony kabla usłyszeć: daj spokój on nie jest wcale taki zły. Nie jest? pytają wtedy z nadzieją w głosie.

W tym momencie chciałoby się zawołać: „Czy ty zwariowałaś, dziewczyno? Pakuj walizki, uciekaj z tego związku, gdzie pieprz rośnie. Nie marnuj życia. Szanuj samą siebie”.

Napisz na kartce, jaką kobietą, jakim człowiekiem byłaś, zanim go poznałaś.

Innym. Co stało się z tymi kobietami, że przestały widzieć, z kim spędzają noce i dni, że ten ktoś ich nie szanuje, nie kocha i traktuje gorzej, niż na to naprawdę zasługują?

Dzwoni telefon, ta sama historia, ten sam scenariusz. Nie dzwoni, właśnie zadzwonił. Wczoraj był cudowny, dziś jest łajdakiem, a jutro… Łatwo się domyślić. Czasami zastanawiam się, czy gdybym była na miejscu takiego faceta ze skazą nie do zniesienia, to czy nie zachowałabym się podobnie jak on? Czy szanowałabym kobietę, która jest tak przewidywalna w swojej emocjonalnej ślepocie? Czy jej bezwolność i uległość nie powodowałaby we mnie agresji, chęci do kolejnych skoków w bok, a przede wszystkim wszechogarniającego znudzenia układem, w którym trwam? Układem ze skazą…

Kupiłam sobie wreszcie telefon, który wyświetla numer tego, kto dzwoni…

Pozdrawiam,

M.

Загрузка...