XI

1

Saining wrócił. Miał ziemistą cerę i cały się trząsł. Za każdym razem, gdy na niego krzyczałam, dostawał krwotoku z nosa. Jego czarne oczy były niewinne jak zawsze, co wprawiało mnie w zakłopotanie.

Z żalem pomyślałam, że nie będzie mi dane obchodzić Dnia Zakochanych. Faceci traktowali mnie jak gówno, choć ja jakoś nie mogłam myśleć w ten sposób o sobie. Fantazjowałam, że przed moim domem ląduje samolot i że wysiada z niego mężczyzna, mówiąc, że chce zostać moim przyjacielem i kochankiem.

Nigdy nie przypuszczałam, że to Saining okaże się tym, na kogo czekam! Było to wczesnym rankiem, padał deszcz. Otworzyłam drzwi jak we śnie, myśląc o tych wszystkich latach pomiędzy moimi dziewiętnastymi a dwudziestymi czwartymi urodzinami i przypominając sobie deszczowe poranki, kiedy z żalem i goryczą w głosie nuciłam idiotyczną śpiewkę: „Wracaj, Sainingu młody. Och, kiedyż do mnie powrócisz? Niech zmierzch nigdy nie zapada, a ty wróć do mnie, wróć!” Dziś, w Święto Zakochanych roku 1997, Saining stanął przede mną, ściskając w ręku bukiecik łąkowych kwiatków, świeżo zerwanych w moim ogrodzie.

– Wejdź, wejdź – powiedziałam. – Nie stój tu jak duch. Jeśli masz złe wieści, nie chcę ich słyszeć. Jeśli masz kłopoty, nie licz na moją pomoc. Nie śpię nocami, męczy mnie kaszel, a wczoraj miałam ochotę skoczyć z jakiegoś budynku. Brak mi sił, by dzielić z tobą twoje smutki.

– Nie wyrzucaj mnie – prosił. – Chcę być z tobą. Przemyślałem wszystko. Tęsknię za tobą.

– Przemyślałeś, powiadasz? Ty żałosny dupku! Nie jestem twoją matką!

– Moja matka nie żyje – powiedział Saining.

Kilka łez popłynęło mu z oczu i potoczyło się po twarzy, wciąż mokrej od deszczu. A potem zaczął głośno płakać.

Powiedział, że jego matka zmarła w Japonii na jakąś chorobę. Kiedy tam był, uzależnił się od kokainy, ale rzucił. A teraz chce być ze mną. Taki właśnie był Saining – kiedy tylko nadarzyła się okazja, zaczynał ćpać. Oprócz narkotyków chętnie zażywał też spacerów – spacerował po całym mieście, spacerował i myślał. Żył w swoim własnym małym światku. Stanowił najlepsze towarzystwo dla samego siebie – zawsze tak było. Od czasu do czasu myślał o mnie, potrzebował mnie. Po tych wszystkich latach jego miłość była w gruncie rzeczy bardzo nieskomplikowana – po prostu do mnie wracał.

Miałam ochotę wykopać z mojego życia tego specjalistę od przynoszenia nieszczęścia i złych wieści. Poranny chłód bawił się nami. Tkwiliśmy w naszej prywatnej ślepej uliczce. W tym momencie Saining dostał krwawienia z nosa. Jego krwotoki zawsze wywoływały we mnie jeszcze większą bezradność.

– Połóż się na trochę – powiedziałam. – Prześpijmy się, pogadamy jutro.

Zerwał się wiatr; szum deszczu sprawił, że poczuliśmy się puści, tak puści, jakby nasze życie miało za chwilę zgasnąć. Przykrył się kocem do pasa. Sporo schudł. W mojej dodatkowej sypialni nocowało kilku przyjaciół, więc musiałam spać z nim w jednym łóżku. Nie miałam kanapy.


Jak dojechałeś z lotniska?

– Najpierw taksówką, potem metrem, a dalej złapałem drugą taksówkę.

– Jak ci się podoba szanghajskie metro?

– Wszystkie metra są takie same. Szanghajskie jest po prostu nowsze. Lubię jeździć metrem, w metrze wszyscy są sobą. Tutaj jeździ metrem mnóstwo ludzi ze wsi – przyglądali mi się. Mieli spierzchnięte usta, bo za mocno rozkręcono ogrzewanie w wagonach.

– Przyjeżdżają do Szanghaju za pracą. I nie mają sztyftu do warg.

Deszcz ustał, gdzieś zakrakała wrona. Mojemu ojcu nie wyszło w nieruchomościach. Jestem jedyną osobą, która mieszka teraz w tym domu, ale lubię go, bo jest tak daleko od tego pieprzonego centrum.


Krwotok ustał, ale Saining ciągle coś robił z nosem. Nie mogłam spać. Przeleżałam bezsennie tyle poranków. Saining tyle razy znikał nad ranem. Ostatnio zniknął ponad rok temu, a ja tymczasem prawie wyszłam za mąż. Trzymałam klucz do jego mieszkania, ale nie zadzwonił do mnie ani razu. Szanowałam jego zwyczaj odchodzenia w siną dal, co nie znaczy, że mnie to nie bolało. Sama chciałabym móc znikać z taką częstotliwością, ale nie mogłam. Saining zawsze dostawał pieniądze od matki, miał brytyjski paszport. Mógł pojechać wszędzie, dokąd zapragnął.

2

Gdy zdarzyło się coś, co miało związek z Sainingiem, Hong [16] zawsze dzwoniła do mnie. Gdziekolwiek byłem, zawsze jakoś do mnie trafiała. Zarówno Hong, jak i Saining uwielbiali dzwonić do ludzi – należeli do tych, którzy potrafią gadać przez telefon tak długo, aż zrobi im się siniak na brodzie. Dziś Hong zadzwoniła akurat w momencie, kiedy kąpałem psa. Pies właściwie należał do niej i Saininga. Myślałem o nim jak o kamerze filmowej: sfilmował całą historię ich obojga oraz dzieje miłości mojej i mojej żony. Moja kobieta odeszła, bo byłem niedobry, bo kochałem się z nią tylko parę razy do roku. Kochałem ją, ale jakoś nie miałem ochoty się z nią kochać. Po prostu nie miałem chęci, nie wnikam dlaczego. Po co się nad tym zastanawiać? Ale rzuciła mnie, bo nie zaprzątałem sobie tym głowy nawet przez chwilę, nie szukałem rozwiązania.

Przytyłem, a Hong powiedziała do mnie w żartach: „Już się nie nadajesz na seks – symbol. Czas nauczyć się grać”.

Dzięki Bogu, wszyscy jeszcze żyjemy. Dzięki Bogu, potrafią jeszcze zarobić na chleb graniem w nocnych klubach. Dzięki Bogu, zrzuciliśmy muzykę z piedestału. Tak właśnie wtedy powiedziałem Sainingowi.

Saining oświadczył mi przez telefon, że ciągle kocha tę kobietę. Dodał też, że jest absolutnie pewien, że to ta jedyna. To mnie naprawdę wkurzyło.

Wiele lat temu mieliśmy z Sainingiem wielkie ambicje i założyliśmy zespół. A Hong obijała się całymi dniami, żyjąc tylko miłością. Teraz jest pisarką, a jej dzieła są nowinką, najnowszym trendem. Pisarka Hong i jej naśladowcy, a przynajmniej ich bzdurne wizerunki, z dnia na dzień stali się sensacją. Na czarnorynkowych straganach z książkami pełno pirackich wersji ich książek, rozłożonych obok siebie, zaraz obok tanich elektronicznych zegarków. Chcę tylko powiedzieć, że sława to zwykłe gówno! Ludzie wybierają najzręczniejsze kawałki z tego, co napisała Hong, przerabiają je na plakietki, które przypinają potem do własnych wypocin, i dzięki temu stają się bogaci i sławni. W gazetach czytam, że ten typ pisarstwa jest „reprezentatywny dla kultury młodzieżowej w czasach transformacji”.

„Reprezentatywny, a to dobre!” – obruszyła się Hong. Powiedziała: „Obłędnie zachwyca mnie to, że nie umiem przemawiać w niczyim imieniu. Okno jest otwarte i możemy patrzeć na ocean, ale nasze ciała ciągle są tutaj, w środku. W dzisiejszych czasach rodzi się mnóstwo nowych rzeczy, ludzie porzucają stare zasady, wszystko się rozluźnia”.

Pewnego wieczoru w 1994 roku poszedłem do Hong. Długo łomotałem w drzwi, ale nie otwierała. Czułem, że tam jest, i dowodem osobistym podważyłem zamek. Hong przedawkowała. Leżała, ledwo przytomna, mokra od własnej śliny, a jej ciężki, nerwowy oddech przypominał beczenie owcy. Nie mogła mówić, ale gestami przekazała mi, że nie może się poruszyć, bo ruch grozi jeszcze większymi trudnościami z oddychaniem. Zasygnalizowała mi: „Saining odszedł i już nie wróci. Co teraz? Nie chcę umierać; chcę zobaczyć Saininga”.

Czekając na karetkę, porozumiewaliśmy się za pomocą znaków i gestów. Mogłem mówić, lecz mimo to używałem rąk. Może i nie wyglądam imponująco, jestem niski, ale mam twardy charakter i prawie nigdy nie płaczę, ale wtedy ryczałem jak skurczybyk. Powiedziałem, że mam w kieszeni sześćdziesiąt juanów. „Też się marnie czuję” – dodałem. „Tęsknię za Sainingiem tak samo jak ty. Myślałem, że wstąpię do ciebie i pogadamy do rana, a potem pójdziemy razem na herbatę. Dawno nie byliśmy na herbacie. Ale nie miałem pojęcia, co się z tobą dzieje, dopóki tu nie wszedłem. Jutro zabieram cię do Szanghaju”.

Pamiętam widok bezkrwistych warg Hong, wykrzywiających się, gdy mówiła bezgłośnie: „Nie płacz. To wszystko nie potrwa długo. Nadchodzi nowy świat. Całe nasze cierpienie i nasza głupota wkrótce zostaną pogrzebane głęboko w przeszłości”.

Nie zapomnę ani jednego gestu Hong tamtego wieczoru. Oddychając nierówno, zwrócona twarzą do ściany, mówiła gestami, które były jednocześnie smutne i nieustraszone.

Myślę, że ów wieczór był dla Hong przełomowy. Będzie musiała zapisać wszystko, co działo się w tamtym miejscu i czasie, i zrobić z tego jasną, prostą historię. Wierzyłem, że starczy jej sił. Jeśli podoła, już nigdy nie będzie miała powodu obawiać się swojej przemiany w pisarkę.

Więc dziś powiedziałem jej: „Musisz pisać dalej! Cokolwiek się stanie, musisz mieć pewność, że to, co piszesz, jest ci naprawdę bliskie, i że podążasz swoją własną drogą”.

3

Jestem bezradny jak dziecko. Jestem młody, szczery i nie mam szczęścia. Moja matka lubiła powtarzać, że w swoim życiu człowiek tylko w jednej dziedzinie może być naprawdę dobry. O wielu sprawach miała totalnie spaczone pojęcie, ale w tej akurat przyznaję jej całkowitą rację. Zacząłem życie jako potłuczone szkiełko. Moja matka pozbierała wszystkie odłamki i zaczęła sklejać je ze sobą, a ja teraz kontynuuję jej dzieło. Myślę, że jestem dość wytrwały, by robić to dalej. Bo moja miłość to cały pokój potłuczonego szkła.

Hong w obecnej fryzurze jeszcze bardziej przypomina stracha na wróble. A ja jestem tylko bojaźliwym gołąbkiem, który wreszcie wleciał w jej otwarte okno. Teraz śpi obok mnie, przykryta do pasa cienkim kocem. Bardzo schudła. Odkąd ją znam i odkąd jestem z nią, czuję się, jakbym co roku miał nową kochankę – a to wszystko Hong. Co roku inna. Od tak dawna nie miałem o niej żadnej wiadomości, lecz wiem, że póki jesteśmy razem, co rok będę czuł się tak, jakbym spotykał kogoś nowego.

W gruncie rzeczy ona ma w sobie wszystko, czego kiedykolwiek zapragnę. Mimo to ciągle chcę być z dala od niej. Mój świat jest jak nakręcony zegarek, lecz nie wiem, kto go nakręcił. Może na tym właśnie polega przeznaczenie. Czasami ten mój zegarek pokazuje Hong, a kiedy indziej coś całkiem innego. Raz pokazuje to miasto, innym razem angielską wieś. Czasem pokazuje osiemdziesięcioośmiopiętrowy hotel Grand Hyart, czasem kawałek gołej ziemi. Jestem wyjątkowym tchórzem. Często muszę uciekać od tych, którzy są mi najbliżsi, i jechać samotnie w jakieś miejsce, gdzie jeszcze nigdy nie byłem, a potem wracać. Dzięki temu życie wydaje mi się wiecznie świeże, bo wiem, że wciąż coś nowego czeka na odkrycie. To jest jak szybowanie – daje mi odpowiedź na wszystkie wątpliwości. Kiedy wyjeżdżam, czuję się tak prawdziwie, a gdy wracam – mam poczucie, jakbym coś utracił.

Jej zimne, zmęczone spojrzenie zmroziło mnie do kości; boję się wziąć ją w ramiona. Nie wiem, na czym stoimy, i to mnie niepokoi. Nie zniósłbym, gdyby się okazało, że już nie chce się ze mną kochać. Po prostu nie mam pojęcia, jak bym sobie z tym poradził. „Prawda jest taka, że już nie jesteś mną zainteresowany” – powiedziała. „Musisz znowu stać się taki jak dawniej, pieprzyć się na prawo i lewo. Wtedy sobie o mnie przypomnisz”.

Nie mogę tego zrobić, bo miłość wymaga poświęcenia wszystkich uczuć. A wszystkie moje uczucia wracają do niej. Życie jest kompletnie bezcelowe, przeżywamy je nie wiadomo po co, a jedyne źródło sensu to możliwość odczuwania czegoś od czasu do czasu. To wszystko. Dlatego ciągnie mnie do narkotyków, dlatego kocham tylko ją – bo jest taka skomplikowana. Ciągle się zmienia i zawsze potrafi wywołać we mnie jakieś uczucia.

A teraz nagle stwierdza, że nie wie, czym jest miłość, że kiedyś wiedziała, ale potem okazało się, że już nie wie.

Jak to możliwe, że nie wie, czym jest miłość? Przeraża mnie.

Szczerze mówiąc, gdy teraz na nią patrzę, moje ciało nie reaguje. To dla mnie prawdziwy cios. Kiedyś, spędzając razem noc, mogliśmy to robić wiele razy, więc co się stało? Patrzę na jej ciało tak, jakbym przyglądał się parze zwykłych rąk. Moja matka mawiała, że liczba aktów miłosnych w życiu każdego człowieka jest ograniczona i że gdy się ją wypełni, jest już po wszystkim. Nawet jeśli miała rację, to nie sądzę, żebym zużył już cały swój limit.

Kiedy wreszcie będziemy mogli zacząć od nowa? Bo właśnie poczułem, że ją tracę. Leży tuż obok i wymyka się.

4

Tymczasowo mieszkają u mnie dwie przyjaciółki. Są kochankami. Powiedziałam im raz o spotkaniach dla lesbijek, ale poszły tylko na dwa. Nie uważały się za lesbijki. Na jednym z tych spotkań ktoś wygłosił dziwaczne twierdzenie, że lesbijki tworzą związki z powodu poczucia pustki, w przeciwieństwie do gejów, których zmusza do tego intensywne cierpienie.

A. była obojnakiem. Miała jasne oczy i wydatne usta. Była niska, przygarbiona i miała kaczy chód. Kiedy się złościła, zwykła uderzać się w pierś, ale twierdziła, że jej piersi nie odczuwają bólu. A. pociągały wyłącznie kobiety; miała bardzo silny popęd płciowy. Jej największym marzeniem była operacja zmiany płci. Uważała, że jeśli zostanie w pełni mężczyzną, jej życie stanie się nieco łatwiejsze. Pochodziła z małego miasta w prowincji Henan i studiowała grę na lutni pipa oraz na fortepianie. Nie mogła już znieść uprzedzeń, z jakimi traktowano ją w rodzinnym miasteczku, więc przeniosła się tu, do jednego z otwartych miast, z nadzieją że zrobi karierę.

B. była tancerką. O pół głowy wyższa od A., miała śniadą skórę, szerokie ramiona, wąską talię i pokaźny tyłek. Chodziła do A. na lekcje gry na fortepianie i kochała się w niej potajemnie od czternastego roku życia. Była zakochana w jej talencie i melancholijnym usposobieniu. Spotkały się ponownie rok temu w pewnym mieście na południu. A. wtedy prawie straciła nadzieję – była wiecznie głodna. Pracowała w fabryce spinek do włosów, myła głowy u ulicznego fryzjera, była też kelnerką.

B. uważała się za heteroseksualistkę. Spała z mężczyznami – uprawianie miłości z mężczyzną było dla niej czymś dobrze zrozumiałym. Nie myślała o A. jak o kobiecie, lecz nie uważała jej także za mężczyznę. Żaden mężczyzna nie potrafiłby dać jej siedmiu czy ośmiu orgazmów jednego dnia.

Żuczek wpadł na zwariowany pomysł – chciał sprawdzić, jak zabrzmi gitara w zestawieniu z pipą. Sanmao przedstawił nas A. Silne, opanowane ruchy jej palców, gdy grała melodię Otoczeni ze wszystkich stron, zrobiły na mnie wielkie wrażenie. Zabraliśmy ją potem do szpitala na kompleksowe badania – powiedzieli nam, że widać u niej ciemną plamę pod ósmym żebrem. Jej macica była widoczna, lecz niezwykle mała. Spytaliśmy, ile kosztowałaby operacja zmiany płci. Teraz A. mieszka w Szanghaju i udziela dzieciom prywatnych lekcji gry, a B. tańczy w chórkach z piosenkarzami w nocnym klubie. B. marzy o tym, by po operacji zmiany płci A. przedstawić ją swoim rodzicom, a potem wezmą ślub i będą żyć długo i szczęśliwie.

Słyszałam, że A. i B. co noc zasypiają, patrząc sobie w oczy. Ich życie jest usiane przeciwnościami, lecz nie zamierzają pozwolić, by cokolwiek stanęło im na przeszkodzie. Kochają się tak, jak kochają życie – wciąż mam przed oczami kołyszący się obraz ich obu. Moje mieszkanie jest marnie wyciszone; zdaje się, że niemal bez przerwy uprawiają seks.

Spędziliśmy z Sainingiem cały dzień w łóżku, śpiąc. Wyrwał nas ze snu płacz B., po którym rozległa się kłótnia. A. krzyczała: „Jaka kobieta by mnie chciała, z moim wyglądem? Dlaczego ciągle jesteś taka podejrzliwa? Dlaczego stale oskarżasz mnie o coś, czego nie zrobiłam?” „Wiesz doskonale, jak bardzo się o ciebie martwię. To nie są żarty” – powiedziała B. Potem nastała cisza, która ustąpiła odgłosom uprawiania miłości.

Nie wiem dokładnie, co robiły, lecz nie było wątpliwości, że kochają się ze sobą dwie kobiety. Dlaczego nie uważały się za lesbijki?

Tak czy owak, homo czy hetero – jakie to ma znaczenie, gdy się kogoś kocha? A ja? Kiedy ostatnio byłam naprawdę zakochana? Chyba co najmniej kilka lat temu.

Saining odpoczywał z zamkniętymi oczami, w końcu usiadł i powiedział:

– Kiedy kobiety się ze sobą kochają, to czy kiedykolwiek robią przerwy?

Pomyślałam, że chociaż życie A. i B. jest ciężkie i wyczerpujące, obie są szczęśliwe, ponieważ się kochają. Co dzień pracują do upadłego, by uzbierać na operację zmiany płci, dzielą się pracą i w przyszłości podzielą się jej owocami.

Zapaliliśmy papierosy. Paląc, wpatrywaliśmy się w drzwi sypialni; zapanowało niewygodne milczenie. Saining przerwał je, mówiąc:

– Dlaczego masz tu tylko muzykę taneczną? Co się stało z całą resztą naszych płyt?

Moja twarz spochmurniała. Nie odpowiedziałam.

5

Dwójka za ścianą szczytowała jednocześnie; potem usłyszeliśmy ich śpiew. Po chwili znów zapanowała cisza, która mnie zaniepokoiła. Zobaczyłam je obie, jak leżą w łóżku, ze spojrzeniami utkwionymi w siebie nawzajem, i poczułam, że Saining jest tak samo poruszony jak ja. Na dworze zapadła ciemność, i chociaż widok zakochanej pary w Święto Zakochanych zwykle jest czymś pokrzepiającym, nas dręczyło skrępowanie. W końcu są walentynki – może chciały po prostu spędzić cały dzień w łóżku. Siedzieć tu dalej z nimi byłoby dla mnie i Saininga szczytem głupoty.

– Ubierzmy się – zaproponowałam. – Chodźmy gdzieś, gdzie jest trochę bardziej odświętnie.

– Świetny pomysł – zgodził się Saining. – Musimy się zmyć, zanim one znowu zaczną.

W czasie kolacji Saining wręczył mi trzy róże i czerwony plastikowy pierścionek, który wyglądał jak gigantyczny wiśniowy cukierek z dziurką marki Life Saver.

– Te róże to z jakiej okazji? – spytałam.

– Te róże znaczą „kocham cię”.

– Skąd pewność, że to właśnie znaczą? Mam w domu tony pierścionków, wszystkie od ciebie. Byliśmy tak zafascynowani sobą i tacy czuli dla siebie. Wierzę, że mnie kochasz, ale przy tobie nie czuję się kochana. Jesteś beznadziejny.

– Kiedy umarła moja matka, doznałem olśnienia, że wciąż przecież mam ciebie! Zrozum, że kiedy ty się zaangażowałaś, ze mną stało się tak samo. Zmieniłem cię, ale ty także zmieniłaś mnie. Sprawiłaś mi największe cierpienie i największą radość. Nie mogę żyć bez ciebie. Naprawdę już mnie nie kochasz? Nie wierzę w to. Nigdy nie przestanę cię kochać.

Kiedy doszedł do słów: „Nigdy nie przestanę cię kochać”, jego głos był ledwie słyszalny.

– Straciłeś matkę, Saining. Jesteś teraz słaby, więc mnie potrzebujesz. Nie bądź śmieszny! Ciągle możesz na mnie liczyć, wciąż jesteśmy razem. Nawet kiedy cię tu nie ma, ja cały czas jestem na tych samych falach co ty. Moje życie i moje pisanie kręcą się wciąż w tym samym błędnym kole. To tobie zawdzięczam moje samotnicze spojrzenie na świat. Nie chcesz chyba powiedzieć, że miłość jest dobra? Czy wiesz, czym jest miłość? Ja nie wiem. Nigdy nie przyszło ci do głowy, że miłość stała się dla nas obojga luksusem? Nie mamy już siły pakować się w miłość do kogokolwiek. Bóg jeden wie, jak to się stało. Jesteśmy wypaleni, zużyci. Nie pojmujesz tego?

– Mam dla ciebie jeszcze jeden prezent. Piosenkę. Ma tytuł: Wszystkie grzeczne dzieci dostają cukierki.

– Nie jesteśmy grzecznymi dziećmi. I skończyły mi się cukierki.

– Jesteśmy. A cukierkami są nasze opowieści.

Straciłam cierpliwość, machnęłam ręką i powiedziałam z irytacją:

– Zajmijmy się jedzeniem, dobrze? Dzień Zakochanych jakoś do nas nie pasuje.

Wciąż na mnie patrzył. Jego ciemne oczy i ciemne podkówki pod nimi zawsze przypominały mi o jego szaleństwie.

– Wyglądasz naprawdę seksownie, kiedy jesteś wściekła – oświadczył.

– Seksownie, dobre sobie! – rzuciłam. – Takie szmaty jak my nie mają pojęcia, co to znaczy „seksowny”.

Przyjrzałam mu się. Był w czarnym swetrze. Miał jeszcze kilka podobnych, a do tego kilka identycznych płaszczy, spodni i T – shirtów. Kiedyś powiedział, że nie ma nic nudniejszego niż ciuchy, że ubrania są bez znaczenia.

Wstąpiliśmy do Tribes, gdzie odbywała się impreza walentynkowa. Bawiło się tam mnóstwo naszych znajomych – złamanych ludzi o złamanych sercach. Pojawiło się też paru znanych nam członków różnych zespołów; spotkanie z nimi było rzadką przyjemnością.

W Szanghaju nie było tak wielu zespołów grających na żywo jak w Pekinie, więc tego wieczoru czułam się bardziej jak w Pekinie niż w Szanghaju, gdzie z kolei odbywa się dużo imprez tanecznych. Rzecz jasna, większość gości na szanghajskich imprezach stanowili laowaie, czyli cudzoziemcy, albo szanghajskie dziewczyny które chciały poderwać laowaia. Sami pozerzy.

– Może wstanę i pogram na gitarze – oznajmił Saining.

– Jest już dużo gitarzystów. Może weźmiesz bębny? W ten sposób wszyscy będą mogli zagrać razem.

Kiedy grał, opuścił głowę tak nisko, że końce jego długich włosów muskały mu kolana. Nikt jeszcze nie walił z taką siłą w perkusję w tym barze. Podniecał mnie. Od dawna nie czułam czegoś takiego.

Jakiś nieznajomy chłopak podszedł i wyszeptał mu coś do ucha; twarz Saininga w jednej chwili ściągnęła się w grymasie. „Przykro mi, przykro mi” – powtarzał. Przepychając się przez ciżbę ludzką, dojrzałam, jak patrzył na mnie z największą czułością, jaką można sobie wyobrazić. Wyraz jego oczu przeniósł mnie w przeszłość; poczułam smutek.

– Co się stało? Co on ci powiedział?

– Powiedział mi: „Co ty wyprawiasz? Kim, do cholery, jesteś? Też jestem perkusistą, tutaj chodzi o uczucie, nie tylko o technikę. Nie masz pojęcia o wyrażaniu własnego ja”.

– Co? Jaja sobie robisz!

– Lepiej już pójdę do domu.

– Co się z tobą dzieje? Jesteś dobry. Jesteś lepszy niż kiedykolwiek. Wszystkim się podobało!

– Daj spokój. Może on miał rację.

– Rację w czym? Mówił tylko za siebie. Co cię napadło? Czemu go przeprosiłeś? Żuczek chce z tobą zagrać na gitarze.

– Za stary jestem.

Nie spodziewałam się, że kiedykolwiek usłyszę od Saininga coś takiego.

Wyszedł i nie próbowałam go zatrzymywać.

Ledwie zniknął za drzwiami, rzuciłam się w stronę tamtego chłopaka.

– Kim ty jesteś, do cholery, żeby mówić takie rzeczy? Masz do wyboru: przeprosisz go albo zaraz idziesz tam i grasz dla mnie. Niech usłyszę, ile „uczucia” potrafisz z siebie dać!

Ku mojemu zaskoczeniu, chłopak przeprosił mnie od razu, i był przy tym szczery.

– Zażartowałem sobie z niego – wyjaśnił. – Nie chciałem, żeby potraktował to serio. Proszę cię, powiedz mu, że bardzo mi przykro.

Gdy to wszystko usłyszałam, nie miałam nic lepszego do roboty niż zacząć pić. Kiedy, do cholery, ten skromny barek zaczął przyciągać tyle panienek uganiających się za laowaiami? Obrzydliwość!

Poprosiłam pewnego Hiszpana i Węgra, żeby mówili do mnie jednocześnie, każdy w swoim ojczystym języku, każdy do innego ucha.

– Mówcie, co chcecie, byle gadać! – zażądałam.

Wyciągając wdzięcznie szyje, z poważnymi minami, zaczęli wylewać z siebie nieprzerwane potoki słów – jeden z lewej, drugi z prawej strony.

6

Hong wyszła z baru. Za dużo wypiła. Zawsze gdy się upije, robi się miękka i ckliwa, jej twarz nabiera niewinnego wyrazu, oczy robią się szkliste i zaczyna wydmuchiwać baloniki śliny Patrzy na mnie jakby z oddali, i gdy spoglądam na papierosa w jej dłoni, mówi: „Życie jest krótkie, ale co to dokładnie znaczy? Może trzeba popełnić samobójstwo, żeby się dowiedzieć? Ale ja nie zamierzam się zabijać. Samobójstwo to jakaś pieprzona skrajność”.

Kiedy opuściłem ją cztery lata temu, wpadła w depresję. I teraz, choćbym nie wiadomo jak się starał, nie potrafię sprawić, by znowu była szczęśliwa. Jak mogę być szczęśliwy, kiedy ona nie jest? Gdy spotkałem ją po raz pierwszy, była jeszcze dziewicą, niewinną i pełną życia. Dziś mamy Święto Zakochanych, chciałem sprawić jej radość, ale wciąż jest taka przygnębiona. Lepiej bym zrobił, kupując jej jakieś fajne okulary przeciwsłoneczne! To takie proste. Tanie okulary z wielkimi szkłami uszczęśliwiłyby ją na wiele dni!

Podeszła i spojrzała na mnie.

– Wiedziałam, że będziesz tu na mnie czekał. Znam twoje zwyczaje. Ale już mnie nie wzruszysz. Kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy, powiedziałeś, że szukasz barów, w których są estrady. Chciałeś włożyć całe swoje serce w śpiew, aż skończą ci się piosenki albo aż cię wyrzucą za drzwi. Mówiłeś, że twoją maksymą jest „umrzeć młodo i pozostawić urodziwego trupa”. Mówiłeś, że uważasz to za swoje przeznaczenie. Spytałam, gdzie są takie bary, a ty odpowiedziałeś, że nie wiesz, ale się dowiesz. Przez te twoje pełne wargi, wielkie oczy i długie włosy, przez twoją namiętność do czekolady i twoją grę na gitarze wprost oszalałam na twoim punkcie! Czy wiesz, dlaczego twoje oczy zawsze wyglądają tak pięknie? Bo jesteś samotny, mówisz oczyma. Co mam zrobić, żeby wyrwać cię z tej twojej samotności? Nie przypuszczałam, że dzisiaj też będziesz się czuł samotny. Lubisz takie miejsca jak to, prawda? W Szanghaju jest teraz pełno klubów. Widzisz tę dziewczynę? Tę, która wygląda jak ciasteczko? Mieszka w wilgotnej suterenie i ostatnio ćwiczy kawałki Joy Division, szukając własnego brzmienia. A ty siedzisz na dworze i przepraszasz, że żyjesz. Po jakiego diabła na mnie czekasz? Kocham cię, a może kocham tylko twoją astmę. Astma to pierdolony koszmar.

Nie mam pojęcia, czemu zrobiła się taka drażliwa. Wtedy po moim powrocie była bez przerwy spięta. Może to z powodu braku życia seksualnego? A może dlatego, że została pisarką? Albo dlatego, że kiedyś prorokowała, że umrze w wieku dwudziestu siedmiu lat? Chciałem jej zagrać na skrzypcach. Pomyślałem, że to podziała na nią uspokajająco. Musieliśmy zacząć wspólnie budować naszą nową miłość.

Wyszedłem, bo to po prostu nie była moja estrada. Czekałem na ciebie, bo nie znam drogi do twojego mieszkania. Pomyślałem, że wsiądziemy do jednej taksówki i zaoszczędzimy pieniądze.

Zaczęło mi lecieć z nosa. To moja stara przypadłość – zawsze kiedy jestem niespokojny czy zły, dostaję krwawienia z nosa. Hong spojrzała na mnie ze wstrętem.

– Nie mam zamiaru się tobą opiekować – powiedziała. – Nie obchodzi cię nic poza tobą samym. Zostawiłeś mnie po to, żeby sobie poeksperymentować z narkotykami. Zostawiłeś mnie w tamtym okropnym mieście i przepuściłeś cały spadek na dragi. Skrzywdziłeś nas wszystkich!

Te ostre słowa, w dodatku wygłaszane tak pięknymi ustami, to coś więcej, niż mogłem znieść. Doszedłem do wniosku, że ją straciłem. Wziąłem ją w ramiona – była tak lekka, niemal nieważka. Patrzyła w niebo oczyma nieruchomymi jak u kota. Już nigdy nie wyczytam tego szaleństwa z jej czarnych oczu. Chyba nie mam dość siły, by nadal ją kochać. Już nigdy nie doświadczymy miłości. Będę musiał zaakceptować tę prawdę. Nasze ciała… Nasze ciała opuściły nas dawno temu. Nie mamy już ciał. Nasze usta są zbyt wyschnięte, by całować, nasze pożądanie się wypaliło, ale to bez znaczenia! Liczy się to, że jesteśmy rodziną, towarzyszami życia. Pochodzimy z tych samych stron, wciąż żyjemy, i będziemy żyć dalej. Kto powiedział, że to nie jest miłość? Nie mógłbym znowu jej opuścić. Chcę być z nią cały czas, to moje jedyne pragnienie, nie chcę już przysparzać jej smutku. Zrobię, cokolwiek poprosi, byle tylko móc widzieć ją codziennie, byle tylko uśmiechała się do mnie. Dla tego strzępka nadziei chcę jeszcze raz upaść razem z nią, zanurzyć się w tej całej rozpaczy. Gdyby zechciała wyjść za kogoś za mąż – chcę, żebym to był ja.

Przemyślałem ten plan, ale nic nie powiedziałem. Nie ośmieliłem się. Porozmawiamy o tym rano przy kawie.

Загрузка...