ROZDZIAŁ 24

Win i Myron podzielali dość niezwykłe zamiłowanie do broadwayowskich musicali. W tej chwili stereofoniczna aparatura w jaguarze Wina odtwarzała na cały głos ścieżkę dźwiękową z musicalu 1776. Amerykański kongresman wołał: „Niech ktoś otworzy okno!”, doprowadzając do zażartej kłótni na temat zalet otwartego („w Filadelfii [było] gorąco jak w piekle”) i zamkniętego („za dużo much”) okna. Uwikłane w tę sprzeczkę osoby kazały Johnowi Adamsowi usiąść. Historia.

– Kto grał Thomasa Jeffersona w pierwszej inscenizacji? – spytał Win.

Myron znał odpowiedź. Życie z jego przyjaciółmi było nieustannym quizem.

– Teatralnej czy filmowej? – spytał Myron.

Win zmarszczył brwi.

– Nie zajmuję się inscenizacjami filmowymi.

– Ken Howard.

– Dobrze. A najsłynniejsza kreacja pana Howarda?

– Trener w Białym cieniu.

– Dobrze. A kto pierwszy zagrał Johna Adamsa?

– William Daniels.

– Najlepiej znany jako?

– Okropny lekarz w St. Elsewhere.

– Jaka aktorka, zagrała Marthę Jefferson?

– Betty Buckley. Najlepiej znana z roli Abby w Ośmioro wystarczy.

Win uśmiechnął się.

– Dobry jesteś – pochwalił.

Myron patrzył w okno. Budynki i samochody zbiły się w pulsującą masę. Myślał o Jessice. O zamieszkaniu z nią. Nie miał nic przeciwko temu, żadnych argumentów. Kochał ją. Ona jego. A poza tym to ona zrobiła pierwszy ruch – pierwszy raz, jak sięgał pamięcią. W większości związków zawsze jedno z partnerów dominowało. Zgodnie z naturalnym porządkiem rzeczy. Trudno było znaleźć idealną równowagę. W ich przypadku przewagę miała Jessica. Wiedział o tym, a gdyby nie wiedział, i tak uświadomiłyby mu to częste aluzje Esperanzy, że jest „pod pantoflem”. Nie znaczyło to, że Jessica kocha go nie tak mocno jak on ją. Zresztą, może tak było. W każdym razie na pewno rzadko proponowała mu coś pierwsza, rzadko się przed nim odsłaniała. Chciał skorzystać z okazji, chciał jeszcze bardziej ją ośmielić. Długo czekał na takie słowa z jej ust. Coś go jednak powstrzymywało. Podobnie jak w przypadku rozmowy z T.C. miotał się między przeciwieństwami.

Z burzy wszystkich za i przeciw w jego głowie nie płynęły żadne wnioski. Najchętniej skonfrontowałby z kimś swoje myśli. Najlepiej byłoby je omówić z kimś bliskim. Tylko z kim? Jego najbardziej niezawodna powierniczka, Esperanza, nie cierpiała Jessiki. Win… jeśli chodzi o sprawy sercowe, odpadał. Od dawna iskrzyło mu wyłącznie w dolnych partiach ciała.

Mimo to Myron usłyszał własny głos:

– Jessica zaproponowała, żebym z nią zamieszkał.

– Dostajesz pełną stawkę za mecze finałowe? – spytał Win po chwili.

– Słucham?

– Dołączyłeś do drużyny późno. Obliczyłeś, ile dostaniesz za mecze finałowe?

– Nie martw się. Zadbałem o to.

Win skinął głową. Patrzył na drogę. Bez przerwy zmieniał pasma ruchu. Wskazówka szybkościomierza trzymała się osiemdziesięciu mil, prędkości przekraczającej możliwości drogi numer 3. Choć z biegiem lat Myron co nieco się oswoił z jego sposobem jazdy, mimo to nie odrywał oczu od przedniej szyby.

– Zostaniesz na meczu? – spytał.

– To zależy.

– Od czego?

– Od tego, czy będzie tam Łomot – odparł Win. – Mówiłeś, że szuka pracy. Mógłbym ją przy okazji wypytać.

– Co jej powiesz?

– Stoimy przed dylematem. Zagadniesz ją o telefon od Downinga, to się zdemaskujesz. Zagadnę ją ja, zaraz spyta o przyczyny i powody. Tak czy siak, jeżeli nie ma martwicy mózgu, nabierze podejrzeń. A co więcej, jeśli wie o czymś istotnym, prawdopodobnie nam skłamie.

– Co proponujesz?

Win przechylił głowę, jakby się namyślał.

– Może pójdę z nią do łóżka – rzekł. – A kiedy zatraci się w spazmach namiętności, pociągnę ją za język.

– Ona sypia tylko z graczami Gigantów i Smoków – przypomniał mu Myron, marszcząc czoło. – Do łóżka?

Win wzruszył ramionami.

– To lepsze od chłosty gumowym wężem – odparł. – No, chyba że ona lubi te rzeczy.

– Masz jakieś inne pomysły?

– Pracuję nad tym.

Skręcili w zjazd do stadionu Meadowlands. Z odtwarzacza CD płynął śpiew Abigail Adams informującej Johna Adamsa, że kobiety w Massachusetts potrzebują szpilek. Win chwilę nucił do wtóru.

– Jeśli chodzi o Jessice – zdjął rękę z kierownicy i poniekąd nią skinął – nie mnie radzić w takich sprawach.

– Wiem.

– Kiedy rzuciła cię pierwszy raz, byłeś nieszczęśliwy. Nie rozumiem, po co miałbyś ryzykować powtórkę.

Myron popatrzył na przyjaciela.

– Naprawdę nie wiesz? – spytał.

Win nie odpowiedział.

– To smutne, Win.

– O tak, bardzo tragiczne.

– Ja nie żartuję.

Win po aktorsku zasłonił przedramieniem czoło.

– Biada mi, nigdy nie doświadczę otchłani nieszczęścia, w którą swoim odejściem wtrąciła cię Jessica. Biedactwo.

– Dobrze wiesz, że chodzi o coś więcej.

Win opuścił rękę i pokręcił głową.

– Nieprawda, przyjacielu. Prawdziwe było jedynie cierpienie. Reszta twoich uczuć to okrutna złuda.

– Naprawdę tak sądzisz?

– Tak.

– O wszystkich związkach?

Win pokręcił głową.

– Tego nie powiedziałem.

– A co z naszą przyjaźnią? Też jest okrutną złudą?

– Nie mówimy o nas.

– Próbuję zrozumieć…

– Nie ma nic do zrozumienia – przerwał mu Win. – Zrób, co uznasz za najlepsze. Powiedziałem: ze mną nie ma co omawiać takich spraw.

Zamilkli. Przed nimi wyłoniła się hala. Przez lata nazywano ją Areną Brendana Byrne’a, od nazwiska niepopularnego gubernatora, sprawującego urząd w czasie, gdy budowano kompleks Meadowlands. Ostatnio jednak poszukujące kapitału władze sportu przemianowały ją na Arenę Continental Airlines nazwa ta wprawdzie nie wpadała w ucho, ale poprzednia tez nie wyrywała z piersi pieśni. Hańba, zakrzyknęli z wielkim oburzeniem na tę zniewagę Brendan Byrne i jego dawni służalcy. To spuścizna gubernatora. Jak można mu to zrobić. Myron nie miał wszakże nic przeciwko zmianie nazwy. Bo jaki był wybór? Ściągnąć z amerykańskich podatników dwadzieścia siedem milionów dolarów czy zranić próżność polityka? Konkurencja bardzo nierówna.

Spoglądając na przyjaciela, wpatrzonego w drogę i mocno ściskającego kierownicę, Myron powrócił myślami do ranka sprzed lat pięciu. Kiedy po odejściu Jessiki snuł się bez celu po domu, do drzwi zapukał Win.

– Chodź – powiedział bez żadnych wstępów. – Wynajmę ci dziewczynę. Musisz spuścić z krzyża.

Myron pokręcił przecząco głową.

– Na pewno nie? – upewnił się Win.

– Na pewno.

– Wobec tego zrób coś dla mnie.

– Co?

– Nie wychodź z domu, żeby się zalać. Byłby to straszny banał.

– Spuszczenie z krzyża nie jest banałem?

Win sznurował usta.

– Jest, ale znośnym – odparł, zawrócił i wyszedł.

I na tym stanęło. Nigdy potem nie wrócili w rozmowie do związku Myrona z Jessica. Odgrzanie tego tematu było błędem.

Win nie bez powodu był, jaki był. Myron spojrzał na przyjaciela, szczerze mu współczując. Win traktował życie jako ciągłą lekcję, jak o siebie dbać. Wyniki nie zawsze okazywały się piękne, lecz zwykle skuteczne. Nie zerwał z ludzkimi uczuciami, nie działał jak robot, choć czasami chciałby ludzie tak o nim myśleli. Po prostu nauczył się im nie ufać i nie polegać na innych. Niewiele osób lubił, ale jeśli już kogoś kochał, to niezwykle mocno. Reszta świata znaczyła dla niego niewiele.

– Załatwię ci miejsce blisko Maggie Łomot – powiedział Myron.

Win skinął głową i zaparkował. Myron podał nazwisko sekretarce i wprowadzono ich do gabinetu. Zastali już tam Calvina Johnsona, który stał po prawej ręce Clipa. Siedzący przy biurku Clip wyglądał dziś starzej. Policzki miał poszarzałe, podgardle bardziej obwisłe. Wstał, ale chyba z większym wysiłkiem.

– Pan Lockwood, jeśli się nie mylę – powiedział, wpatrując się w Wina.

Wiedział o nim, był dobrze przygotowany.

– Tak – odparł Myron.

– Pomaga nam w kłopotach?

– Tak.

Myron przedstawił ich sobie, wymienili uściski dłoni, usiedli. Win, jak zwykle w takich sytuacjach, milczał. Oczami wędrował po pomieszczeniu, nie pomijając niczego. Zanim się odezwał, lubił dobrze się przyjrzeć nieznajomym, zwłaszcza na ich gruncie.

– A więc, jak się sprawy mają? – zagadnął Clip z wymuszonym uśmiechem.

– Zatrudniając mnie – zaczął Myron – wyraził pan obawę, że odkryję coś kompromitującego. Chciałbym wiedzieć co.

Clip przybrał rozbawioną minę.

– Nie bierz tego do siebie, Myron – rzekł ze śmiechem – ale gdybym to wiedział, nie musiałbym cię wynajmować.

– Nie mówi pan wszystkiego.

– Słucham?

– Greg zniknął wcześniej.

– No i?

– Na początku nie spodziewał się pan kompromitacji. Skąd ta zmiana?

– Już powiedziałem. Czeka mnie głosowanie właścicieli.

– To pana jedyne zmartwienie?

– Skądże. Martwię się również o Grega…

– Ale po jego zniknięciu nie wynajął pan nikogo. Czego się pan boi?

Clip wzruszył ramionami.

– Chyba niczego. Po prostu dmucham na zimne. A bo co? Coś odkryłeś?

– Pan nigdy nie dmucha na zimne. Jest pan ryzykantem. Zawsze pan taki był. Wymieniał pan popularnych, sprawdzonych repów na niewypróbowanych debiutantów. Z reguły przedkładał pan agresywny atak nad wzmacnianie obrony. Nigdy nie bał się pan postawić wszystkiego na jedną kartę.

– Ta strategia ma to do siebie, że można też sporo stracić. Czasem bardzo dużo. – Clip uśmiechnął się blado.

– Co pan stracił tym razem?

– Jeszcze nic. Jeżeli Greg nie wróci, może to kosztować mój zespół mistrzostwo NBA.

– Ja nie o tym. Chodzi o coś więcej.

– Przykro mi. – Clip rozłożył ręce. – Naprawdę nie wiem, o czym mówisz. Po zniknięciu Grega uznałem, że jest sens cię wynająć. Owszem, wcześniej też znikał, nigdy jednak tak późno w sezonie i nie wtedy, gdy byliśmy tak blisko mistrzostwa. To do niego niepodobne.

Myron spojrzał na Wina. Miał znudzoną minę.

– Zna pan Lizę Gorman? – spytał Clipa.

Kątem oka dostrzegł, że Calvin lekko się wyprostował.

– Nie. A powinienem?

– A kobietę o imieniu Carla albo Sally?

– Słucham? Pytasz, czy znam kobietę…

– Poznaną ostatnio. Lub związaną jakoś z Gregiem Downingiem.

Clip pokręcił przecząco głową.

– Calvin?

Calvin zrobił to samo, lecz z małym opóźnieniem.

– Skąd to pytanie?

– Ponieważ to z nią spotkał się Greg wieczorem, kiedy zniknął.

Clip usiadł prosto, z szybkością peemu wyrzucając z ust słowa:

– Odszukaliście ją? Gdzie ona jest? Może są razem. Myron ponownie spojrzał na Wina. Tym razem Win ledwo dostrzegalnie skinął głową. Też to zauważył.

– Nie żyje – odparł Myron.

Z twarzy Clipa spełzły kolory. Calvin milczał, tylko skrzyżował nogi. Jak na Johnsona Mrożonkę, był to ruch nie lada.

– Nie żyje?

– Konkretniej, zamordowano ją.

– O mój Boże!…

Clip skakał spojrzeniem od twarzy do twarzy, jakby szukał w nich odpowiedzi lub pocieszenia. Nie znalazł.

– Na pewno nie słyszał pan o Liz Gorman, Carli ani Sally? – spytał Myron.

Clip otworzył i zamknął usta. Nie wydał żadnego dźwięku.

– Zamordowano? – powtórzył.

– Tak.

– Była z Gregiem?

– Jako ostatni widział ją przy życiu. Jego odciski palców znaleziono w miejscu zbrodni.

– Miejscu zbrodni? – Clipowi drżał głos, patrzył nieprzytomnie. – Mój Boże, krew w suterenie. Zwłoki były w domu Grega?

– Nie. Ta kobieta zginęła w swoim mieszkaniu w Nowym Jorku.

– Przecież krew znalazłeś w suterenie Grega – zdziwił się Clip. – W pokoju zabaw.

– Tak. Ale zniknęła.

– Zniknęła? – spytał Clip zmieszanym i nieco poirytowanym tonem. – Jak to zniknęła?

– Uprzątnięto ją. – Myron utkwił w nim spojrzenie. – W minionych dwóch dniach ktoś wszedł do domu Grega i próbował zatuszować skandal.

Clip się wzdrygnął.

– Myślisz, że to ja? – spytał z nagłym ożywieniem w oczach.

– Tylko panu powiedziałem, że znalazłem tam krew. Chciał pan to utrzymać w tajemnicy.

– Decyzję zostawiłem tobie – odparował Clip. – Powiedziałem, że ją uszanuję, nawet jeśli uznam, że jest niewłaściwa. Oczywiście, że zależy mi na uniknięciu skandalu. To normalne. Ale czegoś takiego bym nie zrobił. Przecież mnie znasz, Myron.

– Mam wykaz rozmów telefonicznych tej kobiety. Dzwoniła do pana cztery dni przed śmiercią.

– Jak to: dzwoniła do mnie?

– W wykazie jest numer telefonu pańskiego biura. Clip zaczął mówić, urwał i zaczął od nowa.

– No cóż, być może dzwoniła, co wcale nie znaczy, że do mnie – odparł tonem dalekim od pewności. – Może rozmawiała z moją sekretarką.

Win odchrząknął, a potem przemówił po raz pierwszy od wejścia do gabinetu.

– Panie Arnstein.

– Tak.

– Z całym należnym szacunkiem, ale coraz trudniej mi znieść pańskie łgarstwa.

Clipowi opadły kąciki ust. Przywykłby młodsi mu kadzili, a nie zarzucali kłamstwo.

– Słucham?

– Myron bardzo pana poważa – ciągnął Win. – To godne podziwu. Bo niełatwo zasłużyć sobie na jego szacunek. Ale pan znał zabitą. Rozmawiał pan z nią przez telefon. Mamy dowód.

– Jaki dowód? – spytał Clip, mrużąc oczy.

– Po pierwsze, wyciąg rozmów…

– Już powiedziałem…

– Po drugie, pańskie słowa – dokończył Win.

Na twarzy Clipa pojawiła się czujność.

– O czym pan mówi? – spytał wolno.

Win złożył dłonie koniuszkami palców.

– Wcześniej Myron spytał, czy zna pan Liz Gorman lub kobietę o imieniu Carla albo Sally. Pamięta pan?

– Tak. Zaprzeczyłem.

– Właśnie. A potem powiedział panu… przytoczę dokładnie jego słowa, bo to ważne: „to z nią spotkał się Greg wieczorem, kiedy zniknął”. Niezręczne zdanie, zgoda, ale wypowiedziane z zamysłem. Pamięta pan dwa swoje kolejne pytania, panie Arnstein?

– Nie.

Clip chyba się pogubił.

– Brzmiały one, znów zacytuję dokładnie: „Odszukaliście ją? Gdzie ona jest?”.

Win zamilkł.

– Tak, i co z tego?

– Powiedział pan, ją” i „ona”. A przecież Myron spytał pana, czy zna pan Liz Gorman, Carlę albo Sally. Czy z jego słów nie wynikało, że chodzi o trzy różne kobiety? O „nie”, nie o „nią”. Ale pan od razu uznał, że te trzy imiona należą do jednej. Czy to nie dziwne?

– Co?! – wybuchnął Clip. – I pan to nazywa dowodem?!

Win pochylił się w fotelu.

– Dobrze pan zapłacił Myronowi za fatygę. W zwykłych okolicznościach zaleciłbym mu dalsze usługi dla pana. Chce pan przeszkodzić w śledztwie wszczętym z własnej inicjatywy, wolna droga. Poradziłbym, żeby wziął pieniądze i pilnował swego nosa. Ale Myron by mnie nie posłuchał. Jest wścibski. A co gorsza, hołduje staroświeckiemu nakazowi przyzwoitości, nawet gdy go o to nie proszą.

Win wziął oddech i usiadł wygodnie w fotelu, delikatnie stukając o siebie koniuszkami palców. Oczy wszystkich były zwrócone na niego.

– Rzecz w tym, że kobietę zamordowano. W dodatku ktoś majstrował w miejscu zbrodni. Zniknęła też osoba, która równie dobrze może być mordercą, jak i następną ofiarą. Innymi słowy, zachowanie w tej sytuacji klapek na oczach może się okazać zbyt niebezpieczne, a ewentualne koszty mogą przewyższyć potencjalne korzyści. Jako biznesmen, panie Arnstein, powinien pan to zrozumieć.

Clip milczał.

– Przejdźmy zatem do rzeczy. – Win rozłożył i złożył dłonie. – Wiemy, że ofiara morderstwa rozmawiała z panem. Albo zdradzi nam pan, co panu powiedziała, albo wymienimy uściski dłoni i się rozstaniemy.

– Najpierw rozmawiała ze mną – odezwał się Calvin.

Poprawił się na krześle. Unikał spojrzenia Clipa, ale niepotrzebnie. Clip nie przejął się wyjściem prawdy na jaw. Zapadł się głębiej w siedzenie – przypominał balon, z którego uchodzi powietrze.

– Użyła imienia Carla.

Win skinął krótko głową i umościł się w fotelu. Zrobił swoje. Wodze były znów w rękach Myrona.

– Co powiedziała? – spytał Myron.

– Że ma jakieś brudy na Grega. Zagroziła, że to zniszczy zespół.

– Jakie brudy?

– Nie dowiedzieliśmy się – włączył się ponownie do rozmowy Clip. Zawahał się. Żeby zyskać na czasie czy może się pozbierać? – Nie chciałem cię okłamać, Myron. Przepraszam. Próbowałem chronić Grega.

– Pan też z nią rozmawiał? Clip skinął głową.

– Calvin przyszedł do mnie po jej telefonie. Drugi raz rozmawialiśmy z nią obaj. Za milczenie zażądała pieniędzy.

– Dużo?

– Dwadzieścia tysięcy. Mieliśmy się spotkać w poniedziałek wieczorem.

– Gdzie?

– Nie wiem – odparł Clip. – Miejsce miała nam podać w poniedziałek rano, ale nie zadzwoniła.

Martwi rzadko dzwonią, pomyślał Myron.

– Nie zdradziła wam swojej wielkiej tajemnicy?

Clip i Calvin wymienili pytające spojrzenia. Calvin skinął głową.

– Nie musiała – rzekł z rezygnacją Clip. – Wiedzieliśmy.

– Co?

– Greg uprawiał hazard. Był winien mnóstwo pieniędzy Jakimś oprychom.

– Wiedzieliście, że się hazarduje?

– Tak – przyznał Clip.

– Skąd?

– Powiedział mi.

– Kiedy?

– Z miesiąc temu. Poprosił o pomoc. Ja… ja zawsze zastępowałem mu ojca. Lubiłem go. Bardzo. – Clip podniósł zbolałe oczy. – Ciebie też, Myron. Dlatego to takie trudne.

– Co jest takie trudne?

Clip pokręcił głową.

– Chciałem mu pomóc. Namówiłem go na spotkania. Spotkania z profesjonalistą.

– Posłuchał pana?

– Pierwszy raz spotkał się z lekarzem przed tygodniem. Z psychiatrą specjalizującym się w uzależnieniach od hazardu. Rozmawialiśmy też o jego kontrakcie reklamowym. O spłacie długu.

– Czy Marty Felder wiedział, że Greg jest hazardzistą? – spytał Myron.

– Nie mam pewności – odparł Clip. – Wiem jednak od tego lekarza, że hazardziści uciekają się do zdumiewających sposobów, by utrzymać swą przypadłość w tajemnicy. Większością pieniędzy Grega zawiadywał Marty Felder, dlatego zdziwiłbym się, gdyby nie wiedział o jego nałogu.

Za jego głową wisiało zdjęcie tegorocznej drużyny. Myron przyjrzał się plakatowi. Z przodu klęczało dwóch współkapitanów, T.C. i Greg. Greg uśmiechał się szeroko, a T.C. szyderczo, jak to on.

– A więc kiedy mnie pan wynajmował, już pan podejrzewał, że zniknięcie Downinga ma jakiś związek z hazardem – skonstatował Myron.

– Nie – zaprzeczył Clip. – W każdym razie nie tak, jak myślisz – dodał po chwili. – Nie dopuszczałem myśli, że jego bukmacher go skrzywdzi. Myślałem, że dzięki kontraktowi z Forte Greg kupi sobie czas.

– A co pan podejrzewał?

– Martwiłem się o jego poczytalność. – Clip wskazał na plakat za swoimi plecami. – Przede wszystkim Greg nie jest zbyt zrównoważony, zadawałem więc sobie pytanie, jak presja długu hazardowego zaciąży na jego wątpliwym zdrowiu psychicznym. Może to dziwne, ale Greg kocha swój publiczny wizerunek. Uwielbienie fanów jest dla niego ważniejsze niż pieniądze. Gdyby jednak kibice poznali prawdę, nie wiadomo, jak by zareagowali. Zastanawiałem się, czy wytrzyma tak dużą presję. Czy się nie załamie.

– A co pan myśli teraz, po śmierci tej kobiety? Clip gwałtownie potrząsnął głową.

– Znam Grega lepiej niż ktokolwiek. Gdy czuje się osaczony, ucieka. Nikogo by nie zabił. Serdecznie w to wierzę. Unika przemocy. Od dawna wie, czym ona grozi.

Przez kilka chwil wszyscy milczeli. Myron i Win oczekiwali, że Clip rozwinie temat. Nie rozwinął.

– Ma pan coś do dodania? – odezwał się Win.

– Nie. To wszystko.

Win wstał bez jednego słowa czy gestu i wyszedł z gabinetu. Myron wzruszył nieznacznie ramionami i ruszył za nim.

– Myron? – usłyszał głos Clipa. Odwrócił się. Starzec stał. Oczy miał wilgotne.

– Udanego meczu – rzekł cicho. – To w końcu tylko gra. Pamiętaj.

Zakłopotany jego zachowaniem, Myron skinął głową i prędko dołączył do Wina.

– Masz dla mnie bilet? – spytał Win. Myron wręczył mu bilet.

– Opisz mi tę Łomot. Myron opisał ją.

– Twój pan Arnstein nie mówi nam całej prawdy – powiedział Win, gdy doszli do windy.

– To przeczucie czy konkret?

– Ja nie mam przeczuć – odparł Win. – Wierzysz mu?

– Nie jestem pewien.

– Ale go lubisz?

– Tak.

– Mimo że przyznał się do kłamstwa?

– Tak.

– Pozwól więc, że ci przedstawię ciekawy scenariusz. Kto oprócz Grega ma najwięcej do stracenia, jeśli jego nałóg wyjdzie na jaw? Komu oprócz Grega zależałoby najbardziej na uciszeniu Liz Gorman? Wreszcie, komu zależałoby najbardziej na zniknięciu Downinga, gdyby miał przysporzyć wstydu zespołowi, wstydu tak strasznego, że osłabi lub nawet przekreśli szansę Clipa Arnsteina na zachowanie władzy w klubie?

Myron milczał.

Загрузка...