Znów znalazłem się w szpitalu, tym razem New York Presbyterian – na moich starych śmieciach. Jeszcze nie zrobili mi prześwietlenia, ale byłem pewien, że stwierdzą złamanie żebra.
I tak nic nie da się z tym zrobić poza nafaszerowaniem mnie środkami przeciwbólowymi. Będzie bolało. Trudno. Cały byłem podrapany. Miałem ranę szarpaną na prawej łydce, wyglądającą jak po ataku rekina. Zdartą skórę na obu łokciach. Wszystko to było nieistotne. Lenny przybył w rekordowo krótkim czasie. Wezwałem go, ponieważ nie wiedziałem, jak sobie z tym poradzić. W pierwszej chwili byłem prawie pewien, że się pomyliłem. Przecież dzieci szybko rosną, no nie? Nie widziałem Tary, od kiedy skończyła sześć miesięcy. W ciągu półtora roku mogła bardzo się zmienić. Z niemowlęcia stała się dwuletnią dziewczynką. A ponadto wisiałem na drzwiach jadącego samochodu. Ledwie zdążyłem rzucić na nią okiem. Mimo to wiedziałem.
To dziecko na przednim siedzeniu wyglądało na chłopca. Raczej trzy-, a nie dwuletniego. Miało zbyt jasne włosy i cerę. Nie było Tarą.
Zdawałem sobie sprawę, że Tickner i Regan chcą mi zadać wiele pytań. Zamierzałem z nimi współpracować. A także chciałem się dowiedzieć, skąd, do diabła, dowiedzieli się o żądaniu okupu. Ponadto jeszcze nie widziałem się z Rachel.
Zastanawiałem się, czy była gdzieś w budynku. I nad tym, co się stało z pieniędzmi, hondą accord oraz mężczyzną we flanelowej koszuli. Czy go złapali? Czy to on porwał moją córkę, czy też poprzednie żądanie okupu również było oszustwem? A jeśli tak, to jaką rolę odegrała w tym moja siostra Stacy? Krótko mówiąc, byłem zupełnie zagubiony. Stąd wezwanie Lenny'ego, pseudo Cujo. Wpadł do izolatki ubrany w workowate bojówki i różową koszulkę Lacoste.
Jego oczy miały ten przestraszony, nieprzytomny wyraz, który znów przywodził na myśl wspomnienia z naszego dzieciństwa. Przecisnął się obok pielęgniarki i podszedł do mojego łóżka. – Co się stało, do diabła?
Chciałem streścić mu wydarzenia, ale powstrzymał mnie, ostrzegawczo unosząc palec. Odwrócił się do pielęgniarki i poprosił, żeby wyszła. Kiedy opuściła pokój, skinął na mnie, żebym mówił dalej. Opowiedziałem mu wszystko, począwszy od spotkania z Edgarem w parku, przez telefon do Rachel, jej przyjazd, przygotowania elektronicznego sprzętu, telefony od porywaczy, dostarczenie okupu i mój skok na samochód. Potem cofnąłem się w czasie i powiedziałem mu o płytce CD. Lenny przerywał mi, jak zawsze, ale nie tak często jak zwykle.
Zauważyłem, że lekko marszczył brwi. Być może – nie chciałem przypisywać temu nadmiernego znaczenia – był urażony, że go nie wtajemniczyłem. Wkrótce jednak Lenny rozpogodził się i wziął w garść. – Czy to możliwe, żeby Edgar cię wystawił? – zapytał.
– Po co? Przecież to on stracił cztery miliony dolarów.
– Nie, jeśli sam to ukartował.
Skrzywiłem się.
– To nie ma sensu.
– A gdzie jest teraz Rachel?
– Nie ma jej tu?
– Nie wydaje mi się.
– No to nie wiem, gdzie jest.
Obaj milczeliśmy przez chwilę.
– Może wróciła do mojego domu – powiedziałem.
– Taak – mruknął Lenny. – Może.
W jego głosie nie było ani odrobiny przekonania.
Drzwi otworzyły się i wszedł Tickner. Okulary przeciwsłoneczne zsunął na czubek wygolonej głowy, co sprawiało dość niepokojące wrażenie. Gdyby pochylił głowę i namalował sobie usta na środku czaszki, wyglądałoby to, jakby miał drugą twarz. Regan podążał za nim tanecznym krokiem hiphopowca – a może ta jego rzadka bródka sprawiała, że patrzyłem na niego w ten sposób. Tickner objął dowodzenie. – Wiemy o żądaniu okupu – oznajmił. – Wiemy, że pański teść przekazał panu kolejne dwa miliony dolarów. Wiemy, że odwiedził pan prywatną agencję detektywistyczną, zwaną MVD, i prosił o hasło dostępu do płytki CD, która należała do pańskiej zamordowanej żony. Wiemy też, że towarzyszyła panu Rachel Mills, która wbrew temu, co powiedział pan detektywowi Reganowi, wcale nie wróciła do Waszyngtonu. Tak więc tę część możemy sobie darować.
Tickner podszedł bliżej. Lenny obserwował go, gotowy interweniować. Regan splótł ręce na piersi i oparł się o ścianę.
– Zacznijmy więc od pieniędzy – rzekł Tickner. – Gdzie one są?
– Nie wiem.
– Czy ktoś je zabrał?
– Nie wiem.
– Jak to pan nie wie?
– On kazał mi je zostawić.
– Co za on?
– Porywacz. Ten ktoś, kto rozmawiał ze mną przez telefon komórkowy.
– Gdzie je pan zostawił?
– W parku. Na ścieżce.
– I co potem?
– Kazał mi iść dalej ścieżką.
– Zrobił pan to?
– Tak.
– I co wtedy?
– Wtedy usłyszałem płacz dziecka i ktoś zaczął uciekać. Potem wszystko potoczyło się błyskawicznie.
– A co z pieniędzmi?
– Już mówiłem. Nie mam pojęcia, co się stało z pieniędzmi. – A co z Rachel Mills? – zapytał Tickner. – Gdzie ona jest?
– Nie wiem.
Spojrzałem na Lenny'ego, ale on przyglądał się teraz Ticknerowi.
Czekałem. – Okłamał nas pan, mówiąc o jej powrocie do Waszyngtonu, zgadza się? – zapytał Tickner.
Lenny położył dłoń na moim ramieniu.
– Nie zaczynajmy od przekręcania wypowiedzi mojego klienta.
Tickner zrobił taką minę, jakby Lenny był ptasim gównem, które nagle spadło z sufitu. Lenny odpowiedział mu podobnym spojrzeniem. – Powiedział pan detektywowi Reganowi, że pani Mills jest w drodze do Waszyngtonu, czyż nie?
– Powiedziałem, że nie wiem, gdzie ona jest – sprostowałem.
– Mówiłem, że mogła wrócić do domu.
– A gdzie wtedy była?
– Nie odpowiadaj – poradził Lenny.
Dałem mu znak, że wszystko w porządku.
– Była w garażu.
– Dlaczego nie wyjawił pan tego detektywowi Reganowi?
– Ponieważ przygotowywaliśmy się do przekazania okupu. Nie chcieliśmy tracić czasu.
Tickner założył ręce na piersi.
– Nie wiem, czy rozumiem.
– No, to zadaj pan następne pytanie – warknął Lenny.
– Dlaczego Rachel Mills miała wziąć udział w przekazaniu okupu?
– Znamy się od dawna – odparłem. – Wiedziałem, że jest byłą agentką FBI.
– Aha – mruknął Tickner. – I uznał pan, że jej doświadczenie może się przydać?
– Tak.
– Nie zadzwonił pan do detektywa Regana ani do mnie?
– Zgadza się.
– Ponieważ…?
Lenny odpowiedział za mnie.
– Cholernie dobrze wiecie dlaczego.
– Ostrzegali mnie, żebym nie zawiadamiał policji – dodałem. – Tak jak poprzednim razem. Nie chciałem ryzykować. Dlatego zadzwoniłem do Rachel.
– Rozumiem. – Tickner spojrzał na Regana. Ten miał taką minę, jakby usiłował coś sobie przypomnieć. – Poprosił ją pan o pomoc, ponieważ jest byłą agentką FBI?
– I dlatego, że byliście… – Tickner nie wiadomo czemu rozłożył ręce. -…sobie bliscy?
– Dawno temu – powiedziałem.
– Już nie?
– Nie. Już nie.
– Hm, już nie – powtórzył Tickner. – A mimo to postanowił pan poprosić ją o pomoc, kiedy chodziło o życie pańskiego dziecka. Ciekawe.
– Cieszę się, że tak pan uważa – rzekł Lenny. – Nawiasem mówiąc, czy te wszystkie pytania mają jakiś cel?
Tickner zignorował go.
– Przed dzisiejszym dniem, kiedy ostatnio widział się pan z Rachel Mills?
– A jakie to ma znaczenie? – warknął Lenny.
– Proszę o odpowiedź na moje pytanie.
– Nie, dopóki nie dowiemy się…
Teraz jednak ja położyłem dłoń na jego ramieniu. Wiedziałem, co robi. Odruchowo wszedł w swoją rolę adwokata. Doceniałem jego wysiłki, ale chciałem jak najszybciej mieć to już za sobą.
– Mniej więcej miesiąc temu – powiedziałem.
– W jakich okolicznościach?
– Wpadłem na nią w supermarkecie przy Northwood
Avenue.
– Wpadł pan na nią?
– Tak.
– Chce pan powiedzieć, że przypadkowo? Nie wiedział pan, że ona tam będzie, tak niespodziewanie?
– Właśnie.
Tickner odwrócił się i spojrzał na Regana. Ten znieruchomiał. Już nie bawił się swoim loczkiem. – A przedtem?
– Co przedtem?
– Zanim pan „wpadł” – głos Ticknera ociekał sarkazmem – na panią Mills w supermarkecie, kiedy widział ją pan poprzednio?
– Nie widziałem jej od ukończenia college'u – odparłem.
Tickner z niedowierzającą miną ponownie spojrzał na Regana. Kiedy znów odwrócił się do mnie, okulary spadły mu na nos. Z powrotem zsunął je na czubek głowy. – Chce nam pan powiedzieć, doktorze Seidman, że od ukończenia college'u aż do dzisiejszego dnia spotkał pan Rachel Mills tylko raz, w tym supermarkecie?
– Właśnie to panu mówię.
Tickner przez moment wyglądał na zagubionego. Lenny miał taką minę, jakby chciał coś dodać, ale się powstrzymał. – Czy rozmawialiście przez telefon? – zapytał Tickner.
– Przed dzisiejszym dniem?
– Tak.
– Ani razu? Nie rozmawiał pan z nią przez telefon aż do dziś?
Nawet kiedy ze sobą chodziliście?
Lenny zdenerwował się.
– Jezu Chryste, co to za pytanie?
Tickner gwałtownie obrócił głowę w jego kierunku.
– Coś się panu nie podoba?
– Owszem, pańskie idiotyczne pytania.
Znowu zaczęli przeszywać się wzrokiem. Przerwałem milczenie. -Nie rozmawiałem z Rachel przez telefon od czasów college'u.
Tickner odwrócił się i spojrzał na mnie z nieskrywanym niedowierzaniem. Popatrzyłem na Regana. Ten w zadumie kiwał głową. Widząc, że obaj wyglądają na wytrąconych z równowagi, spróbowałem nacisnąć. – Czy znaleźliście tego mężczyznę i dziecko w hondzie accord? – zapytałem.
Tickner zastanawiał się przez chwilę. Obejrzał się na Regana, który obojętnie wzruszył ramionami. – Znaleźliśmy ten samochód porzucony na Broadwayu, w pobliżu Piętnastej Ulicy. Został skradziony kilka godzin wcześniej. – Tickner wyjął notes, ale do niego nie zajrzał.
– Kiedy zobaczyliśmy pana w parku, krzyczał pan coś o córce. Czy sądzi pan, że to ona była tym dzieckiem w samochodzie?
– Wtedy tak uważałem.
– A teraz już nie?
– Nie – odparłem. – To nie była Tara.
– Co sprawiło, że zmienił pan zdanie?
– Widziałem go. Mówię o tym dziecku.
– To był chłopiec?
– Tak sądzę.
– Kiedy go pan zobaczył?
– Gdy próbowałem dostać się do samochodu.
Tickner rozłożył ręce.
– Może zacznie pan od początku i opowie nam, co dokładnie się stało?
Powtórzyłem mu tę samą historię, którą wcześniej opowiedziałem Lenny'emu. Regan ani na chwilę nie zmienił pozycji. I nadal nie odezwał się słowem. Uznałem, że to dziwne. Kiedy mówiłem, Tickner sprawiał wrażenie coraz bardziej wzburzonego. Skóra na jego gładko wygolonej czaszce napięła się, w wyniku czego tkwiące na czubku głowy okulary przeciwsłoneczne zaczęły się zsuwać. Co chwila je poprawiał. Widziałem pulsującą żyłkę na jego skroni.
Zaciskał zęby. Kiedy skończyłem, Tickner rzekł:
– Pan kłamie.
Lenny wepchnął się między niego a moje łóżko. Przez chwilę myślałem, że dojdzie do wymiany ciosów, która z pewnością źle by się skończyła dla Lenny'ego. Jednak nie ustąpił ani na milimetr.
Przypomniało mi się, jak w trzeciej klasie zaczepiał mnie Tony Merullo. Lenny chciał nas rozdzielić, dzielnie wszedł między nas i oberwał. Teraz stał oko w oko ze znacznie większym od siebie mężczyzną. – Do diabła, co się z panem dzieje, agencie Tickner?
– Pański klient jest kłamcą.
– Panowie, rozmowa skończona. Wynoście się.
Tickner nachylił się tak, że ich czoła prawie się stykały. – Mamy dowód, że on kłamie.
– Ciekawe jaki – rzekł Lenny i zaraz dorzucił: – Nie, chwileczkę, zapomnijcie o tym. Nie chcę go poznać. Czy mój klient jest aresztowany?
– Nie.
– No, to zabierajcie swoje żałosne tyłki z tego pokoju.
– Lenny – uspokoiłem go.
Posławszy jeszcze jedno gniewne spojrzenie Ticknerowi, Lenny odwrócił się do mnie. – Zakończmy to teraz – powiedziałem.
– On próbuje zrzucić winę na ciebie.
Wzruszyłem ramionami, ponieważ nic mnie to nie obchodziło. Sądzę, że Lenny to zrozumiał. Odsunął się. Kiwnąłem głową do Ticknera, żeby robił swoje. – Widział pan Rachel przed dzisiejszym dniem.
– Już mówiłem wam…
– Jeśli nie widział pan Rachel Mills i nie rozmawiał z nią, to skąd pan wie, że była agentką FBI?
Lenny roześmiał się. Tickner błyskawicznie się do niego odwrócił.
– Dlaczego pan się śmieje?
– Ponieważ, tępaki, moja żona jest przyjaciółką Rachel Mills.
Tickner zbaraniał.
– Co?
– Moja żona i ja cały czas utrzymujemy kontakty z Rachel Mills.
To my poznaliśmy ich ze sobą. – Lenny znów parsknął śmiechem.
– To ma być ten dowód?
– Nie, nie to – warknął Tickner, przechodząc do obrony. – Ta bajeczka o żądaniu okupu i o tym, że nagle postanowił pan poprosić o pomoc byłą dziewczynę. Myśli pan, że w nią uwierzymy?
– A waszym zdaniem – zapytałem – co się zdarzyło?
Tickner nie odpowiedział.
– Uważacie, że ja to zrobiłem, tak? Wymyśliłem kolejny skomplikowany plan, żeby wyłudzić następne dwa miliony dolarów od mojego teścia?
Lenny próbował mnie powstrzymać.
– Marc…
– Nie, pozwól, że coś im powiem. – Próbowałem nawiązać kontakt wzrokowy z Reganem, ale on wciąż wyglądał na nieobecnego duchem, popatrzyłem więc na Ticknera. – Na prawdę sądzicie, że to ukartowałem? Po co komplikowałbym wszystko tym spotkaniem w parku? Skąd miałem wiedzieć, że mnie tam znajdziecie? Do diabła, wciąż nie wiem, jak wam się to udało.
Po co próbowałbym dostać się do ruszającego samochodu? Dlaczego nie miałbym po prostu wziąć pieniędzy, ukryć ich i wymyślić bajeczki dla Edgara? Gdybym sfingował to wszystko, to czy wynająłbym tego mężczyznę we flanelowej koszuli? Po co? Po co miałbym korzystać z czyjejś pomocy i skradzionego samochodu?
Niech pan da spokój. To bez sensu. Spojrzałem na Regana, który wciąż nie chwytał przynęty. – Detektywie Regan?
On jednak powiedział tylko:
– Nie był pan z nami szczery, Marc.
– Ach tak? – mruknąłem. – W jakiej sprawie nie byłem z wami szczery?
– Twierdzi pan, że od czasu ukończenia college'u aż do dziś nie rozmawiał pan z Rachel Mills przez telefon.
– Tak.
– Mamy wykazy rozmów telefonicznych, Marc. Trzy miesiące przed zamordowaniem pana żony ktoś dzwonił z domu Rachel do waszego. Chce pan nam to wyjaśnić?
Spojrzałem na Lenny'ego, szukając u niego pomocy, ale on tylko na mnie patrzył. To nie miało sensu. – Słuchajcie – powiedziałem.
– Mam numer telefonu komórkowego Rachel. Zadzwońmy do niej i dowiedzmy się, gdzie ona jest.
– Niech pan to zrobi – zachęcił mnie Tickner.
Lenny podniósł słuchawkę telefonu, który stał na stoliku obok mojego łóżka. Podałem mu numer. Po szóstym sygnale usłyszałem głos Rachel, mówiący, że nie może odebrać telefonu i żebym zostawił wiadomość. Zrobiłem to. Regan w końcu odszedł od ściany.
Przysunął sobie krzesło i usiadł przy moim łóżku. – Marc, co pan wie o Rachel Mills?
– Wystarczająco dużo.
– Chodziliście ze sobą w college'u?
– Tak.
– Jak długo?
– Dwa lata.
Regan rozłożył ręce i zrobił wielkie oczy.
– Widzi pan, agent Tickner i ja nadal nie rozumiemy, dlaczego pan do niej zadzwonił. No dobrze, chodziliście ze sobą w college'u. Skoro jednak tak długo nie utrzymywaliście żadnych kontaktów… – Wzruszył ramionami. – Dlaczego akurat ona?
Zastanawiałem się, jak to wyjaśnić i wybrałem najprostszy sposób.
– Nadal się rozumiemy.
Regan skinął głową, jakby to wszystko wyjaśniało.
– Wiedział pan, że wyszła za mąż?
– Cheryl, żona Lenny'ego, powiedziała mi o tym.
– I wiedział pan, że jej mąż został zastrzelony?
– Dowiedziałem się o tym dzisiaj. – Zaraz uświadomiłem sobie, że jest już po północy, i poprawiłem się: – A raczej wczoraj.
– Rachel powiedziała panu o tym?
– Usłyszałem o tym od Cheryl. – Przypomniały mi się słowa Regana, które wypowiedział podczas swojej późnej wizyty. – A potem pan powiedział, że to Rachel go zastrzeliła.
Regan znów spojrzał na Ticknera. Ten rzekł:
– Czy pani Mills wspomniała panu o tym?
– O czym, że zastrzeliła męża?
– Tak.
– Chyba pan żartuje?
– Nie wierzy pan w to, prawda?
Lenny wtrącił się:
– A co za różnica, w co wierzy?
– Przyznała się – rzekł Tickner.
Spojrzałem na Lenny'ego. Odwrócił wzrok. Spróbowałem usiąść na łóżku. – No to czemu nie siedzi w więzieniu?
Tickner lekko spochmurniał. Zacisnął pięści.
– Twierdziła, że strzał padł przypadkiem.
– A pan w to nie wierzy?
– Jej mężowi wpakowano kulę w głowę z bardzo bliskiej odległości.
– Zatem powtarzam pytanie: dlaczego nie siedzi w więzieniu?
– Nie znam wszystkich szczegółów – wyznał Tickner.
– To znaczy?
– Tę sprawę prowadziła miejscowa policja, nie my – wyjaśnił Tickner. – Postanowili nie wysuwać oskarżenia.
Nie jestem policjantem ani nawet wytrawnym psychologiem, ale nawet ja widziałem, że Tickner coś ukrywa. Popatrzyłem na Lenny'ego. Jego twarz nie zdradzała żadnych uczuć, co – oczywiście – było zupełnie nie w jego stylu. Tickner odsunął się od mojego łóżka. Regan przejął pałeczkę. – Powiedział pan, że wciąż dobrze się rozumiecie z Rachel? – zaczął.
– Mój klient już odpowiedział na to pytanie – wtrącił się Lenny.
– Czy nadal ją pan kocha?
Lenny nie mógł pozostawić tego bez komentarza.
– Czy prowadzi pan kącik złamanych serc, detektywie Regan? Do diabła, co to wszystko ma wspólnego z córką mojego klienta?
– Proszę o cierpliwość.
– Nie, detektywie, nie ścierpię tego dłużej. Te pytania są idiotyczne. – Znów położyłem dłoń na jego ramieniu. Lenny odwrócił się do mnie. – Oni chcą, żebyś potwierdził…
– Wiem o tym.
– Mają nadzieję dowieść, że zabiłeś swoją żonę z powodu Rachel.
– O tym też wiem. – Spojrzałem na Regana. Przypomniałem sobie, co czułem, kiedy zobaczyłem Rachel w supermarkecie.
– Wciąż pan o niej myśli? – spytał Regan.
– Tak.
– A ona o panu?
Lenny nie poddawał się.
– Skąd on ma wiedzieć, do diabła?
– Bob? – powiedziałem, po raz pierwszy zwracając się do niego po imieniu.
– Tak?
– Co właściwie chcesz udowodnić?
Regan powiedział cicho, prawie szeptem:
– Pozwól, że zapytam jeszcze raz. Czy przed spotkaniem w supermarkecie nie widziałeś Rachel Mills, od kiedy zerwaliście ze sobą w college'u?
– Jezu Chryste! – warknął Lenny.
– Nie.
– Na pewno?
– Ani razu.
– Nawet nie przekazywali sobie miłosnych liścików na sali wykładowej – powiedział Lenny. – Skończcie z tymi idiotyzmami.
Regan nachylił się do mnie.
– Odwiedziliście prywatną agencję detektywistyczną w Newark, pytając o płytkę CD.
– Tak.
– Dlaczego akurat dzisiaj?
– Nie rozumiem.
– Pana żona nie żyje od półtora roku. Skąd to nagłe zainteresowanie kompaktem?
– Dopiero go znalazłem.
– Kiedy?
– Przedwczoraj. Był schowany w piwnicy.
– A zatem nie miał pan pojęcia, że Monica wynajęła prywatnego detektywa?
Zwlekałem chwilę z odpowiedzią. Myślałem o tym, czego dowiedziałem się od śmierci mojej pięknej żony. Chodziła do psychiatry. Wynajęła prywatnego detektywa. Chowała różne rzeczy w piwnicy. Nie wiedziałem o tym. Myślałem o życiu, mojej ukochanej pracy, zamiłowaniu do podróży. Jasne, kochałem moją córeczkę. Nosiłem ją na rękach i podziwiałem.
Mógłbym oddać za nią życie – i zabić, żeby ją chronić – lecz nie mogłem się okłamywać. Wiedziałem, że nie w pełni akceptowałem wszystkie te zmiany, jakie wniosła w moje życie. Jakim byłem ojcem? Jakim mężem? – Marc?
– Nie – powiedziałem cicho. – Nie miałem pojęcia, że wynajęła prywatnego detektywa.
– I nie domyśla się pan, dlaczego to zrobiła?
Przecząco pokręciłem głową. Regan zamilkł. Tickner wyjął grubą brązową kopertę.
– Co to takiego? – spytał Lenny.
– Zawartość CD. – Tickner znowu na mnie popatrzył.
– Nigdy nie widział się pan z Rachel, tak? Dopiero w supermarkecie.
Nie chciało mi się odpowiadać.
Bez fanfar Tickner wyjął zdjęcie i podał mi je. Lenny pospiesznie założył połówkowe okulary do czytania i zerknął mi przez ramię.
Musiał lekko odchylić głowę, żeby spojrzeć w dół. To była czarno- biała fotografia. Ukazywała Valley Hospital w Ridgewood. Na dole była wybita data. Zdjęcie zrobiono dwa miesiące przed napadem.
Lenny zmarszczył brwi.
– Naświetlenie prawidłowe, ale kompozycja budzi wątpliwości.
Tickner zignorował tę sarkastyczną uwagę.
– Pracuje pan w tym szpitalu, prawda, doktorze Seidman?
– Mamy tam gabinet, tak.
– My?
– Moja wspólniczka i ja. Zia Leroux.
Tickner skinął głową.
– Na dole widnieje data.
– Widzę.
– Był pan tego dnia w gabinecie?
– Naprawdę nie wiem. Musiałbym sprawdzić w moim kalendarzyku.
Regan wskazał na wejście do budynku.
– Widzi pan tę postać?
Przyjrzałem się dokładniej, ale niewiele zdołałem zobaczyć.
– Nie, nie widzę.
– Niech pan tylko zwróci uwagę na długość tego fartucha, dobrze?
– Dobrze.
Tickner pokazał mi następne zdjęcie. To zostało zrobione za pomocą teleobiektywu. Pod takim samym kątem. Na tym wyraźnie było widać twarz postaci w białym fartuchu. Nosiła ciemne okulary, ale nie miałem wątpliwości. To była Rachel. Spojrzałem na Lenny'ego.
Na jego twarzy też ujrzałem zdziwienie. Tickner wyjął następne zdjęcie. Potem jeszcze jedno. Wszystkie zostały zrobione przed szpitalem. Na ósmym Rachel wchodziła do budynku. Na dziewiątym, zrobionym godzinę później, ja wychodziłem – sam. Na dziesiątym, sześć minut później, Rachel opuszczała szpital tym samym wyjściem. W pierwszej chwili nie byłem w stanie ogarnąć konsekwencji tego faktu. Ze zdumieniem wpatrywałem się w zdjęcia.
Nie wiedziałem, co to ma znaczyć. Lenny też był zaskoczony, ale szybko doszedł do siebie. – Wynoście się – powiedział.
– Nie zamierzacie nam wyjaśnić, skąd wzięły się te zdjęcia?
Chciałem się spierać, ale byłem zbyt oszołomiony.
– Wynoście się – powtórzył Lenny, tym razem bardziej stanowczo. – Natychmiast.