David siedział na grzbiecie Scylli. Roland nie jechał z nim, lecz prowadził konia za uzdę. Pomiędzy nimi pojawiło się niewypowiedziane napięcie i kiedy David uświadomił sobie, że Rolandowi jest przykro i co jest tego źródłem, jakoś nie potrafił zmusić się do przeprosin. Garbus napomknął coś o związku łączącym Rolanda i Raphaela i David sądził, że mogło to być prawdą, ale znacznie mniej przekonywała go sugestia, że Roland może żywić podobne uczucia w stosunku do niego. Gdzieś w głębi był przekonany, że to nieprawda; Roland okazywał mu wyłącznie dobroć i troskę i jeśli jego czyny miały jakieś ukryte motywy, to na pewno już dawno dałyby o sobie znać. Było mu przykro, że wzdrygnął się przed troskliwym dotykiem Rolanda, lecz gdyby wyznał prawdę, potwierdziłby zarazem, że słowa Garbusa, choć tylko na ułamek sekundy, trafiły na podatny grunt.
Minęło dużo czasu, zanim doszedł do siebie. Gdy mówił, bolało go gardło i nadal czuł w ustach posmak ziemi, mimo że wypłukał je zimną wodą ze strumienia. Dopiero po długiej jeździe w milczeniu był w stanie opowiedzieć Rolandowi, co zaszło pod ziemią.
– I tylko o to cię prosił? – zapytał Roland, gdy David zrelacjonował mu później większość rozmowy.
– Chciał, żebyś powiedział, jak ma na imię twój przyrodni brat?
David skinął głową.
– Powiedział mi, że kiedy to zrobię, będę mógł wrócić do domu.
– Wierzysz mu?
David zastanowił się przez chwilę.
– Tak – odparł. – Myślę, że gdyby tylko zechciał, mógłby wskazać mi drogę powrotną.
– A więc sam musisz zdecydować. Pamiętaj jednak, że wszystko ma swoją cenę. Mieszkańcy wioski nauczyli się tego, przeszukując ruiny swoich domów. Za wszystko trzeba zapłacić i dobrze jest poznać cenę, zanim zawrze się umowę. Twój przyjaciel Leśniczy nazywał tego osobnika oszustem i jeśli rzeczywiście nim jest, to nie można mu w pełni ufać. Bądź ostrożny i słuchaj uważnie jego słów, bo mówi mniej, niż myśli, i ukrywa więcej, niż wyjawia.
Mówiąc to, Roland nie oglądał się na Davida i były to ostatnie słowa, jakie wymienili przez wiele kilometrów. Kiedy zatrzymali się wieczorem na odpoczynek, usiedli po przeciwnych stronach rozpalonego przez Rolanda ogniska i posilili się w milczeniu. Roland zdjął siodło z grzbietu Scylli i oparł je o drzewo, z dała od miejsca, w którym rozłożył koc dla Davida.
– Odpocznij – powiedział. – Ja nie jestem zmęczony. Będę trzymał wartę i obserwował las.
David podziękował. Położył się i zamknął oczy, lecz nie mógł zasnąć. Myślał o wilkach i wilkonach, o ojcu, Rose i Georgiem, o utraconej matce i propozycji Garbusa. Chciał się stąd wydostać. Jeśli ceną jest imię Georgiego, to chyba powinien je wyjawić. Ale Garbus nie wróci, gdy Roland trzyma wartę, i David poczuł, że jego gniew na żołnierza rośnie. Roland wykorzystał go – jego obietnica ochrony i pokazania drogi do zamku króla miała zbyt wysoką cenę. David został wciągnięty w poszukiwanie mężczyzny, którego nawet nie znał, którego uczuciem darzył jedynie Roland, a to uczucie – jeśli wierzyć Garbusowi – było sprzeczne z naturą. W świecie Davida istniały specjalne określenia na mężczyzn takich jak Roland. To były najgorsze określenia, jakimi można nazwać człowieka. Davida zawsze ostrzegano, by trzymał się od takich mężczyzn z daleka, a teraz podróżował z jednym z nich przez nieznany kraj. No cóż, niebawem ich drogi się rozejdą. Roland ocenił, że dotrą do zamku następnego dnia i dowiedzą się wreszcie, co się stało z Raphaelem. Potem Roland zaprowadzi go do króla i ich umowa dobiegnie końca.
Kiedy David spał, a Roland siedział zamyślony, mężczyzna znany jako Fletcher przyklęknął przy murze otaczającym jego wioskę. W ręce trzymał łuk, a przy boku miał kołczan pełen strzał. Inni mieszkańcy przycupnęli obok niego. Ich twarze oświetlał blask pochodni, podobnie jak wtedy, gdy przygotowywali się na spotkanie z Bestią. Wpatrywali się w las, bo nawet w ciemnościach byli w stanie dostrzec, że nie jest już pusty i nieruchomy. Wśród drzew poruszały się kształty, cale tysiące. Szare, białe i czarne stąpały na czterech łapach, lecz były wśród nich i takie, które chodziły na dwóch nogach, ubrane jak ludzie. Na ich twarzach widać było jednak cechy zwierząt, którymi kiedyś byli.
Fletcher zadrżał. Była to armia wilków, o której słyszał. Nigdy wcześniej nie widział tak wielu zwierząt poruszających się w jednym rytmie, nawet kiedy spoglądał w letnie niebo i obserwował wędrowne ptaki. To nie były tylko zwierzęta. Miały swój cel, który nie sprowadzał się wyłącznie do polowania lub rozmnażania się. Z wilkonami, które narzucały dyscyplinę i planowały kampanię, reprezentowały sobą połączenie najbardziej przerażających cech ludzi i wilków. Armia króla nie będzie dość silna, by pokonać ich na polu bitwy.
Nagle od stada odłączył się jeden z wilkonów i stanął na skraju lasu. Wpatrywał się w ludzi skulonych za murem małej wioski. Był ubrany bardziej elegancko od innych i nawet z oddali Fletcher widział, że ma więcej ludzkich cech, choć z pewnością nie można go było wziąć za człowieka.
Leroi – wilk, który zostanie królem.
Podczas długiego oczekiwania na nadejście Bestii, Roland opowiedział Fletcherowi o wilkach i Wilkonach i o tym, jak David je przechytrzył. Choć Fletcher życzył żołnierzowi i chłopcu jak najlepiej, cieszył się, że opuścili już wioskę.
Leroi wie, pomyślał. Wie, że byli tutaj, a gdyby podejrzewał, że nadal tu są, zaatakowałby nas z całą furią swojej armii.
Fletcher wstał i spojrzał przez otwarte pole na miejsce, w którym stał Leroi.
– Co robisz? – szepnął jeden z mężczyzn.
– Nie będę się kulił przed zwierzęciem – odparł Fletcher. – Nie dam temu czemuś satysfakcji.
Leroi skinął głową, jakby zrozumiał gest Fletchera, po czym powoli przesunął pazurem po gardle. Wróci tu, kiedy już rozprawi się z królem, a wtedy okaże się, jak dzielny jest Fletcher i jego towarzysze. Odwrócił się, by dołączyć do stada, a mężczyźni patrzyli bezradnie, jak wielka armia wilków przechodzi przez las, by opanować królestwo.