16

Lilja była bardzo niespokojna. Trawiła ją jakaś dziwna gorączka, niczego takiego nigdy jeszcze nie doświadczyła.

Oczywiście bywała już wcześniej zakochana! Oczywiście wymykała się z domu i krążyła po ulicach, by „przypadkiem” spotkać swego wybranego, jak to robią wszystkie nastolatki. Wszystko po to, by zwrócić na siebie jego uwagę. Mogła się wygłupiać, robić najdziwniejsze rzeczy, posyłać mu ukradkowe tęskne spojrzenia.

Ale dawno już skończyła z czymś takim. To teraz było całkiem inne. Głębokie, przerażające i niebezpieczne!

Lemuryjczyk? Lilja nie wiedziała, że wpada w tę samą pułapkę, w którą wpadły właśnie dwie inne młode kobiety, bo za bardzo się zbliżyły do czarujących, przystojnych Lemuryjczyków, nie miała jeszcze pojęcia o tym, co przytrafiło się Indrze i Sol. Ale istniała różnica. I Ram, i Kiro życzyli sobie bliższej znajomości z Indrą i Sol. Goram natomiast niczego takiego nie pragnął, jeśli chodzi o Lilję. Była dla niego tylko młodą, ufną dziewczyną, która nie zawsze zachowuje się rozsądnie. Nie znała jeszcze tej potężnej siły przyciągania, którą Lemuryjczycy są w stanie zmobilizować, gdy życzą sobie uczuć kobiety w odpowiedzi na własne zaangażowanie.

Goram nie chciałby, żeby ta młoda dziewczyna się w nim zakochała. Sytuacja byłaby zbyt skomplikowana, po części ze względu na jej trudną rodzinę, po części ze względu na samą Lilję. Była zbyt młoda i zbyt niewinna, pochodziła ze środowiska pełnego przesądów i staroświeckich przekonań. W niczym nie przypominała dziewcząt z Ludzi Lodu i krewnych czarnoksiężnika.

Drżącymi rękami Lilja pakowała swoje rzeczy przed wyjazdem do Sagi, gdzie zacznie pracować w szpitalu. Wszystko stało się tak szybko, nie miały z matką czasu nad niczym się zastanowić, niczego przemyśleć, ale obie bardzo chciały jak najszybciej opuście swoich dotychczasowych sąsiadów.

Ale będzie gadania! O dwóch braciach, zabranych przez Strażników. O znęcaniu się męża wyniosłej pani Anderson nad rodziną! Cóż to za skandal!

Fakt, że rodzina Silasa będzie narażona dokładnie na to samo, nikogo nie martwił. Tamta rodzina bowiem znajdowała się, zdaniem pani Anderson, na znacznie niższym poziomie. Wiadomo było tylko, że ów Strażnik, który ma na imię Goram, odwiedził jeszcze raz szkołę i rozprawił się z grupą starszych chłopaków, którzy prześladowali tak wielu pierwszoklasistów, a już zwłaszcza „nietoperza”. Fakt, bo nawet solidne rodziny z sąsiedztwa w ten sposób nazywały chłopca, nie zastanawiając się wcale, co takie małe, samotne dziecko może odczuwać.

Praca? Lilja będzie pracować po raz pierwszy w swoim życiu. Wiedziała, że do jej obowiązków będą należeć najprostsze czynności w szpitalu. Przenoszenie jednych rzeczy, przynoszenie innych, sprzątanie i mycie, pomaganie pielęgniarkom… Nic takiego, ale mimo to się cieszyła. Bo może on od czasu do czasu tam zajrzy?

Och, nikt nie może się dowiedzieć, o czym Lilja myśli w każdej sekundzie doby. Co by ludzie powiedzieli? Mama z pewnością by zemdlała. A ojciec… Nie, ojciec nie powie nic, został zamknięty czy coś takiego.

Jaką ulgę sprawiała jej myśl o tym! Nie bać się już więcej ojca, w każdym razie przez bardzo długi czas. Móc odsunąć od siebie wszystkie złe i przykre myśli.

Silas i jego rodzina zdążyli się już przeprowadzić do nowego domu, mama chłopca zadzwoniła do mamy Lilji i z wielkim entuzjazmem opowiadała, że wszystko jest fantastyczne, dom leży na pięknym wzgórzu koło miasta Saga. Z balkonu widać rozległy ogród, a sąsiedzi wydają się bardzo sympatyczni! W trudnych chwilach obie szwagierki bardzo się do siebie zbliżyły i Lilja z radością zauważyła, że matka również jest w stanie pokazać lepszą i cieplejszą stronę swojej osobowości.

Były gotowe do drogi, czekały tylko na gondolę, kiedy nadszedł meldunek o nowej katastrofie…


Podczas transportu obu aresztowanych braci, brutalny ojczym Silasa siedział i coś przez cały czas mamrotał pod nosem. Jego strażnik zrozumiał część słów, które nie były przeznaczone dla osób postronnych. Najwyraźniej Anderson domyślił się w jakiś sposób, że to chyba Lilja doniosła na niego i brata. Przeklinał i wymyślał, że „obedrze ze skóry tę przeklętą zdrajczynię, jak tylko ją złapie”.

Konwojenci się widocznie zagapili, albo zawiodło coś innego, akurat bowiem w momencie, gdy stalowe drzwi miały się zamknąć za łobuzami, ojczym Silasa zdołał złapać kluczyk do swoich kajdanków i zbiec. Ojca Lilji powstrzymano w porę, ale wściekły ojczym Silasa uciekł. Strażnik, którego uderzył, nadal jest nieprzytomny.

Po zbiegu wszelki ślad zaginął.

Kiedy Goram usłyszał o wszystkim, przeniknął go zimny dreszcz. Lilja? Gdzie ona jest?

Zarządził natychmiast ochronę nowego domu rodziny. Ale Lilja i jej matka jeszcze nie opuściły miasta nieprzystosowanych.

Chyba nigdy nie rozwinął większej szybkości!

Dotarł do obu kobiet akurat w momencie, kiedy wsiadały do dużej, jeżdżącej po ziemi ciężarowej gondoli, wypełnionej całym ich majątkiem. Goram przywiózł z sobą dwóch uzbrojonych Strażników, którzy mieli konwojować ciężarową gondolę oraz matkę Lilji. Dziewczyną chciał się zająć sam.

– Nie będzie bezpieczna, dopóki nie znajdziemy jej wuja – tłumaczył protestującej matce. – Dlatego ja się nią zajmę, będę strzegł Lilji osobiście tak, żeby nic się nie stało. W przeciwnym razie nie zaznam spokoju. Mam teraz do spełnienia pewne sekretne zadanie z kilkoma godnymi zaufania osobami. Z nami Lilja będzie bezpieczna.

– No, a my? Rodzina mojej szwagierki i ja?

– To nie na was on chce się mścić. A wasze nowe mieszkania są niczym twierdza. Ja chcę tylko czuwać nad Lilją. Ochraniać ją własnym życiem, jeśli tak można powiedzieć – dodał z uśmiechem.

Matka dziewczyny przyglądała mu się surowo i badawczo. „Tylko bez żadnych głupstw!”, mówiło jej spojrzenie. Spojrzenie Gorama zdawało się odpowiadać: „Nigdy by mi nawet coś takiego do głowy nie przyszło”. Głośno dodał:

– Udajemy się do takiej części Królestwa Światła, której Anderson nigdy nie znajdzie, nie wie o jej istnieniu, więc nawet nie będzie tam szukał.

Matka dziewczyny westchnęła.

– No dobrze. To jesteśmy umówieni. Ale czy ja nie powinnam jechać z wami?

– To by było dla mnie wielkie utrudnienie. Musiałbym wtedy ochraniać dwie osoby.

– Rozumiem. Niech pan jej dobrze pilnuje!

– Z narażeniem życia!

Lilja podczas tej rozmowy stała jak ogłuszona. Zbyt wiele spadło naraz na jej głowę. Ktoś ją ściga i chce się zemścić. A Goram będzie ją ochraniał, z narażeniem własnego życia. Jakie to dramatyczne! I jakie romantyczne zarazem! A poza tym nieopisanie straszne! Nagle zapragnęła móc opowiedzieć o wszystkim swoim koleżankom w klasie. Ale przecież skończyła już szkołę, a poza tym wątpiła, czy one by zrozumiały, jakie to piękne być ochranianą przez Lemuryjczyka.

Po prostu nie miała z kim podzielić się swoją cudowną tajemnicą. Lilja bowiem wciąż była w tym wieku, kiedy dziewczęta bardzo chętnie rozmawiają o swoich małych miłosnych historiach, jeszcze z tego nie wyrosła.

Owszem, jest ktoś taki. Owa sympatyczna kelnerka z cukierni. Teraz jednak nie mogła się z nią spotkać. Lilja więc musiała sama przeżywać to cudowne, co ją spotkało.

Goram poprosił, by wsiadła do gondoli. Tym razem mieli lecieć tylko oni dwoje. Samotni pod Świętym Słońcem ruszyli bardzo szybko w stronę zewnętrznego świata, jak mieszkańcy miasta nieprzystosowanych nazywali pozostałe części Królestwa Światła. Serce tłukło się w piersi Lilji tak mocno, jakby miało pęknąć. Nie miała odwagi spojrzeć wprost na swojego towarzysza, widziała tylko jego długie, szczupłe dłonie oparte na kierownicy. Jakież są piękne! Widok tych dłoni i myśli przepełniające jej głowę sprawiały, że jej ciałem wstrząsały leciutkie, rozkoszne, zakazane dreszcze. Poczuła wyrzuty sumienia, że w ten sposób myśli o Lemuryjczyku, i musiała odwrócić głowę.

Wylądowali niespodziewanie szybko. Lilja stwierdziła, że znajdują się koło szpitala. Bo przecież miała tu zacząć pracę, czyż nie? A może ma się tutaj po prostu schronić? Nie, Goram powiedział, że zabierze ją w jakąś tajemniczą podróż. Do nieznanych części Królestwa Światła.

Niczego nie rozumiała, ale nie miała odwagi pytać. Goram przez całą drogę nie powiedział ani słowa.

Niebywale przystojny blondyn w lekarskim fartuchu wyszedł ze szpitala z jakąś młodą dziewczyną o najdłuższych włosach, jakie Lilja kiedykolwiek widziała. Te włosy były czarne i lśniące. Dziewczyna miała na sobie luźne ubranie, jakby spodziewała się dziecka, tak, chyba rzeczywiście tak jest.

Goram przedstawił ją przybyłym. Lekarz imieniem Jaskari powiedział przyjaźnie:

– Ach, tak, to ciebie ściga zbiegły więzień? Dobrze, będziemy się tobą opiekować.

Dziewczyna miała na imię Siska. Goram mówił do niej „księżniczko”.

O rany, pomyślała Lilja z podziwem.

– Móri będzie tu za chwilę – wyjaśnił Jaskari.

Jeszcze jeden? Więc to nie będzie prywatna wycieczka w towarzystwie Gorama.

Podczas gdy czekali, Goram wyjaśnił jej:

– Mamy jechać do Starej Twierdzy…

– Tak, ale… czy tam nie mieszkają trolle? – wyrwało się Lilji.

– Nie, nie trolle – uśmiechnął się. – Istoty ziemi. Jaskari musi porozmawiać z tamtejszymi kobietami. Sprawa dotyczy dziecka, którego spodziewa się Siska. Ono będzie spokrewnione z istotami ziemi.

Ale, o rety… Lilja nie była w stanie wykrztusić słowa, nie mogła przecież zapytać, jak do tego doszło.

– Samej Sisce nie wolno rozmawiać z tymi istotami, musi je tylko obejrzeć, żeby postanowić, czy chce urodzić to dziecko.

– Pragnę go niezależnie od okoliczności – powiedziała Siska cicho i z taką czułością, że Lilji dosłownie serce się krajało.

Ci, którzy wychowywali się w Małym Madrycie, nie mieli żadnego pojęcia, co dzieje się w pozostałych częściach królestwa. Po prostu nie chcieli nic wiedzieć o tych wszystkich niezwykłych istotach, które tam mieszkają. Lilja uważała się za osobę światłą i pozbawioną przesądów. Ale również dla niej to wszystko było szokujące. Jak taka cudownie piękna, krucha i delikatna dziewczyna mogła począć dziecko z istotą ziemi?

Ale trudno się dziwić, Lilja nie widziała jeszcze Tsi-Tsunggi. Poza tym pokrewieństwo z istotami ziemi dziecko miało jedynie poprzez matkę ojca, o tym też Lilja nie miała pojęcia.

– A ten, na którego czekamy? On ma na imię Móri, prawda? Dlaczego się z nami wybiera?

– Móri jest największym czarnoksiężnikiem – uśmiechnął się Goram. – Może się nam okazać niezbędny. Istoty ziemi nie są naszymi największymi przyjaciółmi. Trudno sobie wyobrazić, jak zareagują na wizytę.

Jeśli te informacje miały działać na Lilję uspokajająco, to Goram bardzo się mylił.

– No, nadchodzi właśnie Móri – powiedziała Siska, kiedy jakaś gondola wylądowała w pobliżu.

Oj! Teraz to już dla Lilji za dużo tego dobrego. Ciemny, szczupły mężczyzna o przenikliwym spojrzeniu, ubrany na brązowo, sprawił, że Lilja nie była w stanie oddychać. A więc to jest czarnoksiężnik! Tak, jeśli w ogóle ktoś jest czarnoksiężnikiem, to musi to być właśnie on! On jednak przywitał się z nią bardzo życzliwie, a oczy patrzyły tak przyjaźnie, że dziewczyna trochę się uspokoiła.

Goram chciał, żeby siedziała obok niego, bo traktuje swoją odpowiedzialność bardzo poważnie, wyjaśnił. Lilja nie miała absolutnie nic przeciwko temu. Pozostałych troje siedziało z tyłu i dyskutowało nad strategią rozmów z istotami ziemi.

Brzmiało to dość nieprzyjemnie. „Bądźmy przygotowani na wszystko”. „Siska nie może się pokazywać, powinna siedzieć ukryta w gondoli, przy zamkniętych drzwiach i oknach. Może tylko patrzeć na istoty ziemi, ale one nie mogą jej widzieć”.

No a ja? zastanawiała się Lilja, czy też mam siedzieć zamknięta i trząść się ze strachu? Czy nie mogłabym być przez cały czas z Goramem?

Okazało się, że może. Najpierw bardzo się ucieszyła, ale kiedy obejrzała Starą Twierdzę z daleka, nogi zaczęły się pod nią uginać. Może jednak najlepiej byłoby zostać w gondoli mimo wszystko?

Ruiny twierdzy znajdowały się w ponurej, mrocznej części Królestwa Światła jako pozostałość po dawno minionych czasach. Dachy i wieżyczki pozapadały się tu i ówdzie, wszystko wyglądało na opuszczone i wymarłe.

– Pomyśleć, że Tsi żył tutaj całkiem sam przez wiele lat – westchnęła Siska. – Odepchnięty przez wszystkich, także przez istoty ziemi. Nigdzie nie miał domu, to musiało być potwornie przygnębiające.

Móri uśmiechnął się:

– Ale w końcu znalazł was. Został włączony do waszej wspólnoty. Możecie być pewni, że to bardzo wiele dla niego znaczyło i znaczy!

– Uff, kiedy sobie przypomnę, jaka byłam dla niego niedobra, odpychająca, to wstydzę się jak pies – powiedziała Siska. – A on zawsze taki wobec wszystkich przyjazny!

– Ale przecież się zmieniłaś, Sisko. On cię uwielbia.

– I z wzajemnością – odparła niezwykła księżniczka rumieniąc się.

Lilja nie mogła jej zrozumieć. Szczerze powiedziawszy, nie rozumiała w ogóle niczego.

Krążyli coraz niżej ponad twierdzą. Zbliżali się do ziemi. Wtedy zobaczyła niewielką osadę z małymi ziemiankami.

Wyglądało na to, że ich przybycie wywołało wielkie poruszenie.

O Boże, myślała Lilja, modląc się szczerze w duchu.


– Naprawdę zaczynam mieć dosyć tych wszystkiej prób i badań, jakie wciąż mi robią – westchnęła Misa, leżąc na swoim łóżku.

– Ja odczuwam to samo – przytaknęła Miranda. – A poza tym nic się nie dzieje, po prostu leżymy i czekamy.

– Ciekawe, jak tam z Siską? – rzekła po chwili Misa w zamyśleniu.

– No właśnie. Tsi nieustannie zalewa się łzami. Nie znam nikogo, kto mógłby płakać tak szczerze, a mimo to nadal pozostawać supermanem.

– Tsi jest prawdziwym dzieckiem natury. Tacy jak on mogą robić, co zechcą, a i tak ich akceptujemy.

Przez chwilę leżały w milczeniu. Czas odwiedzin minął. Dzisiaj przychodził Gondagil, a także Indra. Indra nareszcie cieszyła się bez zastrzeżeń z powrotu do Królestwa Światła, teraz jej ukochany kraj odzyskał dawny blask, znowu było jasno i ciepło, za czym tak bardzo tęskniła. Indra lubiła chodzić boso po wilgotnej, miękkiej trawie i cieszyć się, że po prostu istnieje. Teraz znowu znajdowała się w przyjaznym cieple!

Misę odwiedzili Tam i Chor, natomiast Tich odpoczywał po podróży. Obaj Madragowie nie mieli czasu na dłuższe wizyty, czekał ich bowiem ostatni etap badań nad eliksirem, który miał stworzyć nowe życie dla planety Tellus. W laboratoriach w Srebrzystym Lesie prace szły pełną parą.

Po wszystkich odwiedzających i pod nieobecność Siski w szpitalnej sali panowała głęboka cisza.

– Jakby nas zamurowano – powiedziała Miranda. – A tak nam było wesoło z Siską.

– Owszem – potwierdziła Misa. – Ale przecież ona wróci.

– Naturalnie.

Znowu zaległa cisza w sterylnym, ale wcale niepodobnym do zwyczajnej szpitalnej sali pokoju. Tutaj naprawdę było bardzo przyjemnie, przebywały tu zwykle ciężarne kobiety, które z jakichś powodów musiały poddawać się obserwacji.

– Tak się boję – powiedziała nagle Misa, cicho, z rozpaczą.

– Ja też – przyznała Miranda. – Nic nie jest tak, jak powinno być. O, nie, znowu zaczynają się bóle!

Misa zadzwoniła po pielęgniarkę.

– A w dodatku Jaskari wyjechał – szepnęła cicho sama do siebie.

Загрузка...