W środku sierpnia Rebecka Lind została wyeksmitowana ze swojego mieszkania w południowym Sztokholmie.
Dom był stary i zaniedbany, a teraz mieli go wyburzyć, by w jego miejsce zbudować nowy budynek mieszkalny, w którym właściciel nieruchomości będzie pobierał trzy razy wyższy czynsz po zainstalowaniu niskostandardowych, lecz nowoczesnych udogodnień oraz zbędnych dekoracji marnej jakości, lecz pozorujących luksus.
Tak przynajmniej bywało na sztokholmskim rynku nieruchomości, ale Rebecka niewiele o tym wiedziała. Poza tym wynajmowała z drugiej ręki, nie miała umowy i nie mogłaby, jak inni lokatorzy, rościć sobie prawa do równorzędnego lokum lub mieszkania na przedmieściu z niewysokim czynszem. Nawet gdyby miała umowę, na pewno by jej nie przeczytała ani nie pomyślała o tym, by poznać swoje prawa.
Po miesięcznym okresie wypowiedzenia przeniosła się ze swoją małą córeczką i skromnym dobytkiem do przyjaciół, którzy dzielili duże mieszkanie w równie zaniedbanej i zagrożonej wyburzeniem nieruchomości w tej samej dzielnicy.
Jeden pokój stał właśnie pusty i mogła nim rozporządzać przynajmniej przez jakiś czas. Znajdował się tuż przy kuchni – mały pokoik, w którym kiedyś mieszkały służące i kucharki.
Rebecka wstawiła do służbówki materac, cztery pomalowane na czerwono skrzynki po piwie, które służyły jako półki, duży pleciony kosz na pościel, ręczniki i ubrania oraz łóżeczko Camilli, które Jim zmajstrował z drewna przed wyjazdem.
Małą walizkę, którą miała ze sobą, odkąd wyprowadziła się z domu, ale właściwie nigdy nie zapakowała jej do pełna, wrzuciła pod łóżeczko Camilli. Leżały w niej jej szkolne rysunki, fotografie, listy i parę drobiazgów odziedziczonych po ciotce mamy, zawiniętych w starą, haftowaną makatkę. Leżał tam również pamiętnik, który dostała od mamy na piętnaste urodziny. Nie pisała w nim dużo – jej ostatnia notatka była sprzed ponad roku i brzmiała:
Zastanawiam się, czy powinnam podjąć pracę, czy chodzić do szkoły. Trzeba mieć pieniądze, żeby żyć w tym dziwnym świecie. To jest ta negatywna strona. Większość ludzi na ziemi kocha tylko pieniądze zamiast swoich bliźnich, ale wierzę, że kiedyś się przebudzą do prawdziwej rzeczywistości, zamiast żyć złudzeniami.
Rebecka cieszyła się, że ma dach nad głową i mieszka z przyjaciółmi, a okna jej pokoiku wychodzą na duży tylny ogród, w którym rosną dwa wysokie drzewa z rozłożystymi zielonymi koronami.
Nadal czekała na wiadomość od Jima. Kiedy ktoś z przyjaciół radził jej, by o nim zapomniała, bo na pewno puścił ją kantem, odpowiadała spokojnie, że zbyt dobrze go zna, by uwierzyć, że mógł ją zostawić bez słowa wyjaśnienia.
Wiedziała, że coś musiało mu się stać, i jej niepokój wzrastał z każdym upływającym dniem.
Zanim jeszcze podjęła fatalną próbę pożyczenia pieniędzy na podróż do Ameryki, napisała list do rodziców Jima na adres, który jej zostawił. Nie dostała odpowiedzi. Sklecenie listu kosztowało ją wiele trudu – angielski, którego uczyła się w szkole, znacznie się poprawił podczas roku spędzonego z Jimem, ale miała spore problemy z pisownią.
W tamten styczniowy dzień, kiedy Jim odwiedził ambasadę amerykańską, poszła tam razem z nim i czekała na zewnątrz. W jakiś miesiąc po czerwcowej rozprawie wróciła tam, by prosić o pomoc, ale kiedy próbowała się przecisnąć przez tłum demonstrantów, którzy z jakiegoś powodu zebrali się w pobliżu imponującego budynku, została ostro i brutalnie przepędzona przez policjanta. Zauważyła, że cały teren wokół ambasady był zagrodzony przez policję i dziewczyna z grupy demonstrujących powiedziała jej, że w ambasadzie odbywa się właśnie przyjęcie.
Nie miała pojęcia, że było to święto ONZ, i minęło trochę czasu, nim ponownie wybrała się do ambasady, z obawą że znów trafi na przyjęcie. Słyszała, że w ambasadach często świętowano, i wyrobiła sobie opinię, że ich głównym zadaniem jest organizowanie przyjęć.
Tym razem nie było policyjnego kordonu – tylko dwaj mężczyźni w mundurach, którzy powoli spacerowali tam i z powrotem chodnikiem u dołu schodów prowadzących do wejścia, wyposażeni w krótkofalówki.
Rozmawiała z mężczyzną w granatowym garniturze i dymnych okularach, który siedział przy wejściu za biurkiem. Próbowała mu przedstawić swoją sprawę. Kiedy słuchał jej łamanej angielszczyzny, która stawała się jeszcze gorsza w sytuacjach stresowych, przyjazny uśmiech znikał stopniowo z jego twarzy i na koniec poinformował ją oschłym tonem, by zwróciła się ze swoim problemem gdzie indziej.
Nie powiedział tylko gdzie.
Wieczorem, kiedy Camilla usnęła, usiadła po turecku na materacu i używając skrzynek po piwie jako biurka, napisała do rodziców Jima jeszcze jeden list. Pisała powoli, starając się wyraźnie stawiać litery.
Dear Mister and Missis Cosgrave,
Sins Jim left me and oure dauhter Camilla in januari I have not herd from him. It is now 5 months that have gon. Do you now were he is? I am worryd about him and it wold he very nice if you cold write me a letter and say if you now what has happend to him. I now that he wold write to me if cold, becouse he is a very god and honest boy and he loves me and oure little dauhter. She is nou 6 month and a very fine and beutiful girl. Pleas, Mister and Missis Cosgrave, write to me and tell wat has happend to Jim. With many thanks and god gretings.
Rebecka Lind[2]
Dostała od koleżanki kopertę poczty lotniczej i kiedy ją zakleiła, wypisała starannie drukowanymi literami swój adres na odwrocie. Dla pewności poszła następnego dnia na pocztę i nakleiła znaczek. Teraz pozostawało jej tylko czekać dalej.
Rebecka nie lubiła mieszkać w mieście. Jak daleko sięgała pamięcią, tęskniła za wsią. Chciała prowadzić zdrowe i proste życie, blisko natury, najchętniej otoczona zwierzętami i dziećmi. Miała poczucie, że urodziła się w złym czasie i w złym miejscu. Czasem zastanawiała się nad absurdem, że kiedyś na wsi mieszkali biedni i ciężko pracujący ludzie, a teraz było to dane tylko bogatym. Stare gospodarstwa chłopskie zostały przerobione nie do poznania na letnie domy zamożnych mieszkańców miast. Rybackie chaty i działki wojskowe stały się wdzięcznymi i malowniczymi domami weekendowymi dla zestresowanych przedsiębiorców, polityków, lekarzy i adwokatów. Wiele najpiękniejszych obszarów dzikiej i nietkniętej przyrody zajęto pod pola golfowe z luksusowymi pomieszczeniami dla wytwornych klubowiczów. Zbudowano lotniska i elektrownie atomowe w miejscach, które właściwie powinny być rezerwatami przyrody. Wielkie obszary żyznej ziemi uprawnej zniszczono i wyrównano pod autostrady.
Kiedy Rebecka chodziła ulicami, myśląc o tym wszystkim, często miała ochotę stanąć na środku jezdni, zatrzymać ruch i krzyczeć do ludzi wokół siebie, by zobaczyli, w jakim to wszystko pogrąża się szaleństwie. Kiedy szła w chmurze spalin samochodowych, mocno przyciskając do siebie ciepłe i miękkie ciałko Camilli, ogarniała ją rozpacz na myśl o świecie, w jakim będzie musiało wzrastać jej dziecko.
Rebecka zachowała skrawek ziemi przy domku działkowym, w którym przez jakiś czas mieszkała. Znajdował się w Eriksdalslunden, niedaleko jej tymczasowego miejsca zamieszkania. Chodziła tam każdego ranka i pielęgnowała swój mały ogródek, w którym uprawiała warzywa dobre dla Camilli. Dużo się nauczyła o uprawie biodynamicznej i żywieniu makrobiotycznym i cieszyła się, że może sama uprawiać i zbierać większość jedzenia, którego potrzebowała wraz ze swoim dzieckiem.
Kiedy była ładna pogoda, często siadała w Eriksdalslunden i pozwalała Camilli pełzać w trawie, a sama myślała o Jimie i zastanawiała się, do kogo ma się zwrócić, by się dowiedzieć, co się z nim stało.
Zaczynała się jesień, pierwszy najemca pokoju wkrótce do niego wróci, a ona znów będzie musiała się wyprowadzić. Nie wiedziała dokąd, ale miała nadzieję znaleźć pokój w kręgu swoich przyjaciół.
Na kilka dni przed jej przeprowadzką przyszła odpowiedź na jej list do rodziców Jima.
Jego mama pisała, że właśnie się przeprowadzili do innego stanu, daleko od tego, w którym mieszkali wcześniej. Jim nie dostał kary symbolicznej, jaką mu obiecano, lecz został skazany na cztery lata więzienia za dezercję. Nie mogli go odwiedzać ze względu na odległość od stanu, w którym znajdowało się więzienie, ale mogli z nim korespondować. Podejrzewali, że władze więzienne cenzurują jego pocztę i dlatego nie dostała od niego żadnej wiadomości. Mogła spróbować pisać sama, ale nie było pewności, że list do niego dojdzie. Oni nie mogą zrobić nic, by pomóc jemu, jej czy dziecku, ponieważ ojciec Jima jest ciężko chory i przechodzi kosztowną kurację.
Rebecka uważnie przeczytała list kilka razy, ale jedynymi słowami, jakie naprawdę dotarły do jej świadomości, były „cztery lata więzienia”.
Camilla spała na jej materacu na podłodze. Położyła się na posłaniu, mocno przytuliła do dziecka i rozpłakała.
Nie spała przez całą noc i zapadła w sen dopiero, gdy zaczęło świtać.
Kiedy Camilla zbudziła ją w chwilę później, wiedziała już, do kogo zwrócić się o pomoc.