Nie możesz żyć z aktywnym alkoholikiem nie ulegając głębokim zmianom. Każda ludzka istota, którą poddawano by codziennie takiemu bombardowaniu jak Ciebie, byłaby godna podziwu ze względu na sam fakt przeżycia. Zasługujesz na medal, choćby dlatego, że jesteś w pobliżu tej historii. Wiem, że to nie jest łatwe. Nie wiesz czego oczekiwać za dzień – a nawet za godzinę. Wyobrażasz sobie najróżniejsze okropieństwa, które mogą się zdarzyć i równie często się w tym mylisz, co masz rację. Prześladuje Cię myśl o tym, co się zdarzy, gdy on wróci do domu (jeżeli w ogóle wróci). Cały dzień jesteś pobudzona, ciągle spięta. Nie możesz spać. Nie odżywiasz się właściwie. Wyglądasz okropnie. Oddalasz się od swoich przyjaciół. Wrzeszczysz na swoje dzieci.
Jesteś chora. Rozwinęła się w Tobie choroba, którą nazywamy współuzależnieniem i która jest w każdym calu równie szkodliwa jak sam alkoholizm. Ma ona swoje charakterystyczne objawy, podobnie jak alkoholizm. Każdy, kto pozostaje w bliskich kontaktach z alkoholikiem jest dotknięty tą chorobą w stopniu, który zależy bezpośrednio od jego emocjonalnej bliskości do alkoholika. Ponieważ masz najbardziej trwały i znaczący kontakt z mężem, właśnie Ty jesteś najbardziej narażona na zranienie. Istnieją pewne wzory Twoich reakcji, podobnie jak wzory zachowań u alkoholika. Będąc blisko z alkoholikiem nie uniknie się reagowania przynajmniej na kilka sposobów spośród tych, które będę omawiała. Różny może być tylko stopień nasilenia reakcji. Symptomy współuzależnienia są następujące: opiekuńczość, pełne litości skoncentrowanie się na alkoholiku; zakłopotanie; unikanie okazji do picia; przesunięcie we wzajemnych kontaktach; poczucie winy; obsesja; stałe zamartwianie się; niepokój; kłamstwa; fałszywe nadzieje; rozczarowanie; euforia; zamęt; problemy seksualne; złość; letarg; poczucie beznadziejności; poczucie krzywdy; rozpacz. Gdy będziesz czytała o tych symptomach, spróbuj wyodrębnić te, które występują u Ciebie. Rozpoznanie problemów jest pierwszym krokiem prowadzącym do ich wyeliminowania.
Zaprzeczanie jest Twoim największym wrogiem, a uznanie faktu, że jesteś związana z alkoholikiem wydaje się wręcz niemożliwe. To po prostu nie może być prawda. Jeżeli nie może, to nie jest. Wierzysz w to, w co chcesz wierzyć. Ignorujesz rzeczywistość. Ponieważ alkoholik jeszcze bardziej od Ciebie nie chce spojrzeć prawdzie w oczy, wspiera Twój brak realizmu. Zaprzeczanie jest częścią choroby Was obojga – Twojej i Twojego męża. Poświęca on dużą ilość energii zaprzeczając faktom, zaprzeczając temu, że nie może kontrolować swojego picia. Wydaje mu się, że potrafi kontrolować swoje picie przez długi czas. Wraz z postępem choroby okresy te stają się coraz krótsze, ale wciąż będzie on przekonywał Ciebie i siebie, że jest panem butelki. Zwykłe fantazje! Alkoholik nie szuka pomocy, aż do momentu gdy nie może już dłużej zaprzeczać swojemu brakowi kontroli i gdy rezultaty jego zachowania są tak straszne, że czuje ból pomimo używania alkoholu.
Ty także nie patrzysz na problem uczciwie. Nie szukasz pomocy, aż do chwili gdy ogarnia Cię przemożny strach przed przemocą, gdy brakuje pieniędzy, gdy już nie wiesz, co może przynieść kolejny dzień. Z postępem choroby przyjmujesz na siebie coraz większą odpowiedzialność za rodzinę. Starasz się panować nad sytuacją i działasz tak, jakby wszystko było możliwe do opanowania. Zaprzeczasz temu zamętowi, który panuje zarówno w Tobie, jak i na zewnątrz, a robisz to, ponieważ zaprzeczanie jest najbardziej znośnym sposobem stawienia czoła sytuacji, która inaczej byłaby nie do wytrzymania. Kręcisz się w kółko, aż do momentu gdy zaprzeczanie już dłużej nie działa. Nie masz innego wyjścia poza spojrzeniem prawdzie w oczy, gdy przytłoczy Cię ciężar zdarzeń, a ból stanie się nie do wytrzymania. Zaprzeczanie stanowi część całego procesu, umożliwiającego rozwój choroby. Dotyczy to każdej choroby. Ileż osób niepotrzebnie umarło dlatego, że nie chciało pogodzić się z chorobą nowotworową? Choroba rozkwita w warunkach zaprzeczania.
Aby zwalczyć współuzależnienie musisz najpierw przyznać, że problem istnieje. Łatwo to powiedzieć, ale wiem jak jest to ciężkie. Cindy M. opowiada tak:
„Miałam wyjątkową wprawę w zaprzeczaniu. Nie mogłam uznać, że w ogóle istnieje jakiś problem. Nie potrafiłam pozbyć się myśli, że mogę znaleźć sposób, żeby problem zniknął jak zły sen. Zaprzeczałam w obliczu niezaprzeczalnych faktów. Mój mąż miał problemy z piciem zanim zostaliśmy małżeństwem. Zawsze, gdy zrywałam z nim, był to rezultat pijackiego epizodu. Nie zwracałam na to uwagi, ponieważ kochałam go.
Lekceważyłam to, aż mniej więcej pięć lat temu okazało się, że już nic innego nie mogę zrobić. Był to trzynasty rok naszego małżeństwa. Wciąż go usprawiedliwiałam. Miał bardzo trudną pracę i potrzebował kilku drinków, aby się odprężyć. To miało sens. Chciałam nawet sama przygotowywać drinki. Skarżył się na pracę i wciąż powtarzał tę samą historię, nigdy nie znajdując żadnego innego rozwiązania. Siedziałam z nim, bardzo mu współczując. Zawsze chodziłam spać później niż powinnam, ale przecież on mnie potrzebował.
Zaprzeczałam, że problemem był alkohol. Trudno uwierzyć jak byłam naiwna. Gdy próbowałam położyć się spać, wtedy on mnie budził. Wolałam raczej wstać niż ryzykować obudzenie dzieci. Zdarzało się to noc w noc. Nie mówiłam o tym nikomu. Komu mogłam zaufać? Tworzyłam pozory idealnego małżeństwa i nie chciałam tego niszczyć. Nie chciałam, żeby ktokolwiek myślał o nim źle. Zaczął być gwałtowny. Jednym ruchem mógł zmieść wszystko ze stołu albo potłuc wszystko na półce. Potem nie spałam przez resztę nocy, zbierając potłuczone szklanki i czyszcząc ściany pochlapane musztardą. Nie chciałam, żeby dzieci zobaczyły to, gdy obudzą się rano. Musiałam je chronić.
Moja matka zaczęła mi zwracać uwagę, że źle wyglądam i mam nieporządek w domu. Ale nic nie mówiłam. Zresztą, cóż ona mogła zrobić? Obawiałam się, że powie „a nie mówiłam”…
Zaprzeczanie. Zaprzeczanie. Zaprzeczanie. Byłam w siódmym miesiącu ciąży, gdy wylądowałam na pogotowiu ze zranioną ręką. Rzucił we mnie szklanką, gdy nie wstałam o drugiej nad ranem, żeby z nim porozmawiać. Rzucił z taką siłą, że roztrzaskała się. Kryłam go. Ochraniałam. Zaprzeczałam. Nie potrafiłam spojrzeć prawdzie w oczy.
Zaprzeczałam, aż do momentu, gdy nie mogłam już dłużej zaprzeczać. Sąsiedzi widzieli go zataczającego się koło domu. Kogo chciałam okłamać? Moja matka spędziła ze mną noc. Dlaczego wyłączyłam ją z tego? Dzieci wiedziały, że dzieje się coś strasznie niedobrego. Nie osiągnęłam niczego. Po prostu nie mogłam uznać tego, co się działo, aż do momentu, gdy nie miałam innego wyboru. Mój upór tylko pogorszył sprawę. To, co wydawało się moją siłą, naprawdę było brakiem odwagi. Moja ignorancja była zatrważająca. Osoba, którą jestem dzisiaj, zachowałaby się zupełnie inaczej. Osoba, którą jestem dzisiaj, wymaga dla siebie prawa do bycia sobą. Rzeczywistości trzeba stawiać czoła. Udawanie, że coś nie istnieje nie spowoduje, że to coś zniknie samo. Nauczenie się tego kosztowało mnie wiele”.
Jest to przykład tego, co zaprzeczanie może zrobić z człowiekiem. Przedstawiłam Ci historię Cindy, ale mogłaby to być historia Barbary, Joanny, Nancy. Wszystkie takie historie są wariacjami na ten sam temat. Zaprzeczanie sprawia, że życie staje się kłamstwem. Zaprzeczanie zaburza rzeczywistość niealkoholika równie silnie, jak alkohol zaburza ją u alkoholika. Jeżeli odrzucisz zaprzeczanie, doświadczysz prawie natychmiastowego uczucia ulgi. Możesz przystosować się do prawdy. Nie musi Ci się ona podobać, ale nie możesz pozostać zdrowa, gdy jej zaprzeczasz.
We wczesnej fazie alkoholizmu jesteśmy pełne zrozumienia. „Tak, kochanie, wiem, że tu dookoła jest jak w dżungli. Tak, powinieneś był awansować. Pracujesz tak ciężko, a tak mało cię doceniają. Pozwól, że przygotuję ci drinka”. Bardzo współczujesz swojemu mężowi, jest Ci przykro, że ma kłopoty. Martwisz się o niego i próbujesz znaleźć rozwiązanie jego problemów. Jednakże nie ma sposobu, który rozwiązałby jego problemy, gdy staje się on coraz bardziej wprawny w skwapliwym wynajdywaniu dziur w całym. Jeśli tylko jest coś, co może martwić lub złościć, będzie szukał właśnie tego. Krzywda może być prawdziwa albo wymyślona. To nie ma znaczenia. Co wieczór tracisz siły i zapominasz o sobie, próbując uspokoić Twego alkoholika. W końcu to on chodzi do pracy, przynosząc potem do domu pieniądze i wręcz powinnaś tak wszystko zorganizować, żeby w domu miał jak największy spokój. Fakt, że Ty także miałaś burzliwy dzień, nie jest ważny. Częścią Twojej roli jest naprawienie świata dla Twojego męża. Twoje własne potrzeby są nieważne.
Jean B. wspomina: ”Właśnie to mówił mój mąż. I wiesz, co? Wierzyłam mu. I coraz bardziej stawałam się mniejsza i mniejsza. Stałam się służącą we własnym domu. Nie miałam żadnych potrzeb. Ale z pewnością byłam dobrym przypadkiem zapalenia okrężnicy. Te uczucia, którym zaprzeczałam, zjadały moje wnętrzności. Byłam tak przejęta moim mężem, że sama mogłam się wykrwawić. Byłam wyprana ze wszystkiego. My – nieosoby (nonpersons) - robimy takie rzeczy. Ale już nigdy więcej”.
To, co inni o nas myślą, wydaje się bardzo ważne – w gruncie rzeczy ważniejsze niż to, co myślimy o sobie sami. Przypuszczamy, że inni oceniają nas na podstawie naszego zachowania, a także zachowania naszych bliskich. Gdy chwaliłam się, że mój najmłodszy syn chodził już w wieku dziewięciu miesięcy, to czy nie mówiłam: „jest wspaniały”, czy też: „jestem wspaniała”? Tak samo, gdy starsze dzieci zaczęły mieć kłopoty w szkole, to chociaż świadomie robiłam wysiłki, żeby oddzielić siebie od nich, uważałam jednak, że stawia mnie to w negatywnym świetle. Ponieważ prawdopodobnie jesteś podobna do większości ludzi, to gdy Twój mąż alkoholik zachowuje się skandalicznie, czujesz się zakłopotana.
Przepraszasz i chciałabyś stać się niewidzialna. Nie czujesz, że możesz wrócić do domu, zostawiając „duszę towarzystwa” samemu sobie. Kilka takich doświadczeń spowoduje, że będziesz czuła się niepewnie i obawiała się sytuacji towarzyskich, w których pije się alkohol. W końcu będziesz chciała zupełnie uniknąć takich sytuacji. Zakłopotanie jest zbyt duże. W efekcie – przejmujesz odpowiedzialność za jego zachowanie. Prawda zaś jest taka, że naprawdę możesz odpowiadać tylko za swoje własne zachowanie. W tym miejscu zdanie to nie ma pewnie dla Ciebie zbyt dużego sensu. Nie rozumiesz też pewnie tego, że inni ludzie nie wiedzą, że zachowanie Twojego męża Cię upokarza. Mnie pijani mężowie innych kobiet nie obchodzą. Czasami ich nawet lubię, ponieważ nie muszę wracać z nimi do domu.
Ty natomiast nie możesz bawić się na przyjęciu, ponieważ cały czas go pilnujesz, sugerujesz, że może ma już dosyć, próbujesz skłonić go do wyjścia, nalegasz, że będziesz prowadziła samochód. I w pewnym momencie stwierdzasz, że po pierwsze to właściwie nie warto wychodzić. Jeżeli nie możesz miło spędzić czasu, to po co się dręczyć. W rezultacie rozżalasz się nad sobą i pielęgnujesz swoje rany.
PRZESUNIĘCIE WE WZAJEMNYCH KONTAKTACH – DOMINACJA, PRZEJMOWANIE OBOWIĄZKÓW, SAMOPOCHŁANIAJĄCA SIĘ AKTYWNOŚĆ
W miarę rozwoju choroby alkoholik przyjmuje na siebie coraz mniej odpowiedzialności. Zmieniają się wzajemne stosunki pomiędzy Tobą i Twoim mężem, a także Tobą i Twoimi dziećmi. Bierzesz na siebie coraz więcej i więcej. Próbujesz stać się dla dzieci zarówno matką jak i ojcem. Nie jest to możliwe. Matka po prostu nie może być ojcem. Nie jest do tego stworzona. Matka może być tylko najlepszą matką, jaką jest w stanie być. Gdy próbuje stać się także ojcem, podejmuje się zadania nie do zrealizowania. Nie dość, że jest ono nierealistyczne, to w dodatku szkodliwe dla dzieci. Taka matka powoduje zamęt w ich umysłach i sama się wykańcza.
Coraz bardziej przekształcasz się w szefa i podejmujesz właściwie wszystkie decyzje dotyczące domu. Alkoholik w końcu staje się jeszcze jednym dzieckiem. I chociaż panujesz nad nim, jak gdyby był dzieckiem, to jednak jesteś zła i oburzona, gdy nie zachowuje się jak dorosły. Boisz się, że wszystko legnie w gruzach, gdy zrezygnujesz z opieki. Tak więc biegasz po domu i pilnujesz dzieci, dzierżysz finanse, malujesz ściany, przycinasz trawnik – w końcu robisz wszystko. Może nawet zaczniesz pracować, żeby mieć pewność, że wystarczy pieniędzy. Zdecydowanie panujesz nad całym widowiskiem. Gdy patrzę na kobiety, które działają w ten sposób, przypomina mi się Joanna d’Arc. Naprawdę trzeba się nad tym zastanowić. W męczeństwie nie ma jednak zbyt wiele satysfakcji, w każdym razie dla większości ludzi.
Po przejęciu obowiązków w domu dość często angażujesz się w różnorodną działalność poza nim. Jesteś ciągle zajęta. Ta samopochłaniająca się aktywność stanowi pewien rodzaj ucieczki. Nawet jeżeli to, co robisz jest bardzo produktywne, Twoim motywem jest raczej uniknięcie myślenia niż bycie użyteczną. Mary N. jest wysoko wykwalifikowaną nauczycielką specjalizującą się w pracy z dziećmi, które mają trudności z nauką. Mówi ona: „Kiedyś uczyłam dzieci z uszkodzeniami neurologicznymi. Chociaż dobrze wykonywałam swoją pracę, robiłam to bardziej po to, aby osiągnąć pewną niezależność, niż z zainteresowania samymi dziećmi. Mogłabym robić cokolwiek aby tylko uniknąć tego, co jest potencjalnie wybuchowe”.
Nawet jeżeli Twoja działalność poza domem przynosi korzyści innym, satysfakcja, którą czujesz sama jest ograniczona. Jest ograniczona, ponieważ poruszasz się „od” a nie „do” czegoś. Może to spowodować, że sytuacja w domu staje się jeszcze trudniejsza do udźwignięcia. Na zewnątrz jesteś szanowana i ceniona, lecz nie będziesz za to szanowana i ceniona w domu. Wszystko, w co się włączasz, a co nie obraca się wokół niego jest groźne. Jest taki potrzebujący i czuje się obrażony, gdy jakakolwiek część Twojej energii kieruje się gdzie indziej. A Ty nie jesteś przygotowana na jego krytykę. Znowu się nacięłaś! Jesteś podatna na zranienie. Dlatego czujesz się winna nie tylko z powodu tego, co Twój mąż robi, ale także dlatego, ponieważ wiesz, że będziesz walczyć o to, żeby nie stracić brydża, spotkań klubowych czy pracy na pół etatu. Jakaś część Ciebie wie, że nie robisz nic złego, ale jak silna jest ta część? Mary N. wybrała kompromis: ”Zrezygnowałam z brydża i utrzymałam pracę. Ponadto kłamałam moim kolegom. Nawet zapomniałam, co im mówiłam, ale i tak nie wierzyli w to, tak samo jak ja sama. Dziś już nie będę tego robiła. Dziś mogę iść na kompromis albo nie, ale wiem, że nie będę kłamać. Wiem także, że jeżeli wybiorę kompromis, to nie będzie wynikał on z chęci załagodzenia sprawy czy strachu. Przyczyna, dla której coś zrobię jest w każdym calu tak ważna jak sama rzecz. Nie chcę działać pod przymusem czy ze słabości. Chcę wybierać i dzisiaj to robię”. To wszystko jest też dostępne dla ciebie.
Alkoholik jest specjalistą w przenoszeniu swojego własnego poczucia winy na Ciebie. Ty zaś stajesz się specjalistką w przyjmowaniu winy. Gdy on, unikając odpowiedzialności za swoje zachowanie, wrzeszczy „To Ty doprowadziłaś mnie do picia!”, bierzesz winę na siebie.
Zaczynasz myśleć, że gdybyś była lepszą żoną, to on by nie pił. On zgadza się z Tobą. Dzieci myślą, że gdyby były milsze, to ojciec przestałby pić. On z nimi także się zgadza. Stąpasz ostrożnie, aby nie urazić swojego alkoholika. Oczywiście, to także nie skutkuje. Jedna z moich ulubionych historii dotyczy alkoholika, który prosił swoją posłuszną żonę o usmażenie mu dwóch jajek – jednego sadzonego, a z drugiego jajecznicę. Gdy przyniosła mu te jajka, nie chciał ich jeść, twierdząc, że „nie z tego co trzeba zrobiła jajecznicę”. Gdy przez długi czas słyszysz jaka to jesteś okropna, niemal nie sposób w to nie uwierzyć. W rezultacie większość tego, o czym mówi alkoholik ulega internalizacji i opanowuje Cię totalne poczucie winy. Alkoholik wie jak najłatwiej Cię zranić i uderza właśnie w te czułe miejsca.
Poczucie winy jest siłą, którą łatwo można manipulować. Gloria opowiadała mi jak wpływało na nią poczucie winy: ”Czułam się winna, ponieważ nie mogłam stale kontrolować zachowania moich dzieci. Czułam się winna, gdy spóźniłam się do domu dziesięć minut po lekcji gry w tenisa. Czułam się winna, gdy grałam w karty tej nocy, gdy mąż chciał, żebym była w domu. Czułam się winna za przewinienia, których nie rozumiałam. Miałam zwyczaj przepraszać, kiedy nie wiedziałam co się stało, nawet gdy byłam w porządku. Nie chciałam kłótni i nie mogłam znieść jego odrzucenia, gdy był zły. Moje myślenie było tak bezsensowne jak i jego. Różnica polegała na tym, że on działał, a ja reagowałam na to działanie.
Przyrządzał mi moje poczucie winy, a ja połykałam je całe. Czułam się tak potwornie winna, że osiągnęłam punkt w którym nie mogłam po prostu wytrzymać więcej. Odrzuciłam więc wszystko. Dzisiaj moje sumienie odróżnia dobro od zła, a przyciski do wywoływania mojego poczucia winy już nie działają. Gdy jestem nie w porządku, natychmiast to uznaję, ale gdy jestem przekonana, że mam rację, pozostaję przy swoim zdaniu”. Ty także możesz to osiągnąć.
W miarę, jak choroba coraz bardziej zaprząta myśli alkoholika, podobnie oddziałuje ona i na Ciebie. Życie przestaje być przewidywalne i wciąż się dręczysz. Co się teraz zdarzy? Czy przyłapią go na piciu w pracy? Czy go wyrzucą? Gdzie on jest? Czy wróci na czas do domu? Czy będzie czuł się urażony? Dokąd pójdzie? Czy będzie brutalny? Jak mogę przerwać jego picie? Gdzie zrobiłam błąd? Czy jest z nim inna kobieta? Czy powinnam go opuścić? Dlaczego go kocham? Czy istnieje jakieś rozwiązanie? Te dręczące myśli odpychają wszystkie inne. Jesteś jak w klatce. Idziesz przez życie, ale Twoje myśli są gdzie indziej – zawsze przy alkoholiku. Takie obsesyjne myślenie jest stratą energii, ponieważ niczego nie rozwiązuje. Sprawia jedynie, że cała rodzina staje się jeszcze bardziej chora i wciągnięta w emocjonalną orbitę Twojego męża. Nawet wiedza o tym nie pomaga zbyt dużo. Jesteś w pułapce. Nie panujesz już nad swoimi myślami i życie staje się koszmarem.
Linde B. zwierza się po kilku tygodniach terapii: „Pamiętam, przejeżdżałam kiedyś koło cmentarza i poczułam zazdrość. Zobaczyłam orszak pogrzebowy i pomyślałam, że przynajmniej on ma przyjaciół. Było to samo dno rozpaczy i szczyt szczytów samoużalania się nad sobą. Jest jedna korzyść z takiego samopoczucia: jeśli chcesz dalej trwać w tym stanie, nie sposób już opaść niżej; można jedynie odbić się do góry. Nie chcę już nigdy tak się czuć. Nigdy nie pozwolę, żeby to znów się zdarzyło”. I Ty także możesz na to nie pozwolić.
W domu alkoholika obecny jest zazwyczaj niepokój i lęk. Niektóre z tych obaw są bezpodstawne, a inne wielce uzasadnione, na przykład: Czy mogę to zrobić bez porozumienia się z nim? Czy mnie zbije? Co będzie, jeśli straci pracę? Znałam kobietę, której mąż zamknął drzwi na łańcuch gdy wyszła, tak że nie mogła dostać się z powrotem do domu. Początkowo obawiała się znów wychodzić, bo przerażała ją myśl, że nie będzie mogła dostać się z powrotem do domu, w którym zamknięte są także jej dzieci. Później nauczyła się nosić ze sobą śrubokręt i otwierać zatrzask. Jej strach, któremu raz stawiła czoła został opanowany.
Charlotte S. tak opisuje swój lęk: „Stwierdziłam, że większość rzeczy, których się obawiałam, zdarzyła się. Stwierdziłam także, że zazwyczaj jestem niespokojna, ale nie potrafiłam określić przyczyny tego stanu rzeczy. Jeżeli zjadłam obiad i uczucie to minęło – przyczyną był głód, jeżeli nie minęło – przyczyną był niepokój. Lęk stał się moim sposobem życia. Dobrze ukrywałam go przed obcymi, ale mój żołądek wiedział. Doszłam do wniosku, że czas i energia, którą zużywam, gdy się boję nie służy mi dobrze, a więc próbowałam skierować moją energię w innym kierunku, tak długo, jak tylko mi się to uda. Gdy chodziłam na wykłady, stwierdziłam, że wpadam w panikę w drodze do szkoły. Przecież zostawiłam troje moich dzieci – z nim. Byłam niespokojna podczas wykładu i chciałam biec do domu. Jechałam godzinę w jedną stronę, żeby usłyszeć człowieka którego poważam, a potem nie mogłam się skupić. Cztery stracone godziny! Gdy sobie to uświadomiłam, zdecydowałam się być duchem tam, gdzie naprawdę jestem ciałem w danym momencie. Nie miałam żadnego wpływu na sprawy, które działy się wtedy w domu, ale mogłam zdecydować o tym, czy tracić czas w miejscu, w którym jestem, czy skoncentrować się i wyciągnąć z tego jakąś korzyść. Była to ciężka próba, ale wygrałam”.
Wiele kobiet w wyniku życia z alkoholikiem traci zaufanie do siebie. Potem stają się one bardzo bojaźliwe i niespokojne. Sytuacje, które kiedyś nie były wcale zagrażające, stają się wręcz przygniatające. Kobiety te stają się coraz bardziej ofiarami swoich nienazwanych lęków. Znam kobiety żyjące z aktywnym alkoholikiem, które boją się zostawać w pustym domu, i inne, które obawiają się wyjść z domu. Często nie potrafią powiedzieć, czego się boją, ale lęk wszechogarnia je. Okropne jest życie w strachu. Paraliżuje nas ono. Sprawia, że zachowujemy się w sposób irracjonalny. Czyn wywołany przez lęk prowadzi do następnych sytuacji lękowych i przestajemy panować nad swoim życiem. Obracamy kołami w miejscu, gdyż nie ma już dokąd jechać.
Kłamstwo w domu alkoholika jest wręcz sposobem życia. Kłamiesz, aby ochronić alkoholika. Mówisz jego szefowi: „Przykro mi, ale nie będzie go dzisiaj w pracy. Ma grypę”. Wyjaśniasz sąsiadce: „Nie wiem, dlaczego ta lampa jest zniszczona, pewnie kot ją przewrócił”.
Alkoholik kłamie Tobie, szefowi i sobie mówiąc na przykład takie rzeczy: „Nie mam w domu żadnego alkoholu. Wypiłem tylko jedno piwo”. Znałam alkoholika, którego 35 członków rodziny zmarło w trzy lata. Niektórzy z nich umierali dwa albo trzy razy. Opuścił on wiele dni pracy, ponieważ musiał uczestniczyć w pogrzebach.
Ze wszystkich kłamstw najbardziej destrukcyjne są te, które właściwie nie są kłamstwami. Są one prawdziwe w zamiarze, ale nie w wykonaniu. Alkoholik mówi: „Wrócę na szóstą na obiad”. Nie kłamie. Naprawdę ma zamiar o szóstej być w domu na obiedzie. Nie przychodzi jednak do domu o szóstej, ponieważ istnieje ogromna przepaść pomiędzy jego zamiarem i zdolnością do wykonania go. Obiecuje dzieciom, że zabierze je w sobotę na mecz piłkarski. Naprawdę tak myśli, gdy o tym mówi. Jednak gdy przychodzi sobota, nie ma już o tym mowy. Co jest kłamstwem, a co prawdą? Kto jest odpowiedzialny?
Ten rodzaj zachowania powoduje coraz większe zamieszanie i dezorganizację w Twojej rodzinie. Znaczenie prawdy się zaciera i zostaje zaburzone spostrzeganie rzeczywistości. Po prostu nie wiesz w co wierzyć. W końcu niemal wierzysz w to, w co chcesz wierzyć. Doprowadza Cię to do stałego narażania się na rozczarowanie. Jest on tak przekonywujący, że bardziej wierzysz jemu, niż zdarzeniom ostatniego tygodnia, niedoszłemu obiadowi czy niewykorzystanym biletom do teatru. Jednak można to wszystko zmienić. Możesz nauczyć się jeść i chodzić do teatru sama – jeśli to będzie konieczne. Ale najpierw musisz koniecznie wydobrzeć.
FAŁSZYWE NADZIEJE, ROZCZAROWANIE, EUFORIA
Częścią tego, co wpędza rodzinę alkoholika w zamęt i rozpacz są pojawiające się nadzieje i idące w ślad za nimi rozczarowania. Rodzina niezdolna do zaakceptowania rzeczywistości – żyje w świecie fantazji.
Myślisz o swoim mężu alkoholiku w kategoriach tego, jaki był lub mógł być. Gdy obiecuje Ci coś, reagujesz tak, jakby był taką osobą. Gdy nie spełnia swojej obietnicy, jesteś zawiedziona dużo bardziej, niż gdybyś od razu mu nie wierzyła. Jeżeli dotrzyma słowa, jesteś tak podekscytowana, że popadasz w euforię. Oczywiście, doprowadza to do większego rozczarowania następnym razem. Występujące na przemian uczucia – fałszywe nadzieje, rozczarowanie, euforia – zwiększają panujący w Tobie zamęt i lęk. W rezultacie – przekazałaś mu władzę nad swoim szczęściem. Dysponuje on teraz mocą zdolną uczynić Cię szczęśliwą albo nieszczęśliwą. Może używać lub nie używać tej władzy, manipulując Tobą. Jeżeli nie zachowasz się zgodnie z jego wymaganiami, to nie zabierze Cię na przyjęcie. Jeżeli wcześniej zdecydował, że chce wyjść sam, nic nie możesz na to poradzić. Czasami zachowuje swoje manipulacje na ostatnią chwilę przed wyjściem. I zostajesz wtedy – ubrana na przyjęcie, na które nie pójdziesz.
Naprawdę wierzyłaś, że tym razem będzie inaczej. Tak dobrze dawałaś sobie radę. Nie pił przez dwa tygodnie. Tym razem będzie inaczej. Jak często to sobie mówiłaś? Jak często mówił to sobie alkoholik? Tak, jest faktycznie inaczej. Jest gorzej. Choroba postępuje. Nie jesteś panią sytuacji, Twój mąż także nie. Panem sytuacji jest alkohol – jeśli na to pozwolisz.
Będąc z alkoholikiem żyjesz w zamęcie. Nie wiesz w co wierzyć ani czego oczekiwać. Ponieważ to alkoholik pociąga za sznurki, tańczysz do bardzo niezbornej melodii. Twoje poczucie rzeczywistości ulega zaburzeniu. Każdy dzień jest coraz trudniejszy do wytrzymania, życie staje się koszmarem. Mając taki zamęt w głowie możesz postanowić, że będziesz piła z mężem. Wypróbowawszy wszystko co mogłaś wymyślić, decydujesz wreszcie: „Nie mogę go zwyciężyć, więc przyłączę się do niego”. Myślisz, że może w ten sposób zahamujesz jego picie, albo sprawisz, że będzie mniej Ci ubliżał. Rezultaty tego łatwo przewidzieć. Nie możesz dotrzymać mu kroku. Gdy dzieci widzą, że pijesz z ojcem stają się jeszcze bardziej przestraszone i zmieszane. Myślą, że ich matka także staje się alkoholiczką. W ten sposób wszyscy zostają głębiej wessani w otchłań alkoholika.
Jest Ci bardzo trudno jasno myśleć. W gruncie rzeczy jest Ci w ogóle trudno myśleć. Nie możesz „wyłączyć” swojej głowy i nie możesz także dojść do jakiejkolwiek odpowiedzi. Jesteś w kieracie, ale nie wiesz, gdzie się znalazłaś i nie wiesz, jak się wydostać. Zaczynasz zastanawiać się nad tym, jak się to wszystko skończy. „Czy tracę zmysły? – pytasz sama siebie. – Może wariuję. Żadna osoba o zdrowych zmysłach nie żyłaby w ten sposób”. Właściwie może masz rację.
Wraz z zaburzeniami komunikacji na innych obszarach Twego małżeństwa, psuje się także fizyczna ekspresja bliskości. Używasz seksu jako oręża. Odmawiasz, gdy mąż nie zachowuje się odpowiednio. Nie będzie miał Ciebie w łóżku, jeśli zamierza nadal pić w taki sposób. „Idź do łóżka ze swoją kochanką albo z butelką” – myślisz.
Może odpychać Cię zapachem alkoholu, co jest wystarczającym powodem odrzucenia jego zalotów. Sądzisz, że pragnie Cię z czystego pożądania, a nie z miłości. Może jednak ulegasz mu, ponieważ zauważyłaś, że gdy jest zaspokojony seksualnie, śpi i masz wtedy spokój. Może także myślisz w kategoriach swoich obowiązków małżeńskich i odpowiedzialności. Tak więc masz wybór pomiędzy poczuciem winy i poniżeniem. I znów obniża się Twoje poczucie własnej wartości.
Nadużycia seksualne także są nierzadkie. Kobiety ulegają zachowaniom, którym mogłyby się sprzeciwić, gdyby zostało im chociaż trochę szacunku do siebie. Klientki mówiły mi o sytuacjach, których rezultatem była konieczność interwencji lekarskiej. Było im trudno nawet opowiadać o tym. Jednak zebrały się na odwagę, tak że mogłam im pozwolić na niedopuszczenie do powtórzenia się takiej sytuacji. Pozwoliłam im być osobą. „Nie mogłam żyć dalej bez opowiedzenia tego komuś – powiedziała mi Judy D. – I wiem, że Ty nie powtórzysz tego nikomu”. Nie muszę chyba dodawać więcej szczegółów. Wiesz o czym mówię. Znasz różnicę pomiędzy twórczym i satysfakcjonującym seksem, a nadużyciem. W sferze seksu, tak jak w każdej innej sferze Twojego życia, zagubiłaś poczucie własnej wartości, stałaś się niepewna i zakłopotana.
Nie ma w tym nic niezwykłego, gdy alkoholik ma romans. Skarży się: „Moja żona mnie nie rozumie”. Pewnie, że ni cholery go nie rozumiesz! „Nie chce mnie w łóżku”. Tak, to prawda. „Nie chce pić ze mną”. Próbowałaś, ale wtedy rozwinęła się w Tobie awersja do alkoholu. Nie szkodzi, że romans jest symptomem choroby – jesteś tym zdruzgotana. Twoja tożsamość jest tak związana z nim, że przestajesz być sobą. „Pewnie nie jestem zbyt kobieca – myślisz sobie. – Gdybym była kobieca, nie doszłoby do tego romansu”. Twoje wyobrażenie o sobie znów się obniża. Jesteś złą żoną, matką, gospodynią, a teraz straciłaś także swój seks. Jesteś niczym. Głupie gadanie! Jesteś ofiarą. Jesteś ofiarą współuzależnienia.
Niektóre małżeństwa są w stanie utrzymać satysfakcjonujące życie seksualne aż do późnej fazy choroby, gdy mąż staje się impotentem. Problemem jest to, że myślisz: „Jeżeli może być tak w łóżku, to jeszcze wszystko będzie dobrze”. Także i ta nadzieja ulegnie zachwianiu. Możesz się jedynie rozczarować. Nie osiągniesz niczego, dopóki nie nauczysz się odrzucać fałszywe nadzieje i żyć w teraźniejszości. Nauczysz się tego.
ZŁOŚĆ
Złość w takiej czy innej formie zawsze jest obecna w domu alkoholika. Atmosfera jest tak zagęszczona, że można ją krajać nożem. Co on powie? Co zrobi? Zabiję go, jeśli nie zostawi mnie w spokoju! Czy rozbije samochód? Czy obudzi dzieci? Czy powinnam prosić go o pieniądze? Wszystkie te wątpliwości kierują Twoją złość ku ludziom, na których naprawdę nie jesteś wcale zła. Zwykłe prośby Twoich dzieci zmieniają Cię we wrzeszczącą jędzę. Tylko prosiłam czy mogę… Wcale nie musiałaś…” – płacze biedne dziecko. Potem, gdy uświadamiasz sobie co zrobiłaś, jesteś zła na siebie.
Kłótnie odbywają się prawie bez przerwy. Alkoholik kłóci się, aby znaleźć powód do picia, a żona kłóci się, ponieważ wszystko co on mówi lub robi wytrąca ją z równowagi. Wydaje się, że możliwy jest inny rodzaj konwersacji. „Przebierz groch” – warczy mąż, tylko po to, aby uzyskać odpowiedź: „Co, masz złamaną rękę?”.
Każesz go: „Przygotuj sobie obiad. Ja już jadłam”. Próbujesz nawet dodać: „Nie będziesz widywać się z moimi rodzicami, a ja z Twoimi”. Straszysz go odejściem. Jeżeli zrobisz to, możesz znaleźć się na ulicy w środku nocy, nie mając dokąd pójść. Stajesz się nieustępliwa i podejrzliwa. Zżera Cię wściekłość, a nie masz jak dać jej upust. Każdy, kto wejdzie do twego domu, może wyczuć wibracje złości, nie ma od tego ucieczki: „Kto by pomyślał, że zamienisz się w taką samousprawiedliwiającą się wiedźmę?
To napięcie nie zawsze jednakże przejawia się w Twoim zachowaniu. Jeżeli żyjesz z mężem, który używa przemocy, wolisz je stłumić w sobie, niż ryzykować atak. Jest to trudny, ale realistyczny wybór. Jeżeli napięcie ma kierunek do wewnątrz, tzn. jeżeli stale trzymasz język za zębami, nawet gdy czujesz potrzebę wybuchu, prawdopodobnie wywoła ono u Ciebie chorobę. Zapalenia przydatków, nieżyty żołądka i wrzody często pojawiają się w rodzinach alkoholików. Złość, której się nie uzewnętrznia może dosłownie zjeść wnętrzności. Nie namawiam Cię, żebyś otworzyła usta. Konsekwencje mogą być tego nie warte. W dalszych rozdziałach będę omawiała pożyteczne sposoby uwolnienia się Twojej złości.
LETARG, POCZUCIE BEZNADZIEJNOŚCI, UŻALANIE SIĘ NAD SOBĄ, WYRZUTY SUMIENIA, ROZPACZ
Nieważne co robisz, nieważne jak bardzo się starasz, to i tak jest za mało. Dajesz i dajesz, jakby ta studnia nie miała dna. W pewnej chwili rezygnujesz. Co za różnica? Wszystko co robisz, nie ma znaczenia. Jesteś fizycznie i psychicznie wyczerpana. Próbowałaś utrzymać świat na swoich ramionach, ale już nie możesz. Osiągnęłaś punkt, w którym wszystko przestało Cię interesować. Wyschła Twoja emocjonalna energia, jesteś zrozpaczona i samotna. Jesteś pełna poczucia krzywdy i wyrzutów sumienia. Przejście przez każdy dzień staje się męką. Wstanie z łóżka i ubranie się jest zadaniem niemal ponad siły. Po co kontynuować zwykły bieg rzeczy? Po prostu nie warto – myślisz. Więc przestajesz. Wycofujesz się w samotną egzystencję.
Gdy osiągniesz taki punkt rozpaczy, możesz sama zacząć pić albo używać narkotyków. To nieprawdopodobne, ale znów wygrywa alkohol. Jest Ci wszystko jedno i czujesz się tak, jak gdybyś nie mogła stawić czoła kolejnemu dniu. Twoje problemy są zbyt wielkie. Życie zupełnie wymknęło Ci się z rąk. Chcesz odejść.
Czy utożsamiasz się chociaż z częścią tego, o czym pisałam? Czy coś ma jakieś specjalne znaczenie dla Ciebie? Daję Ci słowo, że nie byłam w Twoim domu. Ale byłam w stu innych domach i rozmawiałam z wieloma innymi kobietami, które żyją Twoim życiem. Nie jesteś sama. Jesteś w dużym i nie bardzo ekskluzywnym towarzystwie.
Przypominam sobie pilota samolotu, który powiedział pasażerom: „Mam dla państwa dwie wiadomości – złą i dobrą. Złą wiadomością jest to, że zabłądziliśmy. A dobra wiadomość – mamy świetny czas. To zdumiewające, jak bardzo poświęcasz się chodząc w kółko. Może teraz nie uwierzysz mi, ale masz władzę, żeby powiedzieć: „Hej, poczekaj chwilę. Chcę się stąd wydostać”. Ta książka pokaże Ci, jak to zrobić.