Pierwszym krokiem w opanowaniu Twojego życia jest uznanie, że alkoholizm jest chorobą. Jest to choroba, tak jak cukrzyca lub rak. Jest to choroba postępująca. Staje się coraz niebezpieczniejsza w kolejnych etapach. Jest to choroba śmiertelna. Można ją zahamować, ale nie można się jej pozbyć.
Nikt nie potrafi naprawdę dokładnie określić, co dzieje się w organizmie alkoholika, gdy zaczyna on pić. W każdym razie, dzieje się w nim coś innego niż gdy zaczyna pić niealkoholik. Alkohol nie wchodzi u alkoholika w takie same procesy trawienne jak u niealkoholika. Ostatnio słyszałam, jak alkoholicy mówili: „Wypiłem tylko łyk i poczułem to w nogach”, „Spróbowałam trochę kremu czekoladowego, o którym nie wiedziałam, że zawiera brandy, i zaczęło mnie świerzbić”. Widać tu wyraźnie większą wrażliwość na alkohol.
Znałam pewnego alkoholika, który nie pił przez osiem lat. Potem zaczął pracować w fabryce farb. Kamyczkiem uruchamiającym lawinę nałogu stał się alkohol znajdujący się w wyziewach farb i – długoletni abstynent poszedł na pijatykę.
Miałam studentkę alkoholiczkę, która „chodziła po ścianach”, gdy na przeziębienie brała antyhistaminę. W ten sam sposób jej organizm reagował na wszystkie lekarstwa.
Znam wielu trzeźwych alkoholików, którzy nie używają aspiryny, nie pozwalają sobie zaaplikować nowokainy u dentysty, uważnie oglądają etykietki odświeżaczy do ust i stosują inne skrajne środki ostrożności, ponieważ obawiają się, że najdrobniejsza ingerencja jakiegoś środka chemicznego spowoduje w ich organizmie utratę kontroli. W gruncie rzeczy jest wielce prawdopodobne, że mają rację.
Alkohol uzależnia swoje ofiary psychicznie i fizycznie. Zwykle uzależnienie psychiczne jest najbardziej widoczne we wczesnym okresie. W książce D. Lainga Węzły opisane są wzory uzależnienia psychicznego. Chociaż ten proces może mieć różne warianty, wydaje mi się, że Laing dość dobrze opisał przebieg wypadków.
Zaczyna pić, żeby sobie z czymś poradzić, co czyni go jeszcze mniej zdolnym do radzenia sobie; im bardziej pije, tym bardziej się boi, że stanie się pijakiem, im bardziej się upija, tym mniej boi się upić; tym bardziej boi się upić gdy nie jest pijany, im mniej boi się po pijanemu, tym bardziej boi się, gdy nie jest pijany. I tak w kółko. Myślę, że już to widzisz. Ofiara jest wciągana coraz głębiej i głębiej. Przywodzi mi to na myśl ruchome piaski, ale mówiłam Ci, że na powierzchni ruchomych piasków można się unosić. Alkoholizm natomiast nigdzie nie poniesie. Czasami można mieć wrażenie, że sytuacja się stabilizuje, lecz to tylko rodzaj samooszukiwania siebie.
Wraz z postępem uzależnienia psychologicznego, przychodzi uzależnienie fizyczne. Rozważmy to. Napoje alkoholowe zawierają alkohol metylowy i etylowy. Alkohol etylowy powoduje, że czujemy się dobrze i jest on szybko absorbowany przez organizm. Alkohol metylowy podobny jest do substancji balsamicznej. Potrzeba więcej czasu, aby został całkowicie wchłonięty. Ze względu na tę swoją naturę, on właśnie jest odpowiedzialny za porannego kaca. Z pewnością mówiono Ci, że najlepszym lekarstwem na kaca jest alkohol. Dzieje się tak, ponieważ opóźnia się wtedy działanie alkoholu metylowego, a alkohol etylowy jest absorbowany.
Przez jakiś czas czujesz się lepiej. Jeśli nadal będziesz chciała uniknąć bólu musisz wypić następny kieliszek to opóźni działanie alkoholu metylowego a alkohol etylowy… I tak dalej. Wielu alkoholików nie ma kaca, ponieważ poziom alkoholu w ich krwi nigdy nie obniża się na tyle, żeby alkohol metylowy mógł zaczął się wchłaniać.
Dotychczas mówiłam o wczesnych etapach alkoholizmu. Choroba staje się stopniowo coraz gorsza. Gdy utrzymuje się dłużej, występuje w niej przymus fizjologiczny. U wielu osób rozwijają się fizjologiczne symptomy, takie jak np. drżenie, które można uspokoić tylko alkoholem. U innych są to halucynacje. Alkohol wywołuje upiory, a potem oferuje siebie, jako jedyne remedium, którego alkoholik może użyć, żeby je odpędzić.
Wielu alkoholików umiera z powodu uszkodzeń różnych narządów, na przykład wątroby czy trzustki. Alkohol tak silnie panuje nad alkoholikiem, że próba jego odstawienia może się wiązać nawet z ryzykiem śmierci. Gwałtowne odstawienie alkoholu może być niebezpieczne. Nie umiera się od gwałtownego odstawienia heroiny, natomiast jest to możliwe, gdy w grę wchodzi alkohol. W ośrodkach detoksykacyjnych bardzo uważnie obserwuje się alkoholików poddawanych odtruwaniu, a ośrodki rehabilitacji w zasadzie nie przyjmują alkoholików przed detoksykacją. Ryzyko, jakie niosą ze sobą konwulsje jest zbyt wielkie aby mógł je podjąć personel niemedyczny. Nie wierzę, aby osoba o zdrowych zmysłach mogła się sama tak zatruć. To nie jest przejaw niskiego morale. To choroba.
Jeżeli nawet nie wierzysz w całą resztę, o której piszę w tej książce, uwierz mi, że alkoholizm jest chorobą. Wiem, że trudno to zaakceptować, ale dowody są przytłaczające. Rozmawiałam z wieloma kobietami, które nie mogły w to uwierzyć. Niezależnie od tego, co im mówiłam i niezależnie od tego, na ile mi ufały, nie potrafiły pozbyć się myśli: „Gdyby naprawdę chciał, mógłby przestać pić”. Dość interesujące jest to że kobiety te z jednej strony nie akceptowały koncepcji alkoholizmu jako choroby, a z drugiej – bały się śmiertelnie, że dzieci odziedziczą ją po ojcu.
Tym, co może przeszkadzać Ci na Twojej drodze do akceptacji alkoholizmu jako choroby jest stereotyp wykolejonego awanturnika, włóczęgi bez pracy, bez rodziny, w obszarpanym ubraniu z niechlujnym zarostem, ukrywającego butelkę w papierowej torbie.
Ten stereotyp może być prawdą, ale rzadko tak się dzieje. Przyznaję, że sama weń wierzyłam, ale potem poznałam różnych alkoholików. Niektórzy byli bez pracy. Niektórzy pracowali. Byli wśród nich niewykwalifikowani robotnicy i dyrektorzy wielkich firm, lekarze, prawnicy. Ich roczne dochody wahały się od poziomu zasiłku dla bezrobotnych do dwustu tysięcy dolarów. Niektórzy byli katolikami, inni protestantami, jeszcze inni – Żydami, byli biali, czarni, młodzi, starzy, wybitnie zdolni i niezbyt lotni. Jedynym stwierdzeniem, które mogło dotyczyć wszystkich tych ludzi jest to, że wszyscy mają jakiś problem alkoholowy.
Stereotyp ten nie jest jedynym mitem, który zatrzymuje Cię na drodze do uznania faktu choroby. Jest także wiele innych: „Nigdy nie pije w ciągu dnia”, „Wcale nie pije tak dużo”, „Pije tylko podczas weekendu” albo „Nigdy nie pije podczas weekendu”. Rzecz w tym, że to nie ma znaczenia – kiedy pije, jak dużo pije, ani w jakiej porze dnia zaczyna pić. Istotne jest to, czy kiedykolwiek stracił kontrolę po wypiciu pierwszego kieliszka. W miarę postępów choroby będzie zaczynał pić coraz wcześniej i wcześniej. To, że powstrzymuje się przez jakiś czas przed wypiciem pierwszego kieliszka nie oznacza, że nie jest alkoholikiem.
„Pije tylko piwo”. Butelka piwa zawiera tę samą ilość alkoholu co kieliszek whisky. Sześć dużych piw to jak trzy podwójne whisky. Jest się bardziej napompowanym, ale nie ma się w sobie mniej alkoholu.
„Jest za młody na alkoholika”. Alkoholizm nie ma związku z wiekiem. Jeśli już o tym mowa, to choroba postępuje szybciej u osoby młodej niż u starszej. Ostatnio słyszałam, jak dwudziestokilkuletni mężczyzna twierdził, że nie zaczął poważnie pić aż do ósmego roku życia. Niewiarygodne? Uwierz mi jednak. Idź na otwarty miting Anonimowych Alkoholików. Ujrzysz takich samych ludzi, jakich widziałaś na spotkaniu w klubie sportowym, w kościele czy na plaży. Niektórzy z nich są tymi samymi ludźmi. Usłyszysz jak opowiadają o tym, co robili, gdy byli pijani – ponieważ obawiają się, że gdy te wspomnienia nie będą w nich żywe, to wszystko się powtórzy.
Na pierwszym mitingu AA, na którym byłam, usłyszałam pewną starszą kobietę. Opowiadała o tym, jak przed wielu laty brała udział w czuwaniu przy zmarłym. W owych czasach przechowywano jeszcze zwłoki w lodzie, a ona ukrywała pod tym lodem w trumnie butelki piwa. Teraz wiedziała, jak jej ówczesne myślenie było zdominowane przez alkohol. Alkoholizm pozostawiony sam sobie doprowadzi Cię do szaleństwa, o ile najpierw Cię nie zabije.
Kto jest alkoholikiem? Sprowadza się to do następującego twierdzenia: Alkoholikiem jest każdy, kto cierpi na chorobę zwaną alkoholizmem. I tyle. Wiem, że brzmi to zbyt prosto, ale zrozumienie i akceptacja tego zdania jest pierwszym krokiem w kierunku Twojego zdrowienia.
Jeszcze raz przypominam, jak ważne jest uświadomienie sobie, że alkoholizm jest chorobą. Alkoholik to człowiek chory. Jego zachowanie nie wynika z jego wyboru. To ta substancja chemiczna w jego organizmie dyktuje mu owo zachowanie To nie jest jego wybór. Przyjmowanie tej substancji nie jest jego wyborem. Nie jest też oznaką niskiego morale. Alkoholik czuje przymus, nad którym nie panuje. Nikt nie postanawia zostać alkoholikiem. Ktoś może postanowić wypić kieliszek. Jeżeli ten ktoś nie jest alkoholikiem, po pierwszym kieliszku ma jeszcze wybór: wypić czy nie wypić następny? Alkoholik nie ma takiego wyboru. Po pierwszym kieliszku zaczyna się przymus – i choć alkoholik może niekiedy kontrolować swoje picie – ostatecznie zwycięży przymus. Alkoholik będzie pił aż do momentu, gdy już nic więcej nie zdoła wypić.
Innym kluczowym słowem w tym twierdzeniu jest cierpienie. Alkoholik nie jest osobą szczęśliwą. Alkohol to środek hamujący – depresant. A więc niezależnie od prawdziwych czy wyimaginowanych powodów, na które alkoholik powołuje się, aby usprawiedliwić swoje picie, jest on przeważnie przygnębiony, choćby tylko w wyniku działania alkoholu. Pierwotne poczucie wolności, które pozwalało mu być duszą towarzystwa ustępuje, a przychodzi depresja. Jest to depresja emocjonalna, jeżeli jest zakłopotany swoim zachowaniem, i depresja o podłożu chemicznym wynikająca z natury alkoholu.
Jest wiele definicji alkoholizmu. Żadna z nich nie jest w pełni zadowalająca. Nie musimy znać ich wszystkich. Dobrze wiemy jak wygląda człowiek nadużywający alkoholu. Możemy sobie wyobrazić, jak się taki człowiek zachowuje. Gdy mówimy o kwestii nadużywania alkoholu, wszyscy wiemy o co chodzi.
Dla naszych celów najlepiej zdefiniować alkoholika jako osobę, u której picie powoduje stałe i rosnące problemy w pewnych obszarach jej własnego życia, a bardziej szczegółowo – jako osobę, której picie powoduje stałe i rosnące problemy w Twoim życiu. Ty możesz widzieć problem na długo przedtem, zanim on go dostrzeże. A ponadto naprawdę nie jest istotne to, czy Twój mąż jest alkoholikiem według jakiejś definicji, istotna jest bowiem Twoja reakcja na jego picie. Kiedyś zadzwoniła do mnie Nancy i powiedziała: „Może to mój wymysł. Może on nie jest alkoholikiem. Mówi, że nie jest, ale ja traktuję go tak, jakby nim był”.
Powiem Ci to, co odpowiedziałam Nancy. To nieistotne czy Twój mąż jest, czy nie jest alkoholikiem. Reagujesz na niego tak, jakby był alkoholikiem i dlatego musisz pracować nad sobą.
A więc zaczynamy.
Przede wszystkim zaczniemy pracować nad zmianą Twojej postawy. Gdyby Twój mąż umierał na raka i jego choroba uczyniła go nieznośnym, a to nieznośne zachowanie wyprowadzałoby Cię z równowagi i złościło, to przecież jednak nie uważałabyś, że jest on odpowiedzialny za swoją chorobę. To samo odnosi się do alkoholizmu. Nie możesz utrzymywać, że alkoholik jest odpowiedzialny za swój alkoholizm. Możesz wymagać od niego odpowiedzialności za jego zachowanie. Wszystko wskazuje na to, że robisz akurat odwrotnie. Myślisz o nim, że jest wredny, gdy spije się jak bela, a potem znajdujesz sposób, żeby obwiniać siebie za jego ględzenie i szaleństwa. Robiąc tak, podtrzymujesz chorobę.
Jest mi przykro, że mówię Ci o tym – przykro, ale taka jest prawda. Prawdopodobnie byłaś nieświadomym wspólnikiem alkoholizmu. Kierując się słusznymi pobudkami popełniłaś wiele błędów. Prawdopodobnie osłaniałaś go, obwiniałaś jego, a nie chorobę, straszyłaś go, piłaś razem z nim, stałaś się niezwykle wybuchowa, litowałaś się nad sobą i sama oszukiwałaś się, próbowałaś kontrolować jego picie i przejmowałaś jego obowiązki.
Wszystkie te reakcje są zrozumiałe. Wszystkie są zupełnie normalne. Wszystkie one umożliwiają mu kontynuowanie picia. Może jeszcze nie rozumiesz tego, ale zrozumiesz, gdy pójdziemy dalej. Nawet gdy zrozumiesz, w jaki sposób reakcje te podtrzymują chorobę, możesz nie zdecydować się – ze względu na siebie – zrezygnować z nich wszystkich. Ale będziesz świadoma, to otworzy przed Tobą nowe możliwości.
Zanim będziesz mogła przestać podtrzymywać jego alkoholizm i czuć się z tym dobrze, warto żebyś zrozumiała dwie reakcje fizjologiczne na alkohol. Pierwsza ma związek z uśmierzającą ból naturą tego środka, druga zaś reakcja to luki pamięciowe („przerwy w życiorysie”).
Alkohol uśmierza ból. Przed odkryciem bardziej złożonych środków znieczulających był używany do tego celu. Chroni on przed fizycznym i emocjonalnym bólem. Pijany alkoholik nie poczuje bólu, który Ty czy ja czujemy, gdy ktoś nas rani. Oznacza to, że wszystko co robimy aby zmniejszyć konsekwencje jego picia, podtrzymuje jego picie. Alkoholik musi zostać zraniony tak głęboko, żeby – pomimo działania narkotyku – mógł poczuć ból. Musi zostać zraniony tak mocno, żeby błagał o pomoc.
Nie wiesz, co mogłoby go tak bardzo zranić, ale umożliwienie mu odsunięcia bólu oddala chwilę prawdy.
Alkoholicy mają także skłonności do „przerw w życiorysie”, jest to okres, gdy człowiek funkcjonuje na pozór normalnie, ale później nic z tego nie pamięta. Wie, że miał „przerwę w życiorysie”, ale gdy „przerwa” się skończy, zupełnie nie wie, skąd się wziął w miejscu, w którym obecnie przebywa. Jest to przerażające doświadczenie. Słyszałam różne, najbardziej nieprawdopodobne historie, które zdarzały się podczas „przerwy w życiorysie”. Pewien mężczyzna opowiadał mi, że został przeniesiony przez swoją firmę z Newark do Bostonu. Był bardzo zadowolony z tego przeniesienia i poszedł je uczcić. Gdy „przerwa” się skończyła, okazało się, że zaciągnął się do armii kanadyjskiej. Ten „urwany film” kosztował go pięć lat życia.
Poważny człowiek interesu odbywa w czasie „przerwy w życiorysie” serię rozmów telefonicznych. Po czym, następnego dnia, znów dzwoni w te same miejsca. Niezbyt to korzystne dla interesów, ale on zupełnie nie pamięta, że dzwonił już przedtem.
Znam mężczyznę, który twierdzi, że jego ostatnie dziecko zostało poczęte, gdy „urwał mu się film”. Żona nazwała to gwałtem, a koledzy świetnie się bawią drażniąc się z nim, że nie może być zupełnie pewny, czy jest to jego dziecko.
„Przerwy w życiorysie” stanowią poważny objaw alkoholizmu. Niealkoholicy tracą przytomność zanim „urwie się im film” albo przestają pić, gdy poczują, że mają już dość.
Przytoczyłam te dwa przykłady efektów alkoholizmu, żeby pomóc Ci zrozumieć, jak ważna jest zmiana Twojego zachowania. Wiele osób pracujących na tym polu twierdzi, że alkoholik nie zwróci się o pomoc dopóty, dopóki nie sięgnie dna. Sięgnie zaś tego dna tylko wtedy, gdy następstwa jego zachowania będą zbyt przygniatające, żeby mógł je zignorować.
Pamiętaj, że każde Twoje zachowanie, które pozwala alkoholikowi uniknąć skutków swoich działań, przedłuża chorobę. Każde zaś Twoje zachowanie, które spowoduje, że alkoholik weźmie odpowiedzialność za swoje czyny, może pomóc ją skrócić. Nie wiemy dokładnie, co spowoduje zmianę, ale wiemy, w jakim kierunku należy działać. Ponieważ mamy do czynienia z chorobą tak podstępną, obowiązują zasady dokładnie przeciwne niż zwykle. Będziesz zachowywała się w sposób, który jest sprzeczny z Twoją naturą. Jeżeli jesteś osobą kochającą, podtrzymującą, opiekuńczą i troskliwą, to okażesz mu swoją miłość pozwalając, aby alkoholik znosił cierpienie. Jeżeli stłumisz je, ponieważ go kochasz i chcesz, żeby czuł się dobrze, bo sama jesteś dobrym człowiekiem – pomagasz go zabijać. Zdaję sobie sprawę, że to bardzo mocne zdanie. I nie wiem jak sprawić, aby zabrzmiało jeszcze mocniej. A chciałabym.
Znałam mężczyznę, który, żeby spaść na dno i dojrzeć do szukania pomocy, musiał wyjechać w delegację. Jego żona zawsze znajdowała sposób – jakimś cudem, choćby nie wiem jak starała się tego nie robić – żeby opatrzyć jego rany. Choroba dalej się więc rozwijała. Gdy w końcu się wyrwał i nie było nikogo, kto mógłby mu zapewnić te „emocjonalne bandaże”, miał epizod psychotyczny (to znaczy „zwariował”), i wreszcie można było mu pomóc. Żona nie mając innego wyjścia, oddała go do szpitala. Ponieważ oszalał z powodu alkoholu, halucynacje i urojenia paranoidalne przeszły mu po kilku dniach. Potem dostał się do ośrodka rehabilitacyjnego, gdzie rozpoczęło się jego zdrowienie. Istotne jest to, że jego żona, mając jak najlepsze intencje, jedynie mu szkodziła.
Jest wiele sposobów podtrzymywania choroby. O większości z nich myślisz, że pomagają chorobę przezwyciężyć. Może też boisz się działać w inny sposób. Może ryzyko innego zachowania jest dla Ciebie zbyt duże. Musisz być przygotowana do zapanowania nad skutkami swojego zachowania. Gdy omawiam zachowania ułatwiające picie lub podtrzymujące chorobę, uświadom sobie ich występowanie u Ciebie. Przyjrzyj się im i zastanów się, czy kontynuowanie naprawdę leży w Twoim interesie. Wiesz już, że nie leży to w interesie Twojego męża, bez względu na to, co on sam mówi na ten temat. Będzie próbował mówić Ci całkiem co innego. Próbując Cię przekonać, będzie próbował zwalać winę na Ciebie, albo może Cię straszyć, jeżeli to wytrzymasz, albo się wycofa, lub zaatakuje.
Zaskakujące dlań obstawanie przez Ciebie przy swoim zdaniu sprawi raczej, że się wycofa, lecz jak już wielokrotnie powtarzałam, jego zachowania nie sposób przewidzieć – musisz więc być przygotowana na każdą ewentualność. Takie przygotowanie jest częścią uczenia się, teraz jednak spójrzmy tylko na zachowania podtrzymujące picie. Zobaczmy co robisz takiego, co pozwala mu na unikanie odpowiedzialności za jego zachowanie, a przez to – na uniknięcie skutków tego zachowania.
Pierwszą rzeczą jest krycie go. Ile to razy dzwoniłaś do jego szefa, mówiąc, że mąż źle się czuje, gdy tymczasem miał kaca? Jest przecież wystarczająco dorosły, by móc samemu tam zadzwonić. Ile razy podnosiłaś słuchawkę mówiąc, że nie ma go w domu, ponieważ był zbyt pijany, żeby podejść do telefonu? Dlaczego by nie podać mu aparatu i pozwolić przebrnąć przez rozmowę?
Mąż Sheili wyszedł pograć w pokera. Czuwała przez większą część nocy, zamartwiając się. Gdy wtoczył się o czwartej nad ranem, na czole miał krew. Jej obawy się urzeczywistniły. Miał wypadek. Taksówka pechowo zatrzymała się na czerwonym świetle i Rob wjechał prosto na nią.
Taksówka została tylko lekko uszkodzona, zaś Rob wgniótł zderzaki w swoim samochodzie i pokaleczył sobie czoło. Sheila poczuła wielką ulgę” że to nie Rob jest ciężko ranny, wszelkie więc myśli o sobie uleciały hen, daleko. Czy zaczynasz czuć ten układ? „Sheila, kochanie, jak myślisz, mogłabyś się zająć naprawą auta?” „Oczywiście kochanie, najważniejsze, że nie jesteś ranny”.
Tak więc Sheila przyznała się, że to była jej wina. Wypełniła wszystkie papiery dotyczące ubezpieczenia. Znosiła niewygody związane z naprawą samochodu, a Robowi się upiekło. Żona osłoniła go i przejęła zań odpowiedzialność. Nie odczuł żadnych konsekwencji. Nie zapłacił żadnej emocjonalnej ceny za jazdę po pijanemu. Czy jest to dla niego dobre? Wygrywa tylko choroba, ponieważ Rob stracił okazję, w której mógł odczuć skutki swego niekontrolowanego picia. Jeżeli ma wyzdrowieć, musi ich doświadczyć. Działania Sheili – wypływające z miłości – były w rzeczywistości bardzo okrutne.
Innym sposobem, w jaki możesz go osłaniać jest nie pozwalanie mu na zebranie owoców pijackiej działalności. Jeżeli poprzedniej nocy połamał meble, albo potłukł naczynia, to ważne jest, aby je zobaczył, gdy się obudzi. Z dwóch przyczyn. Pierwsza z nich dotyczy Ciebie i Twojego szacunku do siebie samej. Dlaczego masz po nim sprzątać? Czy jesteś służącą w swoim własnym domu? Druga – wynika z tego, że alkoholicy mają skłonność do luk pamięciowych, istnieje więc bardzo realna możliwość, że po prostu nie będzie pamiętał. Wolałby zapomnieć o całej historii, tak jak gdyby nigdy się nie zdarzyła. Twoje sprzątanie mu w tym pomoże. Opowiadanie mu o tym, co się zdarzyło, nie będzie miało tego samego skutku. Podobnie dzieje się wtedy, gdy pomagasz mu położyć się do łóżka. Pozwól mu obudzić się na podłodze. W ten sposób będzie wiedział, że naprawdę leżał nieprzytomny na podłodze. Inaczej nie możesz być pewna, że Ci uwierzy. Jest to bardzo bolesne wspomnienie, a alkoholicy wolą unikać nieprzyjemnych wspomnień.
Naturalnie, bardzo przejmujesz się dziećmi. Nie chcesz, żeby obudziły się i zobaczyły bałagan. Chcesz ochronić je przed bolesną rzeczywistością. Jest to oczywiście zrozumiałe, ale po prostu niemożliwe. Przede wszystkim zakładasz, że dzieci cały czas spały. Jest to wysoce nieprawdopodobne. Po drugie, zakładasz, że wiedza o tym, że coś się źle dzieje, choć nie wiadomo co, jest lepsza niż poznanie prawdy. Przemyśl to. Dzieci wiedzą, że coś jest źle, ponieważ dużo prościej widzą świat niż dorośli. Czują to. Odbierają to, co czujesz i to je niepokoi. Jeżeli chcesz, żeby Twoje dzieci były silne i zdrowe emocjonalnie, muszą one konfrontować się z rzeczywistością. Życie nie zawsze jest miłe. Sama wiesz, że łatwiej można wytrzymać prawdę, niż życzliwe kłamstwo. Dzieci nie różnią się w tym przypadku od nas. Po prostu powiedz im prawdę bez złości. „To właśnie zdarzyło się zeszłej nocy, gdy tata był pijany. Jest mi bardzo przykro, że musicie na to patrzeć, ale nie zamierzam tego sprzątać i nie chcę, żebyście Wy to robiły”.
Pozwól mężowi obejrzeć ten bałagan. Niech go posprząta. Niech poczuje się zakłopotany wobec dzieci. Ma prawo do upokorzenia. Zarobił na nie.
Gdy potępiasz jego samego, a nie jego chorobę, sprzyjasz chorobie. Zachowujesz się w sposób oskarżycielski, co daje mu pretekst, żeby się upić. Czuje się winny i równocześnie urażony. Może powiedzieć, że to przez Ciebie i wyjść się napić. Jeżeli zaakceptujesz fakt, że jest chory, będziesz winiła chorobę, nie zaś jego. Będziesz mogła mu współczuć. Oddzielasz wtedy jego od choroby. Kiedy łamie meble, wiesz, że nie czyni tego kochany przez Ciebie człowiek, tylko choroba. Człowiek, który wstaje weno i jest przerażony tym, do czego przywiodła go choroba jest Ci bliski. Cała złość mu przeszła i nawet on sam nie może uwierzyć, że mógł coś takiego zrobić. Jeżeli mu o tym opowiesz, pewnie będzie wolał traktować to jako przesadę. I coś w tym może być. Zareaguje też na Twój ton w podobnym tonie.
Gdy naprawdę oddzielisz osobę od choroby i oderwiesz się od tej jej części, zaczniesz nadawać na innej długości fali. Alkoholicy są ludźmi bardzo wrażliwymi. Czekają na Twoją reakcję. Jeżeli odczuwasz wrogość, to nawet gdy mówisz miłe słowa, wyczują tę wrogość i wykorzystają ją jako usprawiedliwienie picia. Pamiętaj, że pod tym względem są jak dzieci. Jeżeli naprawdę współczujesz i nie czują, że jesteś napięta, nie mają wymówki by pić. Nie oznacza to, że Twój mąż pozostanie w domu i zachowa trzeźwość, ale oznacza, że nie może powoływać się na Ciebie jako powód swojego picia. Musi przyznać, przynajmniej w minimalnym stopniu, że robi to z jakichś swoich powodów, a nie dlatego, że Ty coś powiedziałaś lub zrobiłaś.
Pamiętasz Beth? Całkiem możliwe, że nie potrzebowałaby dwudziestu sześciu szwów na ręku, gdyby dokonała takiego rozróżnienia. To rozróżnienie, o którym mówię, wymaga szalonej pracy, ale może zaoszczędzić Ci wielu przykrości. Nie wiem, co Beth powiedziała mężowi, gdy wszedł na górę i ją obudził, ale wiem, że na pewno była zła. Podchwycił jej ton i zadziałał reagując przeciwko niemu. Gdyby współczuła mężowi z powodu jego choroby, to nawet odmawiając wstania z łóżka, sygnalizowałaby swym tonem sympatię, a nie morderczą nienawiść. Nie miałby więc na co tak zareagować. Na razie może to nie wydawać Ci się zbyt realistyczne, ale czytaj dalej. Ta układanka sama się ułoży.
Każde Twoje zachowanie, które może mu posłużyć za usprawiedliwienie picia podtrzymuje chorobę. Płacz, wymyślanie, wzbudzanie poczucia winy – wszystko to stanowi dlań pretekst do picia. Obiecuje, że przestanie i przez jakiś czas panuje nad sytuacją, ale to nie może trwać długo, a Twoje nastawienie wzmacnia jego potrzebę picia.
Ukrywanie i wylewanie alkoholu, tylko zwiększa wydatki. Lepiej nauczy się ukrywać butelki. „Ona nie będzie mi tu decydować, czy w moim własnym domu mogę mieć alkohol”.
Jeżeli naprawdę chcesz, żeby wyzdrowiał, ważne jest to, abyś zupełnie ignorowała jego picie. Przeczytaj to jeszcze raz. Tak, dobrze zrozumiałaś. Jeżeli naprawdę troszczysz się o niego, nie będziesz wymyślać sposobów na ograniczenie jego picia. Każde Twoje działanie, które spowoduje, że będzie kontrolował picie, przedłuża jego chorobę. Alkoholicy (poza nielicznymi) muszą stać się bardzo chorzy, zanim wyzdrowieją. Im szybciej staną się bardzo chorzy, tym większe są szanse ich wyleczenia. Tak więc nie chowaj mu butelki ani nie zmuszaj do obietnic, że będzie się dobrze sprawował. On musi przestać pić „sam z siebie” i dla siebie. Musi osiągnąć punkt, w którym ból picia jest większy niż ból niepicia. I tylko on może ten punkt rozpoznać.
Zasadnicze znaczenie ma Twoja własna zdolność do pozostania w kontakcie z rzeczywistością. Gdy usprawiedliwiasz jego zachowania, nie pomagasz mu w poznaniu rzeczywistego obrazu sytuacji. Pomagasz mu zaprzeczać uzależnieniu. On nie chce w nie wierzyć i jeżeli kieruje Ciebie w myślenie: „Wszystko będzie dobrze” albo „Mogę to kontrolować”, kieruje także i siebie.
Picie z nim to rodzaj akceptacji jego zachowania. Hasło: „Jeżeli nie możesz kogoś pokonać, to przejdź na jego stronę” jest w najlepszym wypadku wątpliwe. Wiadomo, że pijesz z nim tylko po to, by mieć go na oku. Jeżeli będziesz z nim, może nie wypije tak dużo.
W coraz większym stopniu bierzesz na siebie jego obowiązki. Przejmujesz książeczkę czekową. Kosisz trawnik. Obawiasz się mu powierzyć różne czynności i sama robisz to wszystko. Dzięki temu on ma swobodę picia. Dzięki temu nie musi mieć do czynienia z bankiem. Dzięki temu nie musi patrzeć na zapuszczony trawnik. Możliwe, że robisz to dla siebie, że po prostu nie potrafisz zaniedbać tego wszystkiego. Powinnaś jednak zdać sobie sprawę, że takie Twoje zachowanie sprzyja chorobie. Przejmując owe obowiązki musisz być niezwykle pewna, że robisz to dla swojego własnego dobra i dla dobra całej rodziny. Męczennicy nie są doceniani za życia.
Wiem, że czytając ten rozdział wiele razy mówiłaś: „Tak, ale”. Słyszałam to. Nie, Twoja sytuacja nie jest inna. Nie, Twój mąż nie jest gorszy. Nie, nie obawiasz się bardziej niż ktokolwiek inny w takiej samej sytuacji.
Obawiasz się, że nie możesz z nim żyć. Obawiasz się, że bez niego nie możesz żyć. Obawiasz się, że straci pracę.
Obawiasz się, że zostanie zabity. Obawiasz się, że Cię zabije. Obawiasz się samotności.
Obawiasz się stu innych rzeczy, których nie możesz nawet nazwać. Co będzie jeżeli…? A jeżeli…? A jeżeli…?
Tego uczucia zamętu doświadczasz nie tylko Ty. I nie musisz być samotna. Można Ci pomóc. Jest Al-Anon. Al-Anon to grupa samopomocy dla rodziny i przyjaciół alkoholików. Gdy potrafisz zdobyć się na odwagę, zadzwoń tam. Nie będziesz musiała mówić o niczym, czego nie chcesz powiedzieć. Nie zapytają Cię nawet jak się nazywasz. Będą się cieszyć, że wyciągnęłaś rękę po pomoc. Poczujesz się jak w domu. Będziesz opowiadała tym kobietom i mężczyznom o wszystkich okropnościach, z jakimi tylko Ty żyjesz na co dzień, a oni będą kończyli za Ciebie zdanie. Jakby tam byli. Posłuchasz czyjegoś opowiadania i pomyślisz: „Mój Boże, on mówi o mnie”. Poczujesz, jakby ktoś zdjął Ci z pleców ogromny ciężar. Znów masz przyjaciół. Z tą różnicą, że przed tymi przyjaciółmi nie masz tajemnic. Żyją oni Twoim życiem, ponieważ związali się z ludźmi podobnymi do Twojego męża. Wiedzą jak się czujesz. Początkowo pomiędzy Tobą i nimi będzie istniała wyraźna różnica. Po bólu na Twojej twarzy i oczach pełnych łez poznają, że jesteś nowa. A Ty – po pogodnych oczach i umiejętności śmiechu – poznasz, kto nie jest nowy. Ty także to osiągniesz, a pomoże Ci w tym już następny rozdział.