Jest to trudne zadanie. Koncentrowanie się na sobie to dla Ciebie coś nowego. Nie stanowisz centrum swojego wszechświata. Krążysz na orbicie męża. Kręcisz się wokół niego.
Jesteś kimś, kto reaguje na niego. Jego reakcje w stosunku do Ciebie są reakcjami na Twoje reakcje w stosunku do niego. Przestałaś być sobą. W sumie przestajesz istnieć jako osoba.
Nie ma w tym nic dziwnego. Nawet w dobie ruchu wyzwolenia kobiet jeszcze wiele z nas wybiera życie w cieniu męża. Dla wielu kobiet jest to satysfakcjonujący sposób życia. W Twojej sytuacji jest on niezdrowy. Zniszczy Cię. W naszym społeczeństwie kobieta dość często określa siebie w odniesieniu do swego męża i dzieci. Jesteś żoną tego i tego, matką tego i tego. Sukcesy Twojego męża są Twoimi sukcesami. Ciągle jest nam bliski obraz kobiety żyjącej w cieniu mężczyzny. Aprobujesz siebie, gdy on Cię aprobuje.
Twój dzień ogniskuje się wokół jego wyjść i przyjść. Najważniejsze aby był zadowolony, więc nie chcesz go irytować. Ponieważ zaś zadowalanie go staje się coraz trudniejsze, gdy on coraz bardziej pogrąża się w chorobie, próbujesz coraz to usilniej. W rezultacie sama także stajesz się coraz bardziej chora. Stopniowo tracisz poczucie własnej wartości. Sama nie wiesz, co jesteś warta, więc gdy mąż stale Cię tłumi, tracisz poczucie własnego ja. To nie staje się z dnia na dzień. Proces erozji przebiega stopniowo, tak że przechodzi niezauważony. Wbrew swej woli pozwalasz aby choroba – alkoholizm. – decydowała o Twojej wartości jako istoty ludzkiej. Teraz, gdy stałaś się świadoma tego procesu, możesz rozpocząć pracę nad odsunięciem go w przeszłość. Nie będzie to łatwe. Rozpocznij od dzisiaj. Zacznij żyć teraźniejszością – żyć dniem dzisiejszym. Ta chwila – właśnie ta – należy do Ciebie. Pochwyć ją i wyciśnij z niej tyle, ile się da. Zrób to dla siebie.
Staniesz w obliczu pewnego nowego pytania. Brzmi ono bardzo prosto, ale zobaczysz, że jest niezwykle trudne. Może z początku nawet go nie zrozumiesz. Pytanie to brzmi: „Czego ja chcę?”. Jest ono trudne, ponieważ nie wiesz na pewno, kto to jest „ja”. Jak długo potrafisz mówić o sobie, nie wspominając o kimś innym? Ile potrafisz napisać zdań rozpoczynających się od „ja”? Ile czasu w rozmowie zdołasz poświęcić wyłącznie swoim myślom i uczuciom? Zwróć uwagę na to, ile Twoich rozmów krąży dookoła męża i dzieci. Nie mówię, czy to dobrze, czy źle. Zastanawiam się tylko nad tym, czy możesz w pełni świadomie zdecydować się na rozmowę tylko o sobie i rzeczywiście taką rozmowę przeprowadzić.
Linde stwierdziła, że jest w ciąży. Początkowo nie chciała w to uwierzyć, ale jak wiemy, są pewne rzeczy, którym nie sposób zaprzeczyć. Jej małżeństwo rozpadało się. Chuck pił coraz więcej i bił ją. Ginekolog stwierdził, że Linda jest zbyt słaba, żeby urodzić w terminie. Starsze dzieci przestraszyły się, ponieważ Linda już kiedyś poroniła i było to dla nich bardzo przygnębiające przeżycie. Matka pytała, po co jej to dziecko. Koleżanki z pracy mówiły: „Starsze dzieci masz już odchowane. Zaczęłaś pracować. Dziecko będzie Ci kulą u nogi”. Wszyscy wydawali się zgodni co do tego, że urodzenie dziecka nie byłoby dobrym pomysłem.
W końcu ktoś spytał: „Linde, a czego Ty chcesz?”. Linde osłupiała. Cóż za dziwne pytanie. Nad tym akurat się nie zastanawiała. „Czego chcę?”. Wszystko jakby stanęło na głowie. „Czego chcę?”
Zaczęła to dokładnie rozważać. Była już w siódmym miesiącu ciąży, lecz wciąż jeszcze zastanawiała się nad decyzją. Trudno jest się zdecydować. I wreszcie decyzja w niej dojrzała: „Chcę mieć dziecko. W końcu to ja będę musiała ponieść konsekwencje tej decyzji, bez względu na to, jaka ona będzie. I to ja będę musiała także opiekować się dzieckiem, gdy już się urodzi”. Ostatecznie zrozumiała, że zdecydowanie się na to dziecko jest w jej wypadku właściwe.
Byłam z nią, gdy rodziła. Nigdy przedtem nie słyszałam matki śmiejącej się przez cały okres porodu. Rodziła w sposób naturalny. Tak było najlepiej. Po raz pierwszy od dłuższego czasu czyniła coś świadomie.
Jej synek ma dziś cztery lata i jest wspaniały. Wszyscy ludzie, którzy odradzali jej poród, kochają go z całego serca. Zrobiła to, co było dobre dla niej, a wszyscy inni ludzie na tym skorzystali. Zareagowali na jej radość i pozytywną postawę. Dobre uczucia bywają również zaraźliwe jak napięcie i niepokój. A nagrodą jest to, że jej mąż stał się trzeźwym alkoholikiem i jest dobrym ojcem dla chłopca. Ale to tylko dodatkowa nagroda. Linde urodziła dziecko, ponieważ jej zdaniem było to słuszne, a jest to najlepszy powód, aby coś zrobić. Potrafiła odpowiedzieć na pytanie „Czego ja chcę?”. Teraz kolej na Ciebie.
Spójrzmy na niektóre symptomy współuzależnienia, które omawialiśmy w rozdziale drugim. Te problemy, które doprowadzają Cię do rozpaczy, można zobaczyć w nowym świetle. Teraz, gdy już wiesz, że masz taki wybór, możesz użyć swojej energii działając zarówno w swoim interesie jak i przeciwko sobie. Czy to nie jest wspaniałe? Człowiek może wybierać. Człowiek ma różne możliwości. Ty jesteś człowiekiem. Zaczniesz teraz sobie uświadamiać, jak wyglądają niektóre z tych możliwości:
Czy nie czas stanąć twarzą w twarz z tym, co dzieje się naprawdę? Kopciuszek to tylko bajka. Twój królewicz będzie prawdopodobnie wymiotował w Twój szklany pantofelek. Energia, której używasz, żeby zaprzeczyć prawdzie może być wykorzystana na stawienie jej czoła.
Jeżeli pogodzisz się z faktem, że mąż prawdopodobnie wróci do domu pijany, jesteś przygotowana na tę ewentualność i mile Cię zdziwi, jeśli wróci trzeźwy. Jeżeli zaprzeczasz takiej wielce prawdopodobnej możliwości, bo przysięgał Ci, że nigdy nie wypije już ani kieliszka, będziesz poruszona, gdy Cię zawiedzie. W sumie – sama się nakręcasz. Nie ma co winić za to jego.
Prawda może być brutalna, ale zaakceptowanie jej to jedyny sposób na pozostanie przy zdrowych zmysłach. Nie twierdzę, że masz porzucić wszelką nadzieję. Twierdzę tylko, że powinnaś porzucić wszelkie mrzonki. „Gdyby tylko…” – te dwa słowa mogą doprowadzić tylko do kłopotów. Niektórzy potrafią przeżyć całe życie rozważając „gdyby tylko…”. Co się zdarzyło, to się zdarzyło. Co zrobiłaś, to zrobiłaś. Coś zrobiłaś dobrze, coś innego schrzaniłaś. Teraz to już przeszłość. Dziś jest dziś. Pozwalam Ci zacząć od nowa, masz szansę raczej na popełnienie nowych błędów, niż na ciągłe przeżywanie starych. Daję Ci także szansę robienia tego, co sprawi, że Ty poczujesz się lepiej. Jest dzisiaj. Dzień wczorajszy minął. Możesz wciąż żyć przeszłością, ale tracisz w ten sposób dzień dzisiejszy, a tak naprawdę masz przecież tylko ten dzień. Trudno jest zmienić coś, co się już stało. Można to zmienić jedynie wtedy, gdy to coś powtórzy się dziś, a Ty zachowasz się inaczej.
Gdy zaakceptujesz fakt, że Twój mąż jest dzisiaj chory i są duże szanse, że będzie chory jutro, łatwiej Ci będzie pomóc nie tylko sobie lecz także i jemu. Znajdź taką chwilę, gdy nie jesteś zła, a on nie pije i podziel się z nim niektórymi swoimi troskami. Może słuchać albo nie, ale ziarno zostało rzucone. Książki o alkoholizmie albo AA pozostawione gdzieś w domu mogą wywołać agresywną reakcję, ale rzadko pozostają nieprzeczytane. Nie wygłaszasz kazań, tylko patrzysz otwarcie na rzeczywistość. Jest to różnica. On prawdopodobnie będzie nadal zaprzeczał, nawet gdy Ty przestaniesz, ale nie będziesz już częścią jego systemu zaprzeczeń. A sugestia, gdzie może szukać pomocy przyda się, gdy dojrzeje do jej przyjęcia.
Nie możesz przejąć odpowiedzialności za czyjeś zachowanie. Jesteś osobą samą w sobie. Nie stanowisz jedynie odbicia swojego męża. On także jest osobą samą w sobie. Gdy idziecie na przyjęcie, będzie robił to, co robi, a Ty będziesz robiła to, co Ty robisz. Skoncentruj się na tym aby się dobrze bawić. Nie pilnuj go. Przestań próbować kontrolować ile alkoholu wypija. To nie Twoja sprawa. On jest dorosły i musi sam o tym zdecydować. Jedyną Twoją decyzją dotyczącą także jego jest to, kto będzie prowadził samochód w drodze do domu. Może w tej sprawie będziesz umiała się uprzeć, ale wszystkie inne decyzje każde z was podejmuje za siebie.
Jeżeli okaże się, że miłe spędzenie czasu jest z nim zbyt trudne, wybierz się gdzieś bez niego. Tak, może będziesz musiała zacząć chodzić sama. W miarę postępu choroby on będzie stawał się coraz bardziej nietowarzyski, a Ty będziesz musiała siedzieć samotnie w domu, o ile nie nauczysz się wychodzić bez niego.
Jakieś pół roku temu urządziłam duże przyjęcie. Gdy jedna z zaproszonych kobiet wychodziła, podziękowała mi i przeprosiła za nieobecność męża. Ukryłam zakłopotanie, ponieważ wcześniej nawet nie zauważyłam, że go nie ma.
Początkowo będzie Ci trudno wychodzić bez niego. Potem stanie się to łatwiejsze. Idź z przyjaciółką, jeśli samotne wyjście stanowi dla Ciebie zbyt duży problem, ale idź. Z powodu swego męża nie musisz odsuwać się od ludzi. Jeśli on nie chce iść na wesele kogoś z rodziny, do Twojej siostry w niedzielę czy gdziekolwiek indziej, weź dzieci (jeśli są zaproszone) i idź. Zdziwisz się, bo nikt nie będzie żądał od Ciebie jakichś obszernych wyjaśnień. Gospodarze będą szczęśliwi, że przyszłaś. Wyrażą tylko grzecznościowa żal, że Twój mąż nie mógł przyjść i to będzie koniec sprawy. Uwierz mi, on jest centralną postacią tylko w Twoim życiu; w niczyim innym. Dlaczego odmawiać sobie przyjemnego spędzenia czasu? Dlaczego karać się z powodu jego choroby? To nieszczęście, że Twój mąż jest chory, ale alkoholizm nie jest zaraźliwy.
Zdaję sobie sprawę, że to, co Ci proponuję może Cię nieco przerażać. Bardzo się od niego uzależniłaś, a ja Ci mówię, żebyś chodziła sama na przyjęcia. Jest to podobne do skoku do basenu. Początkowo woda wydaje się zimna, ale ociepla się, gdy zaczynasz się nią chlapać. Pomysł skakania z trampoliny wydaje się groźny, ale gdy się już skoczy, ma się poczucie spełnienia. I oczywiście, im bardziej się nad tym pracuje, tym staje się to łatwiejsze.
PRZESUNIĘCIE W KONTAKTACH, DOMINACJA, PRZEJMOWANIE OBOWIĄZKÓW I SAMOPOCHŁANIAJĄCA AKTYWNOŚĆ
Nawet superman nie chciał być supermanem cały czas. Chciał być supermanem tylko wtedy, gdy służyło to jakiemuś jego celowi. A przez pozostały czas cieszył się z bycia zwykłym człowiekiem. To samo odnosi się do Ciebie. Nie musisz robić wszystkiego przez cały czas. To, że Twój mąż ucieka przed jakimiś obowiązkami, wcale nie oznacza, że Ty musisz je przejąć. Jeżeli obiecał pomalować kuchnię i nie zrobił tego, nie musisz jej malować, chyba, że już nie możesz wytrzymać patrząc jak wygląda.
Jeżeli straci pracę, nie oznacza to automatycznie, że Ty musisz iść do pracy. Przejęcie roli żywiciela rodziny niekoniecznie stanowi najbardziej pożądane rozwiązanie. Zanim wpadniesz w panikę, dowiedz się w jakich okolicznościach stracił pracę. Wina może leżeć po jego stronie, ale nie musi. Wcale nie musiał zostać wyrzucony z powodu alkoholizmu. Jest wiele pytań. Czy dostanie odprawę? Czy nadaje się na bezrobotnego? Czy zakład przywróci go do pracy, jeśli podejmie leczenie? Coraz więcej firm zdaje sobie sprawę z korzyści płynących z takiego kroku.
Czy masz oszczędności? Czy otrzymasz zasiłek? Czy rodzina pomoże Ci przez jakiś czas? Uczęszczaj na spotkania Al-Anonu. Spytaj kobiety, które tam spotkasz, jak one rozwiązały ten szczególny problem. Utrata pracy nie jest niczym wyjątkowym dla osób mających do czynienia z alkoholizmem. Proponuję Ci więc, abyś zamiast podnosić rzuconą przez niego rękawicę, raczej wykorzystała ten czas na poważne zastanowienie się nad sobą, swoją sytuacją i tym, co chcesz zrobić ze swoim życiem.
Istnieje możliwość, że mąż – w zależności od tego, jak bardzo jest chory – znajdzie inną pracę. Może to wstrząśnie nim tak, że stawi czoła sytuacji. Twój akt heroizmu może zostać przez niego odebrany jako kastracja. Zbadaj swoje motywy. Nie spiesz się.
W tym właśnie momencie możesz dojść do wniosku, że masz już dość, że nie chcesz żyć dalej w takiej sytuacji. Możesz postanowić, że pójdziesz do pracy ze względu na dobro swoje i dzieci. Z wielu względów może to być pożądane rozwiązanie, ale na pewno nie powinnaś tego robić po to, aby odciążyć męża. Są duże szanse, że nie pomoże Ci on w pracach domowych i to, co potencjalnie mogło być dla Ciebie cudownym doświadczeniem rozwoju doprowadzi do tego, że będziesz się czuła jeszcze bardziej urażona. I właśnie wtedy, gdy zaczniesz się okropnie użalać nad sobą z powodu ciężaru, który dźwigasz, przyjdzie ktoś taki jak ja i powie: „Męczennice rzadko są doceniane za życia, ale kobiety, które robią karierę i równocześnie prowadzą dom to, moim zdaniem, jedne z najbardziej fascynujących ludzi”.
Jak długo możesz to wszystko robić? Czy naprawdę tego chcesz? Co jest w tym cennego dla Ciebie? Właściwie to na kim wywierasz wrażenie albo na kim chcesz je wywrzeć? Czy chcesz całkowicie wyczerpać się fizycznie i emocjonalnie? Gdzie jesteś Ty w tym wszystkim? I czy w ogóle jesteś?
Co zrobiłaś dla siebie dzisiaj? Co zrobiłaś, aby sprawić sobie przyjemność? Właśnie sobie. Możesz opierać się przed przyjęciem takiej propozycji. To bardzo egoistyczne. Tak, rzeczywiście. To jest egoizm, ale nie w negatywnym sensie. Jeżeli zrobisz dla siebie coś, co komuś zaszkodzi lub kogoś zrani, to może nie jest to dobry pomysł. Ale większość z tego, co robimy z pobudek egoistycznych prowadzi do spełnienia naszego „ja”. Takie czyny przynoszą pożytek nie tylko nam, ale i innym ludziom wokół nas. Jeżeli czujesz się dobrze, będziesz promieniowała na swoje otoczenie. Wiesz, że ludzie reagują na Twoją irytację, lecz reagują także na poczucie zadowolenia i satysfakcji.
Dlaczego nie miałabyś sporządzić listy dziesięciu rzeczy, które lubisz robić? Większość z nich prawdopodobnie nawet wiele nie kosztuje. Obiecaj sobie, że codziennie będziesz robić przynajmniej jedną z nich. Robienie czegoś dla siebie pomoże Ci poczuć się lepiej.
Będzie Ci prawdopodobnie trudno sporządzić taką listę. Myślenie o sobie bez użalania się to coś nowego. Spróbuj. Nie masz nic do stracenia poza kilkoma minutami żalu.
Są to pierwsze kroki na drodze budowy sobie takiego życia, w którym Twój mąż może mieć swój udział lub nie. Zaczynasz od prostych drobiazgów, które sprawiają Ci przyjemność. Potem, gdy codzienne robienie czegoś dla siebie wejdzie Ci w krew, kiedy spotykanie się z innymi ludźmi stanie się Twoim naturalnym prawem, możesz zacząć myśleć o tym, jak bardziej produktywnie wykorzystać swój czas. Może zechcesz pomyśleć o jakiejś pracy społecznej, o dokształcaniu lub poszukaniu pracy, z której będziesz zadowolona.
Najważniejsza jest tu zmiana kąta widzenia. Robisz, co robisz (bez względu na to co to jest), ponieważ Ty chcesz to robić, ponieważ jest to dobre dla Ciebie, a nie dlatego, że boisz się prosić go o pieniądze albo dlatego iż myślisz, że coś powinnaś. Rób to, co czujesz, że jest dobre dla Ciebie. Cała reszta się dogra.
Odrzuć je. Jest to bezwartościowa emocja. To nie przez Ciebie jest chory. Nie możesz jej zwalczyć ani nad nią zapanować.
Niech Twoim przewodnikiem będzie sumienie. To przychodzi z wewnątrz. Daje Ci prawdziwą miarę tego, co jest dla Ciebie dobre, a co złe.
Poczucie winy zostaje narzucone z zewnątrz. Kto ma prawo za Ciebie decydować, jak powinnaś lub nie powinnaś się czuć, albo jak powinnaś lub nie powinnaś działać? W końcu jesteś już dorosła.
Pewnie teraz myślisz: „To wszystko brzmi ładnie, pięknie, ale łatwiej powiedzieć niż zrobić”. Masz rację. To niełatwo stawać się osobą niezależną. To ciężka praca.
Przede wszystkim chciałabym Ci powiedzieć, żebyś odebrała mu władzę nad sobą. To Ty przekazałaś mu władzę wywoływania u siebie poczucia winy. Nie może tego robić, dopóki mu na to nie pozwolisz. Ale, ale, ale… Przemyśl to. Gdy następnym razem naciśnie na guzik twojego poczucia winy, powiedz sobie: „Czy chcę czuć się z tego powodu winna? Przykro mi, że on tak to odczuwa, lecz to moja sprawa czy wybiorę takie działanie”. Zobacz, co się stanie. Może ból będzie trochę mniejszy.
Obsesje naprawdę trudno zwalczyć. Jakaż to ulga, gdy odkryjesz, że nie myślisz o swoim alkoholiku i swoich problemach, choćby tylko przez moment. To Cię zżera. To Cię przytłacza. Gdy zaczniesz trochę więcej myśleć o sobie, obsesja zacznie tracić swoją moc. W gruncie rzeczy można myśleć tylko o jednej sprawie naraz. Jeżeli myślisz o czymś innym, nie możesz wtedy myśleć o swoich problemach. Koncentracja w warunkach stresu jest wyjątkowo trudna, więc nie wymagaj od siebie zbyt wiele. Spróbuj skupić się na czymś innym, choćby tylko przez 5 minut za jednym razem. Jeżeli to zbyt trudne, spróbuj robić to przez dwie albo nawet przez jedną minutę. Czas będzie się wydłużał. Tylko go wykorzystaj.
Wiele kobiet mówiło mi, że używało modlitwy o pogodę ducha jako pomocy w wyciszaniu i rozluźnieniu. Powtarzały ją wciąż, od początku. Zawiera ona wspaniałe przesłanie: „Boże, daj mi pogodę ducha, abym godziła się z tym, czego zmienić nie mogę. Odwagę, abym zmieniała to, co zmienić mogę. I mądrość, abym potrafiła odróżnić jedno od drugiego”.
Spróbuj tego. Albo znajdź książkę o technice relaksacyjnej, zapisz się na jogę czy idź na wykład o medytacji. Kiedy ostatni raz odnalazłaś radość w cichej samotności w kościele? A może ciepła kąpiel? Przejedź się na rowerze dookoła osiedla. Znajdź coś, co pomoże Ci zwolnić bieg tej karuzeli w Twojej głowie i odwróci kierunek Twoich myśli. Początkowo będzie Ci się to udawało tylko na krótko, ale potem coraz dłużej. Stopniowo zapanujesz nad swoim umysłem. Ostatecznie, należy on do Ciebie.
Martwienie się także nie czyni zbyt wiele dobrego. Nigdy nie słyszałam, żeby ktoś powiedział: „Wiesz, cieszę się, że się tym martwiłam. Było to naprawdę pomocne”. Słyszałam natomiast coś przeciwnego: „Czemu straciłam tyle czasu zamartwiając się. To i tak nic nie zmieniło”.
To szczera prawda, ale nie spowoduje ona, że przestaniesz się martwić. Zamiast zamartwiać się przez cały dzień w jakim stanie mąż wróci do domu, powiedz sobie, że zaczniesz martwić się o piątej. Gdy jest się przyzwyczajonym do zmartwienia, decyzja o tym, aby się wcale nie martwić wymaga ogromnego wysiłku. Może będzie łatwiej, gdy powiesz: „Jeszcze nie będę się tym przejmowała”. A problemem, z którym musisz poradzić sobie w tej chwili jest decyzja, co ugotować na obiad.
Inną sprawą, którą trzeba mieć na uwadze, gdy zaczynasz się martwić, jest proste pytanie: „Czyj to problem?” Bardzo ważne, aby wiedzieć gdzie kończy się ktoś inny a zaczynasz się Ty. To, czy Twój mąż dotrze szczęśliwie do domu czy nie, nie jest Twoim problemem. Nie masz na to żadnego wpływu. Jeżeli zdecydowałaś, że powinien być w domu o szóstej na obiad, to jest to Twój problem. Jeżeli wierzysz jego obietnicom, to jest Twój problem. Jeżeli go kryjesz, to jest Twój problem. Nie jesteś barem szybkiej obsługi. Jeżeli on czuje się fatalnie po całonocnym piciu, to jest jego problem. Jego. Pozwól mu go mieć. Ty masz i tak dość własnych problemów. Nie musisz sobie dokładać. Gdy zaczynasz się martwić, nie zapominaj zapytać: „Czyj to problem?”.
Strach jest Twoim stałym towarzyszem. Niektóre z Twoich niepokojów są racjonalne, inne irracjonalne. Niektóre rzeczy, których obawiasz się są realne, inne są wyimaginowane. Niektóre z Twoich lęków możesz zidentyfikować, inne są nienazwane. Niektóre z nich są zdrowe i konieczne, inne Cię niszczą.
Po pierwsze musisz spróbować odróżnić te niepokoje, które pracują dla Ciebie od tych, które pracują przeciwko Tobie.
Czy masz przyjaciółkę, której ufasz? Czy istnieje ktoś, kto Cię wysłucha, nie dając rad i pomoże Ci usłyszeć samą siebie? Właśnie mówienie o tym, co dzieje się w Twojej głowie pomoże Ci przytępić ostrze strachu.
Możesz mieć opory przeciwko przyjęciu tego pomysłu, ponieważ nie chcesz obciążać swoich przyjaciół. Czy jest to w porządku w stosunku do nich? Gdy przyjaciółka zwierza Ci się ze swoich problemów, jak się wtedy czujesz? Zaryzykuję twierdzenie, że dobrze. Dlaczego odmawiać przyjaciołom prawa do bycia przyjaciółmi? Kathy opowiadała mi kiedyś o swoich oporach przed obciążaniem przyjaciół. Pewnej nocy mąż tak jej dopiekł, że wpadła w histerię i wyrzuciła z siebie wszystko u swojego przyjaciela Kena. Gdy skończyła, poczuła ogromną ulgę ale zaniepokoiła się jak on na to zareaguje: „Jak się poczułeś, gdy opowiedziałam Ci o tym wszystkim? – spytała – Czy czułeś, że wieszam się na Tobie? Właściwie co czułeś?” Jego reakcja była prosta: „Sprawiłaś, że poczułem się ważny”.
Dlaczego nie dać komuś szansy na poczucie się kimś, jeśli pomoże to także i Tobie. Tylko wybierz swoją powiernicę mądrze. Może to będzie jedna z kobiet, poznanych na mitingu w Al-Anon, który Ci proponowałam. Taka osoba będzie zarówno szanować Twoją prywatność jak i zrozumie Twój problem.
Po drugie – przyjrzyj się swoim lękom i oddziel od siebie te rzeczywiste od tych wyobrażonych. Z aktywnym alkoholizmem możesz żyć tylko w chwili obecnej. Nie możesz zajmować się jutrem. Musisz skoncentrować się na przejściu przez każdy dzień. Jeżeli z niezupełnie jasnych dla Ciebie powodów bardziej obawiasz się żyć bez męża niż żyć z nim, zaakceptuj to jako fakt istniejący, teraz, na dzisiaj. Nie zaprzeczaj swoim uczuciom, ani nie oceniaj ich stosowności. Zaakceptuj fakt, że się obawiasz. Zaprzeczanie uczuciom to strata energii. Nie masz energii do stracenia i nie możesz odrzucić obaw siłą woli. Będą one powracać. Przyznaj się sobie: „Tak, obawiam się. A teraz – co zamierzam z tym zrobić?”
Może obawiasz się o swoje życie. Wiele kobiet, które doznały fizycznych obrażeń, to ofiary zachowań pod wpływem alkoholu. Chociaż nie wszyscy alkoholicy są brutalni i nie wszyscy brutalni ludzie są alkoholikami, pobite żony przyznają zazwyczaj, że „wypił parę kieliszków”. Jeżeli masz w domu do czynienia z przemocą lub z groźbą przemocy, to bardzo ważne jest zrobienie kilku rzeczy.
Przede wszystkim, jeśli jest w stosunku do Ciebie brutalny, przestań go usprawiedliwiać. Nie zasłużyłaś sobie na to. Może sprowokowałaś, ale nie zasłużyłaś na to. Fakt, że jest mu przykro i obiecuje, że nigdy więcej się tak nie zachowa, nie załatwia sprawy, nawet jeżeli pamięta co zrobił. Jesteś człowiekiem. Takie zachowanie jest nie do zaakceptowania. Powiedzenie: „Jeżeli nie powiedziałabym tego, nie postąpiłby tak” nie załatwia problemu. Zachowałby się tak albo nie, to on ponosi odpowiedzialność za swoją brutalność. To jego wina. A Ty możesz tylko przyjrzeć się, co z Twojej strony wywołało atak.
Dyskutowanie z nim, gdy jest pijany to szukanie guza. Nie ma wtedy miejsca na argumentację. Pamiętaj, że dyskutujesz z alkoholem. Wymyślanie mu wyprowadzi go z równowagi. Może doprowadzić do uderzenia Cię, gdy ma agresywne skłonności. Nawet jeśli nie będziesz dolewać oliwy do ognia, znajdzie i tak dosyć własnych powodów.
Nie spodoba mu się to, że pracujesz nad staniem się w pełni osobą. Ludzie zbratani z manipulowaniem bardzo boją się zmian u osób z najbliższego otoczenia. Będzie próbował wessać Cię z powrotem. Utrzymywanie się na własnym gruncie może z początku spowodować więcej kłopotów, lecz gdy rozwiniesz się, będziesz umiała stawić czoła każdej sytuacji.
Alkoholicy są bardzo wrażliwi na ton. Jeżeli powiesz: „Idę spać”, a pomyślisz: „Idę spać, ty draniu” – zareaguje tak, jakbyś powiedziała to, co naprawdę myślisz. Nie podejmuj też gier z sobą samą: „Powiedziałam tylko…” Możesz w ten sposób oszukać wielu ludzi, może nawet siebie, ale nie oszukasz swojego alkoholika. Jest na to bardzo wyczulony.
Istnieją dwa sposoby pracy nad tą sprawą. Pierwszy to uświadomienie sobie, że naprawdę zła jesteś na chorobę, a Twój mąż jest bardzo chorą osobą. Gdy to zaakceptujesz, nie będziesz ziała nienawiścią, którą on mógłby się karmić. Wiele kobiet mówiło mi, że gdy w końcu były w stanie zaakceptować na poziomie emocjonalnym fakt, że alkoholizm jest chorobą – przemoc ustała. W Twoim wypadku może tak być lub nie, ale z pewnością warto spróbować.
Drugi sposób to czytać na temat tej choroby wszystko, co się da, chodzić na mitingi Al-Anonu i rozmawiać o niej z innymi ludźmi, którzy ją rozumieją i przeszli przez to samo. Będą pełni zrozumienia, ale nie zaoferują Ci litości. Pozwolą Ci wyrzucić to z siebie i podzielą się z Tobą swoim doświadczeniem. Pomoże Ci to zmniejszyć strach i uchroni od źle kierowanej złości.
Jednocześnie pamiętaj, że możesz zrobić także inne rzeczy.
1. Możesz zawiadomić policję. Policja nic nie zrobi, dopóki nie będziesz chciała wnieść oskarżenia, ale mogą uspokoić go na jedną noc. Bądź ze sobą szczera rozważając tę możliwość. Czy możesz to zrobić, czy też bardziej niż o swoje bezpieczeństwo obawiasz się o jego reputację, albo o to, że straci pracę, albo o to, co pomyślą sąsiedzi? Możesz się tego obawiać. Wielu kobietom wezwanie policji pomaga, a inne są niezdolne do zrobienia tego.
Możesz chcieć zadzwonić, ale on nie pozwala Ci zbliżyć się do aparatu, albo wiesz, że wyrwie kabel z gniazdka, jeśli spróbujesz wykręcić numer. To także bardzo realna możliwość. Możesz poprosić kogoś, kogo znasz i komu ufasz, żeby zadzwonił do Ciebie i jeżeli powiesz, że sytuacja wymknęła się spod kontroli, to wtedy ta osoba zadzwoni na policję.
2. Nigdy nie zostawaj w miejscach, z których nie możesz wyjść. Nie pozwalaj na złapanie się w pułapkę. Miej pomiędzy sobą a nim drzwi i bądź przygotowana na wyjście, jeżeli będziesz musiała.
Pomyśl o tym, co zrobisz, gdy opuścisz dom. Bądź przygotowana na to, gdy przyjdzie taka chwila. Czy masz koleżankę, do której możesz się zwalić o każdej porze dnia i nocy? Czy istnieje schronienie dla kobiet w Twojej okolicy? Dowiedz się. Czy działa gorąca linia krzywdzonych żon? Zadzwoń do miejscowej poradni zdrowia psychicznego i dowiedz się.
Twój problem nie będzie im obcy. Poproś o radę. Czy są miejsca do których możesz pójść? Zbierz odpowiednią ilość pieniędzy i miej je w łatwo dostępnym miejscu, abyś mogła spędzić noc w motelu, jeżeli będziesz musiała. Zaplanuj wszystko z góry, tak żebyś nie znalazła się na ulicy, nie mając dokąd pójść, poza powrotem do domu.
Co z dziećmi? Czy zabierze się do dzieci, gdy Ty wyjdziesz? Wiele kobiet zostaje i znosi wszystko, żeby ochronić dzieci. Są także inne możliwości. Jedna, to zabranie dzieci ze sobą. Jest prawdopodobne, że nie śpią. Jeżeli nie możesz zabrać ich ze sobą, zadzwoń z najbliższego aparatu na policję i powiedz co się dzieje, żeby mogli pomóc Ci wydostać dzieci. Jeżeli dzieci są wystarczająco duże, porozmawiaj z nimi wcześniej, tak żebyście mieli jakiś plan na wypadek sytuacji, w której dojdzie do przemocy. Nie chodzi o to, aby je straszyć, lecz byście wszyscy byli przygotowani. Taka rozmowa będzie przygnębiająca, ale także uspokajająca. Jest to bardzo nieprzyjemna sprawa do rozważenia, ale taka też jest cała ta sytuacja.
3. Zorientuj się w swoich prawach. Są one różne w różnych stanach. Zadzwoń do adwokata albo do punktu porad prawnych. Będzie Ci potrzebna informacja o tym, jakie kroki prawne możesz podjąć, żeby ochronić się przed przemocą fizyczną. Twoja sytuacja wcale nie musi być tak ponura jak myślisz. Jej znajomość pomoże Ci realistycznie ocenić całą sytuację. Najlepiej porozmawiaj z prawnikiem, który zna się na alkoholizmie i rozumie alkoholików. Kogoś takiego może Ci polecić Krajowa Rada d/s Alkoholizmu. Jeżeli nie, skierują Cię stamtąd do kogoś odpowiedniego. Albo spytaj kogoś, kto należy do AA lub Al-Anon. Nie zobowiązuje Cię to do niczego. Możesz nie być gotowa aby tam zadzwonić, ale miej numer pod ręką, by – gdy do tego dojrzejesz – móc zadzwonić natychmiast.
Pamiętaj, że decyzja o życiu na co dzień z przemocą należy do Ciebie. Jeżeli teraz nie czujesz się dość silna, żeby zbadać inne możliwości, to tym bardziej powinnaś pracować nad sobą, aby doprowadzić do sytuacji, w której będziesz mogła dokonać wyboru. Na razie możesz bardziej obawiać się samotności niż pozostania. On także ma w tym swój udział. Wzmacnia wszystkie Twoje wątpliwości. Wierzysz mu gdy obiecuje, że to się nigdy nie powtórzy. Wierzysz, bo chciałabyś, aby się nigdy nie powtórzyło. Czujesz się tak izolowana. Mówienie o tym co zaszło sprawia Ci kłopot i czujesz się zakłopotana, gdy ktoś Cię widzi. Nie chcesz czuć się zmuszona do odpowiadania na pytania.
Jeżeli po zapoznaniu się z propozycjami, które tu Ci wyłożyłam nadal czujesz się zastraszona i nie ma w Tobie nadziei, chciałabym zachęcić Cię do porozmawiania z kimś obeznanym z tym szczególnym problemem i ze sposobami radzenia sobie z nim. Skorzystaj z gorącej linii krzywdzonych żon i dowiedz się, gdzie i jak można otrzymać pomoc. Nie musisz się przedstawiać. Nie jest to prosty problem i odpowiedź nań też nie jest prosta. Zasługujesz na lepsze traktowanie i musisz w to uwierzyć. Potrzebna Ci jest także wiedza o tym, co trzeba zrobić, żeby Cię lepiej traktowano. Jeżeli sama będziesz wiedziała jak to zrobić – osiągniesz to. Pomoc jest dostępna, skorzystaj z niej.
Inna Twoja obawa może dotyczyć tego, że on zabije się sam albo, że kogoś zabije. To ewentualność, na którą nie masz żadnego wpływu. Nie jest ona jednak też zupełnie nierealna. Z pewnością mieści się w ramach prawdopodobieństwa. Zadaj sobie takie pytania jak np: „Na ile wystarczy mi suma ubezpieczenia, którą wypłacą mi po jego śmierci? Czy jestem przygotowana, aby zostawić dom i pójść do pracy, jeśli będę musiała?”. Jeżeli nie masz żadnego zawodu, może warto zastanowić się nad zdobyciem jakichś kwalifikacji. To nie tylko sprawi, że będziesz się mniej bała, ale także zajmie Twój umysł czymś innym i wyrwie Cię z domu.
Praca społeczna może być dobrym rozwiązaniem, jeżeli brak Ci jeszcze odwagi aby poszukać etatowego zatrudnienia. To już jakiś krok, krok w kierunku stania się osobą samodzielną. Potrzebne Ci jest poczucie, że potrafisz dać sobie radę sama. Nigdy nie możesz polegać na tym, co zależy od Twojego męża.
Susan rozbiła samochód i wylądowała w szpitalu. Lekarz zbadał ją, założył szwy i powiedział, żeby zadzwoniła po męża, aby odwiózł ją do domu. Mogłaby zadzwonić, ale wiedziała, że on będzie pijany i niesympatyczny. Zadzwoniła i okazało się, że mąż jest zły, że jej jeszcze nie ma i nie przygotowała mu obiadu. Więc zadzwoniła po taksówkę. Od początku była na to całkowicie przygotowana. Nie zaprzeczała rzeczywistości swojego życia i automatycznie potrafiła nawet w takich warunkach dać sobie radę sama.
Nauczysz się tego, by liczyć na siebie. Nauczysz się tego, na kim możesz polegać, a na kim nie. Nauczysz się tego, by nie oczekiwać od innych zbyt wiele. Jest się wówczas mniej podatnym na zranienie. Nie tak łatwo będzie Cię dotknąć. A im trudniej będzie Cię zranić, tym mniej będziesz się bała.
Nauczysz się kontrolować swoje siły życiowe. Nie będziesz dawała Twojemu mężowi możliwości wpływania na to, jak się czujesz. Będziesz potrafiła dokonywać wyboru sama.
ZŁOŚĆ
Złość to bardzo potężne uczucie. Może być skierowane do wewnątrz i wtedy zżera Cię od środka, albo może być skierowane na zewnątrz i wtedy ryzykujesz, że on Cię sponiewiera. Jest to straszny wybór. Są jednak i inne możliwości.
Jeżeli naprawdę przyjmiesz, że Twój mąż jest chory, będziesz na niego mniej zła. Wciąż będzie Cię złościła Twoja sytuacja, ale nie on. Zaprzeczanie tym uczuciom jest oszukiwaniem siebie. One nie odejdą. Złość jest formą energii. Wiemy z fizyki, że wytworzona energia nie może zniknąć. Może jednak zmienić formę.
Tak więc, co robisz z tą energią? Pozbywasz się jej. Możesz się jej pozbyć w sposób konstruktywny. Możesz wybrać jazdę na rowerze. Gimnastyka też będzie dobra. Wyszoruj podłogę w kuchni. Będziesz szczęśliwa, że masz już to za sobą. Znam kobietę, która z wściekłości pomalowała całe mieszkanie. Gdy skończyła, złość się rozwiała, a dom wyglądał wspaniale.
Jeżeli nie możesz spać – ponieważ trzymał Cię do późna na nogach i jesteś zbyt wzburzona, żeby odprężyć się teraz, gdy stracił przytomność, dlaczego nie zrobisz prania? Prześcieradła nie wiedzą, czy są składane o trzeciej w nocy, czy o trzeciej po południu. Nancy kiedyś powiedziała: „Pamiętaj, nie trać czasu. Korzystaj z niego. Będziesz jutro zbyt zmęczona, żeby zrobić to, co zaplanowałaś. Tak więc zrób to teraz, a odpoczniesz jutro”. Ma to duży sens. Nie żyjesz w normalnej sytuacji, więc ważne jest abyś potrafiła być elastyczna.
Żony alkoholików muszą być elastyczne. Planowanie z wyprzedzeniem jest przyjemne, ale nie licz na realizację tych planów, jeśli jest w nie włączony Twój mąż. Możesz być pewna podążania za nimi tylko wtedy, gdy polegasz wyłącznie na sobie. Może zaproponował Ci pomoc w zakupach. Jeżeli uznasz, że to coś więcej niż tylko wyrażenie pozytywnych intencji, ryzykujesz rozczarowanie i poczucie zranienia. Jeżeli potraktujesz to jako osobistą obrazę albo wściekniesz się na tego niesolidnego sukinsyna, to wybuchniesz tymi uczuciami. Czy pomyślałaś, że najbardziej zła powinnaś być na siebie? W końcu to Ty sama się tak nastawiłaś.
Wiesz o tym. Za każdym razem, gdy jesteś zła – bo oczekujesz od pijanego, że zachowa się jak człowiek trzeźwy – jesteś zła na siebie.
Nie osądzaj się zbyt surowo. Błąd – rzecz ludzka. Po prostu spróbuj nie powtarzać wciąż tych samych błędów. Pamiętaj o zaufanej przyjaciółce. Rozmowa z nią może pomóc Ci zneutralizować złość. Jeżeli Twoja przyjaciółka także żyje z alkoholikiem, będzie wiedziała jak się czujesz. Nie zostaniesz z tym sama. Oczywiście, może będziesz musiała poświęcić tyle samo czasu na wysłuchanie jej żali, ale na tym przecież polega przyjaźń.
Innym sposobem poradzenia sobie ze złością jest pozostanie z nią w kontakcie, gdy jest to jeszcze możliwe. Gdy coś się pojawia, a Ty reagujesz negatywnie, odczuwa się to zupełnie inaczej, niż gdy dusisz to w sobie przez cały dzień. Tak jest z każdą interakcją z drugą osobą. Może być także tak, że usłyszałaś nie to, co zamierzano powiedzieć. Nawet w bardziej typowych relacjach różni ludzie widzą te same sprawy inaczej. Wygląda to dużo gorzej w relacjach, gdzie percepcja jest zaburzona przez działanie środka chemicznego.
Czasami możesz sobie po prostu dać spokój. Innym razem nie jesteś w stanie odpuścić i ważne jest dla Ciebie to, aby doprowadzić rzecz do końca. Zrób to, zanim wpadniesz we wściekłość i gdy on nie jest pijany. Może nie osiągniesz zadowalającego efektu, ale wyrażanie własnych uczuć pomoże Ci. Pamiętaj, że jeżeli spodziewasz się jakiejś reakcji męża, możesz się rozczarować, ale wyrażenie swoich uczuć będzie dla Ciebie dobre. „Przykro mi, że powiedziałeś…” Wyrażaj się w kategoriach „ja czuję”, a nie „ty zrobiłeś”. Pamiętaj, że wyrażasz własne uczucie, a nie oskarżasz go. Jeżeli będziesz o tym pamiętać – i jest to Twój rzeczywisty zamiar – poczujesz się lepiej po powiedzeniu tego, co leży ci na sercu. Wiem, że to Cię przeraża, ale niebiosa się nie rozstąpią i piorun Cię nie porazi. Niezależnie od tego, jak zostanie przyjęta Twoja wypowiedź, zrobiłaś kolejny krok w kierunku utwierdzenia siebie jako osoby mającej swoje prawa i uczucia.
Może pomoże Ci to także trochę lepiej zrozumieć swojego partnera. Jego myślenie może być nie do pojęcia, ale może nie chciał celowo Cię dotknąć. Jesteś tak przyzwyczajona do tego, że Cię poniża, iż na wszystko reagujesz w ten sam sposób. Nie ma nic niezwykłego w tym, że osoba niepewna poniża innych po to, żeby lepiej myśleć o sobie. Może nawet przenosić na Ciebie negatywne uczucia, które żywi do siebie. Istnieje także możliwość, że czasami gdy Cię krytykuje może mieć rację.
Ważne jest także spokojne przyjrzenie się sobie. To zbyt wygodne winić za wszystko alkoholika i uważać, że jest się doskonałym. Dopóki on zachowuje się w sposób skandaliczny i nieodpowiedzialny, nie musisz zastanawiać się nad własnym zachowaniem. Z pewnością w porównaniu z nim jesteś jak lilia. Ale czy nie oszukujesz siebie? Przecież czasami sama ustawiasz się wobec niego tak, żeby wyglądać jak ciężko cierpiąca żona, związana z bezmyślnym łobuzem.
Carol opowiadała mi, jak kiedyś przez ponad półtorej godziny przygotowywała mężowi jego ulubioną potrawę. Wszystko było gotowe na czas powrotu Kena, z lekką poprawką na relaks i przyjemną pogawędkę. Czy widzisz, jak Carol wyrastają tu skrzydła? Sama wiesz, co było dalej. Wrócił późno i był pijany. Carol czuła, że ma prawo dać mu za to. Jak mógł jej coś takiego zrobić? Po wszystkich tych przygotowaniach musiała jeść sama, poza tym jego porcja się przypaliła itd., itd. Carol szukała u mnie współczucia i zrozumienia. To zawsze jej daję, ale teraz szukała sympatii i zrozumienia dla swojego zachowania. Chciała, żebym pochwaliła ją za to, że broniła swojego, i że powiedziała mu co myśli. Ale nie pochwaliłam jej. Nie pochwaliłam, ponieważ złość Carol była nieusprawiedliwiona. Jedyną osobą, na którą powinna być zła jest ona sama. Uzależniła swoje plany od męża. Wiedziała, że nie można zakładać, że wróci do domu na czas. Jest przecież alkoholikiem. Tak więc, nie jest w porządku, że pozwoliła mu na to zobowiązanie. To tak, jakby chciała znaleźć usprawiedliwienie swojego wybuchu złości, wynikającego z tego, że mąż jest chory. On nic na to nie poradzi, że jest chory. Ona ma prawo być zła z powodu tej sytuacji. Jest to sytuacja wstrętna i obrzydliwa. Ale przyjrzyj się, czemu się złościsz? Złościsz się z powodu swojej sytuacji. Prawdopodobnie jesteś zazdrosna o cudowne małżeństwa wszystkich innych ludzi. Wszyscy, oprócz Ciebie, mają mężów jak Paul Newman. To Cię złości. Jesteś zła, ponieważ jesteś zazdrosna. Powiem Ci coś w tajemnicy. Nie tylko pary, w których jedno z małżonków jest alkoholikiem mają problemy. Inni ludzie też je mają. Niektóre z nich są równie poważne. Nie przemieszczaj swojej złości… To znaczy, nie kieruj na męża złości, która mu się nie należy. Nie będziesz czuła się lepiej, zachowując się w ten sposób. Sprawdź swoje motywy. Twoje myśli także się plączą. Musisz umieć oddzielić to, co jest, od tego, co chcesz, żeby było.
Inną sprawą, którą trzeba rozważyć jest to, czy dana uwaga lub zachowanie jest naprawdę warte Twojej złości. Właśnie po raz 738 nazwał Cię skończoną dziwką. Czy jest jakiś powód, aby na to odpowiadać? Czy jest jakiś powód, żeby się z tego powodu smucić lub złościć? To stara śpiewka. Po co robić wiele hałasu o nic? Warto jedynie zadać sobie pytanie: „Czy jest jakaś prawda w tym, co on mówi?” Jeżeli jest, możesz zastanowić się nad sposobem zmiany swojego zachowania. Jeżeli nie ma, to znaczy, że to tylko jego widzenie sprawy i rano nie będzie niczego pamiętał. Spytałam, czy wszystko co Cię złości jest warte poświęcenia energii, bo chcę wiedzieć, jak się czujesz, gdy jesteś zła. Czy naprawdę lubisz siebie, gdy się złościsz? Jeżeli tak, proszę bardzo, zostań z tym, ale jeżeli nic Ci to nie daje, dlaczego sobie nie odpuścisz? To nie znaczy, że masz patrzeć przez palce na wszystko, co Ci się nie podoba, tylko, że jesteś wystarczająco dojrzała, aby decydować, o co warto iść na noże.
Czasami powodem kurczowego trzymania się złości jest zgubienie perspektywy. Zaczęłam dzisiejszy dzień od awarii samochodu i półtorej godziny czekałam na samochód holujący, który obiecano przysłać w ciągu pół godziny. Nie muszę Ci mówić co czułam. Złość – to za łagodne słowo. Wściekłość. I nie mogłam okazać jej kierowcy samochodu holującego, ponieważ byłam od niego zależna i prawdopodobnie nie spóźnił się specjalnie po to, aby wyprowadzić mnie z równowagi. Przyjechałam do domu wściekła. Mój kot tylko spojrzał na mnie i natychmiast uciekł do piwnicy. Moja córka miała więcej odwagi i spytała co się stało. Powiedziałam jej. W swojej dwunastoletniej naiwności nie rozumiała, że ta historia z samochodem holowniczym była zaledwie częścią wielkiego spisku przeciwko mnie, i zapytała: „Czy możesz jakoś zmienić albo naprawić to, co się zdarzyło?” Cholernie roztropne dziecko. „Nie”. Dalej chodziłam po pokoju. „No to dlaczego nie zaczniesz dnia właśnie od tej chwili?”. Cóż za wspaniała myśl. Dlaczego o tym, kiedy zaczyna się mój dzień ma decydować zegarek? Przeżyłam godziny bogate w wydarzenia, ale mogłam rozpocząć dzień od nowa. I tak właśnie zrobiłam. I poczułam się inaczej. Zniknęło poprzednie uczucie złości, a pozwoliłam aby wypełniła mnie miłość do dziecka, które z nieskończoną mądrością, posiadaną tylko przez dzieci, dało mi dzień. Ty także możesz zacząć swój dzień w dowolnie wybranym momencie. Możesz zacząć o ósmej, albo o piątej, kiedy tylko zechcesz. Daruję Ci go tak, jak dała mi go Lisa.
To prawda, że masz bardzo trudną sytuację, aby uczciwie zająć się swoją złością. Twój mąż jest chory, a to nieładnie złościć się na chorego. Nie można go pociągnąć do odpowiedzialności za jego zachowanie. A jednak się wściekasz. Tak naprawdę, to jesteś wściekła na sytuację, w której się znalazłaś, ale oddzielenie sytuacji od osoby jest prawie niemożliwe. W końcu to on sam ordynuje sobie ten środek chemiczny. Nie robi tego ktoś inny, tylko on sam. Wiesz także, że jest to całkiem nierealistyczne spojrzenie, ponieważ przymus jest częścią choroby. Niemniej jednak gdyby własną dłonią nie uniósł tego kieliszka, nie upiłby się, a Ty nie żyłabyś w tej okropnej sytuacji. Naprawdę jesteś zła. Najtrudniejsze jest rozładowanie tej złości. Nie twierdź, że nie ma w Tobie złości. Znajdź takie sposoby skanalizowania jej, które będą dobre dla Ciebie. W końcu znaczna jej część Cię opuści i zaczniesz czuć większy spokój wewnętrzny i bardziej współczuć mężowi – alkoholikowi. Przyjdzie to z czasem, wraz z postępującym rozumieniem i szczerą oceną siebie.
Jest to obszar coraz większego zainteresowania kobiet żyjących w małżeństwie z alkoholikiem. Nie wiem, czy jest to nowy problem, ale gotowość do otwartej dyskusji na jego temat jest nowa. Kobiety zaczynają uświadamiać sobie, że mają potrzeby seksualne, pragnienia i prawa, tak samo jak mężczyźni. Kobiety zaczynają zdawać sobie sprawę, że nie są czyjąś własnością, tylko partnerkami. Uświadamiają sobie, że nie muszą robić tego, czego nie chcą, a mogą robić tylko to, co chcą. Jest to coś zupełnie nowego i muszę przyznać, że strasznie mi się to podoba.
Ważne jest, żeby o tej sferze próbować myśleć jasno, tak jak i o wszystkich innych. Seks jako temat komplikuje się bardzo szybko. Na tym obszarze, tak jak i na innych, zdecyduj co jest dobre dla Ciebie i trzymaj się tego. Jeżeli masz satysfakcjonujące życie seksualne – ciesz się nim. Jeżeli stwierdzisz, że jego zachowanie seksualne po pijanemu poniża Cię – nie ma żadnego powodu, żebyś mu ulegała. Bądź pewna, że robisz to, co robisz z właściwych powodów. Jeżeli odrzuca Cię, gdy czuć od niego alkoholem, ale poza tym nie – powiedz mu to. Najlepiej powiedzieć mu o tym wtedy, gdy nie jest pijany. Tylko tak jest w porządku.
Jeżeli nie pociąga Cię wcale, pewnie będzie próbował przerzucić odpowiedzialność za ten problem na Ciebie, tak jak i w innych dziedzinach. Prawdopodobnie nie masz ani mniej, ani więcej zahamowań seksualnych niż inne kobiety. Przeprowadziłam wiele szczerych i otwartych dyskusji z kobietami, które żyły z aktywnym alkoholikiem. Oprócz spraw dotyczących przemocy fizycznej i odpychającego odoru alkoholem, poruszane problemy są takie same jak w każdej innej grupie kobiet. Kobiety zaczynają akceptować to, że masturbacja też jest rozwiązaniem, że może nawet być pomocna w redukowaniu napięcia. Kobiety zaczynają akceptować także to, że stosunek seksualny nie jest jedynym sposobem, w który mężczyzna i kobieta mogą cieszyć się sobą.
Z wielu powodów myśli te stają się ważne w małżeństwie z alkoholikiem. Niewiele kobiet mających mężów alkoholików znajduje sobie kochanków. Ich poczucie własnego „ja” zostało tak bardzo naruszone, a ich poczucie siebie jako istoty seksualnej tak zachwiane, że uciekają one przed jakimkolwiek związkiem. Poza tym naprawdę kochają swoich mężów i nie mogłyby znieść poczucia winy, gdyby miały romans. Tak więc mają do wyboru masturbację lub brak jakiejkolwiek satysfakcji seksualnej.
Szukanie alternatywy dla stosunków seksualnych jest tak ważne dlatego, że wielu alkoholików staje się impotentami. Alkohol zwiększa pożądanie ale wydaje się, że zmniejsza zdolność do zaspokojenia go. Moja koleżanka powtórzyła mi komentarz, który przeczytała w książce o seksie dla ludzi w podeszłym wieku. Brzmiał on: „To, że nie możesz już biegać nie oznacza, że musisz przestać spacerować”.
Tutaj, tak samo jak w innych sprawach, spytaj siebie: „Czego chcę? Co jest dla mnie dobre?” Gdy na to odpowiesz, wszystko się ułoży. Podejmujesz decyzję za siebie.
Może zdecydujesz się ulegać mu, ponieważ wiesz, że gdy zostanie zaspokojony – zasypia i przez resztę nocy masz go z głowy. Gdy zaczyna się alkohol, kończy się romans. Seks, tak jak wszystkie inne obszary komunikacji w małżeństwie alkoholika staje się zaburzony. A Ty, tak jak we wszystkich innych sprawach, musisz skoncentrować się na sobie i na swoich potrzebach. Reagowanie na alkoholika w sferze seksu nie jest dla Ciebie lepsze niż w innych obszarach życia. Bądź ze sobą szczera. A książka ta pozwoli Ci właśnie poznać samą siebie.
Gdy lepiej zrozumiesz naturę choroby i z większą determinacją zechcesz wziąć się z rzeczywistością za bary, wiele innych symptomów współuzależnienia zniknie lub zostanie opanowanych.
Opiekuńczość, litość, nadmierne przejmowanie się nim, zyskują właściwe proporcje. Wiesz teraz, że Twoja opiekuńczość nie służyła mężowi. Umacniała jego chorobę i Twoją chorobę. Litość i nadmierne przejmowanie się nim także nie pomagają. Zdrowszymi i bardziej pomocnymi uczuciami, które możesz mu okazać jest współczucie i pełna uwagi troska. Współczucie niesie ze sobą zrozumienie, ale nie osłabia. Litość natomiast osłabia osobę, której się ją okazuje. Litować się nad kimś, to prawie tak jak powiedzieć mu, że nic nie może zrobić ze sobą, że taki po prostu jest, więc Tobie, jako osobie lepszej, bardzo go żal. Współczucie to uznanie trudności, wobec których stoi druga osoba, ale także ofiarowanie jej możliwości zrobienia czegoś z nimi. Nadopiekuńczość dusi nas i sprawia, że chcemy innych odepchnąć. W przypadku alkoholika daje mu to kolejny pretekst do picia. Uwaga, którą jedna ludzka istota okazuje drugiej jest przyjmowana jako troska i daje osobie będącej obiektem uwagi możliwość wyboru tego, co ma zrobić. Siłę zyskujemy dzięki miłości, o ile jest ona dawana bez przymusu. Wtedy zarówno dający jak i otrzymujący stają się bogatsi. Żadna z chorób nie jest wystarczająco silna, by zwalczyć potęgę miłości. Jest to najpotężniejsza broń na świecie. Jeżeli kocham Cię bez względu na to, co robisz, staję się lustrem, przez które możesz popatrzeć na siebie. Jeżeli nie odrzucam Cię i nie okazuję wrogości, lecz ciągle kocham, nie mogę służyć za usprawiedliwienie picia. Nie muszę udawać, że akceptuję zachowania, których zaakceptować nie można, lecz kocham Cię jako osobę. Nie lituję się nad Tobą ani nie chronię Cię przed Tobą samą. Zbyt mocno się o Ciebie troszczę, abym umacniała Twą słabość.
Na tej samej zasadzie nie będziesz już dłużej automatycznie chroniła go kłamstwem. Nie jest to już konieczne. Ważny jest Twój szacunek do siebie samej. Bierzesz za siebie odpowiedzialność i oznacza to, między innymi, że Twój mąż ma teraz możliwość wzięcia odpowiedzialności za swoją osobę. Twoje poczucie szacunku dla siebie, połączone z pragnieniem zaprzestania podtrzymywania choroby sprawia, że chronienie go staje się niepożądane. Jeżeli wybierasz kłamstwo, robisz to z pełną świadomością czynu i jego skutków. Jeżeli teraz kłamiesz, to nie dlatego, że musisz. Robisz to, ponieważ tak wybrałaś. To ogromna różnica.
Fałszywe nadzieje, rozczarowanie i euforia już nie będą roznosić Cię po ścianach. Nauczyłaś się, że jesteś jedyną osobą, która może być odpowiedzialna za swoje szczęście. Nie możesz zdać się w tym na inną osobę, ani nikt inny nie może tego oczekiwać od Ciebie. Masz w swoim ręku siebie i swoje szczęście lub nieszczęście. Pozwalasz innym ludziom uszczęśliwiać się lub unieszczęśliwiać. Nie jest to automatyczne. Gdy to zaakceptujesz, niespójne zachowanie Twojego męża będzie miało na Ciebie mniejszy wpływ. Mąż może Ci sprawić przyjemność lub rozczarować Cię tylko wtedy, gdy mocą swojej decyzji pozwolisz mu na to. Władza nad Tobą należy do niego tylko wtedy, gdy mu ją dasz.
Zamęt w znacznym stopniu minął. Jesteś teraz w stanie podjąć decyzję. Już nie próbujesz zrozumieć sposobu myślenia kogoś, kto jest pijany. Gdybyś mogła to zrobić, albo musiałabyś sama się upić, albo on musiałby wytrzeźwieć. Przestałaś już mówić mężowi, żeby myślał tak, jakby był trzeźwy. Teraz każesz sama sobie myśleć tak, jakbyś była przy zdrowych zmysłach. Sądzę, że prawdopodobnie jesteś.
Apatia, poczucie beznadziejności, litowanie się nad sobą, wyrzuty sumienia, rozpacz odsunęły się na dalszy plan. Przychodzą od czasu do czasu, jak do każdej ludzkiej istoty. Zdrowi ludzie także mają wzloty i upadki. Ale zobaczysz, że rzadziej popada się w skrajność i że po upadku łatwiej się pozbierać. Gail przyznała mi się kiedyś, że naprawdę lubi od czasu do czasu mieć porządną depresję. Naprawdę lubi poddać się jej, użalić się nad sobą i wycofać się ze świata. Ale wydziela sobie na te uczucia ograniczony czas. Mówi: „Pozwolę sobie smucić się aż do trzeciej, a potem się ubiorę, zajmę się dziećmi i zrobię to wszystko, co powinnam zrobić”. W jej wypadku to skutkuje. Szczególnie w tych dniach miesiąca, gdy człowiek czuje się fatalnie, w związku z fizjologią swojego ciała. Poddaj się depresji, ale przygotuj sobie drogę ucieczki. Czasami lepiej zafundować sobie lody z bakaliami, przezwyciężając depresję. Może to zaoszczędzić Ci gorszej hulanki później.
Patrzyłaś na siebie z różnych stron w związku z faktem uzależnienia Twego męża. Mówiłyśmy o różnych sposobach, które mogą pomóc Ci w przystosowaniu się i osiągnięciu pełni zdrowia. Najczęściej dotyczyły one polepszenia Twoich stosunków z mężem. Teraz zacznijmy mówić o polepszeniu Twoich stosunków z samą sobą.
Żeby w pełni się rozwijać jako osoba, trzeba znać siebie. Ważne, abyś wiedziała co myślisz, co czujesz i jaka jesteś. Nie miałaś zbyt wielu okazji, żeby przyjrzeć się sobie. Może teraz nadszedł czas, żeby się tym zająć.
Podam Ci listę cech, która pomoże Ci zorientować się we własnych wyobrażeniach o sobie. Nie ma tu dobrych i złych odpowiedzi. Jest to szansa, żeby poznać siebie trochę lepiej. Jeżeli uświadomisz sobie coś na swój temat, co Cię niespecjalnie cieszy, będziesz miała teraz możliwość wyboru. Możesz zdecydować się na pracę nad tą konkretną cechą. Nie ma tu piątek i dwójek. Jest to próba ukazania Ci przynajmniej fragmentu obrazu siebie.
Przez całe życie słyszymy twierdzenia w rodzaju: „Nie powinnaś czuć się w ten sposób”. Co za bełkot. Czujesz się tak, jak się czujesz. Jeżeli nie lubisz tych uczuć, możesz usiłować je zmienić, ale są one takie, jakie są. Nie zawsze możemy zachowywać się zgodnie z naszymi uczuciami, ponieważ stosowność zachowania jest ważniejsza. Mogę chcieć kopnąć w szczękę tego kierowcę samochodu holującego, ale nie mogę się w ten sposób zachować. Nie będę zaprzeczała swoim uczuciom.
Czasami nasze uczucia są bardzo silne. Bywa, że czuję się tak, jakby moje życie rozpadało się na kawałki. Gdy umiera ktoś, kogo kocham mój żal bardziej dotyczy mnie samej niż tej drugiej osoby. Wiem, że moje dzieci są na mnie złe, gdy choruję. Mogę nie potrafić zrzec się swoich obowiązków i wyjechać na Tahiti. Mogę wyrazić swój żal rodzinie i powiedzieć wszystko to, co mówi się w takim wypadku. Mogę nie uważać, że dzieci są niewdzięczne gdy jestem chora, ponieważ wiem, że zagrożone jest wtedy ich poczucie bezpieczeństwa. Ale nie muszę udawać, że czuję się inaczej niż rzeczywiście się czuję.
Gdy przyznaję, że chcę uciec na Tahiti, mogę usiąść i zastanowić się dlaczego. Może się przepracowałam, do czego mam skłonności. Mogę wówczas wypracować sposób zwolnienia tempa. Przyznanie się do tego uczucia może mi pomóc w rozwiązaniu. Wystawianie sobie ocen i mówienie sobie, że odpowiedzialni ludzie nie mają nieodpowiedzialnych myśli do niczego mnie nie doprowadzą.
Jeżeli uznam, że żal z powodu śmierci przyjaciela to żal nad sobą, mogę powtórnie rozważać piękno tej osoby i to, o ile jestem bogatsza przez to, że ją znałam. Mogę potem podzielić się tym bogactwem z jego rodziną i wszyscy możemy na tym skorzystać. Gdybym zdecydowała, że żal nad sobą jest egoistyczny i nie powinnam go odczuwać, nie wymyśliłabym, co dać ludziom, którzy także cierpieli równie mocno jak ja.
Gdybym nie przyznała, że moje dzieci mają prawo złościć się, gdy moja choroba zaburza im życie, mogłoby to jedynie wywołać moją złość i gorycz, podczas gdy naprawdę przecież potrzebuję odpoczynku, aby odzyskać siły. Jeżeli uznam ich złość i ich prawo do niej, to możemy szukać sposobów, które sprawią – gdy cała rodzina zabierze się do pracy – że wszystko pójdzie gładko. Dzięki temu dzieci będą mogły czuć się dumne ze swojego udziału i nie będą czuły się odsunięte. Nie muszą także czuć się winne z powodu swoich uczuć.
Listę cech, które chciałabym Ci przytoczyć, można znaleźć w książce Muriel James i Dorothy Jongeward Urodzeni zwycięzcy opublikowaną przez Addison-Wesley.
Przeczytaj szybko następującą listę cech. Użyj „ptaszka” przy tych cechach, które spełniają Twoje wyobrażenie o sobie. Postaw x przy tych, które nie dotyczą Ciebie, a znak zapytania przy tych, co do których masz wątpliwości.
– lubię siebie
– obawiam się zranienia przez innych
– można mi zaufać
– trzymam fason
– zwykle mówię to, co trzeba
– czuję się źle ze sobą
– jestem zniechęcona życiem
– nie lubię być z innymi ludźmi
– nie rozwinęłam swoich talentów
– cieszę się, że jestem kobietą
– boję się przyszłości
– jestem zależna od innych w myśleniu
– tracę czas
– korzystam ze swoich umiejętności
– myślę samodzielnie
– znam swoje uczucia
– nie rozumiem siebie
– czuję się osaczona
– dobrze wykorzystuję czas
– nie mogę utrzymać się w pracy
– wierzę sobie
– zwykle mówię nie to, co trzeba
– lubię ludzi
– nie jestem zadowolona, że jestem kobietą
– często robię niewłaściwe rzeczy
– jestem zaangażowana w rozwiązywanie problemów mojej społeczności
– ludzie lubią być blisko mnie
– jestem kompetentna w pracy
– ludzie mnie unikają
– nie interesują mnie problemy społeczności, w której żyję
– jestem zadowolona z pracy
– cieszę się przyrodą
– nie lubię pracy
– panuję nad sobą
– cieszę się sobą
– mam kłopoty z panowaniem nad sobą
– nie lubię siebie
Teraz spójrz na te cechy, które zaznaczyłaś. Czy jest w nich jakaś prawidłowość? Czy są one dobre dla Ciebie? Złe? I takie, i takie? Które z nich chciałabyś zmienić? Pomyśl o tym. Jak możesz zmienić te cechy, z których nie jesteś zadowolona? Jak możesz podtrzymać i rozwinąć te cechy, które Cię satysfakcjonują? Oba te pytania są równie ważne.
Jeżeli nie możesz powiedzieć, że lubisz siebie, to czy oznacza to, że nie lubisz siebie? Czy też, że nie myślałaś o sobie nawet tyle, żeby chociaż to wiedzieć? Co mogłabyś zrobić, żeby bardziej się polubić? Może zacząć od spraw podstawowych. Czy wystarczająco długo śpisz? Czy odżywiasz się właściwie? Czy dbasz o swój wygląd zewnętrzny? W jakich sytuacjach lubisz siebie? Co wtedy robisz? Dlaczego nie robisz tego częściej? Czy robisz to, co zaznaczyłaś na liście w tej książce? Jak możesz oczekiwać, że ktoś będzie Cię lubił, jeśli sama siebie nie lubisz?
Spójrz uważnie na te cechy i zobacz, co oznaczają one dla Ciebie. Spróbuj zawrzeć ze sobą mały kontrakt. Zadecyduj, że na przykład będziesz cieszyła się przyrodą. Potem wygospodaruj trochę czasu każdego dnia i rób to. Inny cel może odzwierciedlać hasło: „Nie będę martwiła się, że tracę czas. Postanawiam, że stracę godzinę każdego dnia, i nie będę czuła się z tego powodu winna”. Albo: „Będę pracowała w komitecie jakiejś organizacji społecznej”. Powoli zaczniesz lubić się coraz bardziej.
Odnajdziesz prawdziwe poczucie własnego ja. Staniesz się osobą samodzielną i Twoja pozycja w małżeństwie zmieni się.
Zmieni się z takiej, w której jesteś niszczona przez skutki alkoholizmu do takiej, w której będziesz stała mocno na własnych nogach i wchodziła w interakcje z mężem tylko w takim stopniu i w taki sposób, jaki jest dobry dla Ciebie. Wasz wzajemny związek będzie elastyczny, tak jak wszystkie inne zdrowe związki. Zdrowe związki zostawiają przestrzeń do oddychania. One nie duszą.
Aby stworzyć taki zdrowy związek, przynajmniej jeden z partnerów musi być zdrowy. Tylko Ty możesz zdecydować, czy Twoje zdrowie jest warte wysiłku. To, co Ci zaproponowałam, oznacza długą i ciężką pracę. Nie zmienisz się w ciągu jednej nocy, ale do tego stanu nie doprowadziłaś się przecież w ciągu jednej nocy. To nie będzie kosztowało Cię więcej wysiłku niż próby radzenia sobie z chorobą. Jest to jednak wysiłek innego rodzaju. Nowy. To, co znane jest zawsze bezpieczniejsze, bez względu na to, jak jest ponure. Co będzie, jeśli poznam siebie i odkryję, że naprawdę jestem okropna? Jest takie niebezpieczeństwo. Istnieje także niebezpieczeństwo odkrycia, że jesteś kimś wartościowym. Jest to równie zagrażające, ponieważ niesie ze sobą ciężar nowej odpowiedzialności. Wartościowi ludzie są z siebie dumni. Nie popadają w zachowania skazane na przegraną. Ich zadowolenie nie wynika ze współczucia, okazywanego im przez innych, ale z tego, co sami są w stanie zaoferować.
Gdy uwierzysz, że jesteś wartościową osobą, będziesz w stanie ofiarowywać to, czego sama potrzebujesz. Nauczysz się, że jedyną pewną drogą uzyskania miłości jest jej dawanie. Jedyną drogą zapewnienia sobie zrozumienia jest ofiarowanie zrozumienia innym. Jeżeli przejmujesz się innymi ludźmi, inni będą się przejmować Tobą. Jaki siew, taki plon. Nie musisz już wyłącznie reagować na to, co jest ci dawane, chyba, że tak wybierzesz, chyba, że uznasz, iż jest to dobre dla Ciebie. Możesz nie tylko działać, ale i reagować. Dostajesz z powrotem to, co dałaś. Masz tę moc. Daję Ci ją.