W drzwiach powitała ich Meg, zadowolona, że znowu ma ludzkie towarzystwo. Richard podniósł ją i przytulił.
– Powinienem się domyślić – powiedział ponuro. – Tu znowu jest zimno. Jak można trzymać biednego kota w takich arktycznych warunkach?
– Koty są bardziej wytrzymałe, niż myślisz – odcięła się Kate.
Richard uniósł brwi.
– Łatwo panią dotknąć, pani doktor?
– Łatwo – odparła, wchodząc do kuchni.
– Dlaczego?
– Bo muszę spędzać czas w twoim towarzystwie.
– Nikt cię nie zmuszał. – Posadził kotkę koło spodeczka, który Kate napełniła mlekiem. – Przecież jesteś zadowolona, że przyszedłem na kawę.
– Nie jestem…
– Mówisz o swojej głowie czy sercu?
Odwróciła się do zlewu. Chciała napełnić czajnik, ale z trudem trzymała go w dłoniach. Kiedy walczyła z kranem, Richard podszedł do niej od tyłu i objął, wysuwając ręce tak, że sięgnęły do zlewu. Jedną ujął czajnik, drugą odkręcił kran, a potem napełniony już wodą czajnik postawił na płycie.
Kate nadal nieruchomo stała przy zlewie. W napięciu czekała, aby znów podszedł do niej i objął w pasie, całując w kark, tuż przy linii włosów.
Oczy dziewczyny napełniły się łzami. Czuła się zupełnie bezradna. Nie potrafiła poradzić sobie ani ze swoimi uczuciami, ani z tym mężczyzną.
– Przestań się opierać – zamruczał jej do ucha.
– Pragniesz mnie tak samo jak ja ciebie.
Tak, krzyczało jej ciało. Na plecach czuła ciepło silnego męskiego torsu. Przeszyło ją pożądanie i nagle nogi ugięły się pod nią.
– Tak… – wyszeptała tak cicho, że nie usłyszałby tego, gdyby nie był aż tak blisko.
– Kate, zaufaj mi. To wszystko.
Przymknęła oczy i jęknęła. Ale nie był to jęk bólu. Poddała się. Zaufaj mu, podpowiadało jej serce. On ma rację. To śmieszne porównywać go z Dougiem. On jest zupełnie inny. Ten mężczyzna mnie kocha, pomyślała, a moje skrupuły mogą zabić tę miłość.
– Ile jesteś dłużna swoim rodzicom? – spytał, wolno wędrując wargami wzdłuż jej szyi.
Kate zesztywniała, bez przekonania próbowała się uwolnić z jego uścisku, ale chwycił ją mocniej i odwrócił twarzą do siebie.
– Musisz mi powiedzieć – przekonywał ją miękko.
– Musisz mi zaufać, bo inaczej nie będzie dla nas przyszłości. Gdzie nie ma zaufania, nie ma też miłości.
– Ale…
– Żadnych ale. Powiedz mi. – Pochylił się i musnął jej wargi pocałunkiem pełnym obietnic. – Zrzuć wreszcie ten pancerz.
Jemu się wydaje, że to jest takie proste, pomyślała. Podniosła wzrok.
I nagle, wszystko stało się proste. Wystarczyło, że spojrzała mu w oczy. Patrzył na nią z miłością, życzliwością i współczuciem. Pragnął, aby go pokochała, i dawał jej swoją miłość. Ten dar miał jednak pewną cenę – zaufanie. Zgodziła się na nią.
Westchnęła. Z tym westchnieniem opuścił ją nieznośny ból, jaki dusiła w sobie od dwóch lat, od czasu odejścia Douga. Pojęła nagle, że Richard jej nie zawiedzie i może mu zaufać.
Jego oczy wpatrywały się w nią wyczekująco. Wreszcie otworzyła się przed nim. Z twarzą ukrytą w swetrze opowiedziała mu o swoim małżeństwie, i o tym, co przeżywała, kiedy się ono skończyło. Nigdy dotąd o tym tak szczerze nie mówiła. Obnażyła wszystkie swoje słabości, wierząc, że nikomu ich nie ujawni.
Kiedy wreszcie skończyła, długo stali w milczeniu. Woda bulgotała w czajniku, a kot ocierał się o ich nogi.
– I co dalej, Kate? – spytał w końcu, unosząc jej mokrą od łez twarz, by spojrzała mu w oczy. – Powierzyłaś mi swoje sekrety, czy powierzysz i siebie?
Nie musiała nic mówić, jej oczy powiedziały wszystko.
Przyciągnął ją i pocałował. Zapomnieli o kotce, zapomnieli o całym świecie.
Rozdzielił ich dopiero swąd palącego się czajnika. Richard puścił ją i rozejrzał się wkoło nieprzytomnym wzrokiem. Zaklął cicho i zdjął czajnik z kuchni. Kate otworzyła puszkę z kocim jedzeniem.
Nagle znalazła się znowu w jego ramionach. Powoli zaniósł ją do sypialni i zamknął za nimi drzwi.
– Nie mam nic przeciwko kotom – zastrzegł się – ale nawet panna Souter zgodziłaby się, że muszą znać swoje miejsce.
– Myślę, że panna Souter byłaby zaszokowana, widząc co tu się dzieje. – Ciaśniej objęła go za szyję.
– Nie jestem… Nie zabezpieczyłam się…
– Nie bój się, kochanie, – W oczach Richarda pojawiły się wesołe błyski. – Ktoś z nas musiał być bardziej przewidujący.
– Czyżbyś planował uwieść mnie tej nocy?
– Oczywiście – przyznał spokojnie. – Planowałem to przez cały tydzień.
– Och, Richardzie! – Spojrzała na niego oburzona, lecz zaraz wy buchnęła śmiechem.
– Och, Kate – przedrzeźniał ją. Śmiech jednak zamarł mu na ustach, gdy pochylił się, by ją pocałować.
– Kate, moja najdroższa…
Po chwili byli już w łóżku i Richard powoli zdejmował z niej ubranie.
– Wiesz, chyba jestem bardzo przywiązany do tej spódnicy – powiedział, walcząc z zamkiem.
– To może jej nie zdejmuj – przekomarzała się. Po chwili zamek był rozpięty, a spódnica poszybowała w kąt pokoju.
– Tak jak kot, powinna znać swoje miejsce. – Roześmiał się. – A to na pewno nie jest jej miejsce – zapewnił, delikatnie pieszcząc uda dziewczyny. – Kate, jesteś taka piękna.
Wstał z łóżka i przez chwilę podziwiał jej nagość z pewnego oddalenia. Wkrótce jednak jego ubranie podążyło w ślad za jej spódnicą. Nagi przywarł do jej drżącego ciała i Kate z trudem powstrzymała okrzyk rozkoszy.
A kiedy połączyli się, było tak, jak być powinno: dwa ciała, jak dwie połowy stanowiące jedność. Poruszali się idealnie w tym samym rytmie i w gwałtownym crescendo wspólnie dotarli na szczyt. Kate nigdy w życiu nie przeżyła takiej ekstazy i nie wierzyła, aby jeszcze kiedyś mogło się to zdarzyć. Przylgnęła do niego tak, jakby bała się, że może go utracić, po jej twarzy płynęły łzy.
Richard delikatnie otarł słone krople.
– Łzy? – spytał czule.
– Nic na to nie poradzę – łkała. – Jestem taka szczęśliwa. Nie zasłużyłam…
Uciszył ją pocałunkiem, który trwał całą wieczność. Szczęśliwa, zapadła w sen.
Obudziła się nad ranem. Pierwsze nieśmiałe promienie słońca zaglądały przez okno. Kate, czując na plecach ciepło piersi Richarda, westchnęła z zadowolenia, a wtedy on otworzył oczy i przygarnął ją mocniej.
– Za wcześnie na pobudkę – powiedział rozespanym głosem i spojrzał na zegarek. – Szósta. I na dodatek sobota. Przychodnia dziś nie działa i całą noc nikt nie dzwonił.
– Nie kuś losu – szepnęła. Dotyk jego skóry był taki przyjemny! – Cieszyć się z braku telefonów to najprostszy sposób, aby za pięć minut ktoś zadzwonił.
– I tak byśmy nie pojechali – zapewnił Richard, głaszcząc ją po płaskim brzuchu. Jego dłoń powoli powędrowała dalej i głębiej, wywołując jęk rozkoszy u Kate. – Musielibyśmy odmówić, tłumacząc się zaręczynami…
– Chyba nie… – wyjąkała.
– Czyż nie tym właśnie się zajmujemy? – zdziwił się. A potem Kate zasnęła znowu. Gdy się obudziła, nie było go obok.
Oszołomiona wpatrywała się w pustą poduszkę i zastanawiała się, gdzie mógł zniknąć. Spojrzała na stojący koło łóżka budzik. Wpół do jedenastej! Wstała szybko pełna poczucia winy i powędrowała do kuchni.
Meg zerwała się ze swego miejsca przy kominku i powitała ją radosnym miauczeniem. Kate nie mogła uwierzyć własnym oczom. Ogień w piecu płonął, śniadanie było gotowe, a miska kotki pełna. Oparta o garnek z kaszą kartka głosiła: „Ktoś musi pracować na tym świecie, a ty, moja piękna, potrzebujesz więcej snu ode mnie. Kocham cię”.
Jak na pierwszy miłosny list nie brzmiało to zbyt poważnie, ale Kate przytuliła papier do policzka.
Co się z nią dzieje? To jasne, jest zakochana w nim po uszy. Chciał, żeby mu zaufała i tak się stało.
Spokojnie wypiła kawę, a potem wzięła długą kąpiel. Zapowiadał się cudowny dzień. On mnie kocha, powtarzała sobie raz po raz. Nieufność prawie zniknęła. Odsuwała od siebie wszelkie myśli o ogromnych wydatkach Richarda. Gdyby zaczęła o nich myśleć, znowu zakiełkowałyby w niej wątpliwości. Nie chciała tego. Nie wobec tego mężczyzny.
Minęła godzina i Richard nie pojawił się. Spojrzała na zegarek i uznała, że powinna pojechać do szpitala. Nawet jeśli już jest po obchodzie, powinna zobaczyć niektórych pacjentów. A może on tam będzie?
Ubrała się jak zwykle w dżinsy i obszerny sweter, i ruszyła samochodem w stronę miasteczka.
Mijając dom Richarda zwolniła. Pewno jest w szpitalu, pomyślała. Jednak z komina wydobywał się dym. Dostrzegła też jakiś ruch w oknie. Czyżby był w domu?
Zastanowiła się przez chwilę. Pewno jego mercedes nadal stoi przed pubem. Może trzeba go podwieźć?
Po chwili stała już przed drzwiami. Ledwo uniosła rękę, aby zapukać, a już drzwi otworzyły się na oścież. Stanęła w nich ładna, nie umalowana dziewczyna w domowym stroju. Uśmiechnęła się i wyciągnęła rękę do Kate.
– Proszę nic nie mówić – powiedziała ciepło. – Sama zgadnę. Pani doktor Harris?
– T-tak… – wyjąkała Kate. Musiała wyglądać na kompletnie zaskoczoną, bo dziewczyna wybuchnęła śmiechem.
– Dam głowę, że jesteś prawie tak zdziwiona jak Richard. – Chwyciła dłoń Kate i potrząsnęła nią. – Jestem Christy Blair.
– Christy Blair?
– Wejdź. – Gestem zaprosiła ją do domu. Na środku holu piętrzyła się cała góra bagaży. Zauważyła, jak Kate im się przygląda, i uśmiechnęła się szeroko. – Nie wybieram się z jedną walizką, kiedy zamierzam gdzieś zostać na stałe. – Skrzywiła się, owijając się ciaśniej podomką. – Richard powinien mnie ostrzec, że jest tu aż tak zimno. W Australii spodziewałam się innej pogody.
– Nie w zimie – odruchowo wyjaśniła Kate. Spojrzała na ręce Christy. Na lewej dłoni dostrzegła złotą obrączkę. – Czy pani… zamierza zamieszkać z Richardem?
– Oczywiście. – Ton wskazywał na to, że Kate powinna była się tego spodziewać. – Nie przyjechałam wcześniej, bo czekałam, aż Richard coś znajdzie. No i musiałam coś zrobić z naszym domem w Anglii, pełnym mebli i innych rzeczy. Ale kiedy zadzwoniłam do niego w zeszłym tygodniu, powiedział, że potrzebuje mnie już teraz. – Wymownie rozłożyła ręce. – Która dziewczyna potrafiłaby mu odmówić? Zostawiłam wszystko w rękach agenta i przyjechałam.
– Dzisiaj?
– Dzisiaj – przytaknęła. – Mój samolot przyleciał w środku nocy. Potem złapałam pociąg i w końcu taksówkę. – Uśmiechnęła się. – Chciałam zrobić Richardowi niespodziankę. Tak bardzo mi go brakowało…
– Wyobrażam sobie – mruknęła słabym głosem Kate. Nie wiedziała, co ma powiedzieć. Gardło miała suche jak pieprz, a do oczu napływały jej łzy. – Witamy w Australii – wydusiła wreszcie. – Przepraszam, że nie mogę zostać, ale muszę jechać do szpitala.
– Richard już tam jest – uprzedziła ją z uśmiechem Christy. – Cieszę się, że cię poznałam. Richard tyle mi o tobie opowiadał.
Kate nie pozostało nic innego, jak odjechać. Z trudem dotarła do samochodu. Christy żegnała ją machając ręką z werandy. Żebym się tylko nie rozpłakała, powtarzała sobie. Ona jest taka miła. Nie musi wiedzieć, jakiego drania poślubiła.
Poślubiła… Słowo to obijało się jej w głowie, sprawiając nieznośny ból. Znów przypomniała się jej niewierność Douga. Widziała dziewczynę raz, na lotnisku: urocza, roześmiana, z zachwytem wpatrująca się w jej męża.
Tak jak ja w męża Christy, pomyślała z goryczą.
Jakimś cudem zdołała wrócić do domu. Zaparkowała, oparła głowę na kierownicy i wybuchnęła płaczem.
Wreszcie uspokoiła się. Ból ustąpił miejsca najpierw chłodnej pustce, a później gniewowi. Jak on mógł coś takiego zrobić? Co chciał w ten sposób osiągnąć?
Jedną wspólną noc przed przyjazdem Christy? A może sądził, że będzie to trwało dalej? Powiedział nawet, że chce ją poślubić. Dobry dowcip. A ona złapała się na ten haczyk.
Jak on mógł tak bezczelnie kłamać?
To proste, odpowiedziała sobie, tacy mężczyźni uwielbiają ryzyko. Równie łatwo jak własnym, ryzykują życiem innych ludzi.
W tej chwili pragnęła tylko opuścić dolinę. Spakować swoje rzeczy i wyjechać. Zatrzymywała ją jedynie myśl o szpitalu. Szpital był potrzebny tutejszym ludziom i nie chciała być osobą, która zniszczy ich marzenie.
Zostanę do końca miesiąca, postanowiła, nawet gdyby miało mnie to zabić.
W końcu odnalazła w sobie dość siły, aby pojechać do szpitala. Mercedes Richarda stał przed jego domem na podjeździe, nie zwolniła jednak.
Szpital podziałał na Kate uspokajająco. Medycyna zawsze była balsamem dla jej duszy. Tu była potrzebna i mogła działać, zapominając o osobistych sprawach. Obejrzała nogi Berta i zmieniła mu opatrunek. Słuchając jego nie kończących się narzekań na krewnych, prawie zapomniała o Richardzie.
Prawie, ale nie całkiem. Tępy, dokuczliwy ból tkwił w niej cały czas.
Kiedy wychodziła już ze szpitala, jego samochód zatrzymał się przed wejściem. Spodziewała się, że doktor po prostu zignoruje ją, ale on ruszył w jej stronę uśmiechając się i machając ręką. W dżinsach, rozpiętej pod szyją koszuli, z rozwianymi włosami wyglądał na farmera. Patrzył na nią z miłością. Na ten widok zaparło jej dech w piersiach. Tak bardzo go kochała… Jak mogła być laka głupia.
– Kate! – zawołał.
– Słucham? – odparła lodowatym tonem.
Zatrzymał się i spojrzał na nią zaskoczony.
– Kate, kochanie, co się stało? – spytał ciepłym tonem.
– Nie mów tak do mnie! – wybuchnęła. – Byłam na tyle głupia, żeby uwierzyć, że cię kocham, lecz nie jestem aż tak głupia, aby nadal kontynuować ten związek.
Richard mocno chwycił ja za ramiona.
– O co chodzi, Kate? Co się dzieje?
Odepchnęła jego ręce.
– Za kogo ty mnie masz? Za dziwkę bez zasad?
– krzyczała bez opamiętania. – Spotkałam dziś Christy. Jeśli myślisz, że zamierzam z tobą romansować pod bokiem twojej żony… – głos jej się załamał.
– Żony? – Richard patrzył na nią, jakby postradała zmysły.
– Zony! – Kate z wściekłością otarła łzy. – Od początku wiedziałam, że jesteś taki sam jak Doug. Jeśli myślisz, że będę spokojnie przyglądała się, jak oszukujesz swoją żonę… Jeśli myślisz…
– Nie jestem żonaty. – Głos Richarda podziałał na nią jak kubeł zimnej wody. Przestała histeryzować. Spojrzała i w jego oczach dostrzegła chłód i złość.
– Ale… przecież Christy…
– Christy jest moją siostrą. Dziś rano przyleciała z Anglii.
– Ale… – Kate z trudem łykała łzy. – Ona jest mężatką…
– Nie bardziej niż ja jestem żonaty. – Głos Richarda był pełen pogardy. – Myślałem, że zaufała mi pani. Byłem głupcem.
– Richardzie… – Kate była przerażona. A jeśli to, co mówi, jest prawdą? Co ona najlepszego narobiła…
– Richardzie…
– Panie doktorze! – Z budynku wyjrzała pielęgniarka. Spojrzała na nich i zawahała się, jakby czując, że dzieje się tutaj coś złego. Richard odwrócił się do niej.
– Słucham, siostro?
– Dzwoni mama Sophie. Chciałaby z panem porozmawiać. Czy mam jej powiedzieć, żeby zadzwoniła później?
– Już idę. – Nie patrząc na Kate, wszedł do szpitala. Kate stała jak rażona gromem. Na przemian robiła się biała i purpurowa. To, co zobaczyła na twarzy Richarda, powiedziało jej jaśniej niż jakiekolwiek słowa, że zabiła ich miłość. Prosił ją o zaufanie, a ona odpowiedziała mu najgorszym oskarżeniem. Zamknęła oczy i modliła się, aby ziemia ją pochłonęła. Nie nastąpiło to jednak i kiedy znowu je otworzyła, nadal stała na parkingu przed szpitalem. Sama.
– I tak już zostanie do końca życia – wyszeptała. – Ty głupia kretynko.