Rozdział 9

W recepcji, za błyszczącym kontuarem, siedziała skulona Bella. Na widok Kate poderwała się i podeszła do niej.

– Witam w pracy. – Bella była wyraźnie zdenerwowana i spoglądała na zegarek. – Mamy jeszcze chwilę czasu – powiedziała. – Pani Larkin z małym Davidem są już w gabinecie lekarskim. Jego karta leży na biurku.

Kate z trudem powstrzymała okrzyk zdziwienia. Była tu przedtem i pamiętała nie zagospodarowane wnętrze z gołymi ścianami. Teraz znalazła się w eleganckiej, ciepłej, małej przychodni, z poczekalnią pełną pacjentów. Wszystko zostało przemyślane w najdrobniejszych szczegółach. Była nawet nisko zawieszona tablica, na której dwoje dzieci sprawdzało właśnie swoje artystyczne zdolności, rysując kredą.

Oczy wszystkich, poza małymi artystami, wlepione były w Kate.

– Jesteśmy z was dumni – odezwał się starszy mężczyzna z kąta. Kate poznała Sama, brata Berta Kinga.

– Czy jesteście prawdziwymi pacjentami, czy to tylko przedstawienie? – zapytała ostrożnie Kate. Wszyscy wybuchnęli śmiechem.

– Naprawdę jesteśmy pacjentami – odparł Sam King. – Ale Bella powiedziała nam, żebyśmy przyszli trochę wcześniej i usadziła nas tak, żeby tamci zobaczyli, że rzeczywiście was potrzebujemy.

Kate pokręciła głową. W tym momencie rozległ się odgłos podjeżdżających samochodów i Bella pociągnęła ją do gabinetu z tabliczką „Dr Harris”. Pani Larkin czekała w środku.

– Potrzebny jest mi fartuch – wyszeptała przerażona Kate. Spojrzała na swoją suknię. – Nie mogą mnie w tym zobaczyć.

Bella złapała wiszący na drzwiach fartuch i pomogła jej się ubrać. Kate chciała się pozapinać, ale okazało się, że nie ma guzików.

– Co się stało z guzikami? – spytała podejrzliwie.

– Odcięłyśmy je – wyznała Bella. – Uznałyśmy z Nan, że tak będzie lepiej. Profesjonalnie, a jednocześnie widać pani śliczną sukienkę.

– Ale ja chcę się zapiąć – warknęła Kate.

Bella pociągnęła ją gwałtownie w stronę krzesła za biurkiem.

– Nie zdążę teraz przyszyć guzików – powiedziała. – Do zobaczenia. – I wyszła szybko, zamykając za sobą drzwi.

Kate uśmiechnęła się słabo do pani Larkin. Ku jej zaskoczeniu David naprawdę potrzebował pomocy; miał ostrą infekcję ucha. Dziecko miało wysoką temperaturę, źle wyglądało i było apatyczne. Pomimo odgłosów dochodzących z poczekalni, Kate udało się skupić na małym pacjencie.

– Skutki działania antybiotyku będą widoczne dopiero za dwanaście godzin – wyjaśniła. – Na razie przepiszę więc coś przeciwbólowego. – Uśmiechnęła się uspokajająco do chłopczyka i pochyliła nad biurkiem, aby wypisać receptę.

W tym momencie rozległo się gwałtowne pukanie do drzwi.

– Proszę – zawołała mając nadzieję, że jej głos zabrzmiał profesjonalnie. W drzwiach pojawiła się głowa Belli.

– Doktor Blair i państwo z departamentu zdrowia są tutaj – zaanonsowała. – Chcieliby się z panią spotkać. Czy mogę ich wprowadzić, kiedy pani Larkin wyjdzie?

– Tak – zgodziła się Kate głosem kogoś, kto nie ma zbyt wiele czasu, świetnie wiedząc, że dobrze ją słychać w korytarzu. – Ilu jeszcze pacjentów jest do mnie?

– Wszyscy – przepraszającym tonem powiedziała Bella – bo doktor Blair raczej nie będzie dziś przyjmował.

Po dwóch minutach Kate odprowadziła panią Larkin do poczekalni, w której tłoczyli się pacjenci i członkowie komisji. Z ulgą zauważyła, że nie ma sensu, aby dołączyła tam do nich, a jedyne spokojne miejsce, w którym mogliby porozmawiać, to jej gabinet. Cofnęła się więc do środka, mając nadzieję, że wygląda to całkiem niewinnie. Bella usunęła z pokoju kule, Kate musiała więc przytrzymać się biurka.

– Pani doktor Harris? – Pierwszy wszedł przewodniczący komisji i wyciągnął do niej rękę. – Miło nam panią poznać – przywitał ją i przedstawił pozostałe cztery osoby.

– Przepraszam za ten tłok. – Kate uśmiechała się, wymieniając z wszystkimi uściski dłoni. Stała przy biurku, opierając się o nie i ostrożnie odciążając chorą nogę. – Żałuję, że nie mogłam spotkać się z państwem w szpitalu, ale… – znacząco rozłożyła ręce. – Przykro mi…

– Nie ma o czym mówić, pani doktor – przewodniczący promieniał. Wyraźnie był pod coraz większym wrażeniem ich przedsięwzięcia. – Jesteśmy tylko zdziwieni, jak mogła pani tak długo radzić sobie bez szpitala.

Kate wzruszyła ramionami.

– Bez drugiego lekarza nie mogłam go ponownie otworzyć – wyjaśniła. – Znalezienie zaś kogoś, kto chciałby tu przyjechać, było praktycznie niemożliwe. Dziś absolwenci medycyny uważają, że trzeba być wariatem, żeby zajmować się praktyką na prowincji. – Kiedy wymawiała słowo „wariat”, nie mogła powstrzymać się od złośliwego uśmieszku skierowanego do Richarda, a on odpowiedział jej tym samym.

– Myślę, że to dobrze określa nas oboje – zakończyła z wdziękiem. – Wariaci.

– Możliwe. – Przewodniczący uśmiechnął się. – Utopić tyle w tak niepewnej inwestycji, jaką jest prowincjonalny szpital… – Odwrócił się do pozostałych członków komisji. – Myślę, że wszyscy zgodzą się ze mną, że wymaga to ogromnej odwagi i wiary we własne siły?

Wszyscy przytaknęli.

– Nie chcę zatrzymywać pani dłużej – powiedział.

– Wszystkie szczegóły techniczne możemy omówić z doktorem Blairem. Gratulujemy i na pewno nie będziemy rzucać państwu kłód pod nogi. – Kate uśmiechnęła się blado. Ból w kostce odzywał się coraz wyraźniej.

– Dziękujemy, Kate – uśmiechnął się do niej Richard.

– Postaram się wrócić tu jak najszybciej, żeby ci pomóc.

– Wskazał ręką na poczekalnię. – Jak to dobrze być potrzebnym…

Wychodząca jako ostatnia wizytatorka w ostatniej chwili zatrzymała się w drzwiach.

– Nie chciałabym pani urazić, ale muszę się jeszcze dowiedzieć, jak bardzo jest pani związana z tym terenem. Doktor Blair zainwestował tu dużo własnych pieniędzy. A pani… Czy nie zamierza pani stąd wyjechać w najbliższej przyszłości? Byłoby ryzykowne tworzyć tu szpital, gdyby doktor Blair miał wkrótce zostać sam.

Kate rzuciła szybkie spojrzenie Richardowi. Czy ma się przyznać, że wyjeżdża za trzy tygodnie? Jeśli to powie, jego ukochany szpital diabli wezmą.

– To nie o mnie powinni się państwo niepokoić – powiedziała powoli. – Jestem tu już od dwóch lat. To doktor Blair jest bardziej ruchliwy.

Członkowie komisji uśmiechnęli się, tak jakby myśleli, że Kate żartuje.

– Jest mało prawdopodobne, aby doktor opuścił miejsce, w które zainwestował wszystko, co miał. A pani… Czy jest pani jego wspólnikiem?

– Myślę, że nie musicie państwo obawiać się o zaangażowanie doktor Harris – oświadczył Richard, patrząc na Kate zaborczym wzrokiem. Podszedł do niej i uścisnął ją, zarazem podtrzymując. Na jedną błogosławioną chwilę pozwolił jej odetchnąć od bólu kostki.

– Pani doktor i ja jesteśmy partnerami… w każdym sensie.

– Och… Jak to miło! To się świetnie składa dla miejscowej społeczności.

– Nie tylko dla społeczności – rzekł Richard, przyciągając dziewczynę jeszcze bliżej.

Kate z każdą chwilą czerwieniła się coraz bardziej. Chyba tego nie wytrzymam, pomyślała zrozpaczona.

– Myślę, że to wszystko, co chcieliśmy wiedzieć – oznajmił przewodniczący. – Proszę wracać do swoich pacjentów…

Jednak pomimo usilnych zabiegów Richarda kobieta znowu zatrzymała się w drzwiach.

– Ma pani taki niezwykły odcień włosów. Ta dziewczyna w szpitalu… To dziwne, zobaczyć coś takiego dwa razy tego samego dnia.

Kate rozpaczliwie poszukiwała odpowiedzi, na szczęście Richard wyręczył ją.

– Ten odcień włosów jest bardzo częsty w tych okolicach – wyjaśnił kobiecie. – To miejsce od pokoleń było odcięte od świata. Nawet dziś jazda samochodem do najbliższego miasta zajmuje czterdzieści pięć minut. Pula genetyczna jest ograniczona… – przerwał i zamyślił się. – Czasem zastanawiam się, czy to właśnie nie leży u podłoża problemów, jakie widzieliśmy u tej młodej pacjentki.

Kobieta uśmiechnęła się ze zrozumieniem.

– W takim razie dobrze, że pan pochodzi z innych stron – powiedziała Richardowi. – Przyda się trochę świeżej krwi – dodała wychodząc.

Kate została sama z Richardem, który ciągle obejmował ją w talii.

– Nie wierzę, że mogłeś coś takiego powiedzieć.

– Z trudem łapała powietrze. – Nawet jeśli byłabym tutejsza…

– Ale nie jesteś – odparł całując ją delikatnie w usta.

– W twoim wypadku nie chodzi o krzyżowanie się wewnątrz populacji. Są jakieś głębsze przyczyny.

– Westchnął i znowu ją pocałował. – Będę nadal prowadził badania.

– Zabierz te ręce!

W żartobliwym geście uniósł dłonie do góry.

– Dobrze. Wygrałaś. – Ruszył w stronę drzwi.

– Chyba powinienem zaprosić komisję na kawę i jeszcze trochę nad nimi popracować. Dasz sobie tutaj radę?

– Ilu z tych pacjentów naprawdę jest chorych?

– Oczywiście, że wszyscy. – Oburzył się. – Nie robię nic nieuczciwego.

– Nie. – Kate dokuśtykała do krzesła. – Mam tylko nadzieję, że komisja nie zechce powtórnie odwiedzić szpitala, a szczególnie pewnego pokoju.

– Nic złego by się nie stało – roześmiał się Richard.

– Nasza neurotyczna pacjentka zniknęła dziś rano. Martwię się o nią. Była tak przerażona, że wyszła przez okno. Poleciłem pielęgniarce zadzwonić na posterunek policji… – Pokiwał głową. – Zawsze to samo z tymi miejscowymi rudzielcami. Myślę, że powinniśmy otworzyć oddział psychiatryczny…

Wyszedł cicho zamykając za sobą drzwi. Zaskoczona Kate kolejny raz nie wiedziała czy ma śmiać się, czy płakać.

Nie miała jednak czasu ani na jedno, ani na drugie. Richard wcale nie żartował, kiedy mówił, że większość pacjentów znalazła się w poczekalni z powodu prawdziwych kłopotów zdrowotnych, choć Kate podejrzewała, że wielu z nich przyszło po to, aby móc zobaczyć nową przychodnią. I nowego pana doktora, oczywiście. Byli jednak zbyt uprzejmi, by głośno wyrażać swoje rozczarowanie, kiedy okazało się, że doktor Blair nie będzie dziś przyjmował.

Richard pewno zabrał członków komisji na dobry lunch, pomyślała ponuro, rzucając okiem na zegarek. Więcej zarobię…

Kate znała większość pacjentów, a wszyscy wyrażali radość, że bierze udział w tym przedsięwzięciu.

– I pan doktor jest taki cudowny, prawda? – Stara pani Featherstone uśmiechnęła się do niej. – Naprawdę, jestem taka zadowolona, jakby była pani moją córką.

Kate sięgnęła po następną kartę. Pani Westruther z córką…

Okazało się jednak, że będą musiały jeszcze poczekać. Słysząc podniesione głosy w poczekalni, Kate uniosła głowę. Edna Featherstone walczyła właśnie z pierwszą z licznych warstw swego ubrania. Pozostawiając ją sam na sam z tym problemem, Kate pokuśtykała do poczekalni.

Zastała tam Alfa, aptekarza z sąsiedztwa. O co mu znów chodzi, westchnęła w duchu. Odkąd przybyła w te strony, Alf Burrows zawsze był źródłem konfliktów i kłopotów, zaś jego prywatna wojna z kobietami lekarzami przerodziła się prawie w obsesję.

– Nie może pan tego zrobić – słabym głosem tłumaczyła mu Bella.

– Już to zrobiłem – zarechotał farmaceuta. – I nie będziesz mi mówiła, co mogę, a czego nie mogę robić. To ja jestem farmaceutą i ja realizuję recepty. Teraz, kiedy mamy w mieście prawdziwego lekarza, nie widzę potrzeby, abym przyjmował polecenia od jakiejś niby-pani-doktor…

Kate wzięła głęboki oddech.

– Dzień dobry, panie Burrows.

Alf odwrócił się do niej. Na jego twarzy pojawił się grymas.

– Dzień dobry, panno Harris – odpowiedział bardzo uprzejmie.

– Na czym polega problem? – spokojnie spytała Kate.

Aptekarz wzruszył ramionami.

– Gdybym wiedział, że doktor Blair pozwoli pani tu pracować, pomyślałbym dwa razy, zanim sprzedałbym mu ten budynek – oświadczył. – Byłem dziś rano u mojego prawnika. Wygląda na to, że nie mogę wycofać się z transakcji, ale nie zamierzam przyjmować poleceń od żadnej kobiety…

– Realizowanie recept trudno nazwać przyjmowaniem poleceń – odrzekła Kate.

– A mnie się wydaje, że tak. – Alf spojrzał na nią wyzywająco. – Poza tym, jestem odpowiedzialny za zdrowie tych ludzi. Sprzedaję im leki od ponad trzydziestu lat i niech mnie licho porwie, jeśli kiedyś przyjmę receptę od kobiety uważającej się za lekarza. – Wzruszył ramionami. – Kiedy nie było tu prawdziwego doktora, nie miałem wyboru. Teraz jednak ci ludzie mają wspaniałego doktora Blaira, a ja nie będę już więcej realizował panny recept – oświadczył. – Chyba że podpisze je także doktor Blair. I dobrze byłoby, aby je przedtem sprawdził.

– W takich warunkach nie mogę pracować – wyraziła spokojnie swą opinię Kate. – A jeśli przestanę pracować, nie będzie można otworzyć szpitala.

– Chodzi mi tylko o to, żeby pani pracę sprawdzał jakiś kompetentny lekarz – odparł Alf.

– A ja nie jestem kompetentna?

– Pani jest kobietą – powiedział lekceważąco Alf. – Jestem pewien, że chciała pani jak najlepiej. Wszystko było w porządku, dopóki nie było w mieście lekarza. W czasie wojny też czasem kobiety muszą zastępować mężczyzn. Teraz jednak pora odsunąć się na bok i zrobić miejsce dla doktora Blaira.

Pacjenci siedzący w małej poczekalni początkowo przysłuchiwali się temu w milczeniu, a potem zaczął narastać cichy szmer. Kate przymknęła oczy, ze wszystkich sił starając się opanować. Wtem dobiegł ją głos Richarda.

– Co pan sobie myśli mówiąc, że nie będzie pan realizował recept mojej współpracowniczki?

Alf przymilnie popatrzył na Richarda, który nie zauważony przez nikogo pojawił się w poczekalni.

– Doktorze! Witam na pokładzie. Cieszę się, że przejmuje pan ster. Właśnie tłumaczyłem pańskiej asystentce nowe reguły – oznajmił, akcentując słowo „asystentka”.

– Doktor Harris nie jest moją asystentką – ostro odparł Richard. – Jest moim współpracownikiem i mam nadzieję, że będzie odpowiednio traktowana. Co więcej, pani doktor pracuje tu od dwóch lat, a ja dopiero od wczoraj, a więc jest oficjalnie wyższa rangą. Gdyby miał pan zamiar nie zrealizować jakiejś jej recepty, proszę od razu zgłosić się do komisji farmaceutycznej, bo i tak tam się pan znajdzie, o ile choćby jedna recepta nie zostanie przyjęta.

– Nigdy nie mówi mi pan, że ona tu będzie pracowała! Okłamał mnie pan. – Starszy pan wyraźnie parł do sprzeczki. – Gdybym wiedział, że sprowadzi pan tu kobietę…

– To pan jest kłamcą – lodowatym tonem oświadczył Richard. – Nie powiedział mi pan, kiedy kupowałem przychodnię, że doktor Harris tu praktykuje. Świadomie okłamał mnie pan mówiąc, że w promieniu kilkudziesięciu kilometrów nie ma żadnego lekarza. Mógłbym podać pana do sądu za umyślne wprowadzenie w błąd.

– Jeśli chce pan unieważnić sprzedaż, to proszę bardzo! – wysyczał Alf. – Nie będę pracował z kobietą.

– Nie ma pan wyboru – uciął Richard, odwracając się do niego plecami. Wyjął karty z rąk Belli.

– Nie będę realizował jej recept i nie zamierzam zmienić zdania – powiedział Alf do odwróconego plecami doktora. Spojrzał na Kate. – A pani może już dzisiaj się spakować i wynosić się stąd.

– Jeśli nie zrealizuje pan recepty doktor Harris, to zanim zdąży się pan obejrzeć, postawię pana przed komisją farmaceutyczną – zagroził Richard nawet się nie odwracając.

– Coo? – Aptekarz włożył ręce do kieszeni. – Wie pan, jak długo ciągną się sprawy w tej komisji?

– zachichotał. – Odejdę na emeryturę, zanim zdążą mnie wyrzucić.

Kate pokręciła z niedowierzaniem głową. Wiedziała, że aptekarz nie przepada za nią, ale nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo jej nie lubi.

– Proszę być rozsądnym – powiedziała łagodnie.

– Przecież współpracował pan ze mną przez dwa lata…

– Bo nie miałem wyboru, moja panno – odciął się i skierował w stronę wyjścia.

– Jeszcze jedno – władczy głos doktora kazał mu się zatrzymać. Alf odwrócił się.

W poczekalni zapanowała kompletna cisza.

– Czy to jest pańskie ostatnie słowo? – zapytał spokojnie Richard.

– Tak – odpowiedział aptekarz.

– W takim razie ja nie będę wystawiał żadnych recept. Wszystkie będzie podpisywała doktor Harris. Nie pozwolę, aby o naszej współpracy decydowały jakieś przesądy.

Sięgnął po pierwszą z brzegu kartę.

– Pan Burt? – zawołał, rozglądając się po poczekalni.

Niski mężczyzna podniósł się z krzesła i zdjął czapkę.

– Jestem, doktorze.

– Proszę do gabinetu – doktor uśmiechnął się do niego. – A jeśli dostanie pan receptę, proszę zgłosić się do pani Quayle, żeby zaniosła ją do podpisania doktor Harris. Wiem, że to trochę kłopotliwe, ale nie mam innego wyjścia.

– Z przyjemnością to zrobię. – Mężczyzna z uśmieszkiem zerknął na Alfa. – Kate Harris była świetnym lekarzem przez ostatnie dwa lata i wszyscy poprą pana w tej sprawie.

– Dziękuję panu, panie Burt. – Richard uśmiechnął się i spojrzał na Kate. – Czy coś jeszcze, pani doktor?

– Chyba nie… – zaprzeczyła słabym głosem, starając się nie patrzeć na Alfa, stojącego w drzwiach z rozdziawionymi ustami.

– Myślę więc, że może pani przyjąć kolejnego pacjenta – zwrócił się do niej z nienaganną uprzejmością Richard.

Загрузка...