– Co… co się stało? – spytała z zapartym tchem. Richard chwycił ją za rękę i biegł do samochodu.
– Narzędzia masz w bagażniku?
Skinęła głową, a on wyciągnął dłoń po kluczyki.
– Mój samochód jest szybszy. – Wyjął z bagażnika nieporęczny kuferek lekarski i wrzucił go na tylne siedzenie mercedesa. Bez słowa zajęła miejsce obok niego. Cokolwiek się stało i tak wkrótce się o tym dowie.
– Powiedz mi, gdzie mam jechać – poprosił, nie patrząc na nią.
– Do miasta i na lewo. Do farmy Mannawayów jest około trzech kilometrów główną drogą.
Skinął głową i podał jej telefon.
– Zadzwoń po karetkę.
Samochód przecinał powietrze jak srebrna strzała. Dojechawszy do głównej drogi, Richard włączył klakson, który wył bez przerwy.
W końcu znaleźli się na drodze wyjazdowej z miasta, pokrytej asfaltem. Doktor przycisnął pedał gazu, a mijany w takim pędzie rolniczy krajobraz, oblany światłem księżyca, zlewał się w jedną plamę. Nigdy w życiu nie jechała tak szybko. Spojrzała na ponurą, zaciętą twarz Richarda. Była pewna, że panował nad samochodem. Nie bał się szybkości, ale nie ryzykował niepotrzebnie. Chciał po prostu dojechać tam szybko.
– Możesz mi powiedzieć? – spytała cicho.
– Sophie Mannaway. Znasz ją? – Nie spuścił oczu z drogi.
– Dziewczynka. Około dziesięciu lat. Śliczne stworzenie z długimi rudymi włosami…
– Już nie – przerwał szorstko. – Jej włosy zaplątały się w pas napędzający dojarkę mechaniczną. Ojciec twierdzi, że została oskalpowana.
– Oskalpowana… – Kate zesztywniała.
– Włosy zerwane z głowy… – zaczął nieswoim głosem i urwał. – Nigdy nie… – przerwał znowu i zamilkł. Samochód pędził dalej w ciemność.
– Może to tylko tak strasznie zabrzmiało – powiedziała uspokajająco. – Jeśli włosy zostały wyrwane ze skóry…
– Bill Mannaway twierdzi, że chodzi o coś innego. Skóra została zerwana z głowy.
Brama farmy była zamknięta i na ich spotkanie wyszły jedynie psy. Dopiero po wyjściu z samochodu, kiedy biegli do domu, ujrzeli przerażoną twarz chłopca wychylającą się zza drzwi. Kate poznała Luke’a, młodszego brata Sophie.
– Gdzie jest Sophie, Lukę? – spytała łagodnie. Twarz chłopca była biała jak kreda.
– Jest… Jest w kuchni. Tatuś mówił… Tatuś mówił, żebyście weszli tędy…
Nie musiał powtarzać. Richard był już w środku. Kate wzięła przerażone dziecko za rękę i weszła także.
Kuchnia wyglądała jak scena z wojennego filmu. Krew była wszędzie. Pani Mannaway siedziała na krześle, przytulając do siebie strasznie zakrwawioną dziewczynkę. Łkała i cała drżała. Obok niej stał Bul Mannaway i przyciskał owinięte wokół główki dziecka ręczniki. Z jego twarzy łatwo było wyczytać, że nie ma żadnej nadziei.
– Jest prawie nieprzytomna – powiedział apatycznie. – I ledwo oddycha.
Richard pochylał się już nad dzieckiem i badał puls.
– Kroplówka – rzucił Kate. – Szybko!
Wziął parę ręczników leżących na stole i rozłożył je. Potem wyjął bezwładną dziewczynkę z drżących ramion matki.
– Zrobimy wszystko, co możliwe – obiecał. – Wy już swoje zrobiliście. – Wskazał na stojącego z tyłu chłopczyka. – Jest mu pani potrzebna. – Utkwił wzrok w pani Mannaway, co tylko wzmogło jej paniczny lęk.
– Sophie umrze – załkała spazmatycznie.
– Proszę się umyć, przebrać i zachowywać normalnie – rozkazał przyciszonym głosem. – Synek wpadnie w szok, jeśli zobaczy panią w takim stanie. A Sophie, kiedy się przebudzi, musi zobaczyć mamę, którą zna i kocha. – Nie spuszczał z niej oczu. – Zaopiekujemy się nią – zapewnił.
Obezwładniona lękiem kobieta wpatrywała się w Richarda nieprzytomnym wzrokiem. I wtedy podszedł do niej Lukę, pociągnął za zakrwawioną spódnicę i rozpaczliwym tonem powiedział cicho: mamusiu… W końcu odzyskała panowanie nad sobą.
– Dobrze, synku. – Uśmiechnęła się blado. – Doktorzy zaopiekują się Sophie. – Wzięła go za rączkę i wyszli.
Kate zdążyła wyjąć kroplówkę jeszcze przed jej wyjściem. Richard przemył tamponem ramię. Teraz wyciągnął dłoń po igłę i wkłuł ją bez słowa.
– Jak to się stało? – spytał, nie odwracając głowy, stojącego za nim niepewnie farmera.
– Właśnie kończyłem dojenie – zaczął. – Krowy były zdenerwowane – z powodu nowego cielaka, którego dokupiłem – i Marg przysłała do mnie Sophie, żeby zobaczyła, co mnie zatrzymuje. – Przełknął ślinę. – Ona wie… ona wie, że ma trzymać się od pasów z daleka. Zwykle ma włosy splecione w warkocz, ale tym razem dopiero co je umyła i miała rozpuszczone. Musiało wciągnąć je, kiedy już wracała. Usłyszałem krzyk…
Richard skinął głową. Bardzo delikatnie zaczął usuwać zakrwawione ręczniki.
– Może pan zapalić na zewnątrz światło, żeby ambulans łatwiej trafił? – spytał. – I dobrze by było, gdyby pan na niego zaczekał. Doktor Harris i ja poradzimy sobie.
– Ale… czy ona przeżyje?
– Nie wiem – odpowiedział cicho Richard. – Ale staniemy na głowie.
Farmer zamknął oczy. Opuścił ramiona i wyszedł powoli.
Zapanowała cisza. Kate cały czas podawała kroplówkę. Ze wszystkich sił starała się podnieść ciśnienie krwi u dziecka. Znalazła jakieś garnki w szafce i nalała do nich parującej wody z ogromnego czarnego kotła. Podeszła z powrotem do stołu. Richard zdejmował zręcznie ostatni ręcznik.
Wciągnęła głęboko powietrze i zapanowała nad sobą. Tylko spokój może nas uratować, powiedziała sobie z samozaparciem.
Przynajmniej nie była sama.
Richard umiejętnie badał sączącą ranę. Mimo że dotyk jego palców był niezwykle delikatny, dziecko poruszyło się i zakwiliło. Kate odetchnęła z ulgą. Szybko zastosowała środki uśmierzające ból. To, że dziecko było przytomne, było dobrym znakiem. Jedynym dobrym znakiem…
Światło żarówki nie było wystarczające i Kate wyjęła z torby silną latarkę. Z czoła dziecka nadal sączyła się krew. Richard wykrzywił usta i Kate natychmiast podała mu zaciski naczyniowe. Szybko podniósł płat zerwanej skóry i zawiązał tryskające krwią tętnice, a Kate podkładała gaziki. Po ustaniu krwawienia przyłożył na powrót zerwaną skórę i założył opatrunek uciskowy.
Pracowali oboje w skupieniu, prawie w całkowitej ciszy. Kontrolowała słaby oddech dziecka, poprawiała kroplówkę i nasłuchiwała sygnału karetki.
W końcu usłyszała zawodzący dźwięk syreny.
Po chwili, w towarzystwie pani Mannaway, wszedł Joe, kierowca karetki. Kobieta rzuciła spłoszone spojrzenie na córkę i wymknęła się z powrotem. Było widać, że z trudem panuje nad sobą.
– Tutaj nie mogę już nic więcej zrobić – oznajmił Richard. – Resztę trzeba zrobić w pełnym znieczuleniu.
Joe przeniósł wzrok z Kate na Richarda.
– Zawozimy ją do Melbourne?
Richard zaprzeczył głową.
– Nadal jest za duże krwawienie – uzasadnił swą decyzję. – Związałem główne tętnice, ale jest mnóstwo małych, które nie zamkną się, dopóki nie przyszyje się skóry. Lepiej by było, gdyby to przyszył specjalista od chirurgii plastycznej, ale Sophie nie przetrzymałaby takiej wyprawy.
Spojrzał na leżącą bez sił dziewczynkę.
– Sophie, słyszysz mnie?
– Yhmm – dała znać słabym głosikiem, pełnym lęku i cierpienia.
– Sophie – powiedział miękko – przecięłaś sobie skórę na głowie. Bardzo dużo skóry. Musimy zszyć ją, żebyś nie miała brzydkiej blizny. Pan Vincent zabierze cię na przejażdżkę karetką. – Dotknął jej poplamionej krwią twarzy i pogłaskał po kredowobiałym policzku.
– Wiesz, że mamy nowy szpital. Będziesz w nim pierwszą pacjentką.
Sophie nie odpowiedziała. Powieki jej opadły. Nie wiedzieli, czy usłyszała, ale przynajmniej robiła wrażenie spokojniejszej.
Kate zastanowiła się, czy spokój dziecka nie jest wyłącznie skutkiem szoku oraz utraty krwi i znowu zmierzyła jej ciśnienie. Zadrżała.
– Nie wiedziałam, że szpital już działa – powiedziała cicho.
– Nie działa – odparł równie cicho Richard. – Ale to jedyna szansa dla Sophie. Joe i ja zawieziemy ją do szpitala. Ty obdzwoń pielęgniarki. Potrzebuję trzech. Powiedz im, że od tego zależy ich przyszłe zatrudnienie. Potem dojedź do nas moim samochodem. – Wręczył jej kluczyki i zwrócił się do Joego:
– Nosze.
Kwadrans później Kate podjechała przed szpital, wyłączyła stacyjkę i oniemiała. Tydzień temu był to opuszczony budynek. A teraz…
Teraz był to kwitnący, tętniący życiem szpital, choć rozchodzące się z niego światło ukazywało zaniedbane nadal otoczenie. Przed jasno oświetlonym wejściem do izby przyjęć stała karetka, a na parkingu znajdowały się jeszcze dwa samochody. Ledwo zdążyła wysiąść z mercedesa, kiedy podjechał i zaparkował kolejny samochód. Wysiadła z niego Alma Wishart, przełożona pielęgniarek, do której zadzwoniła niecałe dziesięć minut wcześniej. Alma podbiegła do niej, zapinając w biegu guziki białego uniformu.
– Nie mogę uwierzyć…
Zdumiona Kate pokręciła głową i Alma rozpromieniła się.
– Uprzedziła pani, że to pilne – powiedziała sznurując usta. – Och, pani doktor, jak to dobrze być znowu potrzebną.
Wydawało się, że wszystkie pielęgniarki tak myślą. Kate zadzwoniła do trzech, a zanim przygotowano salę i Sophie do operacji, zjawiło się ich pięć – cały personel pielęgniarski. Wieści o dramatycznych wydarzeniach szybko rozchodziły się w dolinie.
Oznaczało to, że mają pełną obsadę na sali operacyjnej, a także personel do przygotowania sali pooperacyjnej i do posprzątania.
– Dobrze, że zostałyśmy wczoraj dłużej i wysterylizowałyśmy salę. – Alma z satysfakcją wodziła wokół wzrokiem i zatrzymała go na Sophie. – Pomyślałam, że głupio mieć salę operacyjną gotową tylko w połowie. Jakbym podejrzewała, że może być potrzebna…
Na widok Almy pchającej wózek ze środkami znieczulającymi, Kate z wrażenia straciła głos. Nie mogła uwierzyć własnym oczom. Było na nim wszystko, czego potrzebowała. Absolutnie wszystko…
I bardzo dobrze. Ciśnienie krwi Sophie wciąż opadało.
Uregulowała przepływ plazmy i nim podała narkozę podeszła do Richarda, by mu pomóc. Sophie nie reagowała zupełnie na dotyk ich rąk. Przeraziło to Kate. Po chwili jednak, kiedy wzięła do ręki nożyczki, dziewczynka rozchyliła powieki.
– Co… co pani będzie robić? – wyszeptała.
– Obetnę ci tylko włosy – odpowiedziała uspokajająco. Ucięła duży pukiel splątanych loków.
– Ja nie chcę… – Sophie zaczęła bezgłośnie łkać.
Na znak Richarda Kate zostawiła nożyczki i zaczęła podawać anestetyk. Lepiej teraz nie denerwować dziecka.
– A czy ja mogę cię ostrzyc? – spytał kokieteryjnie Richard. – Czy wiesz, że właśnie przyjechałem z Londynu? Widziałem nawet Buckingham Palące. – Uśmiechnął się do zalanej łzami twarzyczki dziecka. – Krótkie włosy, to w Londynie ostatni krzyk mody. Najładniejsze modelki mają teraz eleganckie małe fryzury. I wszystkie krótkie. Takie same, jaką i ty będziesz miała. Nawet księżniczka Di ma krótką fryzurę.
– Księżniczka Di…
– Na pewno słyszałaś o księżniczce Di? – Głos Richarda zabrzmiał żartobliwie. – Czy niczego was nie uczą w australijskich szkołach?
– Wiem, kim jest księżniczka Di! – W słabym głosie dziewczynki pełno było oburzenia i Richard roześmiał się.
– I co, jest ładna czy brzydka?
Sophie zastanawiała się.
– Ładna – zdecydowała się w końcu. Znieczulenie zaczynało działać i jej głos dochodził z daleka.
– No i sama widzisz, panienko. Będziesz miała najmodniejszą w świecie fryzurę. Dzięki fantastycznym umiejętnościom fryzjerskim doktora Blaira…
Zamilkł widząc, że usnęła.
– W porządku. – Szybko zmienił ton głosu. – Pośpieszmy się.
Przystąpili do działania. Jak na ludzi po raz pierwszy pracujących razem – w tym pielęgniarki po długiej przerwie w zatrudnieniu – tworzyli zdumiewająco sprawny zespół. Wysterylizowane instrumenty trafiały do rąk Richarda i Kate we właściwym momencie i postronny obserwator nie domyśliłby się nigdy, że te same narzędzia pół godziny wcześniej tkwiły jeszcze w stercie nie rozpakowanych paczek.
Palce Richarda powoli i ostrożnie dopasowały zerwaną skórę do brzegów rany. Kate pochłonięta była kontrolowaniem stanu Sophie, ale była świadoma, że to, co robi doktor jest dobre. To nie była prowizorka, którą musiałby poprawiać chirurg plastyczny. Nie była to też namiastka operacji – niewiele więcej zrobiono by dla dziewczynki w dużym szpitalu klinicznym.
Wreszcie założył ostatni szew. Ostrożnie obandażował głowę. Krwawienie skończyło się.
– A teraz zrobimy transfuzję – powiedział zmęczonym głosem, odwracając się od stołu operacyjnego.
– Bóg wie, jaki ma poziom hemoglobiny.
– Zaraz sprawdzę. – Kate w skupieniu wyprowadzała Sophie z narkozy. – Skończę tu wszystko. – Spojrzała na Richarda. – Jej rodzice muszą szaleć ze strachu.
– Taak. – Spojrzał na dziecko i uśmiechnął się.
– Przynajmniej mam dla nich dobrą nowinę. – Potem posłał uśmiech pielęgniarkom i Kate. – To była dobra robota, dziękuję wam wszystkim.
– Przede wszystkim twoja – zapewniła Kate ciepłym tonem. – Sophie ma szczęście, że trafiła na ciebie.
– I na ciebie, pani doktor. Tworzymy dobry zespół.
– Odwrócił się i wyszedł z sali operacyjnej.
Godzinę później mogli już wracać do domu. Dziewczynka spała głęboko, krew sączyła się wolno do jej żył, a ciśnienie stopniowo podnosiło się. Na sąsiednim łóżku leżała jej matka.
Alma niechętnie wyszła ze szpitala. Zostawiła na dyżurze dwie pielęgniarki.
– Wrócę o siódmej rano – poinformowała je. – Od tej chwili szpital działa normalnie.
Pożegnawszy się ze wszystkimi Kate i Richard skierowali się do mercedesa. Podczas krótkiej jazdy do domu Richarda nie rozmawiali. W ciszy słychać było jedynie słaby dźwięk pracy silnika, a fotel był tak miękki i wygodny… Zamknęła oczy i zasnęła.
Śnił jej się cudowny sen. Było jej ciepło, wygodnie i bezpiecznie… Silne ramiona unosiły ją, trzymały i pieściły. Ciemnobrązowe oczy śmiały się do niej i mówiły, że jest kochana… Mówiły, że długi koszmar samotności skończył się. Płynęła przez ciemność, a potem opadła na miękką pościel.
I znowu te oczy… Śmiejące się do niej, pełne życzliwości i miłości… A potem usta lekko dotknęły jej warg i wyszeptały dobranoc i nie mogła nie pogrążyć się w jeszcze bardziej błogich marzeniach…