Rozdział 10

Jeff wyszedł z gabinetu z dossier Kirkmana pod pachą. Mógł co prawda poprosić Brendę, by zbadała sytuację w małym miasteczku, w którego sąsiedztwie leżała posiadłość nad Morzem Śródziemnym, ale potrzebował jakiegoś zajęcia dla odwrócenia swoich myśli od Ashley.

Nie rozmawiali ze sobą dzisiejszego ranka. Maggie była idealnym buforem, on z kolei nie widział powodu, aby próbować porozmawiać przez chwilę sam na sam z Ashley. Co za ironia losu! Bez zmrużenia oka stawał twarzą w twarz z niezliczonymi terrorystami, wrogimi żołnierzami i zadaniami grożącymi śmiercią, a teraz nerwy odmawiały mu posłuszeństwa w obliczu kobiety. Trudno powiedzieć, że nie panował nad nerwami. Po prostu Ashley napawała go trochę przerażeniem.

Nie rozumiał, dlaczego zgodziła się kochać z nim ostatniej nocy. Opowiedział jej swój sen, obnażył przed nią niemal całą prawdę na swój temat. A ona się nie zraziła. Może nie zorientowała się, co oznacza jego sen? Może sens dręczącego go koszmaru dotrze do niej dopiero po jakimś czasie?

Wolał o tym nie myśleć. Nie chciał widzieć jej twarzy zmienionej obrzydzeniem, czy też strachem. Nie chciał, aby wzdrygała się na jego widok, gdy tylko zjawi się w pokoju.

Mimo wszystko nie żałował niczego, gdyż było im ze sobą cudownie ostatniej nocy.

Wystukiwał dane na klawiaturze, ale myślami nadal był przy Ashley. Myślał o tym jak wygląda, jaka jest gładka i jak smakuje. Wciąż brzmiały mu w uszach jej westchnienia. Wspominał, jak przywarła do niego, zatracając się w momencie spełnienia.

Nie żałował ani przez chwilę, że się z nią kochał. Nawet jeżeli przez to miałby nie zmrużyć już więcej oka.

Zmarszczył nieco brwi. W jego podświadomości czaiły się sny – jego odwieczny wróg. Wiedział, że wychyną z zakamarków, by wziąć odwet za to, że przez chwilę poczuł się jak każdy inny człowiek.

– Gdzie jest Brenda? – odezwał się głos z tyłu. Jeff odwrócił się i zobaczył w drzwiach swego wspólnika, który wsunął nos do pokoju. Zane uniósł w górę brwi. – Czyżby dzwoniła, że jest chora?

– Nie. Gdzieś tu jest.

Zane podszedł do krzesła, stojącego obok Jeffa, i usiadł.

– Co ty tu robisz?

Jeff wzruszył ramionami.

– Miałem trochę wolnego czasu.

Argument ten nie bardzo trafił Zane'owi do przekonania.

– Dobrze się czujesz? Od kilku dni nie jesteś sobą, ale dzisiaj to już szczyt wszystkiego.

– O czym ty mówisz? Co za „szczyt wszystkiego"?

– Nie jestem pewien. – Zane przyjrzał się badawczo Jeffowi. – Czy to ma jakiś związek z kobietą, która mieszka u ciebie?

Jeff uważał, że zachowuje się zupełnie normalnie, ale widać się mylił. Zane był naprawdę spostrzegawczy i nic nigdy nie uszło jego uwagi.

– Wszystko jest po staremu – zapewnił Jeff, łgając jak z nut. Jego życie zmieniło się bowiem diametralnie z chwilą, gdy Ashley i Maggie zamieszkały u niego.

– Nie zrozum mnie źle – powiedział Zane. – Uważam, że – dobrze ci zrobi towarzystwo kobiety. Jestem przekonany co do tego w stu procentach.

Jeff nie zgadzał się z nim, nie zamierzał się jednak sprzeczać. Ashley stanowiła dla niego niebezpieczeństwo, ponieważ go rozpraszała. Zważywszy charakter jego pracy, łączyło się to ze zbyt dużym ryzykiem.

Zane odwrócił niecierpliwie głowę w stronę otwartych drzwi.

– Czy jesteś gotów na spotkanie?

Jeff zerknął na zegarek i skinął głową. Umówieni byli na wstępną rozmowę z czterema kandydatami do pracy – spokojną, kompetentną kobietą tuż po trzydziestce oraz trzema byłymi wojskowymi.

– Co o nich sądzisz? – zapytał swego kompana.

Zamknął program w komputerze i podążył w ślad za Zane'em, który był już przy drzwiach.

– Według mnie są w porządku. Najmłodszy z trójki, Sander, jest jak na mój gust nieco nadgorliwy. Wydaje mu się, że praca ochroniarza to fascynujące zajęcie.

Jeff skrzywił się.

– Dokładnie ktoś taki jest nam potrzebny. Prawdziwy zapaleniec. Ciekawe skąd się tu wziął?

– Cała czwórka ma doskonałe referencje oraz nienaganną opinię. A do tego wszyscy wydają się odpowiednimi kandydatami – dodał Zane, gdy znaleźli się na korytarzu: – Sprawdziłem ich osobiście.

W takim razie możemy mieć pewność, że ich papiery nie są sfałszowane, pomyślał Jeff. Zane bowiem nigdy nie popełniał tego typu pomyłek.

Jeff wkroczył do sali konferencyjnej. Zane podążył w jego ślady. Jack Delaney, były agent służb specjalnych oraz ekspert w sprawach broni, skinął głową na widok swoich szefów. Czterech kandydatów usiadło za stołem konferencyjnym, naprzeciwko mównicy. Jeff przyjrzał się im uważnie. Spostrzegł, że cała czwórka spogląda na niego śmiałym wzrokiem. Kobieta siedziała nieco na uboczu. Miała długie, rude włosy oraz ponętne ciało. Przemknęło mu przez myśl pytanie, co skłoniło dziewczynę o tak fantastycznej aparycji do zainteresowania się tego typu zawodem? Po chwili przestał sobie tym zaprzątać głowę. W końcu nie wygląd się liczy, lecz jej umiejętności.

Zerknął na trzech mężczyzn. Nietrudno było zorientować się, który z nich jest najmłodszy. Siedział zadowolony z siebie, uśmiechając się od ucha do ucha.

– Oto mężczyźni, których podpisy figurują na waszych czekach z wypłatą – oznajmił Jack, siląc się na swobodę. – Jeff Ritter oraz Zane Rankin.

Skinął głową i zszedł z podium.

Jeff zajął miejsce. Zmierzył wzrokiem po kolei całą czwórkę, próbując ich ocenić. Potrzebowali jedynie dwóch ludzi, a na podjęcie decyzji mieli co najmniej miesiąc. Zarówno on, jak i Zane byli bardzo drobiazgowi jeżeli chodzi o współpracowników. W końcu cały zespół narażał swoje życie. Wszyscy musieli darzyć się bezgranicznym zaufaniem i być naprawdę zgrani.

– Nie ma mowy o popełnieniu jakiegokolwiek błędu – oznajmił na wstępie. – Trzeba zapomnieć o swoim, ja", o własnym usposobieniu, czy też jakichkolwiek uprzedzeniach wobec wykonywanych zadań. Zanim zostaniecie przyjęci do zespołu, postaramy się odkryć wszystkie wasze słabości, wady oraz rozgryźć, co wywołuje u was gęsią skórkę, ponieważ zatrudniający nas klienci stawiają wobec nas najwyższe wymagania. Czy wyrażam się jasno?

Przerwał na chwilę, by upewnić się, że go słuchają z uwagą.

– Pewien brytyjski bankier zajmował się przed paru laty międzynarodową transakcją delikatnej natury. Zorientował się, że są pewne nieprawidłowości i dotarł do ich źródła. Po nitce do kłębka odkrył, że jego bank wykorzystywano do prania brudnych pieniędzy, pochodzących z handlu narkotykami. Ludziom, którzy ulokowali swój kapitał, nie bardzo się' uśmiechało, aby ujawniono fakty. Chcąc zamknąć facetowi usta, porwali jego jedyne dziecko. Jego żona zmarła przy porodzie, a on nie miał żadnych krewnych.

Jeff pochylił się do przodu i wsparł łokciami o mównicę.

– Pół tuzina porywaczy trzymało w swoich szponach małego chłopca. Popełnienie błędu było w tej sytuacji wykluczone. Okazało się, że dopisało nam cholerne szczęście. Udało się unieszkodliwić towarzystwo celnym strzałem z odległości stu jardów. Ilu z was poradziłoby sobie w podobnej sytuacji, nie tracąc zimnej krwi? Wiedząc, że to jedyna szansa i że nie ma się prawa spudłować?

Nie czekał na odpowiedź.

– Być może zastanawiacie się, dlaczego nie czytaliście o tym nic w gazetach. Powiem wam, że dla nas to tylko lepiej. Ukazanie się w prasie jakiejś wzmianki to raczej wyjątek potwierdzający regułę. Jeśli zależy wam na rozgłosie, sławie albo chcecie się trochę rozerwać, przyznajcie się do tego otwarcie.

Tym razem przerwał na dłużej. Kobieta uśmiechnęła się szeroko.

– A niech to, szefie. A ja liczyłam na niezły seks.

Wszyscy zachichotali, przez co atmosfera trochę się rozładowała.

– Żarty na bok – powiedział Jeff, gdy w sali zapanował znowu spokój. – Każde z was powinno zadać sobie pytanie, czy nadaje się do tej pracy. Najlepszymi pracownikami są osoby samotne. Niezwiązane z nikim i bez żadnych zobowiązań. Łatwiej zdobyć się na odwagę, jak się nie ma nic do stracenia. Życzę wam powodzenia.

Odwrócił się na pięcie i wyszedł z sali konferencyjnej. Zane miał przemówić zaraz po nim, ale Jeff słyszał jego tyradę dobre kilkadziesiąt razy. Zresztą, zbytnio pochłaniały go własne myśli, by mógł się skupić nad tym, co ma do powiedzenia jego wspólnik.

Powiedział kandydatom prawdę. Człowiek mniej się boi, gdy nie ma nic do stracenia. Żył zgodnie z tą dewizą od lat, dzięki czemu zachowywał ostrość spojrzenia. Co będzie, jeżeli sytuacja ta ulegnie zmianie? Nie mógł przestać myśleć o Ashley. Dręczyła go, niczym natrętny duch, który postanowił zdobyć jego duszę.

Skoro już teraz odczuwał przyjemność na myśl o Ashley, co będzie dalej? Ogarnie go słabość? Niezdecydowanie? Zacznie się martwić o nią w momencie, kiedy decydować będą ułamki sekund?

Coś takiego w ogóle nie wchodziło w grę. Istniało tylko jedno rozwiązanie. Już nigdy więcej nie powinien pozwolić sobie na zbliżenie z nią.


Ashley ogarnął pusty śmiech na myśl o tym, co wyprawiała ostatniej nocy. Wiedziała, że Jeff nie chce wiązać się z żadną kobietą. Zdawała sobie również sprawę, że to nierozsądne wdawać się w romans, choćby przelotny, z szefem. Mimo to miała wrażenie, że idąc, unosi się lekko nad ziemią. Świat wydawał jej się bardziej kolorowy i nic nie mogło zepsuć jej dobrego humoru. Minusem było to, że miała poważne kłopoty ze skoncentrowaniem się na wykładach. Kreśliła imię Jeffa na papierze, zamiast robić notatki.

Podeszła do lodówki, by wyjąć kurczaka, którego chciała upiec na obiad. Choć bardzo pragnęła kochać się znowu z Jeffem, wiedziała, że ich związek nie ma żadnej przyszłości. Pragnęła stworzyć sobie i córce bezpieczną przystań. Nie miała zielonego pojęcia, o czym marzy Jeff, ale spodziewała się, że zupełnie o czym innym niż ona. Nigdy w życiu nie przyrzekłby jej bezwarunkowej miłości, którą ona gotowa była go obdarzyć.

Zamarła z kurczakiem w ręce. Nie chciała przez to powiedzieć, że kocha Jeffa. Po prostu go bardzo lubiła i uważała za namiętnego mężczyznę, a to zupełnie co innego niż miłość. Jeff nie był właściwym mężczyzną, nie powinni się więcej kochać, nawet gdyby nalegał. Powinna mu o tym powiedzieć, gdy tylko zjawi się w domu.


Jeff nie przypominał sobie, aby kiedykolwiek zachował się jak tchórz. Bez względu na potencjalne niebezpieczeństwo, czy też cierpienie, nigdy nie szedł na łatwiznę, przynajmniej do dzisiaj. Zamiast wrócić do domu o normalnej porze i porozmawiać z Ashley, poprosił Brendę, aby przedzwoniła do domu i powiedziała, że musi pracować po godzinach.

Było już po jedenastej, gdy zajechał do garażu i wyłączył silnik. Sytuacja miała się gorzej, niż przypuszczał. Nie tylko nie miał odwagi stanąć z Ashley twarzą w twarz, ale myślał o niej bez przerwy, kiedy był w biurze. Pomimo wielu długich godzin spędzonych w pracy prawie nic nie zrobił.

Podjeżdżając pod dom, spostrzegł blade światło przez zasunięte zasłony. Okazało się, że Ashley zostawiła kilka palących się lamp. Zmierzając do kuchni, usiłował przypomnieć sobie, czy zdarzyło mu się kiedykolwiek wrócić do domu przed zmrokiem.

Na stole w kuchni znalazł kartkę, na której kobylastymi, niezdarnymi literami napisane było kredkami „Wujek Jeff'. Pod napisem znajdowała się strzałka, wskazująca talerz z kawałkiem czekoladowego ciasta Deser wyglądał zbyt smakowicie, aby zrobiła go Maggie. Ale karteczka z napisem była z pewnością jej dziełem.

Wzruszenie ścisnęło mu gardło. Czy ktokolwiek zachowywał się wobec niego w ten sposób? Maggie myślała o nim nawet wtedy, kiedy nie było go w domu. Ciekawe, czy Ashley też.

Jego dom nie wydawał się już taki pusty i bezosobowy. Wmawiał sobie, że to bez znaczenia. Że nie powinien zwracać na to uwagi, ale sprawiało mu to wyraźnie przyjemność.

Skierował się w stronę schodów, omijając stojący na stole deser. Musi wziąć się w garść. Nie wolno mu rozpraszać uwagi. Obiecał sobie, że dla własnego dobra zapanuje nad sytuacją. Tak będzie lepiej dla nich wszystkich.

Jeff wszedł do pokoju i zapalił światło. Ashley czekała na niego w jego łóżku. Leżała zwinięta w kłębek na kołdrze, z głową wspartą na ramieniu. Miała na sobie koronkową koszulę nocną do kostek, która nie ukrywała niczego. Wstrzymał oddech.

– Cześć! – rzuciła swobodnie, podnosząc się powoli do pozycji siedzącej. – Nie wiedziałam, o której wrócisz do domu, a nie chciałam cię przegapić.

Jeff milczał. Odstawił dyplomatkę, gorączkowo próbując przywołać któreś ze swoich solennych postanowień. Poczuł, że krew zaczyna krążyć w nim żywiej, że jest mu wszystko jedno, że pragnie spędzić resztę życia, patrząc na jej smukłą sylwetkę, rozpamiętując cudowne chwile spędzone z nią w łóżku.

– Chodzi mi o Wielkanoc – powiedziała łagodnie. Cała jej postać emanowała spokojem.

Nie bardzo dosłyszał, co mówi.

– Wielkanoc?

– Maggie wspominała ci o rym, pamiętasz? Zawsze chowam jej na Wielkanoc jajka. Chciałam się upewnić, czy nie będziesz miał nic przeciwko temu, abym w tym roku schowała je u ciebie – w ogrodzie? – Zmarszczyła nos. – Chyba że będzie padało. Wtedy to już kompletna klapa!

Nie docierały do niego jej słowa. Czyżby nie zdawała sobie sprawy, że jest prawie naga i doprowadza go do szaleństwa, leżąc w leniwej pozie na jego łóżku? W każdym razie zachowywała się jak gdyby nigdy nic.

– Nie ma sprawy, możesz schować jajka w ogrodzie – wykrztusił wreszcie.

– W porządku. Aha, kiedy rozmawiałam dzisiaj z Brendą, zaprosiła nas do siebie. Mam nadzieję, że nie będziesz miał mi za złe, że przyjęłam zaproszenie. No więc najpierw będziemy szukać jajek w ogrodzie, potem pójdziemy do kościoła, a następnie pojedziemy do Brendy. Oczywiście, możemy spotkać się po mszy, jeżeli masz jakieś obiekcje co do kościoła.

Jeff zaczynał powoli tracić głowę.

– Brenda zaprosiła nas troje?

Natychmiast poczuł, jak ulatnia się wystudiowany spokój Ashley. Odwróciła wzrok.

– Tak. Mnie też wydało się to dziwne. Sądziłam jednak, że Brenda rozmawiała z tobą i że się zgodziłeś.

Brenda nie pisnęła mu o tym ani słowa. Ashley zsunęła się na brzeg łóżka, po czym wstała. Miała bose stopy i była prawie naga.

– Od dziś postanowiłam kierować się rozsądkiem – powiedziała, podchodząc do niego bliżej. W jej orzechowych oczach skrzyły się iskierki radości. – Romansowanie z chlebodawcą to nie tylko szaleństwo, ale również potencjalne niebezpieczeństwo. Każde z nas ma w życiu własne cele, których nie da się pogodzić, prawda?

Jeff zapragnął nagle usłyszeć wszelkie szczegóły na temat jej celów. Skinął jednak tylko głową, niezdolny do tak złożonej wypowiedzi.

– Dlatego angażowanie się uczuciowe byłoby czystą głupotą.

Mówiąc te słowa, położyła ręce na jego ramionach i zsunęła mu marynarkę. Gruby materiał ześlizgnął się wzdłuż jego ramion i upadł na podłogę.

Położyła dłoń na jego piersi.

– Kłopot w tym, że jesteś cholernie pociągający, zwłaszcza gdy zachowujesz się tak stoicko. To musi mieć jakiś związek z twoją żołnierską przeszłością. Obawiam się, że nie potrafię ci się oprzeć. Rozbraja mnie cierpliwość, jaką okazujesz Maggie, nie mówiąc już o tym, że jesteś świetny w łóżku. Pobudza to zbytnio moją wyobraźnię. Być może jestem osobą bez charakteru. Zamierzałam grzecznie wślizgnąć się do własnego łóżka i nawet się nie spostrzegłam, jak znalazłam się tutaj. Chcesz, żebym sobie poszła?

Jeff nie odpowiedział. Ujął w dłonie jej twarz i pocałował ją. Gdy tylko musnął wargami jej usta, przysunęła się bliżej, wydając z siebie cichy jęk. Zapragnął jej tak gorąco, że poczuł zawrót głowy. Podniecony przycisnął się mocno do jej brzucha. Oszukiwał samego siebie sądząc, że mieszkając z nią pod jednym dachem, potrafi się jej oprzeć.

Polizał jej dolną wargę. Rozchyliła usta, ale nie od razu wślizgnął się do środka, tylko muskał językiem jej wargi, aż zaczęła drżeć. Dopiero wtedy wsunął język głębiej, smakując jej usta.

Przywarła do niego gwałtownie całym ciałem. Jeff czuł, że serce wali jej jak młotem, i zdawał sobie sprawę, że jego też. Przerwał pocałunek i zaczął wytyczać wargami ścieżkę w dół – wzdłuż jej brody, szyi. Jęknęła i odrzuciła głowę do tyłu.

– Jeff – wyszeptała niemal bez tchu. – Nie musisz obchodzić z nami świąt wielkanocnych, jeżeli nie masz na to ochoty.

Chciałam tylko powiedzieć, że tak czy siak pragnę się z tobą kochać.

Roześmiał się cicho, szarpiąc koronkową koszulę.

– Chętnie spędzę z wami święta – powiedział łagodnie. Pociągnął za krótkie rękawy nocnej koszuli, obnażając Ashley do pasa. – Przyrzekam ci, że od tej chwili zrobię wszystko, co tylko zechcesz.

Загрузка...