Rozdział 6

Ashley pospieszyła do swojego pokoju. Była rozgorączkowana i szumiało jej w głowie, jakby miała nawrót grypy, wiedziała jednak, że objawów tych nie da się tak łatwo wytłumaczyć. Piekły ją oczy. Zacisnęła pięści. Ogarnęła ją złość i zakłopotanie – ale przede wszystkim czuła się zawiedziona.

Jak mógł zaproponować jej coś takiego? To nie było z jego strony w porządku. Była gościem w jego domu, a on potraktował ją jak… jak… Zatrzymała się na środku korytarza na piętrze i oparła się o ścianę. Nie potrafiła znaleźć słów, ale czuła się podle. Jakby prawie się sprzedała. Jakby… Cholera jasna!

Osunęła się na podłogę i przyciągnęła kolana do piersi. Ogarnęła ją fala wstydu, gdyż uświadomiła sobie raptem, że zachowała się przed chwilą jak ostatnia kretynka!

Jeff Ritter zjawił się znikąd i uratował ją. Jak można inaczej określić to, że się nią zaopiekował i wybawił z kłopotu. Przywiózł ją do swojego wspaniałego domu, był uprzejmy dla niej i dla jej córki. W momencie, kiedy jej organizm zwalczył chorobę, odkryła, że ten facet cholernie na nią działa. Doszła do wniosku, że jest przystojny i szalenie seksowny. Od lat nie czuła takiej słabości do mężczyzny. W gruncie rzeczy zrobiła się do tego stopnia odporna na męskie wdzięki, że sądziła, iż jakaś część niej obumarła.

Zdumiało ją, że poczuła się znowu kobietą i nawet się nie spostrzegła, jak się w nim zaczęła podkochiwać. Kiedy zaproponował jej pracę gospodyni oraz zlecenia ze swojej firmy, w jednej sekundzie spadła z obłoków. Pozostało jej uczucie, że zrobiła z siebie idiotkę.

Jest po prostu zbyt zestresowana. Za dużo ma zajęć, a za mało czasu i pieniędzy. Przez całe lata ledwo sobie radziła i to ją wykończyło. Wystarczył drobiazg, aby puściły jej nerwy. Jeff był dla niej, samotnej matki, zbawieniem. On z kolei widział w niej płatną pomoc domową. Dlaczego się tak oburzyła? Przecież nie może go winić za to, że pozbawił ją złudzeń.

Oparła głowę o ścianę, pragnąc, aby można było cofnąć czas i przeżyć jeszcze raz ostatnie piętnaście minut. Tym razem odebrałaby jego propozycję tak, jak należy – jako uprzejmy gest obcego człowieka, a nie odtrącenie przez wyimaginowanego kochanka. Co za idiotka!


Jeff wpatrywał się w fotel, na którym przed chwilą siedziała Ashley, dumając, co się takiego,. do diabła, stało. Zupełnie nieświadomie dotknął ją, czy też wręcz obraził, a może jedno i drugie. Postanowiła wyprowadzić się następnego ranka, a on nie był w stanie jej powstrzymać. Zresztą nawet nie zamierzał.

Wysączył ostatni łyk brandy, w nadziei, że palący płyn przyniesie ulgę jego znękanemu żołądkowi. Już niemal zapomniał czasy, kiedy przychodziło mu bez trudu prowadzenie błahych rozmów. Kiedyś lubił przebywać w towarzystwie innych osób i czerpał z tego przyjemność. Pamięta, jak śmiał się z Nicole. Pieścił ją i całował. Pamięta, jak rzucał lekko słowa, w ogóle się nad tym nie zastanawiając. Ale to dawne czasy. Dzisiaj już mu się to nie zdarza. Obecnie ważył każde słowo, zastanawiając się, czy mówi wystarczająco jasno. Całkowicie zatracił spontaniczność.

Zamknął się w sobie. Ashley otworzyła się przed nim, opowiadając mu o swojej przeszłości. Miał dosyć życiowego doświadczenia, aby wyczytać między wierszami rzeczy, które wolała przemilczeć. Wyobrażał sobie przerażoną, dwunastoletnią dziewczynkę, która w ciągu kilku miesięcy straciła matkę oraz siostrę. Nastolatkę szukającą miłości u chłopaków, którzy okazywali się lekkoduchami.

Jednak jakoś przetrwała, ratując z opresji siebie i córkę. A przy tym pozostała człowiekiem o żywym sercu – co jemu się nie udało.

Przypomniało mu się, jak światło grało na jej twarzy, rozświetlając jej idealnie gładką skórę, przydając jej oczom blasku. Jej uśmiech zdawał się płynąć prosto z serca. Była tak chuda, że zastanawiał się, ile razy odejmowała sobie od ust, byle niczego nie zabrakło jej córce.

Dzisiejszego popołudnia wymyślił plan, jak ją wyratować z beznadziejnej sytuacji. Przemyślał sobie dokładnie wszystkie szczegóły, po czym podzielił się z nią bez zastanowienia swoim pomysłem i w rezultacie ją obraził. Wszystko przez to, że koniecznie musiał się wtrącić w nie swoje sprawy. Poczuł się odpowiedzialny za nią, co go mocno zaniepokoiło. Miał bowiem inne, ważne sprawy na głowie i wcale nie zamierzał angażować się uczuciowo. Jego dusza była martwa, dlatego nie dopuszczał do żadnych kontaktów z kobietami, oprócz fizycznych.

Poszedł na górę, do pokoi gościnnych. Stanął jak wryty, zobaczywszy siedzącą na podłodze Ashley, opartą plecami o ścianę. Słabe światło z sypialni wpadało na korytarz, oświetlając lewą część jej twarzy.

Ogarnęło go raptem tak gwałtowne pożądanie, że aż zaparło mu oddech. Ashley była taka delikatna i taka słodka. Wzruszała go jej kruchość. Gotów był się na moment zapomnieć. Nie myśleć o tym, że uciekłaby przerażona, gdyby dowiedziała się o nim prawdy – że w głębi duszy, w najciemniejszym jej zakamarku, przestał być człowiekiem.

Podniosła wzrok i uśmiechnęła się do niego blado.

– Siedziałam tu i starałam się przekonać siebie, że powinnam pójść na dół i cię przeprosić. Oszczędziłeś mi drogi.

– Nie masz powodu mnie przepraszać.

– Przecież zachowałam się jak idiotka. Starałeś się być dla mnie uprzejmy, a ja to źle odebrałam.

Uprzejmy? On?

– Chciałem pogodzić nasze interesy. Mnie potrzebny jest ktoś do poprowadzenia domu, a tobie przydałaby się nowa praca.

Ashley zmarszczyła nos.

– Masz skłonności przywódcze. Czy to typowa cecha żołnierza, czy też mężczyzny?

– Obu.

– Coś w tym jest – westchnęła. – Nie zrozum mnie źle, Jeff. Naprawdę doceniam twoją propozycję.

– Ale mi nie ufasz.

Jej wzrok spochmurniał.

– To niezupełnie tak.

Wyczytał z jej oczu, że to jednak kwestia zaufania. Chciała mu wierzyć, targały nią jednak wątpliwości. Nie powinien mieć do niej o to pretensji.

Pragnę cię, pomyślał, ale nie wypowiedział słów, które go paliły w środku. Pragnął jej do szaleństwa. Pragnął wdychać zapach jej ciała, dotykać wszędzie. Marzył o tym, aby poczuć pod palcami jej jedwabiste, czarne włosy i zasmakować jej ust. Przeżywać wspólnie z nią gorące chwile, zatracić się w rozkoszy, zapominając o Bożym świecie.

Westchnął tęsknie.

– Moja propozycja jest nadal aktualna. Mam nadzieję, że tym razem ją przyjmiesz.

– Nie mogę.

Dlaczego? Czyżby tak szybko go rozszyfrowała? Skąd wiedziała, że ucieczka to dla niej najbezpieczniejsze wyjście? Chciał zaoponować, powiedzieć, że sienie zgadza z jej decyzją. Wyznać, że od lat nikomu nie udało się dotrzeć do niego tak blisko jak jej. Że przy niej i przy Maggie chwilami zapomina, że jest inny niż reszta ludzi.

Powiedział jedynie:

– Daj mi znać, jeżeli zmienisz zdanie.

I odszedł, bo czuł, że jeżeli zostanie, powie coś, czego będzie potem żałował. Że jest gotów wyjawić jej prawdę.


Następnego ranka Ashley odłożyła ostrożnie słuchawkę na widełki, choć rozpierała ją ochota, aby cisnąć nią przez pokój i podeptać. Nie sądziła, że jej życie może się skomplikować jeszcze bardziej. Jedno zwięzłe zdanie wywróciło jej świat do góry nogami: „Budynek, w którym znajduje się pani mieszkanie, został zakwalifikowany do rozbiórki".

Oznaczało to, że straciła dach nad głową. Urzędnik miasta był wobec niej bardzo uprzejmy i zaproponował pomoc w znalezieniu nowego lokum. Nie przewidziano jednak zwrotu kosztów przeprowadzki, a znalezienie mieszkania o tak niskim czynszu graniczyło z cudem. Została kompletnie na lodzie.

Trudno sobie wyobrazić gorszy moment. Wczoraj wieczorem oznajmiła Jeffowi, że się rano wyprowadza, spodziewała się bowiem, że jej mieszkanie będzie się już nadawało do zamieszkania.

Najchętniej położyłaby się z powrotem do łóżka, nakryła na głowę kołdrą i zapomniała o całym świecie. Nie mogła sobie jednak na to pozwolić. Musiała zająć się dzieckiem, iść na zajęcia, nie mówiąc już o szukaniu nowego lokum.

Wyszła z sypialni i skierowała się ku schodom.

Uśmiechnij się, napomniała się, idąc korytarzem. Nie chciała, aby Jeff zorientował się, że znów ma kłopoty, nie chciała również niepokoić córeczki.

W kuchni Maggie i Jeff jedli wspólnie śniadanie. Żadne z nich nie podniosło oczu, chociaż Ashley była przekonana, że Jeff zauważył jej przyjście. Zignorowała siedzącego przy stole mężczyznę i spojrzała na córkę.

Ubrała Maggie w jej ulubione ogrodniczki z różowego sztruksu oraz dopasowany do całości różowo-biały podkoszulek z wizerunkiem kotka. Umyła córeczce twarz i pomogła założyć skarpetki i buty, ale nie zdążyła jej uczesać. Ale Maggie miała włosy podpięte z boku małymi, plastikowymi, różowymi zapinkami. Krzywo, bo krzywo, ale zawsze.

Wykluczone, aby Maggie poradziła sobie sama, pozostawała więc tylko jedna możliwość. Ashley przeniosła wzrok na swojego gospodarza. Jeff ubrany był jak zwykle w garnitur. Nie przypomina sobie, aby widziała go w jakimś innym ubraniu. Jego nieskazitelnie biała koszula była wykrochmalona na sztywno, a krawat idealnie dobrany do stroju. Wykąpany, ogolony, gotów był rozpocząć swój dzień.

Szerokie bary zdradzały jego siłę. Jego zacięte usta nieskore były do śmiechu. A mimo to znalazł czas, by przygotować małej śniadanie. Zdarzyło mu się to już wcześniej. Maggie nie czuła przed nim strachu. Uwielbiała Jeffa. Ufała mu od pierwszej chwili, kiedy się spotkali. Kierowała się intuicją, czy też. jak wiele dziewczynek wychowujących się bez ojca, lgnęła do niego, spragniona męskiego towarzystwa? Ashley wiedziała o nim tylko tyle, że był kiedyś żołnierzem, wyróżniającym się w zadaniach obarczonych ryzykiem śmierci. Ale kim był jako człowiek? Jaka była historia jego życia?

– Mamusia? – Maggie podniosła wzrok i zobaczyła stojącą w drzwiach Ashley. – Zjadłam wszystkie płatki na mleku.

– To bardzo dobrze – Ashley uniosła nieco brodę. – Jeff, czy możemy zamienić parę słów?

– Skinął głową, podniósł się z miejsca i wyszedł za nią na korytarz.

– Masz jakiś kłopot? – zapytał.

Utkwiła wzrok w szarych oczach. Nie potrafiła z nich wyczytać wiele więcej, niż gdy zjawiła się tu po raz pierwszy.

– Przed chwilą rozmawiałam z kimś z urzędu miasta. Wiedziałeś, że dom, w którym mieszkam, został zakwalifikowany do rozbiórki?

Jego spojrzenie było nieprzeniknione.

– Nie, ale wcale nie jestem tym zaskoczony. Sam widziałem, że woda wyrządziła poważne szkody.

– Muszę poszukać nowego mieszkania. Jeff skrzyżował ramiona na piersi.

– Masz na to pieniądze?

– Nie.

Czekała, aż chwyci ją w swoje szpony – zaproponuje jej ponownie pracę, a ona mu tym razem nie odmówi. O co ci tak naprawdę chodzi, Ashley Churchill, strofowała samą siebie – W porządku. Wypiszę ci czek, który pokryje wydatki. Spłacisz mi dług, jak zrobisz dyplom.

Spodziewała się innej propozycji. Oparła się o framugę.

– Kim ty jesteś, Jeff?

– Czy to ma jakiekolwiek znaczenie?

Pragnie, by w niego uwierzyła, a ona nauczyła się wierzyć jedynie samej sobie. Do tego daje jej jasno do zrozumienia, że nie interesują go ani odrobinę jej chuderlawe wdzięki.

Rozmowę przerwało pukanie do drzwi. Maggie rzuciła się na powitanie Brendzie. Ashley odwróciła się, pozostawiając Jeffa bez odpowiedzi, i pospieszyła za córką.

Brenda weszła do środka i uścisnęła Maggie.

– Na dworze pada deszcz – powiedziała. – Musisz założyć kurtkę.

– Wiem, gdzie jest! – oznajmiła Maggie, zakręciła się na pięcie i popędziła na schody. – Przyniosę ją, mamusiu.

– Dziękuję ci, kochanie – zawołała Ashley za małą i podeszła do asystentki Jeffa.

Brenda uśmiechnęła się do niej serdecznie.

– Wiem, że czujesz się lepiej, dlatego jestem ci wdzięczna, że mogę odwieźć małą do przedszkola. Uwielbiam ją – westchnęła. – Wnuki są najwspanialsze pod słońcem, a Maggie jest taka słodka, jak moja rodzona wnuczka.

– Miło mi, że pani lubi małą. – Ashley zerknęła przez ramię, aby się upewnić, że są same, po czym zaprosiła Brendę do salonu. – Muszę zadać pani pewne pytanie – powiedziała. – Pewnie zabrzmi to trochę dziwnie, za co z góry przepraszam.

Brenda rozsiadła się na beżowej kanapie i zachichotała.

– Mów, bo płonę z ciekawości.

Ashley upewniła się jeszcze raz, czy nikt nie przyczaił się w przedpokoju i przysiadła obok gościa na kanapie.

– Zapytam bez owijania w bawełnę. Czy mogę ufać Jeffowi? Znalazłam się w dosyć trudnej sytuacji. Jeff zaproponował mi pracę gospodyni. Oznaczałoby to, że zamieszkałybyśmy tutaj z Maggie. Z jednej strony to wspaniała okazja. Dobrze płatna praca, przepiękny dom. Nie znam jednak dobrze Jeffa, a mam małe dziecko, za które jestem odpowiedzialna.

– Nie masz się czego obawiać, moja droga – stwierdziła Brenda. – Przyznaję, że Jeff budzi nieco obaw, a do tego nie lubi mówić o sobie, ale to wspaniały facet. Znam go blisko pięć lat i nie zawahałabym się mu zaufać, gdyby w grę wchodziło moje życie. Mało tego, nawet gdyby chodziło o życie moich wnuków.

To było dokładnie to, co Ashley chciała wiedzieć.

– Dziękuję pani za informacje.

Brenda uniosła nieco głowę i wsunęła pasmo blond włosów za ucho.

– Może uznasz mnie za przemądrzałą, ale muszę powiedzieć coś jeszcze.

– Co takiego?

– Jeff nie jest specjalnie towarzyski, dlatego nie spodziewaj się, że będzie cię zabawiał. Jest zdecydowanie typem samotnika. O ile mi wiadomo, nie miał żadnego poważnego związku w ciągu ostatnich pięciu lat. Dlatego pilnuj się, żeby nie złamał ci serca.

Ashley uśmiechnęła się.

– Nie ma sprawy. Nie zamierzam się angażować uczuciowo w żadnym wypadku.

Mogła uważać faceta za seksownego i pociągającego fizycznie, ale dobrze wiedziała, że nie powinna ryzykować i angażować się znowu emocjonalnie. Jeżeli już, to z kimś, kto będzie w stanie pokochać ją ponad wszystko.

– W takim razie nie masz się czego obawiać.

Maggie wpadła do salonu jak burza. W jednym ręku trzymała kurtkę, w drugim mały plecak.

– Jestem gotowa – oznajmiła. Ashley roześmiała się.

– Niezupełnie, młoda damo. Chodź tutaj.

W niecałe pięć minut Maggie była wyszykowana do przedszkola. Ashley pocałowała ją na do widzenia i obiecała, że przyjedzie po nią punktualnie o drugiej. Brenda zamachała jej na pożegnanie, uniosła w górę kciuk i wyszła. Ashley została sam na sam z Jeffem. Najwyższy czas podjąć decyzję.

Znalazła go w jego gabinecie. Pakował dyplomatkę. Czyżby pracował do późna w nocy? – zdziwiła się. Sama prawie nie zmrużyła oka, gdyż nie dawała jej spokoju myśl o złożonej propozycji oraz o tym, jak beznadziejnie zareagowała. Ciekawe, z jakiego powodu Jeff czuwał w ciągu długich nocnych godzin?

Zapukała w uchylone drzwi, po czym weszła do pokoju.

– Czy znajdziesz dla mnie chwilę?

– Oczywiście.

Wskazał fotele stojące przy biurku. Wybrała ten, w którym nie siedziała wczorajszego wieczoru. Jeff rozparł się wygodnie w swoim.

Ashley oblizała wargi.

– Chciałam zapytać, czy twoja wczorajsza propozycja jest nadal aktualna.

– Masz na myśli pożyczkę?

– Nie. Pracę.

Uniósł brwi i skinął głową, nie odzywając się słowem. W porządku. Pomimo jej idiotycznego zachowania, nie zmienił zdania.

– Jestem nią zainteresowana – powiedziała. – Muszę jednak wiedzieć, dlaczego się tak nami przejmujesz. Przecież możesz zatrudnić kogoś na przychodne, kto będzie ci gotował obiady i sprzątał. Dlaczego zdecydowałeś się na stałą pomoc z mieszkaniem i dlaczego na mnie?

Jeff nie odpowiedział od razu. Zastanawiał się przez chwilę. Ashley aż skręcało w fotelu. Czyżby jej pytanie było niestosowne? Czyżby rozzłościła tym Jeffa? Jeśli rzeczywiście jest aż taki zapalczywy, to czy powinna się u niego zatrudnić?

– Poznałem cię na tyle dobrze, żeby powierzyć twojej opiece dom – oświadczył w końcu. – A poza tym bardzo lubię twoją córeczkę.

Ashley ledwie trzymała nerwy na wodzy.

– To dlaczego sam nie masz dzieci? – wymknęło jej się. Zwrócił ku niej szare, chmurne oczy.

– Bo nie mogę.

Spodziewała się pół tuzina wykrętów, ale nie takiej odpowiedzi.

– Nie rozumiem.

– Mam zbyt małą koncentrację plemników w spermie, przez co prawdopodobieństwo zapłodnienia jest bliskie zeru.

Ashley zamrugała. Nie była przygotowana na tak brutalnie szczerą odpowiedź. Aż jej huczało w głowie od natłoku myśli, pytań, które cisnęły jej się na usta. Skąd Jeff o tym wie? Takie badanie nie należało do rutynowych. A więc poddał się specjalnym testom na płodność. Co to miało znaczyć? Że jakaś kobieta usiłowała zajść z nim w ciążę? To znaczy, że kiedyś…

– Byłeś żonaty?

W kącikach ust pojawił się blady uśmiech.

– Wiem, że trudno w to uwierzyć.

– Nie, wcale nie.

Nie chciała przyznać, że tak. Wizerunek Jeffa proszącego jakąś kobietę o rękę wydał jej się abstrakcją. Jeff był żonaty? Mieszkał wspólnie z kobietą? Nosił dżinsy albo snuł się w szlafroku nieogolony? Wprost nie do wiary!

– Byłem żonaty przez kilka lat. Chcieliśmy mieć dziecko. Ponieważ moja żona nie zachodziła w ciążę, zrobiliśmy testy. Okazało się, że to moja wina.

Czy dlatego nie ożenił się ponownie? Czy to był faktyczny powód? Ashley uprzytomniła sobie raptem, że to nie jej sprawa.

– Przepraszam – mruknęła. – Nie pomyśl sobie, broń Boże, że jestem wścibska.

– Rozumiem twoje obawy, ale nie przejmuj się. Bardzo lubię Maggie, nie stanowi dla mnie jednak substytutu córki. – Wziął do ręki pióro i zaczął je pilnie oglądać, jakby chciał zyskać na czasie. W końcu odłożył je. – Nie mam zwyczaju zgrywać miłego faceta, dlatego zachowuję się trochę niezręcznie – powiedział. – Pracujesz dla mnie. A ja nie zamierzam cię zwalniać. Jeżeli chcesz pożyczyć pieniądze na przeprowadzkę do innego mieszkania oraz pracować dalej jako sprzątaczka w biurze, nie mam nic przeciwko temu. Może jednak zdecydowałabyś się – podjąć u mnie pracę jako gospodyni na okres próbny. Nie oczekuję niczego w zamian ani od ciebie, ani od twej córki – przerwał na moment. Jego twarz zachmurzyła się. – Jeżeli koniecznie szukasz wytłumaczenia dla mojego postępowania, pomyśl sobie, że to próba odkupienia win.

– Za co?

Wzruszył ramionami.

– Jestem cholernie dobry w swoim fachu, ale byłem jeszcze lepszy jako żołnierz. Przyszło mi za to zapłacić wysoką cenę.

Ashley nie dopytywała się, bo nie chciała wiedzieć, co on takiego zrobił. Przypomniała sobie artykuł w prasie o jego udziale w operacjach specjalnych, pełen niejasnych aluzji i napomknięć o owianych tajemnicą bitwach.

Jeff był niebezpiecznym człowiekiem. Tak mówił jej rozum, ale co innego czuło jej serce. Jakby nie dopuszczała do świadomości, że ludzie są bezlitośni dla swoich wrogów.

– Mam małe dziecko – powiedziała. – Biorąc pod uwagę charakter twojej pracy, zakładam, że masz w domu broń. Czy moja córka będzie tu bezpieczna?

Jeff nie odpowiedział, tylko wstał z miejsca. W drugim końcu gabinetu wyjął książkę z półki i raptem cała szafa na książki otworzyła się. Ashley wstała z fotela i podeszła do Jeffa. Pokazał jej olbrzymi sejf wbudowany w ścianę.

– Nie ma do niego klucza ani zamka cyfrowego. Ma wbudowany specjalny czytnik. Ten mechanizm ma własne źródło zasilania, dlatego nie może się rozprogramować w razie przerwy w dopływie prądu. Trzymam tu wszystkie niebezpieczne rzeczy.

Ashley chciała zapytać, co znajduje się w sejfie, jednak doszła do wniosku, że woli nie wiedzieć.

– Maggie jest całkowicie bezpieczna – stwierdził Jeff. – Inaczej nie pozwoliłbym jej tu zostać.

Ashley zadrżała. Pragnęła zapewnienia, że i ona może się czuć bezpieczna.

– Chciałabym pracować jako gospodyni – powiedziała, wsuwając ręce do kieszeni dżinsów. Cofnęła się o krok. – Tylko przez kilka miesięcy, do czasu aż poczuję grunt pod nogami.

– Dobre i to – Jeff zamknął szafę na książki. – Jesteś również zainteresowana pracami zleconymi?

Słowo się rzekło, kobyłka u płotu.

– Tak.

– W porządku.

Wbił w nią wzrok. Dostrzegła w jego źrenicach jakiś błysk. Przysięgłaby, że przez sekundę widziała w nich ogień – taki, jaki rozpala się gwałtownie, gdy w człowieku budzi się namiętne pożądanie. Gdyby to był inny mężczyzna, sądziłaby, że jest nią zainteresowany. Ale nie Jeff.

Загрузка...