Rozdział 15

Trzy dni później Ashley czuła się tak samo urażona i zakłopotana jak w chwili, kiedy po raz pierwszy uprzytomniła sobie, że Jeff jej nie kocha. Zastanawiała się, co powinna zrobić. Zostać przy nim? Mimo wszystko wyjść za niego za mąż? Spodziewali się przecież dziecka, co dla niej dużo znaczyło. Myślała, że dla niego też. Poza tym Maggie go uwielbiała.

Odsunęła na bok książkę o teorii rachunkowości i wstała z krzesła. Nauka przychodziła jej z trudem. Postanowiła sobie zrobić małą przerwę.

Wyruszyła na poszukiwanie Jeffa i Maggie. Zaproponował jej, że zajmie się wieczorem małą, żeby mogła się pouczyć. Była mu bardzo wdzięczna i chętnie się zgodziła. Nie tylko dlatego, żeby wetknąć nos w książki, ale by odpocząć trochę od jego towarzystwa, które ją ostatnio męczyło. Zwłaszcza że nie udawało jej się zgłębić jego myśli i uczuć.

Jeśli chodzi o nią, to sprawa była prosta. Skoro Jeff jej nie kocha, musi od niego odejść. Po pewnym czasie podejmą jakieś decyzje w kwestii ich dziecka, bo ona nie może wyjść za mąż za człowieka, który nie darzy jej miłością.

W takim razie, dlaczego jeszcze tu jest? Na co czeka? Skąd z jej strony ta bierność? A może kryje się za tym coś więcej? Usiłuje zyskać na czasie, łudząc się nadzieją, że zdarzy się jakiś cud, czy też wierzy, że uczucia Jeffa są głębsze, niż sądzi? Nie umiała odpowiedzieć na żadne z tych pytań.

Co za ironia losu! Zanim spotkała Jeffa, miała poważne kłopoty finansowe, ale jej życie w sumie było o wiele łatwiejsze. Nie miała aż tylu dylematów. Teraz musiała podjąć decyzję, lecz wciąż się wahała. W jednej chwili zdecydowana była zostać, bo nie wyobrażała sobie życia bez Jeffa, za moment zaś postanawiała odejść od niego następnego ranka.

Weszła do bawialni. Jeff i Maggie siedzieli na podłodze – Jeff opierał się plecami o kanapę, trzymając jej córeczkę na kolanach. Oglądali film o Tarzanie.

Mała przytuliła się do niego, opierając mu ufnie głowę na piersi. Jego duża dłoń spoczywała na jej brzuszku. Maggie bezwiednie skubała jego palec. Na podłodze leżało kilka lalek, niektóre do połowy rozebrane, a dookoła w nieładzie różne ubranka. Widocznie bawili się w ulubioną zabawę Maggie – pokaz mody.

Ashley nie mogła powstrzymać uśmiechu, wyobrażając sobie Jeffa zmagającego się z miniaturowymi zapięciami malutkich, ale skomplikowanych ubranek dla lalek. Choć nie uczestniczyła w ich zabawie, wiedziała, że Jeff ma anielską cierpliwość do Maggie i zawsze spełnia wszystkie jej zachcianki, dając jej odczuć, że jest wspaniała. Zdawała sobie doskonale sprawę, że nie interesuje go specjalnie film o Tarzanie, mimo to oglądał go z takim zaangażowaniem, jakby od tego zależał pokój na świecie. I zapewne bez protestu obejrzy go jeszcze raz w przyszłym tygodniu.

Oparła się o framugę i skrzyżowała ręce na piersi. Pragnęła odpowiedzi na dręczące ją pytania. Pokiwała głową. Chciała mieć pewność, że Jeff jest mężczyzną jej życia. Że jest dla niej stworzony. Nie miała ochoty popełnić jeszcze jednego błędu. Musi jej obiecać, że będzie ją kochał. Jeśli nie zdobędzie się na te słowa, odejdzie.

Czy może jednak odejść, zapominając o wszystkim, co dla nich uczynił? O tym, że w razie potrzeby zawsze może na niego liczyć – zarówno ona, jak i Maggie? Zapominając o wszystkich jego uprzejmościach? O tym, że je przygarnął, że otworzył się przed nią, pokazał swoje prawdziwe oblicze, ryzykując, że od niego odejdzie? Że postanowił się z nią ożenić, bo zaszła z nim w ciążę?

Uprzytomniła sobie, że to najbardziej godny szacunku człowiek, ze wszystkich ludzi, jakich zna. Jak może mieć jakiekolwiek wątpliwości?

Jeff nie potrafił wyrazić swoich uczuć, ale okazywał je każdego dnia. Czy to nie jest najważniejsze? Czy czyny nie znaczą więcej niż słowa? Nie umiał określić stanu swego serca, lecz każdy gest z jego strony, każdy przejaw troski i cierpliwości, świadczyły o jego prawdziwych uczuciach.

– Ashley?

Odszukała go wzrokiem i zobaczyła, że się jej przygląda. Zwrócił do niej pytające spojrzenie. Od ostatniej nocnej rozmowy sytuacja między nimi była niejasna. Zerknęła na swoją córeczkę, uprzytomniając sobie, że nie jest to odpowiedni moment na wyjaśnienia.

– Chciałam ci tylko powiedzieć cześć – oznajmiła. – I że cię kocham.

W jego oczach błysnęła nadzieja.

– Nadal? Pomimo, że… – głos mu się załamał.

– Tak, nadal – zapewniła go. Pragnęła być z tym mężczyzną – na zawsze.


Ashley położyła Maggie do łóżka i ruszyła na poszukiwania Jeffa. Znalazła go w gabinecie, studiującego jakieś papiery. Na jej widok odłożył pióro.

– Musimy porozmawiać – powiedział.

– Wiem. – Obeszła biurko, usiadła mu na kolanach, objęła za – szyję i pocałowała. – Doszłam do wniosku, że wszystko się między nami ułoży. Potrzebujesz po prostu trochę czasu, żeby oswoić się z tym, co się między nami wydarzyło. Rozumiem to. W krótkim czasie tak wiele się zmieniło. Ostatnich piętnaście lat żyłeś jak Rambo. Teraz się będziesz musiał przestawić na życie rodzinne. Ufam ci całkowicie, z pewnością ci się uda.

– Cieszę się – odparł. Postawił ją na podłodze i wstał z krzesła. – Zwłaszcza, że musimy ustalić kilka spraw jeszcze przed moim wyjazdem.

– Jakim wyjazdem?

– Nad Morze Śródziemne. W sprawie Kirkmana.

– Ach, tak. Wspominałeś mi o tym. – Dręczona ostatnio rozterkami, Ashley zupełnie o tym zapomniała. Usiadła obok niego na kanapie i pokazała palcem leżącą na stoliku teczkę. – Tajemnice państwowe?

– Nie.

– Plan ochrony?

– Niezupełnie. Uniosła głowę.

– Widzę, że nie jesteś zbyt rozmowny.

– Chcę z tobą porozmawiać na temat mojego testamentu. – Otworzył opasłą teczkę i wyjął z niej dokumenty. – Widziałem się wczoraj ze swoim adwokatem i spisaliśmy nowy testament. Przepisałem na ciebie wszystko, z wyjątkiem dwóch polis ubezpieczeniowych na życie, które są wystawione na Maggie oraz nasze dziecko. Ty figurujesz na obu jako powiernik. W razie czego suma ta powinna pokryć koszty związane z ich utrzymaniem, do skończenia studiów.

Ashley wpatrywała się w leżący przed nią dokument, kompletnie zdezorientowana.

– Testament? Nic z tego nie rozumiem.

– Gdyby coś mi się stało, musisz radzić sobie dalej sama.

– Jeśli chodzi o firmę, to w razie mojej śmierci Zane przejmuje połowę udziałów należącą do mnie. Z kolei ja przejmuję jego udziały, w przypadku jego śmierci. W razie czego otrzymasz wpływy ze sprzedaży moich udziałów oraz dom. Mam spory kapitał w lokatach terminowych, na rachunkach bieżących i kontach oszczędnościowych. Gdyby coś mi się stało, Brenda skontaktuje się z moim doradcą finansowym i Jerry przejrzy z tobą niezbędne papiery.

Ashley odepchnęła od siebie teczkę.

– Nie chcę rozmawiać na ten temat. Nie teraz. Już ci mówiłam, że nie obchodzą mnie twoje pieniądze.

Jego szare oczy patrzyły na nią stanowczo.

– Rozumiem twój punkt widzenia, Ashley, i wierzę ci. Jeśli jednak nie wrócę, chciałbym, żebyś zajęła się wszystkim.

Jak to, jeśli nie wróci? Ześlizgnęła się na brzeg kanapy.

– O czym ty mówisz? Dlaczego miałbyś nie wrócić?

Jeff westchnął.

– Pewnie wszystko będzie w porządku. To nie jest operacja o wysokim stopniu ryzyka.

– Operacja? Masz na myśli służbową podróż?

– Chodzi o ochronę paru wysoko postawionych ludzi. Istnieje realne niebezpieczeństwo zamachu a nawet porwania. Przygotowaliśmy się na najgorsze, choć jestem przekonany, że wszystko będzie dobrze. Ale nigdy nie można mieć całkowitej pewności, wolę żebyś w razie czego była finansowo zabezpieczona.

Ashley zerwała się na równe nogi.

– Nie chcę żadnego finansowego zabezpieczenia. Chcę, żebyś wrócił do domu – Jestem pewien, że wrócę. Wskazała palcem teczkę.

– Wcale nie jesteś taki pewien. Dlatego prowadzimy ze sobą – tę rozmowę. Jeff, sugerujesz mi, że możesz zginąć w czasie tego wyjazdu?

Zaczął się kręcić nerwowo na kanapie.

– Prawdopodobieństwo jest raczej niewielkie.

– Niewielkie? To znaczy jakie?

– Mniej niż trzydzieści procent.

Otworzyła usta ze zdumienia. Trzydzieści procent?

– Nie – zaprotestowała stanowczo. – Nie możesz jechać. Nie wolno ci zginąć. Chcę, żebyśmy oboje dożyli spokojnej starości. Nie pozwolę na to, abyś zginął.

Dopiero co go znalazła. Nie wyobrażała sobie, że może go stracić.

– Ashley, bądź rozsądna. To moja praca.

– W takim razie jesteś szaleńcem. Jak możesz zostawić mnie i Maggie? Co się stanie z naszym dzieckiem? – Podeszła do biurka, zakręciła się na pięcie i spojrzała mu prosto w twarz. – Nie możesz ryzykować życia. Zwyczajnie nie zgadzam się na to. Do diabła! Jeff, nie jesteś samotnym żołnierzem, który gotów jest oddać swoje życie w imię Boga i ojczyzny. Nie możesz poświęcać wszystkiego dla jakiegoś tam zadania. To nie jest w porządku. Masz wobec nas zobowiązania. Jesteś nam potrzebny, musisz wrócić do domu.

– Zamierzam to zrobić.

– Przecież liczysz się z inną ewentualnością. Prowadzisz firmę ochroniarską. Masz personel. Zatrudniasz ludzi, którzy mogą wykonywać tego typu robotę.

– Uważasz, że powinienem wysłać kogo innego na śmierć?

Ashley zgięła się w pół, chwytając z trudem powietrze, jakby dostała potężny cios w splot słoneczny.

Jeff idzie na pewną śmierć. I próbuje ją do tego przygotować. Twierdzi, że ryzyko wynosi trzydzieści procent, ale to czyste kłamstwo, żeby uśpić jej czujność, bo widzi, że jest przerażona.

– Ashley…

– Nie! – krzyknęła. Wyprostowała się jak struna i posłała mu piorunujące spojrzenie. – Przez całe życie ludzie, na których mi zależało i których kochałam, nie odwzajemniali moich uczuć. Odchodzili albo umierali, nie licząc się ze mną. Myślałam, że jesteś inny. Sądziłam, że ci na mnie zależy, ale zostałeś wychowany tak, że nie potrafisz okazać mi swoich uczuć. Teraz wiem, jak bardzo się myliłam. Jesteś człowiekiem wyzutym z wszelkich uczuć. Myślałam, że się zmienisz i uświadomisz sobie, że nas kochasz. Myliłam się i w tym względzie. Nie kochasz nas. Zamierzasz mnie opuścić i umrzeć, tak jak wszystkie bliskie mi osoby. Nie uważasz, że jestem warta tego, by dla mnie żyć.

Jeff wstał z kanapy.

– Mylisz się. Mam szczery zamiar wrócić do ciebie.

– To mi nie wystarcza. Nie chcę żebyś w ogóle jechał.

– Muszę. To moja praca. – zawiesił głos. – Wiedziałaś, jaki mam zawód, Ashley. Przecież nic się nie zmieniło.

– Owszem, i to dużo. Przedtem nie zdawałam sobie sprawy, co do ciebie czuję. Jeżeli się kogoś kocha, to chce się być blisko niego.

Wypowiadając te słowa, uświadomiła sobie, że nie ma najmniejszego sensu namawiać go, żeby został. Skoro Jeff jej nie kocha, dlaczego miałby liczyć się z jej uczuciami. Przecież i tak go to wszystko nie obchodzi.

Jego twarz posmutniała.

– Sądziłem, że jeśli się kogoś kocha, to akceptuje się go takim, jakim jest – powiedział rozgoryczony. – Wiedziałaś kim jestem i co robię, kiedy zobaczyłaś mnie po raz pierwszy, dlatego nie rozumiem, dlaczego stanowi to dla ciebie raptem problem. Co za ironia losu! Nicole akceptowała moją pracę, ale nie mój charakter. Ty z kolei rozumiesz mnie, lecz nie akceptujesz tego, co robię. Podejrzewam, że oboje nie sprostaliśmy wzajemnym wyobrażeniom.

Ashley odebrała to jako policzek. Zaniemówiwszy ze zdumienia, odprowadziła go wzrokiem do drzwi.


Jeff czekał przez całą noc, ale Ashley do niego nie przyszła. Chciał zajrzeć do niej, lecz zastał zamknięte drzwi. Nikt nie odpowiedział na jego pukanie.

' Następnego ranka spakował walizkę i zszedł na dół. Zostawił na stoliku w gabinecie teczkę z dokumentami. Gdyby coś mu się stało, chciał, żeby Ashley znalazła dokumenty.

Ashley była w kuchni z Maggie. Cienie pod jej oczami mówiły, że i ona ma za sobą nieprzespaną noc. Wpatrywali się w siebie, milcząc. Jeff wiele by dał za to, aby znaleźć odpowiednie słowa, które pomogłyby mu naprawić sytuację między nimi. Wyjaśnić w jakiś sposób, dlaczego ma taką pracę i dlaczego gotów jest w pracy na wszystko – igranie z ogniem to dla niego swego rodzaju pokuta.

Maggie spostrzegła go i ześlizgnęła się z krzesła., – Tatusiu, tatusiu, mamusia mówi, że musisz wyjechać. Nie chcę, żebyś gdzieś jechał.

Rzuciła się w jego stronę. Ze swobodą, o którą się Jeff nie podejrzewał przed paroma miesiącami, postawił na podłodze walizkę, pochylił się i porwał ją w ramiona. Mała przytuliła się do niego.

– Nie jedź – powiedziała drżącym głosem. Jej wielkie błękitne oczy napełniły się łzami.

– Muszę. To wyjazd służbowy. Nie będzie mnie tylko przez tydzień.

– Tydzień to strasznie długo.

– Wiem. Będę za tobą tęsknić.

Zerknął ponad głową małej na Ashley, ale kobieta, dzięki której tak bardzo się zmienił, odwróciła od niego wzrok. Siedziała za stołem, mieszając w skupieniu kawę.

Maggie oparła mu głowę na ramieniu i westchnęła. Jaka ona malutka, pomyślał Jeff zaniepokojony. Jak ona sobie poradzi? Przyłapał się na tym, że pragnie zostać, by się upewnić, że małej nie stanie się żadna krzywda. Nie mógł jednak. Czekała go praca.

– Przywiozę ci coś – obiecał Maggie i postawił ją na podłodze.

Mała rozpromieniła się.

– Kotki?

– Nie. Muszę to najpierw uzgodnić z mamą, ale to coś bardzo fajnego.

– Przywieziesz też coś mamusi? Spojrzał na Ashley. Nadal mieszała kawę.

– Tak, mamie też.

Jeff zawahał się. Chciał coś powiedzieć, żeby napięcie między nimi minęło. Chciał ratować ich przyjaźń, ale nie wiedział jak. Po dłuższej chwili, zrezygnowany, sięgnął po stojącą na podłodze walizkę.

– Muszę już iść. Czeka na mnie praca. Zobaczymy się za tydzień.

– Zadzwonisz? – zapytała Ashley, nie podnosząc wzroku.

Że też nie przyszło mu to do głowy. Oczywiście istniała taka możliwość. A więc będzie z nią w kontakcie; to tylko dla nich lepiej.

– Oczywiście. – Zastanowił się nad różnicą czasu. – Powiedzmy wczesnym wieczorem, po obiedzie, dobrze?

Skinęła głową.

– To miłe z twoje strony. Dziękuję ci.

Chciał podejść do niej i porwać ją w ramiona. Błagać, by mu obiecała, że go nie zostawi, że między nimi jeszcze nie wszystko stracone. Niech mu powie, jak ma postępować, żeby się czuła przy nim szczęśliwa, skoro wszelkie sprawy dotyczące ich związku wprawiają go w zakłopotanie.

Nie odezwał się jednak słowem. Odwrócił się na pięcie i wyszedł z kuchni. Maggie zawołała za nim:

– Mamusia i ja bardzo cię kochamy.

Miał nadzieję, że to wciąż prawda.


Sześć godzin później Jeff przestudiował wnikliwie po raz ostatni plan willi. Prywatny odrzutowiec miał wystartować z lotniska Boeing Field o czwartej. Ekipa była już w komplecie, ekwipunek sprawdzony.

– Nie mogę uwierzyć, że to robisz – powiedział Zane, wchodząc do gabinetu.

– O czym ty mówisz? – zapytał Jeff.

Zane podszedł do stołu i popukał palcem w papiery.

– Nie mogę uwierzyć, że się jednak zdecydowałeś.

– Masz na myśli akcję? To mój obowiązek.

– Nie. To nasz obowiązek. Pamiętaj, że jestem twoim wspólnikiem. Mogę wziąć tę robotę na siebie. – Zane przeszył go wzrokiem. – Zawsze lubiłeś odnosić sukcesy, ale teraz to już szczyt wszystkiego. Przecież masz rodzinę, o której powinieneś pomyśleć.

– Sukcesy? Naprawdę tak myślisz? – zapytał Jeff. – Uważasz, że biorę na siebie najbardziej niebezpieczne zadania, żeby okryć się chwałą? Przecież nigdy nie chcę, żeby moje nazwisko figurowało w dokumentach. Jest mi to kompletnie obojętne.

Czarne oczy Zane'a nabrały posępnego wyrazu.

– Nie bierzesz pod uwagę, że i mnie mogą męczyć upiory przeszłości? Wprawdzie byłem strzelcem wyborowym, ale to nie oznacza, że nie miałem nic wspólnego z zabijaniem. Zabijanie na odległość jest tak samo zabijaniem, Jeff. Kiedy planowałem akcje, moje ofiary nie były tak całkiem bezimienne. Studiowałem potem zdjęcia zrobione przez członków wywiadu, aby przekonać się, w jakim stopniu został wykonany plan. Mogłem się napatrzeć do woli na to, jaką śmierć zgotowałem tym ludziom.

Jeff wbił wzrok w swojego partnera.

– Nie zdawałem sobie z tego sprawy – powiedział po chwili.. Zane wzruszył ramionami.

– Wcześniej nie musiałeś o tym wiedzieć. Ale teraz masz Ashley i Maggie.

A wkrótce będzie miał jeszcze dziecko, o czym Zane na razie nie wiedział. Jego wspólnik miał na myśli rodzinę. Uważał, że Jeff jest teraz odpowiedzialny nie tylko za pracę. Jeszcze do niedawna by się z nim zgodził, ale nie teraz. Co prawda Ashley twierdziła, że go kocha, miał jednak co do tego wątpliwości. Kochała go tylko częściowo. Kochała za to, co mogła w nim podziwiać. Nie akceptowała mrocznych zakamarków jego duszy. Myślał, że go rozumie i bierze go takim, jakim jest, jednak mylił się. Właściwie zaczynała się od niego już oddalać. Widział to wyraźnie.

Zaufał Ashley. Kiedy wysłuchała jego wynurzeń na temat dręczących go nocą koszmarów i nie odwróciła się od niego, obudziła się w nim iskierka nadziei. Później wziął ją na trening, co ją wcale nie odstraszyło – okazało się wręcz, że się świetnie bawiła. Opowiedział jej więcej szczegółów ze swojej przeszłości, co jej też nie zniechęciło. Aż w końcu wyznała mu miłość.

Uwierzył jej, ponieważ pragnął rozpaczliwie, by została jego towarzyszką życia. Niestety nie potrafiła pogodzić się z jego pracą. Chciała, żeby się zmienił i przestał ryzykować życie. Nie potrafiła kochać go takim, jaki jest. I nie powinno go to dziwić.

– Nie sądzę, żeby Ashley i Maggie wytrzymały ze mną zbyt długo – powiedział ponuro Jeff, zbierając ze stołu plany. – Ashley nie akceptuje tego typu misji.

– Czy możesz mieć do niej o to pretensję? Jeśli się kogoś kocha, to chyba nie życzy mu się kuli w łeb?

– Dlatego postanowiłem ją zainkasować sam.

– Pleciesz bzdury i dobrze o tym wiesz. Zdecydowałeś w pojedynkę o swoim udziale w zadaniu. Wynająłeś najlepszych ludzi i wyszkoliłeś ich na zawodowców, a teraz zamiast powierzyć im robotę, sam się w nią mieszasz. – Zane podszedł do niego bliżej. – Wiesz, co myślę, Jeff? Że obleciał cię strach. Zależy ci na Ashley i jej córce i to cię przeraża. Byłeś wolny jak ptak. Aż tu nagle, po tylu latach, znalazłeś się w sytuacji, kiedy masz coś do stracenia. Skąd się wzięły u ciebie te opory? Czemu nie weźmiesz się w garść? Zamiast cieszyć się, że masz szansę ułożyć sobie normalne życie, szukasz ucieczki. – Zane spojrzał na niego z odrazą. – Jesteś skończonym idiotą. Nie rozumiesz tego? Taka szansa nie trafia się człowiekowi zbyt często. Wiesz o tym równie dobrze jak ja.

– Łatwo ci mówić, bo jesteś sam – odciął się Jeff, nie chcąc przyznać, że przyjaciel ma rację.

– Oczywiście. Ponieważ osoba, z którą zamierzałem spędzić życie, umarła. Nie ma dnia, żebym o niej nie myślał, życząc sobie, aby było inaczej. Ja straciłem swoją szansę. A jaką ty masz wymówkę?

Jeff nie wiedział, co powiedzieć.

– Przepraszam – mruknął pod nosem. – Nie wiedziałem o tym.

– No cóż, teraz już wiesz. Przestań się więc zachowywać jak palant, który woli dostać kulę w plecy niż przyznać się, że być może się zakochał.

– Ashley nie mogła przestać myśleć o tym, co powiedział Jeff. Powtarzała sobie, że Jeff się myli, że wcale go nie oszukała. To ona miała powód czuć się urażoną. Choć powtarzała to sobie w kółko, nie była o tym zbytnio przekonana.

Chodziła w tę i z powrotem po kuchni, nie zwracając uwagi na rozłożoną na stole książki do rachunkowości. Wiedziała, że powinna się uczyć, ale myślała nieustająco o Jeffie. Jego samolot startuje za niecałe dwie godziny. Nie zobaczy go przez tydzień… a może nawet już nigdy.

– Nie zniosę tej sytuacji – powiedziała, zaciskając powieki. – Nie mogę siedzieć bezczynnie i czekać, aż Jeff zginie. Pragnęłam tylko jednego – kogoś, kto odwzajemniałby moje uczucia. Chciałby dla mnie żyć i kochał mnie ponad wszystko na świecie. Pragnęłam bezwarunkowej miłości.

Otworzyła oczy i patrzyła nieobecnym wzrokiem przez okno. Jeff nie był zdolny do takiego uczucia.

Miała ochotę krzyczeć. Albo coś stłuc. Myślała, że mają szansę ułożyć sobie wspólnie życie, ale myliła się. Niech szlag trafi tego mężczyznę, za to że jej nie kocha, tak jak ona to sobie zaplanowała i jak to sobie wymarzyła. Czy Jeff zdaje sobie sprawę, jak bardzo pomieszał jej szyki, zaprzepaszczając jej wielką życiową szansę? Od kiedy umarła jej siostra, pragnęła przede wszystkim czuć się znowu bezpieczna. Przy Jeffie, który wystawiał się na niebezpieczeństwo, jakby siego kule nie imały, nie było to możliwe.

Niestety…

Ashley zamarła na środku kuchni. Pochyliwszy głowę, wpatrywała się teraz w podłogę.

A Jeff? Czyż i on nie miał prawa do swoich marzeń i pragnień? Do miłości akceptującej jego całego, a nie tylko tę część, która jej się w nim podoba? Jakim prawem chciała mu narzucić, jak ma żyć? Miał rację, wymawiając jej ostatniego wieczoru, że od początku wiedziała, na czym polega jego praca. Dlaczego więc raptem miała mu to za złe? Czy to możliwe, że oczekiwała od niego bezwarunkowej miłości, nie odwzajemniając się taką samą?

Od pierwszej chwili, kiedy się spotkali, był oddany, uprzejmy i miły. Nie mając doświadczenia jako mąż ani ojciec, pragnął stać się i jednym, i drugim. Gdy powiedziała mu, że jest w ciąży, postanowił się natychmiast z nią ożenić. W ciągu ostatnich paru miesięcy bardzo się zmienił – stał się bardziej otwarty, uczuciowy. Może sam nie wiedział, co dzieje się w jego sercu, a może nie potrafił tego ująć w słowa. Wiedziała jednak, co czuje. Był mocno zaangażowany. Zachowywał się przecież jak zakochany po uszy mężczyzna.

Jak mogła być taką idiotką? Czyżby naprawdę zamierzała pozwolić mu odejść z jej życia? Albo zginąć z przeświadczeniem, że jest na niego wściekła? Miał w sobie wszystko, czego pragnęła. Jak to możliwe, że chciała się z nim rozstać?

Zerknęła na zegarek. Nie miała zbyt wiele czasu.

– Maggie! – zawołała, biegnąc do bawialni. – Musimy natychmiast wyjść. Chcę, żebyśmy się pożegnały z Jeffem.


Jeff przeszedł do poczekalni. Samolot powinien wystartować za jakieś dziesięć minut. Jego zespół był w komplecie. Sprawdzili po raz ostatni swój ekwipunek i szykowali się do wejścia na pokład, gdy Jeff raptem usłyszał cieniutki głos.

– Tatusiu! Chcemy się z tobą pożegnać.

Oszołomiony, odwrócił się powoli. Maggie oraz Ashley machały od wejścia do budynku. Dziewczynka wyrwała się matce i puściła się pędem w jego stronę. Wyciągnęła w górę rączki i rzuciła się mu w objęcia.

– Mamusia jechała naprawdę bardzo szybko – zwierzyła mu się Maggie, zanim go pocałowała wilgotnymi usteczkami w policzek. – Nie chciałyśmy się spóźnić.

Jeff spojrzał na Ashley, szukając potwierdzenia. Wzruszyła z zakłopotaniem ramionami.

– Nie posądzaj mnie przypadkiem o brawurę. Starałam się pilnować dozwolonej prędkości.

– Już nie jesteś na mnie wściekła? – zapytał, nie bardzo rozumiejąc, dlaczego zmieniła zdanie.

Podeszła bliżej i objęła go ramionami.

– Przepraszam cię, Jeff. Nie powinnam robić ci wyrzutów. – Uniosła wzrok i uśmiechnęła się do niego. – Nie zamierzam przestać cię kochać tylko dlatego, że jesteś szaleńcem.

Jej słowa były balsamem dla jego zranionego serca.

– Zresztą – ciągnęła. – Musisz wrócić, bo masz się ze mną ożenić. Maggie chce, żebyś był jej ojcem, a ja pragnę, byś został moim mężem.

Postawił Maggie na ziemi i wziął ją za rękę.

– Wiesz, kim jestem. Nie zamierzam się zmieniać. Jestem żołnierzem, Ashley. Pewna część mnie nigdy nie ujrzy światła dziennego.

– Wiem o tym. Nie powiem, żebym była z tego powodu szczęśliwa, ale akceptuję to, bo cię kocham takim, jakim jesteś. Tylko mi się nie waż zginąć. Będę na ciebie wściekła. Dopadnę cię, choćby i na tamtym świecie.

– Naprawdę?

Skinęła głową.

– Rozumiem, dlaczego masz wątpliwości, Jeff. Przepraszam cię za swoje zachowanie. Jesteś najwspanialszym mężczyzną ze wszystkich, jakich znam. Nie szkodzi, że na razie nie potrafisz wyrazić tego, co czuje twoje serce. Może nawet nie uda ci się to nigdy. Twoje czyny jednak mówią same za siebie. Są dla mnie dowodem twoich uczuć.

Zawahała się na moment, wzruszając ramionami.

– Przez całe życie pragnęłam spotkać mężczyznę, który będzie w stanie pokochać mnie ponad wszystko na świecie. Doszłam jednak do wniosku, ze najpierw muszę na to zasłużyć. Co oznacza, że nie mam prawa cię zmieniać. Słusznie zwróciłeś mi uwagę wczoraj wieczorem, że doskonale wiedziałam, kim jesteś i czym się zajmujesz, kiedy się w tobie zakochałam. Wspięła się na palce i pocałowała go w usta.

– Będziemy za tobą tęsknić i będziemy czekać na twój powrót. Kocham cię.

Jeff uwolnił się z jej objęć. Ashley przyglądała się, jak uścisnął małą. Wreszcie przytulił ją na pożegnanie. Walczyła ze sobą, by nie chwycić go kurczowo i błagać, żeby został. Powstrzymała się jednak. Miał do wykonania zadanie i musiała to uszanować.

Przybrała dzielny wyraz twarzy, powstrzymując się od łez do momentu, aż wyszedł z hangaru i skierował się do czekającego na pasie startowym odrzutowca. Zobaczyła wspinającego się po schodach Zane'a. Jeff szedł tuż za nim z pochyloną głową, jakby z ociąganiem. Dopiero wtedy poddała się smutkowi, który ogarnął jej serce.

– Mamusiu, dlaczego płaczesz? – spytała Maggie.

– Bo będę bardzo tęsknić za Jeffem. Z oczu małej trysnęły łzy.

– Ja też. Będę się za niego modlić co wieczór.

Ashley zamierzała robić to samo. Modlić się i czekać, i kochać go, bo tylko przy nim czuła się szczęśliwa.

Wzięła na ręce Maggie i przytuliła ją mocno do siebie. Mocno objęte, wróciły do samochodu.

– Zobacz, jak my wyglądamy – powiedziała Ashley, próbując powstrzymać łzy. – Jak półtora nieszczęścia.

Zdobyła się na słaby uśmiech. Maggie też próbowała się uśmiechnąć, ale nie bardzo jej to wyszło. Ashley postawiła córeczkę na ziemi i usiłowała trafić kluczykiem do zamka. Nic jednak nie widziała, gdyż oczy miała zamglone od łez. Z tyłu za nimi rozległ się ryk odrzutowych silników, pracujących na coraz to większych obrotach. Samolot szykował się do startu, zabierając ze sobą Jeffa, a ona mu na to pozwoliła.

Kolejny raz próbowała wsunąć kluczyk do zamka, ale znowu jej się nie udało. Poczuła raptem na swojej dłoni ciepłą, mocną dłoń, która wprawnym ruchem naprowadziła jej rękę, tak że klucz przekręcił się gładko w dziurce.

Ashley odwróciła się i zobaczyła stojącego za nią Jeffa.

– Jak to…? Czy ty…? Och, dziękuję ci.

Rzuciła mu się w objęcia, przywierając do niego tak kurczowo, jakby nie zamierzała go już nigdy puścić.

– Zane powiedział mi, że jestem skończonym idiotą, skoro opuszczam ciebie i Maggie – szepnął jej do ucha. – Doszedłem do wniosku, że ma rację. Zresztą, Zane nigdy nie lubił dzielić się sukcesem.

– Naprawdę jesteś tutaj? Nie wyjeżdżasz? – wyjąkała Ashley, nadal nie wierząc własnym oczom.

Pochylił się i wziął Maggie na ręce.

– Nie będę już więcej brał udziału w żadnych niebezpiecznych akcjach – obiecał. – Mam dosyć roli nieustraszonego bohatera. Ostatecznie mam teraz w życiu coś, czego nie chciałbym stracić.

– Tatusiu, skoro nigdzie nie wyjeżdżasz, czy mogę mieć kotki? – zapytała Maggie z nadzieją.

– Pewnie.

Ashley roześmiała się i pocałowała Jeffa. Przytulił je obie.

– Nareszcie zrozumiałem – szepnął, zaglądając jej głęboko w oczy. – W końcu dotarło do mnie, przed czym się tak długo broniłem. Wiem, co czuję. Dlatego nie byłem w stanie wyjechać. Kocham cię, Ashley. I Maggie też i… – zerknął na jej brzuch. – Wiesz, co mam na myśli.

– Naprawdę?

– Ponad wszystko na świecie. Zawsze będę was kochać. Przy was będę mógł się w końcu odnaleźć.

Загрузка...