Minęły dwa dni i wszystko zaczęło wracać do normy, kiedy — późną nocą — Willy znów zobaczył czarny kształt. Jak poprzednio, wyłonił się on z wody ruchem ślimaka, na chwilę jak gdyby zastygł, a następnie zniknął mu z oczu.
Godzinę, potem dwie, wytykał zegar w chłodnej ciszy poddasza i Willy stracił nadzieję, że ktoś nadejdzie. Nagle, na sąsiedniej ulicy usłyszał ostry rozlegający się echem wśród nocy stukot wysokich obcasów. W skupieniu zmarszczył czoło i po chwili jego odrętwiały umysł, który rejestrował obyczaje wszystkich osób z sąsiedztwa, podsunął mu odpowiedź.
Właścicielką hałaśliwych obcasów musi być Jane Dubois, która pracuje w barze kawowym na głównej ulicy. Była tam tylko kelnerką, co nie przeszkadzało, że regularnie dawała Willy'emu kosza, nawet wtedy, kiedy miał pieniądze. Stukot obcasów najpierw się nasilał, a następnie zaczął słabnąć, kiedy Jane schodziła w dół ku rzece.
Nagle kroki ucichły.
Willy pilnie nastawił uszu, ale nie usłyszał odgłosu zamykania drzwi wejściowych. Wiedział, że stwór rzeczny żeruje.
Przez jakiś czas jeszcze prowadził swoją obserwację, aż do momentu, kiedy plama pełzającej czerni powróciła do wody. Zamknął wtedy okno i poszedł spać uśmiechając się w ciemności — najmniejsze poczucie winy, że jakoś w tym wszystkim uczestniczy, nie psuło smaku zemsty. Jedyne, co mąciło jego zadowolenie, to dręcząca ciekawość, jak też potwór dopada swojej ofiary. Jane Dubois była młoda i zwinna, a mimo to zginęła natychmiast, jak się wydawało, na jasno oświetlonej ulicy. Czy to możliwe, by stwór stawał się niewidzialny?
Willy obracał ten problem w mrocznych zakamarkach swego umysłu, aż wreszcie zapadł w sen.