Drugi wypadek zniknięcia wywołał większe poruszenie niż pierwszy i ludzie przestali wychodzić późno z domu. Willy nie tęsknił za nimi specjalnie, ale gdyby nawet, to zawsze miał jeszcze policyjne wozy patrolowe, które od czasu do czasu przejeżdżały koło domu dostarczając mu okazji do obserwacji. Byłby zupełnie szczęśliwy, gdyby na ulicach nie było w ogóle ludzi, nigdy.
Trzeciej nocy po zniknięciu Jane przyjaciel Willy'ego — bo w ten sposób nazywał teraz w myślach rzeczną istotę — wyraźnie zgłodniał. Wyszedł z wody, jak zwykle koło północy, i zniknął Willy'emu z oczu. Na ulicach panowała grobowa cisza i Willy wyczuł od razu, że nie ma co tam szukać. Zaczął w nim wzbierać dziwny niepokój. Stwór powrócił do wody przed samym świtem i wylazł wcześniej następnej nocy — znów ku swemu rozczarowaniu. Willy zaczął się denerwować.
Kiedy Willy był roztargniony, zachowywał się dosłownie jak debil. Kiedyś kręcąc się po sklepie przewrócił kosz pomidorów, innym znów razem upuścił na kamienną posadzkę skrzynkę pustych butelek po coca-coli. Jack przyszedł z pracy właśnie w momencie, kiedy Willy zmiatał potłuczone szkło, i darł się na niego przez pełne pięć minut. Willy patrzył na rozzłoszczoną, umazaną smarem twarz brata i odzianą w drelichy krępą postać. Nie powiedział nic, ale pomyślał sobie, że byłoby dobrze, gdyby tak Jack poszedł późną nocą na spacer nad rzekę. Zaczął się nawet zastanawiać, co tu zrobić, żeby się wybrał we właściwym czasie i kierunku.
Tej nocy stwór ukazał się wcześniej niż kiedykolwiek poprzednio i było jasne, że musi być już bardzo głodny. Willy patrzył i czekał całą noc, ale nikt się nie zjawił i w mroku przedświtu zobaczył, jak wraca na swoje leże. Osobliwa rzecz — Willy czuł złość, rozczarowanie i głód, jakby potwór był częścią jego samego. Wychylił się przez okno wytężając wzrok i żałując, że nie może pomóc swojemu przyjacielowi. Nagle zamarł.
Czarny kształt zatrzymał się na brzegu rzeki i chociaż Willy widział w ciemności jedynie plamę, wiedział, że tamten go zobaczył. W dziwny sposób, nie. znany człowiekowi, stwór stał się świadom obecności Willy'ego, do którego zaczęło docierać, że tamten w żadnym razie nie jest jego przyjacielem.
Stwór zaczął pełznąć w górę Ridgeway Street.
Willy przerażony cofnął się od okna. Sądził, że jest bezpieczny znajdując się tak wysoko, ale nie miał pojęcia, jakimi właściwościami jest obdarzona dziwna istota. A może potrafi się wspinać po pionowym murze? Przed oczyma Willy'ego pojawiła się wizja czarnego potwora, który z rozdziawioną ohydną paszczą wpada do niego przez okno. Albo, jak niektóre potwory z komiksów, może za sprawą kontaktu telepatycznego kazać mu zejść na dół i wyjść na ulicę.
Nagle przed domem wybuchł hałas i zabłysło światło. Willy jęknął ze strachu, po czym zorientował się, że to przejechał wóz policyjny. Wrócił do okna i wyjrzał. Wóz skręcił w jedną z mniejszych uliczek odchodzących od Ridgeway Street w stronę rzeki i tylko kilka zmarszczek na wodzie, które odbiły pierwszy blask świtu, świadczyło o tym, że tu kiedykolwiek coś było.