– Dasz wiarę, że jesteśmy tu już od tygodnia? – spytał Gus, siedzący w cieniu rozłożystego drzewa.
Kate skończyła jeść banana i powiedziała:
– Minął jak z bicza trząsł. Wiesz, nigdy nie myślałam, że kiedykolwiek zobaczę las równikowy. Tak się cieszę, że tu przyjechaliśmy. To piękny kraj, ale nie chciałabym w nim mieszkać na stałe. Nie ma, jak w domu.
Przytuliła się do niego.
– Najbardziej podoba mi się to, że nie ma tu telefonów, gazet, radia. Czuję się całkowicie odizolowany. Kołacze mi się po głowie słowo „bezpieczny”, ale to nie o to chodzi. Jedno wiem na pewno: chyba już nigdy nie dam się namówić na zjedzenie choćby jednego banana.
– Zrezygnujesz z takiego bogatego źródła potasu?,
– Uhm. Kate, zdecydowałaś się już na jakiś termin?
– Nie chcę wyjeżdżać i brać ślubu gdzieś w obcym miejscu. Chcę żeby były na nim moje córki. Przynajmniej Ellie. Wątpię, czy Betsy przyjdzie. Chcę też, żeby zobaczyła to Della i dziewczyny z biura. Ślubu może nam udzielić sędzia pokoju.
Gus przytulił ją mocniej.
– Jest mi to obojętne. Po prostu chcę, żebyśmy się pobrali. Kropka. Zgadzam się na wszystko, jeśli to doprowadzi do upragnionego celu. Kobiety przywiązują wagę do rodzaju ceremonii, mężczyźni – nie. Kiedy? Chcę tylko usłyszeć, kiedy.
– Co powiesz na nabożeństwo przy świecach w kościele unitariańskim, a potem małe przyjęcie w domu? Jeszcze tego samego wieczoru możemy wylecieć z Los Angeles i rano być już na Hawajach. Albo przynajmniej zjeść kolację w jakimś hotelu w Los Angeles. Nie mam jeszcze sukienki – zaniepokoiła się nagle.
– Możesz nawet wystąpić w worku konopnym. Data. Nie usłyszałem daty.
– Co powiesz na sobotę piętnastego grudnia?
– Boże, w końcu wyznaczyłaś termin! – wykrzyknął z niedowierzaniem Gus. – Myślałem, że zostawisz to mnie lub w ogóle się rozmyślisz. A więc ustalone?
– Ustalone – powiedziała cicho Kate.
– Kate, właściwie nigdy nie rozmawialiśmy o Patricku. Może powinniśmy. Nie chcę… chodzi mi o to, że nie zniosę, jeśli będziesz robiła porównania. Nie chcę, żeby mieszkał z nami ktoś trzeci, nawet jako wspomnienie. Podjęłaś decyzję, prawda?
– Oczywiście. Wiele lat temu. Czas, mój drogi, goi prawie wszystko. To smutne, ale ledwo pamiętam, jak wyglądał Patrick. Nigdy nie mogłabym was porównywać. Jesteś zupełnie inny, serdeczny, opiekuńczy. Patrick nie był taki. Ale bardzo go kochałam. To ojciec moich dzieci. Nie pojawią się w naszym domu żadne duchy. Spakowałam jego zdjęcia i kilka drobiazgów należących do niego, które trzymałam w szufladzie. Wypłakałam wtedy wszystkie łzy. Jakaś cząstka mnie zawsze będzie się zastanawiała, co się z nim stało. Uważam, że to normalne i naturalne. Jeśli od czasu do czasu pomyślę o Patricku, powiem ci o tym. Nie będziemy mieli przed sobą żadnych tajemnic.
– Kate Starr, bardzo cię kocham. Nie mogę się już doczekać, kiedy będę cię mógł nazwać Kate Stewart. Myślisz, że trudno ci przyjdzie przyzwyczaić się do nowego nazwiska?
Kate roześmiała się wesoło.
– Wątpię. Ćwiczę nowy podpis przy każdej okazji. Chyba będziemy musieli założyć nowe konta bankowe. A propos, jak myślisz, kiedy reszta twoich sióstr i braci zrealizuje swoje czeki?
– Mam nadzieję, że do Gwiazdki, żebym mógł zamknąć ten rozdział swojego życia. Nie mogę tylko sprzedać tej cholernej rezydencji. Wygląda na to, że nikt nie jest skłonny zapłacić za nią osiem melonów. Opuściłem cenę o pięćset tysięcy, ale nadal brak chętnych. Póki nie pojawi się jakiś krezus, będę musiał się z nią męczyć. Rodzeństwo nie jest zainteresowane domem. Przynajmniej tak mówią.
– Zatrzymałeś swoją część pieniędzy? Wiesz, że powinieneś.
– Tak, umieściłem na rachunku inwestycyjnym w Merrill Lynch. Mam prawdziwego, doświadczonego maklera, nazywa się Gary Kaplan. Mike Bernstein, biegły księgowy, którego wynająłem, ma równie dużą praktykę. Zajmują się wszystkim. Jezu, zapomniałem o Edzie Gruebergerze, projektancie przestrzennym, którego też zatrudniłem. Kate, powinnaś o tym wszystkim wiedzieć na wypadek, gdyby coś ni się stało.
Kate zesztywniała w jego ramionach.
– Nigdy tak nie mów. Nie chcę wiedzieć, nie chcę słyszeć o testamentach i tego typu bzdurach. Nie przeżyłabym tego. Przysięgnij mi, Gus – powiedziała gwałtownie.
– Przysięgam. Dobra już, dobra, uspokój się. Chodź, popływam, sobie.
Kate pobiegła do basenu, zrzucając po drodze ubranie. Zanurkowała ukazując pupę w powietrzu. Gus wydał okrzyk pełen zachwytu i skoczył za nią do wody. Dogonił ją, zrobiwszy pięć silnych zamachów ramionami.
– Chcesz się pokochać?
– Robiliśmy to przez siedem nocy z rzędu. Dlaczego myślisz, że w tym celu zwabiłam cię podstępnie do basenu? – zachichotała Kate.
Dużo później powiedziała:
– Było wybornie. Gus uścisnął ją.
– A propos „wybornie”, co dziś na obiad?
– Banany, krakersy i czekoladki Hersheya. Panie Stewart, to był pana pomysł, żeby zdać się na samych siebie w tym względzie. Powiedziałeś, że będziemy spożywać dary ziemi. Ale jeśli się nie mylę, jedyną rzeczą, która tu rośnie, są banany. Jutro, kiedy dotrzemy na lotnisko, możemy zjeść coś porządnego. Może stek albo kurczaka faszerowanego. Boże, zjadłabym teraz całą krowę – mruknęła Kate.
– Krowy dają mleko. Młode woły są na mięso – sprostował Gus, skubiąc ją pieszczotliwie w ucho. – Nie był to więc najlepszy z moich pomysłów. Myślałem, że znajdziemy tu również inne owoce. Ale właściwie obojętne mi, co jem, póki jemy razem. Chociaż dobrze byłoby dostać stek.
– Mieliśmy cudowne wakacje, ale chyba nie chciałabym tu wrócić, a ty?
– Nie, zbyt tu prymitywnie. Ale przynajmniej wiemy, co nam się podoba, a co nie. Z prawdziwym utęsknieniem wyczekuję naszego wyjazdu na Hawaje, naszego miodowego miesiąca. Jako państwa Stewart. Nie myślałem, że kiedykolwiek to nastąpi.
– Ja też nie – powiedziała łagodnie Kate. – Tak cię kocham, że czasem odczuwam ból myśląc o tobie. Boję się, że coś pójdzie nie tak,: spotkasz jedną z owych Gennifer i przestaniesz mnie pragnąć. Martwię się tym. Różnica wieku między nami nigdy nie zniknie.
– Kate, nie mam na to wpływu. Ale dla mnie nie ma to żadnego znaczenia. Ty również nie powinnaś się tym przejmować. Pobierzemy się i resztę życia spędzimy dając sobie nawzajem szczęście. Tylko to się dla mnie liczy.
– Gusie Stewarcie, jesteś najukochańszym człowiekiem. Kiedy będę miała siedemdziesiąt lat i będę się śliniła, przypomnę ci twoje słowa. Chciałabym jeszcze się pokochać, jeśli nie masz nic przeciwko temu.
– Pani życzenie jest dla mnie rozkazem – odparł Gus, obsypując jej twarz pocałunkami. – Co tylko zechcesz.
– Chcę właśnie tego – mruknęła Kate.
Następnego wieczoru, podczas gdy Gus zajął się nadawaniem ich bagażu, Kate wręczyła paszporty i bilety urzędniczce za kontuarem.
– Pani Starr, przyszła do pani depesza. Za chwilę ją pani przyniosę. Serce Kate zamarło. Rozejrzała się za Gusem i nie widząc go wpadła w panikę. Coś się musiało stać Ellie lub Betsy.
– O Boże, nie, proszę, żeby nic się im nie przytrafiło – szepnęła. Szedł w jej stronę, widziała tylko jego sylwetkę w promieniach słońca, wpadających przez drzwi. Zachwiała się, usłyszała, jak urzędniczka wymawia jej nazwisko.
– Co się stało? – spytał Gus zaniepokojony.
– Pani Starr, oto telegram do pani.
Widziała, jak Gus sięgnął po niego, a potem poczuła, jak prowadzi ją do spokojniejszego miejsca. Ostrożnie pomacał żółty prostokąt.
– Musimy go otworzyć – powiedział nerwowo.
– Wiem, ale się boję. Wiem, że coś się stało dziewczynkom. Może miały wypadek drogowy. Nie było mnie przy nich. Siedziałam w jakiejś przeklętej dżungli i pieprzyłam się do upadłego. Jestem ich matką. Kiedy przyszła ta depesza?
– Nie wiem – odparł cicho Gus. Poczuł na barkach jakiś ciężar nie do zniesienia.
– Zapytaj. Nie otworzę telegramu, dopóki się tego nie dowiem – krzyknęła Kate. – Boże, a jeśli one nie żyją? – Mówiła sama do siebie; Gus stał przy kontuarze.
– Pięć dni temu.
– Pięć dni temu! – wykrzyknęła udręczonym głosem Kate. – Pięć dni!
– Tak mi powiedziała. Chcesz, żebym otworzył depeszę, czy sama to zrobisz?
– Ty otwórz – poprosiła Kate, chowając twarz w dłoniach. – Która? Boże, cokolwiek się stało, proszę, by nie było to nic poważnego. Proszę, Boże, zrobię wszystko. Tylko niech moje dziewczynki będą całe i zdrowe.
– Kate.
Kate uniosła wzrok pełen nadziei. Na widok bladej twarzy Gusa zgarbiła się.
– Która?
– Żadna. Twoim córkom nic się nie stało. Kate podskoczyła, wymachując dziko rękami.
– Dzięki Ci, Boże, dzięki! A więc o co chodzi, spaliło się biuro? poradzę sobie ze wszystkim, póki nic nie zagraża dziewczynkom. Della! Chodzi o Dellę, prawda?
– Nie, Kate, nie o Delię. I nie spaliło się również biuro. Chodzi o twojego męża. Jest w drodze do domu. Oto treść depeszy: „Kochana mamo, zadzwonił niejaki pan Peterson, że wiezie tatę do domu. Chce, byśmy były w domu na jego przybycie”. Podpisane „Ellie”.
Kate zemdlona osunęła się na ziemię. Gus padł na kolana i zaczął ją tulić.
– Kate, Kate, ocknij się! No, dalej, pójdziemy do baru. Musimy to omówić… musimy zadzwonić do twojej córki. Kate, proszę, ocknij się wreszcie. – Leciutko przesuwał palcami po jej policzku.
– Nie wierzę w to – powiedziała Kate, kiedy odzyskała przytomność i próbowała usiąść.
W pobliżu zaczęli się zbierać gapie. Gus odgonił ich.
– To niemożliwe -powtarzała w barze, popijając ognistą brandy. – To jakaś pomyłka. Nie znam żadnego Davida Petersona. Coś im się poplątało. Dwadzieścia lat to szmat czasu. Jestem pewna, że to jakieś nieporozumienie. Musimy zadzwonić. Ty zadzwoń, Gus. Ja nie mogę… nie jestem w stanie… proszę – błagała. Oczy znów jej się zapadły. Gus wziął ją za rękę, serce waliło mu w piersi jak młotem.
– Kate – rozkazał szorstko – opanuj się. Wiem, że to dla ciebie wstrząs, ale nie zostawię cię samej. Jakoś się z tym uporamy. – Tak, pewnie, pomyślał, to chyba niedopowiedzenie dziesięciolecia.
Kate potrząsnęła głową.
– To musi być jakiś okrutny żart. Betsy stać na coś podobnego. Gus – poprosiła roztrzęsionym głosem – zobacz, czy w którymś z tych sklepów nie ma przypadkiem amerykańskiej prasy. Jeśli to, co jest napisane w telegramie, to prawda, powinno być coś na ten temat w gazetach.
Kate obserwowała, jak Gus pobiegł do sklepu. Patrzyła i czekała. Minęła ją grupka studentów, obładowana sprzętem obozowym, plecakami i sterczącymi statywami. Ugniatała uda wiedząc, że będzie miała siniaki.
W końcu uniosła wzrok i zobaczyła Gusa, biegnącego w jej stronę, spod warstwy opalenizny przebijała bladość. Ciekawa była, jak biała jest jej twarz. Sposępniała.
– W gazecie nic nie piszą – powiedział, wskazując na „Wall Street Journal” sprzed trzech dni. -Jakaś pani miała wczorajszego „New York Timesa”. Spytałem, czy mogę rzucić okiem. Tam też nie znalazłem żadnej wzmianki na ten temat.
– Mówię ci, to jakiś okrutny żart. Kto mógłby mi coś takiego zrobić?
– Telegram podpisała Ellie. Ona nie byłaby zdolna do czegoś podobnego. Kate, musimy do niej zadzwonić. Zdaje się, że i tak nie zdążymy na nasz lot. Nie mam pojęcia, jak tu działają telefony. Poza tym jest jeszcze różnica czasu.
Czekał na odpowiedź Kate. Serce i rozum mówiły mu, że to nie żart. Dlaczego, u diabła, musiało go to spotkać? Od samego początku wiedział, że wszystko jest zbyt piękne, by mogło być prawdziwe. Żył w wiecznym strachu, że Kate się rozmyśli, ale nigdy nie brał pod uwagę możliwości powrotu Patricka.
– Nie wiem, co robie – jęknęła Kate. Uniosła obie ręce. – Nie jadę do domu. Nie poradzę sobie z tym wszystkim, z całym tym rozgłosem, wystawiona na oczy całego świata. Nie mogą mnie zmusić do powrotu. Gus, co będzie z nami?
– Wystąpiłaś o rozwód – oświadczył zdesperowany Gus wiedząc, że to niczego nie zmienia. Kate starała się być lojalna przede wszystkim wobec swego męża, a to oznaczało, że on nie miał żadnych szans. Zebrało mu się na płacz. Nie chciał tego powiedzieć, ale słowa wyrwały mu się z drżących ust pchane jakąś siłą, nad którą nie potrafił zapanować.
.- Kate, musisz wrócić. Jeśli to wszystko prawda, nawet nie próbuję zrozumieć, co teraz czuje twój mąż. Zasługuje… na ciebie i wasze córki. Nie mogę mu ciebie odebrać.
Kate płakała cicho w chusteczkę.
– Nawet nie pamiętam, jak wygląda. To nie jest ten sam człowiek. Nie może być tym samym człowiekiem. Ja też się zmieniłam. Dlaczego mnie to spotkało? Wiem dlaczego – powiedziała, zrywając się z krzesła. – Bo nie dochowałam mu wierności. Bóg mnie pokarał.
– Kate, najdroższa, nie możesz tak na to patrzeć. Bóg nie karze swych dzieci. Odsyła Patricka do domu po… Boże, po prawie dwudziestu latach. Już samo to zdaje mi się jakimś cudem. Nieważne, jak wpłynie to na nasze życie.
– Mój Boże, Gus, mówisz tak, jakbyś był po jego stronie! – wykrzyknęła z rozpaczą Kate. – A co z nami? Co z naszymi wspólnymi planami na przyszłość?
Gus padł na kolana akurat, kiedy przez głośnik zapowiedziano ich lot.
– Kate, moje uczucia do ciebie nigdy się nie zmienią. Musisz to wiedzieć i w to wierzyć. Dlatego, że kocham cię całą duszą i sercem, mogę… spróbować usunąć się na bok. Zadzwońmy teraz do twojej córki, by się wszystkiego dowiedzieć. Nasz samolot odleciał, mamy więc dużo czasu. Przeżyliśmy szok, musimy się otrząsnąć.
Kate szła za nim na sztywnych nogach, zupełnie jak w transie. Obserwowała, jak Gus wyciągnął kartę telefoniczną, zamówił rozmowę, a potem wręczył jej słuchawkę. Gwałtownie potrząsnęła głową.
Minęła godzina, nim udało im się dodzwonić do Ellie. Siedzieli na twardych, plastikowych krzesełkach trzymając się za ręce, ze wzrokiem wlepionym w odległy o metr automat telefoniczny. Kiedy w końcu zadzwonił, podeszli do niego wciąż ze splecionymi rękami. Gus spytał zduszonym, chrapliwym głosem:
– Ellie, czy to ty wysłałaś telegram? Tak, Gus. Mogę porozmawiać z mamą?
A więc to prawda. W gazetach nic nie pisali – powiedział Gus, jakby już samo to świadczyło o nierealności całego wydarzenia. – Jesteśmy na lotnisku, uciekł nam samolot. Ellie, twoja matka jest w szoku Poprosiła mnie, bym zadzwonił. Stoi tuż obok. Powiedz mi, co się stało. – Słuchał, wstrzymując oddech. Kate spoglądała gdzieś przed siebie
– Nazajutrz po waszym wyjeździe zadzwonił do mnie niejaki David Peterson, a potem pojawił się u mnie jakiś człowiek. Przyjechał z Betsy, Powiedzieli, że tato przez cały ten czas był w Rosji. Został im przekazany przez rząd wietnamski zaraz po tym jak go schwytali. Jest już w Stanach Zjednoczonych, chyba w Waszyngtonie. Nie powiedzieli nam. Oświadczyli jedynie, że przetrzymują go w specjalnym ośrodku. Nie przywiozą go do domu, dopóki nie wróci mama. Wszystko otoczone jest najgłębszą tajemnicą. Betsy twierdzi, że wie, o co chodzi, ale nic nie powie przed przyjazdem mamy. Przypomina rozdrażnionego szerszenia. Nie powiedziałam jej, gdzie jest mama. Oświadczyłam jej jedynie, że wyjechała na urlop i że spróbuję się z nią skontaktować.
Gus zgarbił się.
– Dlaczego nie pisali nic w gazetach? Sądzę, że świat chciałby się o tym dowiedzieć. Na rany Chrystusa, jestem przecież dziennikarzem! Znam się na takich rzeczach.
– Wiedzą o tobie, Gus. Nie ode mnie, nie myśl, że się wygadałam. Betsy nic nie wie, ale oni owszem. Z tobą też chcą porozmawiać, jak wrócisz, i Ale na osobności. Ktoś będzie na was czekał na lotnisku w Los Angeles. Nie wiem, kim są. Domyślam się, że jakieś szychy z rządu. Jak przyjęła to mama?
– Jak powiedziałem, jest w szoku. – Chcą z nim rozmawiać. Obudziła się w nim dziennikarska czujność, zmarszczył nos. – Jak już mówiłem, uciekł nam samolot. Następny odlatuje koło dziewiątej wieczorem. Czy możesz wyjechać na spotkanie matki?
– Tak. Mam zadzwonić do pana Petersona.
– Czy nasza rozmowa jest podsłuchiwana? – spytał podejrzliwie Gus.
– Wcale bym się nie zdziwiła – odparła cicho Ellie. – Ci ludzie są… bardzo oficjalni. Sprawiają, że czuję się, jakbym coś przeskrobała. Nie uśmiechają się. Powiedz mamie, że ją kocham. Ciebie też kocham, ty wielki głuptasie. Opiekuj się nią. Ani na moment nie zapominaj, że ona cię też kocha.
– Dobra. Do zobaczenia.
– No i co? – spytała Kate zachrypniętym głosem, kiedy Gus odwiesił słuchawkę.
Powtórzył jej rozmowę z Ellie.
– Nie wiem, co to może znaczyć. Gdybym miał snuć przypuszczenia – a dobry dziennikarz nigdy tego nie robi – powiedziałbym, że czekają na twój przyjazd, a potem zorganizują radosny powrót Patricka do domu. Jestem pewien, że zasypali go lawiną oskarżeń, zarzutów i temu podobnych. Jak, do diabła, znalazł się w Rosji i dlaczego? Ktoś będzie musiał odpowiedzieć na te wszystkie pytania. Ellie mówi, że wszystko utrzymują w wielkiej tajemnicy, przypuszczam, że zainteresowane strony zajęte są ochranianiem własnych tyłków.
– A więc to prawda.
– Tak, Kate, to prawda – powiedział cicho Gus.
– Pochowałam go… jego rzeczy. Ale jednocześnie pochowałam go w swoich myślach. Naprawdę byłam przekonana, że nie żyje. Ellie też w to uwierzyła. Tylko Betsy nie traciła nadziei. Boże, chciałabym umrzeć… – jęknęła Kate.
– Nie mów tak – przerwał jej Gus, otaczając ją ramieniem. Zaprowadził Kate z powrotem na twarde krzesełko. – Coś tu nie gra – mruknął. – Ellie powiedziała im, gdzie jesteś. Mogli nas odszukać, gdyby im naprawdę zależało. Słuchaj, pozwolisz mi zadzwonić do redakcji i zadać parę pytań?
– Oczywiście. Nikt nie zabronił nam zadawać pytań. Zaczekam tutaj na ciebie.
Kate obserwowała, jak się oddalał. Co powie Patrickowi? Cześć, jak się masz? Tęskniłam za tobą? Jezu, jak dobrze, że wróciłeś? A propos, jestem zakochana i za dwa miesiące biorę ślub. Rozumiesz mnie, prawda? Nie, nic już do ciebie nie czuję. Pochowałam cię. Sprzedałam dom twego ojca Gusowi, rozdzieliłam pieniądze między Ellie i Betsy. Myślałam, że zginąłeś, że nigdy nie wrócisz. Ja też mam swoje życie. Przez dwadzieścia lat nie korzystałam z jego uroków. Co ze mną? Co ze mną?
Zaczęła bardziej płakać, pociągając nosem i co kilka sekund wycierając go chusteczką.
– Niech cię diabli, Patricku! Niech cię diabli porwą za zniszczenie mi życia po raz drugi.
Czterdzieści pięć minut później Gus usiadł obok niej.
– Nikt o niczym nie wie. Mój szef zadzwonił do korespondentów zagranicznych, ale nie było żadnych przecieków. Wszyscy zaczną teraz węszyć. Zdaje się, że wsadziłem kij w mrowisko.
– I co z tego? – powiedziała wojowniczo Kate. – Nie mogę pozwolić, by jego powrót zniszczył mi życie. Ponownie.
– Kate, nie myśl tak. Musisz to zrobić. Jesteś to winna swemu mężowi. Egoistyczna część mnie nie chce, żebyś wracała. Kiedy czekałem na telefon z redakcji, myślałem o tych wszystkich pieniądzach w Chase i o posiadłości. Myślałem, żeby uciec z tobą, ale to nie w naszym stylu. Jesteśmy przyzwoitymi, zwykłymi ludźmi, którzy mieli szczęście się w sobie zakochać. Powtarzam ci, że musisz wrócić, spotkać się ze swoim mężem i zrobić to, co będzie dla was najlepsze. Tak postąpiłby każdy przyzwoity człowiek. Wiesz o tym.
– A co z nami?
– Mam dziwne przeczucie, że kiedy wylądujemy w Los Angeles, nie będzie żadnych „nas”. Może nie uda mi się już porozmawiać z tobą później, więc powiem ci to teraz. Zawsze będę cię kochał, to się nigdy nie zmieni. Zgodzę się na wszystko, co postanowisz.
– Nie mogę sobie wyobrazić życia bez ciebie – powiedziała cicho Kate. – Zdradziłam Patricka.
– Nieświadomie – zauważył Gus.
– Nieważne. Złamałam przysięgę małżeńską. To grzech.
Gus nic nie mógł na to odpowiedzieć, więc milczał. Sięgnął po jej dłoń.
– Mam ochotę coś rozbić – oświadczyła Kate po dłuższej chwili.
– Chyba byłbym w stanie własnoręcznie zdemolować całe to lotnisko – powiedział Gus. Do odlotu następnego samolotu została mniej więcej godzina. – Chodźmy się czegoś napić. Uważam, że zasłużyliśmy na jednego drinka.
Kiedy siedzieli już w barze, Kate uniosła w górę szklankę z piwem, oczy błyszczały jej gniewnie.
– Chcę się napić za wszystkie „co by było, gdyby”, „należy”, „powinno się”.
Gus zagryzł dolną wargę, zanim stuknął swoją szklanką o szklankę Kate.
– Czy będziemy w kontakcie? Czy możemy nadal do siebie dzwonić? Gus skinął głową.
– Kiedy tylko zechcesz. Będę zawsze na każde twoje skinienie. Słuchaj, Kate, odnoszę wrażenie… mój instynkt dziennikarza mówi mi, że coś się za tym wszystkim kryje. Chcę, żebyś mi coś obiecała. Kiedy wrócimy, słuchaj, co ci powiedzą. Na nic się nie zgadzaj. Niczemu się nie sprzeciwiaj. Na wszystko odpowiadaj „Zastanowię się nad tym”. Potem zadzwoń do mnie, ale nie z domu. Dzwoń do mnie z budki. Możesz mi to obiecać?
– Tak. Tak, oczywiście. Zabrzmiało to tak… dramatycznie, tak… Co próbujesz mi zasugerować?
– Przypomniało mi się, jak utrącili mój artykuł i o „polityce milczenia”, którą narzucili wszystkim żonom zaginionych żołnierzy. Agencje rządowe dysponują możliwościami, o jakich ci się nawet nie śniło. Wykorzystują swoją władzę przeciwko ludziom takim jak ty, próbują ją wykorzystywać przeciwko redakcjom wielkich gazet jak moja i przeciwko dziennikarzom takim, jak ja. Nie obiecuj niczego, czego byś później żałowała. To ważne, w przeciwnym razie nie prosiłbym cię o to.
– Gus, wystraszyłeś mnie.
– Dobrze. I niech tak pozostanie.
– Zadzwonisz do mnie? – spytała Kate tęsknie.
– Nie sądzę, by to był dobry pomysł. A co jeśli słuchawkę podniesie Patrick? Do twojego biura też lepiej nie dzwonie. Najlepiej, jeśli ty zadzwonisz, kiedy będziesz mogła, spoza domu. Ellie poradź to samo. Betsy jest bystra, prawdopodobnie sama się już wszystkiego domyśliła.
– Coś tu śmierdzi, prawda, Gus?
.- Mój nos reportera mówi mi, że tak. Kate…
– Wiem – zgodziła się cicho Kate.
Czteroipółgodzinny lot upłynął im w milczeniu. Trzymali się za ręce, dotykali kolanami, każde pogrążone we własnych myślach. Kiedy wylądował samolot, wysiedli na samym końcu, odwlekając jak najbardziej nieuniknione. W drzwiach podeszło do nich dwóch mężczyzn. Wyglądają jak bliźniacy, jak funkcjonariusze państwowi, pomyślała Kate. Jeden zwrócił się po nazwisku do niej, drugi – do Gusa. Odezwali się jednocześnie.
– Proszę ze mną, panie Stewart.
– Proszę ze mną, pani Starr.
Kate wzdrygnęła się, gdy poczuła, jak mężczyzna ujmuje ją pod łokieć.
– Proszę natychmiast zabrać łapy – powiedziała ze złością. – W przeciwnym razie zacznę krzyczeć.
– Spokojnie, pani Starr, jestem tu, by pani pomóc. Proszę nie robić głupstw. -Miał identyczny głos jak Bill Percy, który zajmował się kiedyś jej sprawą. Doszła do wniosku, że wszyscy muszą pobierać nauki u tego samego nauczyciela dykcji.
– Dokąd idziemy? – spytała Kate.
– Tam, gdzie będziemy mogli spokojnie porozmawiać. Pani córki już na panią czekają.
– W takim razie dlaczego pana Stewarta zaprowadzono gdzie indziej? Co tu się dzieje?
– Czy nie powinna pani zapytać o swego męża? – zapytał chłodno mężczyzna.
– Proszę mi nie mówić, co powinnam robić, a czego nie. Zadałam panu pytanie, a pan nie odpowiedział. Powtórzę swoje pytanie, a jeśli pan nie udzieli mi odpowiedzi, uprzedzam, że mam zdrowe płuca. – Zatrzymała się gwałtownie, stawiając opór agentowi dla podkreślenia wagi swych słów. Dawno już minęły dni, kiedy pozwalała się oszukiwać i zastraszać.
Mężczyzna przyjrzał jej się uważnie, starając się prawidłowo ocenić stan jej umysłu. Ta kobieta nie rzucała gróźb na wiatr.
– Pan Stewart jest dziennikarzem – oświadczył lakonicznie.
– I co z tego? – spytała Kate, nie ruszając się z miejsca, jakby nogi wrosły jej w ziemię.
– W kwestiach bezpieczeństwa narodowego musimy postępować zgodnie z regulaminem. Pani córki czekają. Czekają od wielu godzin. Nie przyleciała pani lotem, na który miała pani zabukowane bilety – oświadczył chłodno.
– I co z tego! – wysapała Kate.
– To, że wszystkim każe pani czekać. Proponuję, by pani poszła ze mną, pani Starr.
– A jeśli odmówię? – spytała wojowniczo Kate.
– Wtedy będę się musiał uciec do innych środków.
– Nie może pan tak ze mną rozmawiać. Może kiedyś zgadzałam się na takie traktowanie, bo byłam głupia i myślałam, że tak trzeba. Ale nie teraz, panie jak ci tam. To… to porwanie!
– Nie porywam pani, a nazywam się Erie Spindler. Pracuję w Departamencie Stanu.
– Mówi pan, że pracuje pan w Departamencie Stanu. Skąd mogę wiedzieć, że to prawda? Nie pokazał mi pan żadnej legitymacji. – Ale kiedy sięgnął do kieszeni marynarki po portfel, powiedziała: – Rozmyśliłam się. Nigdzie z panem nie pójdę. I co pan teraz zrobi? – spytała go. – Narusza pan moją prywatność i… i nie może mnie pan do niczego zmusić, chyba że mnie pan aresztuje. Domagam się adwokata, i to natychmiast!
– Pani Starr, zachowuje się pani nierozsądnie – powiedział. Udało mu się mignąć jej przed oczami otwartym portfelem z legitymacją służbową. – Chcę jedynie porozmawiać z panią w obecności pani córek. Zajmie nam to najwyżej trzydzieści minut i potem będą panie wolne.
– Panie Spindler, teraz też jestem wolna, czyż nie? Mam swoje prawa, a pan je gwałci. Domagam się obecności adwokata podczas naszej rozmowy.
– Każda minuta opóźnienia oznacza dla kapitana Starra dodatkowy czas oczekiwania na powrót do domu. Czy zdaje sobie pani sprawę z tego, co oznaczają dla niego te dodatkowe minuty? Proszę się postawić na jego miejscu, pani Starr. Rozumiem, że może się to pani wydawać niezwykłe. Ale muszę robić to, co mi każą. Ma pani prawo do adwokata i ma pani rację twierdząc, że nie mogę pani zmusić do pójścia ze mną. Powiedziałem pani prawdę – chcę jedynie porozmawiać z panią i pani córkami.
– A pan Stewart?
– Z panem Stewartem porozmawia pan Frazer. Na takich samych warunkach. Nikogo nie chcemy zatrzymywać wbrew woli. Pani Starr, dla wszystkich zainteresowanych to była bardzo długa noc. Proszę nam pomóc.
– Panie Spindler, daję panu tylko trzydzieści minut.
– Świetnie. Jesteśmy na miejscu – powiedział Spindler, przytrzymując drzwi, prowadzące do małego, zagraconego pomieszczenia z trzema biurkami, czterema krzesłami i stosami bagaży. W pozbawionym okien pokoju było duszno, pachniało czosnkiem i papryką. W kącie ustawiono jedną na drugiej cztery walizki. Kate ciekawa była, czy spadną na ziemię, jeśli ktoś zrobi jeden gwałtowny ruch.
– Mamo! – wykrzyknęły jednocześnie Ellie i Betsy, podbiegając do niej. Walizki runęły z hałasem. Nikt ich nie podniósł. Kate wyciągnęła ręce, po policzkach płynęły jej łzy.
– A więc, panie Spindler, ma pan swoje trzydzieści minut. Zegar zaczął już odmierzać czas – powiedziała Kate, spoglądając na zegarek.
– Pani mąż jest cały i zdrów. Znajduje się w… tak zwanym ośrodku przejściowym, gdzie składa wyjaśnienia i przechodzi badania lekarskie. Ze względu na bezpieczeństwo narodowe, pani mąż wróci do domu jako… Harry Mitchell. Kapitan Starr wyraził na to zgodę. Był to jeden z warunków uwolnienia, postawiony przez Rosjan. Rozumie pani teraz, czemu obecność pana Stewarta byłaby niepożądana? Musi być lojalny przede wszystkim wobec redakcji gazety, w której pracuje.
Kate i jej córki nic nie powiedziały.
– Pani mąż przyjedzie do domu jutro. Opuści Waszyngton rano i pojawi się na progu swego domu mniej więcej o trzeciej po południu. Musimy uzyskać od pani takie samo zobowiązanie na piśmie, jak od kapitana Starra, że nikomu pani nie powie, że to pani mąż.
– Innymi słowy – wtrąciła się Betsy – nasi wszystko schrzanili, a my musimy za to zapłacić. Odmówiono tacie powitania przysługującego bohaterom. Oddał za ten kraj dwadzieścia lat życia, a teraz jego ojczyzna chce zataić fakt jego istnienia. Cel nie uświęca środków, panie Spind-ler – warknęła Betsy.
– Nie mamy wyboru, drogie panie – oświadczył chłodno Erie Spindler.
– On ma rację, mamo. Jeśli nie podpiszemy tego przeklętego dokumentu, jeśli nie zrobimy tego, co nam każe, ukryją gdzieś tatę na następne dwadzieścia lat. Może od nas zażądać wszystkiego.
– Czy to prawda? – spytała Kate wiedząc, że jej córka nie kłamie. – Jak to się stało?
– Powiem ci jak. Nikt nie chciał mnie słuchać – rzuciła Betsy. – Jestem głęboko przekonana i prawie mogę to udowodnić, że Agencja Wywiadu Obrony i CIA świetnie wiedziały, że w ZSRR przetrzymywany jest przynajmniej jeden obywatel Stanów Zjednoczonych, uchodzący za zaginionego podczas wojny wietnamskiej, ale nikt w Białym Domu nie zdobył się na żadne kroki w obawie przed reakcjami w kraju i na świecie na tę wiadomość. Ażeby uniknąć kłopotliwej sytuacji w kraju i zapewnić przyjazną atmosferę podczas rozmów z Rosjanami, utajniono tę informację. Stracił na tym tata. Proszę mi zarzucić kłamstwo, panie Spindler – dodała Betsy.
Jest tak jak powiedziała, pomyślała Kate obserwując wyraz twarzy E.rica Spindlera. Nienawidziła go tak, jak nienawidziła Billa Percy’ego. Tyle kłamstw. Wszystko to jedno, wielkie kłamstwo.
– Co więcej – ciągnęła Betsy – od tej pory wszyscy będziemy inwigilowani. Założą nam prawdopodobnie podsłuch, zaczną czytać naszą korespondencję. Ktoś będzie nas zawsze obserwował. Jeden fałszywy krok i przejdziemy do historii. Ludzie umierają każdego dnia. Znikają gdzieś bez śladu. Nie twierdzę, że tak się stanie, ale istnieje taka możliwość. Rozmawiałam o tym z Ellie przez całą noc, zgadza się ze mną. Podpisz ten dokument i jedźmy do domu, ale uważam, że powinnyśmy wynająć samochód. Przynajmniej będziemy pewne, że nie założyli w nim podsłuchu. Życie, jakie znałyśmy, skończyło się, możemy sobie tylko wyobrażać, co to wszystko oznacza dla taty.
Gus, pomyślała Kate, wcale nie przesadzał. Powiedział, by obserwowała i słuchała, ale do niczego się nie zobowiązywała.
– Jak długo to potrwa? – spytała chłodno.
– Do odwołania – oświadczył Spindler.
– To znaczy wiecznie. W przeciwnym razie uznają cię za zdrajcę ojczyzny. Nie trać czasu na lekturę, to wszystko bzdury – wtrąciła się Betsy, wyciągając z torebki wieczne pióro. Nabazgrała swoje nazwisko i podała dokument siostrze razem z piórem wiecznym. Nie miała innego wyjścia. Teraz liczył się jedynie Patrick. Kate pożyczyła pióro od córki, by się podpisać.
– Spodziewam się, że nie otrzymamy kopii? – warknęła Betsy. Na twarzy Spindlera pojawił się niesmak.
– Czy taki sam dokument podpisał mój mąż? – spytała Kate.
– Nie mogę pani tego powiedzieć. – Złożył dokument i schował go do teczki. – Zajęliśmy się już odprawą celną bagażu. Jest na taśmie numer trzy. Są panie wolne.
– Kutas – rzuciła Betsy przez ramię, mijając Spindlera.
– Skurwiel – warknęła Ellie.
– Dupek – powiedziała Kate.
– Niezbyt radosna to chwila – zauważyła gorzko Betsy. – Myślałam, że będzie defilada, prezydent uściśnie tacie dłoń.
– To niegodziwe. Zachowują się tak, jakby wasz ojciec zrobił coś złego. Znając go dziwię się, że nie plunął im w twarz i nie odmówił podpisania tego dokumentu. Powinnyśmy go przeczytać – powiedziała Kate.
– Idę wynająć samochód – oświadczyła Betsy. – Spotkamy się przed wejściem.
– Czy to wszystko konieczne? – Kate spytała Ellie, na jej twarzy malował się niepokój. – Powiedziałaś jej o Gusie?
– Nie, ale ten skurwiel ją poinformował. Myślę, że wiedziała o nim już wcześniej. Nie powiedziała ani słowa. Mamo, zdumiałabyś się, ile ona wie. Wszystkie te grupki, wszystkie te organizacje, do których należała. Mówi, że w Wietnamie nadal są przetrzymywani Amerykanie. Może tego dowieść. Ale nikt jej nie słucha, nikt nie chce pomóc. Przez te wszystkie lata… miała rację. Muszę ci powiedzieć, że kiedy umarł Donald, poszła do kościoła – wiesz, że zmieniła wyznanie. Zamówiła mszę za jego duszę i poszła na cmentarz kilka dni… później. To ona kładła kwiaty na jego grobie. Potrafi stawić czoło wszystkim, tak jak tamtemu facetowi, mogą ją postawić pod ścianą i nie będzie się tym przejmowała, ale nie umiała sobie poradzić ze śmiercią Donalda. Jest mądra, mamo. Mądrzejsza ode mnie. Zamierza cię przeprosić. Jeśli chcemy odzyskać Betsy, musimy ją przyjąć taką, jaka jest.
Kate skinęła głową.
– Myślałam, że… że go tam pobije.
– Ja też. Mamo, jak przyjął to wszystko Gus? Musisz być zdruzgotana. Jakoś sobie dasz radę, co?
– Mam nadzieję. Teraz jestem oszołomiona. Gus był… był… Powiedział, że rozumie. Wydaje mi się, że tak. To dobry, szlachetny człowiek.
– Wiem. Martwię się o ciebie. Dasz sobie radę?
– Chyba tak. Nie widzę innego wyjścia. Zrobię to, co będzie najlepsze dla waszego ojca. Bez żadnych ograniczeń. A co z tobą, skarbie?
Ellie wzruszyła ramionami.
– Spotkam zupełnie mi obcego człowieka. Naprawdę nie pamiętam taty. Jestem gotowa zaakceptować go jako swego ojca. Mogę zostać przez kilka dni, jeśli uznasz to za stosowne. Betsy też. Nawet dla ciebie będzie kimś obcym, prawda?
– Obawiam się, że tak. Nie widziałam waszego ojca przez dwadzieścia lat. Betsy…
– Jest wygadana. Chyba nauczyła się tego od tych wszystkich ludzi, z którymi przebywała. Wciąż nie mogę uwierzyć, że zrobiła doktorat. Kiedy jej się to udało, podczas snu? Po kim odziedziczyła inteligencję?
– Po ojcu. Ty też. To ja byłam mniej bystra. Zawsze czułam się gorsza od ojca, wydawało mi się, że mu nie dorównuję.
– Będzie teraz z ciebie naprawdę dumny. Ukończyłaś studia, masz własną firmę z trzema oddziałami. To już coś.
Kate sprawił przyjemność komplement córki.
– Sądzisz, że Betsy przesadza? Kiedy mówiła o CIA i tej drugiej agencji… czy to możliwe?
– Betsy twierdzi, że tak. Wierzę jej.
– Czy to prawda, że będą nas obserwowali? Gus powiedział mniej więcej to samo. Kazał mi obiecać, że na nic się nie zgodzę, a co ja zrobiłam? Dokładnie to, przed czym mnie ostrzegał.
– Nie miałyśmy wyboru, mamo. Gdybyśmy postąpiły inaczej, zachowałybyśmy się okrutnie wobec taty. Uczyniłyśmy słusznie. Jakoś będziemy z tym żyły.
– Mam złe przeczucia, Ellie, i nie ma to nic wspólnego z Gusem. O, to moja torba, ta z kwiatami, na kółkach.
Idąc do wyjścia, gdzie powinna już czekać Betsy, Kate powiedziała do Ellie:
– Dopiero co przyjechałam z zagranicy i nie przeszłam przez kontrolę celno-paszportową. Nie mam stempelka w paszporcie. Formalnie razem z Gusem nadal jesteśmy w Kostaryce. Myślałam, że zawsze trzeba przejść przez odprawę celno-paszportową.
– Właśnie o tym mówiła Betsy. Władza. Wyłowili was prosto z samolotu. Nikt nawet nie mrugnął powieką.
– To okropne – powiedziała Kate, drżąc.
– Mamo, przysięgam, że straciłaś całą opaleniznę.
– To ze strachu – mruknęła Kate. – Oto i Betsy – powiedziała, podchodząc do krawężnika. – Oczywiście w limuzynie. Skąd ona bierze pieniądze?
– Wygłasza odczyty i udziela lekcji. Nie daje sobie robić krzywdy. Liczy trzydzieści pięć dolarów za godzinę nauczania i dostaje patyka za odczyt. Zna się na rzeczy. Żałuję, że straciłyśmy tyle lat. Przegadałyśmy całą noc. Chyba zaczynam ją lubić. Sądzę, że ona mnie też. Zgodziłyśmy się pielęgnować siostrzane uczucia.
– A co z uczuciami pomiędzy matką i córką? – spytała cicho Kate.
– Nie wiem, jak się otwiera bagażnik – krzyknęła Betsy – więc połóż bagaże na tylnym siedzeniu. Masz dosyć miejsca?
– Mnóstwo – powiedziała Kate, wsiadając do samochodu,
Cztery godziny później Kate razem ze swymi córkami moczyła się w jacuzzi. W rękach trzymały kieliszki z winem. Z boku stał przenośny telefon.
– Wygląda na to, że jeśli otworzymy buzie i ogłosimy, że tata wrócił, wprawimy rząd w zakłopotanie i narazimy na szwank bezpieczeństwo narodowe – powiedziała Betsy nad krawędzią kieliszka.
– Jeśli wasz ojciec się na to zgodził, jeśli potrafi sobie z tym dać radę, to my też – odparła Kate.
– Mamo, gdybyś była na miejscu taty, podpisałabyś wszystko, by się stamtąd wydostać. Został zmuszony, zastraszony. Musimy wszyscy o tym pamiętać. Przymus. Ale niechby spróbował tego dowieść. Nazwaliby go dezerterem.
– O niczym nie wiemy, Betsy – napomniała ją Kate.
– Tak, a co według ciebie zrobiono z nami na lotnisku? Nie zmusili nas, nie zagrozili? To daje bardzo dużo do myślenia. Ilu ich tam jeszcze jest? Gdzie są? Dlaczego nic nie robiono? Prasa, której przedstawicielem jest twój przyjaciel, pan Stewart, miałaby swój wielki dzień. Wstrząsnęłoby to całym krajem, rząd byłby zażenowany. Słuchajcie, porozmawiajmy o czymś innym. Co założymy jutro na tę wielką chwilę?
– Nie mam nic ze sobą – jęknęła Ellie.
– Ja też nie – dodała Betsy.
– Wstaniemy wcześnie i wybierzemy się na zakupy – oświadczyła Kate. – Pan Spindler powiedział, że wasz ojciec nie pojawi się wcześniej niż koło trzeciej. Możemy razem zjeść lunch, jak kiedyś. Musimy też pomyśleć o obiedzie. Za nic nie mogę sobie przypomnieć, co wasz ojciec lubił jeść. Powinnam pamiętać, ale zapomniałam. Nie pamiętam nawet, jak wygląda – chlipnęła Kate.
– To nieważne, mamo – odezwała się łagodnie Ellie. – I tak nie będzie wyglądał tak, jak kiedyś. Nie ma znaczenia, że nie pamiętasz.
– Betsy, musisz być bardzo szczęśliwa.
– Czy nadeszła odpowiednia chwila, by powiedzieć: „A nie mówiłam”? – spytała Betsy, nalewając sobie więcej wina.
– Tylko, jeśli koniecznie musisz – odparła Kate. – Jak mu wytłumaczę ten… pogrzeb?
– Mamo, nie musisz niczego wyjaśniać. Nie masz nic do ukrycia. Zrobiłaś to, co musiałaś. I koniec.
– I to, że sprzedałam dom waszego dziadka.
– I co z tego? – powiedziała Betsy. – Tata nie jest już tatą. Jest Harrym, dawno zapomnianym kuzynem. Dom otrzymałaś zgodnie z prawem. Jestem za tym, by w ogóle o tym nie wspominać, póki ojciec sam nie spyta. Wtedy powiesz mu prawdę. Rety, ale się zdziwi na widok tego domu. Prawie wypadłam z samochodu, kiedy go zobaczyłam. Musiał nieźle kosztować, mamo.
– Kupiłam go dzięki pomocy Donalda i Delii. Jest spłacony. Kilka lat temu sporządziłam testament, dziewczynki. Połowę wszystkiego zapisałam rodzinie Delii. Jest taka liczna. Mam nadzieję, że nie macie nic przeciwko temu.
Obie dziewczyny skinęły głowami.