Był wczesny ranek, pora, kiedy noc przekazywała władzę nad światem dniu. Wkrótce nad horyzontem wzejdzie słońce i jeśli wierzyć zapowiedziom meteorologów – nastanie pogodny dzień, idealny na przyjęcie urodzinowe pod gołym niebem.
Kate wzdrygnęła się, choć miała na sobie ciepły, flanelowy szlafrok, i pociągnęła kolejny łyk chłodnej kawy. Łudziła się nadzieją, że w tym roku nie będą uroczyście obchodzili rocznicy urodzin Patricka, ale dziewczynki nawet nie chciały o tym słyszeć. A więc dziś znów będą świętowali urodziny Patricka tak, jak czynili to przez dziewięć ostatnich lat. Z tym, że „świętowanie” nie było tu odpowiednim słowem. Zawsze płakali – Donald i Della, ona i dziewczynki. Łzy płynęły im po policzkach, gdy przeglądali zniszczony album ze zdjęciami, ponownie odczytywali pomięte listy, a potem wznosili toast za zdrowie Patricka piwem bezalkoholowym. Kate najbardziej lubiła ostatnie minuty przyjęcia, oznaczające koniec uroczystości aż do następnego roku.
Dziesięć lat. Pięćset dwadzieścia tygodni. Trzy tysiące sześćset pięćdziesiąt dni. Kiedy poprzedniego wieczoru Betsy dała jej kartkę z tymi liczbami, wpatrywała się bezmyślnie w papier, pragnąc zrobić jakąś uwagę, która zmniejszyłaby cierpienie, widoczne w oczach najstarszej córki, ale nie znalazła odpowiednich słów. Powiedziała jedynie:
– Dziesięć lat to szmat czasu. Nie sądzę, by tatuś chciał nas widzieć tonące we łzach. Musimy zacząć normalnie żyć. Nie myśl, że się poddałam albo że przestałam wierzyć w jego powrót. Po prostu jestem realistką. Ty również powinnaś trzeźwo spojrzeć na otaczający cię świat. To niezdrowo żyć przeszłością.
Widząc zaciętą twarz Betsy westchnęła i dodała:
– Urządzimy dziś przyjęcie, ale już po raz ostatni. Po prostu zbyt boleśnie przeżywam co roku przygotowania do tej uroczystości. Nie ma to też dobrego wpływu ani na ciebie, ani na Ellie.
Do kubka z kawą skapnęła łza. Kate usłyszała, jak ptak siedzący w gałęziach drzewa oliwki wyśpiewuje swoje poranne powitanie.
– Dzień dobry – powiedziała cicho. Nagle poczuła, że koniecznie musi spojrzeć na ptaka, który codziennie rano witał ją swymi trelami. Na bosaka wybiegła przed dom. Wiedziała, że gniazdo jest wysoko w gałęziach, i przez moment przemknęła jej przez głowę szalona myśl, by wdrapać się na drzewo. Może by nawet to zrobiła, gdyby nie usłyszała głosu Delli. Odwróciła się i ujrzała swych przyjaciół. Zaczekała, aż wózek inwalidzki Donalda, pchany przez Dellę, znalazł się na podjeździe. Poczuła się głupio, że prawie uległa niedorzecznej chętce wejścia na drzewo.
– Kate, wyglądasz, jakbyś miała zamiar wdrapać się na tę starą oliwkę – powiedział Donald. – Mój chłopak właził na nią kilka razy, złamał sobie kiedyś obojczyk i skręcił nogę w kostce. To gniazdo jest tam od lat. Podczas tamtych samotnych dni po jego śmierci zawsze mogłem liczyć na śpiew ptaków nad ranem. Były to całkiem radosne trele, ale teraz jedyne, czego potrzebuję, to głos Delli. Ty też powinnaś sobie znaleźć czyjś głos. Im szybciej, tym lepiej.
Kate uśmiechnęła się. Donald i Della zawsze potrafili rozproszyć jej niepokój. Pochyliła się, by ucałować pomarszczony policzek Donalda.
– Pracuję nad tym. – Mrugnęła do Delli, a potem zmierzwiła kępki sztywnych, siwych włosów, sterczących spod czapki Donalda. – Jak się dziś czujesz?
Staruszek zgiął ręce, próbując rozprostować wykrzywione palce.
– Pomaga mi trochę gorący wosk. Pomagają trochę pigułki. Ale najbardziej pomagają pocałunki Delli – oświadczył chichocząc.
– Jak ślicznie wyglądają dziś rano kwiaty. Chyba w nocy padało – powiedziała wesoło Della. – Ten ogródek, rabatka czy jak to tam nazywa Betsy, zawsze wywołuje we mnie zachwyt. Któregoś dnia zagadnęłam ekspedientkę ze sklepu spożywczego. Nie wiem jak rozmowa zeszła na temat waszego ogródka. Kobieta zwierzyła mi się, że specjalnie przyprowadza tu ludzi, by popatrzyli na kwiaty. Powiedziała, że są we wszystkich kolorach tęczy. Betsy ma szesnaście lat – myślałam, że wyrośnie na ogrodniczkę.
– Nigdy! Poświęca kwiatom tyle pracy. Każdej wiosny dokupuje więcej nasion. Uważam, że w tym roku barwy są bardziej jaskrawe, prawda? Robi wszystko, by zachować swą… swą tęczę dla ojca. – Kate westchnęła. – Chociaż doktor Tennison mówi, że to zajęcie nie wpływa na nią źle. No, dosyć tego gadania – wejdźmy do środka i przygotujmy śniadanie. Głosuję za naleśnikami z jagodami. A ty na co masz ochotę, Donaldzie?
– Zjem wszystko, co przygotuje ta wspaniała kobieta. Nawet trociny.
Naprawdę gotów był je zjeść, pomyślała Kate, prowadząc ich do środka.
– Czy podjęłaś już decyzję odnośnie do dzisiejszego wieczoru? – spytała nieśmiało Della, stojąc tyłem do Kate.
– Tak. Nie powiedziałam o tym jeszcze dziewczynkom. Aż trudno mi uwierzyć, że jestem takim tchórzem. Wiesz, że zadzwoniłam do doktora Tennisona, by go spytać, czy mogę iść na kolację z mężczyzną? Betsy wpadnie w szał. Dziwię się, że kiedy się umawiałam, zapomniałam, że to akurat dzień urodzin Patricka – stwierdziła Kate. – Charlie jest… jest bardzo miły… ale to nic poważnego… – Urwała i chwyciła Dellę za ramię. – O Boże, co będzie, jeśli Betsy sama postanowi uczcić urodziny ojca? Co wtedy zrobię? Może jednak nie był to najlepszy pomysł.
– Mów tak dalej, a zaraz wszystko odwołasz – powiedziała kwaśno Della. – Musisz mieć swoje życie. I musisz przestać kłaść się do łóżka o wpół do dziewiątej.
– Posłuchaj jej, Kate – wtrącił się Donald. – Ma dużo zdrowego rozsądku. Uważam, że powinnaś iść. Będziemy tu, by przypilnować dziewczynki i zaczekać na ciebie, jak prawdziwi rodzice.
– Co zamierzasz włożyć? – spytała zawsze praktyczna Della. – Gdzie się umówiliście na kolację?
– Powiedziałam, że chciałabym iść do „Stefano’s”. Wspomniałam „Jadę Garden”, ale Charlie oświadczył, że lubi włoską kuchnię, więc umówiliśmy się w „Stefano’s”. To zwykłe zaproszenie na kolację, nic więcej. Charlie nie jest w moim typie. Jesteśmy tylko znajomymi.
– Czas…
– Nie, Dello, czas nic tu nie zmieni. Patrick jest… był… jest jedynym mężczyzną, którego kocham. I nic tego nie zmieni.
Della prychnęła. Odwróciła się i oświadczyła, podparłszy się pod boki:
– Jesteś za ładna i za młoda, by żyć tylko wspomnieniami. Kate, Patrick jest już tylko duchem. Czas dać życiu szansę. Jeśli nie zaczniesz obracać się wśród ludzi, uschniesz.
Kate nalała sobie świeżej kawy i usiadła za stołem.
– Wiem, że masz rację – powiedziała, wzdychając. – Ale czuję się taka nielojalna, taka… dwulicowa. Jeśli Patrick wróci i wszystkiego się dowie, co sobie o mnie pomyśli?
– Kate, mało prawdopodobne, by Patrick wrócił. Minęło dziesięć lat. Musisz spojrzeć prawdzie w oczy. Nadzieja to jedno, życie nadziejami to zupełnie co innego. Będziesz się martwiła, kiedy Patrick wróci. Ile naleśników? – spytała rzeczowo.
Kate uśmiechnęła się.
– Trzy.
– A dla mnie cztery – wtrącił się Donald.
– Dobrze, Dello, powiem im przy śniadaniu – oświadczyła Kate.
Della skinęła głową. Donald poklepał Kate po dłoni.
– Dzień dobry, mamo – powiedziała Ellie, wpadając do kuchni. Pochyliła się, by pocałować matkę. – Och, naleśniki! Poproszę sześć, Dello. Co masz nam powiedzieć przy śniadaniu? – Zajęła miejsce przy stole obok Donalda i zauważyła: – Donaldzie, jesteś dziś wyjątkowo wytworny i pociągający.
– Wiem – odparł poważnie Donald. – Kobiety wprost za mną szaleją. Ale ja jestem wierny swojej żonie.
– Radzę, byś zawsze pozostał jej wierny – wtrąciła Della. Zsunęła na jego talerz cztery naleśniki, posmarowała je roztopionym masłem i polała syropem.
Ellie pokroiła Donaldowi naleśniki.
– Nikt nie odpowiedział na moje pytanie – zauważyła. Jaka jest śliczna, pomyślała Kate.
Za kilka miesięcy Ellie skończy piętnaście lat. Pełna życia i przyjazna wobec wszystkich, miała wesołe niebieskie oczy i uśmiech od ucha do ucha. Włosy wiązała w koński ogon, który majtał się, gdy szła. Utrzymywała, że jest nieczuła na wdzięki płci przeciwnej, i Kate musiała jej wierzyć na słowo, obserwując nie kończący się korowód chłopców, regularnie pojawiających się w domu. Ellie była czwórkową uczennicą, podczas gdy Betsy należała do prymusek. Ellie bardzo mało rzeczy traktowała serio z wyjątkiem ogródka Betsy.
– Co nam powiesz? – spytała po raz trzeci.
– Chciałam zaczekać, aż zejdzie Betsy, ale jeśli koniecznie musisz wiedzieć teraz, powiem ci – odparła lekko Kate. – Dziś wieczorem idę na kolację.
– Rety! Z kim? Czy jest przystojny? Znamy go? Gdzie go poznałaś? O której wrócisz do domu?
– Nazywa się Charlie Clark. Jest znajomym. Poznaliśmy się w pracy. Idziemy do „Stefano’s”, wrócę do domu wcześnie. Della i Donald zaczekają do mojego powrotu. Jeszcze jakieś pytania?
– Tak. Czy to znaczy, że przyjęcie odwołane?
– Urządzimy je o drugiej.
– Och, mamo, dziś po południu wybieramy się całą paczką na wrotki. Myślałam, że ustaliłyśmy, że nie będziemy już urządzać przyjęć. Czy mogę nie wziąć w nim udziału? Proszę, mamo.
Kate zastanowiła się, czemu się tego nie spodziewała. Wzruszyła ramionami.
– Decyzja należy do ciebie, Ellie. Ale Betsy będzie rozczarowana.
– Cóż, przykro mi, ale nic na to nie poradzę. Mam nadzieję, że się mylę i że któregoś dnia ojciec stanie na progu domu. Z uwagi na Betsy. Ale ledwo pamiętam, jak wyglądał. Zdaję sobie sprawę, że urządzasz to przyjęcie dla Betsy. Ale wiesz co? Pora, by Betsy dorosła i trzeźwo spojrzała na świat. Za bardzo ją rozpieszczasz. Odwołaj to przyjęcie i raz na zawsze dajmy sobie z tym spokój.
– Betsy potrzebuje…
– Nie, mamo, Betsy wcale tego nie potrzebuje. Chce w ten sposób zwrócić na siebie uwagę. Ustępujesz jej we wszystkim. Nie ma żadnych znajomych. Pisze te głupie listy, których nigdy nie wysyła. Jedyne, o czym potrafi mówić, to powrót ojca i co wtedy będą razem robili. Wydawanie tych przyjęć nic tu nie pomoże.
– Tylko ten ostatni raz…
– Nie. Nie dla mnie. To samo mówiłaś w zeszłym roku i dwa lata temu. Kategorycznie odmawiam dalszego udziału w nich. Jaki to ma sens?
Kate westchnęła.
– Zgoda, Ellie. Rozumiem, dlaczego tak się czujesz. Chcę, żebyś poszła razem z kolegami jeździć na wrotkach i miło spędziła czas. To będzie już ostatnie przyjęcie. A teraz zjedz śniadanie.
– Mamo – zapytała Ellie, biorąc widelec – czy mogę mieć swój pokój i telefon, jeśli zobowiążę się do płacenia za rozmowy z pieniędzy, które zarabiam pilnując dzieci?
Kate uśmiechnęła się. Ellie nie potrafiła się niczym długo martwić.
– Już rozmawiałam z Donaldem, jak wykombinować pokój dla ciebie. Zaproponował, żeby wykorzystać garderobę i wnękę w holu, a także zabrać kawałek pokoju Betsy. W ten sposób uzyskalibyśmy dodatkowe pomieszczenie. Tyle, że małe. Bardzo małe. A kiedy zobaczę, że masz dość pieniędzy na zainstalowanie telefonu i opłacenie rachunków za trzy miesiące, porozmawiamy o osobnej linii dla ciebie.
– Dziękuję, mamo. Donaldzie, jesteś najlepszym człowiekiem pod słońcem. Ty też, Dello – powiedziała Ellie wstając, by ich wszystkich po kolei ucałować. – Nie zależy mi na dużym pokoju. Byle zmieściło się w nim łóżko i toaletka. I żeby miał drzwi, zamykane na klucz, by wścibska Betsy nie mogła mnie podglądać. Potrafisz to załatwić, Donaldzie?
– Stawiasz twarde warunki, moja panno – stwierdził Donald, uśmiechając się szeroko. – Drzwi z zamkiem. Della mówi, że dziewczynki powinny mieć własny kącik tylko dla siebie.
– Chciałabym, żebyśmy mieli pomieszczenie rekreacyjne – rzuciła Ellie, wychodząc z kuchni.
– Nie przesadzaj, Ellie – odparła Kate.
– O co znowu jej chodzi? – spytała Betsy, mijając się w drzwiach z siostrą. Była już ubrana, uczesana, zęby miała umyte. Na pewno posłała już łóżko i sprzątnęła swoją połowę pokoju. Poważnie brała sobie do serca to, że jest córką wojskowego.
– Chce mieć swój pokój. Donald zgodził się wykorzystać na ten cel garderobę i kawałek waszego pokoju. Nie powinno to być zbyt skomplikowane. Masz ochotę na naleśniki, Betsy?
– Tak, poproszę o dwa. Mamo, kiedy upieczesz tort?
– Nie będę dziś nic piekła. Mam zaległości w pracy. Wzięłam robotę do domu, by wyjść na bieżąco. Przesunęliśmy przyjęcie na drugą. Ellie nie weźmie w nim udziału. Kupiłam ciastka i piwo bezalkoholowe. Nie będzie mnie dziś na kolacji. Znajomy zaprosił mnie na wieczór.
– Czy przynajmniej kupiłaś kartę urodzinową? – spytała Betsy.
– Nie. Nie zamierzam już więcej kupować kart ani prezentów. Po raz ostatni wzniosę toast za zdrowie ojca. Betsy, minęło już dziesięć lat. Pora z tym skończyć.
Betsy zmrużyła oczy i spojrzała na Dellę i Donalda.
– Czy jesteście takiego samego zdania, jak mama? Skinęli głowami.
– Umówiłaś się na kolację z mężczyzną? – spytała Betsy matkę.
– Tak. To tylko znajomy, nic więcej.
– Widzę, że to dobra pora na coś takiego – powiedziała Betsy. – Cóż, mylicie się wszyscy. Tata wróci. Obiecał mi, a on zawsze dotrzymuje słowa.
– Betsy, od dziesięciu lat nie mamy o nim żadnych wiadomości. Musimy zacząć żyć normalnie. Czy chcesz do końca swych dni odwiedzać doktora Tennisona?
– Nie zamierzam więcej do niego chodzić i chcę zostać katoliczką. Katolicy modlą się do świętego Tadeusza Judy o pomoc w beznadziejnych sprawach. Nie powstrzymacie mnie.
– Nawet nie zamierzam próbować – powiedziała smutno Kate. – Jednak nie rezygnowałabym z wizyt u doktora Tennisona.
– Chodziłam do niego tylko ze względu na ciebie. Potrafi tylko radzić, by trzeźwo patrzeć na świat. Wiem, co powie, zanim jeszcze otworzy usta. Sądzę, że powinniśmy zrezygnować z urządzania przyjęcia, skoro wszyscy są temu przeciwni. Sama uczczę urodziny ojca. Nie martw się o mnie, mamo. W pełni panuję nad sytuacją.
Kate spojrzała przez stół na swą córkę. Podczas gdy Ellie była ładna, Betsy wydawała się pięknością, miała wielkie, brązowe oczy i gęste rzęsy. Ciemne, kręcone włosy, zupełnie jak Patricka, opadały jej falami na ramiona. Była tak podobna do ojca, że czasami Kate aż ogarniał lęk.
– Skoro sobie tego życzysz – powiedziała cicho Kate. Betsy odsunęła talerz.
– Dello, naleśniki były bardzo dobre. – Wstała i spojrzała z góry na matkę. – Mam nadzieję, że to będzie dla ciebie okropny wieczór. Oszukujesz tatę i jesteś latawicą.
– Moja panno – powiedziała Kate, chwytając ją za ramię – nie waż się już nigdy tak do mnie mówić. A teraz mnie przeproś, bo inaczej stąd nie wyjdziesz.
Betsy rozejrzała się po kuchni, ujrzała wyraz zdumienia na twarzy Delli, rozczarowaną minę Donalda, złość na twarzy matki.
– Przepraszam – bąknęła i wybiegła z kuchni.
Kate westchnęła ciężko.
– To chyba wszystko moja wina – stwierdziła. – Na początku starałam się, by dla nas wszystkich pozostał żywy, więc pisałyśmy te listy, robiłyśmy prezenty, urządzałyśmy przyjęcia. W końcu straciłam panowanie nad sytuacją.
– W takim razie czemu Ellie zachowuje się inaczej? – spytał cicho Donald. – To nie twoja wina.
– To czemu taka jest? Na miłość boską, jest między nimi tylko półtora roku różnicy! Betsy wszystko bierze tak poważnie, a przecież Ellie…
– To nie twoja wina, Kate – odparła twardo Della. – Nie możesz zrobić więcej, niż uczyniłaś do tej pory. Reszta zależy od Betsy. Jeśli jej ulegniesz i będziesz kontynuowała tę maskaradę, zwariujesz.
– Mój Boże, Dello, nazwała mnie latawicą. Mnie, swoją matkę.
– Nie mówiła poważnie. Nie zaprzątaj sobie tym głowy. Jutro, kiedy wszystko przemyśli, przyjdzie do ciebie i cię przeprosi.
– Nie zrobi tego. Jej zdaniem to zdrada. A najzabawniejsze jest to, że umówiłam się jedynie na kolację ze znajomym, tylko tak się akurat złożyło, że jest mężczyzną. Myślę, że muszę to jakoś przeżyć.
– Ja też tak uważam – uśmiechnęła się Della.
– Moja żona to mądra kobieta – powiedział radośnie Donald. – Gdybym nie był unieruchomiony przez ten cholerny artretyzm, zatańczyłbym z wami, moje śliczne panie, walca.
– I deptalibyśmy sobie po nogach. Patrick nie lubił tańców, więc nigdy się nie nauczyłam tańczyć. Nie wydawało mi się to wtedy takie ważne. Może któregoś dnia zapiszę się na jakiś kurs.
Z ulgą zauważyła na twarzach przyjaciół uśmiech. Może jej się uda zająć pracą i nie myśleć o uwadze Betsy, która ją tak zabolała.
Och, Patricku, tak się starałam. Nadal chcę wierzyć, ale sprawa wydaje się zupełnie beznadziejna. Nie sądzę, by sprawiło ci przyjemność to, że wiecznie cię opłakujemy. Mogę ci obiecać, że nigdy ponownie nie wyjdę za mąż. Oboje to postanowiliśmy, pamiętasz? Gdzie jesteś? Czy o nas myślisz? Czy wciąż żyjesz, Patricku?
Słońce stało jeszcze wysoko na niebie, kiedy Betsy, odświeżona po drugim prysznicu, który wzięła tego dnia, poszła do ogrodu, niosąc na tacy prezent, szklankę piwa bezalkoholowego i tort, kupiony w cukierni, w który wetknęła dziesięć świeczek. Poprzednio wyniosła już do ogrodu przenośny adapter, pulpit do pisania, pióro i koc.
Kiedy rozpościerała koc, do oczu napłynęły jej łzy. Ręce jej się trzęsły, czuła zawroty głowy. Nie spodziewała się tego po matce. Wiedziała, że Ellie wcześniej czy później się zbuntuje, ale matka…
Łzy płynęły jej po policzkach, kiedy w rogu koca kładła prezent dla ojca, przybory do pisania i kartę z życzeniami. Usiadła na piętach. Swędziała ją ręka, by włączyć adapter i posłuchać urodzinowej piosenki. Otarła oczy. Nagle poczuła się głupio. A może one miały rację? Może postępowała niesłusznie?
– Zdaje się, że już tu nie pasuję, tato – szepnęła. – Doktor Tennison mówi, że za bardzo żyję wspomnieniami. Uważa, że jestem za słaba, że nie poradzę sobie bez ciebie. Myli się. Dam sobie radę. Wiem, że wrócisz do domu. Po prostu wiem. Kiedy jest się czegoś pewnym, nie można się tego wyprzeć i mówić coś, czego oczekują po tobie inni. Chociaż mama ma rację, dziesięć lat to kawał czasu. Czasami wydaje mi się, że się poddam, ale wtedy przypominam sobie twoją obietnicę.
Tak bardzo chciałam stać się córką, z której mógłbyś być dumny, kiedy wrócisz do domu. Każdy semestr kończę z wyróżnieniem. Jestem piątkową uczennicą. Utrzymuję porządek w swoim pokoju, bo wiem, jak bardzo lubisz ład. Nie mam pojęcia, co jeszcze mogę zrobić poza tym, że się modlę i nie tracę nadziei.
Mama… mama umówiła się dziś na spotkanie. Powiedziała, że to nie żadna randka, tylko kolacja ze znajomym. Nigdy nas dotąd nie okłamywała. To… Myślę, że to pierwszy znak, że zarówno mama, jak i Ellie się poddały. Właśnie tak to nazywa doktor Tennison. Nie jestem jeszcze gotowa, tato, by się poddać. Myślę, że nigdy nie będę gotowa.
Już nie mogę się doczekać, kiedy się wyprowadzę, zacznę samodzielne życie. Wydaje mi się, że czuję to samo, co ty, kiedy wyjeżdżałeś. Powiedziałeś mi, że to będzie wspaniała przygoda, coś, o czym marzyłeś przez całe życie. Ja też tak czuję. A więc, tatusiu – szepnęła, włączając adapter – wszystkiego najlepszego z okazji urodzin.
Betsy dwoma haustami wypiła piwo bezalkoholowe. Zdmuchnęła dziesięć świeczek, które zapaliła, oblizała lukier z palców. Kiedy piosenka się skończyła, wzięła adapter, prezent, koc i szklankę i zaniosła wszystko do domu. Tort wyrzuciła do śmieci.
– Nie zapomnę – szepnęła.