19

Czas mijał, jak można się było tego spodziewać, ale wolno. Zdrzemnęły się skulone na rozkładanych fotelach w olbrzymim pokoju dziennym z przeszkloną ścianą, wstały, zjadły, znów posiedziały w jacuzzi, potem jeszcze coś przekąsiły, poszły spać i obudziły się, by powitać – jak go określała Ellie – „ten dzień”.

Jednomyślnie zrezygnowały z wyprawy na zakupy, dziewczęta wolały włożyć coś z rzeczy Kate po drobnych przeróbkach. Odstępując od zamiaru kupowania nowych strojów zyskały więcej czasu na denerwowanie się i trapienie, niepokojenie i załamywanie rąk w oczekiwaniu na powrót Patricka.

Ledwo świtało, kiedy Kate włączyła ekspres do kawy. Czuła ucisk w piersiach, powieki jej ciążyły. Dziewczęta zdawały się oscylować między stanem euforii i całkowitej rozpaczy. Kate była po prostu otępiała. Lękała się zbliżającego się spotkania, ale część jej nie mogła się wprost doczekać, kiedy Patrick zapozna się z jej osiągnięciami i je pochwali. Dobry Boże, modliła się przy stole kuchennym, nie pozwól, by stało się to koszmarem, który przeczuwam. Proszę, pomóż nam wszystkim przejść przez to, co wiem, że będzie bolesnym ponownym połączeniem.

Ponowne połączenie. Radosna chwila. Śmiech, uściski, pocałunki, rozmowy o dawnych czasach. Szczęście.

– Widzę, że ranny z ciebie ptaszek, mamo – powiedziała Ellie, podchodząc od tyłu do Kate, by pocałować ją w policzek.

– Tylko, że ten ranny ptaszek trzęsie się ze strachu – odparła Kate.

– To normalne – zauważyła Ellie. – Postaramy się, by wszystko przebiegło jak najlepiej. Jestem pewna, że tato też bardzo to przeżywa. Nie potrafię sobie nawet wyobrazić, co musi myśleć i czuć. Nikt nie wspomniał ani słowem o stanie jego psychiki. Żałuję, że żadnej z nas nie przyszło do głowy, by o to spytać.

– O co? – zapytała Betsy, ziewając szeroko w drzwiach kuchni.

– Jaki jest stan psychiki waszego ojca – powiedziała Kate.

– W najlepszym razie rozchwiany – oświadczyła Betsy.

– Czy zaczekamy na jego ruch, czy też… nie wiem… chodzi mi o to, jak mamy zareagować na jego słowa i zachowanie? A jeśli nie spodobają mu się zmiany, jakie w nas zaszły? – spytała Kate z niepokojem.

– A co mu się może nie spodobać? – mruknęła Ellie. Posmarowała grzankę grubą warstwą dżemu, spojrzała na nią i odłożyła na bok.

– Niełatwo jest akceptować zmiany. Każdemu – powiedziała cicho Kate. – Nie sądzę, by brzmiało to zbyt melodramatycznie, kiedy mówię, że nasze dotychczasowe życie nie będzie już takie samo. To mnie przeraża.

– Czuję się identycznie – przyznała Ellie.

– Może was to zdziwi, ale ja też – oświadczyła Betsy. – Przez wszystkie te lata mówiłam sobie: zrobię to czy tamto, nie mogę się już doczekać, kiedy mu pokażę, powiem, a teraz… to znaczy wydawało mi się, że jesteśmy paniami swego życia, a od dziś wszystko się zmieni. Mama ma rację, od tej pory nasze działania będą uzależnione od tego, co zrobi i powie tato. Musimy się podporządkować.

Jaki ma smutny głos, jakie musi przechodzić katusze, pomyślała Kate.

– Rozmawiałaś ze swoim narzeczonym? – spytała Betsy.

– Wczoraj wieczorem. Czemu pytasz? – zaniepokoiła się Ellie.

– Ci faceci z rządu wyglądają na bardzo skrupulatnych. Muszą wiedzieć, że chcesz wyjść za mąż. Na pewno się nim zainteresują. Zechcą uzyskać gwarancje, że nic nie powie. Czy wytrzyma to wszystko, co nas czeka?

– Nie wiem – powiedziała Ellie.

W uszach Kate dźwięczały ostrzegawcze uwagi Gusa.

– Rozmawiamy tak, jakbyśmy zrobiły coś złego i… dzień i noc będą nas obserwować.

– Bo tak się stanie, mamo. Spróbuj sobie wyobrazić tytuły w gazetach, wiadomości radiowe, audycje telewizyjne, wszystko. Nie możesz… nie możemy wprawić rządu w zakłopotanie. Nie wolno nam narażać na szwank bezpieczeństwa narodowego. Jestem pewna, że tato wyjaśni nam to dokładnie. Kontynuujemy bitwę, której losy zostały już przesądzone. Dopóki nie porozmawiamy z tatą, musimy zgadzać się na wszystko. Zrezygnowałyśmy z naszych praw. Nie wiem, jak by się to potoczyło, gdyby sprawa trafiła do sądu, ani czy znalazłybyśmy adwokata, który by się zgodził nas bronić, gdybyśmy zdecydowały się wszystko ujawnić. Radzę, byśmy dały się unieść prądowi i przybrały postawę wyczekującą.

– Twój ojciec nigdy nie odznaczał się zbytnią cierpliwością – zauważyła Kate.

– Tato jest oficerem Sił Powietrznych Stanów Zjednoczonych. Nie złamie danego słowa. To jeden z elementów postawy „walczyć albo zginąć w obronie ojczyzny”. – Widząc zmartwioną minę matki dodała: – Mam pomysł. Jest taki piękny dzień, zajmijmy się naszym ogrodem kwiatowym. Wczoraj wydał mi się trochę zaniedbany. Odwaliliście kawał dobrej roboty, naprawdę przypomina tęczę.

– Zrobiliśmy to dla Donalda – powiedziała Kate. – Wiem – odparła Betsy, patrząc w okno.

– Co przygotujesz na obiad? – spytała Ellie.

– Odmrożę wszystko. Pomyślałam sobie, że poczekam i zobaczę, na co będzie miał ochotę wasz ojciec. Poza tym czuję się, jakbym miała dwie lewe ręce.

– Dobry pomysł. Ja wyczyszczę basen, a wy zajmijcie się ogrodem. Nienawidzę, jak mam ziemię za paznokciami – stwierdziła Betsy i gwizdnęła. Obie dziewczyny rzuciły się biegiem przez hol, tak jak kiedyś, gdy były młodsze. Wyniknęła z tego przynajmniej jedna dobra rzecz, pomyślała Kate. Jej córki znów są przyjaciółkami. A ona odzyskała Betsy. To wystarczy, żeby czuła wdzięczność. Przypomniała sobie, co obiecała Bogu na lotnisku. „Nie pozwól, by cokolwiek złego przytrafiło się Betsy czy Ellie. Zrobię wszystko. Wszystko”. Nie łamie się obietnic, czynionych Bogu. Nigdy. Zaczęła płakać bezgłośnie.

– Obiecaj mi jutro – chlipnęła. Patrick dotrzymał słowa, danego tyle lat temu. Gdzie podziała się jej wiara? Czemu zwątpiła? Dlaczego nie ufała, że jej mąż dotrzyma obietnicy? Dlaczego? Dlaczego?

Kate zacisnęła powieki, by powstrzymać łzy. Widziała przed sobą jedynie lata roztrząsań. Nawet kiedy jako staruszka usiądzie na tarasie w bujanym fotelu, nadal będzie próbowała wyjaśnić, zrozumieć, gdzie popełniła błąd.

Nagle uderzyła otwartymi dłońmi w stół.

– Postarasz się być jak najlepsza i nawet nie obejrzysz się wstecz. Wczoraj minęło, jutro jeszcze nie nastało, liczy się tylko dziś.

Ponownie uderzyła w stół dla podkreślenia wagi swych słów. Nie poczuła się ani trochę lepiej, ale nie chciała o tym myśleć. Zamierzała się ubrać i popracować w ogrodzie. Razem z córkami.

Później, kiedy ściągała rękawice do prac w ogrodzie, przyszło jej do głowy, że znów tworzą rodzinę. Zastanawiała się, czemu to odkrycie nie przyniosło jej pocieszenia, bo słowo „rodzina” zawsze należało do jej ulubionych słów.

– Hej, już pierwsza. Czy nie powinnyśmy sobie zrobić przerwy na lunch i prysznic? – zawołała Ellie. – Ani się obejrzymy, jak będzie trzecia po południu. – Oparła grabie o ogrodzenie. – Ślicznie wygląda. Schludnie. Jakby przycięte skalpelem. Naprawdę dobra robota.

– Boże, ale ładny dzień, prawda? – powiedziała Kate. – Zawsze, kiedy świeci słońce, jest przyjemnie. – Rozejrzała się po ogrodzie, spojrzała na pusty domek w głębi i kwiaty, okalające mały ganek wejściowy. Stadko ptaków siedziało jak na warcie na barierce wokół tarasu. Czekały. Zapomniała rano nasypać im ziarna. Jacy cierpliwi są jej opierzeni przyjaciele. Może to klucz do życia: cierpliwość. Pojemniki na wodę też były puste. Spojrzała na niższe gałęzie drzewa, gdzie wisiały budki dla ptaków.

Olbrzymi dom z sekwoi i szkła spoglądał na nią. Duma architekta. Nad kominkiem wisiał rysunek domu. Kochała ten dom, odnosiła wrażenie, że to jej pierwszy prawdziwy dom. Wkrótce zamieszka tu intruz, obcy.

– Kto przygotuje lunch? – spytała Ellie. – Co zjemy?

– Dla mnie może być tuńczyk lub opiekany ser – krzyknęła Kate z szopy na narzędzia. – Muszę nakarmić ptaki i nalać im wody.

Zobaczyła swe córki biegnące w stronę tarasu, ich gołe nogi śmigały w słońcu. Woda w basenie połyskiwała, w jacuzzi woda bulgotała, ptaki czekały.

– Jak wyglądamy? – spytała nerwowo Kate za kwadrans trzecia.

– Ślicznie – odparła Ellie. – Jakbyśmy należały do siebie. No wiesz, odlane z jednej formy czy jak to mawiają o rodzinie.

Znowu to słowo: rodzina.

– Wyglądasz wspaniale, mamo – powiedziała Betsy.

– Nie wystroiłam się zanadto, co? – spytała nerwowo Kate.

– Masz na myśli te złote kółka w uszach? Nie – odparła Ellie. Włożyła niebieską sukienkę, zaprojektowaną przez Donnę Karan, po mistrzowsku ukrywającą niezbyt szczupłą talię. Sukienka kończyła się pięć centymetrów nad kolanami i elegancko się układała.

– Nie chcę wiedzieć, ile kosztowała ta sukienka – zagadnęła Ellie.

– I bardzo dobrze, bo nie zamierzam ci powiedzieć – odparła Kate. – Jak wyglądają moje włosy? Przed wyjazdem do Kostaryki ufarbowałam je, by ukryć siwiznę. Kiedyś czesałam się w… w koński ogon. – Już miała powiedzieć, że Gus uwielbiał jej nową fryzurę w stylu księżniczki Di, ale ugryzła się w język. Fryzurka wydawała się prosta, nie wymagała żadnych zabiegów, idealnie odpowiadała jej trybowi życia. No i była twarzowa. Spore znaczenie miało to, że natura obdarzyła ją lekko kręconymi włosami.

– Pamiętam te guziczki i kokardki, którymi ozdabiałaś nasze sukienki. Boże, wyglądałyśmy jak sieroty – zachichotała Betsy. – Miałyśmy kokardki i wstążeczki nawet przy skarpetkach.

Wyglądałyście uroczo – próbowała się bronić Kate.

Mamo, wyglądałyśmy jak pajace. Wszyscy nosili niebieskie dżinsy i kolorowe koszulki, a my paradowałyśmy w naszych falbankach i wstążkach. Teraz wydaje się to zabawne, ale wtedy bardzo cierpiałyśmy.

– Przepraszam – powiedziała Kate.

– Ale chłopcom podobały się nasze stroje – zauważyła Ellie.

– Rzeczywiście, przypominam sobie. Boże, czyżbym słyszała nadjeżdżający samochód?

– Tak – powiedziała Kate, przełykając głośno ślinę.

– Podejdziemy do drzwi czy będziemy stały tutaj? Nikt nas nie uprzedził, jak powinnyśmy się zachować – stwierdziła Ellie.

Kate spojrzała na Betsy, której oczy stały się szkliste.

– Drzwi są otwarte. Może po prostu wejść. Obawiam się… obawiała się, że nie zdołam przejść przez cały pokój.

– Czyli, że będziemy tu stały i czekały, tak? – upewniła się Ellie.

– Tak – odparła Kate. – Wyglądamy jak… jak…

– Jak część rodziny, czekająca na drugą część, by wreszcie być w komplecie – dokończyła za nią cicho Betsy. – Otwierają się drzwi.

Serce waliło Kate jak oszalałe. Co powinna zrobić? Podbiec do swego męża, rzucić mu się na szyję? Zaczekać, co on zrobi? Zdać się na swoje uczucia? Nic nie czuję. Była tak spięta, że bała się, iż przy najdrobniejszym ruchu się rozsypie. Z prawej strony stała sztywno Ellie; Betsy sprawiała wrażenie rozluźnionej, ale twarz miała skupioną jakby w oczekiwaniu czegoś. Boże, proszę, niech nie spotka jej zawód. Tak długo czekała na tę chwilę.

Ujrzały go na tle promieni słonecznych, wpadających przez otwarte drzwi. Był wymizerowany, twarz miał białą jak ściana. Za duże ubranie wisiało na nim niekształtnie; bardzo schudł. Spodziewała się ujrzeć go w mundurze, ale przecież nie był już kapitanem Patrickiem Starrem, tylko Harrym jakimś tam. Powinna coś powiedzieć – a może to Patrick powinien coś powiedzieć? Szedł przez pokój, powłócząc nogami, buty skrzypiały na dębowej podłodze. Jakie lśniące ma buty, pomyślała; pewnie są nowe. To nie może być jej mąż, ten okropnie wyglądający starzec. Gdzie podział się przystojny pilot myśliwców, którego poślubiła? Boże, co oni z nim zrobili?

Rozglądał się bacznie po pokoju. Przemówił jakimś obcym głosem z rosyjskim akcentem. Kate poczuła, jak oczy pieką ją od łez.

– Kate? Wiem, że wyglądam jak kawał rozjeżdżonej drogi, ale oto jestem. Dotrzymałem obietnicy.

– Witaj w domu, Patricku – powiedziała Kate.

Dziewczęta podbiegły do niego, a Kate stała jak przyrośnięta do podłogi. Obserwowała, jak jej mąż spojrzał na Betsy, a potem na Ellie.

– Zepsuł mi się wzrok. Muszę was zobaczyć z bliska. Jesteście śliczne, tak jak sobie wyobrażałem. Nie będę zawsze tak wyglądał. Trochę dobrego jedzenia, trochę słońca, gimnastyki i znów zacznę przypominać człowieka.

Boże, modliła się Kate, niech coś poczuję. Proszę.

Objąwszy córki, Patrick ruszył w stronę Kate. Zrobiła krok w ich kierunku.

– Dobrze znów cię widzieć w domu, Patricku.

Dziewczęta odsunęły się, aż zniknęły jej z pola widzenia. Poczuła, jak Patrick ją obejmuje, ostrożnie, jakby bał się, że Kate zniknie. Kate owionął jego nieświeży oddech, zauważyła bielmo na lewym oku męża, szramy na szyi i czole. Cały drżał, jakby za chwilę miał się rozpłakać. Boże, błagam, niech coś zacznę czuć. Chcę tego. Proszę. Przytuliła go, po policzkach płynęły jej łzy.

Patrick odsunął ją na odległość ramienia. Przyglądał się jej.

– Co zrobiłaś z włosami? Jesteś też za mocno umalowana – stwierdził krytycznie. – Nie podoba mi się twoja fryzura. Inaczej też pachniesz. Przez całe lata zamykałem oczy i przywoływałem w pamięci twoją postać. Zawsze wyglądałaś tak samo. Zawsze tak samo pachniałaś, wanilią i cytryną. Nie podoba mi się twój zapach. Czy to, co masz w uszach, to prawdziwe złoto? Ile kosztowało? Wszystkie wyglądacie tak zamożnie – oświadczył, spoglądając na rąbek sukni żony, a potem na jej buty na wysokim obcasie. – Nigdy przedtem nie nosiłaś szpilek.

Siostry wymieniły spojrzenia.

– Ppprzepraszam, Patricku – zająknęła się Kate. – Chciałam ładnie wyglądać na twoje przybycie. Wszystkie się wystroiłyśmy na twój powrót.

– Nie podoba mi się to. – Zaczął chodzić po olbrzymim pokoju, przyglądając się wszystkiemu, dotykając przedmiotów, które chciał lepiej zobaczyć. – Czyj to dom? Ile płacisz czynszu?

– To… to mój dom, Patricku. Nie płacę czynszu. Ten dom należy do mnie.

Powłócząc nogami podszedł do szklanych, przesuwanych drzwi.

– Dlaczego nie przepędzisz stąd tych cholernych ptaków? Tylko mi nie mów, że je karmisz. Jeśli się je karmi, nigdy nie odlecą. Nienawidzę ptaków. Przepędź je – polecił z mocą. – Skąd miałaś pieniądze na kupno takiego domu?

– Zarobiłam. Pomogli… pomogli mi przyjaciele – powiedziała Kate zdławionym głosem.

– A co musiałaś dać owym przyjaciołom w zamian? – spytał Patrick. Pytanie zabrzmiało w jego ustach obraźliwie.

– Tylko naszą miłość – rzuciła Ellie zachrypniętym głosem.

– Nie pytałem ciebie, tylko twoją matkę. – Ruszył do kuchni powłócząc nogami. – No więc? – zawołał przez ramię.

– Tak jak powiedziała Ellie, tylko naszą miłość. Nic więcej. – Jej wzrok był dziki, kiedy zobaczyła córki, przytulone do siebie.

– Nie czuję żadnych smakowitych zapachów. Czyżbyś nie przygotowała obiadu powitalnego? Nie ma nic na pojawienie się kogoś w rodzaju syna marnotrawnego? Niczego nie czuję. Spodziewałem się jakichś zapachów. Spodziewałem się… Zdaje się, że mój powrót był dla was niespodzianką. No więc jak, Kate, przygotujesz coś?

– A na co… na co masz ochotę, Patricku?

– Wiesz, co lubię. A może zapomniałaś? Chcę kurczaka faszerowanego, kotlet schabowy, stek, homara. Skoro mieszkasz w takim domu, chyba cię na to stać. Powiedziałaś, że skąd miałaś pieniądze?

– Powiedziałam, że je zarobiłam. – Kate zaczęła wyciągać z lodówki produkty.

– Nigdy nie zarobiłabyś tyle forsy. Ten dom musiał kosztować sześćdziesiąt, siedemdziesiąt tysięcy dolarów.

– Powiedz raczej pół miliona, tato – zauważyła chłodno Ellie.

Patrick złapał Kate za ramię.

– Powiedz mi, co to za praca?

– Mama ma własną firmę – oświadczyła Betsy, podchodząc do ojca. Ellie stanęła obok matki.

– Sprzedajesz kosmetyki Avon? Przecież ty nie umiesz nic robić. Chyba się śmiał.

Ten odgłos to musi być śmiech, pomyślała wściekła Kate. Upuściła kurczaka, którego trzymała w rękach.

– Mama poszła na studia i zrobiła dyplom – powiedziała Ellie, jej twarz przypominała maskę. – Zajmuje się sporządzaniem rysunków architektonicznych. Ma trzy biura – dodała z dumą. – Pisali o niej w gazetach. Jest profesjonalistką. Nazwali ją „kobietą lat dziewięćdziesiątych”.

Kurczak leżał w zlewie, łzy Kate kapały na jego tłustą pierś. Dzieci jej broniły. Przed swym ojcem. To nie było w porządku. Odwróciła się gwałtownie, akurat kiedy jej mąż mówił:

– Nie będziesz się tym dłużej zajmowała. Przejmę firmę. Twoje miejsce jest tutaj, w domu, masz się troszczyć o mnie jak kiedyś. Nie wrócisz do pracy.

– Nie! – Słowo to zabrzmiało jak wystrzał karabinowy. – Nie, przejmiesz mojej firmy. Nie będę siedziała w domu i troszczyła się wyłącznie o ciebie. Posłuchaj mnie, Patricku. Musimy się dostosować do nowej sytuacji, jestem gotowa na pewne ustępstwa. Ale to moja firma, pracowałam dwanaście, czternaście, czasami szesnaście godzin na dobę, by rozkręcić interes. To ja chodziłam i pukałam do drzwi, to ja musiałam sobie jakoś radzić, kiedy ledwo mi starczało na opłacenie czynszu, i nie oddam ci swojej firmy. Jeśli chcesz pracować ze mną, proszę bardzo. Mogę cię we wszystko wprowadzić, ale nie oddam ci firmy. Nie będę siedziała w domu. Zostałam kobietą pracującą z konieczności. Jeśli będę ci potrzebna, wezmę urlop. Jeśli zaczniemy pracować razem… razem możemy jakoś to wszystko ciągnąć. – Tak się trzęsła, że córki otoczyły ją opiekuńczo ramionami.

– Kate, sprzeciwiłaś mi się – powiedział Patrick. Spojrzał na kurczaka leżącego w zlewie. – Nie mogę tego jeść. – Rozchylił usta, ukazując rząd zepsutych pieńków. Kate skrzywiła się. – Przygotuj coś miękkiego, aromatycznego. Klopsa. Nie martw się, że nie wiem, jak należy prowadzić twoją firmę. Potrafię robić pieniądze. Prawdopodobnie przez pierwsze dwa lata uda mi się wypracować zysk w wysokości pięćdziesięciu tysięcy.

W Kate wstąpił diabeł.

– W ubiegłym roku zarobiłam netto trzy czwarte miliona dolarów – oświadczyła z dumą.

– Od kiedy stałaś się taką kłamczucha?

– Mama nie kłamie, mówi prawdę – wtrąciła się Ellie. – Jestem biegłą księgową. Prowadzę księgi firmy. Betsy zrobiła doktorat. Czy sprawiamy wrażenie osób, które nie wiedzą, o czym mówią? – Jej głos był lodowaty. Nie podobał jej się ten mężczyzna, który twierdził, że jest jej ojcem. Zdaje się, że Betsy też niezbyt przypadł do gustu.

Kate włożyła do miski mielone mięso. Szukała cebuli, kiedy Patrick powiedział:

– Nie mam ochoty na klopsa. Zrób zupę z kurczaka. Gdzie są sypialnie?

– Klops jest… chciałam powiedzieć sypialnie są na końcu korytarza. Twój pokój jest ostatni. Urządzony na zielono. To twój ulubiony kolor.

– A gdzie jest twój pokój? – spytał Patrick.

– Nieważne. Twój pokój jest na końcu korytarza. Urządzony na zielono. Zanim nie przejdziemy przez ten… ten okres dostosowania, będziesz tam spał.

– Zuch dziewczyna – szepnęła Ellie.

– O Boże -jęknęła Betsy.

Po chwili Patrick wrócił do kuchni.

– Nie widzę nigdzie w domu swoich zdjęć. Dlaczego?

– Patricku, myślałam, że nie żyjesz. Usunęłam je wszystkie. Musiałam. Musiałam jakoś dalej żyć.

– Nie jest ci teraz głupio? – spytał wojowniczo.

– W pewnym sensie.

– W tym domu nie ma nic mojego. To twój dom. Na kogo wystawiony jest akt notarialny? Chcę, żeby dopisano na nim moje nazwisko. To Kalifornia. Połowa tego, co twoje, należy do mnie. Powiedziano mi, że przekazali ci skrzynie z moimi rzeczami. Gdzie one są?

Kate opuściły siły.

– Pochowałam je na cmentarzu. Odprawiłam nabożeństwo za ciebie. Potem kazałam je wykopać i pochować obok grobu twych rodziców w Westfield. Chciałam… chciałam powiedzieć, że mi przykro, ale wcale nie jest mi przykro, Patricku. Musiałam nadać sens swojemu życiu. Nie miałam żadnej nadziei, że kiedykolwiek wrócisz. Nie sądzę, bym miała inny wybór. Zrobiłam to, co uważałam za słuszne.

Wymierzył jej policzek i uderzyłby ją jeszcze raz, gdyby Betsy i Ellie nie złapały go za rękę. Nie mógł się równać ze swymi młodymi, wysportowanymi córkami. Kate płakała w ścierkę do naczyń.

Patrick wypadł z kuchni jak burza.

– Mamo, daj sobie spokój z szykowaniem obiadu – zaproponowała Ellie. – Zaparz nam kawy, usiądziemy razem na tarasie, w słońcu, i porozmawiamy. Nie zostawię cię tutaj… samej z nim, póki… póki nie będę spokojna o ciebie.

– Zgadzam się – dodała Betsy.

– W porządku – wycedziła Kate przez zaciśnięte zęby. Ostatnią rzeczą, jakiej pragnęła, było napić się kawy i porozmawiać. Kim był ten mężczyzna? W tym nieznajomym nie dostrzegła nic, co choćby trochę przypominało Patricka.

Ten nieznajomy – tak określała go w myślach – nie sprawiał wrażenia, jakby ktoś się nim zaopiekował. Co dla niego zrobili? Z pewnością armia i władze nie zostawiłyby go w takim stanie, umywając ręce, odsuwając go na bok, zrzucając wszystko na jej barki. Kate odmierzyła kawę do koszyka, napełniła imbryk zimną wodą, włączyła ekspres. W rzeczywistości właśnie tak postąpili. Czego oczekują teraz od niej? Zdjęła ją litość dla męża, którego tak dawno utraciła.

Kate westchnęła. Co się stanie, kiedy dziewczęta wyjadą do Los Angeles, a ona zostanie sama z Patrickiem? Nie zastanawiając się sięgnęła po notes z adresami i zaczęła go kartkować, póki nie znalazła telefonu do trafiki w Meksyku. Gdy usłyszała znajomy głos mężczyzny, któremu ponad rok temu zostawiła kartkę z wiadomością, przedstawiła się.

– Proszę przekazać wiadomość señorze Delii Rafaelli Abbott. Proszę jej powiedzieć, że Kate natychmiast jej potrzebuje. Proszę ją poinformować, że wrócił kapitan Starr i żeby jak najszybciej przyjechała. – Wyrwał jej się zduszony szloch. – Czy może pan przekazać tę wiadomość señorze Delii?

– Si, señora. Señora Della przyjdzie niedługo do sklepu. Widziałem ją godzinę temu. Powiem wszystko.

– Dziękuję, bardzo dziękuję.

Kawa była gotowa. Kate westchnęła ciężko. Z Delią u boku może jakoś przetrzyma to, co ją czekało. Postawiła na tacy filiżanki i zaniosła je na taras. Po chwili wróciła po imbryk z kawą.

W jasnym świetle Patrick wyglądał jeszcze gorzej.

– Nie życzę sobie, żebyś się tak ubierała. Chcę, żebyś ubierała się tak, jak dawniej.

Czy powinna mu ustąpić czy też powiedzieć prosto z mostu? Czy jeszcze za wcześnie na ustalanie reguł? Ktoś powinien je pouczyć, jak powinny postępować, jak zachowywać się wobec Patricka. Ale nikogo zwyczajnie to nie obchodziło.

– Chodzę do pracy, muszę się odpowiednio ubierać. Przykro mi, że nie podoba ci się moja sukienka. Jest bardzo elegancka. Dobrze w niej wyglądam. Mam do czynienia z ludźmi interesu. Muszę się odpowiednio prezentować. Już nie szyję sobie w domu, Patricku. Nie muszę. Taka teraz moda. Odpowiada mi to. Musimy pomyśleć o kupnie czegoś dla ciebie. Nie widzę żadnych bagaży. Czyżby nic ci nie dali?

– Zmianę bielizny, maszynkę do golenia i szczoteczkę do zębów. Zostawiłem torbę przed domem. Gdybyś nie wyrzuciła moich rzeczy, nie musielibyśmy niczego kupować.

– I tak by na ciebie nie pasowały. Trudno mi uwierzyć, że nie chcesz nowych ubrań. Musisz zacząć się odpowiednio ubierać, wyglądać jak…

– Harry. Powinnaś się zacząć do mnie zwracać „Harry”.

– Dobrze, Harry – zgodziła się Kate, siadając na krześle z sekwojowego drewna. Pragnęła usnąć i nigdy się nie obudzić.

– Cieszę się, że jestem w domu, mimo że nigdy przedtem go nie widziałem – odezwał się cicho Patrick. – Wiem, że wyglądam jak kawał rozjeżdżonej drogi. Już to mówiłem na samym początku, prawda? Spodziewałem się… myślałem, że zobaczę odrazę na twojej twarzy. Przez te wszystkie lata nie miałem lusterka. Mawiałaś, że jestem przystojniejszy niż gwiazdorzy filmowi. Pamiętasz? – Znów wydał z siebie ten dziwny odgłos, który miał być śmiechem.

Kate opowiedziała mu o tęczy Betsy i wskazała rabatę wokół domu.

– Myślała, że przylecisz samolotem i odnajdziesz mały domek, w którym kiedyś mieszkałyśmy. Tak długo wierzyłyśmy w twój powrót. Miałyśmy nadzieję. Modliłyśmy się. Sześć czy siedem razy pisałam do prezydenta i do wszystkich, którzy mi tylko przyszli na myśl. Za każdym razem, kiedy zdawało się, że czegoś się dowiemy, odbierano nam tę możliwość. Patricku, co podpisałeś?

Patrick pił kawę siorbiąc. Trochę skapnęło mu na brodę. Ellie wręczyła ojcu serwetkę.

– Zgodziłem się na ich żądania, żeby móc wrócić do domu. Nie chcą, bym powiedział komukolwiek, gdzie byłem ani co się ze mną działo. Spytałem, jak długo będę musiał zachować milczenie, a oni odparli: póki nie pozwolimy ci mówić. Może już do końca życia pozostanę Harrym.

– Dla nas zawsze będziesz Patrickiem – powiedziała Kate zdesperowanym głosem.

– My też musiałyśmy podpisać dokument – oznajmiła Betsy.

– Żałujecie tego?

– Nie – odparły chórem.

– Kate, kiedy zamierzasz przepędzić te ptaki?

– Nigdy. Ubóstwiam budzić się i słyszeć ich śpiew. Karmię je.

Sądziłam, że będzie ci miło mieć je w pobliżu. Przecież sam latałeś. Powiedziałeś mi kiedyś, że potrafisz latać lepiej od nich, a dla ptaków latanie to coś naturalnego. Nie chcę, żeby zabrzmiało to niegrzecznie lub despotycznie, ale musisz się trochę dostosować do nowych warunków. Ptaki to boskie stworzenia.

– Nie chcę ich tutaj. Przypominają mi czasy, kiedy latałem. Sam je przepędzę.

Elie i Betsy poruszyły się nerwowo na krzesłach. Kate raptownie zerwała się i padła na kolana, zachowując pewną odległość od męża.

– Patricku, posłuchaj mnie. Nie wolno ci tknąć tych ptaków. Ani teraz, ani nigdy. Jeśli spróbujesz to zrobić, będę musiała… musiała… poprosić, byś zamieszkał gdzieś indziej, póki nie dostosujesz się do nowych warunków. Z całych sił postaram się… znów cię poznać. – Zauważyła, że chce ją kopnąć i w porę się cofnęła.

– Nie mów mi, co mam robić! Przez dziewiętnaście lat i sześć miesięcy mówiono mi, co mam robić. Jestem wolnym człowiekiem, nie muszę robić niczego, na co nie mam ochoty – warknął Patrick.

– W moim domu tak – powiedziała spokojnie Kate. – Nigdy więcej nie waż się na mnie zamierzyć. Jeśli to zrobisz, wylecisz stąd tak szybko, aż zakręci ci się w głowie.

Patrick uśmiechnął się drwiąco. Kate nie dała się zbić z tropu. Zwróciła się w stronę córek i nieznacznym ruchem głowy dała im znak, by poszły do domu. Usta złożyła do słowa „gotować”. Obie dziewczyny niechętnie zbierały się do odejścia, ale usłuchały matki.

Kate przestawiła krzesło tak, by móc patrzeć prosto na swego męża, ale na tyle daleko, by nie mógł jej kopnąć ani uderzyć. Rozsiadła się, sukienka podjechała jej do połowy ud. Obciągnęła ją. W zeszłym roku wzięła tę sukienkę na Hawaje, wkładała ją na obiady z Gusem. Podobała mu się, powiedział, że wygląda w niej jak rzadki kwiat, że jest jej do twarzy w tym kolorze. Ona zaś stwierdziła, że idealnie pasuje do koloru jego oczu. Jaka była wtedy szczęśliwa. Znów obciągnęła sukienkę.

– Patricku – zaczęła łagodnie – musimy porozmawiać. Myślę, że musimy wszystko zacząć od początku. Jesteśmy teraz innymi ludźmi, oboje. Nie możemy wrócić do tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego roku. Tamte czasy dawno minęły. Oboje musimy się dostosować do nowej sytuacji. Bardzo chcę znaleźć dla ciebie psychoanalityka, jestem pewna, że dziewczęta zaakceptują ten pomysł. Nie wiem, przez co przeszedłeś, a gdybyś mi powiedział, prawdopodobnie nie potrafiłabym sobie wyobrazić twego bólu i cierpień. Bardzo mi przykro, ale nie mogę dopuścić, byś wyładowywał swoją złość na mnie i dziewczętach. Po prostu nie pozwolę ci na to.

– Zawsze było mi zimno, cierpiałem niewygody. Chodziłem wiecznie głodny. Myślałem jedynie o tobie i dziewczętach. To pomagało mi wytrwać – odparł Patrick, spoglądając na ogród.

– A my myślałyśmy o tobie. Przez całe lata. Nawet kiedy ja się w końcu poddałam, Betsy nadal wierzyła. Pracowała niezmordowanie. Moje serce tęskniło za tobą. Marzyłam o dniu, kiedy przestąpisz próg domu. Bardzo długo żyłam w świecie fantazji, łudząc się nadzieją, śniąc o twoim powrocie. Odczuwasz złość, co jest całkiem usprawiedliwione, ale twoja złość skierowana jest przeciwko niewłaściwym osobom. Nie jesteśmy twoimi wrogami. Myślałam, że będziesz dumny z dziewcząt, ze mnie. A ty… ty nas zlekceważyłeś. Pragnęłyśmy się z tobą wszystkim podzielić, ale nie chciałeś słuchać. Odkąd tu jesteś ani razu się nie uśmiechnąłeś. Dzięki fachowej pomocy znów staniesz na nogi. Jesteśmy cierpliwe i mamy środki, by ci pomóc. Nie wyładowuj swojej złości na nas. Przez wiele lat też żyłyśmy w naszym własnym piekle.

– Nic nie jest takie, jak dawniej – powiedział lakonicznie Patrick.

– Czas nie stoi w miejscu, Patricku. Z pewnością wiedziałeś, że wszystko się zmieniło – tłumaczyła mu łagodnie Kate.

– Chciałem, żeby było, jak dawniej. Chciałem ujrzeć tamto małe mieszkanie, potknąć się o te cholerne kaczuszki. W snach czułem twój zapach. Widziałem dziewczynki z kokardkami przy skarpetkach i we włosach. Dorosły, a mnie to wszystko ominęło. Zawsze wiedziałem, że kiedyś wrócę do domu. Wkroczę z podniesioną głową, jak bohater, porwę was w objęcia. Śniłem o uściskach i pocałunkach, o uroczystym powitalnym obiedzie. Spodziewałem się defilady, spotkania z prezydentem, telewizji, wywiadów. Nic takiego nie nastąpiło.

– Och, Patricku, tak mi przykro – powiedziała Kate zdławionym głosem. – To źle, że twój kraj się ciebie wyparł, że udaje, iż nie żyjesz. Zasłużyłeś sobie na coś więcej. Gdybym mogła ci dać to, na co zasłużyłeś, poruszyłabym niebo i ziemię, by ci to ofiarować. Ale niejaki Spindler kazał i nam podpisać ten dokument. Nie chciałam się na to zgodzić, ale powiedział, że jeśli nie podpiszemy, wywiozą cię gdzieś. Betsy twierdziła, że mogą to zrobić. Uznała, że powinnyśmy podpisać.

– Nie żartowali – stwierdził Patrick. – Wiesz, dzięki czemu nie zwariowałem przez te wszystkie lata?

– Powiedziałeś, że myślałeś o nas.

– Nie tylko. Kiedy było zupełnie źle, w myślach wracałem do Westfield. Chodziłem od drzwi do drzwi. Pukałem, a gdy mi otwierano mówiłem: „Cześć, nazywam się Patrick Starr. Kiedyś tu mieszkałem”. Głaskałem ich psa czy kota, a oni prosili, żebym znów kiedyś zajrzał. Pukałem do wszystkich drzwi w Westfield. Odwiedziłem każdy sklep. W miarę upływu lat składałem drugą i trzecią wizytę. Widziałem, jak zdychały psy i koty, zapraszano mnie na śluby. Byłem na dwóch. W myślach. Uczestniczyłem też w kilku pogrzebach, raz niosłem nawet trumnę. Jakaś pani zasięgała mojej opinii w sprawie tapet do kuchni. Powiedziałem jej, że powinna się zdecydować na biało-zieloną, taką, jaką mieliśmy w naszym domu. No wiesz, żeby zimą wyglądało, jakby było lato. Kobieta zgodziła się ze mną, że to dobry pomysł. Kiedy naprawdę dokuczało mi zimno, odwiedzałem ten dom, w którym mieszkało starsze małżeństwo. Mieli kudłatego, białego psa, który lubił się wylegiwać przed kominkiem. Przynosiłem im drew, a oni pozwalali mi usiąść koło kominka. Staruszka robiła gorące kakao i krówki. Psu bardzo smakowały, oblepiały mu wąsy. To byli bardzo mili ludzie. Nie mieli nazwisk, ale wszyscy wiedzieli, jak mi na imię. Czy to nie dziwne? – Po policzkach płynęły mu łzy.

Kate przysunęła bliżej krzesło i ujęła dłonie męża.

– Nie pójdzie nam łatwo, Kate. Stałem się chyba okropnym człowiekiem. Trudno mi zapanować nad sobą. Nie będzie ze mną lekko żyć.

– Wiem. Rozczarowałeś się mną, prawda? Chciałam, żebyś był dumny z moich sukcesów.

– Nie myślałem, że masz dosyć oleju w głowie, by iść na studia. Dotknięta słowami męża, Kate mruknęła:

– Chyba nikt nie wie wszystkiego o drugim człowieku.

– Zaczęłaś zarabiać swoimi bohomazami. Ten świat chyba naprawdę zwariował.

– Patricku, jeden z moich rysunków wisi w Białym Domu. To nie są bohomazy.

Patrick uniósł brwi do góry. Sprawiał wrażenie, jakby skurczył się w sobie.

– Nie chcę, żebyś pracowała. Żony nie powinny pracować. Chcę cię mieć w domu.

– Żebym gotowała, sprzątała i urabiała ręce do łokci? Chcesz, żebym znów zajmowała się robótkami, których kiedyś nienawidziłeś. To niemożliwe, Patricku. Nie możemy się cofnąć w czasie. Nie możemy wrócić do przeszłości. Musimy iść naprzód, dostosować się do obecnych warunków i zacząć wszystko od nowa. Jeśli nadal myślisz o obowiązującym w Kalifornii prawie, zgodnie z którym własność dzieli się po połowie między małżonków, musisz rozważyć to jeszcze raz. Nie jesteś już Patrickiem Starrem, a skoro nie jesteś już Patrickiem Starrem, nie możesz do niczego rościć pretensji. Nie jesteś już moim mężem. Jesteś Harrym. Nie zastraszysz mnie, Patricku, nie pozwolę ci na to.

– Jest w tobie pełno jadu i goryczy, prawda? – Nie czekając na odpowiedź dodał: – Mogę uczynić z twojego życia piekło.

– A ja mogę cię stąd wyrzucić. Nie muszę tolerować tu twojej obecności. Wprost nie wierzę, że powiedzieliśmy to wszystko. Grozimy sobie nawzajem. Do czego to doprowadzi?

– Zawsze byłem głową domu. Musisz się z tym pogodzić. A ty zawsze byłaś głupiutka. Myślałaś jedynie o tych swoich cholernych robótkach. Nagle stałaś się autorytetem we wszystkich sprawach.

– Przykro mi, że widzisz moje życie w ten sposób. Musiałam wytrwać i starałam się to zrobić najlepiej, jak umiałam. Proszę, nie karz mnie za to. Stałam się dodatkiem do ciebie. Nigdy nie powinieneś pozwolić na taki obrót rzeczy. Wierzyłam ci, kiedy mówiłeś, że potrafię jedynie prowadzić dom i mieć dzieci. Kiedy zostałeś zestrzelony, byłam zupełnie bezradna. Nie umiałam nic poza prowadzeniem domu. Przez najczystszy przypadek spotkałam w parku cudowną kobietę, pomagając sobie wzajemnie jakoś udało nam się przetrwać. Tak mi było wstyd, że mam trzydzieści lat i nie wiem nic o życiu. Gdyby nie ona i Donald, nasze dzieci trafiłyby do rodzin zastępczych, a ja zostałabym umieszczona w domu wariatów.

Patrick patrzył na swoją żonę jak na kogoś obcego. Słońce chyliło się ku zachodowi. Wkrótce nadejdzie zmrok, skończy się ten dzień. Nienawidził ciemności.

– Są tu lampy?

– Tak. Bardzo dużo. Czemu pytasz? – spytała zmieszana Kate.

– Nie lubię ciemności. To, przez co przeszłaś, to ledwie pryszcz na dupie. Nie wiesz, co to prawdziwe nieszczęście. Nigdy więcej nie będę mógł latać. Zawsze w powietrzu czułem się dobrze. Ale odebrali mi i to. Nienawidzę ich. Nie jestem nawet pewien, czy lubię ciebie, Kate.

– Ja również nie jestem pewna, czy cię lubię – odparła spokojnie Kate. – Jeśli chcesz, możesz latać. Możemy ci nawet kupić samolot, jeśli uczyni cię to szczęśliwym. Możesz uzyskać licencję pilota pod nowym nazwiskiem. Nie powinno to przedstawiać większego problemu. Chciałabym, żeby wszystko było takie łatwe. Dobry stomatolog zajmie się twoimi zębami. Okulista wyleczy cię z katarakty i przepisze odpowiednie szkła. Żyjesz, Patricku. Powinieneś być za to wdzięczny losowi. Dobre jedzenie, ciepło, świeże powietrze przyspieszą twój powrót do pełnej formy.

– Zapomniałaś o witaminach, soku pomarańczowym i środku przeczyszczającym raz w tygodniu – powiedział niegrzecznie Patrick. – Robi się ciemno.

Kate podeszła do kontaktu i włączyła lampy. Sztuczne światło zalało podwórze ciepłym, jasnym blaskiem.

– Co to za mały domek?

– To domek Delii – wyjaśniła Kate.

– Może powinienem się do niego przenieść.

– Może nie powinieneś być sam. Pomyśl o tym. Zbyt długo byłeś sam.

– Znów mi mówisz, co mam robić?

– To była tylko sugestia. Domek należy do Delii. Będzie ci potrzebna jej zgoda.

– Gdzie ona jest?

– W Meksyku – odparła Kate, serce zabiło jej mocniej w piersi.

– Jest Meksykanką? I właścicielką domku na twojej ziemi? Nie, to wykluczone. Jeśli rzeczywiście masz tyle pieniędzy, jak utrzymujesz, odkup go od niej. Mam dosyć obcokrajowców do końca życia.

– Przykro mi, ale nie mogę tego zrobić. Nie zrobię.

– Owszem, zrobisz. Jestem twoim mężem i rozkazuję ci, byś tak to załatwiła.

– Władze twierdzą, że nie jesteś moim mężem. Do niczego nie możesz mnie zmusić.

Patrick wyciągnął rękę, złapał Kate za włosy i zwalił ją z krzesła. Kate uderzył w twarz zjełczały zapach z jego ust. Dziewczęta wybiegły z domu i za chwilę znalazły się obok ojca. Każda złapała go za jedną rękę. Odciągnęły go od Kate. Kate kaszlała i dławiła się, próbując złapać oddech.

– Mamo, co…

– Wydałem waszej matce polecenie, a ona mi się sprzeciwiła – powiedział Patrick, próbując wyswobodzić ręce.

– Tato, tu nie wojsko – oświadczyła Betsy. – Czego chciałeś?

– Oświadczyłem, że nie życzę tu sobie żadnych cudzoziemców. Wasza matka powiedziała, że ten domek należy do Meksykanki. Kazałem go odkupić, a ona odmówiła. Puśćcie mnie!

Dziewczęta jednocześnie zwolniły uścisk i podeszły do matki.

– Della przyjedzie jutro – wyjaśniła im cicho Kate. – Zadzwoniłam do niej.

Patrick poprawił koszulę i wszedł do domu.

– Jest jak zwierzę – wykrzyknęła dziko Betsy.

– Mamo, nie możesz z nim zostać. Mógłby cię zabić. Co będzie, jak odjedziemy?

– Zostanie ze mną Della. Przyjedzie, wiem to. Wasz ojciec wiele wycierpiał. Musi mieć kilka dni, by się przystosować do nowych warunków. Sądzę, że czuje się zdradzony, zresztą całkiem słusznie.

– To nie ma nic wspólnego z nami – pocieszała się Betsy. – Nie wiem… nie mam pojęcia… co oni mu zrobili?

– Myślę, że najgorsze rzeczy, jakie tylko można sobie wyobrazić. Jeśli zacznie być źle albo dojdę do wniosku, że nie dam sobie rady, zadzwonię do tego… jak on się nazywał?

– Masz numer jego telefonu? – spytała z niesmakiem Ellie.

– A ty nie masz?

– Nie. Betsy też nie. Nie wręczają wizytówek. Zapomniałaś, że to oni skontaktowali się z nami?

– To nie może się dziać naprawdę – mruknęła Kate. – Powinnyśmy zrobić właśnie to, czego zabronili nam zrobić. Myślałam, że możemy liczyć na pomoc, gdy będziemy jej potrzebowały. Nie lubi nas, szczególnie mnie – zauważyła.

– Rozczarował się – stwierdziła Ellie. – Chciał, by wszystko zostało, jak dawniej.

Betsy usiadła na tarasie i objęła się za kolana.

– Czy zrobimy niewłaściwie, jeśli spróbujemy odtworzyć dla niego dawne czasy? Nie myślałam, że tak to będzie wyglądało. Wiedziałam, że się zmieni, ale myślałam… miałam nadzieję, że nadal pozostanie tym samym ojcem.

– Nie, skarbie, popełniłybyśmy błąd próbując odtworzyć przeszłość. Jedyne, co możemy zrobić, to być przy nim. Czeka go wiele wytężonej pracy, nas również.

– Co się stanie, kiedy pojawi się Della? – spytała z lękiem Ellie.

– Nie wiem. Ojciec zaproponował, że przeniesie się do jej domku. Ale wydaje mi się, że to nie byłoby dla niego dobre. Powinien pozostać wśród ludzi, znów nauczyć się z nimi żyć. Wszystko to wymaga czasu.

– Nie wyjadę, póki się nie uspokoi – oświadczyła Ellie. – Chyba nie myślisz, że nam coś zrobi, kiedy będziemy spały, co? – spytała z oczami okrągłymi ze strachu.

Kate właśnie się nad tym zastanawiała. Betsy również, sądząc po jej minie.

– Myślę, że możemy wszystkie razem przespać się dziś w moim pokoju. Urządzimy sobie całonocną balangę. Mój Boże, czy to ja powiedziałam? Powiedziałam, prawda?

– Zabrałyśmy się do szykowania obiadu – oznajmiła nerwowo Ellie.

– Co przygotowałyście? Betsy zachichotała histerycznie.

– Wrzuciłyśmy całe mięso razem z warzywami do szybkowara. Powstała rzadka potrawka, może ojciec się nie pozna. Ellie dodała mnóstwo przypraw. Nawet nieźle pachnie. Mamo, czy ojciec zrobił choć jedną miłą uwagę? Czy powiedział, że za nami tęsknił, że nas kocha?

– Zrobił to na swój sposób. Na pewno i kocha nas, i tęsknił za nami, ale chyba się boi, że znów wszystko zostanie mu odebrane. Pozbył się jednych lęków, ogarnęły go nowe. To nie fair żądać od niego takiego poświęcenia. To nie fair wobec nas wszystkich. Nic z tego nie rozumiem – mruknęła Kate.

Przez otwarte okno dobiegł ich dzwonek telefonu. Jednocześnie skierowały się do domu i usłyszały, że ktoś podniósł słuchawkę w połowie trzeciego dzwonka. Z kuchni usłyszały, jak Patrick mówi:

– Proszę tu więcej nie dzwonić.

Kate zjeżyła się.

– Patricku, kto to był?

– Powiedziała, że ma na imię Della, to chyba ta cudzoziemka, do której należy ten mały domek.

– A ty się rozłączyłeś?! – wykrzyknęła Kate. – Nie waż się nigdy więcej tego robić! Nie wolno ci odkładać słuchawki, kiedy dzwonią moi znajomi lub klienci.

W odpowiedzi Patrick wyrwał żółty aparat ze ściany. Rzucił nim o stół. We wszystkie strony potoczyły się marchewki i fasolka szparagowa. Telefon odbił się dwa razy, nim roztrzaskał się na posadzce z czarnej terakoty.

– Teraz nie musimy się już martwić telefonami od jakichś cudzoziemców – powiedział klasnąwszy w dłonie. – Potrzebuję pieniędzy.

Kobiety patrzyły na niego bez słowa.

– Mamo, natychmiast wsiadajmy do samochodu i się stąd wynośmy – powiedziała Ellie zduszonym głosem.

– Całkowicie ją popieram. – Betsy pociągnęła matkę w kierunku drzwi frontowych.

– Na co potrzebne ci pieniądze, Patricku?

– Powiedziałaś, że masz pieniądze. Ja nie mam ani grosza, więc powinnaś mi trochę dać. Dostałem czek od rządu, został zdeponowany, ale powiedzieli, że mogą go zrealizować dopiero za tydzień, dziesięć dni. To pieniądze za milczenie.

– Ale po co ci teraz pieniądze? Sklepy są już pozamykane.

– Kate, nigdy nie zadawałaś pytań. Teraz pytasz za dużo. – Zaczął grzebać w szufladach, póki nie znalazł książki kucharskiej Betty Crocker. – Zawsze trzymałaś pieniądze za okładką. Założę się, że myślałaś, iż o tym zapomniałem. No cóż, ja niczego nie zapominam, pani studentko z dyplomem.

– Czy to cię peszy? – spytała spokojnie Kate.

– A niby dlaczego? Przecież jestem magistrem. Czy któraś z was może się ze mną równać?

– Ja zrobiłam doktorat – oświadczyła Betsy, robiąc krok do przodu. – Czy to cię peszy, tato? Nie wyrażaj się o mamie tak lekceważąco. Już wystarczy tych wszystkich lat, kiedy miałeś ją za nic. Nie zasłużyła sobie na takie traktowanie.

– Kate, wychowałaś smarkulę, która nie potrafi okazać szacunku starszym-powiedział Patrick i podniósł pokrywkę szybkowara. Z garnka wyleciał gwałtownie strumień pary. Patrick odskoczył, chwiejąc się na nogach.

– O Boże -jęknęła Ellie widząc rozpryskujące się wkoło warzywa i mięso.

Kate uniosła wzrok ku sufitowi, do którego przykleił się kawałek selera. Po chwili spadł i wylądował na czubku jej buta. Chciała wywrzeszczeć swoją wściekłość, zadzwonić do Gusa, poprosić go, by przyjechał i wyrwał ją z tego koszmaru.

– Proponuję, żebyśmy się przebrali, sprzątnęli kuchnię i zamówili pizzę – powiedziała spokojnym głosem.

Kiedy matka i córki znalazły się w jej sypialni, zamknąwszy drzwi na klucz, przytuliły się do siebie. To ja powinnam być tą silną, pomyślała, przewodniczką, tą, która poprowadzi córki we właściwym kierunku. Miała ochotę krzyczeć i uciec, uciec jak najdalej stąd, nie oglądając się za siebie.

– To udręczona dusza – stwierdziła.

– To wariat, mamo. Powinien się znaleźć w szpitalu pod okiem wykwalifikowanych lekarzy – odparła cierpko Ellie. – Mógł którejś z nas wyrządzić krzywdę. Lepiej zacznij myśleć, co się stanie, kiedy pojawi się tu Della.

Kate spojrzała na Betsy.

– Uważam, że wasz ojciec wymaga intensywnego leczenia, ale nie wiem, czy się na nie zgodzi. Co zrobimy, jeśli… oni nie zechcą, by… by trafił do takiego ośrodka? Mógłby coś powiedzieć, a to… to by wszystko popsuło. Jak ma się wyleczyć, skoro nie wolno mu mówić o przeszłości? – Potworność tego odkrycia uderzyła pełną siłą Kate i jej córki.

– Wyciągnęli go stamtąd wiedząc, że będą problemy, zmusili go, nas też, do utrzymania wszystkiego w tajemnicy, a teraz spodziewają się, że jakoś wytrwamy? Cóż z nich za ludzie? – spytała Betsy.

– Czy to znaczy, że skreślamy ewentualną pomoc psychoanalityka?

– Tak, obawiam się, że musimy z tego zrezygnować – powiedziała spokojnie Kate.

– Jak myślisz, dlaczego chciał mieć pieniądze? – spytała Betsy.

– Mężczyźni muszą czuć pieniądze w kieszeni. Powinien dysponować jakąś gotówką. Dam mu tyle, ile będzie chciał – oświadczyła Kate.

– Chce kupić strzelbę, żeby móc wystrzelać ptaki – rzuciła Ellie. – Mamo, nie pozwól mu kupić broni.

– Nie pozwolę. Przebierzmy się teraz. Chyba nie powinnyśmy zostawiać go zbyt długo samego.

Włożyły dżinsy, koszule i adidasy i kiedy wchodziły do kuchni wyglądały jak trojaczki. Kate zatrzymała się gwałtownie. Stół był nakryty, większość bałaganu sprzątnięta. Zawartość szybkowara znajdowała się w wielkiej misce na środku stołu. Patrick siedział u szczytu stołu.

– Przyzwyczaiłem się do jedzenia z podłogi – powiedział. – Moi strażnicy mieli w zwyczaju rzucać mi jedzenie. Czasami znajdowałem w nim sierść szczurów, ale i tak wszystko zjadałem. Nie wolno marnować jedzenia. Pomyślałem, że nie będziecie chciały tego jeść, więc przygotowałem wam kanapki z galaretką. W porządku, Kate?

Kate zalała się łzami. Potrząsnęła głową.

– Patricku, nie sądzę, by potrawka zdążyła się ugotować. Usmażę d jajka albo otworzę puszkę z zupą.

– Nie, to jest bardzo smaczne. Jadałem nawet surowe mięso. To są luksusy. Czasem dostawałem jedynie chleb ze smalcem. To mi smakuje. Jest bardzo dobre – powiedział, próbując pogryźć mięso zepsutymi zębami.

– Bardzo dobre kanapki, tato – oświadczyła Betsy z pełną buzią. – Pamiętam, jak je nam kiedyś szykowałeś, gdy miałeś wolny dzień.

– Miałem w zwyczaju posypywać je z wierzchu cukrem i prosić was, byście nie mówiły o tym matce. Pamiętacie?

– Tak, pamiętam – odparła Betsy, po policzkach płynęły jej łzy.

– Nie płacz – powiedział Patrick.

– Dobra. – Otarła oczy rękawem koszuli.

– Kate, myślisz, że mógłbym mieć psa? Dużego. Wydaje mi się, że powinienem mieć przyjaciela, kogoś, kto by mnie tolerował, gdybym zrobił coś złego. Potrzebny mi ktoś, kto by mnie kochał. Myślałem… przez cały ostatni tydzień myślałem, że dam sobie radę ze wszystkim, kiedy tylko się znajdę w domu. Ale nie jestem w stanie. Mam wrażenie, jakby wszystko się na mnie waliło, dusiło mnie i muszę coś zrobić. Jakoś zareagować. Przez wiele lat nie wolno mi było nic robić ani mówić. Szeptałem do siebie, żeby nie zapomnieć, jak się mówi. Wystarczyło, że usłyszeli, jak się odchrząkuje, a zaraz człowieka bili. No więc jak, Kate, wolno mi będzie mieć psa czy nie?

– Oczywiście, że tak. Możemy wybrać się jutro, jeśli chcesz. – Boże, może jednak im się uda. – Patricku, muszę z tobą pomówić o Delii. Nie chcę cię denerwować. Czy mógłbyś mnie wysłuchać?

– Tak.

Kate opowiedziała mu o Donaldzie i Delii, dziewczęta od czasu do czasu wtrącały swoje.

– Zaopiekowała się nami, Patricku. Dzięki niej i Donaldowi stanęłyśmy na nogi. Przy nich zapomniałyśmy o swoim nieszczęściu, znów nabrałyśmy ochoty do życia. Nie mielibyśmy tego wszystkiego, gdyby nie Donald i Della. Czy zaakceptujesz ją i będziesz dla niej miły?

– Myślisz, że jestem potworem, Kate?

– Nie, naturalnie, że nie.

– Jeśli się zgodzę, a ty zgodzisz się na psa, czy to znaczy, że oboje staramy się… – zatoczył wkoło rękami -…staramy się jakoś to wszystko ułożyć?

– Tak.

– Czy urządzimy głosowanie?

– Dobry pomysł – stwierdziła Kate.

– Głosuję za – powiedziała Betsy.

– Ja też – oświadczyła Ellie.

– Zawsze tak mówiłaś, kiedy byłaś mała – zauważył Patrick. – Musisz powiedzieć „głosuję za”.

– Głosuję za – poprawiła się ostrożnie Ellie.

– Ja również głosuję za – odezwała się Kate.

– Ja też głosuję za. Tylko bez papryki na ostro.

– Powiem Delii.

– Chyba pójdę teraz do łóżka, jeśli nie chcecie, żebym dokończył porządki.

– Nie, my to zrobimy, Patricku. Śpij dobrze.

– Kocham was wszystkie – powiedział łamiącym się głosem.

– Naprawdę się stara czy to tylko podstęp? – spytała Ellie, kiedy usłyszała, jak zamykają się drzwi do pokoju ojca. W chwilę później drzwi się otworzyły. Usłyszała, jak ojciec krzyknął na cały głos:

– Nie lubię zamkniętych drzwi!

– Uwierzmy, że się stara, i spróbujmy mu pomóc – zaproponowała Kate, wycierając stół.

– Może nam się uda. – Głos Ellie zabrzmiał tak, jakby dziewczyna nie wierzyła we własne słowa.

– Kapitan Patrick Starr, którego znałam, nigdy by się nie poddał – oświadczyła lojalnie Kate. – Był najlepszym z najlepszych. Uda mu się. Wiem to.

Загрузка...