Rozdział 3

Pielęgniarki z laboratorium ustawiły probówkę pod dystrybutorem enzymów, przygotowały zbiorniczki i przewody, które podłączyły do komputera.

Pracowały spokojnie, podczas gdy Potter i Srengaard obserwowali ekrany. Pielęgniarka zajmująca się komputerem zainstalowała taśmy rejestracyjne: aparatura zaczęła buczeć w chwili, gdy sprawdzała jej działanie.

Jak zawsze przed operacją, Potter był zdenerwowany. Gdy zabieg się zacznie, nerwy ustąpią miejsca pewności siebie, lecz na razie czuł się nieswojo. Spojrzał na wskaźniki; cykl Krebsa w probówce utrzymywał się na poziomie 86.9, 60 punktów powyżej granicy śmierci. Pielęgniarka poprawiła maskę, sprawdziła działanie mikrofonu.

„Przy świetle księżyca, przyjaciel mój…” — zanucił chirurg za plecami pielęgniarki. Usłyszał chichot manipulatorki, więc spojrzał na nią, lecz stała odwrócona plecami, a jej twarz była zakryta czepkiem i maską.

— Mikrofon działa, panie doktorze — powiedziała pielęgniarka zajmująca się probówką. Z powodu maski nie mógł zobaczyć jej warg, lecz powieki zmarszczyły się nad tkaniną.

Srengaard zakładaiac rękawiczki wciągnął głęboko po wietrze. W pokoju czuć było amoniak. Zastanawiał się, dlaczego Potter zawsze żartuje z pielęgniarkami. Wydawało mu się to nie na miejscu.

Potter zbliżył się do probówki. Jego sterylny kombinezon fałdował się w rytm kroków z charakterystycznym szelestem. Spojrzał na ekran ścienny, który dzięki specjalnie umieszczonej kamerze ukazywał prawie całe pole widzenia lekarza. Ten sam obraz widzieli rodzice.

„Cholerni rodzice! Przez nich czuję się winny… przez wszystkich bez wyjątku…”

Skoncentrował się na probówce, naszpikowanej teraz licznymi igłami dozowników i manipulatorów. Hałas pompy działał mu na nerwy.

Srengaard stanął po drugiej stronie probówki i czekał. Emanował od niego spokój i pewność siebie.

„Zastanawiam się, co on naprawdę czuje” — Potter przypomniał sobie, że w nagłych wypadkach nie ma lepszego asystenta od Srengaarda.

— Może pan zacząć dodawać kwas — powiedział. Srengaard przytaknął i nacisnął odpowiedni przycisk. Pielęgniarka włączyła taśmę.

Obaj chirurdzy skierowali wzrok na ekrany. Cykl Krebsa zaczął wzrastać: 87,0… 87,3… 88,5… 89,4… 90,5… 91,9…

Teraz — powiedział sobie Potter — rozpoczął się nieodwracalny proces. Tylko śmierć może go powstrzymać… — Powiedzcie mi, gdy osiągnie 110 — polecił.

Odstawił na miejsce mikroskop i mikromanipulator. Był ciekawy, czy zobaczy to, co wiedział Sren? Nadzieja była mała. Błysk przybyły z zewnątrz nigdy nie uderzył dwa razy w to samo miejsce. Wydawało się, że robił to, czego ludzie nie mogli zrobić, i znikał bez śladu.

— Żeby gdzieś pójść? — zastanowił się Potter. — Ale gdzie?…

W polu widzenia ukazały się rybosomy. Powoli powiek szył obraz i zagłębił się w zwoje DNA. Tak, Sren miał rację, embrion Durantów był jednym z tych nielicznych, zdolnych przejść do Nadludzi z Centrum. Pod warunkiem, że operacja się uda…

To potwierdzenie mimo wszystko zdziwiło Pottera. Zwrócił uwagę na strukturę mitochondrii i stwierdził niewątpliwą penetrację argininy. Wszystko zgadzało się z opisem Srena. Skrzydła Alfa zaczęły się już formować, ukazując w pełnej krasie pręgi powstałe dzięki aneurynie.

„Ten embrion będzie się opierać chirurgowi”. Zapowiadała się ciekawa walka.

Potter wstał.

— No i co? — spytał go Srengaard.

— Dokładnie to, co pan mi opisał — odparł Potter. Wszystko w porządku — to ostatnie zdanie było zaadresowane do rodziców.

Zastanowił się, co SB odkryło na temat Durantów. Czy naszpikuje się ich elektronicznymi szpiegami, ukrytymi w sprzętach codziennego użytku? Być może. Rozeszła się plotka, że rodzice z Ruchu Oporu opracowali nowe metody walki i Cyborgi wyszły z zapomnienia po wiekach ukrywania się. O ile Cyborgi istniały, w co Potter wątpił.

— Proszę zmniejszyć przepływ kwasu — rozkazał Srengaard pielęgniarce.

— Gotowe — odpowiedziała.

Potter zajął się pierwszym dystrybutorem enzymów i sprawdził zawarte w zbiornikach składniki: przede wszystkim pirymidyny, kwas ATP, proteiny, później aneuryna, ryboflawina, pirydoxyna, kwas pantoteinowy, cholina, sulfhydryl… Zaczął obmyślać plan ataku przeciw systemowi obronnemu moruli.

— Spróbuję znaleźć komórkę-matkę za pomocą cysteiny — oznajmił. Trzymajcie w pogotowiu sulfhydryl i bądźcie gotowi do syntezy proteinowej.

— Gotowe — powiedział Srengaard, skinął głową w kierunku manipulatorki, która trwała w oczekiwaniu, gotowa do działania.

— Cykl Krebsa? — zainteresował się Potter. Potem znowu pochylił się nad mikroskopem.

— Dwie jednostki sulfhydrylu!

Potter stopniowo zwiększał powiększenie i wybrał jedną komórkę, aby próbnie wstrzyknąć w nią cysteinę. Zamieszanie spowodowane sulfhydrylem powoli zniknęło. Spróbował znaleźć dowody, że mitoza rozpoczęła się w zaplanowany przez niego sposób. Wszystko działo się powoli, za wolno. Ledwo zaczął, a już ręce spociły mu się w rękawiczkach.

— Przygotować się do wstrzyknięcia adenozyny trójfosforanowej — zakomenderował.

Srengaard wprowadził zbiorniczek mikromanipulatora i znacząco spojrzał na pielęgniarkę ładującą kolejny dozownik. Już ATP! Początek zapowiadał się ciężki.

— Wysłać dawkę ATP — rozkazał Potter. Srengaard nacisnął przycisk. Panowała taka cisza, że słychać było szelest pracy komputera.

Potter podniósł na chwilę głowę.

— Nie jest dobrze. Spróbujemy inaczej. Znów się schylił, przesunął mikromanipulator, zwiększył gwałtownie powiększenie i delikatnie torował sobie drogę w masie komórkowej. Powoli… powoli… Sam mikroskop mógł spowodować nieodwracalne szkody.

Achhh… — wreszcie dostrzegł aktywną komórkę w samym sercu moruli. W tym miejscu zastój sztucznie utrzymywany w probówce spowodował tylko względne zwolnienie. Komórka była sceną aktywnej działalności chemicznej. Rozpoznał podwójne pary substancji pierwotnej, przyczepione do zwojów spirali glukozy.

Całe zaniepokojenie opadło, odzyskał zwykłą pewność siebie i przeświadczenie, że morula jest oceanem, w którym on pływa. Przestrzeń we wnętrzu komórki była jego środowiskiem naturalnym. — Dwie dawki sulfhydrylu.

— Sulfhydryl, dwie dawki — powtórzył Srengaard.

— ATP — oznajmił Potter. — Przerwę reakcję wymiany w systemie mitochondrii. Wysłać oligomiocynę i azyd.

Srengaard dał dowód swoich kompetencji wykonując polecenie bez zmrużenia oka. Tylko następne pytanie wskazywało, że znał niebezpieczeństwo tego zabiegu.

— Czy mam mieć w pogotowiu jakiś środek, by zapobiec łączeniu się par?

— Niech pan przygotuje arsenian numer l.

— Cykl Krebsa spada — oznajmiła manipulatorka. — 89.4.

— Skutek wtargnięcia nowych preparatów — stwierdził Potter. — Wysłać 0,6 jednostki azydu.

Srengaard uaktywnił dozownik.

— 0,4 oligomiocyny — ciągnął Potter.

— Oligomiocyna 0,4.

Potter był już tylko oczami przyklejonymi do mikroskopu i rękami uczepionymi mikromanipulatora. Jego dusza została przeszczepiona do moruli i stworzyła z nią jedną całość.

Po chwili spostrzegł wstrzymanie mitozy peryferyjnej — łatwy do przewidzenia skutek wcześniejszych działań.

— Myślę, że się udało! — krzyknął. Zablokował mikroskopy, wyregulował obraz i skierował się ku splotom DNA w poszukiwaniu zniekształcenia spowodowanego przez hydroxyl, czyli wadliwy enzym. Stał się na nowo panem i stwórcą. Komórka matka decydowała o całym organizmie. Poczuł się w obowiązku dokończenia budowy delikatnej fabryki chemicznej w strukturze wewnętrznej.

— Gotowy do modelowania — oznajmił. Srengaard włączył generator laserowy.

— Gotowe.

— Cykl Krebsa: 71 — powiedziała manipulatorka.

— Pierwsza faza modelowania — oznajmił Potter.

Wycelował i wystrzelił pierwszy ładunek, obserwując chaos, który spowodował.

Wypustki hydroxylu zniknęły, nukleotydy przegrupowały się.

— Hemoproteina P.450 — poprosił chirurg. — Przygotować się do zmniejszenia NADH.

Czekał, a w tym czasie globulki protein mieszały się na jego oczach, poszukując molekuł aktywnych biologicznie.

— Teraz — instynkt i doświadczenie wskazały mu odpowiedni moment. — Dwie i pół dawki P.450 — dodał.

Wiele łańcuchów polipeptydów rzuciło się do środka komórki, tworząc wir.

— Przystopować! — rozkazał Potter.

Srengaard dotknął regulator NADH. Nie mógł nic widzieć ze spektaklu, który rozgrywał się przed oczami jego kolegi. Główna kamera przekazywała tylko fragment obrazu spod mikroskopu. Widok ten, plus rozkazy Pottera, informowały go o powolnych przemianach wewnątrz komórki.

— Cykl Krebsa: 59.

— Druga faza — zaanonsował Potter.

— Gotowi — odpowiedział Srengaard.

— Potter, który poszukiwał izowaliny odpowiedzialnej za myxoedene, znalazł ją wreszcie. Obraz porównawczy izowaliny ukazał się w górnym rogu pola widzenia chirurga. Potter obejrzał go. „Cięcie” — pomyślał. Obraz porównawczy zniknął.

— Cykl Krebsa; 4 — ciągnęła manipulatorka. Chirurg sapiąc wciągnął głęboko powietrze. Jeszcze 27 punktów i… Embrion Durantów umierał.

— Cykloseryna gotowa — oznajmił Srengaard.

— Ach, ten stary, dobry Sren! — pomyślał Potter. — Nigdy nie trzeba mu mówić, co ma robić.

— Obraz porównawczy D-4 Aminizexolidonu-3 — poprosił chirurg. Manipulatorka przygotowała kliszę.

— Obraz porównawczy gotowy.

— Widzę — mmknnął Potter. — Preparat numer 8. — Obserwował wojnę enzymów. Grupy aminowe pięknie oczyściły pole widzenia. RNA znalazł się już na swoim miejscu.

— Cykl Krebsa: 38,6.

„Trzeba mieć nadzieję” — pomyślał Potter. Embrion nie przetrzyma jeszcze jednej zmiany.

— Zmniejszyć zastój w probówce do połowy — rozkazał.

— Zastój zmniejszony — powiedział Srengaard myśląc: „O to chodzi”. Zawczasu przygotował zbiornik z kwasem.

— Proszę podawać wskaźnik cyklu Krebsa co pół punktu — zażądał chirurg.

— 35 — zaczęła manipulatorka — 34,5… 34… 33,5… Rytm jej głosu przyspieszył się, emocje zapierały jej dech: 33… 32… 31… 30… 29…

— Przerwać zastój — polecił Potter. Wysłać histydynę aktywną na całość. Zacząć z pirydoxyną.

Palce Srengaarda przebiegły po przyrządach.

— Więcej protein — syknął Potter.

— 22 — rozpoczęła manipulatorka… 21,9… 22… 21,8… 22,1… 22,2… 22,1… 22,2… 22,3… 22,4… 22,5… 22,6… 22,5…

Wszystkie nerwy Pottera były napięte do granic wytrzymałości. Morula osiągnęła granicę śmierci. Mogła żyć, lub zginąć w następnej minucie. Mogła też przeżyć zdeformowana, ale każda wada była zawsze zbyt duża. Wtedy odwracano probówkę i wylewano zawartość do zlewu.

Potter ciągle czuł się związany z embrionem, nie miał siły się od niego odłączyć.

— Desensybilizator mutagenów — rozkazał. Srengaard zawahał się przez chwilę. Cykl Krebsa spadał.

Rozumiał motywy Pottera, ale nie można było lekceważyć ryzyka raka. Zastanawiał się, czy warto zaprotestować. Embrion utrzymywał się 4 punkty nad granicą nicości.

Wprowadzenie mutagenów chemicznych w tym stadium operacji mogło spowodować nagłe powiększenie embriona, jak również zniszczyć go zupełnie. Nawet gdyby kuracja okazała się skuteczna, nie usuwało to ryzyka raka.

— Desensybilizator mutagenów — powtórzył Potter. Srengaard muskając przyciski nie spuszczał oczu z ekranu wskazującego cykl Krebsa. O ile wiedział, nigdy nie poddano tak drakońskiej kuracji embriona tak bliskiego śmierci. Dotychczas zabiegi były stosowane w przypadku źle uformowanych, sterylnych embrionów. Użycie mutagenów pociągało za sobą niekiedy katastroficzne skutki. To tak, jak potrząsać wiadrem piasku, żeby wyrównać powierzchnię. Czasami zarodek poddany mutagenom okazywał się zdolnym do życia i reprodukcji, ale już nigdy Nadczłowiekiem…

Po zmniejszeniu powiększenia Potter zaczął obserwować ruchy embriona. Dotykał delikatnie manipulatora poszukując śladów Nadczłowieka, ale w komórce panowało nadal zbyt wielkie zamieszanie.

— Cykl Krebsa: 29.

„Zaczyna się wspinać” — powiedział półgłosem Potter.

— Ale powoli — zauważył Srengaard.

Potter nie spuszczał moruli z oczu. Powiększała się w stałym rytmie. Niezwykła ilość energii skupiona w tej maleńkiej przestrzeni nie przestawała walczyć.

— Cykl Krebsa: 30.4.

— Wycofuję mutageny — oznajmił Potter. Przeniósł mikroskop na komórkę peryferyjną i zaczął szukać deformacji.

Komórka była doskonała.

Z coraz większym zdziwieniem kontynuował swoje poszukiwania wzdłuż podwójnego splotu DNA.

— Cykl Krebsa: 36,8 i ciągle wzrasta. Mam wprowadzić cholinę i neurynę? — spytał Srengaard.

Potter, skoncentrowany nad strukturą genetyczną, przy- taknął machinalnie. Skończył badanie i przeszedł do następnej komórki.

Również doskonała.

Modyfikacja struktury utrzymała się. Chodziło więc o strukturę trwałą. Nic podobnego nie zdarzyło się dotąd w historii ludzkości w ciągu ostatnich dwóch wieków. Jeszcze raz sprawdził: komputer dostarczył wszystkie dane. Nigdy nie wyrzucono ani nie zgubiono żadnego raportu. W polu obserwacji rozciągała się struktura klasyczna. Miał okazję oglądać ją codziennie podczas studiów lekarskich. Struktura supergeniusza, która skłoniła Srengaarda do wezwania specjalisty z Centrum, znajdowała się tu, przed nim, wzmocniona modelowaniem. Na dodatek była połączona ze strukturą płodności. Oznaki długowieczności wyraźnie rysowały się w konfiguracjach genów.

Jeśli ten embrion po osiągnięciu dojrzałości napotka płodną partnerkę — myślał w Potter — będzie mógł się reprodukować i tworzyć dzieci bez interwencji chirurga genetycznego. Nie będzie potrzebował enzymów, aby przeżyć. Mimo wszystko powinien żyć dwa razy dłużej niż zwykły człowiek. Dzięki kilku precyzyjnym interwencjom enzymatycznym może nawet osiągnie nieśmiertelność. Z tego embriona mogłaby narodzić się nowa rasa, podobna do nieśmiertelnych z Centrum. Z jedną ważną różnicą: jej potomstwo podlegałoby prawu selekcji naturalnej, a nie prawom Nadludzi.

Żadna istota ludzka nie mogła żyć, jeżeli jej komórki oddaliły się zbytnio od tej podstawowej struktury. Ta struktura była jedynym zagrożeniem dla Nadludzi.

Selekcja naturalna jest zbrodniczym wariactwem skazującym swe ofiary na prowadzenie ślepego i nietypowego bytu — to wpojono wszystkim chirurgom podczas studiów.

Potter był przekonany, że embrion Durantów, jeżeli osiągnie dojrzałość, spotka płodnego partnera. „Z zewnątrz” otrzymał ten dar i dawkę argininy, źródło pło dności. Później strumień mutagenów wyzwolił aktywność DNA.

„Dlaczego wprowadziłem mutageny właśnie w tym momencie?” — dziwił się chirurg. — „Wiedziałem, że to konieczne, ale skąd? Czy byłem narzędziem tej zewnętrznej potęgi?…”

— Cykl Krebsa: 59, ciągle wzrasta — powiedział Srengaard.

Potter zaczął się niecierpliwić. Chciał móc swobodnie porozmawiać o tym wszystkim ze Srengaardem! Lecz byli ci cholerni rodzice, no i oczywiście agenci SB. „Ciekawe, czy ktoś widział tyle, żeby zrozumieć co się stało? Dlaczego to zrobiłem?”

— Czy może pan już określić strukturę? — spytał Srengaard.

— Jeszcze nie — skłamał Potter.

Embrion rozwijał się w szybkim tempie. Doskonałość komórek była naprawdę zupełna.

— Cykl Krebsa: 64,7.

„Za długo czekałem” — pomyślał Potter. Ważniacy z Centrum będą się mnie pytali, dlaczego tak długo zwlekałem z zabiciem tego embriona. Ale nie mogę tego zrobić. On jest zbyt piękny…”

Centrum utrzymywało się przy władzy, ukrywając ją. Mimochodem rozdawało swym niewolnikom życie pod postacią enzymów.

Powiedzenie Masy mówiło: „Na tym świecie są dwa światy, jeden nie pracuje i zawsze żyje, drugi żyje i zawsze pracuje”.

W laboratorium, w probówce z kryształu, odpoczywał mały zbiór komórek. Żywy organizm mierzący mniej więcej 0,6 milimetra średnicy. Miał też w sobie moc wyrwania się spod władzy Centrum.

Musiał więc zginąć.

„Jeśli nie rozkażę go zabić, będą mnie podejrzewać… będę skończony. Przypuśćmy, że to coś zostanie zostawione w spokoju. Co się stanie? Co będzie z chirurgią genetyczną? Czy powrócimy do poprawek mniejszego rzędu? Do stadium, w którym byliśmy przed narodzinami Nadludzi?”

Zrobił w myślach to, czego nie mógł zrobić w rzeczywistości: przeklął Nadludzi. Posiadali niezmierzoną moc, byli panami życia i śmierci. Większość z nich była prawdziwymi geniuszami. Lecz byli zależni od dawek enzymów tak samo, jak pierwszy lepszy Steryl. Zresztą w tych obu grupach znajdowały się jednostki równie wybitne, na przykład chirurdzy…

Jednak żaden człowiek nie mógł nie docenić jednej rzeczy: nieśmiertelności.

— Cykl Krebsa ustabilizował się na sto.

— Nareszcie — rzekł Potter, spoglądając na manipulatorkę.

Schylona nad tablicą rozdzielczą kobieta była zwrócona do niego plecami. Bez zapisu można by załatwić ten wypadek. Srengaard nic nie widział. Główna kamera tylko częściowo obejmowała pole widzenia mikroskopu. Pielęgniarki od probówki nie były w stanie zrozumieć co się stało. Tylko manipulatorka mogła wiedzieć… Poza tym była ta taśma i zbiór impulsów magnetycznych zapisany na niej. Służba Bezpieczeństwa i Nadludzie będą mieli co oglądać…

— Nigdy nie widziałem, żeby jakiś embrion przeżył coś takiego — powiedział Srengaard.

— Do ilu zszedł? — spytał Potter.

— 21,9… 20 jest ostatnią granicą, ale w praktyce poniżej 25 kończą się szansę przeżycia. Prawda?

— Oczywiście.

— Czy udało się nam osiągnąć to, co chcieliśmy?

— Jeszcze nie wiem.

— Oczywiście, lecz cokolwiek by się stało, zawsze będę powtarzać, że była to wielka sztuka.

„Wielka sztuka… Ciekawe, co powiedziałby ten dureń, gdyby wiedział co jest w probówce? Doskonały embrion. Doskonały! Zabić go, powiedziałby z pewnością. Ten embrion nie potrzebuje żadnych enzymów, żeby prokreować, jest bez wad. Doskonały. Sren jest tylko doskonałym niewolnikiem. On nic nie wie, ale w Centrum niedługo się dowiedzą i rozkażą: Wyeliminujcie go!… ONI nie lubią używać słów: morderstwo i śmierć”.

Potter na nowo pochylił się nad mikroskopem. Jakże było piękne to źródło niepokoju. Chirurg znów spojrzał w kierunku manipułatorki. Właśnie w tym momencie kobieta odwróciła się zdejmując maskę i ich wzrok się skrzyżował. Uśmiechnęła się. Wiedziała!!! Podniosła rękę by wytrzeć twarz z potu. Jednym z rękawów zahaczyła o przycisk na kontrolce. Rozległ się nieprzyjemny zgrzyt. Pielęgniarka odwróciła się.

— O mój Boże! — krzyknęła.

Zaczęła przebierać palcami po klawiszach, ale bezskutecznie. Taśma dalej podlegała kasacji. Kobieta starała się zerwać przezroczystą osłonę, pod którą ginął zapis operacji.

— Straciłam nad tym kontrolę! — krzyknęła.

— Zablokowało się na kasacji — jęknął Srengaard skacząc jej na pomoc. Jednak osłony nie dało się odblokować.

Potter obserwował ich jak w transie. W końcu usłyszał suchy trzask — taśma skończyła się.

— Ojej, doktorze, straciliśmy zapis — jęknęła manipulatorka.

Potter skierował wzrok na ekran, który się przed nią znajdował. „A może nie zrobiła tego specjalnie? Może nie wie o wszystkim”.

W tej chwili kobieta odwróciła się i ich spojrzenia spotkały się znowu.

— Bardzo mi przykro, panie doktorze.

— Nie szkodzi. To całkiem zwyczajny embrion. Jeśli nie liczyć faktu, że jeszcze żyje. — Ponieśliśmy klęskę z powodu mikrogenów? — spytał Srengaard.

— Tak — odparł Potter — ale bez nich stracilibyśmy embrion.

Mówiąc to, obserwował twarz pielęgniarki i wydawało mu się, że dostrzegł na niej wyraz ulgi.

— Ustnie przekażę raport o operacji. To wystarczy.

I pomyślał: „Kiedy zaczyna się konspiracja? Czy to jest początek?” Jeśli to była konspiracja, to opierała się ona na bardzo dziwnych zasadach. Każdy, kto znał się na genetyce, po jednym spojrzeniu przez mikroskop przyłączyłby się do spisku albo został zdrajcą…

— Można wyłączyć kamery i zaprowadzić rodziców do saloniku. Przykro mi, że nie mogłem zrobić nic więcej. W każdym bądź razie będzie to zdrowy człowiek.

— Steryl? — spytał Srengaard.

— Jeszcze nie wiadomo.

Potter obserwował manipulatorkę, której udało się wreszcie otworzyć aparaturę i wyjąć czystą taśmę.

— Czy zna pani powód awarii?

— Ten sprzęt nie jest już pierwszej młodości. Prosiłam wielokrotnie o nowy, ale nie jesteśmy na liście spraw pilnych.

„Centrum zawsze wahało się z uznaniem czegokolwiek za zużyte” — dodał w myślach.

— Tak — powiedział głośno Srengaard — ale teraz go chyba wymienią.

„Czy ktoś spostrzegł, jak naciskała ten przycisk?” Starał się przypomnieć sobie, gdzie wszyscy patrzyli w tym momencie.

„Jeśli Służba Bezpieczeństwa widziała, to już po pielęgniarce i po mnie zresztą też…”

— Raport o awarii będzie musiał być dołączony do dokumentacji operacji — zaczął Srengaard. Wydaje mi się…

— Zajmę się tym osobiście — przerwała mu pielęgniarka.

Tymczasem Potter zastanawiał się, czy powinien porozmawiać z Durantami.

„Jeśli należą do Ruchu Oporu, mogą mi pomóc. Trzeba coś zrobić dla tego embriona. Najlepiej wynieść go stąd, ale jak? Ktoś musi zawiadomić rodziców”.

— Rodzice będą zawiedzeni — zauważył Srengaard. Domyślali się zapewne, po co wezwano specjalistę z Centrum. Musieli mieć nadzieję…

Drzwi od poczekalni otworzyły się i wszedł agent SB. Przeszedł przez pomieszczenie i stanął przed chirurgiem. „Czy to koniec?” — przeleciało przez myśl Potterowi.

— Co z rodzicami? — spytał, starając się zachować spokojny ton głosu.

— Czyści jak śnieg — odparł agent — żadnej aparatury, zwykła rozmowa. Wszystko w porządku.

— Nic podejrzanego? — zaciekawił się Potter. — A czy nie mogli oszukać SB nie stosując żadnej aparatury?

— Niemożliwe! — warknął agent.

— Doktor Srengaard uważa, że ojciec ma zbyt rozwinięty instynkt opiekuńczy, a matka macierzyński.

— Według dokumentacji, to pan ich wymodelował.

— Być może. Czasami, aby uratować embrion, trzeba opuścić pewne szczegóły.

— Mam nadzieję, że dzisiaj nic pan nie opuścił? Taśma uległa zniszczeniu przez… przypadek.

„Podejrzewa coś?” Z nadludzkim wysiłkiem udało się chirurgowi zachować spokój.

— Oczywiście, wszystko jest możliwe — odparł wzruszając ramionami. Lecz to zupełnie pospolity przypadek. Podczas modelowania utraciliśmy pożądaną formę. Niedługo zresztą przekażę wam swój raport, równie dokładny co taśma.

— Zgoda.

Widząc jak Srengaard wyjmuje probówkę spod mikroskopu, Potter odetchnął z ulgą. Zniknęło ryzyko ciekawskiego spojrzenia. — Obawiam się, że wzywałem was niepotrzebnie — powiedział do agenta. Ale rodzice upierali się, by obserwować operację.

— Wolę dziesięć fałszywych alarmów, niż jedną parę zbyt dobrze poinformowaną. Jak doszło do zniszczenia taśmy?

— Zużyty sprzęt, raport techników będzie niedługo gotowy.

— Dajcie sobie spokój. Przekażę go ustnie. Wszystkie pisemne raporty Allgood musi pokazywać Trójcy.

Potter ze zrozumieniem skinął głową. Pracownicy Centrum starali się nie niepokoić Nadludzi złymi wiadomościami.

— Niebawem przestanie to mieć znaczenie — powiedział agent wychodząc. Chirurg, obserwując go doszedł do wniosku, że był wymodelowany dokładnie tak jak trzeba, aby spełniać swoją pracę. Zimna, logicznie myśląca, ale nie za ciekawska maszyna.

„Gdyby popytał mnie jeszcze trochę, nie wytrzymałbym”.

Potter zaczął wierzyć w sukces tej dziwnej przygody. Uznał, że agent uwierzył w jego wyjaśnienia.

W tym momencie uświadomił sobie, iż tak dobrze zna poszczególne typy genetyczne, że powinien określić znaczenie każdego grymasu.

„Mogę czytać w myślach!” Było to ważne odkrycie. Spojrzał po kolei na wszystkich obecnych w pomieszczeniu. Kiedy jego wzrok padł na manipulatorkę, wiedział na pewno, że zniszczyła zapis specjalnie.

Загрузка...