Rozdział 2 SHEEN

Zachowywała się tak, jakby mieszkała z nim od dawna. Na konsolecie wyszukała zamówienie na lekki lunch, składający się z sałatki owocowej, chleba z proteiną i błękitnego wina. — Sporo o mnie wiesz — stwierdził Stile, gdy zaczęli jeść — ale ja nie wiem nic o tobie. Dlaczego… chciałaś, żebym zwrócił na ciebie uwagę?

— Jestem fanatyczką Gry. Mogłabym być w niej dobra, ale mam już mało czasu — tylko trzy lata — i potrzebuję nauczyciela. Najlepszego nauczyciela. Ciebie. Chcę osiągnąć taki poziom, żeby…

— …dostać się do Turnieju — dokończył Stile.

— Mnie zostało tyle samo czasu. Ale są przecież inni. Jestem zaledwie dziesiąty w mojej grupie… — usiłował jakoś zakwestionować jej wybór, ale mu przerwała:

— Dlatego, że nie chcesz wcześniej uczestniczyć w Turnieju — odparła. — Wejdziesz do gry w ostatnim roku służby, bo kończy się ona z chwilą przystąpienia do Turnieju. Ale mógłbyś w każdej chwili awansować na pierwszy stopień w swojej grupie. Pięć najlepszych miejsc automatycznie zapewnia przecież…

— Dziękuję za informacje — powiedział Stile z lekką ironią.

Sheen nie zwróciła na to uwagi.

— Trzymasz się w drugiej piątce już od kilku lat, na tyle nisko, żeby nie awansować, gdyby kilku najlepszych graczy wypadło lub próbowało się wycofać, a na tyle wysoko, żeby wskoczyć do pierwszej piątki, kiedy tylko zechcesz. Jesteś jednym z najlepszych graczy w twoim pokoleniu…

— Przesada. Jestem dżokejem, a nie… — wtrącił, lecz nie pozwoliła mu dokończyć:

— … i chcę się u ciebie uczyć. W zamian proponuję…

— Widzę — stwierdził Stile, muskając wzrokiem jej ciało. Jego początkowa niepewność zmieniła się teraz w przesadną śmiałość. Łączyła ich przecież Gra.

— Nie ma mowy, żebym zdołał nauczyć cię wszystkich umiejętności niezbędnych w poważnej rywalizacji, nawet gdybym miał na to sto lat, a nie trzy. Talent jest niezbędny, ale potrzeba też wieloletniej praktyki. Mógłbym prawdopodobnie doprowadzić cię do piątego stopnia w twojej grupie. Której? — 23 lata, grupa kobieca.

— Masz szczęście. Są tam zajęte tylko trzy stopnie w klasie turniejowej. Przy odpowiednim postępowaniu uzdolniona osoba mogłaby zająć jeden z dwu pozostałych. Chociaż na Zjeżdżalni poszło ci bardzo dobrze, nie jestem pewien, czy dasz radę. Nawet gdybyś zakwalifikowała się do Turnieju, twoje szanse na dalszy awans są znikome. Moje też nie są duże, dlatego korzystam z każdej okazji, żeby podwyższyć umiejętności. Wbrew temu, co powiedziałaś, jest co najmniej pół tuzina graczy lepszych ode mnie i drugie tyle tej samej klasy. Każdego roku czterech lub pięciu z nich awansuje do Turnieju, a reszta przenosi się do wyższych kategorii. To i ewentualny wpływ przypadku powodują, że mam szansę wygrania jak jeden do dziesięciu. A ty…

— Ależ ja nie liczę na to, że wygram! — zaprotestowała. — Gdybym jednak dostała się na odpowiednio wysoki stopień, żeby przedłużyć służbę o rok albo dwa…

— Mrzonki — odparł. — Obywatele kuszą nas takimi nagrodami, lecz tylko jedna osoba na trzydzieści dwie może zdobyć rok przedłużenia w ten sposób.

— Byłabym bardzo wdzięczna losowi za taką mrzonkę — powiedziała, patrząc mu w oczy.

Stile poczuł, że się łamie. Wiedział, że trudno o bardziej atrakcyjną kobietę i że rzeczywiście w Grze poszło jej nieźle. Sprawność fizyczna, która pozwoliła jej tak lekko i swobodnie zmieniać kanały na Zjeżdżalni, przyda się także w innych konkurencjach. Trenując ją, spędziłby co najmniej dwa przyjemne lata; bardzo przyjemne.

W głębi serca odczuł jednak niepokój. Już kiedyś kochał, a po stracie drogiej mu osoby nigdy w pełni nie doszedł do siebie. Tune — westchnął w przypływie nagłej tęsknoty. Pod pewnymi względami Sheen mu ją przypominała.

A co go czeka po upływie tych trzech lat? Wszystko będzie skończone, gdy opuści Protona. Oczywiście będzie mógł prowadzić wygodne życie gdzieś w galaktyce, a może nawet uda się na potwornie zatłoczoną Ziemię. Prawdę mówiąc, najchętniej zostałby tutąj na zawsze. A skoro miał na to małe szanse, powinien jak najlepiej wykorzystać czas, który mu pozostał. Z tego, co mówiła, wynikało, że będzie musiała wyjechać mniej więcej wtedy, kiedy i on. Gdyby byli ze sobą na stałe…? To mogłoby być interesujące.

— Opowiedz mi o sobie — poprosił.

— Urodziłam się na pięć lat przed zakończeniem służby moich rodziców — zaczęła Sheen, nakładając sobie liść sałaty.

Jadła mało, jak większość kobiet.

— Dostałam pracę u Obywatelki, najpierw jako dziewczynka na posyłki, a potem opiekunka. Jako dziecko uwielbiałam Grę i byłam całkiem niezła, ale w miarę jak moja pracodawczyni starzała się, wymagała coraz więcej opieki, aż…

Wzruszyła ramionami, a lekki szum w głowie spowodowany wypitym winem pozwolił, by Stile lepiej ocenił wywołany tym gestem ruch jej piersi. O tak, oferta była kusząca, ale coś nie dawało mu spokoju.

— Nie brałam udziału w Grze przez siedem lat — ciągnęła — ale często oglądałam ją na ekranach u mojej pracodawczyni i doskonaliłam technikę i strategię w domu. Na polecenie lekarza moja pani zbudowała sobie salę gimnastyczną, lecz nigdy z niej nie korzystała. Miałam gdzie ćwiczyć. W zeszłym tygodniu pani zmarła, a ja dostałam wolne do końca inwentaryzacji jej majątku i przejęcia go przez spadkobierczynię. Ta jest kobietą cieszącą się dobrym zdrowiem, więc nie sądzę, żeby praca u niej okazała się ciężka.

Stile pomyślał, że sprawy przybrałyby inny obrót, gdyby spadkobiercą był młody i zdrowy mężczyzna. Niewolnicy nie mieli żadnych innych praw, poza prawem do ukończenia służby w dobrej kondycji fizycznej i umysłowej, a nikt zdrowy na umyśle nie opuściłby Protona o dzień wcześniej, niż było to konieczne. Niewolnicy i niewolnice mogli być konkubinami swoich państwa dla ich prywatnej lub publicznej rozrywki. Ich ciała stanowiły własność Obywateli. Tylko w ukryciu, bez pośrednictwa panów planety, między niewolnikami istniały prawdziwe związki. Tak jak teraz.

Więc przyszłaś do mnie — upewnił się Stile — żeby uzyskać ode mnie pomoc w zamian za twoje usługi?

Tak.

Takie stwierdzenie było czymś zupełnie naturalnym. Niewolnicy nie mieli pieniędzy ani żadnej innej własności, nie mieli też władzy, więc status w Grze i seks stanowiły główne elementy przetargowe.

— Jestem skłonny spróbować, powiedzmy przez tydzień, a potem się zastanowię. Możesz mi się znudzić.

Z formalnego punktu widzenia, nie istniał powód do obrazy. Związki męsko — damskie między niewolnikami były z konieczności powierzchowne, chociaż pozwalano im nawet na zawieranie małżeństw. Stile przeżył już bolesną lekcję, z której zapamiętał, że nie należy liczyć na wierność. Mimo to spodziewał się usłyszeć, iż raczej to ona pierwsza będzie miała go dosyć.

Sheen jednak nie wydawała się zbita z tropu.

W ramach moich przygotowań do Gry doskonaliłam się w sztuce zadowalania mężczyzn — odparła. — Zaryzykuję ten tydzień.

Uczciwa odpowiedź — pomyślał — ale czy nawet najgorzej traktowana niewolnica nie powinna okazać chociaż pozoru gniewu z powodu jego grubiaństwa? Mógł przecież powiedzieć coś w stylu: “A jeśli nie będziemy do siebie pasować?” Wyraził to jednak o wiele brutalniej. Sheen zareagowała bardzo rzeczowo. Znowu coś mu nie pasowało. O co tu chodzi?

— Masz jakieś szczególne zainteresowania? — zapytał Stile. — Może muzyka?

— Tak, muzyka — potwierdziła Sheen. Zaciekawił się.

— Wokalna? Instrumentalna? Mechaniczna? Zmarszczyła brwi.

— Instrumentalna. — Na czym grasz?

Spojrzała obojętnie.

— Aha, tylko słuchasz — domyślił się i zaraz dodał:

— Ja gram na kilku instrumentach, najchętniej drewnianych. Musisz opanować przynajmniej jeden, bo inaczej przeciwnicy w Grze będą mieli nad tobą łatwą przewagę.

— Masz rację — przyznała.

Co zrobiłaby, gdyby podczas niedawnego pojedynku wybrał Sztukę zamiast Fizycznych? Dzięki temu, że wcześniej preferowała Nago, musieliby rywalizować w dziedzinie piosenki, tańca lub opowiadania. Może umiała układać jakieś historyjki; niewykluczone, że posiadała niezbędną dozę wyobraźni…

— Zróbmy to porządnie — zmienił temat, wstając od stołu. — Mam strój…

Dotknął przycisku i ze szpary w ścianie wprost do jego rąk wypadł przejrzysty negliż.

Stile uśmiechnął się. W zaciszu mieszkania niewolnicy mogli nosić ubrania, byle dyskretnie. Gdyby jednak ktoś pojawił się na wideo lub pod drzwiami, Sheen musiałaby się ukryć albo zerwać z siebie strój — inaczej groziłaby jej kompromitacja. To jednak czyniło całą sytuację bardziej podniecającą.

Założyła ubiór w mgnieniu oka, a potem obróciła się, wprawiając w ruch wirowy materię dookoła swych nóg. Stile poczuł nieodparty przypływ podniecenia. Przygasił światło tak, że tkanina stała się nieprzejrzysta, zwiększając efekt. Ileż dla kobiety może znaczyć ubranie, tworząc cienie tam, gdzie przedtem ich nie było, i otaczając jej ciało tajemnicą!

Jednakże przez cały czas Stile’a coś gnębiło. Sheen jest piękna — racja — ale gdzie uroczy rumieniec wywołany pełną oczekiwania nieśmiałością? Dlaczego nie zapytała, skąd ma ten strój? Pożyczył go, a jego pan wiedział o tym. Ale ktoś, kto nie zdawał sobie sprawy z liberalnego stosunku jego pracodawcy do ulubionych niewolników, powinien odczuwać lęk na myśl, że Stile ukrywa zakazane ubranie. Sheen zaś wcale nie okazywała zaniepokojenia.

Teoretycznie nie łamali prawa, podobnie jak ktoś myślący o przestępstwie, ale go nie popełniający. Stile był wprawnym Graczem, czułym na niuanse ludzkiego zachowania, a z Sheen było coś nie w porządku. Ale co? Wszystko, co zrobiła lub powiedziała dawało się wytłumaczyć latami izolacji, na jaką była skazana opiekując się swoją Obywatelką.

Stile zbliżył się do Sheen, a ona czekała na niego niecierpliwie. Była niewiele wyższa od niego, więc nie miał trudności, żeby ją pocałować. Jej ciało było miękkie i uległe, a dotyk dzielącej ich tkaniny obudził w nim burzę zmysłów.

Pocałowała go, lecz wargi jej były obojętne i chłodne… I nagle wszystkie niepokojące go fakty połączyły mu się w całość; wszystko zrozumiał!

Zapał Stile’a przemienił się w gniew. Popchnął ją na sofę. Opadła lekko, jak gdyby ten rodzaj upadku był jej dobrze znany. Usiadł obok niej, wodząc dłońmi po jej biodrach prowokująco oddzielonych tkaniną. Zaczął nerwowo pieścić jej piersi, podwójnie podniecające pod negliżem. Nagie kobiety tak go nie podniecały, ale ubrana i to sam na sam…

Jego ręce poruszały się delikatnie i sprawnie, ale w mózgu panowała burza.

— Nigdy bym na to nie wpadł — stwierdził. Popatrzyła na niego.

— Na co, Stile? Odpowiedział jej pytaniem:

— Po co ktoś miałby przysyłać mi robota o ludzkich kształtach?

Nie okazała niepokoju.

— Nie mam pojęcia.

— Ta informacja powinna być w twojej pamięci. Potrzebuję wydruku.

Była nieporuszona.

— Jak odkryłeś, że jestem robotem? — Daj mi wydruk, to ci powiem.

— Nie mam prawa ujawniać moich danych.

— To będę musiał złożyć na ciebie donos do kontroli Gry — stwierdził spokojnie. — Robotom nie wolno konkurować z ludźmi, jeśli nie są bezpośrednio kontrolowane. Czy jesteś maszyną do Gry?

— Nie.

— No to obawiam się, że nie potraktują cię łagodnie. Zapis naszej Gry jest w komputerze. Jeśli złożę skargę, zostaniesz rozprogramowana.

Patrzyła na niego, nadal śliczna, chociaż już wiedział, że jest zaprogramowanym robotem.

— Wolałabym, żebyś tego nie robił, Stile.

Jak silne było to jej elektroniczne pragnienie? W jakiej formie wyraziłaby swój protest w krytycznym momencie? Panowało powszechne przekonanie, że roboty nie mogą zrobić krzywdy istotom ludzkim, ale Stile wiedział swoje. Wszystkie komputerowe urządzenia na Protonie miały zakaz dokonywania czynów, które mogłyby być niebezpieczne dla Obywateli, działania wbrew ich wypowiedzianym poleceniom oraz postępowania w sposób, który mógłby zagrozić dobru któregokolwiek z nich. Ale te ograniczenia nie dotyczyły niewolników. Normalnie roboty nie zwracały na nich uwagi, dlatego tylko, że ludzie ich po prostu nie obchodzili. Jeśli niewolnik przeszkodził robotowi w wykonywaniu obowiązków, mogła mu się stać krzywda.

Stile wszedł teraz w drogę robotowi o imieniu Sheen. — Sheen… — rzekł — od maszyna. Programował cię ktoś obdarzony specyficznym poczuciem humoru.

— Nie rozpoznaję humoru — odparła.

— Jasne. To cię zdradziło. Kiedy zaproponowałem ci remis na Zjeżdżalni, powinnaś była się z tego śmiać. To był dowcip. Zareagowałaś bez emocji.

— Emocje mam zaprogramowane jako oznaki miłości.

Oznaki miłości! Określenie rzeczywiście trafne w odniesieniu do robota — pomyślał z ironią.

— Ale nie samą miłość?

— Nie ma istotnej różnicy. Mam cię kochać, o ile mi na to pozwolisz.

Chwilowo widać nie zamierzała stosować przemocy. To dobrze, bo nie był wcale pewien, czy zdołałby uciec, gdyby go zaatakowała. Roboty miały zróżnicowane możliwości fizyczne, tak samo, jak intelektualne; wszystko zależało od ich przeznaczenia i poziomu zastosowanej techniki. Ten wyglądał na model bardzo nowoczesny, a więc naśladujący postać i charakter człowieka do tego stopnia, że siłą nie powinien przewyższać zwykłej dziewczyny. Nie miał jednak żadnej pewności.

— Muszę dostać wydruk — powiedział stanowczo.

— Powiem ci, jakie jest moje przeznaczenie, jeśli nie zdradzisz, kim jestem.

— Nie mogę ci zaufać. Próbowałaś zwieść mnie, mówiąc, że zajmowałaś się starą Obywatelką. Tylko wydruk da mi pewność.

— Po co wszystko psujesz? Moim zadaniem jest cię chronić.

— W twojej obecności czuję się bardziej zagrożony niż chroniony. Po co miałabyś mnie strzec?

— Nie wiem. Muszę cię kochać i chronić. — Kto cię wysłał?

— Nie wiem.

Stile dotknął przycisku ściennego wideo. — Z kontrolą Gry, proszę — rzekł.

— Nie! — krzyknęła Sheen.

— Rozmowa odwołana — powiedział Stile.

Najwyraźniej przemocy nie było w jej programie. Tutaj miał przewagę. Przypominało to Grę.

— Wydruk — powtórzył.

Opuściła wzrok, a potem głowę. Lśniące włosy opadły jej na ramiona, zsuwając się powoli po negliżu.

— Dobrze.

Nagle zrobiło mu się przykro. Czy rzeczywiście jest maszyną? Miał wątpliwości, ale chciał to sprawdzić.

— Terminal jest tu — powiedział, dotykając innego miejsca na ścianie. W dłoni trzymał przewód zakończony wtyczką. Niewielu niewolników na Protonie miało bezpośredni dostęp do centralnego komputera, ale Stile był jednym z najbardziej uprzywilejowanych poddanych i takim pozostanie, dopóki zachowa ostrożność i będzie dobrze jeździł konno. — Gdzie? — zapytał.

Odwróciła głowę. Sięgnęła do prawego ucha, odsunęła włosy i nacisnęła płatek ucha. Ucho przesunęło się do przodu, odsłaniając gniazdko.

Stile włączył przewód. Ze szczeliny w ścianie natychmiast zaczął wysuwać się papier z wydrukiem, zapełniony liczbami, wykresami i schematami blokowymi. Stile, chociaż nie zajmował się komputerami profesjonalnie, posiadał sporą wiedzę na temat analizy programów, zdobytą dzięki przygotowaniom do Gry. Miał też doświadczenie w analizowaniu rozmaitych ważnych czynników wpływających na wyniki gonitw. Jego pracodawca pozwolił na to, bo chciał, aby Stile stał się jak najlepszym dżokejem; miał on bowiem nie tylko sprawne ciało, lecz także giętki umysł.

Czytając wydruk, aż gwizdnął z wrażenia. Był to najwyższej klasy komputer cyfrowo — analogowy, przypominający w działaniu ludzki mózg. Posiadał niezwykle skomplikowany system sprzężeń zwrotnych pozwalających mu uczyć się na podstawie doświadczeń i reprogramować w ramach naczelnej dyrektywy. W miarę rozwoju mógł ulepszać swoje możliwości. Krótko mówiąc — miał inteligencję oraz świadomość i stanowił największe z możliwych przybliżenie człowieczeństwa.

Stile szybko skoncentrował się na głównym elemencie: dyrektywie naczelnej. Robot może kłamać, kraść i zabijać nie rozumiejąc, co czyni, ale nie może pogwałcić swojej naczelnej dyrektywy. Wybrał odpowiednie dane i wczytał je do komputera osobistego, aby dokonać analizy i streszczenia programu.

Informacja była prosta: brak zapisu pochodzenia, dyrektywa — chronić Stile’a, poddyrektywa — kochać Stile’a.

A więc powiedziała mu prawdę. Nie wie, kto ją wysłał i troszczy się tylko o jego bezpieczeństwo w sposób złagodzony przez miłość, która w tym przypadku pełniła funkcję niezbędnego dla robota zabezpieczenia. A więc maszyna darzyła go szczerym uczuciem. Mógł być tego pewien.

Stile wyjął wtyczkę, a Sheen, z lekkim drżeniem umieściła ucho na właściwym miejscu. Znów nie różniła się niczym od człowieka. Jeszcze przed chwilą Stile był bezlitosny, ale teraz poczuł wyrzuty sumienia.

Przepraszam — powiedział. — Musiałem się upewnić.

Nie spojrzała mu w oczy.

— Zgwałciłeś mnie — odpowiedziała.

Miała rację. Działał wbrew jej rzeczywistej woli, zrobił to siłą, wymuszając udzielenie informacji. Istniało nawet fizyczne podobieństwo w tym określeniu: włączenie sztywnego zakończenia przewodu do intymnego otworu, wzięcie czegoś, co należało wyłącznie do niej.

— Musiałem się upewnić — zaczął się tłumaczyć. Jestem bardzo uprzywilejowanym niewolnikiem, ale tylko niewolnikiem. Po co miałby ktoś wysyłać kosztownego robota, żeby pilnował człowieka, któremu nic nie grozi? Nie mogłem dać ci wiary bez sprawdzenia, zwłaszcza, że to, co mi powiedziałaś na początku, okazało się nieprawdą.

— Zgodnie z programem mam się zachowywać jak prawdziwa dziewczyna! — wybuchnęła. — A prawdziwa dziewczyna chyba nie przyznałaby się, że zbudowano ją w warsztacie, co?

— No, tak… — przyznał. — Ale jednak…

— Najważniejsza jest moja naczelna dyrektywa. Mam oczarować jednego mężczyznę — ciebie, kochać go i zrobić wszystko, żeby mu pomóc. Zostałam upodobniona do kobiety, którą kiedyś znałeś, na tyle, żebym stała się dla ciebie atrakcyjna…

— To się udało — przyznał.

— Spodobałaś mi się w chwili, kiedy cię tylko zobaczyłem, ale nie wiedziałem dlaczego.

— Przyszłam, żeby zaoferować ci wszystko, co mogę, a to nie mało. Założyłam nawet ten dziwaczny strój, którego nie chciałaby żadna żywa kobieta. A ty…?

— Zniszczyłem tajemnicę — dokończył Stile.

— Gdybym mógł zyskać pewność w jakiś inny sposób… — Prawdopodobnie inaczej byś nie potrafił. Jak każdy mężczyzna — stwierdziła.

Stile spojrzał na nią zaskoczony. Odwracała twarz i nie patrzyła mu w oczy.

— Czy to możliwe, żebyś kierowała się emocjami? Ty, robot?

— Jestem tak zaprogramowana! — Racja.

Podszedł bliżej, żeby spojrzeć jej w twarz. Odwróciła się. Spróbował unieść dłonią jej podbródek.

— Zostaw mnie! — zawołała.

No, no. Niezły ten program — pomyślał. — Słuchaj, Sheen, przepraszam…

— Po co przepraszasz robota! Tylko idioci rozmawiają z maszynami!

— Zgadza się. Postąpiłem głupio, ale teraz proszę cię o wybaczenie.

Znów spróbował spojrzeć jej w oczy, a ona znów odwróciła głowę.

— Popatrz na mnie, do cholery! — wrzasnął.

Nie panował nad sobą. Jego zawstydzenie przemieniło się w gwałtowny gniew.

— Jestem tu po to, żeby ci służyć; muszę robić, co mi każesz — powiedziała, zwracając ku niemu twarz.

Oczy jej błyszczały, a policzki miała wilgotne. Człekopodobne roboty umieją płakać? Mogą robić prawie wszystko to, co człowiek. Temu widać zaprogramowano taką reakcję w odpowiedzi na sytuację, w której został skrzywdzony lub obrażony. Stile wiedział o tym, a jednak poczuł się zakłopotany. Ona rzeczywiście przypominała kobietę, którą niegdyś kochał. Dokładność, z jaką została zrobiona, świadczyła o przerażającej władzy, z jakiej mogli korzystać Obywatele. Nawet najbardziej prywatne i szczegółowe informacje mogły zostać w każdej chwili wydobyte z komputerowych rejestrów.

— Jesteś tu po to, żeby mnie strzec, a nie służyć mi, Sheen — powiedział łagodnie.

— Mogę cię chronić tylko wtedy, jeśli zostanę z tobą. A teraz, gdy już wiesz, kim jestem…

— Skąd tyle pesymizmu? Jeszcze cię nie odesłałem… — Po to, żebym mogła dobrze realizować swoją dyrektywę, miałam cię kochać i pragnąć. A teraz jest to niemożliwe.

— Dlaczego?

— Po co się ze mną droczysz? Myślisz, że zaprogramowane uczucia są mniej wiążące niż ludzkie? Że elektrochemia bytu nieożywionego jest mniej ważna niż ożywionego? Że moje złudzenie świadomości jest słabsze niż twoja wiara w to, iż sam o sobie stanowisz? Istnieję dla jednego celu, a ty uniemożliwiłeś mi jego osiągnięcie, więc nie mam już po co istnieć. Dlaczego nie chciałeś zaakceptować mnie taką, jaka ci się wydawałam? Z czasem doszłabym do perfekcji.

— Nie odpowiedziałaś na moje pytanie. — A ty na moje!

Stile musiał odczekać dłuższą chwilę, zanim się przystosował do nowej sytuacji. Ten robot był bardzo kobiecy.

— No dobrze, Sheen. Odpowiem na twoje pytania. Dlaczego się z tobą droczę? Odpowiedź: Nie droczę się, ale nawet gdyby tak było, to nie po to, żeby ci sprawić przykrość.

Czy uważam, że twoje zaprogramowane uczucia są mniej ważne niż moje ludzkie doznania? Odpowiedź: Nie, muszę przyznać, że uczucie pozostaje uczuciem bez względu na to, skąd się wzięło. Niektóre z moich doznań są krótkotrwałe, nierozsądne i niewiele warte, ale nie zmienia to faktu, że nade mną panują.

Czy twoje złudzenie świadomości mniej znaczy niż moje, dotyczące wolnej woli? Odpowiedź: Nie. Jeśli myślisz, że masz świadomość, to znaczy, że ją posiadasz, bo na tym właśnie ona polega. Sprzężenie zwrotne samoświadomości. Nie mam wielu złudzeń, co do mojej wolnej woli. Jestem niewolnikiem, nad którym panuje pracodawca. Ponadto rządzi mną mnóstwo innych czynników, na które rzadko kiedy zwracam uwagę, na przykład: siła ciążenia, mój własny kod genetyczny czy nakazy społeczne. Moja wolność istnieje głównie w moim umyśle, tak samo jak twoja świadomość istnieje w twoim programie.

Dlaczego nie mogłem cię zaakceptować taką, na jaką wyglądałaś? Bo jestem dobrze wyszkolonym Graczem. Oczywiście nie jestem Graczem Wszechczasów, ale może uda mi się wpisać na listę czołowych graczy mojego pokolenia. Jestem skuteczny nie dzięki mojej budowie, ale dzięki temu, że myślę. Zadaję pytania, staram się zrozumieć moją własną naturę i wszystkich innych istot, które spotykam. Gdy odkrywam jakąś anomalię, staram się dojść jej przyczyny. Jesteś atrakcyjna, miła, stanowisz typ dziewczyny, który mam zakodowany jako ideał, nawet jeśli chodzi o wzrost. Na otoczeniu sprawiałoby złe wrażenie, gdyby moja kobieta była niższa ode mnie, a ja nie lubię wywoływać sensacji. Przyszłaś jednak do mnie, podając niewystarczające powody, nie śmiałaś się we właściwych momentach i, mówiąc ogólnie, nie reagowałaś typowo. Wydawało mi się, że wiele umiesz, ale gdy usiłowałem zgłębić twoje wiadomości, trafiałem na braki. Sprawdzałem cię bez konkretnych zamiarów, po prostu taki już jestem. Zapytałem cię, czy lubisz muzykę. Stwierdziłaś, że tak, ale gubiłaś się w konkretach. Jest to typowe dla sztucznej, zaprogramowanej inteligencji. Nawet najlepsze komputery osiągają zaledwie jeden procent ludzkich możliwości. Dobrze ustawiony robot może w kontrolowanej sytuacji dorównać inteligencją człowiekowi, bo ma natychmiastowy dostęp do szczegółowych i adekwatnych informacji. Człowiek jest inaczej zorganizowany; zapamiętuje szczegóły, które przesłaniają mu istotne fakty i ma dostęp do informacji tylko dzięki specyficznemu nastawieniu. Intelekt robota jest złudny, co szybko wychodzi na jaw. Umysł śmiertelnika jest jak dzika puszcza, pełen zapomnianych pojęć i nie do końca przemyślanych doświadczeń, dających naturalne schronienie instynktowi. Robot jest zdyscyplinowany i kulturalny, ale nie ma podświadomości, żadnych na wpół zapomnianych wrażeń. Wie to, co wie, a jeśli nie ma zakodowanej informacji, to pozostaje ignorantem i te dwie sytuacje są od siebie wyraźnie oddzielone. Dlatego roboty nie posiadają intuicji i rzadko sięgają do swoich raz porzuconych myśli, aby czerpać z nich twórcze pomysły. Ty rozumujesz bardziej bezpośrednio i to właśnie obudziło we mnie podejrzenia. Nie mogłem więc zaakceptować pozorów, jakie stwarzałaś. Nie byłbym dobrym Graczem, gdybym dawał się tak łatwo nabrać.

Oczy Sheen rozszerzyły się.

— Odpowiedziałeś! — rzekła zdumiona.

Stile zaśmiał się. Wygłosił przecież cały wykład.

— Więc pytam jeszcze raz: dlaczego nie możesz ze mną zostać, by realizować swój program?

— Bo jestem maszyną. Inny mężczyzna może zadowoliłby się sztucznym tworem, doskonałą imitacją kobiety; dlatego właśnie buduje się takie jak ja, ale nie ty. Ty stoisz mocno nogami na ziemi. Ta sama przyczyna, która spowodowała, że domyśliłeś się mojej tożsamości, zmusi cię także do odrzucenia iluzji, jaką tworzę. Potrzebujesz żywej dziewczyny, a jak wiesz, ja nią nie jestem i nigdy nie będę. Nie zechcesz tracić czasu na rozmowę ze mną jak równy z równym.

— Przypisujesz mi zbyt wiele. Posługuję się inną logiką niż ty. Dowiedziałem się, że masz ograniczenia, ale to jeszcze nie znaczy, że nie warto z tobą rozmawiać.

— Nie musisz. Jesteś z natury uprzejmy, nawet dla maszyn, tak jak dla bileterki w Zjeżdżalni. Zdarzyło się to jednak w miejscu publicznym i nie trwało długo. Teraz nie masz po co się tak wysilać. Zobaczyłam cię w akcji i stwierdzam, że komputer wiedział o tobie bardzo niewiele i głupotą byłoby…

— Głupotą maszyny? — wtrącił.

— …przypuszczać, iż mogłabym cię dłużej oszukiwać. Zasłużyłam na to, co mi zrobiłeś.

— Nie jestem taki pewien, Sheen. Przyszłaś do mnie bez złych zamiarów, ale z niewłaściwym programem.

— Dziękuję — odparła z iście nierobocią ironią.

— Przypuszczałam, że skorzystasz z tego, co zostanie ci zaoferowane, a teraz już wiem, że poszłam na łatwiznę. Co ja teraz zrobię? Nie mam dokąd wrócić, a nie chcę, żeby oddano mnie na złom. Mogłabym działać jeszcze przez wiele lat, zanim zużyją się moje części.

— Co ty mówisz? Przecież zostaniesz ze mną. Nie zrozumiała.

— Czy to jest dowcip? Czy powinnam się śmiać? — Mówię najzupełniej serio — zapewnił.

— Dlaczego?

— Zgodnie z twoją logiką, nie jestem rozsądny, ale istnieją jednak powody takiej decyzji.

— Żeby ci służyć? Możesz tego ode mnie zażądać, tak jak wymogłeś podanie wydruku. Jestem do swojej dyspozycji, ale zaprogramowano mnie do innych celów.

— Niewolnicy nie mogą mieć służących. Zgadzam się, abyś realizowała swoją dyrektywę.

— Ochrona i romans? To nielogiczne. Nie należysz do tych, którzy używaliby maszyny w którymkolwiek z tych przypadków.

Wyglądało jednak, że nabrała odrobinę nadziei. Stile zdawał sobie sprawę, że wyraz jej twarzy był rezultatem procesów cybernetycznych, lecz mimo to odczuł wzruszenie.

— Za wiele zakładasz z góry. Kiedyś będę oczywiście musiał sobie znaleźć kogoś z mojego gatunku. Ale w międzyczasie zadowolę się tobą, przynajmniej dopóki nie wykryję, co to za niebezpieczeństwo, przed którym masz mnie obronić.

Kiwnęła głową.

— To logiczne. Miałam udawać twoją dziewczynę i dzięki temu przebywać przy tobie przez cały czas, nawet gdy śpisz, strzegąc cię przed zagrożeniem. Jeśli będziesz udawał, że mnie akceptujesz w tej roli, będę mogła wypełnić moje zadanie przynajmniej w tym zakresie.

— Dlaczego mam udawać? Akceptuję cię taką, jaka jesteś.

— Przestań! — krzyknęła. — Nie masz pojęcia, co to znaczy być robotem! Być zrobionym na podobieństwo ideału i nie móc mu nigdy dorównać…

Teraz Stile odczuł przypływ gniewu.

— Sheen, zapomnij o logice i posłuchaj.

Usiadł obok niej na sofie i ujął jej dłoń. Palce Sheen zadrżały w sposób najzupełniej ludzki.

— Jestem niski, chyba najniższy ze wszystkich znanych mi ludzi. Fakt ten zatruwa mi życie od urodzenia. Gdy byłem mały, dzieci śmiały się ze mnie i nie chciały się ze mną bawić, bo nikt nie wierzył, że mogę się do czegoś nadawać. Różniłem się na niekorzyść tak znacznie, że mało kto zdawał sobie sprawę, iż może mi być z tego powodu przykro. Jeszcze gorzej było w okresie dojrzewania — żadna dziewczyna nie chciała chłopca niższego od siebie. Gdy dorosłem, problem stał się bardziej nieuchwytny, co być może jest jeszcze gorsze. Ludzie przykładają wielką wagę do wzrostu. W ich opinii przeznaczeniem wysokich mężczyzn jest przewodzenie, a niskich błazeństwa. W rzeczywistości niscy są zdrowsi, mają lepszą koordynację ruchów, żyją dłużej, jedzą mniej i potrzebują mniej przestrzeni niż wysocy. Z tego wszystkiego korzystam i częściowo dzięki temu jestem mistrzem Gry i czołowym dżokejem. Ale niscy ludzie nie są traktowani serio. Moje zdanie nigdy nie znajdzie takiego poklasku jak opinia wysokiego mężczyzny. Gdy z kimś się spotykam i patrzę na niego, mój wzrok napotyka jego podbródek. Od razu wiadomo, że jestem gorszy. Wszyscy to wiedzą, a mnie samemu trudno jest nieraz w to wątpić.

— Ależ nie jesteś! — zaprotestowała Sheen. — A ty? No i co?

Milczała. — To nie ma nic wspólnego z obiektywizmem — ciągnął Stile. — Szacunek dla samego siebie jest subiektywny. Może opierać się na błahostkach, ale jest niezbędny jeśli chodzi o motywację. Powiedziałaś, że nie mam pojęcia, co to znaczy nigdy nie dorównywać. A przecież i od ciebie jestem niższy. Rozumiesz to?

— Nie. Jesteś człowiekiem. Już się sprawdziłeś. Głupotą byłoby…

— Głupotą? Niewątpliwie. Ale oddałbym wszystkie moje osiągnięcia w Grze, a może także i duszę za to, żeby być wyższym o dwadzieścia centymetrów i stojąc przed kimś móc spojrzeć na niego z góry. Być może ciebie stworzono na wzór mojego ideału kobiety, ale ja odbiegam drastycznie od mojego ideału mężczyzny. Ty jesteś istotą racjonalną w ramach twego programu, a ja w głębi duszy jestem nierozsądnym zwierzakiem.

Poruszyła się, ale nie usiłowała wstać. Pod delikatną materią jej ciało było niesłychanie kuszące. Jakież to oczywiste, że stworzono ją po to, by pozbawić go rozumu, sprawić, by w zaślepieniu pragnął tylko ją posiąść! Wielu mężczyzn dałoby się z łatwością w ten sposób zwieść.

— Czy zamieniłbyś swoje małe ludzkie ciało — zapytała — na duże ciało człekopodobnego robota?

— Nie.

Nad tym nawet nie musiał się zastanawiać. — Więc nie jesteś ode mnie gorszy.

— O to właśnie chodzi. Wiem, co to znaczy być niesłusznie wyśmianym, odrzuconym i skazanym na niedorównywanie ideałowi, bez nadziei na poprawę sytuacji. To istnienie ideału powoduje cierpienie. Mógłbym przedłużyć moje ciało metodami chirurgicznymi, lecz ono jest zdrowe. To moja dusza cierpi.

— Ja nie mam duszy. — Skąd wiesz? Milczała.

— Powiem ci — rzekł. — Po prostu to wiesz. Jest to częścią twojego światopoglądu. Taka wiedza nie podlega racjonalnym argumentom, więc mogę cię zrozumieć. Rozumiem wszystkich, którzy pragną czegoś, czego nie mają. Chcę im pomagać, chociaż zdaję sobie sprawę, że nikt im pomóc nie może. Oddałbym wszystko, co mam, za większy wzrost, chociaż wiem, że to szaleństwo i że nie przyniosłoby mi to żadnej korzyści. Ty zamieniłabyś logiczne myślenie, urodę i odporność maszyny na ludzkie ciało i krew. Jesteś w gorszej sytuacji niż ja i oboje o tym wiemy. Dlatego przy tobie nie czuję się zagrożony, tak jak w towarzystwie człowieka. Prawdziwa dziewczyna miałaby nade mną przewagę; musiałbym się przy niej wykazać, udowodnić, że jestem jej wart. Ale z tobą…

— Możesz mnie zaakceptować, dlatego że jestem robotem — powiedziała Sheen ze zdziwieniem — i z tego powodu czymś gorszym od ciebie?

— Chyba się wreszcie zrozumieliśmy — Stile otoczył ją ramieniem i przyciągnął do siebie.

— Jeśli chcesz mnie na takich warunkach… Odsunęła się.

— Robisz to z litości! Najpierw mnie zgwałciłeś, a teraz chcesz, żebym była tym zachwycona!

Puścił ją.

— Może i tak. Naprawdę nie zawsze sam siebie rozumiem, ale nie zmuszam cię, żebyś ze mną została. Mogę też dać ci spokój, jeśli chciałabyś zostać na takich warunkach. Pomogę ci nauczyć się odgrywać rolę człowieka tak, żeby inni się na tym nie poznali, tak jak ja.

— To wolę iść na złom.

Podeszła do ekranu wideo i dotknęła przycisku.

— Poproszę kontrolę Gry.

Stile zerwał się z sofy i skoczył ku niej. Złapał ją za ramię i odciągnął.

— Rozmowa odwołana! — krzyknął w stronę ekranu. Sheen patrzyła na niego rozszerzonymi oczyma.

— Zależy ci — powiedziała zdumiona. — Naprawdę Stile otoczył ją ramionami i namiętnie pocałował.

— Chyba ci wierzę — powiedziała, kiedy było to już możliwe.

— Do diabła z tym, w co wierzysz! Możesz mnie nie chcieć, ale ja ciebie pragnę. Zgwałcę cię, jeśli zrobisz choć krok w kierunku wideo.

— Akurat. To nie w twoim stylu. Miała rację.

— Więc proszę cię, żebyś się nie poddawała — rzekł, uwalniając ją z objęć.

— Ja… — urwał, czując, że coś go dławi w gardle.

— Dzikie zwierzęta obudziły się w twojej puszczy i atakują? — zapytała.

— Tak — zgodził się ponuro.

— Źle się zachowałem z tym wydrukiem. Przepraszam. Wierzę, że masz świadomość, uczucia oraz prawo do prywatności i szacunku do siebie samej. Wybacz mi. Rób co chcesz, ale nie pozwól, żeby moje grubiaństwo zrujnowało twoje… — nie mógł skończyć. Nie chciał powiedzieć „życie” i nie potrafił znaleźć odpowiedniego słowa.

— Grubiaństwo? — szepnęła z uśmiechem i zmarszczyła brwi.

— Czy wiesz, że płaczesz, Stile? Dotknął palcem policzka i poczuł wilgoć.

— Nie wiedziałem. Najwyraźniej teraz moja kolej. — Z powodu uczuć maszyny?

— A czemu nie, do licha? Objęła go czule.

— Myślę, że pokochałabym cię nawet bez programu. Kolejne złudzenie, oczywiście.

— Oczywiście.

Pocałowali się znowu. To był początek.

Загрузка...