Panem był nad górami.
Władcą równin i wszystkich dolin.
Bez jego wiedzy nic się zdarzyć nie mogło
Ludzie ginęli, gdy rozpętał się jego gniew.
Temuchin wpadł do camachu, ściskając w garści obnażony miecz.
— Pokaż się! — ryczał. — Moi strażnicy leżą pobici przed namiotem. Wychodź, szpiegu abym mógł cię zabić!
Zakapturzona postać weszła w krąg migotającego światła olejnej lampki. Temuchin wzniósł miecz do ciosu. Jason odrzucił futra, odsłaniając twarz.
— Ty! — głucho wyjąkał wódz. Miecz wysunął mu się z dłoni i z brzękiem upadł na podłogę. — To nie możesz być ty. Zabiłem cię… Tymi rękoma. Jesteś duchem, czy demonem?
— Wróciłem, by ci pomóc, Temuchinie. Otworzyć nowy świat dla twych podbojów.
— Musisz być demonem, skoro zamiast umrzeć, powróciłeś z Bramy Piekła, zyskawszy nową siłę. Demon o tysiącu twarzy! To wyjaśnia, dlaczego oszukałeś i zdradziłeś tak wielu ludzi. Minstrel sądził, że jesteś z innego świata. Pyrrusanie uważali, że należysz do ich plemienia. Ja myślałem, że jesteś lojalnym towarzyszem, który mi pomoże.
— Ciekawa teoria. Możesz wierzyć, w co zechcesz. Teraz posłuchaj, co ci chcę powiedzieć.
— NIE! Jeśli cię posłuchań, będę przeklęty! — krzyknął, łapiąc za miecz.
Jason mówił teraz szybko. Musiał zdążyć, zanim będzie zmuszony do walki o życie.
— Z doliny, którą zwiecie Bramą Piekła jest wyjście. Nie prowadzi do piekła, ale na niziny. Przyszedłem tamtędy i wróciłem łodzią, by ci pokazać drogę. Teraz jesteś wodzem tu, na stepach, a możesz zostać władcą nizin. Przed tobą nowy kontynent. Zdobywaj. Jesteś jedynym człowiekiem, któremu to się może udać,
Temuchin wolno opuścił miecz. Oczy płonęły mu wewnętrznym żarem. Gdy się odezwał, głos miał stłumiony, jakby mówił do siebie.
— Musisz być demonem. Nie można zabić kogoś, kto już nie żyje. Mogę cię usunąć, ale nie wymażę z pamięci twych stów. Wiesz to, czego inni nie wiedzą — jestem pusty. Władam tymi stepami i co z tego? Cóż to za przyjemność — rządzić?… Żadnych podbojów, żadnych wojen. Marzyłem… Dzień i noc marzyłem w samotności o bogatych łąkach i miastach, tam pod klifem. Bo nawet proch i wielkie armie nie powstrzymają mych wojowników. Widziałem ich zdumienie, gdy otaczamy miasta, oblegamy. Zdobywamy.
— Możesz to wszystko mieć, Temuchinie. Władco całego tego świata.
Lampa strzelała w ciszy namiotu, rzucając na obu mężczyzn roztańczone cienie.
Kiedy Temuchin znów przemówił, w jego głosie brzmiało postanowienie.
— Zgadzam się, chociaż znam cenę. Chcesz mnie, demonie. Chcesz mnie zabrać do swego piekła pod górami. Ale nie dam się, dopóki nie zdobędę całego świata.
— Nie jestem demonem, Temuchinie.
— Nie szydź ze mnie. Znam prawdę. To, co śpiewają minstrele jest prawdą, choć nigdy przedtem w to nie wierzyłem. Kusiłeś mnie i ja się zgadzałem. Teraz jestem przeklęty. Powiedz mi, kiedy i jak umrę?
— Nie mogę ci tego powiedzieć.
— Oczywiście, nie możesz. Jesteś związany zaklęciem, tak jak ja.
— Myślałem o czym innym.
— Wiem, o czym myślałeś. Zgadzając się na wszystko, wszystko tracę. Nie ma innej drogi. Zgadzam się. Ale najpierw zwyciężę. Czy to prawda, demonie? Przystajesz na to?
— Oczywiście, zwyciężysz i…
— Nic więcej nie mów. Zmieniłem zdanie. Nie chcę wiedzieć, jaki będzie mój koniec.
Wstrząsnął się, jakby zrzucając niewidoczny ciężar i schował miecz do pochwy.
— W porządku. Możesz wierzyć, w co chcesz. Daj mi po prostu kilku dobrych ludzi, a otworzę przejście na niziny. Sznurowa drabinka pozwoli nam zejść na dno rozpadliny. Oznaczę drogę i przeprowadzę ich przez jaskinie na dowód, że można tego dokonać. Następnym razem pójdzie za nami cała armia. Zejdą tam, na dół?
Temuchin roześmiał się.
— Przysięgali, że pójdą za mną do samego piekła, jeśli tak rozkażę, więc pójdą.
— Świetnie. Czy uściśniemy sobie dłonie?
— Oczywiście! Podbijając świat zdobędę wieczność — w piekle, więc nie obawiam się teraz twego zimnego ciała, demonie.
Uścisnęli sobie dłonie. Jason, wbrew samemu sobie, nie mógł stłumić uczucia podziwu dla wielkiej odwagi tego człowieka.