ROZDZIAŁ XI

Ravn powiadomił rycerza i Tovę, że zamierza udać się na wybrzeże, bo dowiedział się w końcu, jak nazywał się ów mężczyzna, który spotkał się z Øysteinem i Fredrikiem w Grindom, a którego już nikt później nie widział.

– Trudno się dziwić, skoro Fredrik go zabił – rzuciła z przekąsem Tova. – Czy wrócisz prędko?

– Sądzę, że będziecie chcieli usłyszeć, czy udało mi się rozwikłać zagadkę? – Serce zabiło mu mocno w nadziei, że powiedzą: „tak”.

– Oczywiście – odpowiedział bez wahania rycerz.

– To dobrze – ucieszył się wojownik, a na jego twarzy odmalowała się wyraźna ulga. Teraz, gdy wiadomo już było, kogo szukał przybysz z Katanii, Ravn uznał, że sprawa dotyczy jego osobiście.

Starał się przedłużyć moment rozstania, gdyż bardzo mu zależało na tym, by pożegnać się z Tovą na osobności, ale widząc, że ojciec nie odstępuje córki, ruszył powoli w stronę stajni. Doniesiono mu, że Fredrik w pośpiechu, jakby grunt mu się palił pod nogami, osiodłał konia i pogalopował na wschód. Nieoczekiwany przyjazd rycerza najwyraźniej pokrzyżował mu plany.

Tova stanęła przy drzwiach powozu.

– Może poszłabym do stajni, ojcze? Chciałabym się pomodlić za konia Ravna, żeby szczęśliwie dowiózł go do celu.

Rycerz bez trudu przejrzał zamiary Tovy i rozbawiony wymyślonym przez nią pretekstem, wybuchnął śmiechem.

– Doprawdy wrodziłaś się we mnie, córko! Twoja matka nigdy nas nie zrozumie! Ale okażmy jej pobłażliwość, ona po prostu jest inna. Jedźmy już, żeby przed zmrokiem zdążyć do domu!

Tova niechętnie wsiadła do powozu.


W niewielkiej osadzie rybackiej nad morzem Ravn odnalazł brata zamordowanego.

– Ach, więc nie żyje – westchnął rybak. – Spodziewałem się, że tak skończy, poszukiwacz przygód! Wbił sobie do głowy, że odnajdzie skarb.

– Skarb?

– Ano właśnie. Przed trzydziestu laty przybył tu mężczyzna z dalekich stron, objuczony bagażami. Mój brat był wtedy jeszcze dzieckiem, ale ciągle wspominał, że widział u niego złoto i klejnoty.

– W jaki sposób nawiązał znajomość z Fredrikiem z Grindom?

– Zapamiętał, że obcy zamierzał udać się do Grindom w poszukiwaniu jakiegoś potomka szkockiej dynastii. Na wiosnę pojechał więc w tamte strony, a kiedy wrócił, zachowywał się tak, jakby go coś opętało. Wyjawił mi jednak, że spotkał tam kilku ludzi. Jeden z nich podobno wiedział, dokąd podążył przed trzydziestu laty ów przybysz. Domyślam się, że mój brat nakładł tamtym do głowy bredni o wielkim skarbie. Później przepadł bez wieści.

– A co takiego wiedział o przybyszu z Katanii? – zapytał ostrożnie Ravn.

– Tylko tyle, że bardzo mu zależało, by spotkać się z człowiekiem, którego szukał. Jak powiadasz, panie, z twoim ojcem.

Ravn pokiwał głową.

– Czy to on przywlókł do was „czarną śmierć”?

– Nie, u nas zaraza wybuchła, zanim przybył. Być może sam tutaj się zaraził.

Ravn podziękował rybakowi i opuścił osadę.


Trzy dni później Tova usłyszała wieść, że okrutny wojownik Grjota zmierza do dworu rycerskiego. Nieprzyjemnie poruszyło ją to określenie – okrutny – gdyż nie takim zapamiętała Ravna z ostatniego spotkania. Dawno już wymazała z pamięci zło, które wyrządził jej Ravn. W sercu jak najcenniejszy klejnot ukryła tylko wspomnienie o krótkiej chwili czułości, gdy leżała w jego ramionach, przytulona twarzą do szorstkiego policzka. Pragnęła wierzyć, że Ravn, choć nieświadomie, szukał jej bliskości…

Gdyby jeszcze potrafiła zapomnieć o gorączce, jaka zawładnęła jej ciałem, gdy tulił ją do siebie!

Niestety, to nie było takie proste.

Teraz rzuciła wszystko i, nie zauważona przez nikogo, wybiegła Ravnowi na spotkanie.

Rankiem rycerz wygłosił pouczającą mowę. Stwierdził, że doskonale rozumie intencje córki, która pragnie pomóc Ravnowi, ale ostrzega, że nie zgodzi się na jej bliższą z nim znajomość. Wkrótce bowiem zamierza ją wydać za mąż za człowieka wysokiego rodu. Jego zdaniem Tova powinna zapomnieć o swym dziecinnym zadurzeniu.

– W takim razie wybieram klasztor – odparła dziewczyna z uporem.

Ojciec westchnął ciężko.

– Drogie dziecko, poczekaj! Nigdy wcześniej nie byłaś zakochana. Takie uczucia szybko mijają, wierz mi.

Kiedy jednak ujrzał w oczach Tovy łzy, stracił pewność siebie. Tymczasem żona stanowczo się domagała, by córkę niezwłocznie wydać za doradcę królewskiego. Doprawdy wszystko się strasznie pogmatwało, pomyślał zafrasowany rycerz.

Tova pośpiesznie kroczyła drogą prowadzącą w kierunku fiordu. Utykała lekko, ale rana na nodze prawie się już zagoiła.

Gdzie on jest? zastanawiała się, wiedząc, że nie powinna oddalać się zbytnio od dworu.

Kiedy zbliżyła się do Wilczej Jamy, przebiegł jej po plecach dreszcz lęku. Stroma, posępna skała wznosiła się niemal pionowo nad jej głową. Zapragnęła jak najprędzej minąć to pełne grozy miejsce. Ruszyła biegiem, jakby ktoś ją gonił. Niestety, ból w nodze odezwał się na nowo i choć serce tłukło jej się w piersiach jak oszalałe, nie było rady, musiała zwolnić. Pomyślała, że gdyby był przy niej Ravn, na pewno niczego by się nie lękała.

Na szczęście doszła już na skraj ponurego lasu i otworzył się przed nią widok na rozległą przestrzeń. W oddali ujrzała samotnego jeźdźca, który wstrzymał konia i popatrzył w jej stronę.

– Ravn! – krzyknęła i zaczęła wymachiwać gwałtownie ręką.

Przynaglony wierzchowiec ruszył galopem w kierunku Tovy i w jednej chwili Ravn znalazł się tuż obok.

Świat wokół zawirował, kiedy zobaczyła jego twarz, którą tyle razy próbowała odtworzyć sobie w pamięci. Teraz nie mogła oderwać od niej oczu, choć z trudem wytrzymywała przenikliwe spojrzenie Ravna.

– Tova, co tu robisz? – zapytał surowo, choć bez złości.

– Doszły mnie słuchy, że jesteś w drodze, wyszłam ci więc na spotkanie – uśmiechnęła się dziewczyna.

Ravn nie przestawał na nią patrzeć, ale córka rycerza odniosła wrażenie, że wcale nie słyszy, co do niego mówi. Wpatrywał się w nią uparcie, jakby pragnął wyryć w pamięci każdy najdrobniejszy szczegół jej twarzy, świadomy, że być może widzą się po raz ostatni…

Był piękny, gorący letni dzień. Ziemia parowała, przesycając powietrze intensywną wonią roślin.

– Tova… – zaczął Ravn.

– Tak? – uniosła głowę, a w jej oczach zalśniły gwiazdy.

– Chyba rozumiesz, że nie mamy przed sobą przyszłości? Jesteś córką rycerza, a ja okrutnikiem wzbudzającym powszechny strach. Twoja matka mnie nienawidzi, a ojciec nigdy nie pozwoli…

– Przestań w kółko powtarzać to samo! – poprosiła zrezygnowana.

– Wkrótce będziemy musieli pożegnać się na zawsze – rzekł z wysiłkiem.

– Ale przecież miałam ci pomóc! – jęknęła żałośnie.

– Już mi pomogłaś, najmilsza, nie zauważyłaś tego?

– Tak, wiem, zmieniłeś się, ale przecież mogę…

– Nie. Ciąży na mnie brzemię przeszłości. Nie potrafię właściwie odnosić się do kobiet. Nigdy nie wierzyłem w czułość i dobroć. Nie, nie potrafię tego wyjaśnić, nie znajduję odpowiednich słów…

– Nie wierzę, potrafisz naprawdę pięknie mówić, chociaż nikt cię tego nie uczył. Jesteś bardzo mądry, a jeśli sobie wzajemnie pomożemy…

– Nigdy nie zostanę przyjęty, Tovo – wyrzekł ze smutkiem, ale kiedy ujrzał, jak dziewczyna rozpaczliwie się stara, by się nie rozpłakać, objął ją ramieniem i powiedział: – Chodź, przejdziemy się do lasu! Koń popasie się tu, na łące.

W chłodnym cieniu usiadł na trawie, a Tova uklęknęła obok.

Już kiedyś klęczała w taki sposób w łóżku w opuszczonej górskiej zagrodzie. Przypomniał sobie, jak bardzo to go wzburzyło. Krzyknął wówczas na nią, sam nie wiedząc, z jakiego powodu. Był taki okropny dla tej drobnej istoty! Teraz, wyciągnąwszy do niej rękę, spytał niewyraźnie:

– Czy możesz mi wybaczyć, Tovo? Czy wybaczysz mi wszelkie zło, które ci wyrządziłem? Tak cię proszę! Nigdy dotąd nie zwracałem się do nikogo z taką prośbą, póki ty mnie tego nie nauczyłaś.

Przez chwilę wpatrywała się w Ravna niepewnie, z drżeniem, a potem przytuliła się do niego. Ledwie zdołał się opanować, oszołomiony jej bliskością.

– Zniknę z twego życia – mówił ochrypłym głosem. – Ale pozwól mi choć przez krótką chwilę tak cię obejmować.

Szorstką dłonią gładził ją nieporadnie po twarzy, jakby chciał wyrazić swój ból i rozpaczliwą tęsknotę.

– Jeśli to nie jest czułość, to ja już chyba nic nie pojmuję – roześmiała się Tova wzruszona. – Wiem, że to, co robimy, jest szaleństwem, ale czuję się taka szczęśliwa!

Ravn nade wszystko pragnął wyrazić Tovie, jak bardzo ją kocha, ale lękał się swej gwałtowności. Poczuł się taki bezradny.

Tova uświadomiła sobie nagle, że powinna mu pomóc zrozumieć, co znaczy czułość i oddanie, bo mimo iż tak bardzo się starał, zdawał się być całkiem zagubiony. Zresztą, czy znając jego przeszłość, można było oczekiwać czego innego?

– Siedź przez chwilę całkiem nieruchomo… – szepnęła. – Tak. I zamknij oczy. Nie bój się, po prostu zamknij!

Gdy pogładziła go leciutko po włosach, odniósł wrażenie, jakby otarł się o nie skrzydełkami kolorowy motyl Opuszkami palców Tova powiodła po wargach Ravna i poczuła, że zadrżał pod wpływem jej dotyku. Potem ujęła w dłonie jego twarz i pochyliła się do przodu.

Tova nigdy dotąd nie całowała mężczyzny, ale miała w sobie instynkt miłości jak wszystkie kobiety. Jej wilgotne usta spoczęły najpierw na jednym policzku, a potem dotknęły drugiego. Dłonie Ravna drgnęły, a oddech stał się ciężki i nierówny.

– Nie, nie mam odwagi – wyszeptała Tova.

– Czego się obawiasz? – spytał, otwierając oczy.

Jej twarz była tak blisko, dostrzegł jej półotwarte usta.

– Wiesz, co mam na myśli.

Ravn zrozumiał. Możliwie najdelikatniej przyciągnął Tovę do siebie i ich usta się połączyły. Szybko jednak stracił panowanie nad sobą. Tova poczuła nagle, jak obsypuje ją pocałunkami, namiętnymi, pełnymi pożądania. Jej ciało zapłonęło niczym pochodnia.

Ravn ostatnim wysiłkiem woli powstrzymał ogarniającą go żądzę i wstał.

– Chodź – powiedział, biorąc Tovę za rękę. – Nim zrobię coś niewybaczalnego.

Dziewczyna odczuła ulgę, choć równocześnie była odrobinę zawiedziona. Doskonale rozumiała jego intencje. Kiedyś rzucił się na nią, ale wtedy był prymitywnym zwierzęciem. Teraz miał świadomość tego, co robi, i dlatego nie chciał jej zniewalać.

– Marzyłem o tym… żeby kiedyś przeżyć to z tobą jeszcze raz – rzucił niejasno. – Teraz, właśnie teraz pokazałaś mi, że można to zrobić pięknie i z czułością. Ale choć bardzo pragnę, by tak właśnie się stało, nigdy to nie nastąpi. Jestem dzikusem, zresztą nigdy cię nie dostanę. A, nie powiedziałem ci jeszcze… Grjot umarł – dodał.

Tova w lot pojęła sens jego słów: był wolny.

Ruszyli przed siebie. Ravn chwycił jedną ręką konia za uzdę, a drugą podał dziewczynie.

– Jak to dobrze móc się nieco podeprzeć, od razu noga mniej mnie boli – uśmiechnęła się Tova, ujmując jego ciepłą i bezpieczną dłoń.

Ravn czuł, że serce rozrywa mu bolesna tęsknota.

Był zrozpaczony. Życie bez Tovy nie miało dla niego żadnej wartości.

– Co teraz zrobisz? – spytała, jakby czytając w jego myślach. – Zostaniesz w Grindom?

– To ostatnie, na co miałbym ochotę. Przede wszystkim zamierzam się dowiedzieć, czego chciał od mojego ojca ów przybysz z Katanii.

– Czyżbyś miał zamiar przekopać do końca klepisko w starej chacie? Przecież to nie ma sensu!

– Dlaczego?

– Ojciec rozmawiał z pewnym sędziwym starcem, który urodził się i całe swoje życie przeżył w naszym dworze. Niełatwo było wydobyć z niego cokolwiek, ale w końcu udało się nakierować jego wspomnienia na czas, gdy „czarna śmierć” zbierała w okolicy swe śmiertelne żniwo. Nie wiem, na ile możemy ufać słowom staruszka. W każdym razie on twierdzi, że widział owego nieznajomego, który zajechał przed trzydziestu laty do dworu.

– I co? – zapytał Ravn bez tchu.

Tova popatrzyła nań zatroskana.

– Staruszek utrzymuje, że nieznajomy nic ze sobą nie przywiózł.

– Jak to? Przecież wszyscy zgodnie twierdzili, że koń był objuczony! Ja natomiast słyszałem, że Fredrik pojechał za nim następnego dnia, ale go nie spotkał.

– To niemożliwe. Przecież wszyscy we dworze rycerskim wiedzieli o przyjeździe obcego. Chyba że…

– O czym myślisz?

Dziewczyna w skupieniu popatrzyła na Ravna.

– Mężczyzna był śmiertelnie chory. Nie mógł zatem jechać zbyt szybko. Może zauważył, że ktoś podąża jego śladem, i ukrył swój bagaż po drodze? Może Fredrik przybył do dworu, zanim dotarł tam ów nieznajomy? Dlatego nikt nic nie wiedział?

Ravn, patrząc na ożywioną twarz dziewczyny, myślał z bólem w sercu, jak bardzo ją kocha.

– Rzeczywiście tak mogło być, Tova. Tylko gdzie? Gdzie mógł to ukryć?

– Na pewno nie na otwartym polu, ale… – Tova złapała głęboki oddech i rzuciła z triumfem: – Wilcza Jama!

– No, chyba że przejeżdżał akurat tamtędy w chwili, gdy zauważył Fredrika – Ravn był dość sceptyczny.

– Ale to możliwe, przecież minęła prawie doba od momentu, gdy opuścił Grindom. Musiał więc być już niedaleko naszego dworu.

– No cóż, w każdym razie możemy to sprawdzić – zdecydował Ravn. – Zawsze sądziłem, że wejście do Wilczej Jamy znajduje się nad przepaścią.

– Nie, przeciwnie, u stóp urwiska, właściwie nie tak znów daleko od traktu.

– Ale przecież w ciągu trzydziestu lat ktoś tam na pewno nie raz zaglądał?

– Nie byłabym tego pewna. Ta jama jest podobno bardzo głęboka i bardzo niebezpieczna, tak przynajmniej o niej mówią.

– Czy naprawdę wilki mają tam swe legowisko?

– Kiedyś rzeczywiście miały, ale w ostatnich kilku latach nikt ich tu nie widział. Może dlatego, że to tak niedaleko drogi? Nigdy nie wchodziłam do jamy, ale ojciec opowiadał, że jest tak głęboka, że nie słychać odgłosu spadających na dno kamieni.

– To znaczy, że nic tam nie znajdziemy?

– Wilcza Jama ma wiele odgałęzień i korytarzy prowadzących nie tylko w dół, ale i w bok. Prawdziwy labirynt, jak powiada ojciec.

Ravn przez długą chwilę nie spuszczał wzroku z dziewczyny.

– Nie boisz się? – zapytał w końcu.

– Nie, o ile pójdziesz ze mną.

– Wiesz, że bym cię nie zostawił. Prowadź więc! Dobrze, że mam przy sobie świecę.

– Omal nie zapomniałam ci powiedzieć – rzekła po chwili Tova. – Znaleziono Øysteina. Powiesił się. W każdym razie tak to wyglądało. Mój ojciec jednak twierdzi, że Øystein nigdy nie zdobyłby się na samobójstwo.

– Znów Fredrik! Złoczyńcy często mordują się nawzajem, to nic nowego. Pozostał więc sam!

Zostawili konia na popas, a sami ruszyli w głąb lasu.

Niebawem ujrzeli posępne urwisko.

– To tam – Tova wskazała na płaskie głazy leżące nieopodal. – Tam powinno być wejście do Wilczej Jamy.

Ravn poczuł, jak dziewczyna ufnie ściska jego dłoń. Nie mógł się dłużej oprzeć pokusie. Wziął Tovę w ramiona i całował długo, z miłością, tak jak go nauczyła. Och, to było cudowne!

Tova uśmiechnęła się, a oczy zabłysły jej jak dwie gwiazdy. Głęboko wzruszyła go ta drobna dziewczyna, która wybaczyła mu wszystko i teraz traktowała go jak przyjaciela.

Podeszli do wejścia do jamy.

– Ostrożnie – ostrzegła Tova, gdy pochyleni nisko przeciskali się między głazami. Gdy już wreszcie mogli się wyprostować, powiedziała: – Nie mam pojęcia, która odnoga prowadzi w bezdenną czeluść.

Blask świecy igrał na ścianach i rozjaśniał mroczne wejścia do nieznanych korytarzy.

– Tam! – zawołał Ravn. – Tam jest przepaść, nie podchodź!

Podniósł kamień i cisnął go w dół. Słyszeli, jak obijał się o ściany, coraz niżej i niżej, aż wreszcie zapadła cisza.

– Uff – wyszeptał wojownik ogarnięty grozą. – Jeśli tam ów obcy wrzucił swoje kosztowności, nigdy ich nie odnajdziemy.

– Nie wiadomo, czy w ogóle tu są.

– Poszukamy! – zadecydował Ravn. – Zastanów się, gdybyś znalazła się na jego miejscu, gdzie ukryłabyś rzeczy?

– Był chory, nie miał sił – myślała na głos Tova. – Ja bym poszła tam – powiedziała i skierowała się na lewo od niebezpiecznego szybu.

– Ja też.

Wczołgali się w długie wąskie przejście, ale zaraz zawrócili.

– Nie, to ślepy korytarz, tutaj nic nie dałoby się schować. Sprawdźmy następny – zaproponował Ravn.

Blask świecy rozświetlił wejście do komnaty, długiej i tak wysokiej, że nie mogli dostrzec sklepienia. W środku unosił się osobliwy zapach.

– Dzikie zwierzęta – rzekł Ravn. – Pewnie tu właśnie miały legowisko wilki.

– W takim razie nieznajomy tu także nie mógł nic ukryć.

– Rzeczywiście, nasze przypuszczenia wydają mi się coraz bardziej niedorzeczne. Ale skoro już tu przyszliśmy, sprawdzimy wszystkie korytarze.

Zawrócili. Teraz czekało ich bardzo niebezpieczne zadanie, bo musieli dostać się do przejścia, ciągnącego się za głęboką czeluścią.

Ravn podał Tovie dłoń i wpełzli razem do znajdującego się dość wysoko otworu.

Zrazu czołgali się, wreszcie korytarz powiększył się na tyle, że mogli uklęknąć.

– Ravn, zobacz! – krzyknęła nagle Tova.

Ale on już dostrzegł to samo co ona: ustawione obok siebie kuferki. Czas obszedł się z nimi nadspodziewanie łaskawie, zapewne były równie piękne, jak przed trzydziestu laty.

Ravn chwycił za rzemień spinający skrzynki.

– Nie otworzę ich tutaj – powiedział głosem drżącym z napięcia. – Chyba pojmujesz, Tova, że nie szukam skarbów, ale wiadomości o swym pochodzeniu. Chcę wiedzieć, kim jestem, nie chcę pozostać jedynie okrutnym Ravnem, potomkiem niewolnika.

Dziewczyna skinęła głową, czując, jak ze wzruszenia ściska ją w gardle.

Zawrócili, ale gdy już wczołgali się do wąskiego korytarza, Tova chwyciła swego towarzysza mocno za ramię.

– Cii – wyszeptała. – Zgaś świecę! Ktoś wszedł do jamy.

Ravn posłuchał jej natychmiast, jeszcze zanim usłyszał kroki odbijające się echem o skalne ściany.

– Ravn! – rozległo się wołanie. – Wiem, że tu jesteś, widziałem twego konia. Zauważyłem też płomień świecy. Co tu robisz? Obściskujesz znowu córkę rycerza?

Ravn ujął mocniej dłoń dziewczyny.

– Fredrik – szepnął. – Potwór!

Znów rozległo się wołanie:

– A więc tu są jakieś korytarze! Ciekawe! Czyżbyś dokonał dla mnie jakiegoś odkrycia?

– Może! – krzyknął Ravn.

– Bardzo dziękuję – odpowiedział Fredrik. – Oszczędziłeś mi wysiłku! Dobrze, że się odezwałeś, przynajmniej wiem, w którym kierunku wypuścić strzałę.

Ravn zdążył dać Tovie znak, żeby się skryła za jego plecami, gdy rozległ się świst strzały i uderzenie o skalną ścianę.

– No wiesz, Fredrik, chyba potrafisz lepiej strzelać? Chybiłeś! – zawołał Ravn.

Fredrik postąpił więc kilka kroków naprzód i nagle usłyszeli chrzęst kamieni, a potem rozdzierający krzyk, który stopniowo cichł w bezdennej czeluści. Wreszcie zapanowała kompletna cisza.

– Ravn! Chyba zemdleję – wyjęczała Tova, drżąc z przerażenia.

Przytulając dziewczynę mocno do siebie, Ravn wykrztusił:

– Sam nie wiem, chyba nie zrobiłem tego celowo. Ale powinienem go chociaż ostrzec.

– Ja też nic nie uczyniłam! – rzekła Tova. – Musimy o tym zapomnieć. O ile nam się uda…

– To nie był dobry człowiek. Myślę, że ksiądz powinien odprawić tu modły za jego duszę, żeby się nie błąkała!

– Tak. A teraz chodźmy już do dworu!


Otworzyli kufry w sali rycerskiej w obecności rycerza i jego żony. Wśród zniszczonych przez czas ubrań i spleśniałej żywności w jednej ze skrzyń znaleźli srebro, złoto, ozdoby i niezwykle piękne klejnoty, a także zwoje pergaminu z pieczęcią królewską.

Rycerz z największą ostrożnością rozwinął rulon i popatrzył na dziwne pismo. Odchrząknął głośno.

– No tak, chyba nikt prócz mnie nie zdoła tego odczytać. Dzięki licznym podróżom poznałem języki innych ludów – rzekł z udawaną pewnością. Tak naprawdę rozumiał tylko pojedyncze słowa, ale za nic w świecie by się do tego nie przyznał.

Pozostali pokiwali głowami. Żona Gudmunda, która wybuchła gniewem, ujrzawszy Tovę zajeżdżającą na dziedziniec dworu na koniu znienawidzonego przez nią człowieka, oglądała teraz zauroczona piękne klejnoty. Rycerz z niesmakiem odwrócił głowę i zerknął ukradkiem na córkę, która zacisnęła tak mocno dłoń na ręku Ravna, że aż zbielały jej kostki. Zrozumiał, że treść dokumentów ma ogromne znaczenie dla nich dwojga, choć oczywiście największe dla tego nieszczęśnika…

– No cóż – zaczaj – litery nie wszędzie są wyraźne, ale zdaje się, że nieznajomy przybył tu przed laty w poszukiwaniu ostatniego potomka rodu królewskiego, następcy tronu… Tak, Ravn, wygląda na to, że, jeśli zechcesz, to możesz ubiegać się o prawo do tronu Szkocji.

Pośpiesznie zwinął rulon, obiecując sobie w duchu, że przy okazji poprosi bardziej uczonych mężów o pomoc. Tova dygnęła żartobliwie przed Ravnem, który uśmiechał się zakłopotany.

Tymczasem jej ojciec rzekł w zamyśleniu:

– O ile wiem, Szkocja nie jest najbezpieczniejszym miejscem dla następcy tronu, bo przez cały czas trwa tam bezwzględna walka o władzę, gdy tymczasem i tak Anglia rządzi całym krajem. Sądzę, że powinieneś to wiedzieć, Ravn, nim ruszysz za morze…

– Chyba zrezygnuję. Nietęskno mi do waśni, nie marzę o panowaniu. Gdybym tylko mógł dostać rękę waszej córki, uznałbym siebie za najbogatszego człowieka na świecie.

Rycerz uśmiechnął się.

– Żono, co ty na to? – zapytał trochę złośliwie.

Matka Tovy z trudem oderwała oczy od kosztowności i odrzekła słodko:

– Ależ naturalnie, szkocki książę!

Rycerz nie zamierzał wyprowadzać żony z błędu.

– Właściwie bardzo mi na rękę, że nie masz tu w Norwegii żadnych posiadłości – rzekł do Ravna. – Potrzebuję kogoś, kto przejąłby po mnie dwór. Zastanawiam się jednak, czy póki co nie braknie ci nieco ogłady?

– Nie zaprzeczam – westchnął Ravn. – Ale uczę się każdego dnia czegoś nowego, bowiem bardzo chcę się zmienić.

– Dobrze! A co z tobą, Tova? Czy w dalszym ciągu wybierasz się do klasztoru?

– Już nie – odpowiedziała szybko dziewczyna i dodała po cichu: – Zgódź się, ojcze!

– No, no! Chyba nie ma takiego pośpiechu, najpierw muszę lepiej poznać przyszłego zięcia!

Tak naprawdę jednak rycerz właściwie już dał Ravnowi przyzwolenie na małżeństwo z Tovą, bo choć chwilami młodzieniec zachowywał się jak nieokrzesany dzikus, to jednak naprawdę kochał jego córkę.


Kto wie? Może rycerz właściwie odczytał listy ukryte w kufrach przybysza z dalekich stron? Wiele na to wskazywało.

Dla Ravna jego królewskie korzenie nie miały żadnego znaczenia. Myślał tylko o tym, że niedługo znów weźmie Tovę w ramiona. Tym razem nie pozwoli, by później płakała. Tym razem jej piękne oczy zalśnią szczęściem. Tyle miłości pragnie jej ofiarować!

Nagle życie wydało mu się takie cudowne, takie kuszące. Cała przyszłość u boku Tovy…

Czuł się tak, jakby wyszedł z doliny cieni na zalane słońcem rozległe zielone łąki.

Загрузка...