Kiedy Ravn dotarł do dworu rycerza, dowiedział się, że gospodarz udał się do kościoła. Zapytany, czy wobec nieobecności Gudmunda chce się spotkać z panią, wojownik zaprzeczył gwałtownie.
– Czy rycerz pojechał sam? – spytał.
– Nie, jest razem z najmłodszą córką – odpowiedział parobek, zdziwiony nagłym grymasem na twarzy obcego. Czyżby to miał być uśmiech? zastanawiał się. Czy ten człowiek w ogóle potrafi się śmiać? Nie, chyba jednak coś go rozzłościło.
Ravn tymczasem zawrócił konia i pogalopował czym prędzej do doliny w stronę kościoła.
Tova siedziała w ławce rodzinnej tuż przy ołtarzu i walczyła z ogarniającą ją sennością. W głębokim poczuciu winy przyznała przed samą sobą, że nie znajduje w sobie tyle żarliwej wiary, by dla niej porzucić ziemskie uciechy.
Ale nie miała wyboru, skoro nie chciała opowiedzieć ojcu prawdy.
Kącikiem oka dostrzegła wysoką postać, kierującą się do ławki po przeciwnej stronie, gdzie siedzieli nieliczni zgromadzeni mężczyźni, ale nie zainteresowała się, kto to taki.
Ksiądz odprawiał mszę po łacinie, więc niewiele rozumiała. Ministranci raz po raz odpowiadali piskliwymi głosikami. Udział wiernych w modlitwach sprowadzał się do jednostajnego pomrukiwania, które brzmiało niezbyt inspirująco. Monotonne śpiewy nie przywodziły bynajmniej na myśl anielskiego chóru.
Tova poczuła na sobie wzrok przybysza. Lekko zakłopotana obejrzała się za siebie, ale natychmiast odwróciła głowę. Serce załomotało jej w piersi, a całe ciało jakby zdrętwiało. Na przemian zalała ją fala gorąca i zimna.
Ravn? myślała gorączkowo. Co on tu robi? W kościele?
Ponownie zerknęła na niego. Patrzył prosto na nią, a jego twarz wydawała się niczym wykuta w kamieniu. Upuściła chusteczkę na podłogę i szybko pochyliła się, by ją podnieść. Ojciec posłał jej zdziwione, acz ostrzegawcze spojrzenie. Wszak takie zachowanie nie przystoi w kościele.
Msza ciągnęła się w nieskończoność. Chłodne wnętrze kościoła nagle wydało się dziewczynie duszne i gorące.
Po raz kolejny popatrzyła ukradkiem na Ravna. Ubrany był inaczej niż wtedy w górach. Miał na sobie purpurową pelerynę zarzuconą na kaftan ze złoconej skóry. Spod czarnych gęstych włosów wyzierała opalona twarz, oczy w oprawie czarnych rzęs lśniły szarozielonym blaskiem.
Kiedy znów na nią spojrzał, Tova pospiesznie odwróciła wzrok.
Po co tu przyjechał? Czego chciał? Na nowo rozdzierać rany, które z wolna zaczynały się zabliźniać?
„Nienawidzę cię, Tovo córko Gudmunda, jak nikogo na świecie. Uciekaj do domu, zniknij mi z oczu!” Wrogie słowa, rzucone na pożegnanie, na nowo zabrzmiały w uszach dziewczyny.
Wreszcie nabożeństwo dobiegło końca. Tova wstała z ławki i z przerażeniem popatrzyła na swe drżące dłonie, ledwie zdolne utrzymać chustkę.
Wierni powoli kroczyli ku wyjściu.
Na schodach Tova znalazła się tuż obok Ravna. Ojciec dziewczyny szedł przodem i rozmawiał ze znajomym.
– Muszę z tobą pomówić – mruknął Ravn.
– Po co? – spytała równie cicho, nie podnosząc wzroku. – Chcesz mi zadać śmiertelny cios?
Nie odpowiedział.
– Właściwie przybyłem do twego ojca. Przysyła mnie pan Grjot. W pokojowych zamiarach.
– Dobrze, powiem mu o tym – rzekła Tova, nie bardzo wierząc w uczciwość przybysza. Zwracając się w stronę ojca, zawołała: – Ojcze, ktoś pragnie z tobą porozmawiać! Zdaje się, że to ważna sprawa.
Rycerz uśmiechnął się do niej z roztargnieniem i rzucił mimochodem:
– Niech poczeka chwilę, muszę najpierw zajrzeć na plebanię. Ksiądz już mnie tam oczekuje. Drogie dziecko, po raz pierwszy od dawna widzę blask w twoich oczach. Ale dlaczego jesteś taka przestraszona? Rzeczywiście, nasz duszpasterz mówił dziś głównie o sądzie ostatecznym i wiecznym potępieniu, ale ty przecież nie znasz łaciny.
– Ojcze, ja…
– Zabaw go, póki co, na pewno świetnie sobie poradzisz. O! Widzę księdza.
– Ale ojcze…
Za późno. Rycerz ruszył pośpiesznie w stronę plebanii, a Tovie nie wypadało za nim biec.
Zabawić Ravna, cóż za ironia!
Z ociąganiem zawróciła w stronę schodów.
– Ojciec przyjdzie za chwilę – powiedziała, nie mając odwagi podnieść oczu. Jednak widok długich nóg Ravna bynajmniej nie podziałał na nią uspokajająco. Obróciła się więc gwałtownie i zaproponowała: – Poczekajmy przy dzwonnicy.
Ravn szedł za nią, mijając grupki zajętych rozmową wiernych. Dziewczyna czuła na plecach jego wzrok, ale starała się zachować spokój i udawała obojętność. Nie przejmowała się, co pomyślą sobie ludzie, przeciwnie. Podniecała ją myśl, że wszyscy widzą ich razem.
– Czy… były jakieś następstwa? – spytał nieoczekiwanie.
Tova wzdrygnęła się. Smutny uśmiech na twarzy i bolesna rezygnacja w oczach uzmysłowiły mu, że wyraził się zbyt obcesowo.
– Wiesz, co mam na myśli – syknął zirytowany.
Stłumiła westchnienie i odpowiedziała:
– Nie takie, o jakich myślisz.
Tova domyślała się, że przyczyną niespokojnych spojrzeń, jakie posyłała jej Borghild, była właśnie obawa o skutki gwałtu. Jednak służąca nie miała tyle odwagi, by porozmawiać z dziewczyną na ten temat. Ostatnio zaś Borghild wyraźnie się uspokoiła.
Ravn, który nie odznaczał się szczególną wrażliwością, nie bardzo wiedział, jak zareagować na tę wiadomość.
Zatrzymali się przy stopniach dzwonnicy i usiedli, zwracając się twarzą w stronę opuszczonej zagrody.
Tova siadła o stopień niżej. Odgrodzili się od spojrzeń rozmawiających na dziedzińcu parafian, równocześnie nie tracąc z oczu ścieżki prowadzącej na plebanię, którą miał nadejść rycerz.
– A z jakim to posłaniem przybywasz od pana Grjota? Jeśli to nie tajemnica?
– Nie, bynajmniej. Chodzi o obcych, którzy wmieszali się w spór. Czy wiesz coś o nich? Zauważyłaś może coś ostatnio?
– Widziałam ich kilka nocy wstecz.
Póki mówili o sprawach nie dotyczących ich bezpośrednio, rozmowa jakoś się toczyła. Tova zdawała relację z nocnych obserwacji, a Ravn wpatrywał się w jej włosy połyskujące złotem w promieniach słonecznych. Dziewczyna siedziała, objąwszy rękoma kolana, na pozór spokojna, tylko zaciśnięte dłonie zdradzały, że obecność wojownika poruszyła ją i zapewne męczy.
– Ale nikt mi nie wierzy – dodała na koniec. – Nie można się dostać do chaty, a ci, którzy zaglądali przez szpary do środka, twierdzą, że nic tam nie ma.
– Mówisz, że widziałaś już kiedyś tego mężczyznę?
Matko Święta, nie pozwól, by jego głos wprawiał w wibracje każdy nerw mego ciała! Niech ojciec zjawi się tu czym prędzej!
Potrząsnęła głową przepraszająco.
– Dostrzegłam tylko zarys postaci, nie mogę stwierdzić nic pewnego.
– Opowiedz coś o tej chacie! Jaka jest jej historia?
– Niewiele wiem. Podobno mieszkał tam do samej śmierci wuj mojego ojca. Od tamtej pory drzwi są zamknięte, ale poczekaj…
– Tak?
– Nic, nagle naszło mnie pewne wspomnienie z dzieciństwa, które być może niewiele ma wspólnego z tym, o co pytasz.
– Opowiedz!
– Podsłuchałam kiedyś, w jaki sposób dżuma została przywleczona na nasz dwór. To było tak dawno, że właściwie całkiem wyszło mi z pamięci, dopiero teraz…
Tova zamilkła.
– Tak? – odezwał się Ravn i nie mogąc dłużej spokojnie na nią patrzeć, odwrócił wzrok. Znów poczuł dziwne ssanie w żołądku.
– Podobno przybył na dwór jakiś obcy mężczyzna, chory i słaby, któremu zaofiarowano gościnę. Mój dziadek okropnie pomstował, że pozwolono nieznajomemu pozostać, bo okazało się, że przywlókł on straszliwą zarazę, od której zresztą wkrótce umarł. „Czarna śmierć” zabrała dwudziestu pięciu mieszkańców dworu. Z całej gromady rodzeństwa przeżył jedynie mój ojciec, wówczas już żonaty, stracił jednak trzech synów. Może chatę zamknięto dlatego, że zmarł tam ów człowiek? Może to jego duch straszy?
– A jaki to ma związek z napadem na mnie w lesie? I podpaleniem chat w Grindom? – odezwał się po chwili Ravn.
Tova, zakłopotana, musiała przyznać, że nie widzi żadnego związku.
Zapadło milczenie. Łagodny wietrzyk poruszał gałęzie rosnących w pobliżu brzóz.
Nagle Tova jęknęła, wstrząśnięta osobliwym uczuciem, jakie przeniknęło jej ciało.
– Co się stało?
– Nic, tak sobie nagle coś pomyślałam.
– O czym?
– Jesteś ostatnią osobą, z którą chciałabym się tym podzielić.
– Powiedz! – Ravn zacisnął dłoń na jej szczupłym karku.
Tova uwolniła się lekkim szarpnięciem, dając mu do zrozumienia, że przemoc na nic się nie zda, ale wykrzywiając twarz w lekkim grymasie rzekła:
– To niedorzeczne, ale ostatecznie mogę ci powiedzieć. Nagle zapragnęłam oprzeć głowę na twym ramieniu, byś mnie pocieszył. Czy słyszałeś już coś równie głupiego? Teraz możesz mnie wyśmiać.
Ravn nic nie odpowiedział.
– Ale oczywiście nie zamierzam tego uczynić – roześmiała się niepewnie. – Bo nie szuka się pociechy u krwiożerczego zwierza.
– Spróbuj! – powiedział cicho.
– Żebyś znowu cisnął mi w twarz pogardliwe słowa? Dziękuję bardzo, ale znam już twoje metody.
– Spróbuj! – ryknął z furią i przycisnął jej dłoń do poręczy.
Tova wybuchnęła śmiechem. Nie mogła się powstrzymać, miała wrażenie, jakby pękła w niej jakaś niewidzialna tama.
– Och, Ravn – jęknęła w końcu. – To właśnie cały ty!
Najpierw spojrzał na nią, urażony, a potem odwrócił się, by nie mogła zobaczyć jego twarzy. Zdążyła jednak zauważyć, że się uśmiechnął. Skoro potrafi śmiać się z samego siebie, to może nie jest jeszcze całkiem stracony? pomyślała Tova i oznajmiła z powagą:
– Nie, Ravn, nie mogę szukać u ciebie pociechy. Zbyt mocno mnie zraniłeś.
– Odnoszę wrażenie, że szybko się otrząsnęłaś – rzucił cierpko.
– A cóż ty możesz o tym wiedzieć? – szepnęła i dodała: – Dziwne, ale jakoś nigdy się ciebie nie bałam, Ravn.
Popatrzył na nią, gotów odeprzeć kolejny atak, ale uświadomił sobie, że dziewczyna ma rację. Miała wszelkie powody, by przed nim drżeć, a jednak siedziała obok spokojna. Zresztą wcześniej także nie okazywała lęku.
– Czułam się jedynie rozczarowana.
– Rozczarowana? Dlaczego?
– A to ci pytanie!
I nagle Ravn pojął, że wtedy w górach coś utracił. Choć usiłował o tym nie myśleć, wspomnienia ożyły w nim na nowo… Letnia zagroda w górach… Pełne przejęcia opowiadanie Tovy… Kiedy oznajmił, że odprowadzi ją do domu, okazała mu wdzięczność i ufność! Potem, gdy potraktował ją tak brutalnie, cała radość w jej oczach zgasła.
Bolesny ucisk w piersiach stawał się nie do zniesienia.
Może nabawiłem się zapalenia płuc? starał się oszukać siebie, choć doskonale wiedział, że ból ulokował się gdzieś głębiej. W duszy.
Uporczywie odganiał od siebie natrętnie powracające wspomnienie o tym, jak trzymał dziewczynę w ramionach. Widział przed sobą jej twarz w chwili ekstatycznego uniesienia: malującą się na niej rozpacz pomieszaną ze wstydem, przymknięte powieki, usta rozchylone w półuśmiechu, drżące… Łzy bólu i smutku, ale może też tęsknotę i poczucie wspólnoty…
A potem… Rozwścieczony niepewnością i zamętem, jaki wprowadziła w jego dotychczasowe życie, jakby w obawie, że pęknie pancerz chłodu i obojętności, którym otoczył się dzięki wychowaniu Grjota, rzucił się na dziewczynę i związaną rzemieniem bezlitośnie powlókł po ziemi.
Ravn oddychał ciężko, brakowało mu powietrza. Czuł, jak niewidzialna pętla zaciska się na jego szyi.
Poderwał się ze schodów i przeszedł nerwowo kilka kroków.
– Kiedy w końcu przyjdzie ten rycerz? – warknął. – Nie mam czasu czekać w nieskończoność.
– Mogę po niego pójść! – zaofiarowała się Tova trochę nieśmiało i ruszyła w stronę plebanii.
Ravn chwycił ją za ramię.
– Zostaniesz tu! – powiedział już spokojniej, odzyskując nad sobą kontrolę.
Tova z powrotem usiadła na schodach spłoszona, gdyż nie wiedziała już, w jaki sposób odnosić się do tego niezrównoważonego mężczyzny, który najchętniej posłałby ją do stu diabłów, choć równocześnie nie chciał sobie odmówić przyjemności upokorzenia jej.
– W jaki sposób zamierzasz wyjaśnić te wszystkie tajemnicze wydarzenia, które miały miejsce w ostatnim czasie? – zapytała, by odwrócić uwagę od osobistych spraw.
– Muszę to omówić z twoim ojcem.
– To się pospiesz, bo ojciec jutro wyjeżdża do miasta. Ma przywieźć ze sobą kandydata do mojej ręki – dodała ponuro.
Ravn zesztywniał.
– Tak? Kim jest ten człowiek? – zapytał.
Tova wzruszyła ramionami.
– Jeden z doradców starego króla, dokładnie nie wiem. Ale i tak nie dojdzie do małżeństwa, gdyż postanowiłam pójść do klasztoru.
– Co?
– Chyba słyszysz, co mówię.
– Do klasztoru? – zapytał niepewnie. – Dlaczego?
– Pozostawiłeś mi jakiś wybór? – spytała z goryczą dziewczyna.
Ravn zacisnął usta i z trudem powstrzymał się od ostrej odpowiedzi, jaka cisnęła mu się na język.
– Pan Grjot chce także przysłać swatów do ciebie – rzekł złośliwie. – Gotów jest cię poślubić pomimo hańby.
Poczuła na plecach lodowaty dreszcz, choć pogoda była słoneczna.
– Powiedziałeś mu…?
– Sam się domyślił, przecież było widać.
– Bzdura! Czy dlatego zapytałeś mnie o skutki tamtego dnia? Grjot ci kazał?
Ravn zwlekał przez chwilę z odpowiedzią.
– Oczywiście – rzucił kąśliwie. – Chciał wiedzieć, czego się spodziewać.
Ale Tova poznała po nim, że kłamie. I uznała, że nie wolno jej zniszczyć tego drobnego ludzkiego odruchu okazanego przez okrutnego wojownika.
Wyprostowała więc plecy i oznajmiła:
– W takim razie moja decyzja jest nieodwołalna. Muszę skryć się za klasztornym murem, czy tego chcę, czy nie.
Ravna ogarnęło uczucie, jakby tonął. Przeklęta diablica! Czy zawsze musi go doprowadzać swym zachowaniem do takiego stanu, że traci pewność siebie? Zatęsknił nagle za swą chatą obok stajni, z dala od kobiety, której nie pojmował.
Długo siedział pogrążony w milczeniu. Tova intuicyjnie odgadywała, że zmaga się sam ze sobą i nie jest mu łatwo. Czekała jednak cierpliwie, widząc, że wyraźnie chce ją o coś zapytać.
W końcu wykrztusił:
– Chyba… chyba możesz trochę się wstrzymać z tym klasztorem? Mam przyjaciela, który potrzebuje twojej pomocy.
– Kto, pan Grjot? Dziękuję, ale nie!
– Nie, nie chodzi o Grjota – przerwał jej zniecierpliwiony i zdarł liście z ułamanej brzozowej gałązki. – Chodzi o to, że… otrzymałaś takie staranne wychowanie, wiesz, jak należy się zachować w różnych sytuacjach… – urwał.
– Tak? – odezwała się zachęcająco.
– Ten człowiek potrzebuje pomocy – powiedział z wysiłkiem. – Jest mu bardzo ciężko i…
Czy ty myślisz, że ja nic nie rozumiem, Ravn? roześmiała się w duchu.
– Bardzo chętnie pomogę twojemu przyjacielowi – oznajmiła ciepło, a jej serce napełniło się radością. – Póki nikt nie zmusza mnie do małżeństwa, klasztor może trochę poczekać. W przeciwnym razie będę musiała działać szybko.
– Postaram się powstrzymać Grjota – obiecał Ravn. – Zresztą czuje się tak źle, że nie jestem pewien, czy w ogóle z tego wyjdzie.
– Z powodu rany… jaką mu zadałeś?
– Tak – odrzekł krótko.
Spontanicznie położyła dłoń na jego dłoni. Czuła, że zadrżał, jakby walczył ze sobą, czy odsunąć rękę, czy udawać, że nie zauważył tego drobnego gestu.
– Czy mogłabym spotkać się z twoim przyjacielem? – zapytała złośliwie.
– Nie, to niemożliwe! – odparł pośpiesznie, cofając dłoń. – Ale ja mu przekażę wszystkie twoje słowa.
– Dlaczego jest mu ciężko?
– Ech, to dość zawikłana historia. Żył w samotności… Nie wie, jak odnosić się do ludzi. Nie może spać, stracił apetyt… Myślę, że ma chorą duszę.
– Pomogę mu wyzdrowieć, obiecuję – rzekła łagodnie Tova. – Jeśli tylko potrafię. O, idzie ojciec. Porozmawiamy o twoim przyjacielu później. O ile zechcesz mnie widzieć – zakończyła z nieśmiałym uśmiechem.
– Obawiam się, że przez najbliższe dni spotykać mnie będziesz dość często – oświadczył, wstając. – Otrzymałem rozkaz, by sprawdzić dokładnie, co podejrzanego dzieje się na rycerskim dworze.
– Nie musimy wchodzić sobie w drogę – uśmiechnęła się Tova. – Wiem dobrze, co o mnie sądzisz. Kiedy widzieliśmy się ostatnio, wyraziłeś się na ten temat aż nadto dosadnie.
– Ty także. Dobrze zapamiętałem twoje współczucie i pogardę.
– Nic się nie zmieniło, nadal mnie nienawidzisz. Przynajmniej wiem, że choć w tym względzie jesteśmy zgodni.
– I bardzo dobrze – zakończył Ravn.
Rycerz Gudmund szedł ścieżką prowadzącą od plebanii. Podniósł wzrok i na moment zwolnił kroku, bo to, co ujrzał, nie na żarty go zaniepokoiło.
Jego ukochana córka, Tova, rozmawiała z wysokim mężczyzną. Było coś groźnego w mrocznej postaci nieznajomego, jakby dopiero co wyłonił się z doliny cieni. Rycerz odniósł wrażenie, że rozmawiają ze sobą niezbyt przyjaźnie, chociaż mężczyzna pochylił się nad dziewczyną, a ona patrzyła mu prosto w twarz. Na widok tych dwojga jego serce napełniło się lękiem. Dlaczego stoją tak blisko siebie? Przynajmniej o pół kroku za blisko!
Gdyby nie to, że pewien był, iż widzą się po raz pierwszy, odniósłby wrażenie, że się bardzo dobrze znają.
Kiedy odwrócili się w jego stronę, rycerz wzdrygnął się z lękiem i lodowaty dreszcz przebiegł mu po plecach. Znał tego człowieka! Spotkał go przed kilkoma laty i nie raz słyszał, co o nim mówią. Wojownik Grjota, zabójca, najgroźniejszy i najbardziej bezwzględny ze wszystkich. Co on tu robi? Jego obecność nie wróży nic dobrego.
– Ojcze, to jest posłaniec od pana Grjota. Przybywa w pokojowych zamiarach.
– W takim razie witam! – rzekł rycerz i wyciągnął rękę do przybysza. – Mam nadzieję, że moja córka zajęła się wami, panie. Co prawda jest z natury dość porywcza i czasami zdarza się jej powiedzieć coś nieodpowiedniego, ale kierują nią szlachetne pobudki.
Mimowolnie Ravn przypomniał sobie chwilę, kiedy przebudził się w opuszczonej górskiej zagrodzie i zobaczył przy sobie Tovę, zhańbioną i upokorzoną, zalaną łzami z jego powodu, ale pełną nieśmiałej troskliwości. Wtedy coś w nim pękło, ale nie potrafił sobie do końca tego uświadomić i zrozumieć. Ponieważ nigdy nie nauczył się prosić o wybaczenie, nie zdołał wydobyć z siebie niczego poza niewyraźnym mruknięciem.
Pośpiesznie wyjawił sprawę, z którą przybył.
– A więc to tak – zamyślił się rycerz. – Wy także coś zauważyliście? No cóż, Tova wspominała o tajemniczych zjawach, jakie widywała nocami, inni także opowiadali to i owo, ale… Chodźmy już, wracajmy do dworu!
Podeszli do koni i rycerz poprosił Ravna, by pomógł wsiąść Tovie na niewygodne damskie siodło.
Oboje zesztywnieli. Ravn nigdy nie służył damie pomocą. Pierwsza lekcja, pomyślał z goryczą i ująwszy dziewczynę w pasie, podniósł do góry.
Jaka ona lekka, pomyślał, z wrażenia nawet nie zauważając, jak zadrżała, gdy jej dotknął.
Ich oczy spotkały się na krótką chwilę. Tova zarumieniła się i szybko odwróciła głowę.
– Dziękuję – wyszeptała zakłopotana.
Jechała z tyłu, mogła więc do woli podziwiać wspaniałą sylwetkę Ravna.
Mężczyźni prowadzili tymczasem rozmowę.
– Mam pewne wytłumaczenie tego, co się dzieje – mówił rycerz Gudmund – skoro i w Grindom mają miejsce równie tajemnicze wydarzenia. Słyszałem też, że ktoś wtrącił się w spór między nami wtedy, gdy została uprowadzona Tova. Słyszeliście, panie, o tym?
– Tak – odparł Ravn bezbarwnie.
– Doszły mnie wieści, że matka króla, Margaretha, planuje oddać poszczególne regiony naszego kraju pod rządy namiestników. Przypuszczam, że obawiają się oni siły i władzy właścicieli potężnych dworów w Norwegii i dlatego rozesłali swych zauszników, żeby nas ze sobą skłócić. Wiadomo bowiem, że łatwiej przejąć władzę nad zwaśnioną społecznością.
– Niemal im się powiodło – przyznał Ravn po chwili zastanowienia. Przemilczał, że to chorobliwa żądza władzy Grjota wywołała konflikt. Rozmawiając z rycerzem zupełnie zapomniał o matce Tovy, którą już kiedyś spotkał, i to w szczególnych okolicznościach.
Piekło wybuchło, kiedy dotarli na miejsce.
Ravn został zaproszony do sali rycerskiej, gdzie nakryto stół dla powracających z kościoła mieszkańców dworu.
– Mamy z sobą gościa, żono – oznajmił rycerz. – To… Ależ moja droga, co się z tobą dzieje?
– To on! To właśnie mnich, który uprowadził Tovę!
A więc to tak! Jednak się znali!
Rycerz popatrzył ostro na Ravna, który stał jak wrośnięty w ziemię. Jego twarz nie zdradzała najmniejszej emocji, ale był wściekły na siebie, że zachował się tak nieostrożnie.
– Czy to prawda?
Zanim Ravn zdążył otworzyć usta, Tova wtrąciła pośpiesznie:
– Tak, to on. Oboje jednak wiecie, że uratował mi życie. Pozwolił mi odejść, mimo że miał rozkaz zgładzenia mnie. Oboje uradziliśmy, że puścimy w niepamięć tamto zdarzenie, i dlatego postanowiliśmy przemilczeć tożsamość Ravna. Zapomnieliśmy o tym, że przecież ty, mamo, widziałaś mnicha.
„Oboje”, pomyśleli równocześnie rycerz i jego żona. Nigdy dotąd nie uświadamiali sobie, jak intymnie brzmi ta forma.
Rycerz Gudmund przyjął to z ciężkim sercem. Jego mała Tova zaprzyjaźniła się z najgorszą kanalią Grjota, okrutnym Ravnem wyzutym z wszelkich ludzkich uczuć.
Zaprzyjaźniła? Hm, właściwie nie sprawiali wrażenia przyjaciół, ledwie tolerowali swą obecność.
Ale nie ulegało wątpliwości, że łączy ich silna więź.