ROZDZIAŁ VI

Pod osłoną nocy Tova dobiegła do dworu. W oknach chat paliły się światła, wyczuwało się niepokój i atmosferę nerwowości. Mieszkańcy wylegli przed domy, najwyraźniej powiadomieni o tym, że dwór rycerza otoczony jest przez ludzi Grjota.

Dziewczyna ledwie zdołała się przemknąć przez ciasny pierścień obławy. Na szczęście z daleka usłyszała odgłos rozmowy nieostrożnych wojowników i zdążyła się przed nimi ukryć.

Zatrzymała się w cieniu sosny niedaleko zabudowań i dopiero kiedy całkiem opustoszało, przemknęła pośpiesznie między budynkami. Nie chciała, by ktokolwiek zobaczył ją w tym stanie, nawet najbliższa rodzina.

Znała tu każdy najmniejszy kąt i dlatego bez przeszkód dotarła do swej małej chaty. Ale kiedy minęła ganek i już pchnęła drzwi do alkierza, z sąsiedniej izby wyszła służąca, Borghild, która służyła we dworze, odkąd Tova sięgała pamięcią. Miała pewnie około czterdziestu lat, zawsze lojalna wobec gospodarzy, usługiwała w głównym budynku.

Na widok dziewczyny służąca jęknęła głośno.

– Cii… Szybko, wejdźmy do alkierza! – wyszeptała Tova i zamknęła za sobą drzwi.

– Ale państwo muszą się dowiedzieć… – zaprotestowała Borghild. – Są całkiem pogrążeni w smutku i rozpaczy.

– Za chwilę, nie od razu.

Tova zapaliła kilka świec.

– Och! – jęknęła znowu służąca. – Jak panienka Tova wygląda?

– Wyrwałam się i gnałam na oślep po bezdrożach – wyjaśniła pośpiesznie. – Ale o coś się potknęłam i spadłam w dół ze skarpy.

– To straszne – Borghild była pełna współczucia. – Ale rodzice panienki będą przeszczęśliwi. Zaprzysięgli śmierć i potępienie temu mnichowi, który panienkę uprowadził.

Serce Tovy załomotało.

– Ale to wcale nie był mnich! – zawołała.

– Domyślaliśmy się tego.

– Pomóż mi się doprowadzić do porządku – poprosiła dziewczyna i zaczęła zdejmować z siebie brudne szaty.

– Och, to była taka piękna suknia – rozżaliła się Borghild, pomagając Tovie.

– Tak, szkoda jej, zdaje się że jest całkiem zniszczona.

– Zobaczę, może uda mi się ją naprawić. Upiorę i połatam tak, by nikt niczego nie zauważył. Szkoda by było ją wyrzucić. Pamiętam dobrze, jak mama panienki tkała tkaninę na krosnach, a potem haftowała. „Wiesz, Borghild, mówiła, to dla mojej najmłodszej córki, nie sądzisz, że będzie jej w tym do twarzy? Ojciec strasznie ją rozpieszcza i dlatego muszę być wobec niej bardziej surowa, ale prawdę powiedziawszy i ja mam do niej słabość. Ta nasza Tova jest taka ładna i dobra, ma takie gorące serce. A przy rym tyle w niej radości życia. Wiesz, Borghild, razem z mężem uradziliśmy, że starannie wybierzemy dla niej małżonka. Ta dziewczyna zrobi na pewno świetną partię!”

Tova poczuła ucisk w sercu.

Cóż, plany rodziców legły w gruzach. Na nic się nie zdało moje wesołe usposobienie, pomyślała z goryczą.

– Ależ ta suknia zniszczona – mówiła dalej Borghild. – Niełatwo mi będzie ją naprawić. Jakie to szczęście, że udało się panience uciec

– Jak to przyjął ojciec? I gdzie on teraz jest?

– Rycerz nic nie wiedział o porwaniu, bo przybył z opóźnieniem, dopiero dziś wieczorem. Natychmiast wezwał wszystkich swoich wojowników. Jeszcze nigdy nie widziałam go tak wzburzonego.

– Słyszałam, że podobno ktoś z nich podpalił kilka chat w Grindom.

– To jakaś niejasna sprawa, nie do końca wiadomo, kto to mógł być. Ależ panienko… Bielizna panienki…!

Tova daremnie usiłowała ukryć przed służącą zakrwawioną halkę.

Przez chwilę dwie kobiety patrzyły na siebie w niemym popłochu.

– Zdaje się, że nie poszło tak łatwo – w cichym głosie Borghild zabrzmiała nuta rozpaczy.

Usta Tovy drgnęły i dziewczyna wybuchnęła płaczem. Starsza od niej kobieta objęła ją mocno i obie zaszlochały.

– Nie spadłam ze skarpy – łkała Tova. – Och, Borghild, to było straszne! Po prostu okropne! Niestety, nie udało mi się przed tym obronić. Co mam teraz zrobić?

Wierna służąca przełknęła łzy.

– W młodości spotkało mnie to samo, dlatego nigdy nie wyszłam za mąż, obawiając się, że wszystko się wyda. Nikt lepiej niż ja nie jest w stanie pojąć nieszczęścia panienki.

– Proszę, nic nie mów moim rodzicom! Może nikt mi się nie oświadczy i prawda nigdy nie wyjdzie na jaw?

Borghild, w duchu powątpiewając w taką możliwość, zapewniła dziewczynę, że od niej nikt się niczego nie dowie.

Przyniosła wodę i przygotowała czyste ubrania, a Tova w tym czasie usiłowała rozczesać włosy.

– Ale ten nikczemnik musi ponieść zasłużoną karę! Bez chwili wahania zabiłabym go jak psa – odgrażała się służąca.

Grzebień w dłoniach dziewczyny pękł z głośnym trzaskiem.

– On uratował mi życie, Borghild – odpowiedziała zamyślona. – Pozwolił mi odejść.

– Tak, po tym jak zhańbił panienkę. Doprawdy wątpliwa przysługa.

Tova pogrążyła się w dławiącym smutku. Wiele by uczyniła, by wymazać z pamięci mężczyznę o imieniu Ravn.


Oblężenie rycerskiego dworu zostało przerwane jeszcze tej samej nocy, bo gdy w szeregach zabrakło Grjota, nie było komu zagrzewać drużynników do walki. Ponurzy, ze zwieszonymi głowami wracali do Grindom, niosąc na noszach rannego pana oraz jego najlepszego wojownika. Wszystkich trapiła ta sama myśl: Kto wmieszał się w spór między dwoma właścicielami potężnych dworów?


Wiosna minęła i nastało lato. Rycerz nie dowiedział się od swej ukochanej córki, kim był mnich, który ją uprowadził. Pozostawiony list stanowił jednak niezbity dowód, że to Grjot ukartował porwanie.

Tova wszystkim podawała to samo wyjaśnienie, którym z początku próbowała zamydlić oczy Borghild. Tłumaczyła, że zdołała zbiec, podkreślając za każdym razem, że porywacz uratował jej życie, a potłukła się przedzierając przez nierówny teren.

Borghild wodziła za swą młodą panią zatroskanym spojrzeniem. Tova nie do końca rozumiała jej badawczy wzrok, czuła jedynie, że służąca naprawdę się o nią martwi.

Tę zaś najbardziej niepokoiła apatia dziewczyny, rażąco kontrastująca z jej wcześniejszą witalnością.

A Tova?

Trwała zawieszona gdzieś między codziennymi obowiązkami a nawiedzającymi ją znienacka koszmarami. W nocy dręczyły ją także dziwne, ponure sny, które ciągle kończyły się tak samo. Budziła się z wyrzutami sumienia, z walącym sercem, przerażona tym, co się stało.

W ciągu dnia pracowała ile sił, by odsunąć od siebie natrętne wspomnienia.

Ciągle jednak łapała się na tym, że rozmyśla o mężczyźnie, którego starała się wymazać z pamięci. Kiedy utkała obrus, zapragnęła, by Ravn go obejrzał. Zastanawiała się, co by powiedział, gdyby widział, jak pomaga w kuchni czy w polu. Bez przerwy był obecny w jej myślach, wyobrażała sobie, że stoi z boku i na nią patrzy. To ją przerażało.

Bo jednocześnie nagromadziło się w niej tyle goryczy, rozczarowania i pogardy, że nie potrafiła się z tym uporać.

Do kościoła chodziła tak często, jak tylko miała okazję, ale spowiedź przysporzyła jej wielkiego kłopotu Nie zdobyła się na to, by opowiedzieć o wszystkim, co się zdarzyło w ciągu tych dwóch dni w górach. Wielokrotnie jednak prosiła księdza, by pomodlił się o „duszę prześladowcy”, zatajając jego imię.

Jej plany co do przyszłości z każdym dniem przybierały coraz bardziej realne kształty. W końcu nadarzyła się okazja, by się nimi podzielić z ojcem.

Którejś nocy – niedługo po świętym Janie – przebudziła się jak zwykle dręczona sennym koszmarem i usłyszała stłumione głosy na dworze.

Od razu wstała, mimo że śmiertelnie bała się duchów, i ostrożnie uchyliła okienko.

Ale na zewnątrz panowała cisza, nie dostrzegała też niczego niepokojącego. Niewielka ponura chata stała pogrążona w mroku, strzegąc swej tajemnicy.

Zaraz jednak Tova dostrzegła jakieś poruszenie. Noce nie były już tak jasne, więc widziała tylko przesuwające się cienie. Kiedy jednak wytężyła wzrok, zauważyła, że ktoś wychodzi z chaty. Sylwetka i chód wydały jej się znajome, ale zupełnie nie mogła sobie uświadomić, gdzie i kiedy mogła widzieć tę postać, która szybko ukryła się w mroku.

Postanowiła porozmawiać z ojcem, jak tylko wstanie świt. Teraz za żadne skarby nie wyszłaby z chaty, w której mieszkała sama, odkąd siostry powychodziły za mąż. Drzwi były tylko jedne, na wprost ponurego budynku, Tova nie miała tyle odwagi, by tamtędy przejść.

Następnego dnia okazja do rozmowy z ojcem nadarzyła się dopiero, kiedy rycerz Gudmund obudził się z poobiedniej drzemki. Na ogół o tej porze najlepiej się z nim gawędziło. Był wówczas wypoczęty i w dobrym humorze.

– Jesteś, córeńko – odezwał się przyjaźnie. Ojciec nie mógł się pogodzić z tym, że jego ukochana córka dorasta, i ciągle zwracał się do niej tak, jakby była małą dziewczynką.

– Co się z tobą dzieje? Całkiem opuściła cię radość życia. Zeszczuplałaś, masz sińce pod oczami. Powiedz, czy nadal dręczą cię złe wspomnienia?

– Na pewno z czasem ustaną.

Rycerz Gudmund, mimo upływu lat nadal bardzo przystojny, prezentował się wspaniale nawet nie ogolony i potargany. Poprosił Tovę, by usiadła na łóżku, i objął ją ramieniem.

– Jeśli pozwolisz mi dopaść tego nikczemnika, dostanie, na co zasłużył.

– Ależ, ojcze, on przecież otrzymał rozkaz, żeby mnie zabić, a jednak puścił mnie wolno.

– A więc zostanie ukarany Grjot… Na razie jednak wolałbym nie wywoływać waśni między naszymi dworami, bo i bez tego dość mam zmartwień. Krążą pogłoski, że zostanie tu przysłany duński gubernator. Martwi mnie, co wówczas stanie się z nami? Zresztą Grjot podobno jest poważnie chory. Ponoć rana, jaką odniósł wtedy w lesie, nie chce się zagoić. Twierdzi, że musiałaś widzieć napastnika. Czy to prawda, córko?

Tova spuściła głowę.

– Widziałam tylko, jak Grjot osunął się trafiony, ale… nie zauważyłam sprawcy.

Matko Najświętsza, wybacz mi to kłamstwo!

– Powiedz, córeńko, jak to się stało, że byłaś świadkiem tego zdarzenia?

– Przypadkowo. Uciekałam do domu i po drodze natknęłam się na nich – wykręciła się dziewczyna.

Rycerz Gudmund przez długą chwilę nie spuszczał badawczego wzroku ze swej najmłodszej córki. Nic dziwnego, że ją tak kochał. „Czarna śmierć” zabrała mu trzech synów, a starsze córki były już prawie dorosłe, kiedy Tova przyszła na świat. Była jego jedyną nadzieją na to, że w przyszłości dwór nie dostanie się w obce ręce.

– Wobec tego wyślę do Grjota posłańca z wiadomością, że nie widziałaś, kto go zranił. Powiem też, iż sądziłaś, że zginął, bo inaczej na pewno udzieliłabyś mu pomocy. Ale… zdaje się, że chciałaś o czymś ze mną pomówić?

Tova opowiedziała o tym, co zdarzyło się w nocy.

– Wydaje ci się więc, że widziałaś już kiedyś tego mężczyznę? W takim razie to nie upiór, jak sobie wcześniej wmawiałaś. Ale wiesz dobrze, że sprawdziliśmy tę chatę. To prawda, że klucz przepadł w tajemniczych okolicznościach, gdyby jednak ktoś tamtędy chodził, pozostawiłby po sobie ślady. Øystein zaglądał do środka przez szparę i nie zauważył niczego podejrzanego.

Øystein, młody parobek, służył na dworze jako posłaniec Krążyły plotki, że jego prawdziwym ojcem jest rycerz Gudmund, a nie Arne Øysteinsson, ale Tova nie dawała temu wiary. Nigdy nie lubiła Øysteina, szczególnie raził ją bezczelny ton, jakim się do niej zwracał ostatnimi czasy.

Ojciec traktował go tak samo jak innych, a przecież gdyby plotki okazały się prawdą, właśnie on byłby spadkobiercą rycerskiego dworu. Nie, to niemożliwe, zresztą nie mogła sobie wyobrazić, by jej ojciec chciał mieć cokolwiek wspólnego z matką Øysteina, brudną plotkarą. Poza tym Tova była pewna, że jej dumna matka nie tolerowałaby obecności nałożnicy ojca na dworze. Plotki zresztą pojawiły się stosunkowo niedawno.

Głos ojca wyrwał ją z zamyślenia.

– Wiesz co, córko? Kiedy znów pojadę do miasta, przywiozę ze sobą wielce dostojnego gościa, który bardzo by chciał cię poznać, jednego z bliskich doradców starego króla Haakona.

Dziewczynie serce zabiło mocniej i poczuła, że się rumieni. Odsunęła się trochę i powiedziała:

– Ojcze, ja… – Zawahała się na moment i zaczęła jeszcze raz: – Ojcze, zdecydowałam, że pójdę do klasztoru.

– Co ty opowiadasz? – Rycerz uśmiechnął się niepewnie, nie kryjąc zaskoczenia.

– Mówię poważnie.

– Do klasztoru? Ty? Dlaczego?

– Tej decyzji nie podjęłam pochopnie, ojcze. Bardzo chcę wstąpić do zakonu.

– Ale jesteś jeszcze taka młoda – przerwał jej rycerz, ciągle nie dowierzając, że Tova mówi poważnie. – Taka piękna, całe życie przed tobą.

Czyżby? pomyślała Tova z rozpaczą. Co się stanie, jeśli wyjdę za mąż za mężczyznę wysokiego rodu i on się zorientuje, że poślubił zhańbioną pannę? Wybuchnie skandal nad skandale! Takie sprawy nie przechodzą bez echa nawet wśród pospólstwa.

Poczuła ścisk w sercu, przypomniawszy sobie beztroskie życie, jakie jeszcze niedawno wiodła. Wydało jej się nieludzkie porzucić ten świat i zamknąć się w klasztornych murach.

Tyle że beztroska już dawno musiała ustąpić miejsca bolesnej rozpaczy. Wszystkie marzenia o szczęśliwej przyszłości rozwiały się jak dym po tym, co zaszło w górach. Nie miała też wcale ochoty poślubić obcego mężczyzny. Nikogo nie zamierzała poślubić!

Tova czuła, że gdyby opowiedziała rodzicom o gwałcie, którego stała się ofiarą, potrafiliby ją zrozumieć. Ale coś w głębi duszy dziewczyny protestowało przeciwko takiemu rozwiązaniu.

– Pójdę do klasztoru, tak będzie najlepiej dla wszystkich – powiedziała z ciężkim sercem.

– Doprawdy, dziwnie się wyrażasz, córko – powiedział rycerz, patrząc badawczo na Tovę. – Czy coś ukrywasz przed nami, maleńka?

Popatrzyła na ojca przerażonym wzrokiem.

– Nie! Pomyślałam tylko, że skoro jedyne, czego pragnę, to służyć Bogu, nie powinnam się z nikim wiązać.

Rycerz westchnął ciężko.

– Porozmawiamy o tym później. Pozwól mi jednak przywieźć tu królewskiego doradcę. Poznasz go, może wówczas zmienisz zdanie.

Tova jednak nie podzielała optymizmu ojca.


Mniej więcej w tym samym czasie Ravn, przechodząc przez dziedziniec dworu Grindom, spojrzał w stronę fiordu. W głowie miał chaos, dręczyły go niespokojne myśli i nie uświadomiony lęk.

W wielkiej sali odbywały się tańce, ale Ravn nigdy nie brał udziału w zabawach. Teraz jednak został wezwany do Grjota i chcąc nie chcąc, musiał przejść przez salę pod obstrzałem spojrzeń ciekawskich. Niechętnie udawał się na rozmowę z chorym, któremu sam zadał ranę. Co prawda Grjot, niczego się nie domyślając, snuł przypuszczenia, że obaj zostali zaatakowani przez tę samą osobę. Sądził, że w chwili gdy się to stało, Ravn leżał bezsilny na łożu w izbie, skąd się potem zwlókł i wezwał pomoc.

Ciężkim krokiem Ravn przestąpił próg sali. Uczestnicy biesiady zamilkli i pośpiesznie ustąpili miejsca wysokiemu mężczyźnie, który sunął naprzód jak lunatyk. Jakaś kobieta przycisnęła do piersi dziecko, szepcząc mu do ucha:

– Nie wolno ci się zbliżać do tego człowieka. To niebezpieczny okrutnik!

Ravn nie zdawał sobie sprawy, jak porażającą trwogę wywołuje wśród innych ludzi jego obecność. Tego lata sposępniał i stał się jeszcze bardziej ponury. Zamknął się w sobie, w swoim własnym mrocznym świecie.

Grjot leżał w łożu blady, a jego twarz pokrywał perlisty pot.

– Podejdź, Ravn! Chcę z tobą porozmawiać.

Wojownik stanął przy łożu chorego opiekuna.

– Ale nie miej tak ponurego oblicza – próbował zażartować Grjot. – Bo już samym wyglądem płoszysz moich ludzi. Nie powinieneś się tak przejmować moją chwilową słabością. Wyjdę z tego! Żeby tylko ta piekielna rana zaczęła się goić. Teraz posłuchaj! Ale usiądź, bo nie lubię, kiedy ktoś patrzy na mnie z góry!

Zaczęło mu rzęzić w płucach i chwilę trwało, nim znowu mógł przemówić.

– Ravn, wiesz dobrze, że dzieje się coś niedobrego. Nieustannie napływają do mnie raporty o tajemniczych osobach, które tu węszą, tajnych spotkaniach, które natychmiast się kończą, ilekroć ktoś się zbliży. Przypomnij sobie, co wydarzyło się w wiosce w górach! To muszą być jacyś obcy, dlatego chcę, żebyś się udał do dworu rycerza Gudmunda – w pokojowych zamiarach – i zapytał, czy i oni zauważyli coś dziwnego. Wiesz, że w obliczu wspólnego zagrożenia nawet wrogowie się jednoczą.

– Zauważyli – odparł sucho Ravn, choć słowa Grjota nieoczekiwanie bardzo go wzburzyły.

– Tak? A skąd wiesz?

– Dziewczyna mi a tym opowiadała – odparł, ale imię córki rycerza nie przeszło mu przez gardło. – Podobno ktoś się kręcił w pobliżu starej chaty.

Jego głos brzmiał sucho i rzeczowo.

– W takim razie najlepiej będzie, jeśli wyruszysz od razu. A przy okazji rozeznaj się w sprawie przyszłości dziewczyny, która przecież jest już w takim wieku, że mogłaby wyjść za mąż. Okryta hańbą nie będzie przebierać ani grymasić. Przekaż rycerzowi, że mogę ją poślubić, nie zważając na wstyd. Jest nawet ładna. Może urodzi mi synów? Poza tym łatwiej mi będzie przejąć rycerskie dobra.

Ravn nabrał powietrze głęboko w płuca.

– Myślę, że nie jestem właściwą osobą do składania takich propozycji – odparł na pozór spokojnie, choć twarz mu pobladła.

– Rycerz przecież cię nigdy nie widział! Nie wie, że to ty pozbawiłeś czci jego córkę.

– Ale jego żona mnie widziała, kiedy zabrałem podstępem dziewczynę z domu.

– To trzymaj się z daleka od tej baby!

– Panie – odezwał się Ravn, wstając z łóżka. – Zapytam chętnie o to, czy mieszkańcy dworu Gudmunda nie zauważyli w okolicy czegoś podejrzanego, ale w swaty nie pojadę!

– Trudno. Może to i racja? Ale miej oczy i uszy otwarte! Oczekuję dokładnego meldunku. Resztę sam załatwię. Chyba że wolisz, bym wysłał kogo innego?

Ravn zwlekał z odpowiedzią.

– Właściwie jest mi wszystko jedno, mogę jechać – odparł w końcu i wysłuchawszy dokładnie rozkazów Grjota, opuścił izbę.

W dużej sali ludzie zbili się w grupki i rozmawiali o czymś z ożywieniem. Ravn, wytężywszy słuch, zorientował się, że mówią o młodej służebnej, którą podobno znaleziono martwą na dnie fiordu. Nikt nie miał wątpliwości, że targnęła się na swe życie z rozpaczy, porzucona przez dworskiego lekkoducha, który sprowadził na nią nieszczęście.

Ravn powoli torował sobie drogę przez ciżbę, czując w sobie wzbierający lęk, a może po prostu zwykłą niechęć wobec tych ludzi. Na ławie siedziały trzy trajkoczące kobiety.

– Dobrze jej tak – rzekła jedna z nich.

– Tak – zgodziła się z nią druga. – Samobójczyni… Teraz jej dusza nigdy nie zazna spokoju, będzie się smażyć w ogniu piekielnym.

Ta myśl najwyraźniej przypadła jej do gustu.

– Szkoda tylko, że wcześniej nie została ukarana – dodała trzecia. – Takie dziewki powinno się umieścić pod pręgierzem, rozszarpać albo ukamienować. Byłoby co obejrzeć!

Ravn zatrząsł się z gniewu. Gwałtownym ruchem chwycił za koniec ławy i uniósł ją w górę, nie pojmując, skąd wzięła się w nim taka irytacja. Plotkarki z przeraźliwym piskiem zsunęły się na ziemię.

– Byłyście przy tym? Łatwo czynić zaletę z cnoty, komuś kto nie jest narażony na żadne pokusy – rzucił złośliwie i opuścił salę, torując sobie drogę łokciami.

Z ulgą wyszedł na dwór, oparł się o ścianę budynku. Z trudem łapał powietrze, czuł, że zbiera mu się na mdłości.

W głowie kłębiły mu się myśli i obrazy. Okrutne słowa kobiet… niewiasta osłaniająca swe dziecko, jakby w odruchu obronnym… uwiedziona dziewczyna, samotna i pełna rozpaczy, rzucająca się w głębiny. Chociaż jej nie znał, los porzuconej tak bardzo go poruszył, że chętnie by zadźgał nikczemnika, który wpędził ją w takie kłopoty. Niejasno uświadamiał sobie, że kiełkuje w nim nienawiść do pana Grjota.

Wstrętny stary cap! ciskał w myślach obelgi, wciąż nie uświadamiając sobie, skąd wziął się w nim nagle taki sprzeciw.

Zamyślony bawił się nożem.

Śmierć, ciągle śmierć! Czy w jego życiu na nic innego nie ma miejsca?

Dziewczyna, która popełniła samobójstwo, dziecko, które nigdy…

Ravn oddychał głęboko, ale ucisk w piersi nie chciał zelżeć.

Instynktownie skierował się ku stajni i mimo późnej pory zaczął siodłać konia.

– Wracasz od starego? – usłyszał nagle jakiś głos. To Fredrik wszedł niepostrzeżenie i z fałszywym uśmiechem na ustach stanął naprzeciwko Ravna. – Co z nim? Rychło umrze?

– Nie sądzę – odparł zapytany. – Czyżbyś na to liczył?

– Ja? – Fredrik zrobił zdziwioną minę i dodał przymilnie: – A cóż bym zyskał na jego śmierci? To ty zawsze byłeś jego pupilem! Ravn, wielki wojownik, który wprawdzie usiłował, ale jeszcze nikogo nie zabił.

Ravn obrzucił natręta lodowatym spojrzeniem, nie do końca pewien jego intencji, i rzekł złowieszczo:

– Może teraz spróbuję?

Fredrik nie odpowiedział, bo nagle zaczęło mu się bardzo śpieszyć. Ravn tymczasem z ciężkim sercem rozmyślał nad swoją sytuacją. Rana w boku, gdzie utkwiła strzała, szybko się mu zagoiła. Grjot miał znacznie mniej szczęścia. No, ale może to też i sprawa wieku?

Nagle wojownik stwierdził, że jest już zbyt późno, by wybierać się w drogę.

Jednak gdy tylko wstał brzask, nim ktokolwiek z mieszkańców Grindom zdołał się obudzić, dosiadł wierzchowca i ruszył galopem na wschód.

Загрузка...