ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Dwa dni później Holly stała w toalecie apartamentowca, w którym miała odbyć rozmowę kwalifikacyjną, i przeglądała się w lustrze. Ostatnio tak bardzo schudła, że wszystkie kostiumy na niej wisiały. Musiała kupić sobie nowy. Wybrała czarny z różowymi prążkami i do tego jasnoróżową bluzkę. Poczuła się jak przedsiębiorcza kobieta interesu, która bierze życie w swoje ręce. Na pewno przekona do siebie przyszłego chlebodawcę.

Usiadła w poczekalni i rozejrzała się po biurze. Było ciepłe i przytulne, przez wielkie staroświeckie okna sączyło się światło. Mogłaby siedzieć tam całymi dniami. Nawet nie drgnęła, kiedy wywołano jej nazwisko.

– Mierz wysoko – szepnęła do siebie.

Zapukała do drzwi, tubalny głos zaprosił ją do środka.

– Dzień dobry – przywitała się z większą pewnością siebie, niż było w rzeczywistości. Przeszła przez pokój i wyciągnęła rękę do mężczyzny, który wstał z fotela. Przywitał ją uśmiechem i serdecznym uściskiem ręki. Dobiegał sześćdziesiątki, miał szpakowate włosy i doskonałą prezencję.

– Holly Kennedy, tak? – upewnił się, siadając i przeglądając jej życiorys. Usiadła naprzeciwko.

– Zgadza się – powiedziała i położyła spocone ręce na kolanach.

Zsunął okulary na czubek nosa, w milczeniu przejrzał życiorys. Tymczasem ona oglądała jego biurko. Jej wzrok padł na fotografię w srebrnej ramce przedstawiającą trzy piękne dziewczyny, mniej więcej w jej wieku, pozujące z uśmiechem do kamery. Po chwili zorientowała się, że mężczyzna odłożył życiorys i teraz na nią patrzy. Uśmiechnęła się, przybrała poważną minę.

– Zanim zaczniemy rozmawiać o pani, wyjaśnię, czego ta praca wymaga. Nazywam się Chris Feeney, jestem założycielem i redaktorem naczelnym tego pisma. Jak pani wie, prowadzenie każdej organizacji medialnej zależy w sporej mierze od otrzymywanych reklam. Niestety, ostatni specjalista musiał nieoczekiwanie nas opuścić, dlatego szukam kogoś, kto podjąłby pracę od zaraz.

Pokiwała głową.

– Jestem gotowa zacząć od dziś.

– Widzę, że pani nie pracuje ponad rok, zgadza się?

Spojrzał na nią znad okularów.

– Owszem. Niestety w tym czasie chorował mój mąż. Zwolniłam się z pracy, żeby się nim opiekować.

– Rozumiem. Mam nadzieję, że już wyzdrowiał.

Holly nie była pewna, czy ewentualny pracodawca rzeczywiście chce wysłuchiwać opowieści z jej prywatnego życia. Ale wyraźnie czekał na odpowiedź.

– Niestety, nie. Umarł w lutym. Miał nowotwór mózgu.

– Bardzo mi przykro – powiedział Chris. – Domyślam się, że trudno się z tym pogodzić… w tak młodym wieku. – Wbił oczy w biurko. – Sam w zeszłym roku straciłem żonę. Miała raka piersi.

– Niezmiernie mi przykro.

– Podobno z czasem człowiek wraca do równowagi.

– Też to słyszałam – potwierdziła. – I podobno pomagają w tym litry herbaty.

Zaniósł się tubalnym śmiechem.

– Córki powtarzają mi także, że równie ważne jest świeże powietrze.

Holly roześmiała się.

– O tak, magia świeżego powietrza. Cudownie działa na serce. To pańskie córki?

Spojrzała na zdjęcie.

– Tak – przytaknął. – Trzy uzdrowicielki, które utrzymują mnie przy życiu – rzekł ze śmiechem. – Niestety, ogród nie wygląda już tak jak na tym zdjęciu – stwierdził ze smutkiem.

– To pański ogród? – spytała Holly.

– Dbała o niego Maureen. Ja nie mogę się oderwać od biurka na tak długo, żeby zrobić w nim porządek.

– Doskonale pana rozumiem – podchwyciła – bo też nie mam smykałki do ogrodnictwa.

Uśmiechnęli się do siebie.

– Wracając do naszej rozmowy – powiedział pan Feeney. – Czy ma pani doświadczenie w pracy z mediami?

– Trochę mam. – Przestawiła się na poważniejszy ton. – Kiedy pracowałam w agencji nieruchomości, zajmowałam się reklamą. Szukałam odpowiednich miejsc do umieszczania naszych reklam.

– Ale nigdy nie pracowała pani w redakcji?

Holly sięgnęła pamięcią wstecz.

– Kiedyś redagowałam cotygodniowy biuletyn przedsiębiorstwa, w którym pracowałam…

Wymieniła wszystkie swoje kolejne posady. W końcu znudził ją własny głos. Wiedziała, że nie bardzo nadaje się do tej pracy, a jednocześnie czuła, że mogłaby jej podołać, gdyby pan Feeney dał jej szansę.

Zdjął okulary.

– Widzę, że ma pani spore doświadczenie, tyle że w żadnej pracy nie zagrzała pani miejsca dłużej niż dziewięć miesięcy.

– Prawdę mówiąc, wciąż szukam pracy, która by mi naprawdę odpowiadała – przyznała Holly z mocno już nadwerężoną pewnością siebie.

– Skąd mam wiedzieć, że mi pani nie ucieknie?

Dziewczyna zastanowiła się chwilę, po czym odparła poważnie:

– Bo czuję, że to właściwe zajęcie. Potrafię ciężko pracować. Kiedy mi zależy, poświęcam się bez reszty. Chętnie się uczę. Jeśli mi pan zaufa, nie zawiodę.

Przerwała, żeby nie paść na kolana i nie zacząć błagać o tę cholerną pracę. Oblała się rumieńcem, kiedy zdała sobie sprawę, jak to musi wyglądać.

– Może na tej wzniosłej deklaracji zakończmy naszą rozmowę – zaproponował pan Feeney z uśmiechem. Wstał, wyciągnął do niej rękę.

– Dziękuję za fatygę. Skontaktuję się z panią.


Holly postanowiła wpaść do Ciary do pracy, żeby coś przekąsić. Skręciła za róg i weszła do pubu „U Hogana”. W środku elegancko ubrani ludzie jedli obiad. W kącie znalazła wolny stolik.

– Przepraszam! – zawołała głośno, strzelając palcami. – Czy ktoś tu obsługuje?

Kilka osób spojrzało na nią karcąco. Cóż za grubiaństwo wobec personelu! Ciara odwróciła się i spiorunowała ją wzrokiem.

– O mały włos, palnęłabym cię w łeb – powiedziała ze śmiechem, podchodząc.

– Mam nadzieję, że na co dzień nie traktujesz w ten sposób klientów – droczyła się z nią Holly.

– Nie wszystkich. Zjesz dziś u nas obiad?

Skinęła głową.

– Dowiedziałam się od mamy, że podajesz obiady. Sądziłam, że pracujesz tylko w klubie na górze.

– Ten człowiek goni mnie do pracy o wszystkich możliwych porach. Traktuje mnie jak niewolnicę – pożaliła się Ciara.

Podszedł Daniel.

– Dobrze słyszę, że o mnie mowa?

Ciara zdębiała.

– Nie, nie, mówiłam o Mathew. Goni mnie do pracy o wszystkich możliwych porach. A w łóżku traktuje mnie jak niewolnicę.

I poszła do baru po notes i długopis.

– Przepraszam, że się wtrąciłem – powiedział Daniel, wybałuszając oczy na Ciarę. – Mogę się przysiąść? – spytał Holly.

Zaprosiła go gestem.

– Co masz dobrego do jedzenia? – spytała, przeglądając kartę.

– Nic – szepnęła Ciara za plecami Daniela.

– Najbardziej polecam zapiekankę – poradził.

Holly pokiwała głową.

– W takim razie poproszę.

Ciara przyłożyła palce do ust, udając, że wymiotuje.

– Jesteś dziś bardzo elegancka – stwierdził z uznaniem Daniel.

– Wracam z rozmowy kwalifikacyjnej. – Holly aż się skrzywiła na samo wspomnienie. – Szczerze mówiąc, nie spodziewam się odzewu.

– Nie przejmuj się – pocieszył ją. – Gdybyś miała ochotę, nadal miałbym dla ciebie pracę na górze.

– Sądziłam, że dałeś ją Ciarze.

– Znasz swoją siostrę. Urządziła tu niezłą scenę. Gość za barem powiedział coś, co jej się nie spodobało, a ona wylała mu piwo na głowę.

– Coś podobnego! – Holly aż się żachnęła. – Dziwię się, że jej nie wyrzuciłeś.

– Nie mógłbym zwolnić dziewczyny z klanu Kennedych. Wróciła Ciara zjedzeniem dla Holly, spojrzała złym wzrokiem na siostrę, po czym obróciła się na pięcie i odeszła.

– Rozmawiałaś ostatnio z Denise albo z Sharon? – spytał Daniel.

– Tylko z Denise – powiedziała, patrząc w bok.

– A ty?

– Tom zanudza mnie swoim ślubem. Chce, żebym został jego drużbą.

– I zostaniesz?

– Bo ja wiem. – Westchnął. – Egoistycznie cieszę się jego szczęściem. – Wyobrażam sobie, jak się czujesz w tej sytuacji. Rozmawiałeś ostatnio ze swoją byłą?

– Z Laurą? Nie chcę o niej słyszeć.

– Czy ona przyjaźni się z Tomem?

– Chwała Bogu, nie tak bardzo jak dawniej.

– Czyli nie będzie zaproszona na ślub?

Daniel zrobił zdziwioną minę.

– Wiesz, że nie przyszło mi to do głowy. – Zamilkł. – Jutro wieczorem spotykam się z Tomem i Denise, żeby omówić plany ślubu. Może masz ochotę przyjść?

Wzniosła oczy do nieba.

– Zapowiada się niezła zabawa.

Daniel roześmiał się.

– Wiem. Dlatego wolałbym nie iść sam. Zadzwoń do mnie, jak się namyślisz.

Skinęła głową.


Serce zaczęło walić jej jak młotem, kiedy zobaczyła pod domem samochód Sharon. Długo z nią nie rozmawiała. Wiedziała, że powinna ją była odwiedzić. Podjechała, wysiadła i podeszła do auta, ale ku jej zdziwieniu z samochodu wysiadł John. Najwyraźniej przyjechał sam.

– Cześć, Holly – przywitał się z marsową miną.

Trzasnął drzwiczkami.

– Gdzie jest Sharon? – zapytała.

– Wracam ze szpitala.

Przeraziła się.

– O Boże! Nic jej nie jest?

John wyraźnie się stropił.

– Nie, odwiozłem ją tylko na badania. I zaraz po nią jadę.

– Rozumiem – Holly poczuła się idiotycznie.

– Skoro tak się przejmujesz, może powinnaś do niej zadzwonić. Przeszył ją lodowatym spojrzeniem.

Zagryzła wargę. Zrobiło jej się głupio.

– No wiem. Wejdź, napijemy się herbaty.

Włączyła czajnik, zaczęła się krzątać przy herbacie. John usiadł przy stole.

– Sharon nie wie, że tu jestem, może więc zachowaj dyskrecję, co? Poczuła się jeszcze bardziej parszywie. Czyli to nie Sharon go wysłała. Przyjaciółka nie chciała jej widzieć.

– Sharon za tobą tęskni.

Holly przyniosła kubki z herbatą.

– Ja też.

– Ale długo się nie odzywasz. Dawniej rozmawiałyście codziennie.

Wziął od niej kubek.

– Bo dawniej wszystko było inaczej – odparowała rozdrażniona.

– Wiemy, co przeżyłaś.

– Wiem, że wiecie, John, ale chyba nie rozumiecie, że ja to nadal przeżywam! Nie umiem przejść nad tym do porządku tak jak wy i udawać, że nic się nie stało.

– Uważasz, że my udajemy?

– Może spójrzmy na fakty, dobrze? – zaproponowała ironicznie. – Sharon spodziewa się dziecka. Denise wychodzi za mąż…

Przerwał jej w pół zdania.

– Bo na tym polega życie. Najwyraźniej zapomniałaś, że trzeba dalej żyć. Też tęsknię za Gerrym. Był moim przyjacielem. Zawsze mieszkałem z nim po sąsiedzku. Razem chodziliśmy do szkoły, graliśmy w piłkę w jednej drużynie. Byłem drużbą na jego ślubie, a on na moim! Zwierzałem mu się ze wszystkich problemów, ze wszystkich radości zresztą też. Mówiłem mu rzeczy, których nie powiedziałbym Sharon, a on mówił mi takie, których nie powiedziałby tobie. Fakt, że nie brałem z nim ślubu nie znaczy, że mniej przeżywam jego odejście.

Holly siedziała jak rażona piorunem. John zaczerpnął głęboko tchu, zanim ponownie się odezwał.

– Przyznaję, że to jest trudne. Nic gorszego nie spotkało mnie w życiu. Ale nie przestanę chodzić do pubu dlatego, że na stołkach, które dotąd okupowałem z Gerrym, zasiada teraz dwóch innych kolesiów. I nie przestanę chodzić na mecze piłki nożnej dlatego, że chadzałem na nie często z Gerrym.

Łzy napłynęły Holly do oczu. John ciągnął swoje.

– Sharon wie, że cierpisz, ale musisz zrozumieć, że to niezwykle ważny i wyjątkowy okres w jej życiu. Potrzebuje twojej przyjaźni w tych trudnych chwilach.

Holly przełknęła gorące łzy.

– John, staram się.

– Wiem. – Wziął ją za ręce. – Ale jesteś potrzebna Sharon. Chowanie głowy w piasek nikomu tu nie pomoże.

– Ale dzisiaj byłam na rozmowie kwalifikacyjnej w sprawie pracy – usprawiedliwiła się jak dziecko przez łzy.

Uśmiechnął się.

– Doskonała wiadomość. I jak ci poszło?

– Fatalnie.

John się roześmiał. Zamilkł na dłużej.

– Holly, ona jest już prawie w szóstym miesiącu ciąży – odezwał się w końcu.

– Co? – nie mogła się nadziwić Holly. – Nie powiedziała mi!

Pociągnęła nosem.

– Bo się bała. Uznała, że możesz się na nią pogniewać.

– Jak mogła tak głupio pomyśleć – zawołała Holly, ocierając ze złością oczy. Umknęła wzrokiem w bok. – Wciąż się zbierałam, żeby do niej zadzwonić. Codziennie brałam do ręki słuchawkę, ale coś mnie powstrzymywało. Tak mi przykro, John. Naprawdę cieszę się waszym szczęściem.

– Dziękuję, ale to nie ja powinienem tego słuchać.

– Zachowałam się okropnie. Czy ona mi wybaczy?

– Nie wygłupiaj się. Do jutra nie będzie nawet pamiętała. Holly uniosła brwi z nadzieją.

– No, może nie do jutra, a do przyszłego roku. I będziesz miała wobec niej poważny dług wdzięczności.

Spojrzał na nią serdeczniej i puścił oko.

– Przestań! – Holly zachichotała. – Jak sądzisz, mogę teraz pojechać do niej z tobą?


Kiedy podjeżdżali pod szpital, Holly poczuła ucisk w sercu. Sharon stała sama, czekając na męża. Wyglądała przepięknie. Holly uśmiechnęła się na widok przyjaciółki. Nie mogła uwierzyć, że jest już w szóstym miesiącu ciąży. Kiedy zobaczyła ją w dżinsach i koszulce polo, ledwo dostrzegła zarysowany brzuszek. Świetnie z nim wyglądała. Na widok Holly wysiadającej z samochodu Sharon zdębiała.

No tak, zaraz na nią nakrzyczy. Powie, że jej nienawidzi, że nie jest jej przyjaciółką.

Sharon jednak uśmiechnęła się i wyciągnęła ręce.

– Chodź no tu, głuptasie – powiedziała cicho.

Holly wpadła w jej ramiona. A kiedy przytuliła się do przyjaciółki, znów zebrało jej się na płacz.

– Och, Sharon, tak mi przykro. Jestem okropna. Bardzo, ale to bardzo cię przepraszam…

– Już przestań, marudo.

Sharon też się popłakała. Tuliły się do siebie, a John tylko patrzył z boku. Trzymając się za ręce, wróciły do samochodu.

Pojechali we troje do Holly. Po tak długiej rozłące nie mogły się teraz sobą nacieszyć.

Tyle było do powiedzenia. Usiadły przy kuchennym stole i nadrabiały stracony czas.

– Sharon, Holly miała dziś rozmowę kwalifikacyjną – odezwał się John, kiedy zdołał wtrącić słowo.

– Naprawdę? Nie wiedziałam, że zaczęłaś już szukać pracy.

– To nowe zadanie wyznaczone mi przez Gerry’ego – wyjaśniła Holly z uśmiechem.

– Na ten miesiąc? I jak ci poszło?

Holly skrzywiła się i chwyciła za głowę.

– Fatalnie! Zrobiłam z siebie idiotkę.

– Nie wierzę! – Sharon roześmiała się. – A co to za praca?

– Sprzedaż miejsc reklamowych w piśmie „X”.

– Fantastycznie! Zawsze je czytam w pracy.

– A co to za pismo? – spytał John.

– Jest w nim moda, sport, kultura, dział kulinarny, są recenzje… – I reklamy – zażartowała Holly.

– Ale dlaczego tak źle ci poszło? To niemożliwe. Sharon sięgnęła po dzbanek herbaty.

– Chyba głupio, kiedy ktoś cię pyta o doświadczenie zawodowe, a ty mu mówisz, że kiedyś redagowałaś broszurę reklamową.

Holly z udawaną rozpaczą zaczęła walić głową w stół kuchenny.

Sharon się roześmiała.

– Chyba nie miałaś na myśli tej głupiej gazetki, którą drukowałaś na komputerze.

– W każdym razie reklamowałam firmę – broniła się Holly.

– Pamiętasz, jak kazałaś nam chodzić i rozwieszać tę gazetkę po domach? Trwało to wiele dni! – przypominała sobie Sharon.

– Jasne, i ja pamiętam – wyzłośliwiał się John. – Wysłałaś mnie z Gerrym, żebyśmy przez noc rozlepili setki ulotek. Wyrzuciliśmy je do śmietnika na zapleczu pubu Boba i poszliśmy na piwo.

Holly zdębiała.

– Co za łotry! A więc to przez was moja firma splajtowała, a ja straciłam pracę!

– Splajtowała, kiedy ludzie obejrzeli te ulotki – droczył się John.

– Oj, zamknij się – zawołała Holly ze śmiechem. – I jakie jeszcze numery robiliście z Gerrym w tajemnicy przede mną?

John przewrócił oczami.

– Prawdziwy przyjaciel nie zdradza tajemnic.

Trochę jednak puścił farby. A kiedy zagroziły z Sharon, że siłą wezmą go na spytki, Holly dowiedziała się o swoim mężu więcej, niż kiedykolwiek za jego życia. Po raz pierwszy od śmierci Gerry’ego wszyscy troje śmiali się i bawili cały wieczór, a Holly przekonała się, że może mówić o nim z przyjaciółmi. Dawniej spotykali się we czworo – Holly, Gerry, Sharon i John. Teraz zebrali się we troje, żeby wspominać tego, który odszedł.

Wkrótce znów ich będzie czworo, kiedy przyjdzie na świat dziecko Sharon i Johna.

Życie ma swoje prawa.


W niedzielę Richard odwiedził siostrę ze swoimi dziećmi. Prosiła go, żeby przyjeżdżał do niej zawsze, kiedy wypadnie mu dzień opieki nad nimi. Dzieciaki bawiły się w ogrodzie, a Richard i Holly kończyli obiad i obserwowali je przez drzwi na taras.

– Chyba są szczęśliwe – zauważyła Holly.

– Prawda? – Uśmiechnął się, patrząc, jak bawią się w berka. – Chciałbym zachować w ich życiu jak najwięcej normalności. Nie bardzo rozumieją, co się dzieje.

– A co im powiedziałeś?

– Że mama z tatą przestali się kochać i że wyprowadziłem się, bo tak nam wszystkim będzie lepiej.

– Pogodzili się z tym?

– Timothy się pogodził, ale Emily się boi, że możemy przestać ją kochać i że też będzie musiała się wyprowadzić.

Posmutniał.

Biedna Emily, pomyślała Holly, patrząc, jak dziewczynka tańczy po ogrodzie. Nie mogła uwierzyć, że Richard zdobył się wobec niej na taką szczerość. Bardzo się ostatnio zmienił. A przy tym połączyło ich coś jeszcze. Oboje teraz poznali samotność i niepewność tego, co przyniesie jutro.

– Jak ci się mieszka u rodziców?

Richard przełknął kęs ziemniaka i pokiwał głową.

– Dobrze. Bardzo mnie wspierają.

– Ciara ci nie przeszkadza?

– Ciara… – urwał. – Nie we wszystkim się zgadzamy.

– Nie przejmuj się – poradziła mu Holly, usiłując nakłuć kawałek wieprzowiny widelcem. – Mało kto się z nią dogaduje.

Wreszcie trafiła… i mięso wyprysnęło aż na blat kuchenny.

– A podobno świnie nie latają – skomentował Richard, kiedy Holly sięgnęła po ten kawałek mięsa.

Roześmiała się.

– Nie wiedziałam, że masz poczucie humoru! Wyraźnie sprawiła mu tą uwagą przyjemność.

– Miewam chwile wzlotów. Choć trudno mnie o to posądzić. Holly usiadła wygodniej w fotelu, ważąc w myślach słowa.

– Każde z nas jest inne. Ciara jest ekscentryczką, Declan marzycielem, Jack dowcipnisiem, ja… sama nie wiem, kim. A ty zawsze byłeś taki poważny. Nie twierdzę, że to coś złego.

– Ty masz dobre serce – powiedział po dłuższym milczeniu.

– Słucham? – spytała, zawstydzona.

– Zawsze uważałem, że masz dobre serce.

– Tak sądzisz? – spytała z niedowierzaniem.

– Choćby dzisiaj… nie jadłbym tu kolacji, a dzieci nie bawiłyby się w ogrodzie, gdyby było inaczej, ale chodziło mi o dzieciństwo.

– Jack i ja zawsze okropnie cię traktowaliśmy – przyznała cicho.

– Nie zawsze. – Uśmiechnął się z rozbawieniem. – Ale bracia i siostry często sobie uprzykrzają życie. Wzrastanie wśród rodzeństwa to niezła szkoła, hartuje człowieka. W każdym razie jako starszy brat strugałem ważniaka.

– No więc, gdzie to moje dobre serce? – zapytała.

– Idealizowałaś Jacka. Chodziłaś za nim i robiłaś wszystko, co ci kazał. – Roześmiał się. – Słyszałem, jak kazał ci przekazywać mi różne rzeczy. Wbiegałaś przerażona do mojego pokoju, recytowałaś wszystko jednym tchem i uciekałaś.

Zakłopotana, wbiła wzrok w talerz.

– Ale zawsze wracałaś – ciągnął Richard. – Zakradałaś się do mojego pokoju i patrzyłaś, jak pracuję przy biurku. Wiedziałem, że w ten sposób chcesz mnie udobruchać. – Uśmiechnął się. – Nikt inny w tym domu nie miał skrupułów. Nawet ja. Ty jedna je miałaś.


Nazajutrz, wysłuchawszy po raz trzeci wiadomości na sekretarce automatycznej, Holly zaczęła skakać z dzikiej radości.

– Cześć, Holly – dudnił w słuchawce niski głos. – Mówi Chris Feeney z pisma „X”. Dzwonię z wiadomością, że podczas rozmowy kwalifikacyjnej wywarłaś doskonałe wrażenie. – Przerwał na chwilę. – Miło mi cię powitać jako nową pracownicę naszej redakcji. Chciałbym, żebyś zaczęła jak najprędzej. Czekam na telefon, omówimy szczegóły.

Tarzała się po łóżku w nieopanowanej radości. Ponownie nacisnęła guzik odtwarzania. Mierzyła wysoko i osiągnęła cel!

Загрузка...