XVII

Na mostku panował spokój. Sześć stanowisk operacyjnych bujało na tle aksamitnej czerni nakrapianej gwiazdami holograficznej przestrzeni. Była 05:00 czasu pokładowego, ostatnia godzina dyżuru zmiany delta.

Funkcje przeznaczoną dla dyrektora tymczasowo obejmował Ib zwany Pucharkiem. Dwóch jego pobratymców zajmowało stanowisko kierownika Operacji Wewnętrznych i nawigatora. Rolę fizyka pełnił delfin o wdzięcznym przezwisku Melonogłowy, zaś głównego specjalistę nauk biologicznych zastępował Waldahuden. Kobieta, Denna van Hausen, zajmowała się wszelkimi obowiązkami związanymi z Operacjami Zewnętrznymi.

Pola siłowe emitowane z niewidzialnego sufitu tworzyły próżniowe przegrody o milimetrowej grubości. Oddzielały poszczególne stanowiska eliminując między nimi zakłócenia transmisji radiowych. Ib przy konsoli OpW prowadził naradę z holograficznymi miniaturami trzech przedstawicieli swojej rasy i trzema Waldahudenami. Kobieta przy stanowisku OpZ czytała spokojnie powieść, wyświetlaną na jednym z monitorów nad jej pulpitem.

Nagle trzasnęła blokada emiterów pól wyciszających i rozdzwonił się alarm.

— Nadlatuje niezidentyfikowany statek — oznajmił FANTOM.

— Jest! — krzyknęła van Hausen wskazując na punkt w pobliżu gwiazdy. — Dopiero co wyszedł spoza fotosfery.

Główny komputer oznaczył obcy pojazd maleńkim czerwonym trójkątem. Tak niewielki obiekt byłby niewidoczny z tej odległości.

— Może to po prostu łącznik? — zaryzykował Pucharek. Jego głos podbarwiono charakterystycznym akcentem z odcieniem londyńskiego slangu.

— Wykluczone — kategorycznie stwierdziła kobieta. — Jest co najmniej wielkości naszego patrolowca.

— Może warto przyjrzeć się mu bliżej? — zamigotał pytająco Pucharek. Sterujący stacją Ib obrócił Starplex tak, aby sensory optyczne siedemnastego pokładu były wycelowane w nadlatującego intruza. W czworokątnej ramce ukazał się powiększony obraz obiektu, oświetlonego z jednej strony przez zielone słońce. Ciemny zarys drugiej strony jego sylwetki otaczało szmaragdowe halo.

Pucharek zwrócił się do Kreeta, Waidahudena siedzącego na prawo od niego.

— Kształt centralnego silnika wygląda znajomo. Przypomina wzory waldahudenskie, nieprawdaż?

Kreet był święcie przekonany, że każdy wyrób jego rasy, czy to statek, czy budowla, czy jakikolwiek pojazd, powinien być w każdym calu niepowtarzalny. Waldahudenowie nie uznawali produkcji masowej, więc bez przekonania wzruszył czworgiem ramion. — Może tak, może nie — mruknął.

— Denno, czy nadają jakiś sygnał rozpoznawczy? — zapytał Ib.

— Nawet gdyby nadawali, zostałby zagłuszony przez emisję szumów gwiazdy — stwierdziła van Hausen.

— Mimo to spróbuj, proszę, nawiązać kontakt z tym statkiem.

— Transmituję. Lecz wciąż znajdują się w odległości ponad pięćdziesiąt milionów klików od naszej bazy — zauważyła uczona. — Upłynie co najmniej sześć minut, zanim doczekamy się odpowiedzi, do tego… O mój Boże!. — słowa uwięzły jej w gardle.

Drugi pojazd wychynął spoza gwiezdnego horyzontu. Wielkością przypominał pierwszy wehikuł, lecz posiadał odmienny, bryłowaty kształt. Mimo to charakterystyczna konstrukcja centralnego silnika sugerowała waldahudeńską robotę. — Lepiej sprowadźmy tu Keitha — zamigotał Pucharek.

— Dyrektor Lansing wzywany na mostek! — przekazał niezwłocznie Ib przy stanowisku OpW.

— Spróbuj nawiązać kontakt także z drugim statkiem — rzekł Pucharek do Denny.

— Rozkaz — kobieta rzuciła okiem na ekran. — I… dobry Jezu! Równie dobrze mogę od razu nadawać do trzeciego!

Istotnie, po tej samej trajektorii co poprzednie maszyny nadlatywał trzeci pojazd. W połowie lśnił szmaragdowym blaskiem światła gwiazdy, odbitym od polerowanego metalu, w połowie skryty był w mroku. W chwilę później pojawił się statek czwarty… i piąty. — To już cała cholerna armada! — zaklęła van Hausen.

— Waldahudenów to są statki na pewno — kwaknął Melonogłowy, wychylając mordkę ze swojego basenu, umieszczonego po lewej stronie stanowiska fizyka. — Oznaczenia dysz odrzutowych najbardziej charakterystyczne.

— Ale czego tu szuka pięć… sześć… osiem! Osiem waldahudeńskich statków? — zaniepokoił się Pucharek. — Denno, czy wiesz już, dokąd one zmierzają?

— Zakreślają paraboliczną trajektorię wokół gwiazdy — kobieta zerknęła na przyrządy. — Trudno powiedzieć, gdzie mają zamiar dotrzeć, lecz aktualne położenie Starplex oscyluje w granicach ośmiu stopni od ich przewidywalnego kursu.

— Po nas oni przylatują — zaćwierkał Melonogłowy. — My powinniśmy…

W tym momencie na tle okalającego salę hologramu błysnął otwór drzwi. Do środka wpadł nieogolony, rozespany Keith Lansing.

— Wybacz tak wczesną pobudkę… — Pucharek odtoczył się ze stanowiska, przekazując miejsce dyrektorowi — … lecz mamy towarzystwo.

Keith podziękował łbowi skinieniem głowy i zaczekał, aż wielofunkcyjny fotel wynurzy się z komory pod podłogą. Już w chwili opuszczania zapadni przed konsolą, siedzenie dostosowało swój kształt do ludzkiej sylwetki. Dyrektor mógł zająć swoje stałe miejsce. — Próbowaliście nawiązać z nimi kontakt? — zagadnął.

— Tak jest — zameldowała Denna. — Jednak najbliższą odpowiedź możemy odebrać za czterdzieści osiem sekund.

— To statki Waldahudenów, o ile mnie wzrok nie myli? — upewnił się Lansing. Podnośnik uniósł całe stanowisko operacyjne na wymaganą przez niego wysokość.

— Na to wygląda — pospieszył z odpowiedzią Pucharek. — Choć, oczywiście, waldahudeńskie statki są przedmiotem handlu na terenie całej Wspólnoty. Nie możemy mieć żadnej pewności, kto stanowi ich załogę. Keith przetarł zaspane oczy.

— Jakim sposobem tyle maszyn dotarło tu bez naszej wiedzy? — mruknął z zadumą.

— Musiały wyjść ze skrótu w tej samej chwili, gdy straciliśmy go z pola widzenia za tarczą zielonej gwiazdy — stwierdził bez wahania Ib.

— Chryste, no jasne! — Lansing błyskawicznie otrząsnął się z resztek snu. Zerknął na odczyt sprawdzając, kto sprawuje kontrolę nad każdym ze stanowisk. — Dwukropek, sprowadź tu Jaga.

Macki Iba przy pulpicie OpW śmignęły do przyrządów. Czas mijał.

— Kanał łączności przejął. Teraz przypada dla Jaga cykliczny okres snu — oznajmił wreszcie Dwukropek.

— Zlekceważ to — Keith zmarszczył brwi. — Ściągnij go tutaj natychmiast. Denno, jest jakaś odpowiedź na nasze sygnały? — Żadnej.

Dyrektor podniósł wzrok na wyświetlacze cyfrowych zegarów na tle migoczącego gwiazdami holo.

— W każdym razie już czas na następną zmianę — burknął pod nosem i zwrócił się do Iba. — Wezwij cały sztab dowodzenia.

— Sztab zmiany alfa wzywany na mostek — nadał zaraz Dwukropek. — Lianna Karendaughter, Thorald Magnor, Rombus, Jag i Clarissa Cervantes proszeni o natychmiastowe stawienie się na głównych stanowiskach.

— Dziękuję — Lansing odetchnął. — Denno, otwórz teraz jeden kanał dla wszystkich nadlatujących statków. — Gotowe. — Dyktuję: „Mówi G. K. Lansing, Dyrektor jednostki badawczej Starplex, należącej do Wspólnoty Zjednoczonych Planet. Przedstawcie cel waszego przylotu.”

— Nadaję — van Hausen manipulowała przy konsoli. — Dystans pomiędzy nimi a naszą bazą gwałtownie się zmniejsza. Jeżeli zareagują na twoje ostatnie wezwanie otrzymamy odpowiedź za niecałe trzy minuty.

Drzwi sali rozsunęły się akurat w tej części hologramu, która w ramce ukazywała powiększony obraz nadlatujących intruzów. Do środka wkroczył Jag. Nie zdążył nawet wyszczotkować futra. — Coś się stało? — szczeknął.

— Może tak, może nie — Keith przyglądał mu się badawczo. — Osiem waldahudeńskich statków leci prosto na Starplex! Może coś o tym wiesz? Lekceważący ruch czworga ramion. — Tyle co nic. — Odmawiają odpowiedzi na nasze wezwania, do tego…

— Powiedziałem, że nie mam o tym pojęcia — warknął Waldahuden, odwrócił się i odnalazł wzrokiem zaznaczony fragment holo. Każde z jego oczu niezależnie śledziło inny pojazd.

— Jaki to rodzaj statków? — dociekał Lansing. — Statki zwiadowcze?

— Niewykluczone. Na to wskazuje ich rozmiar — z namysłem odparł Jag.

— Ilu jest członków załogi na pokładzie każdego z nich? — drążył Keith.

— Pojazdy kosmiczne to nie moja specjalność — odszczeknął Jag.

Dyrektor zmierzył wzrokiem Waldahudena przy stanowisku nauk biologicznych.

— Hej, ty tam — Kreet, czy jak cię tam zwą? — Ilu waszych może być w każdej maszynie?

— Może sześciu… Nie więcej — odparł waldahudeński uczony.

Dwie pary grodzi na mostku rozsunęły się równocześnie, przez jedne wszedł Thor Magnor, drugie przekroczyła Clarissa Cervantes. Ib opuścił miejsce przy sterach, Waldahuden — biolog przekazał stanowisko żonie dyrektora.

— Osiem statków zbliża się do Starplex — poinformował nowoprzybyłych Lansing. Rissa skinęła głową na znak, że już o tym wie.

— FANTOM przedstawił nam sytuację po drodze — rzekła — lecz, co istotne, żadne dodatkowe statki nie powinny przedostać się tutaj przez skrót dopóki nie wyrazimy zgody.

Stała przy swojej konsoli czekając, aż fotel dostosuje swój kształt.

— Może trafili tu przez przypadek? — gubił się w domysłach Thor, wciskając parę guzików, by wydostać fotel spod podłogi. — Gdy w sieci pojawia się nowy skrót, wybór wszelkich dopuszczalnych kątów wejścia, by osiągnąć planowany punkt docelowy, wymaga większej precyzji. Mogli przeoczyć niedokładność w swoich obliczeniach. Może zamierzali wyjść zupełnie gdzie indziej…

— Jeden pilot może popełnić błąd — wpadł mu w słowo Keith. — Ale ośmiu?

— Czas konieczny na przybycie powrotnego sygnału właśnie upłynął — oznajmiła Denna. — Gdyby chcieli dać odpowiedź na nasze ostatnie wezwanie, powinni to zrobić właśnie teraz.

Wjechał Rombus i ruszył do stanowiska OpZ, lecz nie zajął swego miejsca, tylko cichutko przystanął za plecami Denny, nie przerywając jej pracy. Keith zwrócił się do pilota przy sterach.

— Thor, gdybym nakazał odwrót… czy zdołalibyśmy uciec przed tymi statkami? Pilot bezradnie wzruszył ramionami.

— Wątpię. Blokują wejście do skrótu, więc musielibyśmy znaleźć inną drogę. Czy widzisz obręcze wokół obudowy centralnego silnika tych maszyn? Świadczą o wyposażeniu każdej z nich w rodzaj waldahudeńskiego hipernapędu klasy Gatob. Oczywiście żaden nie użyje hipernapędu w tak bliskim sąsiedztwie zielonej gwiazdy, lecz jeśli spróbujemy ucieczki, niewykluczone, że znajdziemy się w odległej przestrzeni, wystarczająco spłaszczonej by użyć hipernapędu. Nie minie sekunda, a będą siedzieć nam na karku. — Lansing w ponurym milczeniu zmarszczył brwi.

— Zmieniają szyk na oskrzydlający — zauważył Thor. — Powiedziałbym, że to formacja bojowa, poprzedzająca atak…

— Atak? — zamigotał Rombus z niedowierzaniem. — Nadchodzi wiadomość — oznajmiła Denna. Następną część holograficznego nieba wyrwała z tła ramka świetlnej obwódki. Wewnątrz pojawił się pysk Waldahudena okolony brązowym, miedziano-prążkowanym futrem.

— „Do Lansinga dowodzącego»Starplex«” — odezwał się głos z translatora. — „Jestem Gawst. Zapamiętaj dobrze to imię: Gawst”. — Keith skinieniem wyraził zgodę. Wiedział, że dla Waldahudena płci męskiej prestiż był ponad wszystkim. Obcy tymczasem mówił dalej. — „Przybyliśmy eskortować»Starplex«w drodze powrotnej przez skrót. Musicie…”

— Ile potrzeba czasu, by dotarła do niego odpowiedź? — mruknął Keith do Denny. — „…przekazać nam swój statek…” Van Hausen zerknęła na odczyt. — Czterdzieści trzy sekundy — odparła szeptem.

— „…Współpracujcie — kontynuował Gawst — a nic złego nie spotka waszego pojazdu i jego załogi”.

— Thor, czy możemy ruszyć w stronę portalu po stałej trajektorii, a potem, w ostatniej chwili zmienić kierunek tak, żeby wyjść ze skrótu w innym miejscu, niż się spodziewają? — Lansing z nadzieją spojrzał na pilota. Oficer pokręcił przecząco głową.

— Te małe jednostki zwiadowcze mogłyby tego dokonać, lecz pojemność Starplex wynosi trzy miliony metrów sześciennych. Nie nauczę słonia latać. — Ile minie czasu, zanim nas dopadną?

— Lecą na 0,1-c — stwierdził Thor. — Będą tu za niecałe dwadzieścia minut. Keith pochylił się nad mikrofonem.

— „Lansing do Gawsta.»Starplex«jest własnością Wspólnoty. Żądania odrzucone. Bez odbioru”. Rombus, daj mi znać, kiedy dotrze do nich ta odpowiedź. Macie jakieś propozycje, Przyjaciele? Właśnie na mostek wbiegła Lianna.

— Propozycja numer jeden — wydyszała, zajmując miejsce przy swoim stanowisku.

Odwrót. Im dalej będziemy od skrótu, tym mniejsze prawdopodobieństwo, że uda im się zmusić nas do transferu. — Znakomicie. Thor, zbie…

— Wybacz, że przerywam, Keith — wtrącił Rombus. — Twoje oświadczenie zostało odebrane.

— I bardzo dobrze. Thor, zbierajmy się stąd. Daj odrzut na pełną moc.

— Wyprowadzę bazę po krzywej. Nie chcemy przecież wpaść w skupisko ciemnej materii, co? — zauważył pilot. — To zbyt poważna przeszkoda na kursie i niewielkie pojazdy łatwiej dadzą sobie z nią radę, niż my.

— Zgoda — potwierdził dyrektor. — Rombus, sprawdź, czy możesz przerzucić do Tau Ceti łącznika z zapisem o dzisiejszych problemach naszej wyprawy. Muszę ostrzec premier Kenyatta.

— Rozkaz. Jednak aby dotrzeć stąd do skrótu łącznik będzie potrzebował ponad godziny, więc… Wybacz, właśnie nadchodzi wiadomość od Gawsta.

— Lansing — w głosie Waldahudena czaiła się groźba. — Starplex został zbudowany w stoczniach Rehbollo i tam jest zarejestrowany, dlatego należy do Waldahudenów. Postaraj się nie utrudniać zadania, a oszczędzisz nam i sobie problemów. Kiedy odtransportujemy statek na Rehbollo, uwolnimy wszystkich członków załogi i deportujemy w trybie natychmiastowym do ich ojczystych układów planetarnych.

— Powtórzyć odpowiedź — syknął Keith. — Dyktuję: „Budowa»Starplex«była sponsorowana przez wszystkie planety Wspólnoty, a rejestracja to czysta formalność. Każdy ze statków posiada oznaczenie planety, na której został zbudowany. Twierdzisz, Gawst, że to prawo nie obowiązuje. Pamiętaj, że w razie potrzeby nasz statek potrafi się obronić przed bandytami. Bez odbioru”.

— Obronić się?! — Thor potrząsnął rudą czupryną w geście rozpaczy. — Keith… Człowieku, przecież my nie posiadamy żadnego uzbrojenia.

— Doskonale o tym wiem — rzucił Lansing z desperacją. — Lianna! Podaj mi wykaz całego wyposażenia na pokładzie, które mogłoby zostać użyte jako broń. Cokolwiek, co jest emiterem energii, materiałem wybuchowym, substancją do wysadzenia obiektów w powietrze lub do ich anihilacji. Chcę mieć spis natychmiast.

— Już się robi, szefie — Lianna pospiesznie pochyliła się nad pulpitem. Ruchy jej rąk były tak szybkie, że prawie niedostrzegalne.

— Projektanci Starplex nie pogodzili jego gabarytów ze zdolnością do szybkiego lotu — tłumaczył pilot. — Jesteśmy w sytuacji wieloryba, osaczonego przez harpunników.

— Więc załatwimy intruzów ich własną taktyką. Wykorzystamy do obrony Starplex nasze patrolowce i statki badawcze. — Keith pochłaniał wzrokiem listę, którą Lianna wyświetliła na trzecim monitorze: terenowe lasery geologiczne, górnicze materiały wybuchowe, emitery nośne używane w automatycznych próbnikach.

— Lianno, ustal z Rombusem jak wiele z tego sprzętu maksymalnie da się zamontować na naszych pięciu najszybszych patrolowcach. Macie na to piętnaście minut. Już wasza w tym głowa, żeby wszystko dopiąć na ostatni guzik.

Denna mogła wreszcie opuścić stanowisko OpZ. Jej miejsce przy konsoli zajął Rombus. Jego macki błyskawicznie powędrowały do przycisków, zaś część płaszcza sensorycznego rozpostarł bezpośrednio na tablicy rozdzielczej, aby mieć swobodny dostęp do przyrządów.

— Nawet z tym całym sprzętem zebranym do kupy nasze stateczki nie dadzą rady zestrzelić prawdziwej jednostki bojowej — podsumował Thor.

— Wcale nie zamierzałem od razu brać ich pod ostrzał — Keith szelmowsko zmrużył oko. — Pamiętaj tylko, że nasze patrolowce, w przeciwieństwie do Starplex, nie zostały zbudowane przez Waldahudenów.

— Zakładając, że wstrzymają się z otwarciem ognia do pojazdów Ibów, ale… — zaczął pilot, lecz Lansing przerwał mu niecierpliwie.

— Nie o tym myślałem. Waldahudeńscy inżynierowie nie konstruowali naszych statków, więc ich nie znają…

— Rany! W dodatku u nas pilotami są delfiny! — ryknął radośnie Thor.

— Otóż to. FANTOM! — rzucił dyrektor do głównego komputera. — Połączenie bezpośrednie, interkom i holo: Butlonos, Cienkopłetwy, Ostrogon, Skośnooki, Pręgobok, odbiór!

Delfiny po kolei meldowały obecność, a projekcje ich głów pojawiły się w szeregu nad pulpitem konsoli. — „Obecny!” — „O co chodzi?” — „Cienkopłetwy, do usług”. — „Słucham, Keith?” — „Cześć!”

— Lada chwila zostaniemy zaatakowani przez flotę Waldahudenów — oznajmił bez ogródek Keith. — Nasze statki patrolowe są bardziej zwrotne, o ile sterują nimi delfiny. Mamy do wyboru: albo stawić czoło niebezpieczeństwu, albo bezczynnie czekać z założonymi rękami. Czy jesteście gotowi… — nie zdążył dokończyć. — „Statek jest teraz rodzinnym oceanem — my obronimy!” — „Jeśli potrzeba — pomogę ja też!” — „Gotów dać wsparcie”. — „Jasne!” — „Ja… Tak, gotów”.

— Cudownie — Lansing zatarł dłonie. — Ruszajcie do śluz wylotowych. Rombus przydzieli wam statki. Thor zerknął na hologram Keitha.

— Z pewnością teraz nasze jednostki zyskały szybkość manewrów, lecz delfiny nie mają pojęcia o posługiwaniu się bronią — zauważył. — Na pokładzie niezbędny jest strzelec. Siatka Rombusa zamigotała gwałtownie. — Istoty inteligentne poniosą śmierć jeżeli użyjemy broni! — zaprotestował Ib.

— Nie możemy stać bezczynnie i nawet nie ruszyć palcem we własnej obronie — oświadczył Thor. — Już lepiej oddać im nasz statek — przekonywał Rombus. — Nigdy — Keith był nieubłagany. — Ale zabijać…

— Nie trzeba nikogo zabijać — uciął dyskusję dyrektor. — Możemy celować w układ napędowy, żeby unieszkodliwić pojazdy Waldahudenów nie pozbawiając życia członków załogi. A co do strzelców… Wśród nas są jedynie naukowcy i dyplomaci — zastanawiał się przez chwilę. — FANTOM, zrób przegląd danych osobistych personelu bazy. Wybierz pięciu najlepszych kandydatów na potencjalnych strzelców.

— Wytypowałem. Są to: Wong Wai-Jeng. Smith-Tate Hellena. Leed Jelisko em-Layth. Cervantes Clarissa. Dask Honibo em-Kalch. — Rissa…? — powtórzył Lansing z zapartym tchem.

— Jeśli w grę wchodzi obsługa laserów geologicznych, proponuję zatrudnić Śnieżynkę — wtrącił Thor. — Jest przecież starszym geologiem.

— My, Ibowie fatalnie celujemy — z miejsca zastrzegł Rombus. — Żeby dobrze wymierzyć, lepiej mieć jeden punkt widzenia.

— FANTOM, znajdź przedstawicieli innych gatunków w miejsce Waldahudenów i natychmiast połącz mnie ze wszystkimi, których wytypowałeś — polecił dyrektor. — Gotowe. Łączę.

— Tu dyrektor Lansing. FANTOM zdecydował, że z racji doświadczenia i zręczności będziecie najlepszymi kandydatami do obsługi sprzętu bojowego na pokładzie pięciu naszych statków, pilotowanych przez delfiny — ogłosił Keith przez interkom. — Nie mogę wam nic rozkazać. Zgłaszajcie się na ochotnika. Wyrażacie zgodę?

Za projekcją delfinów pojawił się drugi rząd holograficznych głów. — „Ja… Dobry Boże, tak, zgadzam się”. — „Możesz na mnie liczyć”. — „Wątpię, czy się nadaję, lecz… tak”. — „Jestem gotów”. Rissa zwróciła się w stronę męża. — Zrobię, co w mojej mocy, Keith. — Risso… — w głosie mężczyzny czaił się ból.

— Nie tragizuj, kochanie. Muszę mieć pewność, że przeżyjesz te miliardy lat — rzekła z uśmiechem. Dotknął jej ramienia.

— Rombus, przydziel każdemu statek. FANTOM, jak najszybciej sprowadź pozostałych. — Rozkaz.

— Cóż, przyjaciele, odwaliliśmy kawałek dobrej roboty… — oparł się na konsoli, z twarzą w dłoniach.

— O Jezu!!! — ryknął nagle Thor. Na holo rozkwitła niewielka eksplozja. — Te dranie zestrzeliły naszego łącznika!

— Jag, sprecyzuj, jakiego rodzaju broni użyli — rzucił Keith. — Przynajmniej dowiemy się, czym dysponują. Fizyk zerknął na czworokąt monitora.

— Standardowe waldahudeńskie lasery policyjne — stwierdził, wstając z miejsca. Wskazał gestem Melonogłowego, sprawującego funkcję głównego oficera fizyków podczas zmiany delta i stuknął w kilka przycisków.

— Przekazuję sekcję fizyki delfinowi na stanowisku pierwszym — ogłosił odwracając się do dyrektora. — Być może… Być może lepiej, żebym nie brał w tym dalej udziału. Gawst nie powołał się, co prawda, na imię Królowej Trath, więc przypuszczam, że on i jego towarzysze działają bez królewskiej zgody, mając na celu wyłącznie pomnożenie własnego prestiżu. Mimo wszystko to jednak Waldahudeni. Chyba powinienem raczej wrócić do swojego apartamentu.

— Nie tak szybko, Jag! — Keith zerwał się z fotela. — Ile czasu zostało do startu naszych statków? — rzucił do Lianny. — Dziesięć, może jedenaście minut. Lansing ponownie zmierzył wzrokiem Waldahudena.

— Namówiłeś mnie, żebym przesunął Starplex tak, żebyśmy nie mogli zobaczyć floty twoich ziomków, gromadzącej się po drugiej stronie zielonej gwiazdy — syknął oskarżycielsko.

— Zgłaszam sprzeciw — oświadczył Jag, splatając za plecami obie pary rąk. — Nie obowiązuje cię lojalność wobec Waldahudenów? — Jestem lojalny tylko wobec Królowej Trath, lecz nie ma 919 żadnych dowodów, że to ona wydała rozkaz skonfiskowania tego statku.

— Lianno, sprawdź, ile łączników informacyjnych Jag otrzymał przez ostatnie dwa dni? — polecił dyrektor.

— Już sprawdzam. Trzy. Dwa zostały nadane przez WHAT…

— Który mieści się tuż obok rodzinnego systemu Waldahudenów… — mruknął Keith.

— … A trzeci jest tradycyjną jednostką telekomunikacyjną użyteczności publicznej, nadesłaną z Rehbollo.

— Dotyczy spraw osobistych — zastrzegł Jag. — Informuje o chorobie wśród członków mojej rodziny… Lansing puścił jego słowa mimo uszu. — Lianno! Przesłuchaj wszystkie trzy łączniki — zażądał. — Chcę znać treść tych przekazów.

— Zapisałem od razu te dane, których potrzebowałem — oświadczył Waldahuden. — Przygotowałem łączniki do ponownego użytku… kasując wcześniejszy zapis, rzecz jasna.

— Już my znajdziemy sposób, by co nieco odczytać… — przerwał mu Keith z błyskiem w oku. — Prawda, Lianno?

— Zobaczę — dziewczyna pochyliła się nad konsolą. — W porządku, łączniki nadesłane do Jaga, są wciąż na pokładzie — rzekła po chwili. — Oprócz tych trzech posiadamy ich ponad sto. Wszystkie gotowe do następnego użycia. — Jej palce zastukały po kontrolkach na pulpicie. — Odtworzyłam zawartość wszystkich trzech. Są czyste. — Kompletnie nic nie da się odzyskać?

— Nie. Zawartość bazy danych została skasowana i zastąpiona pierwszą lepszą ścieżką radiową. Nic się nie zachowało.

— Do wymazywania używam zwykle fal zakresu siódmego — zaoponował Jag.

— Czyli tylko dwa poziomy powyżej pasma ziemskich standardów wojskowych — wpadł mu w słowo dyrektor.

— To pozwala na szybszą orientację w sytuacji — głos Waldahudena był pełen goryczy. — Zawsze wyróżniałeś moje zamiłowanie do porządku.

— Coś kręcisz — uciął Keith. — Nie wierzę, że twoja prośba o przesunięcie bazy to przypadek. Waldahudeni nie mogliby zaatakować nas całą zgrają, gdybyśmy widzieli, jak ich statki, jeden po drugim, wyskakują ze skrótu. — Mówię ci, to przypadek. Lecz dyrektor już łączył się ze stanowiskiem OpW.

— Lianno! Natychmiast odbierz przywilej dowodzenia Jagowi Kandaro em-Pelsh. Wstrzymaj wszystkie prowadzone przez niego badania. Kilka ostrych sygnałów potwierdziło przyjęcie polecenia.

— Zrobione — zameldowała Lianna.

— Nie masz prawa tego robić! — warknął Jag.

— Więc spróbuj mnie zaskarżyć — rzekł zimno Keith, piorunując Waldahudena wzrokiem. — Byłem jednym z tych, którzy głosowali przeciw opieraniu regulaminu Starplex na ziemskich standardach wojskowych. Gdyby nasz wniosek wtedy nie przeszedł, mięlibyśmy przynajmniej porządny areszt, żeby cię tam wsadzić. — Odwrócił głowę i spojrzał prosto w czujniki kamer, jarzące się nad galerią dla audytorium. — FANTOM: wpisz nowy protokół. Hasło: „areszt domowy”. „Z upoważnienia najwyższej instancji, Lansing G. K. Warunki: Osobom podlegającym aresztowi domowemu nie wolno przebywać na terenie strefy roboczej. FANTOM uniemożliwi im wstęp do rejonów prac badawczych. Zabronione jest dla nich również korzystanie z wyposażenia łączności zewnętrznej oraz kierowanie poleceń do głównego komputera powyżej poziomu czwartego wewnętrznego”. Zrozumiano? — Tak jest. Protokół zatwierdzony.

— Rejestruj dalej: „od tej chwili, to jest od godziny 7:52, aż do mojego oficjalnego osobistego odwołania, Jag Kandaro em-Pelsh podlega aresztowi domowemu”.

— Przyjęto.

— Teraz możesz opuścić mostek — rzucił do Jaga dyrektor, tonem nie znoszącym sprzeciwu. Waldahuden znów ostentacyjnie założył ręce na plecach.

— Nie wierzę, że masz prawo wyrzucić mnie z tej sali — szczeknął butnie. — Jeszcze przed chwilą sam chciałeś stąd wyjść — zauważył Keith. — Oczywiście miało to sens, póki posiadałeś uprawnienia dowódcy. Zawsze mogłeś wystrzelić szalupę i zwiać do wrogiej armady.

Rombus niespodziewanie opuścił swoje stanowisko Operacji Zewnętrznych i przystanął obok konsoli dyrektora. Zamigotał siatką sensoryczną, a światełka na obrzeżu jego płaszcza nabrały niecodziennego, wściekle żółtego odcienia, będącego wyrazem złości.

— Popieram Keitha — rzekł głos z zimnym, angielskim akcentem. — Podkopałeś cały plan i zmarnowałeś czas naszej ciężkiej pracy. Opuść mostek dobrowolnie, Jag, albo wyprowadzę cię stąd siłą.

— Nie jesteś do tego zdolny — odparł lekceważąco Waldahuden. — To wbrew waszemu kodeksowi zasad atakować inną rozumną istotę.

— Jesteś pewien? To spójrz, co zrobię… — Ib ruszył w stronę Waldahudena, jak żywy parowóz.

Jag przybrał wyzywają pozę i stał nieporuszony… do czasu. Rombus z zastraszającą szybkością zmniejszał dzielący ich dystans. Kwarcowe obręcze jego kół połyskiwały w holograficznym świetle migoczących wokół gwiazd. Podobne do powrozów macki Iba, zwykle zwinięte w motek, wystrzeliły w powietrze jak kłębowisko rozjuszonych węży. Na ten widok Jag bez słowa obrócił się na pięcie. Gwiezdną przestrzeń przed nim przecięła jasna smuga korytarza i wymaszerował z sali. Drzwi zasunęły się bezszelestnie.

Keith skinieniem głowy wyraził wdzięczność niespodziewanemu sojusznikowi.

— Thor, jaka jest pozycja waldahudeńskich statków? — zapytał pilota. Thorald Magnor zerknął na szefa przez ramię.

— Przyjmując, że nie dysponują czymś lepszym od standardowych laserów policyjnych, osiągną strefę rażenia za mniej więcej trzy minuty — odparł. — Kiedy będziemy mogli wystrzelić nasze patrolowce?

— Dwa są gotowe do odpalenia już teraz — zamigotał w odpowiedzi Rombus, podjeżdżając z powrotem do swojego stanowiska. — Pozostałe trzy, według mojego założenia, mogą wyruszyć w ciągu następnych czterdziestu sekund.

— Chcę odpalić całą piątkę od razu. Mają się znaleźć przy śluzach wyjściowych za dwieście czterdzieści sekund. — Rozkaz.

— I tak będą mięli przewagę osiem do pięciu — mruknął Thor. Lansing zmarszczył brwi.

— Wiem. Ale cóż… mamy tylko pięć najszybszych jednostek dostosowanych do pilotażu przez delfiny. Rombus, kiedy tylko nasze pojazdy wyjdą w przestrzeń wzmocnij do maksimum pola siłowe wokół bazy. Wyłącz maszyny, skieruj całą moc na zasilanie ekranów ochronnych. — Rozkaz.

— Lianno, mam zamiar przesłać wiadomość do Tau Ceti w następnym łączniku. Tym razem nie używaj do tego głównej wyrzutni. Wyślij go na orbitę transferową, którą trafi do portalu skrótu tylko siłą własnego rozpędu. Chciałbym, żeby przeleciał całą drogę bez użycia silników.

— W takim wypadku dotarcie do skrótu zajmie łącznikowi trzy dni — zauważyła dziewczyna.

— Brałem to pod uwagę. Oblicz odpowiednią trajektorię. Ile mamy czasu do odpalenia naszych statków? — Dwie i pół minuty — odparł Rombus.

Keith schylił się, wcisnął osobisty przełącznik i odgrodził swoje stanowisko czterema podwójnymi ścianami pola siłowego, tworząc płaszczyzny dźwiękoszczelnej próżni.

— FANTOM, przeanalizuj wszystkie zapisane przez komputer polecenia i wyszukaj wszystkie, nadane przez Gafa Kandaro em-Welh i jego pobratymców. Zwróć szczególną uwagę na zapisy nigdy nie przetłumaczone z Waldahudeńskiego. — Przeszukuję. Znalazłem. — Przedstaw tytuły i przetłumacz na angielski. Lansing wyczyścił centralny ekran.

— Umieść w łączniku artykuły: drugi, dziewiętnasty, i… niech spojrzę. Lepiej dodaj też dwudziesty pierwszy. Zaszyfruj wszystko pod hasłem Kassabian. K-A-S-S-A-B-I-A-N. Nagraj, a następnie dołącz do przekazu łącznika to, co podyktuję jako niezaszyfrowaną wiadomość: „Keith Lansing do Valentiny Uljanow, Provost, Nowy Pekin.

Val, zostaliśmy napadnięci przez flotę Waldahudenów i nie byłbym zdziwiony, jeśli wkrótce zaatakują również was. Dowiedziałem się, że istnieje teoretyczny sposób na unicestwienie skrótu przez spłaszczenie wokół niego czasoprzestrzeni, co spowoduje oddzielenie portalu od punktów zaczepienia w przestrzeni normalnej. Jeżeli uznacie, że ziemska flota zostanie zmiażdżona przez potęgę Waldahudeńskiej inwazji, być może będziecie zmuszeni rozważyć także ewentualność zniszczenia waszego skrótu. Oczywiście skutkiem tego stanie się całkowita separacja od reszty galaktyki układów: Słonecznego, Epsilon Indi i Tau Ceti oraz odcięcie Waldahudenom drogi odwrotu. Przemyśl wszystko dokładnie zanim podejmiesz decyzję, moja stara przyjaciółko. W razie czego wymaganą procedurę możesz zaczerpnąć z artykułów, załączonych do tego zapisu. Zostały przeze mnie zaszyfrowane. Kluczem do szyfru jest nazwisko kobiety, którą obydwoje darzyliśmy tak ogromną sympatią podczas pobytu na Nowym Nowym Jorku przed wieloma laty. Koniec.” — Wykonałem — potwierdził FANTOM.

Keith nacisnął wyłącznik. Zapewniające prywatność, izolujące pola siłowe zniknęły. — Wystrzel łącznika, Lianno — polecił dyrektor. — Rozkaz.

Lansing przez chwilę śledził wzrokiem maleńki kanister, który dryfując oddalał się od bazy. Serce tłukło mu się w piersi. Wiedział, że jeśli Val zamknie skróty, stanie się coś o czym nie wspomniał ani słowem. Wszyscy Ziemianie na pokładzie Starplex nigdy już nie ujrzą rodzinnego domu.

— Zaczynamy — oznajmił Rombus. — Pięć. Cztery. Trzy. Dwa. Jeden. „PDQ” wystrzelony. Trzy. Dwa. Jeden. Wystrzelony Rumowy Jeździec. Trzy. Dwa. Jeden. Wystrzelony „Marc Garneau”. Trzy. Dwa. Jeden. Wystrzelony „Dakterth”. Trzy. Dwa. Jeden. Wystrzelony „Długi Marsz”.

Dziesięć płomiennych smug odrzutu dwusilnikowych patrolowców zabłysło na holograficznym niebie, gdy statki odbijały stanowiska. — Pozostałe trzy, według mojego założenia, mogą wyruszyć w ciągu następnych czterdziestu sekund.

— Chcę odpalić całą piątkę od razu. Mają się znaleźć przy śluzach wyjściowych za dwieście czterdzieści sekund. — Rozkaz.

— I tak będą mięli przewagę osiem do pięciu — mruknął Thor. Lansing zmarszczył brwi.

— Wiem. Ale cóż… mamy tylko pięć najszybszych jednostek dostosowanych do pilotażu przez delfiny. Rombus, kiedy tylko nasze pojazdy wyjdą w przestrzeń wzmocnij do maksimum pola siłowe wokół bazy. Wyłącz maszyny, skieruj całą moc na zasilanie ekranów ochronnych. — Rozkaz.

— Lianno, mam zamiar przesłać wiadomość do Tau Ceti w następnym łączniku. Tym razem nie używaj do tego głównej wyrzutni. Wyślij go na orbitę transferową, którą trafi do portalu skrótu tylko siłą własnego rozpędu. Chciałbym, żeby przeleciał całą drogę bez użycia silników.

— W takim wypadku dotarcie do skrótu zajmie łącznikowi trzy dni — zauważyła dziewczyna.

— Brałem to pod uwagę. Oblicz odpowiednią trajektorię. Ile mamy czasu do odpalenia naszych statków? — Dwie i pół minuty — odparł Rombus.

Keith schylił się, wcisnął osobisty przełącznik i odgrodził swoje stanowisko czterema podwójnymi ścianami pola siłowego, tworząc płaszczyzny dźwiękoszczelnej próżni.

— FANTOM, przeanalizuj wszystkie zapisane przez komputer polecenia i wyszukaj wszystkie, nadane przez Gafa Kandaro em-Welh i jego pobratymców. TANTOC szczególną uwagę na zapisy nigdy nie przetłumaczone z Waldahudeńskiego. — Przeszukuję. Znalazłem. — Przedstaw tytuły i przetłumacz na angielski. Lansing wyczyścił centralny ekran.

— Umieść w łączniku artykuły: drugi, dziewiętnasty, i., niech spojrzę. Lepiej dodaj też dwudziesty pierwszy. Zaszyfruj wszystko pod hasłem Kassabian. K-A-S-S-A-B-I-A-N. Nagraj, a następnie dołącz do przekazu łącznika to, co podyktuję jako niezaszyfrowaną wiadomość: „Keith Lansing do Valentiny Uljanow, Provost, Nowy Pekin.

Val, zostaliśmy napadnięci przez flotę Waldahudenów i nie byłbym zdziwiony, jeśli wkrótce zaatakują również was. Dowiedziałem się, że istnieje teoretyczny sposób na unicestwienie skrótu przez spłaszczenie wokół niego czasoprzestrzeni, co spowoduje oddzielenie portalu od punktów zaczepienia w przestrzeni normalnej. Jeżeli uznacie, że ziemska flota zostanie zmiażdżona przez potęgę Waldahudeńskiej inwazji, być może będziecie zmuszeni rozważyć także ewentualność zniszczenia waszego skrótu. Oczywiście skutkiem tego stanie się całkowita separacja od reszty galaktyki układów: Słonecznego, Epsilon Indi i Tau Ceti oraz odcięcie Waldahudenom drogi odwrotu. Przemyśl wszystko dokładnie zanim podejmiesz decyzję, moja stara przyjaciółko. W razie czego wymaganą procedurę możesz zaczerpnąć z artykułów, załączonych do tego zapisu. Zostały przeze mnie zaszyfrowane. Kluczem do szyfru jest nazwisko kobiety, którą obydwoje darzyliśmy tak ogromną sympatią podczas pobytu na Nowym Nowym Jorku przed wieloma laty. Koniec.” — Wykonałem — potwierdził FANTOM.

Keith nacisnął wyłącznik. Zapewniające prywatność, izolujące pola siłowe zniknęły. — Wystrzel łącznika, Lianno — polecił dyrektor. — Rozkaz.

Lansing przez chwilę śledził wzrokiem maleńki kanister, który dryfując oddalał się od bazy. Serce tłukło mu się w piersi. Wiedział, że jeśli Val zamknie skróty, stanie się coś o czym nie wspomniał ani słowem. Wszyscy Ziemianie na pokładzie Starplex nigdy już nie ujrzą rodzinnego domu.

— Zaczynamy — oznajmił Rombus. — Pięć. Cztery. Trzy. Dwa. Jeden. „PDQ” wystrzelony. Trzy. Dwa. Jeden. Wystrzelony Rumowy Jeździec. Trzy. Dwa. Jeden. Wystrzelony „Marc Garneau”. Trzy. Dwa. Jeden. Wystrzelony „Dakterth”. Trzy. Dwa. Jeden. Wystrzelony „Długi Marsz”.

Dziesięć płomiennych smug odrzutu dwusilnikowych patrolowców zabłysło na holograficznym niebie, gdy statki odbijały od centralnego dysku bazy. Nadlatujące maszyny Waldahudenów znajdowały się już na tyle blisko, by obserwować je bezpośrednio, bez oznaczenia ich pozycji za pomocą barwnych trójkątów.

— Ekrany pól siłowych wzmocnione do maksimum — zameldował Rombus.

— Zrób okienka w ekranach ochronnych i wyślij mój rozkaz przez komunikator laserowy bezpośrednio do każdego z naszych statków — rzucił pospiesznie Keith. — Niech nikt nie waży się strzelać, dopóki napastnicy pierwsi nie otworzą ognia. Być może nasz pokaz siły skłoni ich do odwrotu.

— Przecież już rozwalili jeden z naszych łączników — burknął Thor, lecz dyrektor był zdecydowany.

— Lecz jeśli broń ma być użyta przeciwko istotom inteligentnym, to Waldahudeni muszą wykonać pierwszy ruch. — Nadchodzi wiadomość — oznajmiła Lianna. Na wizji pojawił się pysk Gawsta. — Ostatnia szansa, Lansing. Poddaj Starplex.

— Nie odpowiadaj — polecił Keith patrząc na jeden z własnych monitorów. Starplex wciąż był zwrócony dolnym systemem teleskopów w stronę zielonej gwiazdy i nadciągających wrogów.

— Statek Gawsta pędzi wprost na nas — zauważył Thor. — Pozostałe siedem utrzymuje stałe pozycje w odległości około dziewięciu tysięcy klików od naszej bazy. — Wszyscy na miejsca. Bez paniki — rozkazał dowódca.

— On strzela! — krzyknął sternik. — Na szczęście prosto w ekrany ochronne. Żadnych uszkodzeń. — Jak długo możemy odchylać wiązkę jego lasera? Lianna spojrzała na czytnik.

— Pole wytrzyma jeszcze cztery, najwyżej pięć strzałów. — odparła.

— Nadlatują pozostali. Próbują nas okrążyć. — ostrzegawczo rzucił Thor.

— Czy mam wydać naszym statkom rozkaz do natarcia? — zapytał Rombus lecz Keith nie odpowiadał. — Dyrektorze, czy mam wydać rozkaz do natarcia? — powtórzył z naciskiem. — Ja… nie wierzę, żeby Gawst rozpoczął autentyczny atak…

— Ustawiają się wokół nas w równych odstępach — pilot jakby nie słyszał słów Lansinga. — Jeżeli wszystkie osiem waldahudeńskich maszyn wystrzeli równocześnie na tej samej częstotliwości, nastąpi przeciążenie pola ochronnego. Nie będzie gdzie skoncentrować energii.

Hologramy delfinów pilotów i towarzyszących im strzelców wciąż unosiły się nad konsolą dyrektora.

— Pozwól mi załatwić tego, który jest najbliżej — usłyszał głos Rissy, lecącej wraz z Butlonosem na pokładzie Rumowego Jeźdźca.

Keith na moment zacisnął powieki. Gdy je otworzył, w jego oczach lśniła desperacja. — Zrób to. — Cel: główny silnik — krzyknęła Rissa.

Na sferycznym holo rozbłysła szkarłatna linia. FANTOM zaznaczył nią trajektorię niewidzialnej wiązki geologicznego lasera, biegnącą od dzioba patrolowca w stronę nadlatującego napastnika. Promień rozorał osłonę maszyny na całej długości, a z waldahudeńskiego pojazdu bluznął jęzor plazmy.

— Hej! — zwołała Rissa z triumfalnym śmiechem. — Zawsze miałam przeczucie, że rzucanie do celu strzałkami przyda się nie tylko do zabawy.

— To nie koniec. Gawst znów otworzył ogień do Starplex — ostrzegł Thor. — A jeden z jego statków siedzi na ogonie Rumowego Jeźdźca.

— Butlonos, zwiewaj stamtąd natychmiast! — ponaglił Keith.

Rumowy Jeździec wykonał zgrabny łuk, imitując ruch grzbietu delfina w jego zbiorniku. Skorygował kurs. Laserowa wiązka strzeliła w kierunku nowego wroga, który gwałtownie skręcił w bok, chcąc uniknąć trafienia.

— Gawst posiada na statku dwa lasery, jeden na prawej burcie, drugi na lewej — informował dalej pilot, — Obydwa skierował teraz na nasz dolny radioteleskop. Rany… ten gość ma niezły łeb. Pakuje swoje promienie w ogniskową parabolicznego zwierciadła naszej anteny, prosto w główny zespół przyrządów.

— Zakołysz Starplex — rozkazał Lansing. — Musimy go spławić.

Gwiazdy na holograficznym niebie zatańczyły raz w prawo raz w lewo.

— Ciągle nas trzyma — zameldował Thor. — Idę o zakład… Cholera! Dopiął swego. Mimo wszystkich ekranów ochronnych, spora wiązka lasera przeniknęła do środka i zwierciadło anteny ją zogniskowało. Rozwalił układ czujników na siedemnastym pokładzie, na domiar złego…

Nie dokończył. Starplex zadygotał gwałtownie, aż Keith się przeraził. Na pokładzie bazy jeszcze nigdy nie poczuł takiego wstrząsu.

— Siedem pozostałych waldahudeńskich jednostek po kolei otwiera do nas ogień — oznajmił oficer przy sterach.

— Keith do wszystkich patrolowców: odciągnijcie uwagę Waldahudenów. Zmuście ich do przerwania ostrzału Starplex.

— Przeciążenie naszych pól ochronnych nastąpi za szesnaście sekund — zameldowała Lianna.

Na holograficznej projekcji Keith obserwował manewry „PDQ” i „Długiego Marszu” w chwili, gdy przystępowały do ataku na dwie obce maszyny. Waldahudeni próbowali oddzielić się od napastników pojedynczymi ekranami pól siłowych i utrzymać ogień na główną bazę, lecz stateczki krążyły wokół nich jak szalone, zmuszając do ciągłego przesuwania osłon. Towarzyszyły temu nieustanne rozbłyski wystrzałów. Rozdzwonił się alarm.

— Możliwość awarii ekranów ochronnych — zabrzmiał w głośnikach beznamiętny głos FANTOMa.

Nagle jeden z waldahudeńskich pojazdów eksplodował w zupełnej ciszy. To „Marc Garneau” pozostawił swego przeciwnika i ruszył na pomoc „PDQ”. Broniący się statek na swoje nieszczęście nie dysponował osłoną pola na dziobie. Keith spuścił głowę. Pierwsze ofiary tej bitwy… Nikt się nie dowie, czy, za pomocą ręcznie sterowanego lasera, strzelec Helena Smith-Tate celowała w obsadzony załogą korpus maszyny, czy też po prostu chybiła, strzelając w ośrodek napędu.

— Dwa załatwione, jeszcze sześć do kropnięcia — podsumował Thor. Lianna podniosła głowę znad konsoli. — Awaria ekranów ochronnych — oznajmiła.

Lasery pięciu pilotowanych przez delfiny statków zaczęły dziko walić gdzie popadnie. Holograficzną przestrzeń cięły animowane przez komputer, ostre smugi promieni — czerwone dla sił Wspólnoty, niebieskie dla napastników. Nagle pojazd Gawsta zaczął wirować wokół poziomej osi. Keith nie wierzył własnym oczom. — Co on, u diabła, wyczynia?

Wszystko stało się jasne, gdy FANTOM przedstawił obraz promieni z dwóch dział laserowych. Gdy wrogi statek wszedł w ruch rotacyjny, wiązki utworzyły wokół niego lity cylinder świetlny, przeistaczając bliźniacze punktowe działka w bardziej skuteczną broń o szerszym promieniu rażenia. Gawst wycelował teraz wyżej, w stronę spodu centralnego dysku Starplex, tuż poniżej jednego z czterech głównych generatorów.

— Jeżeli dobrze przeprowadzi akcję — mruknął Thor — uda mu się wyciąć generator numer dwa z taką łatwością, jak geolog drąży środek próbki… Lansing zgrzytnął zębami. — Przesuń gdzieś statek! — wrzasnął. Gwiezdne pola ruszyły z miejsca.

— Już się robi… lecz Gawst przyczepił się do nas promieniem traktorowym. Co możemy… „Starplexem” znów zakołysało, zaczął wyć następny alarm. Lianna okręciła się z fotelem i wbiła wzrok w twarz dyrektora.

— Powstał wyłom wewnątrz pokładu czterdziestego w miejscu, gdzie spód strefy oceanicznej styka się z głównym szybem. Spływająca nim woda zalewa dolne pokłady.

— Chryste! — jęknął Keith. — Czyżby Ibowie coś pokręcili, gdy instalowali zabezpieczenia awaryjne niższych modułów mieszkalnych?

Płaszcz Rombusa ponownie przybrał złowieszczy, jadowicie żółty kolor, migocząc wściekłą feerią światełek. — Słucham? — spytał ostro. Keith nerwowo rozłożył ręce. — Chciałem tylko powiedzieć…

— Praca została wykonana perfekcyjnie — przerwał mu Ib z naciskiem. — To projektantom tego statku nigdy nie przyszło do głowy, że będziemy brać udział w bitwie.

— Przepraszam — Keith próbował ukryć zmieszanie. — Lianno, jaka jest procedura na wypadek takiej sytuacji?

— Nie ma żadnej procedury — padła krótka odpowiedź. — Strefa oceaniczna była uważana za praktycznie niezniszczalną. — Czy możemy zatrzymać wodę za pomocą pól siłowych?

— Nie na długo — odparła Lianna z powątpiewaniem. — Pola siłowe, których używamy w śluzach cumowniczych, zdołają oddzielić powietrze pod normalnym ciśnieniem od panującej na zewnątrz próżni. Lecz każdy metr sześcienny wody waży tonę. Zewnętrzne emitery pól siłowych również nie wytrzymałyby tak wielkiego ciśnienia. Nawet gdyby Gawst nie rozładował nam ekranów ochronnych, to i tak nie dałoby się skierować ich do wnętrza statku.

— Jeżeli wyłączymy sztuczną grawitację na centralnym dysku i wszystkich dolnych pokładach, woda przestanie spływać — zauważył Thor.

— Świetny pomysł! — podchwycił Lansing. — Zrób to, Lianno.

— Naruszenie bezpieczeństwa — oznajmił głos FANTOMa — Polecenie odrzucone.

Keith spiorunował spojrzeniem dwa obiektywy kamery głównego komputera na swojej konsoli. — Co jest, do diab…

— To z powodu Ibów — pospiesznie wyjaśnił Rombus. — Podstawą funkcjonowania naszego systemu krążenia są siły grawitacyjne. Umrzemy, jeśli usuniecie ciążenie.

— Psiakrew! Lianna, jak długo potrwa ewakuacja wszystkich Ibów, zamieszkujących poziomy od czterdziestego pierwszego do siedemdziesiątego do górnych segmentów pokłady? — Trzydzieści cztery minuty.

— Zajmij się tym od zaraz. Trzeba również ewakuować wszystkie delfiny z pokładu oceanicznego… lecz przekaż im, by miały w pogotowiu aparaty tlenowe na wypadek, gdybyśmy musieli przenieść je niżej, do obszarów zalanych wodą — zdecydował Lansing.

— Jeżeli rozpoczniesz ewakuację od pokładu siedemdziesiątego — dodał Thor. — będziesz mogła wcześniej zneutralizować tam ciśnienie i przyspieszyć całą robotę.

— Nic nam to nie da — stwierdziła dziewczyna. — Woda spływa w tak szybkim tempie, że sama siła rozpędu zepchnie ją w dół, nawet bez pomocy grawitacji.

— A co z odcięciem sieci elektrycznej? — przypomniał dyrektor.

— Już odłączyłam systemy elektryczne w strefach zagrożonych zalaniem.

— Jeżeli ocean bazy spłynie całkowicie, ile wypełni segmentów w dolnych modułach? — Sto procent — odparła Lianna bez wahania. — Naprawdę? — Keith poczuł dreszcz. — Chryste…

— Pokład oceaniczny zawiera sześćset osiemdziesiąt sześć tysięcy metrów sześciennych wody — wyjaśniła, porównując dane na ekranie monitora. — Przy zupełnym zatopieniu, nawet łącznie z obszarami międzypokładowymi, całkowita pojemność modułów poniżej dysku centralnego wynosi jedynie pięćset sześćdziesiąt siedem tysięcy metrów sześciennych…

— Raczcie wybaczyć, lecz odnoszę wrażenie, że „PDQ” jest w tarapatach — wtrącił Rombus, wskazując na hologram jedną ze swoich macek. Dwie waldahudeńskie maszyny osaczyły statek ze Starplex, biorąc go w krzyżowy ogień laserów.

Rozbiegane oczy Keitha patrzyły to w stronę holo, gdzie rozgrywał się dramat, to w stronę monitora, na którym śledził postępy narastającej powodzi.

— Zaraz, zaraz! — zamigotał entuzjastycznie Ib. — Na pomoc „PDQ” nadlatuje nasz „Dakterth” i już siedzi intruzom na ogonie. To powinno rozdzielić ich skoncentrowany ostrzał. — Jak przebiega ewakuacja? — dopytywał Keith. — Zgodnie z planem — uspokoiła go Lianna.

— Czy woda przedostała się także na zewnątrz, w przestrzeń? — Nie. Spływa tylko do wnętrza statku. — Na ile wodoszczelne są drzwi wewnętrzne?

— Cóż… — rzekła z namysłem dziewczyna. — Rozsuwane drzwi pomiędzy kwaterami blokują się automatycznie w chwili zamknięcia, lecz nie są zbyt wytrzymałe. Jak by nie było, skonstruowano je w ten sposób, by każdy mógł wyważyć kopniakiem ich płytę z suwnic w razie natychmiastowej ucieczki na wypadek pożaru. Nie wytrzymają naporu takiej masy wody. — Co za geniusz to wymyślił? — parsknął Thor. — Za pewne ten sam, co pomagał projektować „Titanica”… — mruknął Lansing w odpowiedzi.

Starplex jeszcze raz zakołysał, przechylając się w przód i w tył. Na hologramie cylindryczny fragment statku grubości dziesięciu pokładów wycięty z centralnego dysku pożeglował w mrok.

— Gawst właśnie wykroił nasz generator numer dwa — raportowała Lianna. — Ewakuowałam tę część sektora inżynieryjnego z chwilą, gdy wróg przystępował do działania, więc nie ponieśliśmy ofiar. Lecz jeżeli stracimy jeszcze jeden generator, Starplex nie będzie w stanie uruchomić hipernapędu, nawet gdybyśmy znaleźli się wystarczająco daleko od gwiazdy, żeby tego dokonać.

Nagła świetlna eksplozja przykuła uwagę Keitha. „Dakterth” odstrzelił właśnie główny silnik jednego z napastników atakujących „PDQ”. Walcowaty kształt odpłynął w dal. Wydawało się, że zderzy się wkrótce z cylindrycznym, wydrążonym przez Gawsta fragmentem, ale było to tylko złudzenie, spowodowane perspektywą.

— A gdybyśmy tak wypuścili wodę w przestrzeń kosmiczną? — zaproponował Rombus. — Musielibyśmy wyciąć własny otwór w centralnym dysku — odparła Lianna.

— Jaki byłby do tego najdogodniejszy punkt? — zainteresował się Keith. Młoda kobieta wertowała schemat.

— Tylna ściana szesnastej śluzy cumowniczej — zdecydowała po chwili. — Oczywiście z tyłu ciągnie się również sektor inżynieryjny. Lecz akurat w tym miejscu zlokalizowana jest w sektorze stacja filtrów dla pokładu oceanicznego. Innymi słowy, to stanowisko jest już wypełnione wodą aż do samej tylnej ściany śluzy, trzeba więc tylko wyciąć w niej otwór i umożliwić swobodny przepływ.

Dyrektor ważył w myśli jej słowa. Wreszcie pojął dokładnie ich sens.

— W porządku. Poślij na dół, do śluzy szesnastej kogoś z laserem geologicznym — polecił i zwrócił się do Rombusa. — Wiem, że dla Ibów ciążenie jest niezbędne, jednak gdybyśmy tak wyłączyli sztuczną grawitację i zamiast tego wprowadzili statek w ruch wirowy?

— Siła odśrodkowa? — Lianna uniosła brwi. — Ludzie chodziliby po ścianach. — Owszem. Coś nie tak?

— Hm… Jako, że każdy pokład ma kształt krzyża, siła pozornej grawitacji będzie wzrastać w miarę posuwania się ku końcowi każdego ramienia.

— Lecz ta sama siła może powstrzymać ściekającą z centralnego dysku wodę — przerwał jej Keith. — Zamiast zalewać dolne pokłady, woda, szukając ujścia, napierałaby wtedy na ściany oceanicznego zbiornika. Thor, czy potrafisz nadać stacji takie obroty przy użyciu napędu odrzutowego ACS? — Da się zrobić. Lansing ponownie skierował wzrok na Rombusa.

— Jak dużej grawitacji potrzebujecie wy, Ibowie, dla funkcjonowania układu krążenia? Mieszkaniec Monotonii podniósł macki.

— Testy wskazują, że jest wymagana co najmniej jedna ósma grawitacji standardowej.

— Poniżej pokładu pięćdziesiątego piątego, nawet na końcach ramion krzyża nie uda się wytworzyć sztucznego ciążenia o takiej wartości przy użyciu najwyższej, dopuszczalnej częstotliwości obrotów — wtrąciła dziewczyna.

— Lecz wtedy, zamiast czterdziestu pozostaje tylko piętnaście poziomów, z których trzeba ewakuować Ibów — zauważył Keith. — Lianno, poinformuj wszystkich o naszych zamierzeniach. Thor, gdy poniżej pięćdziesiątego piątego pokładu nie będzie żadnego Iba, wprowadź statek w ruch. Zwiększaj sztuczną grawitację stopniowo, żebyśmy mogli się przyzwyczaić. — Zrobi się, szefie.

— Ludzie niech lepiej opuszczą pokoje na końcach ramion z powodu okien — dodała Lianna. Keith uniósł brwi.

— Dlaczego? — zapytał. — Wyprodukowano je z przezroczystego kompozytu węglowego. Nie pękną, choćby się po nich skakało.

— Oczywiście, że nie pękną — potwierdziła młoda uczona z lekkim rozbawieniem. — Lecz ich powierzchnia jest nachylona pod kątem czterdziestu pięciu stopni gdyż taki kąt tworzy krawędź segmentu modułów mieszkalnych. Trudno będzie na nich stanąć kiedy zostanie przesunięte oddziaływanie pozornej grawitacji ponieważ pochyłe okna utworzą skośną podłogę. Dyrektor przytaknął. — Racja. Już teraz przekaż tam instrukcje. — Rozkaz.

Holograficzna głowa Butlonosa, pilotującego Rumowego Jeźdźca, poruszyła się niespokojnie.

— W zanieczyszczeniach jesteśmy — kwaknął delfin. — Silniki przegrzane. Keith pochylił się nad niewielkim holo.

— Zróbcie, co w waszej mocy. W razie potrzeby oddalcie się od bazy. Może nikt nie będzie was ścigał. Starplex zadygotał w posadach.

— Gawst przystąpił do nacinania centralnego dysku od spodu wokół generatora numer trzy — oznajmił Rombus. — A drugi z jego statków zaatakował dysk od góry i właśnie wycina generator numer jeden. — Startuj z rozkręcaniem stacji, Thor.

Pola gwiezdne na sferycznym hologramie mostka zawirowały wokół nich. Statek zaczął się obracać.

— Wzięliśmy Gawsta przez zaskoczenie — rzucił z satysfakcją pilot. — Jego lasery ślizgają się bez ładu i składu po całej dolnej powierzchni centralnego dysku.

— Jessica Fong jest już na miejscu, wewnątrz śluzy szesnastej, Keith — przekazała Lianna. Daj ją na wizję.

Ramka odgrodziła wycinek holograficznej panoramy nieba, wirującej teraz z zawrotną szybkością. Wnętrze wydzielonego fragmentu ukazywało śluzę cumowniczą z zawieszoną w nieważkości kobietą w kombinezonie, przymocowaną liną asekuracyjną do tylnej ściany komory śluzy. Lina była maksymalnie napięta, ponieważ siła odśrodkowa odrzucała ciężar w kierunku zewnętrznych grodzi. Dziewczyna unosiła się dziesięć metrów nad poprzecinaną pasami startowymi podłogą. Taka sama odległość dzieliła ją od sufitu, pokrytego świetlnymi płytami i okratowanymi szybami wyciągów.

— Teraz łączność — polecił Keith. — Słuchaj, Jessico. Za tylną ścianą śluzy, wewnątrz sektora inżynieryjnego znajduje się stacja filtrów dysku oceanicznego wypełniona wodą, połączona bezpośrednio z oceanem. Musisz wydrążyć duży otwór w ścianie działowej. Bądź ostrożna, gdy to zrobisz, strumień wody zwali się wprost na ciebie.

— Przyjęłam — odparła krótko Jessica. Sięgnęła do pasa i popuściła więcej liny. Keith obserwował z zapartym tchem, jak dziewczyna płynie przez komorę. Nie marnowała ani chwili, w co sekundowych odstępach dodatkowy odcinek sznura przybliżał ją do zamkniętego wylotu śluzy. Dotarła wreszcie do przeciwległej ściany i zamocowała zatrzask swojego zabezpieczenia na łukowatej, wewnętrznej powierzchni grodzi wyjściowych. Przez pełen grozy moment Lansing obawiał się, że Jessica straciła przytomność wskutek zderzenia, lecz dziewczyna błyskawicznie przyszła do siebie po chwilowym zamroczeniu. Teraz mocowała się z ciężkim geologicznym laserem, próbując utrzymać go w stabilnym położeniu. Miała trudności z ustawieniem celownika. Gdy wypaliła, jej pierwszy strzał przeciął linę asekuracyjną mniej więcej pośrodku. Piętnaście metrów nylonowego sznura uderzyło w ścianę tuż obok niej. Reszta smagnęła przestrzeń pod sufitem jak cienki żółty wąż. Dziewczyna tkwiła teraz pośrodku drzwi wylotowych jak przyszpilona, pod wpływem siły odśrodkowej.

Następny strzał Jessiki był równie szalony jak poprzedni, trafił bowiem w węzeł sieci świetlnej i komora śluzy pogrążyła się w mroku. — Jessica! — Wciąż tutaj jestem, Keith. Boże, ależ ze mnie niezdara. Wnętrze ramki na holo wypełniała czerń. Czerń, w której zalśnił rubinowy punkcik, gdy laser natrafił wreszcie w przeciwległą ścianę. Lansing obserwował metal, który rozjarzył się, zmiękł, pofałdował… A potem…

Usłyszał dźwięk wody tryskającej pod ciśnieniem, jak z gaśnicy. Jessica posyłała wiązkę za wiązką, formując strzałami gigantyczny czworobok w poprzek płaszczyzny. Centymetr za centymetrem, otwór za otworem…

Rozbłysły światła awaryjne, zatapiając komorę w szkarłatnym półmroku. Przez wyrwę runął nawał morskiej wody. Stanowiący ostatnią przegrodę, podziurkowany prostokąt metalu wygiął się gwałtownie, a następnie oderwał, dryfując w powietrzu przez śluzę. Za nim eksplodował potężny, oceaniczny gejzer.

Keith skulił się z przerażenia. Fragment metalowej płyty zmierzał bez wątpienia prosto w kierunku Jessiki, smaganej wściekłymi strugami wody. Jednak dziewczyna również dostrzegła nadciągające niebezpieczeństwo. Za jej plecami strzelił jaskrawy płomień, osmalając powierzchnię ściany. Okazała się na tyle przezorna, by włożyć kombinezon, wyposażony w osobisty napęd odrzutowy. Odpaliła silnik i uskoczyła w samą porę. Śluzę zalała woda, uderzająca z impetem o prowadzące w przestrzeń drzwi wylotowe i wznosząca się powracającą falą ku środkowi komory. Wkrótce Jessica znów została przyparta do łukowatych grodzi.

Kiedy śluza była prawie pełna, dyrektor ponownie przemówił do swojej wysłanniczki.

— Wszystko gra. Teraz powoli obróć się i przepal otwór o średnicy mniej więcej dziesięciu centymetrów w drzwiach zewnętrznych. Trzymaj emiter wiązki dokładnie na styku z wytapianym fragmentem, bo nie chciałabyś chyba pławić się we wrzątku. — Rozkaz — odparła krótko. Jej kombinezon kosmiczny spełniał teraz rolę skafandra do nurkowania. Stanęła na powierzchni płyty, trzymając zakończony szarym, metalowym stożkiem laser geologiczny. Wymierzyła i nacisnęła spust. Płyta w tym miejscu rozjarzyła się wiśniową czerwienią, zbielała od żaru, a wtedy… wtedy…


* * *

Starplex wirował jak bąk. Wierzchołek skryty był w mroku, seledynowe światło gwiazdy błyskało na obudowie stacji.

Pięć pozostałych, sprawnych waldahudeńskich statków zbliżało się do bazy. Dwa nadlatywały z góry, trzy z dołu, zmierzając w stronę zewnętrznego kręgu śluz cumowniczych. Bez wątpienia stacja obracała się zbyt szybko, by któryś z obcych pilotów dostrzegł maleńki punkt, lśniący pośrodku płyty, oddzielającej śluzę szesnastą. Punkt, który rozżarzał się coraz bardziej, migotał oślepiająco, wreszcie buchnął jasnym płomieniem. Wtedy…

Woda strzeliła w przestrzeń, rozpylona przez wirujący w zawrotnym tempie ogromny statek. W chwili zetknięcia z kosmiczną próżnią natychmiast zamarzała tworząc tu, pomiędzy obcą zieloną gwiazdą, a skupiskiem ciemnej materii spore granulki lodu.

Miliony… miliardy lodowych kuleczek pryskały ze Starplex i pędziły w przestrzeń z ogromną prędkością, wyrzucane impetem napierającej wody i siłą odśrodkową, spowodowaną ruchem wirowym stacji. Fontanna niezliczonych diamentów na tle aksamitnej czerni nocy, mieniących się zielenią, zapożyczoną od blasku szmaragdowego słońca…

Najbliższy pojazd Waldahudenów natrafił na chmurę lodowej zapory. Jego prędkość, w połączeniu z prędkością własną zamarzniętych grudek, spowodowała autentyczne czołowe zderzenie. Tor pierwszych kawałków lodu został odchylony przez osłony siłowe, chroniące przed uderzeniami pojedynczych mikrometeoroitów, lecz nie przed całą lawiną…

Odłamki, stwardniałe w próżni na kamień, weszły w obudowę maszyny jak nóż w masło, rozcinając kadłub od góry do dołu. Wyrzucone powietrze natychmiast zamarzło, dołączając do kosmicznej burzy gradowej. Na mostku zawrzało.

— Teraz, Thor! — wrzasnął rozgorączkowany Keith. — Zmień nachylenie!

Pilot nie dał się prosić. Wachlarz lodowych pocisków strzelił łukiem w innym kierunku, zmiatając i rozdzierając na kawałki następnego wroga. W chwilę później trzeci statek został trafiony w zbiornik paliwa. Na holo bezgłośny wybuch zajaśniał w mroku jak płomienny kwiat.

Thor ponownie zmienił kąt nachylenia Starplex, kierując śmiercionośną fontannę w czwarty pojazd. Jednak tym razem pilot odpowiedział przemyślną strategią. Obrócił statek o 180 stopni, omiatając odłamki lodu stożkowatym płomieniem odrzutu, po czym odpalił główny silnik. Zamarznięte bryłki topiły się i parowały, zanim zdążyły dotknąć osłon kadłuba. Fortel rokował sukces, lecz pilot innej jednostki albo nie zrozumiał jego intencji, albo owładnięty paniką próbował ratować własny ogon. Pędząc na oślep do skrótu wpadł w sam środek krzyżowego ognia silników maszyny towarzysza. Statek, ogarnięty białym żarem płomieni, eksplodował. Pozostały już tylko dwie waldahudeńskie jednostki, w tym jedna Gawsta.

Rozszerzający się krąg wodnych drobin porwał i odrzucił od Starplex szczątki pechowego myśliwca. Szczęście nie dopisało również załodze, która dokonała sprytnej sztuczki z wykorzystaniem odrzutu. Poszarpany fragment obudowy wraku staranował Waldahudenów. Pod wpływem impetu uderzenia stracili panowanie nad sterami i statek poszybował w kierunku skupiska ciemnej materii. W odległości kilku milionów kilometrów od najbliższego obiektu nawigator prawie odzyskał kontrolę nad myśliwcem, lecz było już za późno. Pojazd został schwytany w pole grawitacyjne gazowej kuli. Miał lecieć wiele godzin po śmiertelnej trajektorii, zanim w błysku zderzenia dopełni się jego los. Przy tej prędkości nawet przelotny kontakt z ciemną materią zmieni maszynę w kupkę popiołu.

Tylko jednostka Gawsta pozostała nietknięta. Tkwiła uparcie na obranej pozycji, zakleszczona chwytakiem promienia traktorowego pod dyskiem centralnym. Thor w żaden sposób nie potrafił wymieść stamtąd intruza. Pocieszał się myślą, że ostatecznie może podtrzymywać rotację Starplex dopóki Gawst nie wyczerpie zapasu paliwa…

— Oj… Ojej… — FANTOM przetłumaczył rozpaczliwe mruganie światełek Rombusa. Pilot spojrzał w górę za ruchem macki Iba. — A niech to szlag… — zaklął.

Spoza tarczy zielonej gwiazdy wynurzyło się… jeden, dwa, trzy… jeszcze pięć waldahudeńskich myśliwców w szyku bojowym. Gawst nie był taki głupi, aby rzucać na pierwszy ogień cały potencjał swojej floty. Wśród nowo przybyłych sunął potężny krążownik, dziesięć razy większy od lekkich statków szturmowych.

Patrolowce sterowane przez delfiny trzymały się w bezpiecznej odległości od bazy, by uniknąć kolizji z fontanną odłamków. Teraz sformowały szyk bojowy i ruszyły na przeciwnika, z determinacją dążąc do starcia, zanim wróg zaatakuje Starplex. I tu stała się rzecz niepojęta. Keith zacisnął dłonie, aż zbielały mu kostki palców. — Co to jest, do diabła…? — wymamrotał. Thor wybałuszył oczy. — O Jezu… — zamruczał. — Jeeezu!

Na obszarze pola ciemnej materii zapanowało niezwykłe poruszenie. Olbrzymie globy zaczęły wirować, z początku powoli, potem coraz szybciej. Skupisko rozsnuło się jakby na wstęgi żwiru, przetykane setkami obiektów wielkości planet. Kule rozmieszczone wzdłuż pasm przypominały kostki rozpostartych eterycznych palców, w połowie lśniące zielono w świetle samotnego słońca, w połowie atramentowoczarno. Palce ciemnej materii wyciągały się w przestrzeń, aż osiągnęły długość milionów kilometrów.

Patrolowce Starplex rozpierzchły się na wszystkie strony, byle dalej od nadciągających strumieni. Zanim Waldahudeni zorientowali się w swoim położeniu, ich formacja wypadła z kursu i weszła w strefę zakłóconej grawitacji. Keith z zapartym tchem obserwował, jak statki floty agresora łamią szyk, zakreślając chaotyczne, zygzakowate linie.

Pasma rosły z zaskakującą prędkością. Lansing nadal nie mógł się pogodzić z faktem istnienia makroorganizmów, żyjących swobodnie w kosmosie. Lecz rzeczywista obecność gigantycznych istot, poruszających się z dowolną prędkością wedle własnej woli, mówiła sama za siebie…

Podkomendni Gawsta zrozumieli, że wpadli po uszy. Nietrudno było przewidzieć, czym grozi szarża na Starplex. Jeden ze statków zboczył z toru po karkołomnej krzywej i salwował się ucieczką. Drugi myśliwiec, chcąc pójść w jego ślady, odpalił dysze hamujące, które zabłysły czterema rubinowymi punktami na tle czerni. Wtedy matmaci rozpoczęli polowanie, wyciągając ku obcym żwirowe macki.

Gdyby statki użyły hipernapędu, miałyby szansę na ocalenie. Lecz siła ciążenia zielonej gwiazdy wspomagana skutecznym, choć słabszym źródłem grawitacji emitowanym przez matmatów, wykluczały taką możliwość.

Myśliwce na końcu klucza dzieliła od wypustek ciemnej materii odległość zaledwie kilku kilometrów. Keith zdrętwiał, gdy ujrzał na własne oczy, jak w jednej z macek otwiera się szczelina i obcy pojazd znika w tumanie żwiru.

Za pomocą hipotetycznego schematu Thor przedstawił pozycję myśliwca wewnątrz strumienia brył. Macka znieruchomiała i zaczęła się cofać, porywając uwięzionych w jej wnętrznościach Waldahudenów…

Wkrótce uderzyła następna, pożerając pierwszą z brzegu maszynę. Trzeci statek podjął próbę desperackiej eskapady. Lansing dostrzegł krótki błysk odbezpieczonej blokady, odrzucającej w przestrzeń zbędny balast uzbrojenia. Matmaci nieubłaganie kontynuowali pościg.

W tym samym czasie dwa strumienie ciemnej materii, powracające po schwytaniu swych ofiar, jednocześnie skręciły się i wygięły w łuk niczym jadowite węże.

Trzeci myśliwiec został schwytany i szary paluch skurczył się, unosząc go w swym wnętrzu. Dwie mordercze macki sunęły teraz w stronę waldahudeńskiego krążownika, aby odciąć mu drogę ucieczki. Tylko piąty szturmowiec zdołał umknąć ze strefy zagrożenia, choć serce Keitha załomotało, gdy ujrzał, że Rissa z Butlonosem ruszyli w pościg za zbiegiem. Dyrektorowi mignęła przed oczami twarz syna. — Przecież to jeszcze dzieciak… — pomyślał. — Duży dzieciak, pomimo swych dziewiętnastu lat i koziej bródki… Jak bardzo załamałby się na wieść, że matka zginęła w bitwie?

Wężowe wypustki ciemnej materii były coraz bliżej. Zaczynały już otaczać podwójną pętlą największy pojazd agresorów. Jednocześnie macka, która połknęła ostatnią ofiarę, śmignęła naprzód jak bicz. Myśliwiec, przelatujący w jej zasięgu, został zmieciony i koziołkując runął w przestrzeń. Błysnęły punkciki żaru wspomagających dysz odrzutowych ACS, lecz na ratunek było za późno. Szaleńcza rotacja wytrąciła pojazd z równowagi… Keith znieruchomiał z otwartymi ustami. — Dobry Boże…!

Impet uderzenia rzucił statek prosto w kierunku zielonej gwiazdy.

Maszyna dryfowała w próżni obracając się bezwładnie, a dystans dzielący ją od słonecznej korony malał z zastraszającą szybkością. Wreszcie pilot zdołał opanować stery, lecz statek zanadto się zbliżył do pałającej kuli o średnicy 1,5 miliona kilometrów. Protuberancje bluznęły w stronę nadlatującego pocisku, który wyparował w górnych warstwach atmosfery… Lansinga przeszył mimowolny dreszcz. — Rombus, zawracamy naszą flotę! — zawołał. — Otwieram kanał łączności.

— Wracać na Starplex! — krzyczał dyrektor. — Do wszystkich patrolowców! Natychmiast wracać do bazy!

Po odebraniu polecenia cztery jednostki błyskawicznie zmieniły kurs. Tylko jeden wciąż ścigał uparcie swoją zwierzynę. — Rissa! — wrzasnął Keith rozpaczliwie. — Wracaj! Nieoczekiwanie drugi bicz ciemnej materii smagnął nocne niebo, ciskając następnego intruza w stronę ognistego piekła. Lansing niespokojnie kręcił głową to w prawo, to w lewo. Przerażonym wzrokiem śledził na ekranie dwie, rozgrywające się w tym samym czasie, tragedie. Statek Rissy oddalał się coraz bardziej od Starplex, gnając na oślep za przeciwnikiem, a nieszczęsny waldahudeński myśliwiec, pędził na łeb na szyję ku nieuchronnej zagładzie.

Rumowy Jeździec pikował śrubą, spadając na wrogów. Broń podwładnych Gawsta była bezsilna wobec nieuchwytnego prześladowcy, gdyż ogień sprzężonych działek laserowych przeważnie chybiał celu, lub odbijał się od ekranów ochronnych patrolowca. Wtem desperacka obrona została przerwana. Załoga waldahudenskiej jednostki musiała struchleć ze zgrozy na widok makabrycznego spektaklu, transmitowanego na monitorach.

Los pchniętego bezlitosną macką statku był przesądzony. Załodze udało się jeszcze wystrzelić szalupy ratunkowe, lecz słaby ciąg silników nie zdołał wynieść kapsuł na gwiezdną orbitę. Zapewne ostatnim obrazem, jaki malował się przed oczyma umierających Waldahudenów były klepsydrowate plamy na oślepiającym kręgu słońca; grafitowoszare kleksy w rozszalałym oceanie płynnego jadeitu.

„PDQ” i „Dakterth” powracały do bazy. Musiały dokonać podejścia od góry albo z dołu, aby uniknąć kontaktu z aureolą ostrych, lodowych odłamków wokół Starplex. Rombus za pomocą wysięgników ściągnął pojazdy na tarczę centralnego dysku. Nie było mowy o wprowadzeniu ich do śluzy. Uniemożliwiał to wirujący gradowy pierścień — lecz po obydwu stronach głównego elementu stacji zamontowano klamry bezpieczeństwa do awaryjnego cumowania statków. Rumowy Jeździec nie przerywał polowania. Keith schylił się nad mikrofonem.

— Rissa! — wrzasnął rozdzierająco. — Na Miłość Boską. Rissa wracaj!

Laser Rumowego Jeźdźca nieoczekiwanie wypalił. Zgodnie z instrukcją FANTOM podkreślił na holo trajektorię promienia, który ciął gwiezdną przestrzeń jak błyskawica. Rissa trafiła w cel bezbłędnie, odcinając główny silnik od kadłuba maszyny jednym płynnym pociągnięciem. Oderwany fragment z rozprutym zbiornikiem poszybował w noc. Otaczał go rozpylony obłok wyciekającego paliwa, tworzący wokół cylindra szmaragdowy nimb.

W ułamku sekundy niebo rozświetlił oślepiający błysk, który przyćmił nawet upiorne światło zielonego słońca. Nadtopiony silnik eksplodował. Butlonos z miejsca wykręcił po zawrotnej krzywej i umknął przed rozrastającą się kulą plazmy. Po czym, kierując się wiązką naprowadzającą triumfalnie ruszył w stronę Starplex. Waldahudeński pojazd, pozbawiony dysz napędowych, oddalał się szerokim łukiem, niezdolny do jakiegokolwiek manewru.

I znów żwirowy palec przeszył firmament, posyłając jeszcze jeden myśliwiec w śmiertelną podróż. Gdy statek przelatywał obok, Keith dostrzegł głębokie wyrwy, ziejące w osłonie kadłuba — ślady po wysadzonych celowo fragmentach obudowy. Załoga wolała zakończyć życie w kosmicznej próżni niż ugotować się żywcem w tyglu słonecznego pieca.

Tymczasem rozprawa matmatów z waldahudeńskim krążownikiem dobiegała końca. Dwa strumienie, splecione przed dziobem giganta, zaczęły wirować coraz szybciej wokół wspólnej osi, tworząc soczewkowatą spiralę o kształcie formującej się galaktyki. FANTOM zlokalizował aktualną pozycję statku, porwanego przez jedno z ramion wirującej masy. Obroty przyspieszały do chwili, gdy spłaszczony krąg cisnął maszynę w przestrzeń, jak dyskobol miotający dyskiem. Największa z jednostek wroga odzyskała sterowność zanim uderzyła w słońce. Nawigator zaczął korygować kurs, kierując białe płomienie dysz odrzutowych w kierunku zielonego słońca. W tym samym momencie gigantyczna protuberancja wystrzeliła ponad fotosferę i strawiła statek.

— Cztery patrolowce są bezpiecznie przypięte do pancerza bazy — zameldował Rombus. — Rumowy Jeździec przybędzie za jedenaście minut. Z piersi Keitha wyrwało się ciężkie westchnienie.

— Doskonale… Teraz musimy przetransportować ewakuowanych z dolnych segmentów. Zaczynamy?

— Właśnie wjeżdża ostatnia winda — odparła Lianna. — To potrwa jakieś trzydzieści sekund.

— W porządku. Przełącz dolne pokłady na zero-g, zanim dotrze tam woda. Thor, wstrzymaj rotację Starplex. — Rozkaz.

— Dyrektorze, statek Gawsta wciąż jest przyczepiony do naszej stacji — wspomniał Rombus. — Zakleszczył chwytak na powierzchni obudowy. Keith zachichotał pod nosem.

— Nieźle… Mamy jeńca wojennego — mruknął i dodał głośno. — Dobra robota. Thor, Lianna, Rombus — jesteście wspaniali — przerwał tknięty nagłą myślą. — Dzięki Bogu matmaci stanęli po naszej stronie. Sądzę, że nigdy nie zaszkodzi podtrzymywać kontakt z istotami tworzącymi przeważającą część wszechświata, dlatego… — Jezu… — usłyszeli tragiczny jęk Thora.

Lansing poderwał głowę. Spojrzał na twarz oficera… i na ekran. Radość okazała się przedwczesna. Macki ciemnej materii sunęły w kierunku Starplex. — Teraz kolej na nas — zamigotał Ib.

— Przecież dowodzimy potęgą niezrównanie większą od wszystkich waldahudeńskich statków razem wziętych — zaoponował pilot po krótkim namyśle. — Może nie dadzą rady usmażyć nas na tej gwiezdnej patelni… Rombus z miejsca pozbawił goi złudzeń.

— Tylko jedna trzecia matmatów uczestniczyła w ataku na siły Waldahudenów. Gdyby wszyscy stanęli przeciwko nam… FANTOM, czy istnieje taka możliwość? — Tak.

— Przywołać Kocie Oko — rozkazał Keith niespokojnie. — Lepiej z nim porozmawiam. Ib dostroił aparaturę i zamrugał siatką sensoryczną.

— Ustalam wolną częstotliwość… Nadaję… Żadnej odpowiedzi. Dyrektor pochylił się w stronę pilota. — Thor, spływajmy stąd… — Kurs…?

— Kierunek skrót — odparł Keith bez zastanowienia, lecz zaraz oprzytomniał. Przecież mordercze macki już interweniowały w strefie pomiędzy Starplex a niewidzialnym punktem transferu.

— Stop! Zmień to — rzucił pospiesznie. — Leć w przeciwnym kierunku. Trzymaj kurs jak najbliżej zielonej gwiazdy. Poprowadź stację wokół niej. FANTOM, ściągnij tutaj Jaga.

— Zakazał mu pan opuszczać ten pokój, dyrektorze — przypomniał bezbarwny głos komputera.

— Wiem. Daję ci nowe instrukcje. Sprowadź go tutaj, i to zaraz. Minęła dłuższa chwila, zanim FANTOM przekonał Jaga. — Jest w drodze — rzekł wreszcie.

— Masz jakiś pomysł? — zagadnął dowódcę Rombus. Palce ciemnej materii nadlatywały z trzech stron, zamykając się wokół Starplex niczym pięść, zgniatająca robaka.

— Wiem, jak się stąd wydostać… O ile ten sposób nas nie zabije.

Na tle nieba błysnęła szczelina drzwi. Do środka wszedł Jag. Początkowo na pysku Waldahudena malował się wyraz pokory. Niewątpliwie śledził przebieg bitwy od początku do końca i był mimowolnym świadkiem zagłady swoich pobratymców. Mimo to, gdy popatrzył na Keitha, w jego głosie odezwała się dawna, lekceważąca nuta. — Czego chcesz? — spytał nieufnie.

— Chcę… — odparł zimno dowódca, trzymając nerwy na wodzy — … puścić Starplex wokół orbity zielonej gwiazdy. Dotrzemy do skrótu okrężną drogą. — Dobry Boże… — Thor pomyślał, że się przesłyszał. Chrząknięcie Jaga było równie wymowne.

— Czy taki manewr jest realny? Jakie są szansę powodzenia? — dyrektor wyczekująco patrzył na naukowców.

— Nie… Nie wiem — zawahał się fizyk. — W normalnych warunkach dokładne obliczenia zajęły by mi kilka godzin.

— Masz do dyspozycji nie godziny, a minuty — uciął Keith. — Czy są szansę powodzenia? — powtórzył z naciskiem. — Nie wiem… Tak… Chyba tak. Lansing zerknął w stronę basenu. — Melonogłowy! Przywróć do sieci stanowisko Jaga.

— Tak jest — delfin plusnął pod wodę, a Waldahuden zasiadł na swym stałym miejscu.

— Centralny Komputer — szczeknął. — Wyświetlić krzywą kursu na monitorze.

— Nie przysługuje ci prawo wydawania komend poza pasmem osobistym — oznajmił beznamiętnie FANTOM.

— Polecenie anulowane — Keith wpisał nowe instrukcje. — Areszt domowy zawieszony aż do odwołania. Żądany schemat pojawił się na ekranie.

— Magnor! — Jag zerknął na pilota spod przymrużonych powiek. — Tak?

— Mamy najwyżej dziesięć minut zanim nas dopadną. Będziesz musiał odpalić wszystkie dysze kadłubowe. Przetwórz, projekcję mojego szóstego monitora na zapis o większej czułości.

— W porządku — ruda czupryna sternika pochyliła się nad pulpitem.

— Dasz radę utrzymać ten kurs? — spłaszczony palec Waldahudena sunął wzdłuż krzywej na wykresie lotu. — Masz na myśli sterowanie ręczne? — Jak najbardziej. Nie mamy czasu na programowanie trasy. Wahanie pilota nie trwało nawet sekundy. — Więc ja… Jasne, że dam radę — wyrzucił jednym tchem. — Więc zrób to. Zaczynaj natychmiast. Thor zwrócił na dowódcę pytające spojrzenie. — Dyrektorze…?

— Ile mamy czasu do przycumowania Rumowego Jeźdźca na powierzchni dysku? — Lansing oderwał wzrok od ekranu. — Cztery minuty… — padła odpowiedź Rombusa.

— Nie mamy czasu, żeby na nią czekać — wpadł mu w słowo Waldahuden.

Keith zrobił gwałtowny ruch w stronę Jaga, jakby chciał rzucić mu się do gardła. Opanował się w ostatniej chwili.

— Są inne propozycje? — powiódł spojrzeniem po obecnych.

— Mogę przytrzymać Rumowego Jeźdźca promieniem traktorowym — zamigotał pospiesznie Ib. — Co prawda, nie zdołam wprowadzić go do śluzy dopóki nie pokonamy skrótu. Możemy jednak holować statek do samego portalu, a Butlonos jest na tyle doświadczonym pilotem, że z pewnością dokona transferu. — Zrób tak — Lansing odetchnął. — Thor, ruszamy. Starplex zakreślił łuk w kierunku zielonej gwiazdy. — Silniki na pełną moc — pilot przystąpił do akcji.

— Pozostał jeszcze jeden problem do rozwiązania… — Jag zatrzymał spojrzenie na twarzy dyrektora. — Istnieje szansa, że zdołam przeprowadzić stację przez skrót. Lecz nie mamy czasu na transfer pod ściśle sprecyzowanym kątem, a uszkodzenie hiperskopu na poziomie siedemnastym nie pozwala mi ustalić punktu wyjścia. To może być gdziekolwiek…

— Wkrótce „gdziekolwiek” będzie oznaczać „z pewnością lepiej, niż tutaj” — odparł Keith bez namysłu. — Po prostu wyciągnij nas stąd.

Starplex rozpoczął dramatyczny rajd wokół zielonego słońca. Ponad połowę wielkiego hologramu zajmował łuk szmaragdowej półkuli. Detale ziarnistej powierzchni i klepsydrowate plamy rysowały się coraz wyraźniej. Mniejszy fragment projekcji spowijały obłoki gazu, zaś w tle pęczniały macki ciemnej materii, przesłaniając część nieboskłonu.

— Rombus, czy masz dokładny namiar „Rumowego Jeźdźca?” — Keith tłumił narastający niepokój.

— Statek jest wciąż oddalony od nas o czterysta kilometrów, a matmaci ruszyli do ataku… lecz wciąż trzymam jego pozycję.

— Dobra robota — dyrektor odetchnął z ulgą. — Czy jest możliwy kontakt z Kocim Okiem lub którymś z jego pobratymców? — Ignorują nasze wezwanie — odparł Ib.

— Nie możemy podejść do gwiazdy tak blisko, jak bym chciał. — Jag zmienił temat rozmowy. — Na pokładzie oceanicznym pozostało zbyt mało wody, by zapewnić skuteczną osłonę, a nasze ekrany ochronne są przepalone. Istnieje trzydziestoprocentowa pewność, że matmaci nas dopadną.

Serce w piersi Keitha łomotało coraz mocniej. Stacja okrążała gwiazdę parabolicznym łukiem. Zachłanne macki wciąż wyciągały się do łupu. Położenie Rumowego Jeźdźca oznaczono na ekranie za pomocą maleńkiego kwadratu, a żółtą barwą podkreślał promień traktorowy, celujący w jego kierunku. Starplex dotarł do szczytu paraboli. Gwiazdy umknęły w bok — to Thor skręcił, gdy stacja musnęła pułap słonecznej atmosfery.

Stacja mknęła teraz z zawrotną prędkością po drugiej stronie gwiazdy, pikując w kierunku skrótu. Na holo FANTOM podświetlił animowane ramię promienia traktorowego i zaznaczył wartość zużycia dodatkowej energii. Kurs Starplex był tylko minimalnie odchylony od kursu Rumowego Jeźdźca, więc patrolowiec mógł podążać śladem stacji po orbicie siłą własnego rozpędu.

— Dwie minuty do transferu. Naprowadzam. — Macki Iba śmigały nad konsolą.

— Nigdy jeszcze nie przechodziliśmy przez skrót z taką prędkością. Nikt nie jest na to przygotowany — zauważył Jag. — Personel powinien się zabezpieczyć, lub przynajmniej mieć w pobliżu jakieś stałe oparcie. Keith przyznał mu rację. — Lianno, nadaj ostrzeżenie dla załogi.

— „Do całego personelu!” — przez głośniki popłynął głos Lianny przetworzony we wszystkich językach. — „Zapiąć pasy bezpieczeństwa wobec możliwości silnych wstrząsów”. Wtem duży, nieregularny obiekt przesłonił część wizji.

— Statek Gawsta! — zawołała dziewczyna. — Odczepił się od naszego pancerza. Pewnie myśli, żeśmy oszaleli.

— Mogę go złapać drugim promieniem — zaofiarował się Rombus. Keith wybuchnął śmiechem.

— Zostaw go. Niech leci. Jeśli woli mieć przeprawę z mat — matami. Idzie nam na rękę.

— Osiemnaście sekund — odliczał Ib. Z niewidzialnej podłogi wysunęły się pomarańczowe klamry i zamknęły chwyt na obręczach jego kół. — 1,4 stopnia w prawo, Magnor — zaszczekał Waldahuden. — Ominiesz skrót. — Kurs korygujący. — Szesnaście sekund.

— Wszyscy na miejsca! — zdążyła krzyknąć Lianna. — Wkrótce… Wtem… Mrok. Poczucie nieważkości. — A niech to cholera! — głos Thora w ciemności.

— Szczekanie… Jag mówi coś po swojemu… Dlaczego FANTOM nie tłumaczy? Jakieś migoczące plamki… jedyne źródło światła w pokoju. To przecież Rombus…

— Siadło zasilanie! — ryknął nawigator. — O krok od skrótu…

Zapłonęły czerwone lampy alarmowe i natychmiast włączył się awaryjny system grawitacyjny, dla Ibów — sprawa życia i śmierci. Z dwu przeciwległych stron sali dobiegały odgłosy rozbryzgów ciężkich kropli. Woda w zbiornikach dla delfinów przybrała kształt olbrzymich kopulastych słupów, które runęły pod wpływem powracającego ciążenia. Uderzały przy tym z pluskiem o podłogę, zalewając wszystko dookoła. Sferyczny hologram zniknął. Mostek otaczały jednostajne, szaroniebieskie płyty syntetycznych ścian. Keith jakoś utrzymał się w swoim fotelu, lecz Jag leżał rozpłaszczony na podłodze. Najwidoczniej stracił równowagę, gdy niespodziewanie powróciła grawitacja.

Trzy stanowiska w pierwszym rzędzie — OpW, Ster i OpZ — błyskały kontrolkami, budząc się do życia. Drugi rząd nie ucierpiał prawie wcale, dzięki mocy akumulatorów.

— Zgubiliśmy Rumowego Jeźdźca… — rzekł cicho Rombus — Oderwał się od stacji, gdy ustało zasilanie promienia.

— Przerwać transfer!!! — wrzasnął Keith, lecz Thor smutno pokręcił głową. — Za późno. Lecimy do skrótu siłą rozpędu. Mąż Rissy rozpaczliwie zacisnął powieki. — Którędy poleciał Rumowy Jeździec?

— Nie dowiemy się, dopóki skanery nie przeszukają pokonanego przez nas odcinka. — Płaszcz Iba przygasł. — Cóż… Mam na myśli część trasy, od kiedy złapaliśmy go na hol. Powinien znajdować się za nami, gdzieś na linii kursu.

— „Generator numer jeden odstrzelony” — wpisała Lianna, sprawdzając odczyty na monitorze. — „Strata wojenna. Przeniesienie funkcji na ocalałe generatory”.

— Od… Wy… Przy… Przyjąłem. Prze…noszę — wydukał FANTOM.

Holograficzny bąbel odtwarzał projekcję. Mostek otoczyła oślepiająca biel, zastąpiona po chwili obrazem kosmosu. Na nieboskłonie nadal królowało zielone słońce, a w tle sunęły nieubłagane macki ciemnej materii. Keith na próżno wypatrywał jakiegokolwiek śladu Rumowego Jeźdźca, choć Starplex leciał teraz o wiele wolniej. W ciszy zadudnił bas Thora.

— Transfer za dziesięć sekund. Odliczam. Dziewięć. Osiem…

Spod sufitu dobiegało wezwanie Lianny, skierowane przez głośniki do ogólnej wiadomości publicznej.

— Za szesnaście sekund ciążenie wróci do normy. Przygotujcie… — … Dwa. Jeden. Kontakt!

Zamigotały czerwone diody ostrzegawcze. Skrót otoczył stację liliowym pierścieniem, gdy mikroskopijny punkt rozrastał się, wchłaniając nadlatującą bryłę. Z tyłu widniało znajome niebo z szafirowym słońcem i strumieniami ciemnej materii w tle, na przedzie zaś otwierała się bezgwiezdna pustka. Cały przeskok trwał zaledwie kilka chwil, gdy Starplex z szaloną prędkością mknął przez skrót.

Gdy Keith pojął co się stało, przeszył go zimny dreszcz. Światełka na płaszczu Rombusa zatańczyły w sekwencji zdumienia. Lianna stłumiła cichy jęk. Jag odruchowo gładził sierść.

Wokół rozciągała się bezgwiezdna pustka. Jedynie w oddali majaczył jasny, niewyraźny owal, a wysoko w górze bielały trzy maleńkie, eliptyczne krążki i garstka ledwie widocznych, rozrzuconych bezładnie plamek.

Wynurzyli się zatem w martwej, międzygalaktycznej próżni. Białe elipsy nie były gwiazdami, lecz całymi galaktykami. A żadna z nich nie przypominała Drogi Mlecznej…

Загрузка...