— Lianno! Raport o zniszczeniach — polecił Keith.
— Kończę wykaz strat, odniesionych podczas bitwy. Transfer przebiegł bez komplikacji. — Straty w ludziach?
Lianna przechyliła głowę, wsłuchana w treść raportu, przekazywanego przez implant w jej uchu.
— Żadnych ofiar. Wiele złamań kości. Kilka przypadków wstrząsu. W sumie nic poważnego. Co do Jessiki Fong — opuściła śluzę szesnastą w dobrym stanie, jeśli nie liczyć pękniętego biodra, złamanej ręki i mnóstwa siniaków.
Dyrektor odetchnął z ulgą. Przebiegł wzrokiem po hologramie, doszukując się jakichś szczegółów w białych plamkach na tle nieskończonej czerni. — Boże… — szepnął zrezygnowany.
— Wszyscy bogowie — odparł cicho Jag — są daleko, daleko stąd… Thor obrócił się w fotelu i spojrzał na Waldahudena. — To przestrzeń międzygalaktyczna, tak? Jag przytaknął, podnosząc górną parę rąk.
— Ale… Nigdy nie słyszałam o wyjściu z sieci, położonym tak daleko — zaoponowała Lianna.
— Skróty istnieją jedynie w skończonym czasie — odparł fizyk. — Być może sygnały z między galaktycznej przestrzeni nie dotarły jeszcze do żadnego ze światów Wspólnoty.
— Lecz w jaki sposób skrót w ogóle może istnieć w międzygalaktycznej przestrzeni? — wtrącił pilot. — Gdzie jest jego punkt zaczepienia?
— To bardzo dobre pytanie… — Jag pochylił głowę, śledząc z natężeniem dane, rejestrowane przez przyrządy. — A! Tutaj go mam. Sprawdź dokładnie obraz swojego hiperprzestrzennego skanera, Magnor. Około sześć świetlnych godzin stąd znajduje się spora czarna dziura. Thor gwizdnął cicho, a Keith poruszył się niespokojnie. — Czy stanowi dla nas jakieś zagrożenie? — zapytał. — Nie bardzo, szefie. Dopóki siedzimy od niej z daleka. Tymczasem Jag manipulował przy kontrolkach na pulpicie. Na holo pojawił się wyodrębniony ramką obszar, pusty i mroczny, jak reszta otaczającej go przestrzeni.
— W normalnych warunkach widoczny jest dysk przyrostu wokół czarnej dziury. Lecz tu nie ma nic, co mogłoby zostać przyciągnięte przez jej pole grawitacyjne. — Waldahuden zamyślił się. — Myślę, że to jakaś starożytna czarna dziura. Potrzebowała miliardów lat, by dotrzeć aż tutaj. Prawdopodobnie jest pozostałością układu gwiazdy podwójnej. Gdy większy z komponentów przeszedł w supernową, powstała asymetryczna fala uderzeniowa, która wyrzuciła czarną dziurę poza rodzimą galaktykę. — Ale… Co uaktywniło skrót? — przerwała Lianna. Cztery dłonie Jaga uniosły się w górę.
— Czarna dziura przyciąga wszelką, przelatującą w pobliżu materię. Prawdopodobnie jakieś ciało zostało nagle wessane przez skrót — Jag silił się na beztroskę, lecz nie dało się ukryć, że jest tym wszystkim przybity. — I tak mieliśmy dużo szczęścia. — mruknął. — Skróty w międzygalaktycznej przestrzeni są równie rzadkie, jak muł bez śladów stóp.
Keith spojrzał na szczerą twarz Thora. Szukał spokojnych, wyważonych słów. Wciąż był dyrektorem Starplex, bez względu na to, że stacja bardziej przypominała teraz tratwę płynącą w nieznane, niż laboratorium badawcze. Czuł na sobie wzrok całej załogi, szukającej w nim oparcia.
— Kiedy będziemy gotowi do powrotnego transferu? — zapytał. — Kiedy wrócimy po Rissę i Butlonosa?
— Wciąż mamy problemy z elektrycznością — westchnęła Lianna. — Nie chciałabym ruszać statku, dopóki nie dojdziemy z tym do ładu. Potrzebuję co najmniej trzech godzin… — Trzech godzin?! — przerwał jej Lansing. — Ależ to… — Postaram się pospieszyć — zapewniła.
— A gdybyśmy wysłali im z pomocą jeden z patrolowców? — Keith z nadzieją popatrzył po zebranych.
Na mostku zaległa cisza. Rombus bezszelestnie podjechał do stanowiska dowodzenia i delikatnie oparł jedną z macek na ramieniu dyrektora.
— Mój przyjacielu… — FANTOM przełożył w formie szeptu stonowany blask świateł na siatce sensorycznej Iba. — Wiesz, że nie możesz tego uczynić. Nie możesz narażać drugiego statku na niebezpieczeństwo.
Jestem dyrektorem… i mam chyba prawo podejmować własne cholerne decyzje — klął w duchu Keith. Potrząsnął głową, próbując stłumić gniew. Jeżeli cokolwiek stało się Rissie…
— Masz rację — rzekł głośno. — Dziękuję. — w tej chwili jego wzrok padł na Jaga i skrywana wściekłość wybuchła ze zdwojoną siłą. — Powinienem z powrotem cię przymknąć, ty…
— Świnio — usłużnie dokończył Jag, prowokacyjnie krzywiąc pysk w parodii angielskiego słowa. — No dalej, wyduś to wreszcie.
— Moja żona jest gdzieś… nie wiadomo gdzie — wysapał Lansing. — Być może umiera. Butlonos również. Co, do diabła, chciałeś przez to osiągnąć?! — Do niczego się nie przyznaję.
— Naprawa tego statku pochłonie miliardy. Wspólnota skieruje przeciw tobie oskarżenie, masz to jak w banku… Nigdy nie zdołasz udowodnić, że moja propozycja przesunięcia Starplex miała cokolwiek wspólnego z późniejszym biegiem wypadków. Możesz mnie lżyć, ile dusza zapragnie, człowieku, jednak nawet wasze zacofane sądy wymagają konkretnych dowodów winy. Istota z ciemnej materii, będąca przedmiotem moich badań, naprawdę pozostawia niezwykły ślad w hiperprzestrzeni. I naprawdę był on niewidoczny, dopóki nie przenieśliśmy Starplex na bliższy punkt obserwacyjny — każdy astronom to potwierdzi…
— Twierdziłeś, że matmat wchodzi w fazę podziału — oskarżycielsko rzucił dyrektor. — Reprodukcja nie nastąpiła.
— Twoją domeną jest socjologia, Lansing. W naukach ścisłych musimy czasem pogodzić się z faktem, że niektóre z naszych teorii zostaną obalone. — To był podstęp…
— To był eksperyment — uciął Waldahuden. — Cała reszta to tylko domysły. Próbuj dalej szkalować mnie publicznie, a zaskarżę cię o zniesławienie. — Sukinsynu! Jeśli Rissa umiera…
— Jeśli doktor Cervantes umiera, będę niepocieszony — przerwał zimno Jag. — Życzę jej powodzenia. Z tego, co nam wiadomo, ona i Butlonos bezpiecznie umknęli przez skrót. To moi towarzysze ponieśli dzisiaj śmierć. Nie twoi… Lianna podniosła wzrok znad konsoli.
— On ma rację, Keith — wtrąciła łagodnie. — Straciliśmy sprzęt i mamy kilku rannych na pokładzie. Lecz nikt z załogi Starplex nie zginął.
— Może z wyjątkiem Rissy i Butlonosa — Lansing wziął głębszy oddech, siląc się na spokój. — Wszystkiemu winna jest mamona, co Jag? Gdy ruszył handel między galaktyczny, najbardziej ucierpiała wasza ekonomia. Wy, chłopaki z Rehbollo, nigdy nie tworzycie dwóch identycznych rzeczy… — Byłaby to zniewaga Boga Rzemieślników!
— Byłby to dowód wydajnej pracy, a wasze fabryki i robotnicy do wydajnych nie należą. Pozostaje pokaz siły. Starplex, nawet rozebrany na części, ma nieocenioną wartość — to dla was niezła gratka, nie mówiąc o podbudowaniu prestiżu. Jeśli wojna wybuchnie o taka stawkę… Cóż, reklama jest dźwignią handlu.
— Żadna rozumna istota nie chce wojny — odparł fizyk, lecz Keith podjął decyzję.
— FANTOM! — rozkazał. — Jag powraca pod areszt domowy.
— Przyjąłem.
— Może sprawia ci przyjemność wymierzanie kary — szczeknął Waldahuden — ale wciąż znajdujemy się na pokładzie stacji badawczej. Jesteśmy pierwszymi mieszkańcami Wspólnoty, jacy kiedykolwiek trafili w międzygalaktyczną przestrzeń. Powinniśmy oznaczyć nasze aktualne położenie — a ja jestem najbardziej wykwalifikowaną osobą, by podjąć się tego zadania. Odwołaj nakaz aresztu, zamknij się i zostaw mnie w spokoju, a spróbuję ustalić, gdzie jesteśmy.
— Szefie… — mruknął Thor widząc, że Keith zielenieje. — On ma rację, to jasne. Dajmy mu podziałać.
Lansing boczył się dłuższą chwilę. W końcu wyraził zgodę krótkim skinieniem głowy. Wskutek przedłużającego się milczenia Thor sam postanowił przemówić do komputera.
— FANTOM — powiedział w powietrze. — Anuluj nakaz aresztu domowego dla Jaga.
— Odwołanie polecenia wymaga osobistego potwierdzenia Dyrektora Lansinga — oświadczył automat. Z piersi Keitha wydarło się westchnienie.
— Potwierdzam. Mimo to, FANTOM, kontroluj każdą wydaną przez niego komendę. Jeżeli będzie odbiegać od próby ustalenia naszej pozycji, natychmiast daj mi znać. — Przyjąłem. Areszt domowy anulowany. Lansing pytająco spojrzał na pilota. — Nasz aktualny kurs? Thor porównał odczyty na ekranach przyrządów.
— Nadal dryfujemy zmodyfikowaną wersją parabolicznego ślizgu, który wykorzystaliśmy do okrążenia zielonego słońca. Oczywiście tor uległ odchyleniu, kiedy wyrwaliśmy się spod wpływu pola grawitacyjnego gwiazdy…
— Magnor! — szczeknął Jag. — Jesteś mi potrzebny do przeprowadzenia rotacji Starplex metodą Gafa Wayfarera. Straciliśmy jeden układ hiperskopów, lecz muszę mieć paralaktyczny skan hiperprzestrzeni całego nieba. Thor bez słowa zabębnił palcami po klawiaturze. Holograficzny bąbel wokół mostka rozpoczął złożoną serię obrotów. Podrygi i piruety stacji nie przyprawiły załogi o zawrót głowy tylko dlatego, że firmament był całkiem pusty, jeśli nie liczyć kilku wyblakłych plamek bieli. Pilot podjął przerwaną rozmowę.
— Co do kwestii powrotu, Keith. Ustawienie naszego wyjścia w hiperprzestrzeni jest identyczne, jak u wszystkich skrótów — zgodne z południkiem zerowym. Jak by nie było, ten diabelski wynalazek funkcjonuje w ten sam sposób od milionów lat świetlnych. Kiedy Lianna doprowadzi do porządku sieć elektryczną, powinienem bez trudności zawrócić nas stąd do każdego aktywnego skrótu, jaki wymienisz.
— W porządku — uznał dyrektor. — Lianno, jakie szkody mieliśmy podczas bitwy?
— Pokłady od pięćdziesiątego czwartego do siedemdziesiątego zatopione — przemówiła. — Całe wyposażenie, od czterdziestego pierwszego w dół, uszkodziła woda. Wszystkie segmenty pod spodem centralnego dysku przyjęły potężne uderzenie radiacji, gdy okrążaliśmy zieloną gwiazdę przy stuosiemdziesięciostopniowym nachyleniu. Radzę uznać całą dolną połowę stacji za niezdatną do zamieszkania — dodała po namyśle. — Obie sekcje niższych modułów mieszkalnych są teraz do niczego. — Co z ekranami ochronnymi? — Emitery pola zostały przepalone, lecz grupa techników mojego działu właśnie nad nimi pracuje. W ciągu godziny uzyskamy minimalną osłonę. Swoją drogą mięliśmy szczęście, wyszliśmy w przestrzeni międzygalaktycznej. Szansa kolizji I mikrometeoroidami jest tu znikoma.
— Gawst wyciął generator numer cztery. Jaki jest stan uszkodzenia?
— Mój zespół założył tymczasowe zabezpieczenia na obrzeżach wyciętej dziury. Izolacja powinna wytrzymać do czasu remontu w orbitalnej stoczni — orzekła Lianna. — Co z resztą generatorów? — Złącza elektryczne generatora numer trzy są w rozsypce. Wysłałam tam już ekipę monterów, lecz nie wiem, czy mamy na składzie wystarczający zapas światłowodów o odpowiednim przekroju. Być może, aby skończyć naprawę musimy sami wyprodukować niezbędne przewody. W każdym razie nie da się uruchomić głównych silników, dopóki nie podłączymy ich do sieci. Do tego inna waldahudeńska maszyna zdążyła uszkodzić generator numer jeden. To ten, który nagle stanął, powodując przerwę w dopływie energii. Tak czy owak — myślę, że damy radę zlikwidować usterki. — Stan śluz cumowniczych?
— Komora szesnasta wypełniona zamarzniętą wodą — zameldowała Lianna i dodała: — Poza tym, na pięć statków, wciągniętych w wir walki, trzy wymagają naprawy. — Wciąż możemy bezpiecznie przebywać w kosmosie?
— Tak. Planuję około trzech tygodni na dokładny remont, lecz nie ma żadnego bezpośredniego zagrożenia. Keith z zadowoleniem skinął głową.
— W takim razie, Thor, gdy tylko Lianna uzna, że jesteśmy gotowi do lotu, chciałbym żebyś opracował transfer, który wyrzuci nas tam, skąd przybyliśmy. To znaczy w pobliżu zielonej gwiazdy. Rdzawe brwi pilota powędrowały w górę.
— Rozumiem, że pragniesz ocalić Rumowego Jeźdźca, Keith. Ale jeśli przeżyli, Butlonos z pewnością już wyprowadził statek przez skrót.
— I owszem. Lecz nie dlatego chcę wracać — Lansing przesunął wzrok na Rombusa. — Miałeś rację przed kilkoma minutami, mój samobieżny przyjacielu. Powinienem w pierwszym rzędzie spełnić swój obowiązek. Starplex został stworzony przede wszystkim z myślą o nawiązaniu kontaktów z obcą inteligencją. Nie pozwolę, aby Wspólnota, idąc w ślady Odźwiernych, zerwała łączność z powodu nieporozumienia. Chciałbym jeszcze raz pomówić z matmatami. — Próbowali nas zabić! — zaoponował Thor. Keith uciszył go gestem dłoni.
— Nie jestem na tyle głupi, by dać im powtórną szansę wrzucenia stacji w to piekielne słońce. Czy potrafisz opracować dla Starplex kurs, którym dokonamy transferu, zrobimy pętlę wokół zielonej gwiazdy i zanurkujemy z powrotem do skrótu pod kątem, który wyprowadzi nas przez portal Monotonii 368A?
— Potrafię to zrobić, a jakże — odparł sternik po chwili namysłu. — Ale dlaczego przez M 368A, a nie Nowy Pekin?
— Wiemy jedynie, że atak na Starplex nie jest odosobnionym przypadkiem. Nowy Pekin może być oblężony. Musimy wylądować w punkcie neutralnym — Lansing zawiesił głos. — Do rzeczy. Jeśli wprowadzimy mój plan w życie — czy matma — tom uda się znów nas dopaść? Thor potrząsnął rudą grzywą.
— Nie. Nawet jeśli zaczaili się tuż przy wyjściu, a my rozwiniemy pełną prędkość, nie mają szans. W dyrektora wstąpiła nowa nadzieja.
— Rombus! — zwrócił się do Iba. — W czasie, gdy Lianna zajmie się podłączaniem do sieci niezbędnych urządzeń, przerzuć próbnik w okolicę zielonej gwiazdy. Nastaw hiperprzestrzenny skaner, abyś mógł rozpoznać matmatów po wgłębieniach, jakie tworzą w hiperprzestrzeni. Wprowadź również szeroko widmowy skan radiolokacyjny na wypadek powrotu waldahudeńskiej kontrofensywy. A także… — Keith starał się zapanować nad głosem — zaprogramuj detektor na rozpoznawczy kod transpondera Rumowego Jeźdźca.
— Minie co najmniej pół godziny, zanim będzie można to zrobić — przypomniała Lianna.
Lansing zagryzł wargi i pomyślał o żonie. Jeśli zaginęła, na rozwiązanie zagadki pozostały mu te wszystkie miliardy lat, jakie ma przed sobą. Popatrzył na plamki galaktycznego światła bujające w otchłani. Nie miał pojęcia, w którym kierunku obrócić wzrok, na czym skoncentrować myśli… Czuł się nieprawdopodobnie mały, nieważny i niewiarygodnie samotny. Na hologramie nie widniał żaden punkt zaczepienia; nic konkretnego, nic określonego. Jedynie otchłań… Wszechogarniająca, miażdżąca pustka.
Nagle obok, po lewej stronie rozległ się dziwny dźwięk. Coś, jakby zdławiony psi kaszel, który FANTOM przełożył jako „wyrażanie krańcowego zdumienia”. Keith z miejsca obrócił się w stronę astrofizyka i na widok Waldahudena opadła mu szczęka.; Jeszcze nigdy nie widział, żeby futro Jaga wyczyniało coś podobnego… — O co chodzi? — zagadnął. — Ja… Ja już wiem, gdzie jesteśmy — wychrypiał Jag. Keith uniósł brwi. — Taak?
— Zdajesz sobie sprawę, że w okolicy Drogi Mlecznej i Andromedy istnieje około czterdziestu mniejszych galaktyk, związanych z nimi grawitacyjnie, prawda? — Grupa Lokalna — burknął Keith zirytowany.
— Właśnie — podchwycił Waldahuden. — Zatem rozpocząłem od poszukiwań pewnych zjawisk, charakteryzujących Grupę Lokalną, takich jak superjasny S Doradus w Wielkim Obłoku Magellana. Bez rezultatu. Wobec tego przewertowałem katalog najbliższych, pozagalaktycznych pulsarów — oczywiście odpowiednich wiekowo — i użyłem ich niepowtarzalnych impulsów radiowych do sprecyzowania własnego położenia… — Tak, tak — przerwał niecierpliwie człowiek. — I co?
— I obecnie najbliżej nas znajduje się ta galaktyka… — Jag wycelował palec w maleńki punkt na hologramie pod swoimi stopami — Jest oddalona o mniej więcej pięćset tysięcy lat świetlnych stąd. Zidentyfikowałem ją jako CGC 1008. Posiada kilka wyjątkowych cech.
— Dobra — przerwał mu ostro Keith. — Jesteśmy pół miliona lat świetlnych od CGC 1008. Do rzeczy. Co oznacza odległość od CGC 1008 od Drogi Mlecznej dla nas, astrofizycznych matołów?
Jag wykrztusił kilka stłumionych, ledwie słyszalnych szczęknięć.
— Jesteśmy… — wydukał głos translatora — …sześć miliardów lat świetlnych od domu.
— Sześć… miliardów?! — Thor gwałtownie odwrócił się twarzą do Waldahudena. Jag bezradnie podniósł górną parę rąk. — Taka jest prawda — odparł zrezygnowany.
— To… To wprost nie mieści się w głowie — jęknął Lansing. Waldahuden powtórzył swój gest… — Sześć miliardów lat świetlnych — mruknął. — Sześćset tysięcy razy więcej, niż średnica Drogi Mlecznej. Dwa tysiące siedemset razy więcej, niż odległość od Drogi Mlecznej do Andromedy — łypnął na Keitha. — Dla was, w języku astrofizycznych matołów, bardziej, niż cholernie daleko…
— Czy możemy stąd zobaczyć Drogę Mleczną? — spytał dyrektor. Jag rozłożył ramiona jak wiatrak.
— O, tak — szczeknął cicho. — Tak, doprawdy. Centralny Komputer! Powiększ sektor 112.
Błękitna obwódka zakreśliła fragmencik sferycznego holo. Jag opuścił stanowisko i ruszył w tym kierunku. Przez moment mrużąc oczy kontemplował sytuację.
— Tutaj — dźgnął palcem w ekran. — Tak, to tutaj. A tuż obok — Andromeda. A to jest M 33, trzecia pod względem wielkości galaktyka Grupy Lokalnej. Rombus z zakłopotaniem zamrugał światełkami.
— Najmocniej błagam o wybaczenie, lecz musiała zajść jakaś pomyłka. To nie są galaktyki spiralne. Bardziej przypominają dyski.
— Ja się nie mylę — warknął Jag. — To Droga Mleczna. Tyle, że jesteśmy oddaleni o sześć miliardów lat świetlnych i widzimy ją tak, jak wyglądała sześć miliardów lat temu. — Wiesz, co mówisz? — wpadł mu w słowo Keith.
— Jak najbardziej. Kiedy tylko pulsary wskazały mi w przybliżeniu właściwy kierunek, bez trudu zidentyfikowałem galaktykę Drogi Mlecznej, Andromedy i tak dalej. Obłoki Magellana są zbyt młode, by ich światło dotarło tak daleko. Jednak gromady kuliste zawierają prawie wyłącznie stare gwiazdy pierwszej generacji i udało mi się rozpoznać określone skupiska, powiązane zarówno z Drogą Mleczną, jak i z Andromedą. Wiem, co mówię. Ten soczewkowaty dysk to nasz rodzinna Galaktyka.
— Przecież Droga Mleczna ma ramiona spiralne — zaoponowała Lianna. Jag spojrzał na nią wyniośle.
— Tak, Droga Mleczna niewątpliwie ma dzisiaj ramiona spiralne. I nie mam też wątpliwości, że gdy była sześć miliardów lat młodsza nie miała ramion spiralnych. — Jak to możliwe? — Thor nie krył zdumienia.
— To intrygujące pytanie — odparł waldahudeński astrofizyk. — Osobiście byłem przeświadczony, przyznaję, że nasza Galaktyka już w połowie swego obecnego wieku posiadała spiralny kształt…
— W porządku — uciął Keith. — Droga Mleczna w pewnym momencie wygrała ramiona na loterii…
— Wcale nie w porządku! — zaperzył się Jag. — To faktycznie nie ma żadnego sensu. Nigdy nie stworzyliśmy wiarygodnego modelu, motywującego formowanie się spiralnych ramion. Większość hipotez bazowała na różnicach obiegu — gwiazdy bliższe centrum galaktyki robią kilka okrążeń, gdy gwiazdy na dalekich orbitach kończą zaledwie jeden obrót wokół jądra. Lecz ramiona, powstałe w taki sposób były by fenomenem tymczasowym, trwającym nie więcej, niż miliard lat. Och… W ogóle powinniśmy odnotować najwyżej kilka takich galaktyk, a mamy prawo sądzić, że na każde cztery wielkie galaktyki przypadają aż trzy spiralne — ten współczynnik potwierdzają aktualne obserwacje. Galaktyki eliptyczne powinny zdominować spiralne liczbowo, a jest dokładnie na odwrót. — Zapewne gdzieś w teorii tkwi błąd. Jag wzniósł górną parę rąk na znak zgody.
— Otóż to — przytaknął. — My, astrofizycy, od stuleci łamaliśmy sobie głowę nad stworzeniem modelu, nazwanego „modelem zagęszczenia fal”, aby wyjaśnić obfitość galaktyk spiralnych we wszechświecie. Głównym założeniem były zakłócenia falowe w formie spirali, która przepływa środkiem galaktycznego dysku, ciągnąc za sobą gwiazdy — porwane, czy nawet uformowane przez wir. Jednakże ta teoria nigdy nie odniosła pełnego sukcesu. Po pierwsze nie tłumaczy wielkiej różnorodności form spiralnych. Po drugie, nie daje odpowiedzi, skąd biorą początek owe domniemane „zagęszczone fale”. Wybuchy supernowych czasem się nakładają. Lecz w modelu można równie łatwo doprowadzić do wzajemnej anihilacji połączonych eksplozji, jak przekształcić energię wybuchu w źródło fal dalekiego zasięgu. — Jag odetchnął. — Mieliśmy także inne problemy z modelami ukształtowania naszej galaktyki. W roku 1995 ziemscy astronomowie odkryli, że odległe galaktyki, których wiek w chwili obserwacji wynosił zaledwie dwadzieścia procent aktualnego wieku wszechświata, wirują w tempie porównywalnym z szybkością obrotów Drogi Mlecznej. Innymi słowy dwa razy szybciej, niż zakłada teoria dla galaktyk w tym wieku. Keith namyślał się przez chwilę.
— Jeżeli to, co właśnie widzimy, jest zgodne z prawdą — rzekł głośno — galaktyki spiralne, podobne do naszej, musiały ewoluować z prostego dysku, prawda? Powtórny, twierdzący ruch kończyn Waldahudena.
— Prawdopodobnie. Wasz uczony Edwin Hubble wychodził z założenia, że narodziny każdej galaktyki biorą początek od pierwotnego sferycznego skupiska gwiazd. Stopniowo rozkręca się ono w spłaszczony dysk, a następnie rozwija ramiona, które z czasem otwierają się w przestrzeni coraz dalej i dalej. Aczkolwiek posiadamy teraz naoczny dowód, że taka ewolucja ma faktycznie miejsce — tu wskazał gwiezdny dysk wewnątrz fluoryzującej ramki — wciąż nie umiemy wytłumaczyć, dlaczego to zachodzi i dlaczego formy spiralne w ogóle przetrwały.
— Mówiłeś, że trzy czwarte wszystkich wielkich galaktyk są spiralne? — spytała nagle Lianna.
— Taak… — FANTOM zastąpił chrapliwe szczeknięcie wymówionym przeciągle słowem. — Dotychczas nie zdobyliśmy niepodważalnych dowodów na proporcje występowania galaktyk eliptycznych i nieeliptycznych w całej rozciągłości wszechświata. Trudno określić strukturę zamglonych obiektów, odległych o miliardy lat świetlnych. Lokalnie obserwujemy przewagę galaktyk spiralnych, wypełnionych przez młode, błękitne gwiazdy, podczas gdy występujące tam elipsoidy koncentrują głównie stare, czerwone gwiazdy. Zatem przyjęliśmy zasadę, że każda bardzo oddalona galaktyka, emitująca błękitne światło — biorąc, rzecz jasna, poprawkę na podczerwienienie widma — jest spiralna, emitująca zaś czerwony blask, jest eliptyczna. Lecz doprawdy, nigdy nie mięliśmy stuprocentowej pewności.
— To niemożliwe — szepnęła Lianna, wpatrzona we fragment projekcji. — Jeżeli… Jeżeli tak wyglądała nasza galaktyka sześć miliardów lat temu, to nie powstał jeszcze żaden z zamieszkałych światów Wspólnoty, prawda? A może istnieje… Czy sądzisz, że istnieje tam teraz jakiekolwiek życie?
— Cóż… „teraz” oznacza dla nas po prostu „teraz” — odparł astrofizyk. — Lecz jeśli pytasz, czy w obrębie Drogi Mlecznej istniało życie w chwili, gdy zaczęło płynąć ku nam światło, odpowiedziałbym — nie. Galaktyczne jądra są niezwykle radioaktywne. Może nawet bardziej, niż na ogół sądzimy. Galaktyka eliptyczna, taka jak ta, jest jednym wielkim jądrem. W tak gęstym skupisku gwiazd występuje zbyt silna emisja twardego promieniowania, aby zdołały powstać trwałe molekuły genetyczne — Jag zawahał się. — Oznacza to, jak przypuszczam, że tylko galaktyki w średnim wieku mogą stać się kolebką życia organicznego. Wczesne formy, pozbawione ramion, pozostaną jałowe.
Na mostku zapadła cisza, zakłócana jedynie od czasu do czasu słabym popiskiwaniem panelu sterowniczego na tle poszumu wentylatorów. Wszyscy medytowali w zadumie nad maleńką plamką światła, która pewnego dnia da im życie. Uświadamiali sobie fakt, że zawędrowali w przestrzeń kosmiczną nieporównanie dalej, niż ktokolwiek przedtem. Rozmyślali nad przytłaczającym ogromem mrocznego pustkowia. Sześć miliardów lat świetlnych…
Na fali wspomnień powrócił do Keitha czytany przed laty artykuł poświęcony Bormanowi, Lovellowi i Andersowi — pierwszym astronautom z Apollo 8. Okrążali oni Księżyc w Wigilię 1968 roku, recytując braciom, pozostałym na Ziemi, wersety biblijnego Genesis. Byli pierwszymi ludzkimi istotami, rzuconymi na tyle daleko od rodzinnego globu, by mogli go zakryć rozpostartą dłonią. Ten właśnie moment, bardziej niż jakikolwiek inny — ten wizerunek, perspektywa, krajobraz — oznaczał dla ludzkości koniec dzieciństwa; zrozumienie, że cały ludzki świat jest tylko maleńką piłeczką, zawieszoną w otchłani nocy. A teraz, pomyślał Keith, być może — tylko być może — ten widok jest symptomem nadejścia wieku średniego: nieruchoma ramka, która ozdobi kartę tytułową drugiego rozdziału biografii ludzkości. Ziemia nawet nie była już maleńka, ulotna, znikoma… Mężczyzna podniósł rękę i rozprostował palce na tle hologramu, nakrywając dłonią gwiezdne wysepki. Przez moment siedział nieruchomo, po czym opuścił rękę i pozwolił oczom błądzić po bezkresnych przestrzeniach wszechobecnej pustki. Jego wzrok padł przypadkiem na Jaga. Waldahuden robił dokładnie to, co Lansing uczynił przed chwilą — przysłonił otwartą dłonią plamkę Drogi Mlecznej.
— Wybacz, Keith — słowa Lianny były pierwszym dźwiękiem, który przerwał milczenie, panujące na mostku od kilkunastu minut. Był to głos cichy, pokorny, jak modlitwa w murach katedry. — Instalacja elektryczna jest naprawiona. Możemy wystrzelić ten próbnik dokądkolwiek zechcesz. Dyrektor w zadumie skinął głową.
— Dziękuję — mruknął. Jeszcze raz utkwił tęskny wzrok w bladym krążku młodej Drogi Mlecznej na tle mrocznego bezmiaru.
— Rombus — szepnął. — Zobaczmy, co z naszym powrotem do domu…