16

Niewolnik, który sprowadził Sassę i czekał, by pozwolono mu się później z nią zabawić, nie znalazł się wśród tych, których jakaś siła cisnęła na ognistego człowieka. Stał wściekły na środku sali i obracał paskudnym łbem, podejmując próbę odszukania swej ofiary. Ona jednak przepadła gdzieś bez śladu. Ciało drżało mu z frustracji i rozczarowania, ogarnęło go bowiem podniecenie, a teraz seksualne pożądanie nie chciało ustąpić, jakby upierało się przy tym, by posiąść tę jakże młodą i czystą dziewczynę. Odebrać jej cnotę, szarpać i czerpać rozkosz. Oto jednak pozbawiono go uciechy. Gotował się z wściekłości, ale w Nardagusie obudził się jeszcze większy gniew. Wrzeszczał długo i przeraźliwie, ciskał naokoło rozmaitymi przedmiotami, aż inni musieli się uchylać. Zła kobieta prychała jak kotka.

– Te diabły! – wrzeszczała. – Oni tu byli, ośmielili się wejść!

Nardagus przerwał jej:

– Były tu również wilki, a to znacznie gorzej, musiały się z nas naśmiewać!

Podniósł ciężkie krzesło, by nim rzucić i w ten sposób dać upust swej wściekłości, człowiek-ogień uznał więc, że najlepiej będzie opuścić pomieszczenie.

Natychmiast zapadła ciemność, powoli zaczęło się też robić coraz zimniej.

– Wracaj! – zawołali chórem Nardagus i kobieta. – Wracaj tu, przeklęty niewolniku!

Człowiek-ogień był kimś więcej niż tylko zwykłym niewolnikiem, lecz tak czy inaczej postanowił zignorować rozkaz. Dawno już zniknął, ukrył się w niewielkiej jamie, w której natychmiast zapanowało piekielne gorąco.

Nardagus nie przestawał się ciskać.

– Wilki! Najwidoczniej udało im się wydostać z naszej krainy, a teraz ośmieliły się tu wrócić, i to razem z naszymi wrogami. I to jakimi wrogami! Nigdy jeszcze nie zetknęliśmy się z takim oporem!

Opuszczając mroczne, wychłodzone pomieszczenie, kobieta, wciąż biała na twarzy ze złości, powiedziała:

– Moje następne posunięcie, skoro nie udało nam się zrozumieć języka, jakim mówiła ta dziewczyna, byłoby dla niej śmiertelne. Zamierzałam wezwać tego, który nieodwołalnie zmienia nieproszonych gości w niewolników. Ale ta niewidzialna banda nam przerwała.

– Było ich kilkoro! – wykrzykiwał rozwścieczony Nardagus. – Wyczuwałem co najmniej kilka osób!

– Ja także.

Weszli do wielkiej sali, którą oświetlały porządne pochodnie. Nie zatroszczyli się o poparzonych niewolników, ci musieli więc radzić sobie sami, wycofać do swych pomieszczeń w dół po tylnych schodach, za drzwi, które widzieli Sol i Oko Nocy i z którymi Indianin zawarł nieprzyjemnie bliską znajomość. Więźniarkę zaprowadzono z powrotem do więzienia.

– Czy wysłać na nich niezwyciężonego?

– Nie my o tym decydujemy.

Nardagus nie krył zaniepokojenia. Czekało go zadanie nie do pozazdroszczenia: przekazanie władcom nieprzyjemnych wiadomości. Dziewczynka, którą zdołali pojmać, wymknęła się im z rąk. I to w jaki sposób? Zabrana z wnętrza najpotężniejszej z gór przez siły, które zdawały się tylko z nich drwić.

– Pójdziesz ze mną? – spytał kobietę.

– O, nie, dziękuję – odparła błyskawicznie.

Nardagus zacisnął zęby i opuścił ją, by stawić czoło swemu losowi.


Potężni panowie chętnie by go unicestwili, gdyż dopuścił się doprawdy karygodnych zaniedbań. Nie mogli jednak tego zrobić, gdyby bowiem Nardagus zniknął, sami musieliby wziąć na siebie wszelkie nieprzyjemne zadania. A do tego wcale im się nie spieszyło.

Nardagus z głową wciśniętą w ramiona stał pod pręgierzem spojrzeń lodowatych oczu.

Już go złajali, wolno, cicho i zabójczo, tak jak to tylko możliwe. Pogarda w ich ochrypłych, z wysiłkiem pracujących głosach była doprawdy miażdżąca. Nardagus jednak wiedział to, co i oni: jest niezastąpiony. Pełni funkcję ich najbliższego pomocnika. Tego określenia wprawdzie sam nie używał, w duchu nazywał się prezydentem albo premierem. Potężnych władców uważał za rodzinę królewską, będącą zbieraniną figur galeonowych, nie odgrywających żadnej istotnej roli.

Nie miał w tym racji. To oni dzierżyli władzę, lecz do tego Nardagus nigdy by się nie przyznał.

Omawiano nowy plan.

– Dopóki każda grupa przebywa w swoim wymiarze, są osłabieni – stwierdził ostrożnie.

I znów musiał kulić się pod lodowatymi spojrzeniami.

– Nie są już w osobnych wymiarach. Pokonali mur i na powrót są razem.

– Ależ to przecież niemożliwe!

– Nie pytaj nas, jak do tego doszło. Po prostu to zrobili.

– Musimy się dowiedzieć, kim są te niebezpieczne siły.

– Czy nie to właśnie przed chwilą ci się nie powiodło?

Nardagus zacisnął szczęki.

– Wobec tego wysyłamy niezwyciężonego.

– Na razie jeszcze nie. Istnieje wiele możliwości, by zwabić załogę tego drugiego nieznanego pojazdu.

Nardagus rozumiał ich niechęć do niezwyciężonego. Niechętnie go wypuszczali, nawet gdy chodziło o nich samych, a może właśnie dlatego się wahano.

– Ale znajdują się wciąż w dolinie straconych złudzeń, prawda? – chytrze spytał któryś z władców.

– Tak. Zostawiliśmy ich tam, sądziliśmy bowiem, że nigdy nie zdołają się połączyć.

– Czy wypuścimy to, co kryje się w tej dolinie?

Nardagus zadrżał.

– Tam jest wszak coś więcej niż same tylko omamy, wywołane ich własnymi nadziejami – rzekł wolno. – Ale czy dzięki temu można ich łatwiej pojmać?

– A na cóż nam tacy więźniowie? Niech zginą w tej dolinie! Należy ich rozdzielić, tak by poruszali się w małych grupkach, wówczas mieszkańcy doliny zajmą się resztą. Wierzcie mi, nikt żywy się stamtąd nie wydostanie.

Nardagus wciąż nie był zadowolony.

– Wszystko to pięknie się zapowiada, lecz w jaki sposób wyciągnąć ich z tych piekielnych machin?

– Wolno myślisz, Nardagusie. Słyszeliśmy wszak, że pragną dojść do przeklętego jasnego źródła. Nie pojmuję, dlaczego ono musi znajdować się właśnie tutaj, w naszych górach.

– To tylko zaleta – wtrącił się drugi z władców. – Mamy nad nim kontrolę, możemy pilnować, by nikt się do niego nie przedostał.

– No, owszem to prawda. Ale tak czy owak: jeśli zamierzają przedostać się do źródła, muszą teraz wyjść w dolinę. Ich niezgrabne wozy nie pojadą dalej.

– Nigdy nie odnajdą drogi do źródła – prychnął Nardagus.

– Nie? Nie zapominaj, że są z nimi te przeklęte wilki, Gere i Freke. Nie, najlepszym pomysłem jest wypuszczenie na nich prawdziwych mieszkańców doliny. Tym razem obejdzie się bez ułudy. Ich oczom ukaże się prawdziwa dolina.

Jedna z przerażających postaci, chyba ta najstraszniejsza z nich wszystkich, wstała wolno i podeszła do ściany, która zmieniała się zgodnie z życzeniami patrzącej na nią osoby. Całą ścianę wypełnił widok nieustannie zmieniającego się krajobrazu.

Wreszcie pojawiła się czarna dolina, a wraz z nią oba Juggernauty.

– A więc są tam – szepnął budzący grozę władca. – Spotkali się, ale my to odmienimy.

Wszyscy inni obecni na tej sali wycofali się, nie chcieli patrzeć, jak potężny pan podnosi ręce i wydaje rozkaz pozostającym w ukryciu upiorom z doliny, jednocześnie zachęcając do działania wrogów, którzy tak tchórzliwie kryli się we wnętrzu przeklętych machin. Podpowiadał im, by natychmiast wyruszyli na poszukiwanie jasnego źródła.

W wysoko położonej sali potężnych władców wszyscy w milczeniu obserwowali to, co zaczyna się dziać w dolinie. Wyglądało to tak, jakby cała ziemia zaczęła się nagle poruszać.

Również istoty do cna przesycone złem zadrżały z odrazą, gdy zobaczyły to, co ukazało się na wielkim ekranie.


Czy zachęta potężnych władców dotarła do uczestników ekspedycji czy też nie, nie miało większego znaczenia, sami z siebie bowiem dyskutowali o drodze do źródła.

Najpierw jednak nie było końca radości, że oto znów są razem. Zasiedli wokół wielkiego stołu w J1, przyniesiono tu również na noszach Tsi, a Siska nie odstępowała go nawet na krok. Tich wybrał sobie miejsce, z którego miał widok na J2 tak, by żaden podejrzany typ nie zakradł się do pojazdu w czasie, gdy oni zajęci będą rozmową.

Sassa opowiedziała swoją historię. Pochwalono ją szczerze za to, że zachowała się tak wspaniale i nie zdradziła imion przyjaciół, Faron zaś koniecznie chciał się dowiedzieć, kim była pojmana wieśniaczka

– My ją znamy – odparł Freke.

Razem z Gerem leżeli na stojących obok siebie łóżkach i pilnie wszystko obserwowali. Armas i Oko Nocy nie mieli nic przeciwko temu, a nawet radzi byli, że wilki grzeją im pościel. Teraz pytające spojrzenia zebranych zwróciły się na Frekego.

– Nazywa się ją Córką.

– Córką? – zdziwił się Jori. – To dopiero dziwne imię!

– Ale tak właśnie jest, po norwesku nawet Córką Żony. Ona rzeczywiście jest Norweżką.

– Zaczekaj chwilę – ożywiła się Indra, która siedziała tuż koło Rama. – Jest taka norweska bajka, która się nazywa „Córka męża i córka żony”. Nie chcesz chyba powiedzieć…

– To właśnie ona – kiwnął łbem Freke.

Popatrzyli na niego z niedowierzaniem, ale Marco podjął:

– Bajka znana jest w wielu krajach. Opowiada o dwóch córkach, rodzonej i przybranej, które kolejno są wystawiane na wiele trudnych prób, wpadają na przykład do studni. Córka męża ze wszystkich wychodzi zwycięsko dzięki swej życzliwości, natomiast córka żony jest zła, brutalna i wszystko psuje. Szwedzka bajka nosi tytuł „Dwa kuferki”, a rosyjska „O pięknej Wasylisie”, to inna wersja tej samej historii. Można właściwie powiedzieć, że „Kopciuszek” także się do nich zalicza.

– Och, nie, ależ posłuchaj, to przecież się nie zgadza! – powiedziała Indra z urazą. – Sassa spotkała Córkę Żony, tę złą! W bajce ona jest brzydka i złośliwa, a mimo to…

Freke przerwał jej.

– Sądzę, że najwyższy czas, abyśmy z Gerem zdradzili wam powód rozpaczliwych krzyków dobiegających z Gór Czarnych.

– O, tak, prosimy – ucieszył się Faron. – Ale czy wcześniej na stole może się znaleźć trochę jedzenia? Wygląda na to, że w tym miejscu mamy jako taki spokój. Zostaniemy tu więc chyba przez jakiś czas. Musimy zebrać siły do kolejnego etapu.

Zrobiło się dość tłoczno, gdy pasażerowie obu Juggernautów biegali w koło, przygotowując posiłek. Ram z Indrą znaleźli jednak moment, by zostać choć na chwilę sam na sam w magazynie.

Nie było czasu na żadne romantyczne finezje.

– Indro, czy chcesz być moja, na zawsze?

Indra już miała zamiar palnąć jakąś bzdurę o uczynieniu z niej przyzwoitej kobiety, lecz wyjątkowo nie odczuwała szczególnej potrzeby, by obrócić sytuację w żart. Nigdy w życiu nie była taka poważna. Do oczu napłynęło jej tyle łez, że wreszcie się przelały, i ledwie zdołała wyjąkać:

– Tak. A ty, Ramie?

Ram objął ją mocno i Indra poczuła, jak otacza ją owa gorąca miłość, która mogła się wydawać płomieniem Wielkiej Światłości, będącej samą tylko miłością, i zapragnęła móc ofiarować ukochanemu również coś podobnego, bodaj ułamek takiego oddania, które teraz od niego biło.

Być może trochę jej się to udało, gdy bowiem znów na nią spojrzał, jemu także zwilgotniały oczy.

To znaczy, że Lemuryjczycy potrafią płakać, pomyślała Indra. Świetnie, a więc i ja mogę się odważyć. Patrzyła zatem na Rama, śmiała się i płakała na przemian, pociągała nosem i czuła się wprost do bólu szczęśliwa.

Musieli wreszcie czym prędzej powrócić do innych, Indra wydmuchała nos, dopytując się, jak wygląda, Ram zaś odparł:

– Jak gdybyś przed chwilą przyjęła bardzo wytęsknione oświadczyny.

A wtedy Indra zaczęła szlochać jeszcze głośniej, ale płacz przerywały jej wybuchy śmiechu. Na szczęście każdy zajęty był swoimi problemami i nikt nie miał czasu, by obserwować szczęśliwą parę.

Dziewczynę przeniknął dreszcz.

A wciąż to, co najlepsze, jeszcze przede mną, pomyślała. Ten moment, kiedy będę należeć do niego po raz pierwszy i od tej pory już na całe, całe życie. Czy można umrzeć ze szczęścia? Bo tak właśnie teraz się czuję.

Jasne się stało, że wszystkim potrzebne było jedzenie. Dokoła panowała głęboka cisza, gdy posilali się tym, co znalazło się na stole. Kiro, odpowiedzialny za magazyn spożywczy, starał się odpowiednio dzielić porcje, jedzenia mogło więc wystarczyć jeszcze na wiele posiłków. Mieli też ze sobą rezerwowy prowiant w maleńkich paczuszkach, lecz on był ostatnią deską ratunku, na wypadek gdyby skończyło się zwykłe jedzenie. Ekspedycja trwała już znacznie dłużej, niż to planowano, i nic na razie nie zapowiadało jej końca, Kiro więc był bardzo ostrożny, na razie jednak wszyscy mogli najadać się do syta.

Wreszcie Faron usadowił się wygodnie.

– Opowiadajcie teraz, Gere i Freke, co się kryje za tymi krzykami skargi, które docierają do nas od tak dawna? Czy one mają coś wspólnego z tą młodą więźniarką?

– Tak, ona należy do skarżącego się chóru. Podobnie jak my kiedyś – dodał Gere.

– Co takiego?

Freke potwierdził.

Indra odezwała się cierpko:

– Wobec tego chór utracił parę znakomitych wyjców w waszych osobach.

Jeśli wilki potrafią się uśmiechać, to właśnie zrobiły teraz Gere i Freke.

– Masz słuszność – odpowiedziały.

– Opowiadajcie już! – ponaglał ich Marco. – Albo nie, zaczekajcie. Coś mi mówi, że w istocie jesteście wilkami Odyna.

– Znów masz słuszność – przyznał Freke.

Aż słychać było, jak wszystkim zgromadzonym wprost dech zaparło w piersiach.

Marco gwizdnął cichutko.

– A więc tak to się wiąże!

– Co takiego zrozumiałeś lepiej niż my? – niecierpliwiła się Indra.

Ale Marco jej nie słuchał. Całą swą uwagę skierował na wilki.

– Czy jest wśród was Grendel?

– Tak – wykrzyknęły, radośnie zaskoczone.

– A Minotaur?

– To nasz przywódca.

– Nie psuj teraz wszystkiego, pozwól, by Gere i Freke opowiadały. – Indra bez cienia szacunku napadła na swego krewniaka Marca.

– Pst – szepnął nagle Oko Nocy, który siedział zapatrzony w okno. – Widziałem coś…

– Mnie też się tak wydawało – przyznała Siska, również siedząca tak, że miała widok na skamieniały las. – Ale jakoś prędko zniknęło.

– Co zauważyliście? – spytał Ram.

– Tylko jakiś ruch – odparł Oko Nocy, a Siska przyświadczyła skinieniem głowy.

Okazało się, że ulotne zjawisko zaobserwowano w różnych miejscach. Ram zabrał więc ze sobą Marca i Oko Nocy i otworzył drzwi.

Uderzyło ich powietrze wiecznej nocy. Przez chwilę stali w milczeniu, lecz wszędzie dookoła panowała cisza. Chora dolina leżała pogrążona w swej zwyczajnej ciemności.

Niczym echo ich własnego nastroju rozległo się przeciągłe wołanie żalu i rozpaczy, dochodzące od strony gór. Mężczyźni poczuli, że przenika ich dreszcz.

Wrócili do środka.

Marco przestrzegł wszystkich przed wychodzeniem w pojedynkę, prosząc, by mieli w pamięci przeżycia Sassy. Indrze jednak wydawało się, że w jęku skargi usłyszała ton rozpaczliwej nadziei.

Marco oddał głos wilkom.

Mówił Freke:

– Owszem, prawdą jest to, czego domyśla się nasz wielce szanowny przyjaciel, książę Marco. Jesteśmy więźniami Gór Czarnych, wszyscy my, będący czarną stroną wszelkich mitów, podań i baśni, wymyślonych przez ludzi.

– I w ten sposób zostaliście ożywieni? – spytał Dolg.

– Tak właśnie jest.

Zapadła chwila ciszy, podczas której zebrani usiłowali przyzwyczaić się do tej myśli. Marco przypomniał sobie pewną rozmowę, którą odbył chyba z matką, Sagą. Czyż ona nie mówiła mu czegoś podobnego? Że to wcale nie Bóg stworzył ludzi, tylko ludzie stworzyli bogów, a gdy w bogów przestawano wierzyć, umierali.

Czy to samo może dotyczyć postaci z baśni? Czy w ten sposób one ożywają?

A dlaczego nie?

Indra, która jako jedna z niewielu tu obecnych mieszkała na powierzchni Ziemi, zaczęła protestować.

– Ale przecież wilki Odyna nie były złe?

– My stanowiliśmy przypadek graniczny, postrzegano nas nie jako złe stworzenia, raczej po prostu niebezpieczne. Dlatego też zdołaliśmy się uwolnić i uciec stamtąd – wyjaśnił Freke.

– Ale Loki jest wśród was?

– Oczywiście.

– I Judasz? – podsunęła Sassa.

– Nie, Judasz był prawdziwą postacią, żywą osobą. Tu znajdują się jedynie istoty rodem z ludzkiej wyobraźni.

– Meduza? – spytał Jori.

– Oczywiście.

Indrze przyszła do głowy zaiste przerażająca myśl:

– Tengel Zły?

– Nie – włączył się Marco. – Po pierwsze, on został unicestwiony, a po drugie dla nas, Ludzi Lodu, był postacią jak najbardziej rzeczywistą…

Freke uzupełnił:

– A po trzecie, napływ złych sił tu, do Gór Czarnych, zakończył się w czterdziestych latach osiemnastego wieku.

– Wtedy gdy przybyła tu rodzina Czarnoksiężnika? – czujnie spytał Dolg.

– Owszem, zgadza się. Właśnie przez tamte wrota, którymi przeszła twoja rodzina, mroczne siły z baśni i podań przedostawały się tutaj. Jak pamiętacie, wtedy wrota zostały zamknięte na zawsze.

– To znaczy, że reszta złych mocy pozostała później na ziemi wśród ludzi?

– Nie wydaje mi się, aby tak było. Sądzę, że wraz z epoką oświecenia mitologia po prostu przestała istnieć na ziemi. W dodatku nie powstawało już tak wiele bajek.

– Ale dlaczego tak się skarżycie? Czy to przez tę niewolę?

– Nie, gdyby było to tylko z tego powodu, nasze wołanie nie miałoby takiej mocy. Nie, są inne powody…

– Tam! – wrzasnął nagle Jori i rzucił się do okna. – Teraz i ja coś zauważyłem, ale zaraz znów zniknęło.

– Co widziałeś? – spytał Ram.

– Jakiś cień, ale zniknął błyskawicznie. Przypuszczam jednak…

– Tak?

Jori sprawiał wrażenie zmieszanego.

– Jeśli jest tak, jak mi się wydaje, to mam rację. Chociaż nie całkiem tak, jak mi się wydaje.

– Niezwykle precyzyjne i wiele mówiące sformułowanie – złośliwie zauważyła Indra. – A co takiego ci się wydaje?

– Nie wiem.

– No cóż, to wszystko wyjaśnia.

Przerwał im Marco.

– Nie mamy czasu na to, by siedzieć tu i się przekomarzać. Freke, czy ten żałobny chór może nam się przydać w drodze do źródła?

– Nie wiem, jak zdołalibyście dojść tam bez tego, jak to nazywasz, chóru.

– Tak właśnie myślałem. Wobec tego najpierw pójdziemy do niego – zdecydował Marco.

Wilki westchnęły z ulgą.

– A już myśleliśmy, że nigdy na to nie wpadniecie – stwierdził Gere.

Загрузка...