ROZDZIAŁ 13. Zastawianie pułapki

– Szmaragdy! – Bob odchylił się na oparcie krzesła i uśmiechnął szeroko do sufitu Kwatery Głównej. – Hiszpańscy zdobywcy, skradziony pamiętnik, sługa, który znika po śmierci biskupa! Co za sprawa! Chciałbym, żeby wreszcie pan Hitchcock o tym wszystkim usłyszał!

Zaprzyjaźniony z chłopcami znany reżyser, Alfred Hitchcock okazywał zawsze zainteresowanie ich tajemniczymi sprawami.

Jupe zachichotał z uciechy.

– Pan Hitchcock wolałby prawdopodobnie, żebyśmy jeszcze poczekali. Przynajmniej do czasu, póki nie poskładamy wszystkiego razem. – Spojrzał na leżący przed nim na biurku wydruk z komputera. – Łzy bogów. I wszystko dla Marilyn. Tylko gdzie te łzy się znajdują? I co ma z nimi wspólnego krwawy biskup?

– W Kolumbii jest dużo szmaragdów – powiedział Bob. – W książkach, które wziąłem z biblioteki, piszą, że Kolumbia jest największym producentem szmaragdów na świecie. Z wydruku wynika, że Marilyn musi pojechać do Sogamoso, żeby je znaleźć. Zastanawiam się, czy ten biskup miał także do czynienia z kopalniami szmaragdów.

– Jeśli Pilcher dał Marilyn kopalnię szmaragdów, będzie całkiem bogata – stwierdził Pete. Jupe spojrzał na zegarek.

– Robi się późno. Zeszło nam już właściwie całe popołudnie. Dajmy lepiej znać Marilyn, co wiemy.

Przysunął sobie telefon i nakręcił numer Pilchera. Marilyn odebrała już po drugim sygnale.

– To ja – powiedział Jupe. – Twój głos brzmi nerwowo. Czy porywacz znowu zadzwonił?

– Nie, ale stale oczekuję jego telefonu. Czego dowiedzieliście się od waszego przyjaciela w Ruxton?

– Możliwe, że ta książka to pamiętnik biskupa, żyjącego w Kolumbii parę wieków temu. Nazywano go krwawym biskupem ze względu na jego okrucieństwo wobec Indian pracujących w kopalni złota. Pamiętnik zaginął po jego śmierci. Nie jest pewne, czy jest to ten właśnie pamiętnik. Doktor Gonzaga, przyjaciel doktora Bamstera, musiałby go najpierw poddać przeanalizowaniu, ale nie chcieliśmy zostawiać u niego książki.

– No, myślę.

– Jeszcze jedno. Wiemy, co to są łzy bogów. Tak Indianie z Andów określają szmaragdy.

– Szmaragdy? – Marilyn milczała przez chwilę. – A więc szmaragdy! Zastanawiałam się, co tato chciał mi powiedzieć. Że zostawia mi garść szmaragdów? A co z tymi bredniami o starej kobiecie i letnim dniu? To brzmi jak odprawianie czarów. Wiesz, tak jak się każe pójść na rozstaje dróg przy świetle księżyca, żeby zakopać zajęczą łapę.

– Wszystkiego się dowiemy, kiedy wykupimy twojego ojca. Najważniejsze, że mamy książkę i możemy dać okup. Czy spędzisz noc u twego taty? Chcesz, żeby ktoś był z tobą?

– Mama obiecała tu przyjść, więc nie będę sama. Jak tylko usłyszę coś nowego, dam wam znać.

Odłożyła słuchawkę i niemal natychmiast zadzwonił telefon. Usłyszeli głos Harry'ego Burnside'a.

– Marilyn Pilcher wypłaciła mi należność za przyjęcie – powiedział. – Jak na razie jestem wypłacalny i bilansuję moje księgi. Czy możecie wpaść do mnie po wasze pieniądze?

– Oczywiście.

Jupe odłożył słuchawkę, zamknął pamiętnik biskupa w szafce i wszyscy przeszli przez Tunel Drugi do pracowni Jupe'a, gdzie zostawili rowery.

Zakład usługowy Burnside'a mieścił się przy bocznej ulicy w Rocky Beach. Nie zastali nikogo we frontowym biurze, przeszli więc do kuchni na zapleczu. Harry Burnside siedział przy stole rzeźniczym z piórem w ręce, a przed nim leżały księgi rachunkowe. Właśnie wychodziła jedna z dziewcząt, usługujących na przyjęciu Marilyn, i pomachała im dłonią na pożegnanie.

Burnside przywitał chłopców z uśmiechem.

– Cześć. Przygotowałem już dla was pieniądze. Zabierzcie je, póki są. Byłem wam winien za cztery i pół godziny po minimalnej stawce plus mały dodatek – wręczył każdemu z nich kopertę. – Muszę jeszcze tylko rozliczyć się z Ramonem. Zapłacę mu, jak wróci po załatwieniu dostawy.

– Ramon? – zapytał Jupe. – Ach, to ten pomywacz, którego pan najął na przyjęcie.

– Tak, od czasu do czasu mi pomaga.

Bob zajrzał do swej koperty.

– Pan mi dał za dużo!

– Minimalna stawka i trochę pieniędzy ekstra – powiedział Harry Burnside. – Nie potrafię poprzestać na minimum. Czuję się wtedy tak, jakbym pracował u Ebenezera Scrooge'a. Może macie ochotę na tort czekoladowy? Urządzałem przyjęcie dla dzieci dziś po południu i został duży kawał tortu. Ja nie odważę się tego jeść. Jeśli mi przybędzie choć gram, dziewczyna mnie rzuci.

Jupe uśmiechnął się.

– To zabawne. Ciocia Matylda powiedziała mi mniej więcej to samo dziś przy śniadaniu. Ale nie sądzę, żeby naprawdę tak myślała.

– Więc bierzcie się do tortu. Jest w spiżarni na półce za drzwiami.

Jupe wszedł do małego, kwadratowego pokoiku, przylegającego do kuchni. Od podłogi do sufitu biegły półki, a na nich stały pudełka czekolady, pojemniki z mąką, cukrem, puszki kawioru, słoiki oliwek. Żeby dostać się do tortu, Jupe musiał przymknąć drzwi. Sięgając po nóż, który Burnside zostawił na paterze, nadepnął na coś miękkiego.

Spojrzał pod nogi. Ktoś wepchnął za drzwi plastykową torbę koloru różowego, z błyszczącym fioletowym nadrukiem. Poznał torbę firmową domu towarowego Becketa.

Przez chwilę bez ruchu wpatrywał się w torbę. Więc Burnside był u Becketa, pomyślał. No, a dlaczegóżby nie miał tam być? Mógł zakupić w domu towarowym coś, czego potrzebował. Koszulę albo parę butów. Fakt, że sklepem należącym do Pilchera zarządza Ariago, nie oznacza, że ma on wspólne interesy z Burnside'em.

W pamięci Jupe'a odżyła scena przed domem pani Pilcher. Zobaczył znowu wychodzącego od niej spiesznie Ariago. Gdzie on był, kiedy Jupe rozmawiał z panią Pilcher? Czy się ukrywał gdzieś obok i podsłuchiwał? Te pytania wciąż do niego wracały.

Ukrywał się! To nie ulegało kwestii. Gdyby po prostu wpadł do niej przypadkiem, przebywałby tak jak Jupe w salonie. Schował się jednak. Dlaczego?

Czy Harry Burnside ma powiązania z Ariago? Czy to możliwe, żeby ten dobroduszny człowiek maczał palce w porwaniu Pilchera? Przypuszczenie bardzo śmiałe. W aktach komputerowych Pilchera nie było Burnside’a. Ale to może tytko oznaczać, że Pilcher za mało miał z nim do czynienia, żeby go sprawdzać. Nie znaczyło jednak, że Burnside nie interesował się Pilcherem. Może ma krewnych, którym Pilcher dał się we znaki. Lub też wiedział coś o krwawym biskupie i jego pamiętniku. Albo też Ariago go przekupił. Burnside ma kłopoty finansowe i mógł się skusić na łapówkę.

Na wierzchu torby leżało coś niebieskiego. Jupe pochylił się, żeby się temu przyjrzeć z bliska. To była wiatrówka. Dotknął jej. Torba przewróciła się i wiatrówka zsunęła się na podłogę, ukazując złożoną gazetę. Jupe przyjrzał się jej uważnie, nie dotykając.

Ktoś wyciął słowa z tytułu artykułu na pierwszej stronie! Jupe odczytał:

“… MIASTA TOKIO… Z PRZYJACIELSKĄ WIZYTĄ DO HUNTING-TON HARBOUR”.

Uzupełnił w myśli brakujące słowa, “ojciec” i “przybywa”, dwa pierwsze słowa listu porywacza.

– Hej, Jupe! – zawołał z kuchni Burnside. – Przez cały dzień będziesz kroił ten tort?

Jupe aż podskoczył. Wepchnął z powrotem wiatrówkę i oparł torbę o ścianę. Spiesznie wziął trzy kawałki tortu, położył je na papierowym talerzu i zabrał do kuchni.

– Dla pana nie nałożyłem – powiedział do Burnside'a.

– Dziękuję ci. Potrzebuję wsparcia, żeby wytrwać w moim postanowieniu.

Bob i Pete wzięli swoje porcje. Jupe wyciągnął spod kontuaru stołek i usiadł.

– Jak wam idzie z panną dziedziczką? – zapytał Burnside. – Macie już jakąś poszlakę? Odzyska ojca?

– Stara się, jak może, ale to niełatwa sprawa – odpowiedział Jupe. – Porywacz zażądał okupu w postaci czegoś, co nazywa książką biskupa. Marilyn nie wie, co to jest.

Bob i Pete przestali jeść. Pete nabrał tchu, żeby wypalić “ale my wiemy!”, powściągnął się jednak i powiedział:

– Przejrzeliśmy już dobre siedem milionów książek.

– I parę ton papierów – dodał Bob. – Pan Pilcher wszystko gromadzi, nigdy niczego się nie pozbywa.

Burnside zachichotał.

– Założę się, że większość tego wszystkiego nie warta jest złamanego grosza.

– Wybieramy się później do “Przystani centralnego wybrzeża” – powiedział Jupe. – Zna pan tę stocznię przy Bowsprit Drive? Trzymają tam jacht Pilchera w suchym doku. Nazywa się “Bonnie Betsy”. Pani Pilcher zasugerowała nam, żeby tam poszukać książki. Przypuszczalnie jacht będzie zawalony rupieciami, tak samo jak dom.

– Zdziwiłbym się, gdyby było inaczej – Burnside spojrzał w stronę drzwi za Jupe'em. – Ramon, chodź tutaj, mam pieniądze dla ciebie.

Jupe się odwrócił. W progu stał czarnowłosy pomywacz z przyjęcia. Skinął głową chłopcom i podszedł do Burnside'a po swoją kopertę.

– Skończyliście? – zapytał Jupe przyjaciół, przetykając ostatni kęs tortu.

Pete i Bob dojedli szybko swoje porcje. Pożegnali się z Harrym Burnside'em, zawołali “do widzenia” do Ramona, który wszedł do spiżarni, żeby też uciąć sobie kawałek tortu, i wyszli tylnymi drzwiami.

Minęli ciężarówkę Burnside'a, zaparkowaną w alejce na zapleczu, doszli do ulicy i przeszli na drugą stronę. Dopiero wtedy Jupe się obejrzał.

– Teraz wytłumacz, co znaczyło to całe gadanie – powiedział Bob.

– Właśnie – przyłączył się do niego Pete. – Dlaczego wygadałeś się przed Burnside'em o książce biskupa? Wiesz o czymś, o czym my nie wiemy?

– W spiżami stała plastykowa torba. Od Becketa. Tym domem towarowym zarządza Ariago. Nie miałoby to znaczenia, gdyby nie to, że w torbie była gazeta z wyciętymi z tytułu artykułu słowami.

Bob wciągnął powietrze.

– List porywacza!

– Właśnie – przytaknął Jupe.

– Burnside? – zdumiał się Pete. – Burnside jest porywaczem? Nie wierzę. Prędzej bym uwierzył, że mój dziadek jest Drakulą!

– Wiem – Jupe się zasępił. – Wydaje się to niemożliwe, a jednak widziałem gazetę. Jak nie wierzyć w coś, co się widziało?

– Zastawiasz więc na niego pułapkę – powiedział Bob.

– Tak jest. Dałem mu do zrozumienia, że książka może się znajdować na jachcie. Teraz zobaczymy, co zrobi.

– Jeśli mamy go śledzić – powiedział Pete – potrzebujemy samochodu, i to natychmiast! Jupe skinął głową.

– Ray Estava powiedział, że chce nam pomóc. Damy mu sposobność.

Загрузка...