Tydzień później doktor Gonzaga przyjechał do składu złomu Jonesa. Trzej Detektywi czekali na niego gotowi do drogi. Kiedy jechali szosą nadbrzeżną do Malibu, opowiadali profesorowi o czekającej ich wizycie.
– Polubi pan pana Hitchcocka – powiedział Pete. – To świetny facet. Mieszka w fajnym domu, przerobionym ze starej restauracji.
– Ma służącego Wietnamczyka – dodał Bob – który nazywa się Hoang Van Dong, ale mówi się do niego po prostu Don. Miły, tylko ma lekkiego bzika na punkcie jedzenia. Czasami przyrządza świetne potrawy, ale niektóre są… brrr!
Kierując się instrukcjami Jupe'a profesor skręcił w wyboistą drogę biegnącą dnem kanionu. Pięli się nią aż do dużego, białego domu.
– Hej, patrzcie! – zawołał Pete.
Drzwi domu stały otworem, a na ganku zobaczyli małą dziewczynkę w przepasce na głowie, z zatkniętym za nią czerwonym piórem.
– Ach, to jakaś mała Indianka – powiedział doktor Gonzaga. – Nie mówiliście mi o niej.
– Nie było jej przedtem tutaj – odparł Jupe. – I nie sądzę, żeby to była Indianka.
Doktor Gonzaga spostrzegł teraz, że rysy twarzy dziecka miały charakter orientalny. Uśmiechała się nieśmiało i machała do nich rączką. Na ganek wyszedł Hoang Van Don i wziął dziewczynkę na rękę.
– Księżniczka Czumaszów! – przedstawił ją przybyłym. – Poznaje zwyczaje pierwszych mieszkańców Kalifornii.
Gdy zbliżali się do ganku, z domu wybiegły inne dzieci. Wszystkie miały orientalną urodę i nosiły stroje indiańskie.
– Mali przyjaciele uczestniczą w programie przyjaźni między Wschodem i Zachodem – wyjaśnił Don. – Znaleźliśmy sposób uczenia ich amerykańskich zwyczajów przez zabawę. Kiedy pójdą do szkoły, będą już Amerykanami i z łatwością zostaną zaakceptowani przez kolegów.
– Wietnamska wersja amerykańskiego programu adaptacji, co? – powiedział Bob.
– Mam coś bardziej zabawnego – zapewnił go Don. – Dziś gotujemy na wzór Indian z plemienia Czumasza. Szykujemy drugie śniadanie z plonów zebranych na zboczu wzgórza. Ciasteczka z żołędzi. Krem z mlecza. Także herbata z głogu, dobra na trawienie.
– Och, nie! – jęknął Pete.
Pojawił się pan Hitchcock i Don zgarnął dzieci do domu. Jupe przedstawił profesora. Pan Hitchcock ledwie zdążył mu uścisnąć dłoń, gdy Pete wystrzelił:
– Co z tym kremem z mleczów?!
Reżyser roześmiał się.
– Nie bój się, Pete. Wydałem ścisłe instrukcje. Nie jesteśmy dziećmi z plemienia Czumasza i nie będziemy jedli plonów zbieranych na sąsiednim wzgórzu! Sam kupiłem rano prawdziwe jedzenie. Weźmiemy się do niego, jak tylko mi opowiecie o waszej ostatniej sprawie.
Chłopcy odetchnęli z ulgą. Zawsze jakoś udawało im się przeżyć eksperymenty kulinarne Dona, ale żołędzie i mlecz to było trochę za wiele.
Pan Hitchcock wprowadził ich do ogromnego pokoju z efektownym widokiem na ocean. Była to kiedyś główna sala restauracyjna. Teraz służyła gospodarzowi jako salon, biblioteka i biuro równocześnie. Wszyscy usiedli wokół małego stolika, a Bob wręczył panu Hitchcockowi swoje notatki.
– Doktor Gonzaga uzupełni pewne szczegóły – powiedział.
Uczony skinął głową.
– Proszę najpierw przeczytać sprawozdanie Boba. Moja część historii dotyczy bardzo starej tajemnicy. To zdarzyło się czterysta lat temu, nie ma więc pośpiechu.
Pan Hitchcock zaczął czytać przy akompaniamencie dobiegającego z kuchni wesołego gwaru dzieci. A kiedy doczytał do końca, roześmiał się.
– A więc Jeremy Pilcher zrzędził nawet wtedy, gdy ratowano go po trzęsieniu ziemi!
Jupe uśmiechnął się.
– Lampart nie zmienia skóry! Navarro zresztą też nie był aniołem.
– Navarra poszukiwano w dwóch krajach Ameryki Południowej – podjął Bob. – To drobny kanciarz, który spędził wiele lat w więzieniu. Doktor Gonzaga ma informacje o kradzieży pamiętnika biskupa. Była to pierwsza kradzież Navarry, ale nie ostatnia. Teraz czeka go więzienie za porwanie Pilchera.
Doktor Gonzaga otworzył teczkę i wyjął z niej oprawioną w skórę książkę, znalezioną przez Jupe'a na “Bonnie Betsy”.
– Rzeczywiście jest to pamiętnik biskupa Enrigue'a Jimineza, który żył dawno, dawno temu w Bogocie. Zwano go krwawym biskupem, ponieważ uważano, że ponosi odpowiedzialność za okrutne traktowanie Indian, pracujących dla hiszpańskich zdobywców w kopalniach złota i szmaragdów. Nie należy się temu dziwić, gdyż duchowieństwo miało ogromne wpływy na rządzących w hiszpańskich koloniach.
W swoim pamiętniku jednak biskup pisze, że był wstrząśnięty wieściami o brutalnym zachowaniu nadzorców w kopalniach. Chciał przekonać się o tym na własne oczy i wybrał się do którejś kopalni szmaragdów. Był to rodzaj kopalni odkrywkowej. Indianie pracowali na powierzchni. Traktowano ich okropnie. Biskup pospieszył z powrotem do Bogoty, chcąc wywrzeć presję na gubernatora i zmusić go do podjęcia kroków, zmierzających do stworzenia ochrony indiańskich robotników. Nim jednak gubernator zdążył cokolwiek zdziałać, w górach nastąpiło obsunięcie gruntu. Kopalnia, którą odwiedził biskup, została zasypana.
Doktor Gonzaga otworzył pamiętnik i zaczął tłumaczyć:
“Kopano od miesięcy. Ludzie starają się oczyścić miejsce z obsuniętej ziemi, ale jest to praca niebezpieczna. Zawsze następują dalsze obsunięcia. Właśnie nadeszła wieść. Wybuchł bunt. Indianie odmówili dalszego kopania. Wczoraj gubernator wydał rozkaz – zostawić kopalnię zasypaną. Dobrze się stało. Łzy bogów spowodowały zbyt wiele płaczu ludzi”.
– Hmm! Biskup nie był więc wcale taki zły – powiedział pan Hitchcock.
– Bo mu się oczy otworzyły – zauważył Pete.
– A te brakujące kartki w pamiętniku? Czy to jest też część tajemnicy?
– Stanowią istotę zagadki – odpowiedział doktor Gonzaga. – Po obsunięciu się ziemi nie można było ustalić dokładnej lokalizacji kopalni. Jednakże wiemy, że kartki, których brakuje, zawierały opis podróży biskupa z Bogoty do kopalni. Każdy łowca zaginionych skarbów mógłby prześledzić na podstawie tych zapisków trasę biskupa i trafić do Sogamoso. W miejscu, na które pada cień “Starej kobiety”, znalazłby kopalnię. “Stara kobieta” to góra w Andach. Tak nazwali miejscowi jeden ze szczytów.
Przez wiele lat pamiętnik biskupa pozostawał w posiadaniu prywatnych kolekcjonerów. Właściciele nie zdawali sobie sprawy, co mają. Potem pamiętnik kupił pewien antykwariusz, przypuszczając, że może to być cenny nabytek. Książkę mu jednak skradziono, nim zdążył oddać ją w ręce ekspertów. Ktoś poinformował policję, że książka jest u pomocnika antykwariusza. Przeszukano jego mieszkanie i znaleziono wiele unikalnych dokumentów wyniesionych z antykwariatu, ale tego pamiętnika nie było.
– Aha! – wykrzyknął pan Hitchcock. – Czy aby tym pomocnikiem nie był nasz przyjaciel Navarro?
– Dokładnie – potwierdził Pete. – Z początku Navarro zaprzeczał wszystkiemu. Potem powiedział, że pewien klient, Amerykanin, wyniósł ze sklepu pamiętnik ukryty pod marynarką. Policja nie uwierzyła jednak w tę bajkę i uwięziono Navarrę.
– Możemy się tylko domyślać, co się naprawdę stało – Bob podniósł głos, żeby przekrzyczeć nagły wybuch śmiechu, dobiegający z kuchni. – Zarówno Navarro, jak i Pilcher odmawiają udzielenia jakichkolwiek wyjaśnień. Marilyn mówiła nam, że jej ojciec w czasach swoich morskich podróży nigdy nie poprzestawał na obejrzeniu portów. Podejmował zawsze wyprawy w głąb lądu. Miał duże ambicje i wciąż szukał możliwości pięcia się w górę. W Bogocie spotkał Navarrę. Navarro dowiedział się jakimś cudem, co zawiera pamiętnik, a w każdym razie ten jego fragment, w którym mowa o kopalni szmaragdów w Sogamoso. Obaj doszli do porozumienia i zaplanowali kradzież książki. Wygląda na to, że Pilcher oszukał później partnera. Navarro poszedł do więzienia, a Pilcher wrócił do Stanów z majątkiem.
– Co oznacza, że znalazł kopalnię szmaragdów – wtrącił pan Hitchcock.
– Wszystko na to wskazuje – powiedział Jupe. – Myślimy, że odtworzył opisaną przez biskupa trasę. Pamiętnik niełatwo odczytać, ale Pilcher zna trochę hiszpański i z pomocą słownika mógł rozszyfrować kilka stron.
Doktor Gonzaga skinął głową.
– Sam byś go z pewnością przeczytał, Jupiterze, gdybyś miał wystarczająco dużo czasu i odpowiednie słowniki. Hiszpański nie zmienił się tak bardzo przez czterysta lat, nie bardziej od angielskiego. Przy małym wysiłku możesz nadal czytać Szekspira.
– Co właściwie ta książka robiła na “Bonnie Betsy”? – zapytał pan Hitchcock.
– Myślimy, że Pilcher pływał do Kolumbii, ilekroć potrzebował trochę szmaragdów – odpowiedział Bob. – Pamiętnik służył mu jako przewodnik. W pewnej chwili przestał wypływać w podróże. Może już był na to za stary. Wydarł wtedy ważne strony i schował je w domu. Przypuszczam, że resztę pamiętnika zostawił na jachcie, bo nie potrafił niczego wyrzucić.
– Zasilał więc swoją fortunę szmaragdami – powiedział pan Hitchcock. – Wtem na przyjęciu córki zjawił się dawny wspólnik. To musiał być szok!
– Spowodował atak anginy pectoris – przytaknął Jupe. – Mimo upływu lat Navarro rozpoznał go i Pilcher o tym wiedział.
– Doszliśmy do wniosku – podjął Pete – że kiedy siedziałem z Pilcherem w jego sypialni, on tylko udawał, że drzemie, a faktycznie jego mózg pracował na pełnych obrotach. Wiedział, że Navarro nie zostawi go w spokoju i będzie chciał odebrać pamiętnik biskupa. Pilcher nie zamierzał rozstawać się ze swoim sekretem, więc kiedy tylko nadarzyła się szansa, zamknął mnie w łazience i spalił wyrwane z pamiętnika kartki. Potem poszedł umieścić w komputerze wiadomość dla Marilyn. Chciał, żeby na wypadek, gdyby mu się coś stało, dowiedziała się o istnieniu kopalni. Ale tylko wtedy miała się o tym dowiedzieć.
– Sknera do końca – mruknął pan Hitchcock.
– Navarro wszedł na górę, przez nikogo nie zauważony – ciągnął Pete. – Zaskoczył Pilchera w momencie, gdy ten przyszedł wypuścić mnie z łazienki. Zakrył mu twarz poduszką. Być może chciał go tylko nastraszyć. Poduszka się rozdarła, więc chwycił drugą. Pilcher stracił przytomność. Wydaje nam się, że Navarro myślał, że zabił Pilchera i przeraził się. Postanowił usunąć ciało. Starał się stworzyć pozory, że Pilcher po prostu wyszedł z domu.
– Jak go wyniósł? – zapytał się pan Hitchcock.
– W koszu z praniem, pod brudnymi obrusami – powiedział Jupe.
– Oczywiście! – reżyser roześmiał się.
– Zawiezienie obrusów do pralni należało do obowiązków Navarry – mówił Jupe. – Po drodze odkrył, że to nie zwłoki leżały w koszu. Pilcher żył.
– Ten fakt wydał mu się wielką szansą odzyskania fortuny – powiedział Bob. – Opuszczony dom przy autostradzie był idealnym miejscem na przetrzymanie zakładnika. Nikt by nie usłyszał jego krzyków. Policja uważa, że Navarro przemieszkiwał tam, zanim Burnside go zatrudnił. Facet, który mieszkał przedtem w tym domu, miał jakieś ciężkie maszyny wymagające przymocowania do podłogi. Stąd metalowy uchwyt w podłodze, do którego Navarro przykuł Pilchera.
– Navarro dbał o jedzenie i wodę dla swojego więźnia, gdyż śmierć Pilchera nie byłaby mu na rękę. Pilcher udawał, że ustawicznie traci przytomność, żeby nie odpowiadać na pytania Navarry. Ten podejrzewał, że Pilcher udaje, ale bał się wywierać nań zbyt silny nacisk. Gdyby Pilcher dostał śmiertelnego ataku serca, tajemnica zasypanej kopalni przepadłaby na zawsze.
– Jak się teraz czuje nasz stary kolekcjoner? – zapytał pan Hitchcock.
– Dochodzi do zdrowia – odparł Pete. – Istny cud, że nic mu się nie stało, kiedy dom się zawalił w czasie trzęsienia ziemi.
– To wprost nie do wiary, że ten dom się cały rozsypał – powiedział reżyser. – Trzęsienie ziemi nie mogło być zbyt silne. Byłem wtedy w Nowym Jorku, tamtejsze gazety ledwie o nim napomknęły.
– Epicentrum znajdowało się na samym wybrzeżu, a dom byt gruntownie zdewastowany – wyjaśnił Bob. – I mogę pana zapewnić, że trzęsienie ziemi było dostatecznie silne!
Pete pokręcił nosem. Z kuchni dochodził dziwny zapach i gwar “Indian” przycichł. Pete podziękował Bogu, że nie musi uczestniczyć w uczcie Czumaszów, i przystąpił do podsumowania sprawy.
– Pilcher to twarda sztuka; spędził parę dni w szpitalu i już jest z powrotem w domu. Marilyn nie zamierza poślubić tego faceta z Bostonu. Jak tylko jej tato nabierze sił, przenosi się na stałe do matki. Zrozumiałe, że jej ojciec się nigdy nie zmieni, a ona boi się, że jak będzie z nim za długo przebywać, upodobni się do tego starego kutwy. “Pieniądze to nie wszystko”, powtarza ciągle, co doprowadza starego sknerę do szału.
– Cały zaś wielki sekret związany ze szmaragdami to zupełny niewypał! – Bob wybuchnął śmiechem. – Okazało się, że parę lat temu ktoś znalazł tę kopalnię. Uruchomiono ją obecnie i nie jest już dla nikogo tajemnicą!
Pan Hitchcock zachichotał.
– Dobrze się dostało obu łobuzom!
– Ray Estava pracuje teraz w banku w śródmieściu – dodał Bob. – A Ariago siedzi jak trusia u Becketa, żywiąc nadzieję, że Pilcher o nim zapomni. Umizgiwał się do pani Pilcher i nie chciał, żeby Pilcher o tym wiedział, dlatego się chował przed Jupe'em. Pani Pilcher była tak zakłopotana tą sytuacją, że nie wiedziała, jak z niej wybrnąć. Mówi, że facet jej się nie podoba, ale nie może się go pozbyć.
– Są ludzie, do których nie dociera, kiedy się im mówi nie – przyznał pan Hitchcock. -Powiedzcie mi teraz, co z tym duchem na strychu? Czy znaleźliście wyjaśnienie owych tajemniczych kroków, które słyszeliście?
– Ja nie znalazłem, ale pani McCarthy, gosposia Pilchera, ma wytłumaczenie dla tego zjawiska – powiedział Jupe. – Twierdzi, że był to duch dziewczynki, która kiedyś z bogatą ciotką mieszkała w tym domu. Tej dziewczynki, którą odesłano po zniknięciu broszki. Jej rodzice uwierzyli, że ukradła broszkę. Po naszym wyjściu pani McCarthy poszła na strych i dokonała własnych poszukiwań. Oto, co znalazła w fałdach starej kołdry, w jednym z kufrów.
Jupe położył na stole złotą broszkę z czerwonymi kamieniami.
– Pani McCarthy uważa, że jest to broszka, o której kradzież oskarżono dziewczynkę. Pewnie ciotka ją zgubiła, kiedy wkładała rzeczy do kufra. Po jej śmierci kufer został własnością pana Pilchera. My jednak myślimy, że pierwszym intruzem na strychu był Navarro. Irytował się, że Marilyn nie może znaleźć książki biskupa, i przyszedł sam poszukać. Skończyło się jednak na starciu ze mną. A potem? Nie wiem. Pani McCarthy dowiedziała się, że owa dziewczynka, teraz już dorosła kobieta, zginęła w wypadku samochodowym w dniu przyjęcia zaręczynowego Marilyn. Uważa, że duch zmarłej wrócił odnaleźć broszkę.
– Wróciła oczyścić swoje imię – wtrącił pan Hitchcock.
Jupe skinął głową.
– Ale musi być przecież jakieś inne wyjaśnienie. Nikt nie wraca z grobu. Duchów nie ma.
– Oczywiście – zgodził się reżyser.
Nagle z kuchni dobiegły głośne okrzyki protestu. Po chwili zjawił się Don i oznajmił, że obiad jest gotowy, i wniósł ze sobą dziwny zapach. Przypominał Pete'owi swąd tlących się wiórów.
– Dzieci nie jedzą ciasteczek z żołędzi – powiedział smutno Don. – Nie chcą być Indianami Czumasza.
– Doprawdy? – zapytał pan Hitchcock.
– Proszę się nie martwić – uśmiechnął się Don. – Wezmę dzieci do pizzerii przy szosie. Pizza jest wspaniałym daniem amerykańskim, nawet lepszym od żołędzi!
Pan Hitchcock roześmiał się. Między wyczynami kulinarnymi Dona z jednej strony a tajemniczymi sprawami Trzech Detektywów z drugiej, jego życie było pełne niespodzianek. Co spotka ich wszystkich następnym razem?