Rozdział dwudziesty

4.05

Eve stała przy oknie, gdy Joe i Gary wjechali na motelowy parking.

– Są – rzuciła przez ramię do Logana i otworzyła drzwi. – Gotowe?

– Gotowe. – Gary podał jej walizeczkę. – Próbka Millicent Babcock wskazuje na prawdopodobne pokrewieństwo. – Jego twarz rozjaśnił szeroki uśmiech. – Oczywiście ślina Chadbourne’a pasowała doskonale.

– Oczywiście. Wiedziałam – powiedziała Eve drżącym głosem. – Gdyby tak nie było, zmieszałbyś mnie z błotem.

– I słusznie. Za stratę mego cennego czasu.

– Załatwiłem panu apartament w Fort Lauderdale. – Logan podał Kesslerowi kartkę papieru. – Na nazwisko Ray Wallins. Niech pan tam zostanie, dopóki nie zadzwonimy i nie powiemy, że niebezpieczeństwo minęło.

Kessler uśmiechnął się chytrze.

– Luksusowy apartament? Ze służbą?

– Tak. Tylko niech pan nie przesadza.

– Człowiek z moją wiedzą i inteligencją zasługuje na luksusy. Szkoda ich na takich filistrów jak pan, Logan.

Logan podał mu kopertę.

– Gotówka. Powinna panu wystarczyć na parę miesięcy.

– A, to już lepiej – rzekł z zadowoleniem Kessler, chowając kopertę do kieszeni marynarki. – To mi wystarczy, dopóki nie dostanę zaliczki na mój bestseller. Zapewne będę potrzebował asystentki – powiedział, spoglądając na Eve. – Robię straszne błędy ortograficzne. Jak mnie ładnie poprosisz, Duncan, dam ci jeden pokój w moim apartamencie.

– Ja też robię błędy.

– To znaczy, że mi odmawiasz? Trudno. I tak chciałabyś przypisać całą zasługę sobie.

Joe wyszedł z motelu z torbą Eve w ręce.

– Wyjeżdżamy, Eve. Jeśli zaraz ruszymy, będziemy w Lanier koło dziewiątej.

Eve kiwnęła głową, nadal wpatrując się w Gary’ego.

– Dziękuję, Gary. Byłeś cudowny.

– Wręcz wspaniały – z zadowoleniem odparł Gary.

– Wyjedziesz teraz?

– Wrzucę ubranie do walizki, włożę walizkę do samochodu i jadę do Fort Lauderdale. Za pięć minut.

– Poczekamy na ciebie.

– Duncan, nie… – Gary wzruszył ramionami. – Co za uparta kobieta. – Poszedł do swego pokoju i wyszedł stamtąd po paru minutach. Włożył walizkę do bagażnika volva i odwrócił się do Eve: – Zadowolona?

– Tak. – Podeszła bliżej i mocno go uściskała. – Dziękuję – szepnęła mu do ucha.

– Nudzisz, Duncan – powiedział Gary, wsiadając do samochodu.

– Jesteś gotowa? – spytał Logan, zwracając się do Eve. – Zakładam, że jedziesz z Quinnem. Ja pojadę do Lanier za wami.

– My już wyjeżdżamy – rzekł Joe, siadając za kierownicą. – Jest pan spakowany?

– Mam wszystko w samochodzie – powiedział Logan i poszedł do beżowego taurusa.

– Eve?

Kiwnęła szybko głową i otworzyła drzwi od strony pasażera. Przezwyciężyli pierwszą przeszkodę i zdobyli dowody. W teczce miała wyniki badania DNA. Gary’emu ani matce już nic się nie stanie.

Dzięki Bogu.

4.10

Fiske wyciągnął z ucha słuchawkę od podsłuchu i zadzwonił do Lisy Chadbourne.

– Zatrzymali się w motelu „Roadway Stop” w Bainbridge – powiedział. – Pojechałem za Kesslerem i Joem Quinnem z laboratorium badającego DNA. Logan i Duncan też tu są. Wszyscy już wyjeżdżają. Quinn właśnie włożył walizkę Duncan do bagażnika. Duncan pożegnała się z Kesslerem. Kessler odjeżdża sam i teraz rusza z parkingu.

– A Logan? – spytała Lisa Chadbourne.

– Wsiada do innego samochodu. Do beżowego taurusa.

– Czy ona ma przy sobie czaszkę?

– Skąd mam wiedzieć? Przecież nie nosi jej pod pachą. Być może jest w walizce. A może Logan ma czaszkę.

– Albo gdzieś ją schowali. Nie pytam o pańskie przypuszczenia. Nie widział pan czaszki, prawda?

Zaczynała działać mu na nerwy.

– Nie.

– Niech pan ich pilnuje. Muszę mieć tę czaszkę.

– Już mi to pani mówiła. Logan wyjeżdża teraz za Quinnem.

– Niech pan za nimi jedzie, do cholery.

– Nie ma sprawy. Wiem, dokąd się wybierają. Jadą na północ, żeby z Lanier zabrać matkę Duncan.

– Jest pan pewien?

– Słyszałem, jak Quinn o tym mówił.

– I nie znikną gdzieś po drodze?

– Nie.

– Mam zatem dla pana inne zadanie.

Cyfrowy telefon Eve zadzwonił, kiedy byli sześćdziesiąt kilometrów za Bainbridge.

– Duncan. Nie…

Z trudem rozróżniała słowa.

– Co?

– Duncan…

– Gary? – spytała z bijącym sercem.

– Chciał się tylko pożegnać – powiedział inny głos.

– Kto mówi? – szepnęła.

– Fiske. Ona chce tę czaszkę, Eve.

– Gdzie pan jest?

– Z powrotem w motelu. Zepchnąłem naszego poczciwego doktora Kesslera z drogi, a potem przekonałem go, żeby wrócił do swego pokoju na krótką rozmowę.

– Chcę rozmawiać z Garym.

– On już nic nie powie. Kazała pani powiedzieć, że to nie koniec. Niech jej pani odda czaszkę.

– Och, mój Boże!

– Co się stało? – spytał Joe ze wzrokiem utkwionym w Eve.

Eve nie mogła odetchnąć ani wydobyć z siebie słowa.

– Zawróć – powiedziała po chwili. – Musimy wrócić do motelu.

– Co?

– Fiske… I Gary. Wiem, że to był Gary.

– Nie wiesz tego na pewno. Może to jakiś podstęp.

– To był Gary. Powiedział moje nazwisko.

– To pułapka, Eve.

– Nic mnie to nie obchodzi. Musimy wrócić. – Boże, ten szept. – Zawróć, Joe.

– Jak tylko będę mógł. Dam znać światłami Loganowi.

– Pospiesz się. – Eve usiłowała się skupić. Miała przy sobie teczkę z wynikami badań DNA, ale czaszka była u Logana. Jeśli to pułapka, musi… – Zatrzymaj się, Joe. Muszę oddać Loganowi teczkę.

Zjechali z autostrady, a Logan zrobił to samo. Joe wysiadł z samochodu i podał mu teczkę.

– Wracamy do motelu. Kessler dzwonił do Eve. Jest z nim Fiske.

– Niech pan wsiada do mojego samochodu, Quinn. Eve, zaczekasz tu na nas.

– Odpieprz się. Jedziemy, Joe. Joe włączył silnik.

– Jadę za wami – powiedział Logan.

– Ani się waż! – zawołała Eve. – Ona chce czaszkę. Jeśli będę się musiała targować, żeby uratować Gary’ego, zrobię to. Nie będę jednak miała żadnych możliwości, jeśli Fiske od razu zabierze ci czaszkę.

– Fiske nie…

Joe jechał autostradą w kierunku motelu. „Ona chce czaszkę, Eve”. „Niech jej pani odda czaszkę”. Gary.

Drzwi pokoju Kesslera były lekko uchylone i przez szparę widać było światło.

– Zostań tu. – Joe wysiadł z samochodu.

– Mam zamiar…

– Nie kłóć się ze mną. – Wyciągnął rewolwer z pochwy pod pachą. – Dam sobie radę. – Oparł się plecami o ścianę i kopniakiem otworzył drzwi.

Cisza, nikt nie strzelał, nikt nie wybiegł na zewnątrz. Joe odczekał chwilę, po czym schylił się i wbiegł do pokoju.

Eve nie mogła już tego wytrzymać. Wyskoczyła z samochodu i pędem ruszyła do pokoju Kesslera.

Nagle wyrósł przed nią Joe.

– Nie, Eve.

– Co… Nie! – Odepchnęła go i weszła do środka. Gary leżał na podłodze w kałuży krwi. Z gardła wystawała mu rękojeść noża. Eve uklękła obok.

– Gary?

– Chodźmy, Eve. – Joe usiłował podnieść ją na nogi, ale go odepchnęła. – Musimy stąd wyjechać.

– Nie możemy go zostawić. – Eve spostrzegła, że dłonie Gary’ego przybite były do podłogi kolejnymi dwoma nożami. – Joe, spójrz tylko, co on zrobił.

– Eve, muszę cię stąd zabrać.

– Fiske zrobił to specjalnie. – Łzy spływały jej po policzkach. – Chciał, żebym wiedziała, że się znęcał nad Garym. Ona chciała, żebym się dowiedziała.

– Gary już nic nie czuje.

Eve kołysała się w przód i w tył.

– Ib niesprawiedliwe. Gary chciał z nimi walczyć. Chciał…

– Spójrz na mnie, Eve.

Spojrzała niewidzącym wzrokiem na Joego.

Jego oczy…

Bardzo delikatnie dotknął jej włosów.

– Przepraszam – powiedział cicho, wyciągając rękę i uderzając ją w brodę.

Ciemność.


– Co jej się stało?

Logan wysiadał właśnie z samochodu, gdy Joe wyniósł Eve z motelu.

– Nic takiego. Niech mi pan otworzy drzwi.

Logan otworzył drzwi samochodu Joego od strony pasażera.

– Co z nią jest? Czy to Fiske?

– Nie, ja. – Joe posadził Eve na siedzeniu i zamknął drzwi. – Nie chciała zostawić Kesslera.

– Co… – Logan spojrzał na otwarte drzwi pokoju.

– Nie żyje.

– Fiske?

– Nie ma go tutaj. – Joe obszedł samochód i usiadł za kierownicą. – Niech pan wsiada do samochodu i zabiera się stąd. Przecież Eve mówiła, żeby pan nie wracał z nami.

– Okazuje się, że Fiske nie zamierza się targować.

– Chciał ją przerazić. To był straszny widok – powiedział Joe, wyciągając ze schowka papierowy ręcznik. – Wszędzie pełno krwi – dodał, wycierając dłonie Eve.

– Cholera – zaklął Logan, nie spuszczając oczu z bladej twarzy Eve. – Co pan jej zrobił?

– Ogłuszyłem ją – wyjaśnił Joe, zapalając silnik. – Klęczenie w krwi Kesslera obok jego ciała nie było dla niej najkorzystniejsze. Równie dobrze Fiske mógłby znaleźć się za nią z następnym rzeźnickim nożem.

– Z nożem?

– Mówiłem panu, że nie był to przyjemny widok.

– Eve nie będzie zachwycona tym, co pan zrobił.

– Zrobiłem to, co musiałem. Ma pan broń?

– Tak.

– Tego pan Eve nie powiedział, co? – rzekł Joe ze zjadliwym uśmiechem. – Domyślał się pan, jak by zareagowała. Mnie przeznaczył pan na odstrzał, ale swój tyłek pan chroni. Pilnuj pan broni i trzymaj się mnie. Jeśli pana porwą, może się na coś przydam.


Krew.

Noże.

Przybite dłonie.

Wielki Boże, ukrzyżował Gary’ego.

Otworzyła usta do krzyku.

– Obudź się. – Ktoś szarpał ją za ramię. – Obudź się, Eve.

Otworzyła oczy. Joe. Joe za kierownicą samochodu.

Ciemność. Sen. To wszystko było snem.

– Sen…

Joe potrząsnął głową.

– Gary… – Łzy znów spływały jej po policzkach. – Nie żyje? Joe potaknął. Wcisnęła się w kąt samochodu, starając się uciec przed koszmarem, który wciąż wracał. Krew. Gary. Dłoń Joego na jej głowie. Ciemność.

– Uderzyłeś mnie – rzekła tępo.

– Musiałem.

– Myślałeś, że tego nie wytrzymam.

– Wiedziałem, że sam tego nie wytrzymam.

– Ona chce czaszkę. „Każdy pieniądz ma dwie strony”… Nawet nie usiłowała się targować. Powiedziała, że musi iść naprzód. Chciała mi pokazać, że potrafi zabić kogoś mi bliskiego.

– Na to wygląda.

– Gary nie był w to zamieszany. Wyjeżdżał. Fort Lauderdale… Nie powinniśmy byli puszczać go samego.

– Myśleliśmy, że nic mu nie grozi. Nie mieliśmy pojęcia, że Fiske wie, gdzie jesteśmy.

„Ona chce czaszkę, Eve”.

– Gdzie jest Logan?

– Parę kilometrów za nami.

– I ma czaszkę?

Joe kiwnął głową.

„Niech jej pani odda czaszkę”. „Kazała pani powiedzieć, że to nie koniec”.

– Moja matka! – zawołała ze strachem Eve.

– Jedziemy prosto do niej.

– Ostrzegała mnie, że nie skończy się na Garym. Jak daleko jeszcze?

– Trzy godziny.

– Jedź szybciej.

– Spokojnie.

– Nie mów tak do mnie. Ona wie, że kocham matkę. Na pewno wybierze ją na następną ofiarę.

– Albo chce cię zwabić w pułapkę. Może nie wie, gdzie jest Sandra.

– Nie mieliśmy pojęcia, że Fiske odnalazł nas w Bainbridge. A tak było. Tak było – powtarzała Eve, wbijając paznokcie w zaciśnięte dłonie.

– Tak.

– A teraz Fiske może być w drodze do Lanier. Przed nami.

– Niekoniecznie po to, żeby zabić twoją matkę. Prawdopodobnie chce tam na nas zastawić pułapkę. W końcu chodzi im o czaszkę.

– Ostrzegę ich – powiedziała Eve, wyciągając z torebki telefon.

– Świetnie. Dobry pomysł. Żeby tylko nie wpadli w panikę. Powinni zostać tam, gdzie są, dopóki nie przyjedziemy. Powiedz Piltonowi, żeby miał się na baczności.

Powinni zostać tam, gdzie są? Kto to może wiedzieć, zwłaszcza jeśli Fiske będzie tam pierwszy. Drżącą ręką wystukała numer.


Fiske wsiadł z powrotem do samochodu, który zaparkował przed pustym domem. Na wschodzie wstawał nowy dzień, prześwitując przez czubki zamglonych sosen.

Miał co najmniej godzinę przewagi. W domu wynajętym przez Margaret Wilson świeciło się światło. Pilton uważnie rozejrzał się po okolicy i wszedł do środka. Był oczekiwany.

Na tym mu przecież zależało. Na czymś trudnym i ambitnym.

Zadzwonił do Lisy Chadbourne.

– Ostrzegła ich.

– Ale nadal tam są, co?

– Myślę, że czekają na nią. Jakieś piętnaście minut temu Pilton zapakował torby do samochodu, potem jednak nikt już nie wychodził.

– Niech im pan nie pozwoli odjechać. I nic im na razie nie robi. Dopóki nie odzyska pan czaszki.

– Matka byłaby dobrą przynętą. Lepszą niż Kessler. Chociaż udało mi się nadzwyczajnie załatwić Kesslera. Mam podać szczegóły?

– Mówiłam panu, o co mi chodzi – odparła po dłuższej chwili. – Szczegóły mnie nie interesują.

Tchórz.

– Kessler żył na tyle długo, że mógł do niej zadzwonić. Nie było to łatwe z nożami w…

– Powiedziałam, że to mnie nie interesuje. I niech pan pamięta, że Eve Duncan nie jest zwyczajną kobietą. Niech pan nie pokpi sprawy.

– Teraz mówi pani jak Timwick.

– Przepraszam. Zostawiam to w pańskich rękach. Wiem, że mnie pan nie zawiedzie.

Znów ta cholerna czaszka, która wiąże mu dłonie i nie pozwala wykonać zadania.

Pochylił się i otworzył schowek. Miał czas, żeby uporządkować listę. Jednym ruchem przekreślił nazwisko Kesslera.

8.35

Eve wyskoczyła z samochodu, gdy tylko zatrzymali się przed domem matki.

– Zaczekaj, ja idę pierwszy – powiedział Joe, odsuwając ją na bok.

Pierwszy wszedł do motelu i znalazł Gary’ego.

– Nie. Mamo!

Cisza.

– Wszystko w porządku, Eve! – zawołała Sandra. – Pilton nie pozwala mi wyjść, ale nic się nie dzieje.

– Wchodzimy do środka.

Logan zatrzymał samochód obok samochodu Joego.

– Wszystko w porządku?

– Najwyraźniej – odparł Joe, rozglądając się po okolicy. – Może. Niech pan wejdzie i sprawdzi, czy są gotowi do wyjazdu. Ja tu zostanę.

Logan poszedł za Eve w stronę domu.

– Niech pan zaczeka – powiedział Joe. – Gdzie jest czaszka, Logan?

– Na przednim siedzeniu obok kierowcy. Niech jej pan pilnuje.

– Dobrze. Niech wszyscy wsiadają do samochodów – powiedział Joe, nie spuszczając oczu z drzew wokół domu.


Był tam. Joe czuł jego fizyczną obecność. Czuł zapach krwi i głodu.

Jego nerwy reagowały na obecność Fiske’a. Zupełnie jakby został przerzucony z powrotem w czasy sankcjonowanych zabójstw. To był świat zrozumiały dla Fiske’a. Był tam teraz, gotów. Do czego?

Żeby rzucić w dom paczką dynamitu?

Żeby zacząć strzelać, kiedy wyjdą z domu?

W takim wypadku Joe byłby pierwszym celem. Strażnik jest zawsze pierwszy do odstrzału. Fiske jednak znajdował się w niekorzystnej pozycji. Jego celem było nie tylko mordowanie.

Czaszka.

Joe uśmiechnął się ponuro. A zatem należy zakończyć sprawę. Niech myśliwy stanie się zwierzyną.

„Widzisz to, Fiske”?

Zdjął marynarkę, sięgnął do samochodu Logana i wyjął skórzaną torbę z czaszką.

„Przynęta, Fiske”.

Z premedytacją podniósł wysoko torbę.

„Widzisz”?

Zaczął biec zygzakiem, przez zarośla, w stronę lasu.

„Chodź i walcz, draniu”.


Zaszokowany Fiske szeroko otworzył oczy.

Ten gnojek go prowokował. Wymachiwał skórzaną torbą, w której na pewno była czaszka. Fiske przyglądał się, jak Quinn biegnie w kierunku drzew. Wiedział, co robi. Nie będzie łatwym celem.

Nagle Fiske poczuł przyjemną chęć działania. Ta dziwka, Chadbourne, kazała mu odzyskać czaszkę. To było dla niej najważniejsze. Nie spodziewał się, że sprawi mu to przyjemność. Ruszył ścieżką po przekątnej, żeby złapać Quinna.


– Margaret, pojedziesz mikrobusem z Piltonem – powiedział Logan, schodząc po schodkach. – My zabierzemy Sandrę.

– Mam wracać do Sanibel? – spytała Margaret. – Kiedy się ze mną skontaktujesz?

– Kiedy będziemy bezpieczni. Quinn zorganizuje spotkanie z dziennikarzem z…

– Gdzie jest Joe? – zapytała Eve, przystając na górnym stopniu.

– Musi gdzieś tu być – odparł Logan, rozglądając się wokół.

Eve spojrzała na samochód. Nie było tam Joego. Serce waliło jej z całej siły.

– Fiske.

– Wątpię, żeby Fiske go zaskoczył – rzekł Logan. – Quinn to twardy facet.

– Fiske zaskoczył Gary’ego.

– Quinn to nie Gary. Nie jest ofiarą. Prędzej bym się spodziewał, że… – Logan podszedł do swego samochodu. – A to drań!

– Co takiego?

– Torba. Quinn zabrał torbę.

– Dlaczego? – Co za durne pytanie. Wiedziała przecież dlaczego. Joe chciał zakończyć sprawę i, jak zwykle, wziął to w swoje ręce. – Joe myśli, że Fiske tu jest.

– Raczej bym się z nim zgodził. Ty tu zostań – powiedział Logan do Piltona. – Idę za nim. Jeśli nie wrócę za… Dokąd się wybierasz, Eve?

Biegła w stronę lasu.

– Nie pozwolę, żeby Fiske coś mu zrobił. Nie pozwolę.

Logan biegł tuż za nią, przeklinając głośno.

– I co masz zamiar zrobić? Nie jesteś komandosem. – Joe poszedł tam przeze mnie. Myślisz, że puszczę go samego?

– Co chcesz…

Nie zwracała na niego uwagi. Weszła do lasu i przystanęła, ciężko dysząc. Nie mogła krzyknąć, aby nie zwrócić uwagi Fiske’a. Tylko jak odszukać Joego, zanim znajdzie go Fiske?

Nie trzeba się nad tym zastanawiać. Iść spokojnie. Obserwować cienie.

Logan szedł obok niej.

– Wracaj, na litość boską. Ja go znajdę.

– Cicho bądź, staram się coś usłyszeć. Musi być… Przerwała na widok rewolweru w dłoni Logana.

– Jeszcze będziesz zadowolona, że go zabrałem – powiedział.

Z przerażeniem zdała sobie sprawę, że już jest z tego zadowolona. Gdyby broń miała uratować życie Joemu, sama by jej użyła. Gary zginął, bo był bezbronny.

Joe nie może zginąć.


Liście krzaków poruszyły się delikatnie tuż za nim i Joe uskoczył na lewo, za pień poskręcanego drzewa.

– Jesteś tu? – zawołał cicho. – Chodź do mnie, Fiske.

Krzaki poruszyły się niby echo szeptu.

– Chcesz czaszkę? Mam ją tutaj. – Wślizgnął się głębiej między drzewa. Wszystko wracało. Polowanie, ściganie, zabijanie. Jedyną różnicą było światło. Większość działań podejmowali w nocy. – Chodź i weź sobie.

Fiske był blisko. Joe czuł lekki zapach czosnku i pasty do zębów.

Skąd dochodził zapach? Z prawej i trochę z tyłu. Za blisko. Za mało czasu. Szybciej.

Odległość.

Cisza.

Prędkość.

Zapach był teraz słabszy. Miał więcej czasu.

„Chodź, Fiske. Zapraszam”.


Gdzie się podziewa ten skurwysyn – zastanawiał się poirytowany Fiske. Miał wrażenie, jakby ścigał ducha.

Przystanął za krzakami, nasłuchując i rozglądając się wokół siebie. Cisza. Nie słyszał Quinna już od jakichś dziesięciu minut.

– Tutaj.

Fiske spojrzał w lewo. Pod dębem w odległości piętnastu metrów leżała skórzana torba.

Pułapka.

Czy Quinn uważał go za idiotę? Wpakowałby mu kulkę, jak tylko Fiske by się pokazał.

Ale gdzie on był? Fiske nieustannie obserwował okolice torby. Głos Quinna dochodził chyba stamtąd, trudno jednak było stwierdzić to na pewno.

Lekkie poruszenie. Krzaki z lewej strony. Musi poczekać, upewnić się, podejść bliżej. Jeżeli strzeli, zdradzi swoją pozycję.

Liście naprawdę się poruszały. Zobaczył plamę niebieskiego dżinsu, która natychmiast znikła. Ale krzaki się ruszały.

Quinn się zbliżał. Fiske zrobił krok naprzód. Podniósł broń, czekając na następne poruszenie z prawej strony.

Jednakże następny szelest dobiegł z prawej strony, o wiele dalej. Odwrócił się i wycelował.

Logan. I ta Duncan.

Przycisnął mocniej cyngiel.

– Nie! – krzyknął mu ktoś nad głową. Fiske podniósł wzrok i zobaczył, jak Quinn zeskakuje z drzewa.

Fiske znów się odwrócił i strzelił w chwili, kiedy Quinn przewracał się razem z nim na ziemię. Drugi strzał.

Drań. Czekał na drzewie na dogodny moment. I mógłby wygrać, gdyby nie Logan i Duncan.

Ale wygrał Fiske, jak zawsze. Czuł na piersi ciepłą krew Quinna i jego bezwładne ciało.

Kolejne nazwisko do skreślenia z listy.

Najpierw jednak musi go z siebie zrzucić. Logan biegł w ich stronę i Fiske musiał uwolnić dłoń, w której trzymał broń.

Dlaczego nie mógł się ruszyć? Ból w piersi. Oprócz krwi Quinna także jego własna.

Drugi strzał.

Przegrał. Przegrał. Przegrał. Przegrał.

Ciemność i strach.

Fiske zaczął krzyczeć.


Fiske już nie żył, kiedy Logan ściągał Joego z jego ciała. Matko jedyna. Eve upadła na kolana. Pierś Joego. Krew…

– Żyje? – spytał Logan.

Widziała ledwo dostrzegalne drganie pulsu na skroni.

– Tak. Dzwoń – numer dziewięćset jedenaście. Szybko. Logan sięgnął do kieszeni po telefon i odszedł. Eve wpatrywała się w Joego.

– Nie waż się umierać. Słyszysz, Joe? Nie godzę się na to. – Podciągnęła do góry jego bawełnianą koszulkę. Przez moment zastanawiała się, gdzie się podziała dżinsowa koszula, którą nosił. Ucisk. Należało ucisnąć miejsce obok rany, aby zatamować krwotok.

– Fiske? – spytał Joe, otwierając oczy.

– Nie żyje. – Eve położyła rękę powyżej rany i mocno nacisnęła. – Po co to zrobiłeś?

– Musiałem… go zabić.

– To mnie nie obchodzi. Nie powinieneś ryzykować… Kto cię prosił? Wszyscy jesteście tacy sami. Gary, Logan i ty. Myślisz, że zbawisz… Nie zamykaj oczu. Nigdzie nie odejdziesz.

– Mam nadzieję. – Spróbował się uśmiechnąć.

– Co z nim? – zapytał Logan, przyklękając obok Eve. Podał jej niebieską koszulę Joego. – Może ci się przyda. Znalazłem ją w krzakach. Pewno Quinn ją tam rzucił.

Szybko podarła koszulę na pasy i zrobiła z nich bandaże.

– Zadzwoniłeś na pogotowie?

– Tak, niedługo przyjadą. Nie powinni nas tu zastać. Nie wspomniałem o strzelaninie, ale sanitariusze zawiadomią policję, jak tylko zobaczą Fiske’a i Quinna.

– Idźcie… – zaczął Joe i urwał. – Nie mogę nic pomóc, Eve.

– Nie zostawię cię – powiedziała ze złością. – Tym razem nie możesz mnie uderzyć.

– Schowaj się… Niech Pilton… – Joe znów stracił przytomność.

– Wielki Boże. Z nim jest bardzo źle, Logan.

– Jeszcze żyje. – Logan wstał, odwrócił się i ukląkł obok Fisk’eego. – Wracam do domu i powiem Piltonowi, żeby rozmawiał z sanitariuszami. Kiedy usłyszymy sygnał karetki, przyślę tu Margaret, która zostanie przy Quinnie. Ty musisz stąd odejść – mówił Logan, przeszukując kieszenie Fiske’a.

– Co ty robisz?

– Zabieram jego dowody tożsamości. Im trudniej będzie policji zidentyfikować Fiske’a, tym później Lisa Chadbourne dowie się, że musi go kimś zastąpić. – Logan wyciągnął kluczyki samochodowe na wisiorku z wypożyczalni samochodów i portfel. Rzucił okiem na prawo jazdy i karty kredytowe. – Chociaż sam o to zadbał. Roy Smythe… – Wsunął portfel Fiske’a do tylnej kieszeni spodni. – Po naszym odjeździe Margaret i Pilton odszukają jego samochód i porządnie go wyczyszczą.

Na razie nic z tego nie docierało do Eve.

– Pojadę z Joem do szpitala.

Nie, pojedziemy za karetką. – Podniósł rękę, żeby zamilkła. – Nie kłóć się ze mną. Jeśli nie będziesz się ukrywać, trafisz do więzienia. O ile z miejsca cię nie zastrzelą. Tak czy owak, nie będziesz mogła czuwać przy łóżku Quinna i poić go herbatką – dodał ironicznie, wstając.

– Uratował ci życie, durniu.

– Kto go o to prosił? Jestem już zmęczony wspaniałym Quinnem, który… – Logan złapał torbę z czaszką i ruszył do domu.

Co mu się stało? Nie miał prawa złościć się na Joego. Mówił jakby… Rana krwawiła coraz bardziej. Eve wzmogła ucisk. „Nie umieraj, Joe”.


Zabrali go na ostry dyżur do szpitala w Gwinnett, trzydzieści kilometrów od jeziora. Logan, Sandra i Eve pojechali za karetką samochodem Logana.

– Pójdę tam i spróbuję się czegoś dowiedzieć – powiedziała Sandra, wyskakując z samochodu. – Stańcie gdzieś na brzegu parkingu. Przyjdę, jak będę coś wiedziała.

– Ja mogę…

– Zamknij się, Eve – rzekła stanowczo Sandra. – Pozwoliłam sobą już dość długo manipulować. Joe jest również moim przyjacielem i martwię się o niego. Poza tym na pewno by mi nie podziękował, gdybym pozwoliła ci tam pójść i dać się złapać.

Szybkim krokiem weszła przez szklane drzwi do szpitala.

Logan odjechał sprzed wejścia i zaparkował między dwiema ciężarówkami, które zasłaniały wnętrze taurusa.

– Będziemy czekać.

Eve ze zmęczeniem pokiwała głową.

– Mam jeszcze coś do zrobienia – powiedziała, wyjęła telefon i zadzwoniła na domowy telefon Joego.

– Dianę? Mówi Eve. Muszę ci coś powiedzieć. Joe jest… – Przez chwilę nie mogła z siebie wykrztusić słowa. – Joe jest ranny.

– O Boże!

– Ciężko ranny. Jest w szpitalu w Gwinnett. Lepiej tu przyjedź.

– Jak ciężko?

– Nie wiem. Został postrzelony. Jest na ostrym dyżurze.

– Niech cię diabli wezmą! – zawołała Dianę i rzuciła słuchawkę.

– Przekazywanie złych wiadomości nigdy nie jest przyjemne – zauważył Logan.

– Zachowała się tak, jakby mnie nienawidziła. – Eve oblizała wargi. – Właściwie trudno jej się dziwić. To moja wina. Nie powinnam pozwolić, żeby Joe…

– Jakoś nie spostrzegłem, żeby cię pytał o pozwolenie. Wątpię, czy udałoby ci się go powstrzymać.

– Znam go. Widziałam jego twarz, nim weszliśmy do domu. Powinnam się tego spodziewać.

– Byłaś wówczas lekko zdenerwowana.

– On umrze, Logan – powiedziała z rozpaczą Eve, opierając głowę o szybę.

– Nie wiadomo.

– Ja wiem. Ja… go kocham, wiesz? – szepnęła.

– Naprawdę? – spytał, odwracając głowę.

– Tak. Jest dla mnie ojcem i bratem, których nigdy nie miałam. Nie wiem, jakie byłoby moje życie bez Joego. Śmieszne, nigdy się przedtem nad tym nie zastanawiałam. Zawsze przy mnie był i myślałam, że zawsze będzie.

– Joe jeszcze nie umarł.

„Jeśli Joe umrze, czy będzie z Bonnie”?

– Przestań płakać – powiedział szorstko Logan i przytulił ją do siebie. – Ciii, wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Pomogę ci.

Już pomógł, obdarowując ciepłem i bliskością. Nie mógł uzdrowić rany, ale trzymał ją w ramionach, odsuwając pustkę i samotność. Na razie to wystarczało.

Загрузка...