ROZDZIAŁ CZTERDZIESTY PIERWSZY

Nikt nie musiał mu nic mówić, bo Timmy i tak wiedział. Wiedział, że Matthew nie żyje, tak samo jak Danny Alverez. To dlatego wujek Nick i agentka O’Dell nagle wyszli od nich poprzedniego wieczoru. To dlatego mama wysłała go wcześniej do łóżka. Dlatego siedziała prawie do świtu, pisząc do gazety na swoim nowym laptopie.

Wstał z łóżka wcześnie rano i usłyszał w radio, że szkoła będzie zamknięta. Napadało już z piętnaście centymetrów śniegu i wciąż miało padać. Świetnie będzie się kopać tunele w śniegu. Mama co prawda pozwalała mu jeździć tylko na tych głupich plastikowych sankach. Były jasnopomarańczowe i na śniegu wyglądały jak pojazd ratunkowy.

Mama spała na sofie, zwinięta i zaplątana w koc babci Morrelli. Zaciśnięte w pięści dłonie trzymała pod brodą. Sprawiała wrażenie potwornie zmordowanej, dlatego Timmy poszedł do kuchni na palcach, żeby jej nie obudzić.

Poszukał w radio stacji z wiadomościami, a nie jakiejś głupiej muzyki, której słuchała mama. Nazywała ją romantycznym rockiem. Czasami zachowywała się jak skończona staruszka. Nadawano właśnie informacje dotyczące szkoły, dlatego Timmy pogłośnił radio, żeby mu nic nie umknęło, kiedy będzie przygotowywał śniadanie.

Nie chciało mu się przysuwać krzesła do szafki. Wyciągnął miskę z półki, stając na drugiej szufladzie od dołu. Wkurzało go, że jest taki mały. Był niższy od wszystkich chłopaków w swojej klasie, a nawet od niektórych dziewczyn. Wujek Nick uspokajał go, że kiedyś wystrzeli w górę i wszystkich prześcignie, ale Timmy jakoś nie spodziewał się tego w najbliższym czasie.

Ze zdziwieniem znalazł nieotwarte pudełko chrupiących płatków Cap’n Crunch, leżące między Cheerios i Grape-Nuts. Musieli je rzucić na wyprzedaży albo mama nie miała pojęcia, co kupuje. Nigdy nie kupowała mu tego, co dobre. Chwycił pudełko i otworzył, żeby nie zdążyła zareagować na swój błąd, i nasypał płatków do miski, wypełniając ją po brzegi. Sporo schrupał na sucho, a resztę zalał mlekiem. Spiker w radio ogłosił właśnie:

– Szkoła podstawowa i gimnazjum w Platte City będą dziś zamknięte.

– Hurra – szepnął, ledwo powstrzymując głośny wybuch radości. Następnego dnia i w piątek miał się odbyć zjazd nauczycieli, co znaczyło, że czeka ich pięć dni laby. Hurra, całe pięć dni! Potem przypomniał sobie o wycieczce z namiotami i jego radość przycichła. Czy ksiądz Keller odwoła wyjazd z powodu śniegu? Miał nadzieję, że nie.

– Timmy? – Owinięta pledem mama wparowała do kuchni. Śmiesznie wyglądała taka zaspana i potargana. – Zamknęli szkołę?

– No. Pięć dni laby. – Usiadł i nabrał pełną łyżkę płatków, zanim mama zobaczy, że to Cap’n Crunch. – Ale chyba pojedziemy na wycieczkę? – zapytał z pełną buzią, wykorzystując fakt, że mama jest zbyt zmęczona, by dbać o jego maniery.

Christine zabrała się do robienia kawy, tłukąc się po kuchni. O mało nie potknęła się o wysunięte szuflady. Zamknęła je bez komentarza.

– Nie wiem, Timmy. To dopiero październik. Jutro może być 15 stopni i śnieg zniknie. Co mówią w radio o pogodzie?

– Na razie tylko, że zamykają szkoły. Fajnie byłoby rozbić obóz na śniegu.

– Byłoby zimno i głupio.

– Mama, w ogóle nie czujesz przygody.

– Na pewno nie takiej, przez którą złapiesz zapalenie płuc. I tak ciągle chorujesz, łatwo się zaziębiasz. Nie wystarczy ci?

Chciał jej przypomnieć, że nie chorował od zeszłej zimy, ale wtedy zaczęłaby marudzić, że przychodzi poobijany z boiska.

– Mogę iść dzisiaj na sanki z chłopakami?

– Tylko ciepło się ubierz. I pamiętaj, masz zjeżdżać tylko na sankach. Żadnego szusowania na pupie.

Skończyły się komunikaty dotyczące szkół i spiker przeszedł do kolejnych wiadomości. Wtedy Christine jeszcze bardziej pogłośniła odbiornik, a spiker powiedział:

– Według porannego wydania „Omaha Journal” w pobliżu Platte River znaleziono tej nocy ciało kolejnego zamordowanego chłopca. Biuro szeryfa potwierdziło informację, że chłopiec ten to Matthew Tanner, który…

Wyłączyła radio. W kuchni zapanowała martwa cisza. Christine stała plecami do syna, udając, że zaciekawiło ją coś za oknem. Ekspres szumiał, potem zaczął swoje rytualne gulgotanie. Łyżka Timmy’ego stukała o miskę. Kawa przyjemnie pachniała, jak działo się to każdego ranka. Chłopiec pomyślał, że wprost nie wyobraża sobie początku dnia bez tego zapachu.

– Timmy. – Mama obeszła stół i usiadła naprzeciw niego. – Ten pan w radio powiedział prawdę. W nocy znaleziono Matthew.

– Wiem – rzekł, nie przerywając jedzenia, chociaż płatki nagle przestały mu smakować.

– Wiesz? Skąd wiesz?

– Domyśliłem się, jak wujek Nick i agentka O’Dell wyszli wczoraj tak szybko. Mieli bardzo zmartwione miny. No a ty pracowałaś całą noc.

Wyciągnęła rękę przez stół i odgarnęła mu włosy z czoła.

– Boże, jak ty szybko dorastasz.

Głaskała jego policzek. W miejscu publicznym nie pozwoliłby jej na to, ale tutaj niech sobie będzie. Nawet chyba to lubił.

– Skąd masz Cap’n Crunch?

– Ty kupiłaś. Były schowane między innymi płatkami. – Po raz drugi napełnił miskę, mimo że coś jeszcze zostało na dnie, na wypadek, gdyby chciała mu odebrać pudełko.

– Musiałam je wziąć przez pomyłkę.

Kawa była gotowa. Christine wstała, zostawiając pled na oparciu krzesła, a pudełko na stole.

– Mama, co się czuje po śmierci?

Rozlała kawę po całym kuchennym blacie. Szybko chwyciła ścierkę, żeby brunatny płyn nie ściekł na podłogę.

– Przepraszam – powiedział, zdając sobie sprawę, że zamieszanie powstało z powodu jego pytania. Tak jednak już było, że dorośli całkiem tracili głowy, jak się wspomniało o śmierci.

– Naprawdę nie wiem, Timmy. To dobre pytanie dla księdza Kellera.

Загрузка...