ROZDZIAŁ SIEDEMDZIESIĄTY PIĄTY

Timmy obserwował tańczący płomyk lampy. Zadziwiające, że taki maleńki płomyk oświetla cały pokój. Lampa przy okazji ogrzewała też pomieszczenie. Nie tak jak piecyk, ale czuło się ciepło. Przypomniał sobie wycieczki z namiotem, które urządzali sobie z ojcem. Ale to było dawno.

Tata nie był doświadczonym turystą. Dwie godziny mocowali się z ustawieniem namiotu. Jeśli chodzi o łowienie ryb, złapali tylko małe płocie, które w końcu, kiedy już bardzo zgłodnieli, zjedli, tracąc nadzieję na grubszą rybę. Potem tata spalił ulubiony garnek mamy, bo zostawił go za długo w ogniu. Timmy jednak wcale się tym nie przejmował. To była przygoda, którą przeżył z tatą.

Wiedział, że mama i tata często się kłócą. Nie rozumiał tylko, czemu tata wścieka się również na niego. Mama mówiła mu, że tata go kocha. Że nie chce, by ktoś wiedział, gdzie jest, bo nie chce im dawać pieniędzy. Ale to wcale nie tłumaczyło, dlaczego tata nie chce go widzieć.

Timmy wpatrywał się w płomień i starał się przypomnieć sobie, jak tata wygląda. Mama schowała gdzieś wszystkie zdjęcia. Powiedziała, że je spaliła, ale Timmy sam widział, że je oglądała parę tygodni temu. Była już noc, myślała, że on śpi. Piła wino i oglądała te zdjęcia, na których byli jeszcze we troje, i płakała. Jeśli tak tęskni za tatą, to czemu nie poprosi go, żeby wrócił? Czasem Timmy w ogóle nie rozumiał dorosłych.

Przysunął dłonie do lampy, żeby poczuć jej ciepło. Łańcuch, którym był przymocowany do łóżka, zadźwięczał głucho. Timmy spojrzał na niego. Wtedy znowu przypomniał mu się ten metalowy garnek, który tata zniszczył w ognisku. Oczka łańcucha nie były grube. Ciekawe, czy trzeba by je bardzo rozgrzać, żeby się wygięły? Nie trzeba by ich nawet bardzo wyginać, tylko troszkę.

Serce chłopca zaczęło szybciej bić. Chwycił lampę, ale szybko cofnął dłonie od gorącego szkła. Zdjął powłoczkę z poduszki i obwiązał nią ręce, sięgnął powtórnie po lampę, delikatnie zdejmując szklany klosz, żeby go nie potłuc. Nałożył na powrót powłoczkę na poduszkę. Potem postawił lampę na podłodze i podniósł nogę, chwytając łańcuch tuż przy kostce. Włożył kilka ogniw do ognia. Odczekał kilka minut, potem zaczął ciągnąć. Wszystko na nic. Potrzeba więcej czasu, musi się uzbroić w cierpliwość. Musi myśleć o czymś innym. Trzymał łańcuch nad płomieniem. Próbował sobie przypomnieć piosenkę, którą mama śpiewała rano pod prysznicem. Była z jakiegoś filmu. Tak, z „Małej syrenki”.

– „Na dnie morza” – zaczął. Głos drżał mu trochę z oczekiwania, nie ze strachu. Nie dopuszczał do siebie myśli o strachu. – „Na dnie morza… Kochanie, najlepiej jest tam, gdzie jest woda”. – Pociągnął łańcuch. Znowu nic. Zdziwił się, że pamięta tyle słów z tej piosenki. Zaczął udawać akcent z Jamajki. – „Naa dnie morza”.

Drgnęło. Metal zaczął się poddawać. A może mu się tylko wydawało? Pociągnął z całej siły. Tak, oczko się rozciągało. Powoli. Jeszcze trochę i będzie mógł je odłączyć.

Wtem na zewnątrz rozległ się odgłos kroków. Przeraził się. Nie, ma jeszcze parę sekund. Pociągnął i łańcuch pękł.

Загрузка...