Inferludium 2

ROZWIĄZANIE

Miała dzieciństwo.

Miała życie utkane z radosnych i smutnych wydarzeń, wypełnione życie, które przypominało pokaz łyżwiarstwa z figurami obowiązkowymi i dowolnymi. Najlepsza była w tych dowolnych. Życie podobne do milionów innych.

Jej pamięć, jak każda pamięć, przypominała album pełen pożółkłych fotografii albo ciąg krótkich kawałków przeskakujących filmów nagranych na taśmie Super 8, zapakowanych do plastikowych pudełek.

Śliczna mała jasnowłosa dziewczynka, która buduje zamki z piasku na jakiejś plaży. Prawie kilkunastolatka – ładniejsza i bardziej intrygująca niż inne dziewczęta w jej wieku – jej loki, łagodne spojrzenie i przedwcześnie rozwinięte kobiece kształty przyprawiały o wewnętrzny zamęt niektórych dorosłych panów z otoczenia jej rodziców; mężczyźni ci musieli dokonywać prawdziwych wysiłków, by nie zwracać uwagi na jej opalone kolana, biodra i świetlistą, aksamitną skórę. Sprytna, inteligentna dziewczyna – duma swojego ojca. Studentka, która spotkała miłość swojego życia, młodego, błyskotliwego i smutnego mężczyznę o pełnych ustach i zniewalającym uśmiechu. A potem zdała sobie sprawę, że mężczyzna jej życia dźwiga ciężar, który nigdy nie przestanie go przygniatać, i nawet ona była bezsilna wobec nawiedzających go upiorów.

Po czym go zdradziła.

Nie znajdowała lepszego słowa. Chciało jej się płakać. Zdrada. Nie ma nic bardziej bolesnego, bardziej ponurego, nic ohydniejszego od tego słowa. Tak dla zdradzonego, jak i dla zdrajcy. Albo – w tym wypadku – zdrajczyni… Zwinęła się w kłębek na twardej, gołej ziemi swojego ciemnego grobowca. Czyżby to była jej pokuta? Czy to sam Bóg karał ją za pośrednictwem tego szaleńca na piętrze? Czy te miesiące piekła były zapłatą za jej zdradę? Czy zasłużyła na to, co ją spotkało? Czy ktokolwiek na tej ziemi zasługuje na to, co ona przeżywa? Nie wymierzyłaby takiej kary najgorszemu wrogowi…

Pomyślała o mężczyźnie, który żył tuż nad nią; tak, żył, w przeciwieństwie do niej. Wychodził do świata żywych i wracał stamtąd, przetrzymując ją w przedsionku śmierci. Nagle przeniknęło ją lodowate zimno. A jeśli jemu ta zabawa się nie nudzi? Jeśli nie znudzi mu się nigdy? Jak długo to może trwać? Miesiące? Lata? Dziesięciolecia? DO

JEGO ŚMIERCI? I ile czasu jeszcze upłynie, nim ona oszaleje, stanie się kompletnie stukniętą, obłąkaną wariatką? Rozpoznawała już u siebie zwiastuny obłędu. Czasami bez powodu wybuchała śmiechem, którego nie potrafiła opanować. Albo też powtarzała setki razy: „Niebieskie oczy do nieba, szare oczy do raju, zielone oczy do piekła, czarne oczy do czyśćca”.

Chwilami, musiała przyznać, całkowicie odpływała. A może to rzeczywistość znikała za ekranem fantazji, mentalnych, delirycznych projekcji w standardzie CinemaScope. Witamy na sobotnim pokazie specjalnym. Emocje i łzy gwarantowane. Prosimy przygotować chusteczki.

W porównaniu ze mną Fellini i Spielberg są żałośnie pozbawieni wyobraźni.

Umrze jako wariatka.

Ta oczywistość ją przeraziła. I myśl, że to się nigdy nie skończy.

Nigdy się nie zatrzyma. Że będzie się starzeć w tym grobie, a on tymczasem będzie się starzał tam, na górze. Byli niemal rówieśnikami.

Nie! Wszystko, tylko nie to! Miała wrażenie, że się dusi, rozsypuje, uczucie, jakby się zapadała. Nie, nie, nie, tylko nie to! I nagle stała się kompletnie zimna w środku. Właśnie zobaczyła wyjście – tutaj, na wprost przed sobą. Nie miała wyboru. Żywa nigdy stąd nie wyjdzie.

Należało zatem znaleźć sposób, by umrzeć.

Przyjrzała się tej myśli z każdej strony. Jakby oglądała motyla albo owada.

Umrzeć…

Tak. Nie miała wyboru. Aż dotąd żyła w iluzji, nie dopuszczała do siebie oczywistości.

Raz już mogła to zrobić: wtedy, kiedy sądziła, że uciekła, podczas gdy on po prostu udawał, że śpi, żeby potem tym lepiej się z nią bawić w lesie.

Gdyby wówczas była zdecydowana, z pewnością znalazłaby sposób, by ze sobą skończyć. Ale wtedy myślała tylko o ucieczce, o tym, by wyrwać się stąd żywa.

Czy były przed nią inne kobiety? Wiele razy zadawała sobie to pytanie i była pewna, że tak. Ona była ostatnia w długiej serii. Jego system był zbyt doskonały, żaden szczegół tego pięknego dzieła nie był

pozostawiony przypadkowi.

Nagle z lodowatą jasnością dostrzegła wyjście.

Nie ma żadnego sposobu, by popełnić samobójstwo. Musi więc doprowadzić do tego, by on ją zabił.

Jakie to proste. Poczuła nagły przypływ entuzjazmu, tak samo niestosownego, jak ulotnego, niczym matematyk, który właśnie znalazł

rozwiązanie wyjątkowo trudnego równania. Po czym pojawiły się trudności i entuzjazm się rozpłynął.

Miała jednak nad nim przewagę: miała czas.

Czas na kombinowanie, rozmyślanie, czas, w którym mogła oszaleć, ale także poświęcić się obmyślaniu strategii. Tak naprawdę czas był

jedynym towarem, którym mogła dysponować zgodnie ze swoją wolą.

Powoli, w niemal całkowitych ciemnościach swojego więzienia, jeśli nie liczyć promyka światła wpadającego przez judasza, zaczęła pracę nad czymś, co zwykło się nazywać planem.

Загрузка...