36 Nowe imię

Elayne siedziała długo, obserwując śpiącą Birgitte. Kobieta wyglądała tak, jakby spała. Raz poruszyła się, mrucząc zrozpaczonym głosem:

— Zaczekaj na mnie, Gaidal. Zaczekaj. Już idę, Gaidal. Zaczekaj na... — Słowa uwięzły w powolnym oddechu. Czy był silniejszy? Kobieta wyglądała na śmiertelnie chorą. Lepiej niż przedtem, ale nadal była blada i wyczerpana.

Po jakiejś godzinie Nynaeve wróciła, miała brudne stopy. Świeże łzy błyszczały na jej policzkach.

— Nie potrafiłam trzymać się z dala — powiedziała, odwieszając kaftan na kołek. — Prześpij się. Ja jej popilnuję. Muszę jej pilnować.

Elayne wstała powoli, wygładzając spódnice. Może podczas pilnowania Birgitte Nynaeve wszystko sobie przemyśli.

— Nie chce mi się spać. — Była wyczerpana, ale już nie śpiąca. — Myślę, że pójdę się przespacerować.

Nynaeve tylko skinęła głową, po czym zajęła miejsce Elayne na łóżku, zwieszając zeń brudne nogi i nie odrywając oczu od Birgitte.

Ku zdziwieniu Elayne, Thom i Juilin też nie spali. Rozpalili niewielkie ognisko obok wozu i siedzieli teraz po jego przeciwnych stronach, na ziemi, ze skrzyżowanymi nogami, paląc fajki z długimi cybuchami. Thom wepchnął koszulę do spodni, a Juilin wdział kaftan, ale bez koszuli, i podwinął mankiety. Rozejrzała się dookoła, zanim się do nich przyłączyła. W obozowisku panował całkowity bezruch i ciemność, z wyjątkiem światła tego jednego ogniska i łuny lamp padającej z okien ich wozu.

Żaden z mężczyzn nic nie powiedział, kiedy układała spódnice: potem Juilin spojrzał na Thoma, który skinął głową i łowca złodziei podniósł coś z ziemi i podał jej jakiś przedmiot.

— Znalazłem to tam, gdzie ona leżała — powiedział ciemnoskóry mężczyzna. — Jakby wypadło jej z ręki.

Elayne powoli ujęła srebrną strzałę. Nawet jej lotka wydawała się wykonana ze srebra.

— Charakterystyczna — rzekł Thom, nie wyjmując fajki z ust, tonem, który nadawałby się raczej do zwykłej pogawędki. — A jeśli połączyć to z warkoczem... Wszystkie opowieści wspominają ten warkocz z jakiegoś powodu. Aczkolwiek ja znalazłem parę takich, w których ona występuje pod innymi imionami i bez niego. I także takie, w których występuje pod innymi imionami, a za to z warkoczem.

— Mnie opowieści nie interesują — wtrącił Juilin. Był wyraźnie mocniej poruszony niż Thom. A doprawdy trzeba było wiele, by zaniepokoić któregokolwiek z nich. — Czy to ona? Nawet jeśli to nie ona, to i tak źle, że jakaś kobieta zjawia się w taki sposób, całkiem naga, jednak... W co wyście nas wpakowały, ty i N... Nana?

Juilin był wyraźnie zakłopotany; normalnie nie popełniał błędów, a jego język nigdy się nie potykał. Thom tylko posykiwał swoją fajką i czekał.

Elayne obróciła strzałę w dłoniach, udając, że ją bada.

— To przyjaciółka — powiedziała w końcu. Dopóki... o ile... Birgitte jej nie zwolni, obietnica obowiązywała. — To nie jest Aes Sedai. ale ona nam pomagała. — Popatrzyli na nią, czekając, aż powie coś więcej. — Dlaczego nie daliście tego Nynaeve?

Wymienili jedno z tych spojrzeń — mężczyźni zdawali się przeprowadzać rozmowy za pomocą spojrzeń, przynajmniej w towarzystwie kobiet — mówiące równie wyraźnie jakby ujęli to w słowa, co sądzą o trzymaniu przed nimi tajemnic. Zwłaszcza, że o wszystkim już z pewnością wiedzieli. Ale ona przecież dała słowo.

— Wyglądała na zmartwioną — odparł Juilin, z namysłem zaciągając się fajką, Thom zaś wyjął swoją z zębów i pogładził siwe wąsy.

— Na zmartwioną? Ta kobieta wyszła z wozu w samej bieliźnie, wyglądała, jakby się zgubiła, a kiedy spytałem, czy mogę jej pomóc, wcale nie urwała mi głowy. Ona się wypłakała na moim ramieniu! — Skubnął lnianą koszulę, mrucząc coś o wilgoci. — Elayne, ona mnie przeprosiła za wszystkie uszczypliwe słowa, jakimi mnie kiedykolwiek potraktowała, czyli niemal za każde, jakie padło z jej ust. Powiedziała, że powinno się ją oćwiczyć, albo że już została oćwiczona; mówiła bardzo niespójnie. Twierdziła, że jest tchórzem i upartą idiotką. Nie wiem, co jej jest, ale w ogóle nie jest sobą. Daleko jej do tego!

— Znałem kiedyś kobietę, która się tak zachowywała — powiedział Juilin, patrząc w ogień. — Przebudziwszy się, zobaczyła włamywacza w swojej sypialni i wbiła mu nóż w serce. Tyle że kiedy zapaliła lampę, okazało się, że to był jej mąż. Jego statek wczesnym rankiem wrócił do przystani. Przez pół miesiąca chodziła taka jak Nynaeve.

Zacisnął usta.

— Potem się powiesiła.

— Za nic nie chcę obarczać cię tym brzemieniem, dziecko — dodał łagodnie Thom — ale jeśli w ogóle można jej pomóc, ty z nas wszystkich jesteś jedyna, która może to uczynić. Ja wiem, jak wyciągnąć mężczyznę z nieszczęścia. Dać mu szybkiego kopniaka, albo upić go i znaleźć mu dzi...

Chrząknął głośno, starając się, by to zabrzmiało jak kaszel i pogładził wąsy. W tym ojcowskim traktowaniu złe było jedynie to, że obecnie zdarzało mu się widzieć w niej dwunastolatkę.

— W każdym razie chodzi o to, że ja nie wiem, jak to zrobić. A wątpię, by podziękowała Juilinowi, bo ten zapewne chciałby ją pohuśtać na kolanie.

— Prędzej bym pohuśtał rybokła — mruknął łowca złodziei, ale nie tak szorstko jak zrobiłby to jeszcze wczoraj. Był równie zaniepokojony jak Thom, aczkolwiek mniej chętny, by to przyznać.

— Zrobię, co mogę — zapewniła ich, znowu obracając strzałę w dłoniach. To byli dobrzy ludzie i nie podobało jej się, że ich okłamuje, ani że coś przed nimi ukrywa. W każdym razie dopóki to nie stanowiło absolutnej konieczności. Nynaeve twierdziła, że mężczyznami trzeba kierować dla ich własnego dobra, ale czasami można było posunąć się za daleko. Nie powinno się prowadzić człowieka w niebezpieczeństwa, z których nie zdawał sobie sprawy.

Dlatego opowiedziała im wszystko. O Tel’aran’rhiod i uwolnionych Przeklętych, o Moghedien. Niezupełnie wszystko, oczywiście. Niektóre zdarzenia w Tanchico przysporzyły im tyle wstydu, że nawet nie chciało jej się o nich myśleć. Obietnica wiązała ją odnośnie tożsamości Birgitte i z pewnością nie należało opowiadać ze szczegółami o tym, co Moghedien zrobiła Nynaeve. Co z kolei nieco utrudniło opowiadanie o zdarzeniach, jakie miały miejsce tej nocy, jakoś jej się jednak udało. Przekazała im wszystko, co jej zdaniem powinni byli wiedzieć, dość, by nareszcie pojęli, z czym mają do czynienia.

Nie tylko Czarne Ajah — dostali zeza, kiedy o nich usłyszeli — ale również Przeklęci, przy czym jedna z nich najprawdopodobniej polowała na nią i na Nynaeve. Elayne dała też jasno do zrozumienia, że one obie też będą polowały na Moghedien i że każdy, kto jest blisko nich, znajduje się w niebezpieczeństwie, że w taki czy inny sposób, tkwi w potrzasku, schwytany między myśliwego a jego ofiarę.

— Teraz, kiedy już wiecie — zakończyła — wybór, czy zostać, czy odejść, należy do was. — Tak to zakończyła, starając się nie patrzeć na Thoma. Rozpaczliwie niemalże liczyła, że on zostanie, ale nie chciała, by sobie myślał, że go prosi, nawet spojrzeniem.

— Nie nauczyłem cię nawet połowy tego, co powinnaś wiedzieć, jeśli masz zostać równie dobrą królową jak twoja matka — powiedział, starając się, by to zabrzmiało szorstko, lecz popsuł cały efekt, gdy odgarnął sękatym palcem pasemko ufarbowanych na czarno włosów z jej policzka. — Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo, dziecko. Mam zamiar ujrzeć w tobie mistrzynię Daes Daemar, choćbym musiał brzęczeć ci do ucha dopóty, dopóki nie ogłuchniesz. Nie nauczyłem cię nawet posługiwania się nożem. Próbowałem nauczyć twoją matkę, ale ona zawsze powtarzała, że jeśli będzie musiała użyć noża, to rozkaże jakiemuś mężczyźnie, żeby to za nią uczynił. To głupota tak rozumować.

Pochyliła się do przodu i pocałowała go w pomarszczony policzek, a on zamrugał, strzelając krzaczastymi brwiami w górę, po czym uśmiechnął się i wsadził fajkę z powrotem do ust.

— Mnie też możesz pocałować — powiedział sucho Juilin. — Rand al’Thor wykorzysta moje wnętrzności jako przynętę na ryby, jeśli nie oddam mu ciebie w tak samo dobrym stanie, jak wtedy, kiedy widział cię po raz ostatni.

Elayne zadarła podbródek.

— Nie życzę sobie, żebyś zostawał ze mną tylko dlatego, że chce tego Rand al’Thor, Juilinie. — Oddać ją? Też coś! — Zostaniesz wyłącznie wtedy, jeśli sam będziesz chciał. I zwalniam ciebie, i ciebie też, Thom! — ten uśmiechnął się, słysząc komentarz łowcy złodziei — z waszej obietnicy, że będziecie robić, co wam się każe.

Zaskoczone spojrzenie Thoma stanowiło zadośćuczynienie za wszystko. Zwróciła się znowu do Juilina.

— Podążysz za mną i za Nynaeve, w pełni świadom, z jakimi wrogami mamy do czynienia, albo możesz pakować swój dobytek i pojechać na Leniuchu, gdzie chcesz. Ofiarowuję ci go.

Juilin siedział wyprostowany jak słup, jego ciemna twarz zrobiła się jeszcze ciemniejsza.

— Nigdy nie opuściłem kobiety, której groziło niebezpieczeństwo. — Wycelował w nią cybuch fajki, jakby to była broń. — Odeślesz mnie, a będę ci deptał po piętach, ścigał trop w trop niczym pies myśliwski.

Niedokładnie tego sobie życzyła, ale powinno wystarczyć. — No to bardzo dobrze. — Przy wstawaniu wyprostowała się, ściskając srebrną strzałę pod pachą; wciąż traktowała ich z demonstracyjnym chłodem. Uznała, że wreszcie zrozumieli, kto tu rządzi.

— Do świtu już niedaleko. — Czyżby Rand miał rzeczywiście czelność powiedzieć Juilinowi, że ma ją „oddać”? Thom będzie musiał przez jakiś czas pocierpieć w towarzystwie drugiego mężczyzny i dobrze mu tak, choćby za ten uśmieszek. — Zagaście ognisko i idźcie spać. Natychmiast. Żadnych wymówek, Thom. Niewyspany na nic się jutro nie przydasz.

Posłusznie zaczęli gasić ognisko, butami nagarniając ziemię na płomienie, ale kiedy dotarła do drewnianych schodków wozu, usłyszała, jak Thom mówi:

— Czasami przemawia zupełnie tak samo jak jej matka.

— No to się cieszę, że nigdy nie poznałem tej kobiety — burknął w odpowiedzi Juilin. — Rzucimy monetą, kto pierwszy trzyma wartę?

Thom mruknięciem wyraził zgodę.

W pierwszym odruchu omal się nie cofnęła, ale w końcu tylko się uśmiechnęła. Mężczyźni! Pomyślała to z czułością. Jej dobry nastrój utrzymywał się, dopóki nie znalazła się we wnętrzu wozu.

Nynaeve przycupnęła na samym skraju łóżka, obejmując się ramionami, wpatrzona w Birgitte oczyma, które wbrew jej woli próbowały się zamknąć. Nadal miała brudne stopy.

Elayne schowała strzałę Birgitte do jednej z szafek ukrytej za zgrzebnymi workami z suszonym grochem. Na szczęście przyjaciółka w ogóle na nią nie spojrzała. Jej zdaniem widok srebrnej strzały nie był czymś, czego Nynaeve akurat w tym momencie najbardziej potrzebowała. Ale w takim razie czego?

— Nynaeve, już dawno temu powinnaś umyć nogi i iść spać.

Nynaeve zakołysała się w jej stronę, mrugając sennie.

— Nogi? Co? Ja muszę jej strzec.

Należało postępować krok po kroku.

— Twoje nogi, Nynaeve. Są brudne. Umyj je.

Nynaeve spojrzała niezadowolona na swe brudne stopy i skinęła głową. Rozlała wodę, zawadziwszy wielkim białym dzbanem o umywalkę i wychlustała jeszcze więcej, gdy już była umyta i gotowa wytrzeć się ręcznikiem. Po czym z powrotem zajęła swoje miejsce.

— Muszę jej strzec... Na wypadek... Raz krzyczała. Przywoływała Gaidala.

Elayne przydusiła ją do materaca.

— Musisz się przespać, Nynaeve. Oczy ci się kleją.

— Wcale nie — mruknęła posępnie Nynaeve, usiłując usiąść mimo nacisku Elayne na jej ramiona. — Muszę jej strzec, Elayne. Muszę.

Przy Nynaeve tamci dwaj mężczyźni, których pozostawiła na zewnątrz, wydawali się wcieleniem rozsądku i posłuszeństwa. Nawet gdyby Elayne potrafiła, nie istniał sposób na upicie jej i znalezienie... przystojnego młodzieńca, a przypuszczała, że o to właśnie chodziło. Czyli pozostawał szybki kopniak. Współczucie i zdrowy rozsądek najwyraźniej nie dawały odpowiedniego efektu.

— Mam dość tego pochlipywania i użalania się nad sobą, Nynaeve — oświadczyła stanowczym głosem — Pójdziesz natychmiast spać, a rankiem nie powiesz ani słowa o tym, jaka to z ciebie żałosna dziewka. Skoro nie potrafisz się zachować jak ta trzeźwa kobieta, którą normalnie jesteś, to ja poproszę Cerandin, żeby ci podbiła oboje oczu za to jedno, które ci uleczyłam. Nawet mi nie podziękowałaś. A teraz idź spać!

Oczy Nynaeve rozszerzyły się z oburzenia — przynajmniej nie wyglądała już na bliską łez — ale Elayne zamknęła je palcami. Zamknęły się bez trudu i mimo cicho mamrotanych protestów, po których wnet dał się słyszeć głęboki, powolny oddech snu.

Elayne poklepała Nynaeve po ramieniu i dopiero wtedy się wyprostowała. Miała nadzieję, że będzie to spokojny sen, pełen marzeń o Lanie, choć dla niej dobry byłby teraz w ogóle wszelki sen. Tłumiąc ziewanie, pochyliła się, by zbadać Birgitte. Nie umiała stwierdzić, czy koloryt skóry albo jej oddech poprawiły się. Nie pozostawało nic innego, tylko czekać i żywić nadzieję.

Światło lamp zdawało się tamtym nie przeszkadzać, więc zostawiła je zapalone i usiadła na podłodze między łóżkami. Może dzięki niemu uda się nie zasnąć. Choć wcale nie wiedziała, dlaczego niby miałaby czuwać. Zrobiła, co mogła, tak samo jak Nynaeve. Bezwiednie oparła głowę o przednią ścianę wozu, jej podbródek powoli opadł na piersi.

Sen był przyjemny, nawet jeśli dziwny. Rand klęczał przed nią, a ona trzymała mu rękę na głowie i łączyła go z sobą więzią jak Strażnika. Jednego z jej Strażników; przez Birgitte musiała teraz wybrać Zielone. Były tam również inne kobiety, twarze zmieniały się między jednym a drugim spojrzeniem. Nynaeve, Min, Moiraine, Aviendha, Berelain, Amathera, Liandrin i inne, których nie znała. Nieważne zresztą kim były; wiedziała, że będzie go musiała z nimi dzielić, bez wątpienia przyśniło jej się dokładnie to samo, co widziała Min. Nie miała pewności, jakie są jej odczucia w związku z tym — niektóre z tych twarzy chętnie by rozerwała na strzępy — ale skoro tak przewidział Wzór, to tak już musiało być. A jednak ona będzie z niego miała coś, czego inne nigdy nie dostaną, więź zobowiązania, która łączy Strażnika z Aes Sedai.

— Co to za miejsce? — spytała Berelain, kruczowłosa i tak piękna, że Elayne miała ochotę obnażyć zęby. Była ubrana w tę samą suknię z głębokim dekoltem, którą zgodnie z życzeniem Luki miała włożyć Nynaeve; zawsze nosiła się wyzywająco. — Obudź się. To nie jest Tel’aran’rhiod.

Elayne zaczęła się budzić i zobaczyła, że Birgitte wychyla się z łóżka i ściska ją słabo za ramię. Twarz miała jeszcze bladą i wilgotną od potu, jakby gorączka wcale nie opadła, ale spojrzenie jej niebieskich oczy było trzeźwe, utkwione w twarzy Elayne.

— To nie jest Tel’aran’rhiod. — To nie było pytanie, ale Elayne przytaknęła, a Birgitte z westchnieniem opadła z powrotem na łóżko. — Pamiętam wszystko — wyszeptała. — Jestem tutaj taka, jaka jestem, i pamiętam. Wszystko się zmieniło. Gaidal jest tam gdzieś, niemowlę albo może już mały chłopiec. Ale jeśli nawet go znajdę, to co on sobie pomyśli o kobiecie, która jest za stara nawet na to, żeby być jego matką? — Gniewnym gestem otarła oczy, mrucząc: — Ja nie płaczę. Ja nigdy nie płaczę. Tyle pamiętam, Światłości, dopomóż. Ja nigdy nie płaczę.

Elayne przyklękła obok łóżka kobiety.

— Znajdziesz go, Birgitte — wyszeptała. Nynaeve nadal zdawała się głęboko uśpiona — słychać było ciche, zgrzytliwe chrapanie — powinna jak najdłużej odpoczywać, a nie na nowo borykać się z tym wszystkim. — Znajdziesz go jakoś. I on cię pokocha. Wiem, że cię pokocha.

— Myślisz, że to jest ważne? Zniosę to, że nie będzie mnie kochał. — Błyszczące oczy zdradzały, że kłamie. — On będzie mnie potrzebował, Elayne, a nie znajdzie mnie przy sobie. Odważa się na czyny, które nie są dla niego bezpieczne; zawsze muszę go ostrzegać. Co gorsza, będzie się błąkał, szukając mnie, nie wiedząc, czego szuka, nie wiedząc, dlaczego czuje się niepełny. My zawsze jesteśmy razem, Elayne. Dwie połowy jednej całości.

W jej oczach wezbrały łzy i zaczęły spływać po twarzy.

— Moghedien powiedziała, że sprawi, bym wiecznie płakała i ona... — Nagle jej rysy zniekształcił grymas; niskie urywane łkania brzmiały teraz tak, jakby wydzierano je z gardła.

Elayne wzięła wyższą od niej kobietę w ramiona, mrucząc słowa pociechy, choć wiedziała, że są bezużyteczne. Jak ona by się czuła, gdyby zabrano jej Randa? Ta myśl wystarczyła — przytuliła policzek do głowy Birgitte i zaczęła płakać pospołu z nią.

Nie była pewna, ile Birgitte potrzebuje czasu, żeby się wypłakać, ale ta w końcu odepchnęła ją i opadła na poduszki, ocierając policzki palcami.

— Nie robiłam tego od czasu, gdy byłam małym dzieckiem. Ani razu. — Obróciwszy głowę, spojrzała ze zmarszczonym czołem w stronę Nynaeve, nadal śpiącą na drugim łóżku. — Czy Moghedien mocno ją zraniła? Nie widziałam nikogo tak sponiewieranego od czasu, gdy Tourag pojmał Mareesh. — Elayne musiała wyglądać na zdezorientowaną, bo dodała: — W innym Wieku. Czy ona jest ranna?

— Nie mocno. Głównie na duchu. Dzięki tobie uciekła, ale dopiero... — Elayne nie umiała się zdobyć, żeby to powiedzieć. Za dużo tych zbyt świeżych ran. — Ona się obwinia. Uważa, że... to wszystko... to jej wina, bo poprosiła cię o pomoc.

— Gdyby mnie nie poprosiła, Moghedien uczyłaby ją teraz, co to znaczy błagać. Ona jest równie nieostrożna jak Gaidal. — Suchy głos Birgitte kontrastował z jeszcze nieobeschłymi od łez policzkami. — Nie wciągnęła mnie w to wszystko, trzymając za włosy. Jeśli bierze odpowiedzialność za wszelkie konsekwencje, to w takim razie chce przejąć odpowiedzialność za moje czyny.

Mówiła to z wyraźnym gniewem.

— Jestem wolną kobietą, więc dokonuję wolnych wyborów. Ona nie decydowała za mnie.

— Muszę przyznać, że przyjmujesz to lepiej niż... ja bym przyjęła. — Nie mogła powiedzieć „lepiej niż Nynaeve”. Choć i w jednym, i w drugim przypadku było to prawdą.

— Zawsze powtarzam, jeśli już musisz wejść na szubienicę, to rzuć gawiedzi żart, katu monetę i skocz z uśmiechem na ustach. — Uśmiech Birgitte był ponury. — Moghedien zastawiła pułapkę, ale mój kark pozostał cały. Może jeszcze ją zadziwię, zanim będzie po wszystkim. — W miejsce uśmiechu pojawiło się zastanowienie, z którym przypatrywała się Elayne. — Ja... cię czuję. Myślę, że mogłabym zamknąć oczy i wskazać, gdzie jesteś na odległość mili.

Elayne wzięła bardzo głęboki wdech.

— Związałam cię więzią jako Strażnika — powiedziała pospiesznie. — Umierałaś, Uzdrawianie nie pomagało i... — Kobieta patrzyła na nią. Już nie marszczyła czoła, ale jej wzrok stał się niepokojąco ostry. — Nie było innego wyboru, Birgitte. Inaczej byś umarła.

— Strażnikiem — wolno powiedziała Birgitte. — Pamiętam, że kiedyś słyszałam opowieść o Strażniku, który był kobietą, ale to zdarzyło się w życiu, które minęło już tak dawno temu, że nic więcej nie pamiętam.

Kolejne słowa przyszły Elayne z wielkim trudem.

— Jest coś, co powinnaś wiedzieć. Dowiesz się tego, prędzej czy później, a ja postanowiłam nie ukrywać różnych spraw przed ludźmi, którzy mają prawo wiedzieć, chyba że zaistnieje taka konieczność. — Zaczerpnęła tchu. — Ja nie jestem Aes Sedai. Jestem tylko Przyjętą.

Przez długą chwilę złotowłosa kobieta wpatrywała się w nią, po czym powoli pokręciła głową.

— Przyjęta. Podczas Wojen z trollokami znałam Przyjętą która związała z sobą jednego jegomościa. Barashelle miała zostać następnego dnia poddana próbom przed wyniesieniem do pełnej Aes Sedai i była przekonana, że otrzyma szal, ale bała się, że tego mężczyznę zabierze inna kobieta, która miała być sprawdzana tego samego dnia. Podczas Wojen z trollokami Wieża z konieczności musiała wynosić kobiety tak szybko, jak się dało.

— I co się stało? — Elayne nie mogła się powstrzymać, by nie spytać. Barashelle? To imię zdawało się znajome.

Birgitte zaplotła palce na kocu okrywającym jej łono, poprawiła głowę na poduszce i uśmiechnęła się drwiąco.

— Chyba nie trzeba wyjaśniać. Nie pozwolono jej przystąpić do tych prób, kiedy wszystko się wydało. Konieczność nie przeważyła w obliczu takiego wykroczenia. Kazały jej przekazać więź z tym biedakiem innej, a ją, by nauczyć cierpliwości, umieściły w kuchniach wśród pomywaczek i dziewek, które obracają rożna. Słyszałam, że została tam przez trzy lata, a kiedy wreszcie dostała szal, Zasiadająca na Tronie Amyrlin osobiście wybrała jej Strażnika, obdarzonego pomarszczoną twarzą, upartego jak głaz mężczyznę o imieniu Anselan. Widziałam ich kilka lat później i nie umiałabym stwierdzić, które z nich wydawało rozkazy. I nie sądzę, by Barashelle sama była tego pewna.

— Nieprzyjemne — mruknęła Elayne. Trzy lata w... Zaraz. Barashelle i Anselan? To nie mogła być ta sama para; tamta opowieść nie mówiła nic o tym, że Barashelle była Aes Sedai. Ale ona czytała dwie wersje i słyszała, jak Thom opowiadał jeszcze inną i we wszystkich Barashelle odbywała tę samą długą, żmudną służbę, by zdobyć miłość Anselana. Dwa tysiące lat potrafiło sporo zmienić w danej opowieści.

— Nieprzyjemne — zgodziła się Birgitte i nagle jej oczy zrobiły się ogromne z przerażenia, tak bezbronne na tle bladej twarzy. — Przypuszczam, skoro chcesz, bym zachowała twój straszliwy sekret, że nie będziesz mnie tak poganiała, jak inne Aes Sedai poganiają swoich Strażników. Wtedy też cię nie wydam, ale za to ci ucieknę.

Z gniewnym błyskiem w oczach Elayne odrzekła:

— To brzmi zupełnie jak pogróżka. Nie najlepiej reaguję na pogróżki czy to z twoich, czy też innych ust. Jeśli sądzisz...

Leżąca złapała ją za rękę i przerwała jej skruszonym tonem; uścisk był tym razem znacznie silniejszy.

— Przepraszam. Nie chciałam, żeby to tak zabrzmiało. Gaidal twierdzi, że mam poczucie humoru jak kamień wrzucony do kółka shoja. — Chmura, która przemknęła jej przez twarz przy wzmiance o Gaidalu, zniknęła natychmiast. — Uratowałaś mi życie, Dziedziczko Tronu Andor. Zachowam twój sekret i będę ci służyła jako Strażnik. I będę twoją przyjaciółką, jeśli zechcesz.

— Będę dumna, że zostaniesz moją przyjaciółką. — Kółko shoja? Zapyta innym razem. Birgitte poczuła się lepiej, ale nadal potrzebowała wypoczynku, a nie pytań. — I Strażnikiem.

Zanosiło się, że naprawdę wybierze Zielone Ajah; pomijając inne rzeczy, to był jedyny sposób, w jaki mogła związać z sobą Randa. Wciąż wyraźnie pamiętała tamten sen i zamierzała przekonać Randa, by zaakceptował wynikające zeń konsekwencje, w taki czy inny sposób.

— Może mogłabyś spróbować... okiełznać nieco... swoje poczucie humoru?

— Postaram się. — Birgitte powiedziała to takim tonem, jakby obiecywała, że postara się podźwignąć górę. — Ale skoro mam być twoim Strażnikiem, nawet jeśli tylko w tajemnicy, to w takim razie nim będę. Oczy ci się same zamykają. Czas, żebyś poszła spać. — Zaskoczenie i oburzenie jednocześnie pojawiły się na twarzy Elayne. ale kobieta nie dała jej szansy, by mogła przemówić. — Na tym, między innymi, polega rola Strażnika, by mówił... bądź mówiła... swej Aes Sedai, że jego zdaniem ona się zbytnio forsuje. A także na udzielaniu przestróg, kiedy uważa, że ta lada chwila wejdzie do Szczeliny Zagłady. I podtrzymywaniu jej przy życiu, by mogła dokonać tego, co musi. Ja będę robiła to wszystko dla ciebie. Nie obawiaj o swoje plecy, kiedy ja jestem obok, Elayne.

Faktycznie, czuła, że potrzebuje snu, ale Birgitte potrzebowała go jeszcze bardziej. Elayne przyciemniła lampy, po czym kazała kobiecie ułożyć się i zasnąć, na co Birgitte nie chciała się zgodzić, kiedy zobaczyła, jak sama układa dla siebie poduszkę i koce na podłodze miedzy łóżkami. Wywiązała się drobna sprzeczka odnośnie tego, kto powinien spać na podłodze, ale Birgitte była wciąż dość słaba, więc Elayne ostatecznie nie miała większego problemu z zatrzymaniem jej w łóżku. Pochrapywanie Nynaeve ani na moment nie ucichło.

Sama nie poszła natychmiast spać, mimo obietnicy złożonej Birgitte. Ta kobieta nie będzie mogła przecież wytknąć nosa z wozu, dopóki nie dostanie jakiegoś ubrania, a była wyższa od niej i Nynaeve. Usadowiła się więc między łóżkami i zaczęła odpruwać rąbek przy swojej ciemnoszarej sukni do konnej jazdy. Rano raczej nie będzie czasu na nic więcej niż szybką przymiarkę i przyfastrygowanie nowego rąbka. Nie odpruła jeszcze połowy, kiedy zmógł ją sen.

Znowu jej się śniło i to nie raz, że wiąże z sobą Randa. Czasami klękał dobrowolnie, a czasami ona musiała robić to, co zrobiła z Birgitte, a nawet zakraść się do jego sypialni, kiedy spał. Teraz wśród tych innych kobiet znalazła się również Birgitte. To Elayne tak bardzo nie przeszkadzało. Ani ona, ani Min, albo Egwene, Aviendha bądź Nynaeve, aczkolwiek nie umiała sobie wyobrazić, co by powiedział Lan na to ostatnie. Ale inne... Właśnie rozkazała Birgitte, ubranej w mieniący się płaszcz Strażnika, by zawlokła Berelain i Elaidę do kuchni na trzy lata, kiedy nagle te dwie kobiety zaczęły ją okładać pięściami. Obudziła się, stwierdzając, że Nynaeve depcze po niej, by dojść do Birgitte i ją zbadać. Niewielkie okienka wozu wypełniało szare światło, które wskazywało, że świt już blisko.

Birgitte obudziła się, utrzymując, że jest silna jak zawsze, a poza tym głodna jak wilk. Elayne nie była pewna, czy Nynaeve skończyła ze swymi tyradami na temat winy. Niby nie załamywała rąk, ani już dłużej o niej nie mówiła, ale kiedy Elayne myła twarz i ręce, opowiadając przy tym o menażerii i powodach, dla których muszą z nią jeszcze trochę pozostać, Nynaeve pospiesznie obrała i wypestkowała czerwone gruszki i żółte jabłka, pokroiła ser na plasterki i podała to wszystko Birgitte na talerzyku razem z kubkiem rozwodnionego wina z dodatkiem miodu i przypraw. Nakarmiłaby ją, gdyby tamta pozwoliła. Ponadto umyła włosy Birgitte w kurzym pieprzu, dzięki czemu stały się równie czarne jak włosy Elayne — oczywiście Elayne sama zajęła się swoimi — potem oddała jej swe najlepsze pończochy oraz bieliznę i wyglądała na rozczarowaną, kiedy okazało się, że kamasze Elayne pasują lepiej. Uparła się, że pomoże Birgitte ubrać się w szary jedwab, kiedy jej włosy zostały wytarte do sucha i na nowo zaplecione — biodra i dekolt też wymagały poszerzenia, ale to musiało poczekać — a nawet sama chciała przyszyć rąbek, dopóki pełne niedowierzania spojrzenie Elayne nie kazało jej się wycofać do własnych ablucji. Mruczała w trakcie szorowania twarzy, że potrafi szyć równie dobrze jak każda. Kiedy zechce.

Gdy wreszcie wyszły z wozu, nad drzewami rosnącymi na wschodzie słońce ukazało już swoją ostrą, złotą krawędź. Przez tę krótką chwilę zapowiadał się przyjemny dzień. Na niebie nie było ani jednej chmury, ale do południa powietrze miało się stać upalne, pełne wzniecanego wiatrem pyłu.

Thom i Juilin zaprzęgali konie do wozu i w całym obozowisku zapanowała przedwyjazdowa krzątanina. Leniuch był już osiodłany i Elayne odnotowała w pamięci, że powinna dobitnie zaznaczyć, iż tego dnia na nią przypada kolej, zanim jeden z mężczyzn zagarnie siodło dla siebie. Niemniej jednak nawet gdyby Thom albo Juilin dopadliby go pierwsi, nie byłaby zanadto rozczarowana. Tego właśnie popołudnia, po raz pierwszy, będzie chodziła po linie na oczach widzów. Kostium, który jej pokazał Luca, trochę ją zdenerwował, ale postanowiła nie biadolić na tym jak Nynaeve.

Sam Luca, w rozwianej czerwonej pelerynie, maszerował nerwowymi krokami po obozowisku, poganiając wszystkich i wykrzykując zbyteczne polecenia.

— Latelle, obudź te przeklęte niedźwiedzie! Chcę, żeby były na nogach i warczały, kiedy będziemy przejeżdżać przez Samarę. Clarine, pilnuj tym razem psów. Jeśli który znowu rzuci się w pogoń za jakimś kotem... Brugh, pamiętaj, że ty i twoi bracia macie wywijać swoje kozły przed moim wozem! Tuż przed nim. To ma być stateczna procesja, a nie zawody, który fiknie najszybciej. Cerandin, panuj nad konio-dzikami. Ludzie mają wzdychać ze zdumienia, a nie czmychać ze strachu!

Zatrzymał się przy ich wozie, po równo obdzielając Nynaeve i ją groźnymi spojrzeniami, pozostawiając odrobinę także dla Birgitte.

— Uprzejmie to z pań strony, żeście raczyły wyprawić się z nami, pani Nano, lady Morelin. Już myślałem, że zamierzacie spać do południa. — Skinął głową w stronę Birgitte. — A to co? Gawędzimy sobie z gościem zza rzeki? No, przecież nie mamy czasu na gości. Zamierzam zwinąć obóz i dać przedstawienie jeszcze przed południem.

Nynaeve była wyraźnie wstrząśniętą tą zajadłą napaścią, ale już pod koniec drugiego zdania Luki parowała każde jego groźne spojrzenie w identyczny sposób. Niezależnie od skrępowania wobec Birgitte, wyraźnie nie zamierzała powściągać temperamentu w stosunku do innych.

— Będziemy gotowe równie prędko jak pozostali i ty wiesz o tym, Valanie Luca. Poza tym godzina czy dwie nie sprawią różnicy. Za rzeką zgromadziło się dość ludzi, jeśli choćby jeden na stu postanowi przyjść na twoje przedstawienie, to i tak będzie ich więcej, niż marzysz. Możesz sobie kręcić palcami młynka i czekać, jeśli my postanowimy zjeść śniadanie w spokoju. Nie dostaniesz tego, czego chcesz, jeśli nas tu zostawisz.

Była to jak dotąd jej najbezczelniejsza z uwag o obiecanych stu złotych markach, ale tym razem nie powstrzymała go.

— Dość ludzi? Dość ludzi! Ludzi trzeba przyciągnąć, kobieto. Chin Akima jest tam już od trzech dni, a on ma człowieka, który żongluje mieczami i toporami. A także dziewięciu akrobatów. Dziewięciu! Jakaś kobieta, o której w życiu nie słyszałem, ma dwie akrobatki, które robią na linie takie rzeczy, na widok których braciom Chavana oczy wyszłyby z głowy. Nie uwierzyłabyś, jakie przyciągają tłumy. Sillia Cerano ma ludzi z twarzami pomalowanymi jak dworskie błazny, chlustają na siebie wodą i walą się po głowach pęcherzami; ludzie płacą dodatkowo, żeby tylko ich obejrzeć! — Nagle jego oczy zwęziły się, skupiając na Birgitte. — A może ty zechciałabyś pomalować sobie twarz? Sillia nie ma kobiety wśród swoich błaznów. Kilku furmanów zgodziłoby się. To przecież nie zaboli, jak cię zdzielą nadmuchanym pęcherzem, a ja ci zapłacę...

Zawiesił głos, namyślając się — nie lubił, bardziej chyba nawet niż Nynaeve, dzielić się swymi pieniędzmi — i Birgitte wtrąciła się w to jego chwilowe milczenie.

— Nie jestem i nie zostanę błaznem. Jestem łucznikiem.

— Łucznikiem — wymamrotał, mierząc wzrokiem skomplikowany, lśniący czernią warkocz przewieszony przez jej lewe ramię. — I jak sądzę, przedstawiasz się jako Birgitte. Kim ty jesteś? Jedną z tych idiotek polujących na Róg Valere? Nawet jeśli ten Róg istnieje, to czy które z was ma większą niż inni szansę, że go znajdzie? Byłem w Illian, kiedy odbierano przysięgi Myśliwych i na Wielkim Placu w Tammaz zebrały się ich tysiące. A mimo to, mimo całej chwały, jaką możesz zdobyć, nic nie przyćmi oklasków...

— Jestem łucznikiem, piękny panie — wtrąciła stanowczo Birgitte. — Załatw mi łuk, a prześcignę w strzelaniu ciebie albo każdego, kogo wezwiesz, stawiam na to sto złotych koron przeciwko twojej jednej.

Elayne spodziewała się, że Nynaeve jęknie głośno — to one musiałyby pokryć zakład, gdyby Birgitte przegrała, a Elayne nie sądziła, by Birgitte w pełni odzyskała siły, czego by nie twierdziła — jednak Nynaeve tylko zamknęła na chwilę oczy i zrobiła długi, głęboki wdech.

— Kobiety! — warknął Luca. Thom i Juilin wcale nie musieli robić takich min, jakby się z nim zgadzali. — Znakomicie pasujesz do lady Morelin i Nany, czy jak one się nazywają. — Zamaszyście zamiótł połami jedwabnej peleryny, wskazując otaczający ich rejwach czyniony przez ludzi i konie. — Być może to umknęło twym łaskawym oczom, Birgitte, ale ja muszę ruszać z przedstawieniem; moi rywale już drenują pieniądze z Samary niczym banda kieszonkowców.

Birgitte uśmiechnęła się, lekko wyginając usta.

— Boisz się, piękny panie? Możemy się umówić, że z twej strony będzie to srebrny grosz.

Na widok koloru, jaki wypełzł na twarz Luki, Elayne przestraszyła się, że zaraz dostanie apopleksji. Jego. kark nagle wydał się o wiele za duży jak na opasujący go kołnierz.

— Przyniosę mój łuk — niemalże wysyczał. — Możesz zarobić te swoje sto marek, paradując z pomalowaną twarzą albo przy czyszczeniu klatek, jeśli o mnie chodzi!

— Jesteś pewna, że dobrze się czujesz? — spytała Elayne Birgitte, kiedy Luca już odchodził, mamrocząc coś pod nosem. Jedynym słowem, jakie pochwyciła, było znowu: „Kobiety!” Nynaeve patrzyła na kobietę z warkoczem takim wzrokiem, jakby chciała, by ziemia się otworzyła i ją połknęła; ją, nie Birgitte. Wokół Thoma i Juilina z jakiegoś powodu zebrało się kilku furmanów.

— Ma zgrabne nogi — orzekła Birgitte — ale ja nigdy nie lubiłam wysokich mężczyzn. Dodaj urodziwą twarz, a będą zawsze nieznośni.

Petra przyłączył się do grupy mężczyzn, dwakroć bardziej od nich barczysty. Powiedział coś, po czym uścisnął ręce Thomowi. Bracia Chavana też tam byli. A także Latelle, z przejęciem rozprawiała o czymś z Thomem, jednocześnie rzucając ponure spojrzenia w stronę Nynaeve i towarzyszących jej dwóch kobiet. Zanim Luca wrócił z łukiem z nie naciągniętą cięciwą i kołczanem pełnym strzał, nikt już nie zajmował się przygotowaniami do drogi. Wozy, konie i klatki — nawet spętane konio-dziki — stały porzucone, wszyscy ludzie zgromadzili się wokół Thoma i łowcy złodziei. Poszli za Lucą, który oddalił się nieco od obozu.

— Uważają mnie za dobrego strzelca — powiedział, rzeźbiąc w pniu wysokiego dębu biały krzyż na wysokości swej piersi. Wróciło mu nieco zwykłej wesołości, a kiedy odchodził od drzewa na odległość pięćdziesięciu kroków, zaczął się chełpić. — Będę strzelał pierwszy, abyś się przekonała, z kim masz do czynienia.

Birgitte wyrwała strzałę z dłoni Luki i odeszła na kolejne pięćdziesiąt, odprowadzana jego wzrokiem. Obejrzała łuk, kręcąc głową, ale unieruchomiła go obutą w kamasz stopą i jednym gładkim ruchem napięła cięciwę, zanim Luca, Elayne i Nynaeve zdążyli do niej dojść. Wyciągnęła strzałę z kołczana, który Luca trzymał w dłoniach, przez chwilę ją badała, po czym odrzuciła na bok niczym śmieć. Luca skrzywił się i otworzył usta, ale Birgitte już odrzucała drugie drzewce. Następne trzy wylądowały na usłanej liśćmi ziemi, zanim wetknęła grot kolejnej w ziemię obok siebie. Z dwudziestu jeden strzał zatrzymała tylko cztery.

— Ona to zrobi — szepnęła Elayne, starając się, by jej głos zabrzmiał pewnie. Nynaeve przytaknęła niewyraźnie; gdyby musiały zapłacić sto złotych koron, to niebawem trzeba byłoby zacząć sprzedawać biżuterię, którą ofiarowała im Amathera. Listy kredytowe były zupełnie bezużyteczne, Elayne wyjaśniła Nynaeve; wykorzystanie ich równałoby się wskazaniu Elaidzie palcem miejsca, gdzie wcześniej przebywały, o ile nie tego, w którym się znajdowały w danym momencie.

„Gdybym się w porę odezwała, to bym temu zapobiegła. Jako mój Strażnik ona musi postępować tak, jak ja każę. Nie mam racji?”

Z dotychczasowych wydarzeń wynikało, że posłuszeństwo bynajmniej nie stanowiło elementu więzi. Czy Aes Sedai, które podglądała, zmuszały tych mężczyzn również do składania przysiąg? Teraz, jak o tym myślała, nabrała przekonania, że jedna z nich na pewno to uczyniła.

Birgitte nałożyła strzałę, podniosła łuk i zwolniła cięciwę, nie zatrzymując się nawet, by wycelować. Elayne skrzywiła się, ale stalowy grot utknął w samym środku białego krzyża. Drzewce jeszcze nie przestało drżeć, a już drugie otarło się o nie i wbiło tuż obok. Birgitte odczekała wtedy chwilę, ale tylko po to, by obie strzały znieruchomiały. Głośny jęk wyrwał się z gardeł gapiów, kiedy trzeci grot rozszczepił pierwszy, ale to było nic w porównaniu z absolutną ciszą, jaka zapadła, kiedy ostatnia strzała rozpołowiła drugą w ten sam sposób. Pierwsza — to mógł być przypadek. Dwie...

Luca wybałuszył oczy. Z szeroko rozdziawionymi ustami patrzył to na drzewo, to na Birgitte, znowu na drzewo, znowu na Birgitte. Podała mu łuk, a on tylko anemicznie pokręcił głową.

Nagle odrzucił swój kołczan, szeroko rozłożył ramiona i krzyknął z zachwytem.

— Nie noże! Strzały! Ze stu kroków!

Nynaeve zwisła bezwładnie na ramieniu Elayne, kiedy wyjaśnił, czego chce, ale nie wydała ani dźwięku protestu. Thom i Juilin zbierali pieniądze; większość oddawała monety z westchnieniem albo ze śmiechem, ale Juilin musiał wykręcić rękę Latelle, kiedy ta próbowała się wyślizgnąć, a także dorzucił kilka gniewnych słów, by wreszcie wcisnęła pieniądze do mieszka. A więc o to im wtedy chodziło. Musi stanowczo się z nimi rozmówić. Później.

— Nana, wcale nie będziesz musiała tego robić.

Nynaeve tylko wpatrywała się zdziczałym wzrokiem w Birgitte.

— Nasz zakład? — przypomniała Birgitte, kiedy Luca ochłonął. Skrzywił się, po czym sięgnął do swej sakiewki i cisnął w jej stronę monetę. Elayne dostrzegła błysk złota w słońcu, kiedy Birgitte przypatrywała się jej, po czym odrzuciła ją z powrotem.

— Zakład mówił o srebrnym groszu z twojej strony.

Oczy Luki rozszerzyły się ze zdumienia, ale w następnej chwili śmiał się już i wciskał złotą koronę w jej garść.

— Jesteś tyle warta, co do miedziaka. No i co, zgadzasz się? Toż na takie przedstawienie przyjdzie może nawet sama Królowa Ghealdan. Birgitte i jej strzały. Pomalujemy je na srebrno, łuk także!

Elayne rozpaczliwie pragnęła, by Birgitte na nią spojrzała. Zamiast zrobić to, co sugerował ten człowiek, równie dobrze mogłyby wywiesić szyld dla Moghedien.

Ale Birgitte tylko podrzucała monetę w ręku, uśmiechając się szeroko.

— Farba zniszczy ten już i tak lichy łuk — powiedziała w końcu. — I mów do mnie Maerion; nazywano mnie tak kiedyś. — Wsparła się na łuku, z jeszcze szerszym uśmiechem. — A czy ja też mogłabym dostać czerwoną suknię?

Elayne odetchnęła z wielką ulgą. Nynaeve zrobiła taką minę, jakby zaraz miała zwymiotować.

Загрузка...