Część X

Swadhayaya


Piąty i ostatni krok Pięciokrotnej Ścieżki,

swadhayaya, to wyzwolenie przez samoświadomość:

Kim jestem? Dlaczego tu jestem?


Zebrane z różnych nauk na temat Agnihotry

Rozdział 42

Kiedy tylko Kevin Infante wszedł na bożonarodzeniowe przyjęcie Nancy Porter, zorientował się, że szykują się swaty. Nieszczęśliwą damę potrafił dostrzec z odległości kilometra – brunetkę w jasnoczerwonej sukience. Była całkiem ładna. Właściwie wyjątkowo ładna, choć w stylu, który uważały za atrakcyjny inne kobiety – szczupła sylwetka, jasne oczy, bujne włosy. To go ostrzegło. Wybrała ją Nancy i musiał przyznać, że miała dobry gust. Mimo to nie znosił nawet biernego swatania na zasadzie „spikniemy ich i zobaczymy, co się stanie”, które sugerowało, że nie potrafi sobie sam znaleźć partnerki. Albo wybiera nieodpowiednie.

A jeśli nawet, to co z tego? Był już dużym chłopcem. Nancy nie powinna się wtrącać.

Rozejrzał się po pokoju, szukając towarzystwa do konwersacji, w którym mógłby się schronić. Na takich przyjęciach nie było sensu zagadywać gospodyni. Nancy biegała między kuchnią i jadalnią, uzupełniając talerze i piętrząc jedzenie na bufecie. Lenhardt jeszcze się nie pojawił, a mąż Nancy nigdy nie przepadał za Infante’em, ale z drugiej strony Andy Porter nie przepadałby za żadnym mężczyzną, który spędzałby długie godziny sam na sam z jego żoną, choćby w najbardziej niewinnych okolicznościach. Rozglądając się i czując, że brunetka jest coraz bliżej, Infante zobaczył znajomą twarz, choć potrzebował chwili, by skojarzyć tę kobietę – pulchną, sympatyczną. Kay jakaś tam, pracownik społeczny.

– Dzień dobry. – Wyciągnęła dłoń. – Kay Sullivan. Z St. Agnes.

– Tak, ta, która…

– Właśnie.

Przez chwilę stali w niezręcznym milczeniu. Kevin uświadomił sobie, że musi się bardziej postarać, jeśli chce uciec choćby na chwilę przed machinacjami szanownej pani Porter.

– Nie wiedziałem, że przyjaźnicie się z Nancy.

– Poznałyśmy się w Domu Ruth. Robiła dla nas prezentację na temat jednego z najstarszych nierozwiązanych morderstw w hrabstwie, sprawy Powers.

Kevin pamiętał. Nigdy nie zapominał spraw, które sam prowadził. Młoda kobieta, w separacji z mężem, zacięta walka o prawa do opieki nad dziećmi. Któregoś popołudnia wyszła z pracy. Nikt więcej nie widział ani kobiety, ani jej samochodu.

– A, tamtej. Ile to już czasu?

– Prawie dziesięć lat. Ich córka jest teraz nastolatką. Wyobrażasz sobie? Musi wiedzieć, że ojciec był głównym podejrzanym. Ale nie pamiętałam, że pracował w policji, zanim przeszedł do prywatnej ochrony.

– Aha.

Kolejna niezręczna pauza; Infante zastanawiał się, po co Kay Sullivan o tym wspomniała. Zamierzała zasugerować, że baltimorscy gliniarze z natury byli złoczyńcami? Stan Dunham tylko ukrył morderstwo.

– Czy…?-zaczęła.

– Nie.

– Nawet nie wiesz, o co chciałam zapytać.

– Założyłem, że o Sunny Bethany – wyjaśnił, a Kay zaczerwieniła się, jakby zawstydzona. – Nie mam z nią kontaktu. Chyba stary Willoughby od czasu do czasu sprawdza, co słychać u jej matki. A skoro o nim mowa…

Rozejrzał się. Willoughby też powinien być wśród gości. W końcu Kevin go zobaczył, w swetrze w romby – rozmawiał z brunetką w czerwonej sukience. Willoughby miał oko do kobiet, o czym Infante się przekonał, kiedy zaczęli razem grać w golfa. Ku swojemu zaskoczeniu – i zadowoleniu, choć nie chciał się do tego przed sobą przyznać – zauważył, że Willoughby chyba wolał jego towarzystwo od nadętej zgrai z Elkridge. Był jednak bardziej policjantem niż bogaczem. A także jednym z tych dystyngowanych lubieżników, którzy lubią pławić się w blasku pięknych kobiet. Nadskakiwał Nancy, jadł z nią obiad przynajmniej raz w miesiącu. Teraz pewnie próbował zaprowadzić brunetkę pod jemiołę, namówić na małego buziaka.

– Powinienem się przywitać.

– Jasne – powiedziała Kay. – Rozumiem. Ale gdyby Sunny się do ciebie odezwała…

– Tak?

– Przekaż, proszę, że to było miłe z jej strony, że odesłała spodnie Grace wyprane i zacerowane. Jestem wdzięczna.

Mówiła smutnym, zrezygnowanym tonem, jakby przywykła już do tego, że ludzie ją porzucają. Infante nadział na widelec pieroga z tacy i przeciągnął go przez śmietanę – dzięki Bogu za polskie korzenie Nancy, dziewczyna wiedziała, co podać na święta. Wydarzenia zeszłej wiosny dla niego stanowiły element pracy, ale dla Kay Sullivan musiały być ekscytującą przygodą. Mogła oderwać się od… no, od tego, czym zajmują się pracownicy socjalni szpitali. Pewnie szarpania się z formularzami Medicaidu.

– Grace? – zagadnął. – To twoja córka? Ile ma lat? Jedynaczka?

Kay rozpromieniła się i zaczęła mu opowiadać ze szczegółami o swoich dzieciach, a Infante słuchał i kiwał głową, nakładając sobie więcej pierogów. Gdzie tu się spieszyć? Brunetka nie ucieknie.

Como se llama? - spytał mężczyzna pod galerią, a Sunny zmusiła się, żeby nie gapić się na jego górną wargę. Matka wspominała o kalectwie Javiera. Uprzedziła, że przy pierwszym spotkaniu jego wygląd może trochę wytrącać z równowagi, a Sunny automatycznie założyła, że mężczyźnie odebrało też mowę. W Wirginii, pogrążona w planowaniu tej podróży, wyobrażała go sobie jako niemego Quasimodo, porozumiewającego się chrząkaniem i wzdychaniem.

Javier dalej pytał, niezrażony tym, jak odwróciła wzrok od jego twarzy, pewnie przyzwyczajony do takich uników, może nawet za nie wdzięczny. Sunny byłaby wdzięczna.

Es la hija de Señora Toelez, Lverdad?

Jak się nazywasz? Jesteś córką señory Toles, prawda? Sunny przez kilka tygodni słuchała taśm z hiszpańskim i radziła sobie z tym językiem w piśmie, ale nadal musiała w myślach tłumaczyć słowo po słowie, ułożyć odpowiedź po angielsku, a potem przetłumaczyć ją na hiszpański, co nie ułatwiało porozumiewania się. Matka ostrzegła, że zawsze już tak będzie.

Soy… – zaczęła, a potem się poprawiła. Nie: „Ja jestem”, tylko: Me llamo. „Mówię na siebie”. – Me llamo Sunny.

Co Javiera mogły obchodzić inne tożsamości i nazwiska, to, co miała napisane w prawie jazdy, i czy zgadzało się z paszportem albo świadectwem maturalnym? Jako Cameron Heinz dostała się z lotniska na lotnisko, potem taksówką na tę ulicę w San Miguel de Allende, odtwarzając podróż matki sprzed szesnastu lat, choć wtedy jeszcze o tym nie wiedziała. Miała się dowiedzieć później, w drodze do Cuernavaca. Tymczasem w Stanach Gloria Bustamante czekała, aż Cam Ketch Barb Syl Ruth Sunny zdecyduje się, kim chce być. Wybór okazał się niełatwy, zwłaszcza że Stan zmarł tego lata, pozostawiając mały majątek, o który – według Glorii – Sunny powinna się upomnieć jako pośrednia ofiara Dunhama i przez krótki czas jego synowa. Czy mogła przyjąć spadek? Czy powinna? A gdyby przyjęła z powrotem prawdziwe nazwisko, wraz z oszczędnościami Staną Dunhama, ile czasu by trwało, zanim by ją odkryto? Jako Sunny wiedziała lepiej niż inni, że każde stuknięcie w klawisz komputera pozostawia ślad.

Tutaj jednak mogła się nazywać, jak chciała. Przez najbliższe dwa tygodnie.

Me llamo Sunny.

Javier się zaśmiał i wskazał niebo.

Como elsol? Que bonita.

Wzruszyła ramionami, zagubiona. Takie rozmowy były dla niej trudne nawet po angielsku. Pchnęła drzwi do sklepu, potrącając cichy dzwonek wiatrowy. W Człowieku z Błękitną Gitarą też taki wisiał, przypomniała sobie, ale dźwięczał mocniej.

Jej matka – jej matka! – rozmawiała z klientką, niską, przysadzistą kobietą ze zgrzytliwym głosem, która szturchała i dźgała palcem kolczyki na ladzie, jakby ją rozczarowały.

– To moja córka, Sunny – oznajmiła Miriam, ale stała wciśnięta między ladę i cielsko klientki, więc nie mogła podejść i uściskać Sunny, tak jak wyraźnie chciała.

Kobieta zerknęła na Sunny, a potem wróciła do dręczenia biżuterii. Zdawało się, że ozdoby śniedzieją pod jej dotykiem, ciemnieją i wyginają się w krótkich, grubych palcach. Sunny zastanawiała się, czy kiedykolwiek przestanie tak postrzegać nieznajomych. Ciągle skupiała się na ich defektach i próbować błyskawicznie ocenić: pomogą czy skrzywdzą. Z tej wyraźnie nie miałaby żadnego pożytku.

– Poszła chyba w ojca – stwierdziła kobieta, a Sunny przypomniała sobie radość po wylaniu dietetycznej pepsi na głowę pani Hennessey w pokoju socjalnym „Gazette”.

Czasami miała wyrzuty sumienia, łagodnie rzecz ujmując, ale akurat nie wtedy. Przeciwnie, to było jedno z najmilszych wspomnień. Powinna opowiedzieć tę historię matce, kiedy pojadą w podróż. Zresztą to jedna z niewielu anegdot, które mogła opowiedzieć bez smutku ani strachu.

Trochę się denerwowała, szukając tematów do rozmowy z matką, ale ostatecznie okazało się to o wiele prostsze, niż się spodziewała. W pociągu do miasta Meksyk następnego dnia podjęły temat Penelope Jackson. Jej miejsca pobytu wciąż nie ustalono. Na szczęście przestała używać kart kredytowych Sunny po pierwszych czterdziestu ośmiu godzinach w Seattle. Kiedy przesiadły się do autobusu do Cuernavaca, Miriam zebrała się na odwagę i zapytała Sunny, czy uważa, że Penelope naprawdę zabiła Tony’ego, a Sunny odpowiedziała: „Tak, ale nie dla pieniędzy”.

– Mimo to mogła zabić. Miała takie podłe oczy… mamo. Ja się jej bałam. Od chwili, kiedy ją zobaczyłam, wiedziałam, że muszę zrobić wszystko, czego zażąda.

Rozmawiały o detektywie Willoughbym, który ciągle przysyłał emailem długie i zawiłe sugestie przyjazdu do Meksyku na golfa i zastanawiał się, czy w pobliżu San Miguel de Allende są dobre pola. Miriam stwierdziła, że nie chce go zachęcać, ale Sunny uważała, że matka powinna. Czemu nie?

W końcu – nie następnego dnia ani nawet jeszcze następnego, ale kilka dni później, siedząc z drinkami, kiedy słońce zaszło, a białe pawie przechadzały się dumnie po Las Mananitas – Sunny zapytała Miriam, czy uważa, że to prawda, co powiedziała Kay – kilka miesięcy wcześniej, że tragedia tylko ukazuje siły i słabości człowieka, rodziny. Kay nazwała je „szczelinami”.

– Pytasz, czy to twoja wina, że rozstałam się z ojcem. Sunny, to nigdy nie jest wina dziecka. Jeśli już, twoje zniknięcie być może opóźniło moje odejście. Byłam nieszczęśliwa od lat.

~ Ale właśnie o to chodzi – odparła Sunny. – Kiedy wspominałam dom, mówiłam sobie, że tworzyliśmy szczęśliwą rodzinę, że byłam głupia, tęskniąc za czymś innym. Pamiętasz, jak znaleźliśmy zastawę dla lalek pod krzakami? Jak tata wykleił kartkami książki pokój Heather tak, że powstała cała historia Maksa i jego podróży? Dom na Algonauin Lane uważałam za magiczne miejsce, ale dla ciebie był więzieniem. Jedna z nas musi się mylić.

– Niekoniecznie – odpowiedziała Miriam. – Przy okazji, to ja wykleiłam pokój Heather. Ale gdybym ci tego nie przypomniała, czy wspomnienie byłoby nieprawdą, czy wasz ojciec kochałby was mniej? Nie sądzę.

W końcu, kiedy zrobiło się zupełnie ciemno, kiedy nie widziały już za dobrze swoich twarzy i zostały w ogrodzie same, a przynajmniej tak się czuły, zeszły na temat Staną Dunhama.

– Ojciec kochałby was tak samo, nawet gdybyś ty albo Heather zrobiła coś źle.

– Ja zrobiłam… – zaczęła Sunny, ale matka nie dopuściła jej do głosu.

– Właśnie tacy są rodzice. Starają się naprawiać błędy dzieci, zawsze je chronić. Dzieci mogą być szczęśliwe, kiedy ich rodzice cierpią. Ale żaden rodzic nigdy nie jest szczęśliwy, widząc nieszczęśliwe dziecko.

Sunny powtórzyła to sobie w myślach. Musiała uwierzyć matce na słowo. Jeśli wiedziała cokolwiek o sobie samej, to tyle, że nie nadawała się na matkę. Nie przepadała za dziećmi. Właściwie większości z nich wprost nie znosiła, jakby ukradły jej życie, choć wiedziała, że to zupełnie nielogiczne. To ona kradła życia, przywłaszczając sobie nazwiska i historie dziewczynek, które nie poszły nawet do pierwszej klasy.

– Mimo to chciałabym myśleć, że twój ojciec nie przysporzyłby nikomu tyle cierpienia, ile Stan Dunham nam – ciągnęła Miriam. – Mówisz, że był dla ciebie dobry, i jestem za to wdzięczna. Ale nie mogę mu wybaczyć tego, co nam zrobił. Nawet teraz, kiedy nie żyje.

– Ale mnie wybaczasz.

To była rana, którą ciągle rozdrapywała, tak samo jak strup po szczepionce.

– Sunny, miałaś dopiero piętnaście lat. Co tu wybaczać? Oczywiście, że nie mam do ciebie pretensji. Ojciec też by nie miał. Ale już zmarł. I to też nie twoja wina.

– Heather by miała. Pretensje.

W tym momencie matka zaskoczyła ją śmiechem.

– Całkiem możliwe. Potrafiła pamiętać urazy tak samo mocno, jak trzymać każdy grosz. Ale nawet ona musiałaby przyznać, że nigdy jej źle nie życzyłaś.

Jeden z pawi krzyknął nieprzyjemnie ludzkim głosem. To odezwała się Heather? Sunny nigdy nie była tak mocno przekonana o dobrej woli siostry, jak matka.

Ale wszystkie te rozmowy miały nastąpić później. Teraz stały w galerii, wciąż trochę sobie obce i skrępowane, a Miriam nagle wykrzywiła się nieuprzejmie nad głową marudnej klientki, przewróciła oczami i pokazała język. Ja robię taką minę, uświadomiła sobie Sunny, kiedy ktoś ściąga pirackie programy, zawiesza system, a ja muszę to naprawiać.

– Tak, wdała się w ojca – przyznała matka. – To jej pierwsza podróż do Meksyku, a na święta wyruszamy do Cuernavaca, będziemy mieszkać w Las Mafianitas.

– Nie pojechałabym do Cuernavaca za żadne pieniądze – odparła kobieta. – A Las Mafianitas jest za drogie.

Odepchnęła się od lady jak od stołu po ciężkim posiłku, który jej nie smakował, i wymaszerowała ze sklepu bez żadnego „dziękuję” ani „do widzenia”„.

– I pomyśleć – powiedziała Miriam, wychodząc zza lady, by uściskać córkę – że miałam to na końcu języka. Zaproszenie dla tej uroczej pani, żeby pojechała z nami. Jak tam twoja podróż, Sunny? Jesteś zmęczona? Chcesz pojechać do mojej casita i się zdrzemnąć czy najpierw coś zjemy? O której rano wstałaś? Ile ci zajęło dojechanie tutaj?

Tylko trzydzieści lat, chciała powiedzieć Sunny. I pomogła mi w tym plama oleju na autostradzie.

Zamiast tego wybrała prostszą odpowiedź, taką, jaką matka na pewno mogła zrozumieć. Jak Maks z dziecięcej powieści zmęczyła się jazgotem dziczy, przypłynęła do domu i zdjęła wilczą skórę. Chciała być tam, gdzie ktoś ją kochał, nawet jeśli wierzyła, że dawno temu zaprzepaściła prawo do bezwarunkowej miłości.

– Jestem głodna – powiedziała. – W samolotach nie dają już porządnych posiłków, w autobusach też nie. Nie leciałam samolotem od czasu, kiedy jako dziecko byłam z tobą w Ottawie.

Wspomnienie dziewczynek w takich samych sukienkach. Sunny wysmarowana czekoladą, Heather nieskazitelnie czysta i schludna. Cholera, Heather wiedziała nawet, że Tony jest podejrzany, od razu, jak tylko go zobaczyła. Jedenastolatka, prawie dwunastolatka, była o wiele mądrzejsza od swojej piętnastoletniej siostry.

– Możemy zjeść na mieście?

Wzięły się pod ramię i wyszły na jasną, pogrążoną w chaosie ulicę, gdzie Javier musiał przekrzykiwać ryk przejeżdżającego autobusu. Sunny nie rozumiała ani słowa, ale biorąc pod uwagę jego zamaszyste gesty, chyba się upierał, że są do siebie bardzo podobne – takie piękne, matka i córka, wreszcie razem. Splótł palce dłoni, pokazując to, co je łączy.

Spojrzała mu w oczy. Już nie bała się widoku jego twarzy, bo wiedziała, czego tam brakowało. Gdyby tylko tak samo łatwo mogła pokazać światu swoje kalectwo. Kto odwróciłby oczy od jej twarzy, kto nie zdołałby popatrzeć jej prosto w oczy?

Gracias. – Przypomniała sobie najważniejsze słowo, jakie można usłyszeć. Tak wiele dla niej znaczyło, nawet jeśli było fałszywe i niezasłużone, zupełnie niewłaściwe. Udając Heather, w jakiś sposób ją ożywiła, wraz z jej doprowadzającą do szału pewnością siebie. I tego jednego nigdy nie żałowała. Ze wszystkich osób, którymi była lub miała być, najbardziej lubiła Heather Bethany.

Gracias, Javier.

Загрузка...