Rozdział 14

Móri i Villemann zamocowali linę na tyle przemyślnie, że Dolg i Bjarni w ogóle nie musieli się ze sobą stykać, dla pewności jednak kiedy spuszczano ich na dół, Dolg mocno objął chłopca od tyłu, na wypadek gdyby Bjarniego ogarnęła panika.

I rzeczywiście Bjarni wpadł w panikę, kiedy tylko porwały ich potworne masy wody. Wcześniej uprzedzano chłopca, by starał się przez cały czas mieć zamknięte usta, lecz kto zdoła o tym pamiętać, kiedy wodospad chwyta go w objęcia, a dookoła jest tylko dławiąca woda, ściągająca w dół, w głąb.

Rozbijemy się o skały, zdążył jeszcze pomyśleć Bjarni i zaraz lodowata woda zalała mu usta, kaszlał i krzyczał na przemian. Wkrótce jednak zrozumiał, jak ważne jest zamknięcie ust, ale z kolei zaciskając je zapominał o oddychaniu w tych momentach, kiedy było to możliwe. Krótko mówiąc robił wszystko inaczej niż powinien.

Poczuł wreszcie, że są już na dole. Wielki wir pod wodospadem ściągał ich w głąb, okręcał, to znów wynosił do góry.

Teraz umrę, pomyślał Bjarni.

W następnej chwili poczuł, jak jakaś siła wynosi go ponad spienioną powierzchnię. Odsunęli się trochę od spadających kaskad i huczące masy wody nie leciały im już na głowę. Ale nie taki był ich cel. Mieli zejść w głąb toni i przedostać się do skały pod wodą.

Jakie to dziwne! Bjarni unosił się na wodzie i prąd wcale go nie porywał, chociaż on nie czynił nic, by mu się przeciwstawić. Dolg go puścił, kołysał się na fali tuż obok i prawdę powiedziawszy, nawet się uśmiechał! Wprawdzie wyglądało to raczej jak ociekający wodą grymas, lecz w zamierzeniu zdecydowanie miało być dodającym otuchy uśmiechem!

Dolg wyraźnie czekał, aż Bjarni dojdzie do siebie po pierwszym wstrząsie.

Bjarni czuł, że prąd szarpie go, chce porwać w dół rzeki, ale to było bez znaczenia, wodospad nie miał nad nim żadnej władzy.

Wtedy właśnie zrozumiał, że znajduje się pod opieką pani wody.

Bjarni niepewnie odwzajemnił uśmiech.

Dolg wskazał ręką kierunek: w dół i w głąb. Czy Bjarni jest gotowy?

Chłopiec skinął głową. Czuł się o wiele spokojniejszy.

Zerknął jeszcze na górę i ujrzał trzy zalęknione twarze wychylające się poza krawędź mostu, a także otwierający się i zamykający pysk Nera, ale żaden dźwięk nie docierał do chłopca, huczące masy wody zagłuszały przerażone szczekanie psa.

Zanurkowali. Jednocześnie skierowali się w obszar za wodospadem.

Dolg, co było naturalne, prowadził, lecz Bjarni już się nie bał. Zaczerpnął powietrza w płuca i postanowił zaufać pani wody.

Płynął za przyjacielem, wpatrzony w jego nogi. Kierował się wprost ku skale pod wodą. Co my tu będziemy robić, zastanawiał się, przecież tutaj jest tylko lita ściana.

Okazało się jednak, że jest inaczej. Dolg zniknął, jakby wtopił się w górę, ale kiedy Bjarni podpłynął dalej, spostrzegł wielki otwór w skale. Znów ogarnął go lęk, na jak długo wystarczy mu powietrza w płucach?

Pokonał jeszcze pewien odcinek, mając nad sobą ciężki kamienny masyw, gdy spostrzegł, że Dolg kieruje się w górę. Poszedł w jego ślady i nagle znów mógł nabrać powietrza. Znaleźli się w wydrążonej w skale grocie za wodospadem.

Poruszył kilkakrotnie rękami, wyrównując oddech usiłował zorientować się w nowym miejscu.

W grocie panował mrok. Dookoła pluskała woda, a ryk wodospadu docierał tylko w postaci podziemnego szumu. Ściany jaskini ledwie mógł dostrzec. Jej rozmiary usiłował poznać za pomocą słuchu. Okazała się niezbyt duża; echo odbijające się od ścian miało jakby bardzo mało miejsca.

– Dolg? – zawołał ściszonym głosem.

– Jestem tutaj – tuż obok rozległa się odpowiedź.

– Widzisz coś?

– Nie. Poprosimy o światło.

– Kogo poprosimy?

Dolg zaśmiał się, nieco speszony.

– Rzeczywiście, nie wiem. Żaden z duchów nie mógł nam towarzyszyć aż tutaj. Musimy sobie radzić sami.

– Dolg… mam pod stopami stały grunt.

– Doskonale. Podchodzę do ciebie.

Razem wspięli się na wystającą z wody dość płaską półkę. Usiedli na niej, żeby choć chwilę odpocząć. Ociekali wodą, Bjarni drżał z zimna.

– Pamiętaj, Bjarni: więcej nie mogę ci pomóc. Jesteś człowiekiem i ty, tylko ty możesz ocalić króla elfów. Pomogłem ci się tu dostać, pomogę ci się też wydostać, ale teraz… Zachowuj się. jakby mnie nie było. Myśl sam i działaj sam.

– Rozumiem. W każdym razie dziękuję za dotychczasową pomoc. Bez ciebie nie dałbym rady.

– Beze mnie i bez pani wody.

– To prawda. Dziękuję ci, Wodo, jeśli mnie słyszysz. Teraz muszę się zastanowić.

– Dobrze.

Umilkli. Bjarniego ogarnęło poczucie nierzeczywistości. Głuchy grzmot wodospadu, poza tym cisza.

Bjarni przesuwał dłońmi po ociekających wilgocią występach, dotykał chropowatej skały. Przypadkiem natknął się na rękę Dolga, przyjaciel uścisnął go, dodając otuchy. Wreszcie Bjarni zrezygnował z szukania.

Nabrał powietrza, a potem z największym spokojem, na jaki było go stać, powiedział grzecznie:

– Królu elfów Islandii! Przybyliśmy, by uwolnić cię od przekleństwa, nic jednak nie widzimy. Czy możesz dać nam trochę światła? Albo przynajmniej powiedzieć, gdzie jesteś, byśmy cię przypadkiem nie skrzywdzili? Nazywam się Bjarni, jestem z ludzkiego rodu.

Ponieważ Dolg się nie odzywał, Bjarni doszedł do wniosku, że podobała mu się jego przemowa.

Ale żaden promień światła nie rozjaśnił groty.

Cisza i ciemność jak w grobie.

– Czyżby go tu nie było? Może zabłądziliśmy? A może przybyliśmy za późno? – denerwował się Bjarni.

Dolg nie odpowiedział, ale jego lęk stał się w ciemnościach wyczuwalny niczym ściana.

Nagle coś usłyszeli. Słabe wołanie, dochodzące z wnętrza góry.

– Cicho – szepnął Dolg. – Słuchaj!

Bjarni nie śmiał odetchnąć. Wołanie się powtórzyło, tym razem mogli rozróżnić słowa, wypowiadane bardzo słabym głosem, jakby w ostatnim stadium wycieńczenia:

– Bjarni z ludzkiego rodu! Tutaj! Chodź!

– Tak daleko – szepnął Bjarni.

Dolg już obmacywał skalną ścianę.

– Tutaj – stwierdził wreszcie. – Tutaj jest wejście. Przedtem go nie zauważyliśmy, bo znajduje się dosyć wysoko. Musisz się wspiąć, ja nie mogę iść z tobą. Zaczekam na ciebie. Odwiążę sznur. Teraz dobrze, jesteś swobodny.

Bjarni, nękany wątpliwościami, był jak jeden wielki kłębek nerwów.

– A jeśli mi się nie powiedzie?

– Ja nic nie będę mógł zrobić. Jestem tylko w połowie człowiekiem. To ty możesz go uratować, pamiętaj o tym!

– Boże – szepnął Bjarni.

Nie bał się już wymawiania imienia Bożego w obecności elfów. Opowieść Tiril o Tannhäuserze pomogła mu pozbyć się lęku, że popełnia bluźnierstwo. Uważał, że Bóg go zrozumie.

Ta myśl była mu wielką pociechą.

Przez ciasny otwór wsunął się do wąskiej groty, wiodącej dalej w głąb. Otwór w skale wydrążyły zapewne przed wiekami prądy wodne.

Teraz został sam.

To przerażało, paraliżowało zmysły.

Ale świadomość, że ktoś na niego czeka, i to już od stuleci, najpierw z nadzieją, potem w rozpaczy i rezygnacji, dodała mu spokoju, którego tak bardzo potrzebował.

Idę, królu elfów, spieszę, by cię uwolnić!

Kiedy już wydawało mu się, że czołga się przez dobrych kilka mil, zatrzymał się i jeszcze raz zawołał, cicho, nieśmiało, jakby nie wierzył, że usłyszy odpowiedź:

– Hop! Hop! Królu elfów? Jesteś tam?

– Jestem – słowa napłynęły z przerażającej bliskości, wypowiedziane w dziwacznym języku islandzkim, jakby król pierwszy raz się nim posługiwał. Bjarni nie miał pojęcia, jak elfy porozumiewają się między sobą. Ale jedno wiedział na pewno: istota była śmiertelnie zmęczona.

Bjarni nie śmiał się poruszyć.

– Powiedz mi, królu, jak mogę cię uwolnić? Mam zaledwie czternaście lat i niewiele wiem. Nie otrzymaliśmy żadnych wskazówek, a chciałbym postąpić właściwie, tak abym wszystkiego nie zepsuł.

Melodyjny głos odparł:

– Nie mogę ci pomóc, młody Bjarni.

Chłopiec westchnął. Widać nie będzie to łatwe.

– W każdym razie udało się nam pokonać ducha złego biskupa, który cię tu uwięził, królu – rzekł z otuchą w głosie. – Upiór chciał nas zatrzymać na moście, ale Móri i jego duchy zniszczyły go potężnymi zaklęciami.

– To bardzo budująca wiadomość.

Bjarni zawahał się.

– Królu… czy mogę cię dotknąć?

W głosie dała się słyszeć wesołość:

– Chyba nawet powinieneś. Nie bój się, nie rozsypię się na kawałki.

Dotknąć elfa? Jakie to uczucie? Czy to niebezpieczne? A może już na zawsze pozostanie we władzy elfów? Ale przecież matce i jemu obiecano…

Bjarni postanowił zapomnieć o strachu i zamiast tego skupić się na swym zadaniu. To sen, myślał, żeby się pocieszyć. A we śnie nie jest się za nic odpowiedzialnym, można robić, co się chce.

Prędko się przekonał, że to słuszne nastawienie. Pozbył się wszelkich zahamowań. Wszystko to mi się śni, i już. Śnię, że dokonuję bohaterskiego czynu.

Doszedłszy do tego przekonania, nareszcie zdobył się na sprawdzenie, co jest koło niego, przestał się bać, że zrobi coś niewłaściwego. Podczołgał się jeszcze dalej i nagle zorientował się, że korytarz się rozszerza… Mógł wstać.

– Jestem tutaj – rozległ się głos tuż obok, tak blisko, że wystarczyło sięgnąć ręką.

Chociaż piękny głos brzmiał stosunkowo spokojnie, Bjarni wychwycił w nim niesłychane napięcie, drżącą nadzieję po tak długim czekaniu bez widoków na przyszłość. Trudne do wyobrażenia zmęczenie istoty, która się poddała.

Nareszcie czekanie dobiegło końca.

Ale gdyby Bjarni popełnił jakiś błąd… Co by się wówczas stało?

Nie było nikogo innego, kto mógłby uratować króla elfów.

– Wszystkie elfy czekają na zewnątrz – powiedział Bjarni królowi na pociechę. – A teraz przepraszani, ale mimo ciemności muszę zorientować się w sytuacji.

– Oczywiście!

Bjarni wyciągnął rękę, poczuł delikatny, miękki materiał. Klatka piersiowa, barki. Król elfów był znacznie mniejszy od niego.

– Powiedz, co mam zrobić? – spytał, cofnąwszy rękę. – Chciałbym postąpić właściwie.

– Znasz się na czarach?

– Nie, wcale.

– Wielka szkoda!

– Ale ci, co są ze mną, potrafią czarować – pospiesznie zapewnił Bjarni. – W grocie koło wodospadu czeka Dolg. Może on…

– Dlaczego sam tu nie przyszedł?

– Ponieważ nie jest człowiekiem czystej krwi.

Człowiek czystej krwi? Cóż to znowu za określenie? Ale król nie reagował na głupstwa, jakie plótł Bjarni.

– Zły czarnoksiężnik wiedział, co robi – rzekł król elfów z nie skrywaną goryczą. – Żaden człowiek nie zdołałby tu wejść, a nawet gdyby mu się to udało, musiałby znać się na czarach. Kto jednak dzisiaj to potrafi?

– Ojciec Dolga jest czarnoksiężnikiem, ale on czeka na moście, nie przypuszczam więc…

– Oczywiście, nie możesz iść tam i wrócić, nie ma na to czasu. Możesz podjąć tę jedną jedyną próbę. Ale tylko biała runa może znieść działanie złego zaklęcia, którym mnie spętał.

Bjarni jeszcze raz obmacał króla, wyczuł na nadgarstkach metalowe okowy, którymi przykuto go do skały. Podobne obręcze miał wokół kostek i szyi.

– Mój Boże, cóż za barbarzyństwo – szepnął chłopiec. Ojej, znów wymieniłem imię Boże, ale najwidoczniej nic to nie zaszkodziło.

– Mogę spytać Dolga – powiedział niepewnie. – Jeśli mi wolno?

Król elfów zawahał się.

– Nie mamy wyboru. Dowiedz się, czy ma runę, która chroni przed czarną magią i znosi moc złych zaklęć. Pamiętaj tylko, jemu nie wolno tu przychodzić, musisz załatwić to sam. Ale kto nosi w kieszeni taką runę?

– Ojciec Dolga na pewno. Miejmy tylko nadzieję, że sam Dolg… ale to zbyt wielkie wymagania. Idę od razu i zaraz wracam.

– O, tak, chłopcze, na wszystkie dobre moce, wróć! Jesteś niczym promyk słońca w wiecznym mroku!

Bjarni usłyszał niezwykłą rozpacz w głosie elfa, bezbrzeżny strach, że maleńkie światełko nadziei zupełnie zgaśnie.

Gorzej chyba dostrzegać nadzieję i patrzeć, jak ona niknie, niż nigdy jej nie widzieć, myślał Bjarni, czołgając się z powrotem przez ciasny korytarz.

Muszę mu pomóc, muszę! On jest taki słaby!

Dotarł wreszcie do Dolga i zasapany wydusił swoją prośbę.

– Wiem, o którą runę mu chodzi – rzekł Dolg z namysłem. – Jest bardzo skomplikowana, ale niebywale potężna. Niestety, nie mam jej przy sobie, nie przypuszczam nawet, by ojciec ją miał, taka jest okropna. Należy ją wyryć na kawałku ludzkiej skóry, narysować krwią dziewicy. Skóra także musi być skórą dziewicy.

– Ojej! – zafrasował się Bjarni. – Rzeczywiście brzmi to strasznie. A więc to koniec. Nie uda nam się ocalić króla elfów. Ogromnie mi przykro, wydał mi się taki piękny i miły, to znaczy chyba duszę miał piękną, bo przecież go nie widziałem. Dolgu, on jest kompletnie wyczerpany, nie ma sił na nic więcej!

– Co my zrobimy? – martwił się Dolg.

Nagle twarz Bjarniego się rozjaśniła, dało się to poznać nawet po głosie.

– Dolgu! A jeśli… jeśli wyryjemy… Chodzi mi o to, czy ktoś powiedział, że to musi być luźny kawałek skóry zdartej z człowieka? No i jeśli istnieje coś takiego, jak męska dziewica, to chyba właśnie ja?

Dolg mocno złapał go za rękę.

– Tak, Bjarni! Jesteś geniuszem! Narysujemy runę na twojej dłoni, moją krwią!

– Czy tak można?

– Nie – po namyśle przyznał Dolg. – W moich żyłach płynie nie tylko ludzka krew.

– Ale jeśli wyryjesz znak na mojej dłoni, na przykład nożem, będzie to wtedy moja krew, jeśli tylko zadrapiesz dostatecznie głęboko.

Dolg w mroku utkwił wzrok w chłopcu. Oczywiście nic nie zobaczył, lecz Bjarni czuł przenikliwe spojrzenie.

– Bjarni, to będzie bolało!

– Wcale się tym nie przejmuję, muszę uwolnić tego nieszczęśnika. Ale czy uda nam się to zrobić po ciemku? I czy masz nóż? Bo ja nie.

– Mam – odparł Dolg i głęboko wciągnął powietrze w płuca. – Dobrze, tak zrobimy, to nasza jedyna szansa. Chyba zapamiętałem czarnoksięską runę, mówiłem ci już, że to bardzo skomplikowany znak. W dodatku nic nie widzę. Ale podaj mi rękę, spróbujemy!

Bjarniemu wydawało się, że pierwsze ukłucie będzie najgorsze, kiedy jednak Dolg nie przestawał nacinać skóry na jego lewej dłoni – doszli do wniosku, że prawej może potrzebować – błagał, by wreszcie się to skończyło. Ból można znosić do pewnej granicy, lecz kiedy wciąż jest odnawiany…

Wreszcie Dolg był zadowolony.

– Znak gotowy, prawdopodobnie bardzo krzywo i nieporadnie narysowany, ale lepiej nie umiałem. Byłeś wyjątkowo dzielny, Bjarni, to przecież musiało ci sprawić wielki ból. Wracaj teraz jak najprędzej do króla i staraj się nie zabrudzić rany! Weź moją chusteczkę, jest czysta, i obwiąż nią rękę!

– Dziękuję!

– Zaczekaj chwilę! – wstrzymał go jeszcze Dolg.

Chłopiec przystanął. Dolg sprawiał wrażenie bardzo niepewnego.

– Bjarni… weź tę skórzaną sakiewkę. Nie otwieraj jej, jeśli nie poczujesz, że to absolutnie konieczne. W środku jest…

– Wiem, co jest w środku – przerwał mu Bjarni. Z uniesienia głos mu drżał. – Niebieski szafir. Dolgu, będę na niego bardzo uważał, nie wiesz nawet jak. I użyję go tylko w razie absolutnej konieczności.

– Dobrze. Jeśli ta niezgrabnie narysowana runa nie pomoże, będziesz musiał spróbować wykorzystać moc kamienia. Nie mam pojęcia, jaką władzę nad złą czarną runą ma szafir, obawiam się, że żadną, bo przecież nie może nawet zbliżyć się do zła. Ale będziesz musiał zdecydować sam. – Dolg westchnął. – Chciałbym móc iść z tobą!

– Ja także bym tego chciał – cicho powiedział Bjarni. – Ja także.

Poczuł łzy palące w oczach i pospiesznie wcisnął się w ciasne przejście. Oby poszło dobrze, mieli przecież tylko tę jedną jedyną szansę. A Bjarni tak serdecznie współczuł nieszczęsnemu, udręczonemu królowi.

Ten zakon rycerski musi być naprawdę straszny, przeokropny, pomyślał po dziecinnemu.

– I co? – spytał król elfów, kiedy Bjarni stanął przed nim.

– Wymyśliliśmy naprędce rozwiązanie – oświadczył zdyszany chłopiec. Co najmniej dziesiąty raz sprawdzał, czy kiedy czołgał się przez korytarz, skórzany woreczek z szafirem nie doznał uszczerbku. – Musiałem się nauczyć kilku koniecznie potrzebnych słów. Zacznę od ręki, królu. Zobaczymy, jak nam pójdzie.

Król znieruchomiał, gdy Bjarni przyłożył lewą dłoń do masywnych okowów i wyszeptał słowa, których nauczył go Dolg.

Czekali.

Czyżbym musiał wykorzystać szafir? zastanawiał się Bjarni. Przecież nie należy go brukać złem, nie chcę tego. Nie widziałem go wprawdzie, ale tyle mi o nim opowiadali. Szafir zawsze ma do czynienia tylko z dobrem.

Niepokoiło go to, tak samo jak sytuacja króla elfów.

W jęczącym, zgrzytliwym proteście okowy puściły, wolno podzieliły się na pół. Jedna ręka króla elfów została oswobodzona.

Dzięki Ci, dobry Boże, pomyślał Bjarni z ulgą. Na razie nie muszę używać kamienia.

– Prawie nie mogę ruszyć ręką – niecierpliwił się elf rozgorączkowany. – Jakim potworem musiał być ten, który mi to zrobił. Druga ręka, prędko!

Kiedy krew Bjarniego dotknęła metalowych okowów na drugiej ręce, i one musiały puścić. Tak samo stało się z więzami na jednej nodze, ale potem było gorzej.

Obu ogarnął strach. Znaleźli się już tak blisko celu i nagle takie niepowodzenie!

– Może nie masz krwi na dłoni? – zasugerował król elfów. – Runę trzeba przecież narysować krwią.

– Chyba masz rację. Zaczekaj, spróbuję wycisnąć więcej.

– Rzeczywiście nie jesteś zwyczajnym chłopcem – pochwalił Bjarniego król. – Winien ci jestem ogromną wdzięczność.

Bjarni nie miał czasu na odpowiedź. Czuł ciepłą krew spływającą po nadgarstku i myślał tylko: Jak ja właściwie wyglądam? Zakrwawiony i brudny, najlepsze ubranie przemoczone do suchej nitki. Co powie babcia?

Zaraz jednak przypomniał sobie, że nie wraca do babci, i uznał swoje troski za nic nie znaczące w tej dramatycznej chwili. Skupił się na swym zadaniu. Jeszcze raz przycisnął wyrytą na dłoni magiczną runę do metalowych więzów, tym razem poszło lepiej. One także musiały ustąpić.

Pozostawała ostatnia obręcz, na szyi. Zgrzytała wprawdzie, lecz nie puszczała. Bjarni nie chciał teraz używać szafiru, niszczyć przepięknego kamienia Dolga. Nie rezygnował jednak, wycisnął więcej krwi i raz po raz wygłaszał magiczne formuły, niezwykłe słowa powtarzały się w nich w rozmaitych kombinacjach, rytmicznie, dźwięcznie, monotonnie.

Prawą ręką musiał jednocześnie podtrzymywać króla elfów, nieszczęsny bowiem nie był w stanie utrzymać się na nogach. Przykucie do ściany na wiele stuleci może okazać się brzemienne w skutki nawet dla elfa.

Bjarni zatracił rachubę czasu, nie wiedział, jak długo już odmawia zaklęcia, aż wreszcie rozległ się przeciągły zgrzyt i okowy puściły.

Król elfów odzyskał wolność, lecz była to drogo okupiona swoboda. Osunął się na skałę. Bjarni usiłował go podtrzymać.

– Ja… nie mam siły. Jest już… za późno – szepnął elf.

– Nie, to niemożliwe – przestraszył się Bjarni. – Zaczekaj! Wytrzymaj, chyba mogę… Zła moc, jaka tutaj panowała, została już pokonana, prawda?

Wyczuł, że król elfów lekko skinął głową.

– Wobec tego mam coś, co… Zaczekaj, zaraz wyjmę kamień Dolga.

W rozpaczy jedną ręką sięgnął do skórzanego woreczka, drugą podtrzymywał głowę elfa. Wreszcie zacisnął palce na olbrzymiej kuli, tak wielkiej, że nie zdołał jej utrzymać jedną ręką. Dlatego musiał ułożyć króla na kamiennej posadzce.

Przyłożył kamień do jego głowy, potem do piersi, prosząc, by do wycieńczonego ciała powróciła siła.

Król elfów poruszył głową.

– Co robisz, Bjarni? Wyczuwam coś…

Jego głos ucichł, a Bjarni bliski był rozpaczy.

– Proszę, nie umieraj! Nie przypuszczałem, że elfy mogą umrzeć.

– Bo… tak nie jest. Ale możemy… stracić moc… Zwiędnąć… zmienić się w nicość. Ale wyczuwam… życiodajną siłę… wzmacniającą, nie wiem, co to jest. Od niepamiętnych czasów… nie czułem takiego… przypływu dawnej mocy. Chłopcze, co tak iskrzy i lśni w ciemności? Mgliste błękitne promienie ciepła docierają do mego serca.

– To błękitny szafir, panie królu. Należy do Dolga.

– Niebieski kamień? Dolg ma niebieski kamień? – spytał zdumiony król, jego głos brzmiał teraz znacznie żywiej. – Oddaj mi go, oddaj na zawsze!

Bjarni odsunął szafir od rąk elfa.

– Nie mogę, on jest własnością Dolga, tylko Dolga, wszyscy tak mówią.

Król elfów cofnął ręce, spuścił głowę.

– Oczywiście, wybacz mi chciwość, to niegodne króla elfów. Kiedy po tych latach spędzonych w półśnie znalazłem się nagle tak blisko cudownego kamienia, myśli mi się zmąciły. A więc to Dolg… A przecież zrozumiałem, że ten, który znalazł niebieski kamień, nosi inne imię? Czy to naprawdę…

Nie dokończył zdania i Bjarni się zdziwił. Zdumiało go jeszcze inne zjawisko: nagle poczuł się spokojny i bezpieczny, wszystko w życiu wydało się proste.

Czyżby to wpływ niebieskiego kamienia? Kiedy rodzina Dolga opowiadała mu poprzedniej nocy swoją historię, wspomnieli, że nikomu nie wolno dotykać kamienia. Szafir mógł wydłużyć życie człowieka, przydać siły, zdrowia i mądrości.

Dolg powierzył mu ów skarb, okazując tym samym niesłychane zaufanie. Bjarni musiał dowieść, że jest tego godzien.

Oczywiście, odczuwał wpływ kamienia! Wiedział, że od tej chwili nie będzie już taki sam jak przedtem.

Spostrzegłszy, że elf jest już o wiele silniejszy, schował kamień do skórzanego węzełka i pomógł z dawna wytęsknionemu przez elfy królowi wstać.

– Dziękuję – szepnął oswobodzony więzień.

Bjarni ostrożnie go podpierał.

– To imię, o którym myślałeś, królu… Imię właściciela szafiru… Czy to przypadkiem nie Lanjelin?

– Tak! Skąd to wiesz?

– Ponieważ Dolg nosi także imię Lanjelin. Królowa mówiła, że nosi je właśnie dla elfów.

– A więc on jest jednak tym właściwym. Dobrze to wiedzieć. Chodź! Pomóż mi stąd wyjść, młody bohaterze!

Bohaterze? Bjarni w myślach smakował to słowo i musiał przyznać, że bardzo mu się podoba.

Загрузка...