— I co myślicie? — spytała Honor, rozglądając się po obecnych w sali odpraw.
Znajdowali się na orbicie planety Sachsen po półtoramiesięcznej podróży z New Berlin. Sachsen była stolicą sektora, dlatego stacjonowały tu spore siły Marynarki Konfederacji, a dodatkowo Imperium wydzierżawiło na sto lat trzeci księżyc planety, zakładając na nim bazę marynarki. Dzięki temu system Sachsen stanowił rzadko spotykaną na obszarze Konfederacji oazę spokoju i bezpieczeństwa. Pytanie nie dotyczyło jednak sytuacji w systemie, lecz tego, co ukazywała wyświetlona nad stołem holomapa.
— Nie jestem pewien, milady — powiedział z wahaniem Rafe Cardones. — Jeśli informacje imperialnego wywiadu są prawdziwe, to jest to niebezpieczny rejon, o którym dotąd nie wiedzieliśmy. Ale to odrębny sektor i Admiralicji może się to nie spodobać… prawdę mówiąc, nie jestem pewien, czy mnie samemu podoba się pomysł takiego rozproszenia sił. Kapitan Truman?
Zapytana wzruszyła ramionami.
— Rozdzielenie sił to rozdzielenie sił: nie będziemy w stanie wspierać się wzajemnie, czy będziemy operować w odrębnych systemach, czy w odrębnych sektorach, Rafe — zauważyła rozsądnie. — A musimy się rozdzielić, bo cztery frachtowce latające razem nie są normalnym obrazkiem w tym obszarze. Większość piratów ma dobrze rozwinięty instynkt samozachowawczy i gdy nas zobaczy, może wyczuć pułapkę i zwiać. A jeśli się to rozniesie, będą przed nami uciekać i nic nie zwojujemy. Jeżeli będziemy działać pojedynczo, zdołamy patrolować znacznie większy obszar. Podoba mi się także pomysł rotacji okrętów: w ten sposób nowe jednostki pojawią się w tych samych systemach, co nie wzbudzi podejrzeń, a równocześnie nasi ludzie unikną rutyny.
— Może tak — zgodził się Rafe. — Ale skoro Imperium tak łatwo nas rozszyfrowało, to czy nie należałoby założyć, że innym też się to może udać? Jeśli piraci dowiedzą się, że w tym rejonie operują statki-pułapki, to albo będą trzymać się z daleka, albo zabiorą się za nas kupą. Pamięta pani te ćwiczenia parami w symulatorach, gdy dowodziłem korsarzami, skipper?
Honor przytaknęła i spojrzała pytająco na Truman.
Ta wzruszyła ponownie ramionami.
— Rafe może mieć rację w obu kwestiach — przyznała — ale odstraszenie jest podstawowym celem, który chcemy osiągnąć. Naturalnie wybicie ich dałoby znacznie trwalszy skutek, ale nie zdołamy tego dokonać tak szczupłymi siłami. Naszym głównym zadaniem jest zmniejszenie strat marynarki handlowej, a odstraszając piratów z najgroźniejszych dotąd sektorów, osiągniemy to. Jeśli chodzi o drugą ewentualność: gdyby zaatakowali kupą, jak to Rafe zgrabnie ujął, nasz pojedynczy okręt, może być różnie. Na pewno poniesiemy straty, a w najgorszym razie stracimy okręt i załogę. Pytanie tylko, po co piraci mieliby się jednoczyć w ataku na tak trudny cel jak Q-ship? Nie zdobędą cennych łupów, za to na pewno poniosą większe straty niż my, nawet jeśli w końcu wygrają. Takie jednoczenie jest wbrew ich zwyczajom i wymaga czasu oraz wysiłku. No i po co mieliby ryzykować walkę, wiedząc, że nic na niej nie zarobią? Przecież napadają na statki dla pieniędzy, nie dla przyjemności.
Honor pokiwała głową, drapiąc siedzącego na jej kolanach Nimitza. Rafe odgrywał rolę adwokata diabła, sprzeczną zresztą z jego własną agresywną naturą. Robił to, bo zadaniem zastępcy było wyszukiwanie słabych punktów w planie kapitana zgodnie z zasadą, że łatwiej o nowy plan niż o nowy okręt. I w jednym miał bezsprzecznie rację — jeśli piraci zaatakują w grupie, pojedynczy Q-ship mógł nie mieć szans na przetrwanie. Ale Alice także miała rację, uważając takie postępowanie za nielogiczne z punktu widzenia piratów.
Problem leżał w danych dostarczonych przez komandora Hausnera, bowiem od czasu, gdy wywiad Królewskiej Marynarki sporządził plan użycia statków-pułapek, sytuacja dość drastycznie się zmieniła. Dotąd statki ginęły pojedynczo lub po dwa pod rząd w systemie Breslau i sąsiadującym z nim sektorze Posnan. Po zdobyciu takiego pechowca czy dwóch piraci wycofywali się, dzięki czemu kilka kolejnych przelatywało bezpiecznie. Teraz ginęły trzy, a nawet cztery frachtowce po kolei w tym samym systemie, a straty w sektorze Posnan przerosły te w sektorze Breslau. Dlatego Honor skłonna była zmienić pierwotne założenia i operować w obu sektorach, a nie tylko w Breslau. Oznaczało by to konieczność dodatkowego rozciągnięcia już i tak zbyt słabych sił, ale nie to było najgroźniejsze. Najbardziej niepokojący był wzrost strat występujących w tych samych systemach w krótkim czasie, bowiem piraci nie powinni być do tego zdolni. Jeżeli, ma się rozumieć, operowali tak jak zazwyczaj, czyli pojedynczo…
Żaden piracki kapitan nie chciał pętać się ze swym łupem, gdyż dwa lecące razem statki wzbudzają większe zainteresowanie niż jeden, dlatego regułą było obsadzanie zdobyczy załogą pryzową specjalnie w tym celu zabieraną i wysyłanie do bazy albo do pasera.
Rzadko która jednostka piracka była jednak na tyle duża, by zabierać na pokład więcej niż dwie czy trzy załogi, chyba że łapano uciekające załogi zaatakowanych statków i zmuszano je do współpracy.
Zwykle w połowie przypadków, załogi zaatakowanych przez piratów statków zdołały uciec, w połowie dostawały się w ich ręce i część ataków tak się właśnie kończyła.
Ale tylko część, bowiem w sumie osiemdziesiąt procent załóg statków należących do Królestwa znikało wraz z ładunkami i statkami. Oznaczało to dwie możliwości, obie niemiłe — albo ktoś celowo niszczył statki wraz z załogami, albo piraci pracowali co najmniej parami, dzięki czemu po ataku jeden pilnował łupu, drugi łapał kutry pinasy i kapsuły ratunkowe, którymi próbowała uciec załoga.
I to był powód stanowiska Cardonesa — zbyt wiele okoliczności wskazywało na to, że piraci przestali działać samotnie. A skoro w jednym systemie mogli natknąć się na kilku piratów działających wspólnie, walka miałaby zupełnie inny przebieg niż w scenariuszu założonym przez Admiralicję.
— Chciałabym wiedzieć, jak Imperium nas rozszyfrowało — odezwała się Truman cicho.
— Ja też — przyznała Honor. — Tego jednak Rabenstrange nie chciał zdradzić i trudno mieć o to do niego pretensję. Już mówiąc, ile wiedzą, poważnie naraził ich siatkę wywiadowczą u nas. Teraz niech nasi spece od kontrwywiadu biorą się do roboty.
— Bardziej chciałbym wiedzieć, dlaczego zmieniły się metody ataków, milady — Rafe potarł nos. — Według informacji komandora Hausera tylko my tracimy statki w grupach bądź seryjnie.
— To akurat może być proste — zastanowiła się głośno Alice. — Mamy w tym rejonie więcej statków niż wszyscy pozostali razem wzięci, a reszta to rachunek prawdopodobieństwa: przy wielokrotnych atakach najczęściej obrywa ten, kto ma najwięcej statków.
— Jeśli dodać do tego wycofanie większości naszych okrętów z tego obszaru, wynika, że staliśmy się atrakcyjniejszym celem od pozostałych, jak choćby statków Imperium, którego okręty nadal są tu obecne, więc mogą szybciej reagować — uzupełniła Honor. — Na miejscu piratów też wybierałabym ofiary, których zniknięcie nie ściągnie mi na kark flotylli niszczycieli.
— Wiem, ale nadal mam przeczucie, że to nie wszystko — westchnął Cardones. — W grę wchodzi jeszcze jakiś czynnik, o którym nie mamy pojęcia…
— Być może, ale przekonać się o tym możemy jedynie doświadczalnie. — Honor zajęła się klawiaturą i na holomapie pojawiła się jasnozielona linia łącząca w skomplikowany wzór dziesięć systemów planetarnych.
Sześć znajdowało się w sektorze Breslau, cztery w sektorze Posnan, będąc w najszerszym miejscu oddzielone o trzydzieści dwa lata świetlne.
— Jeśli wykorzystamy ten wzór, to co mniej więcej tydzień w każdym z tych systemów znajdzie się nasz okręt, za każdym razem inny. Jeśli ktoś w nich poluje, coś o nas słyszał i się przyczaił, nie powinno to wzbudzić jego podejrzeń, bowiem ani ten sam okręt nie będzie pojawiał się w systemie regularnie, ani nie będzie w nim przebywał zbyt długo. A my w ten sposób będziemy w stanie regularnie patrolować największy możliwy obszar położony w centrum rejonu, w którym ponosimy największe straty.
— Fakt — przyznał Rafe. — Naturalnie przy założeniu, że nie natkniemy się na żadną dużą grupę. Jest to rzeczywiście najlepsze rozwiązanie, tyle tylko że wchodzimy w ten sposób głębiej w sektor Posnan, pozostawiając systemy w sektorze Breslau bez ochrony, a tam również ponosimy straty i mieliśmy w nich również działać.
Mówiąc to, wprowadził do komputera polecenie i dziewięć innych systemów rozbłysło czerwienią.
— Wiem o tym — westchnęła Honor — ale objęcie ich systemem patrolowania wydłuży czasy przelotów i w efekcie znacznie rzadziej będziemy mogli pojawić się w każdym z nich. A nie w nadprzestrzeni, tylko w normalnej i to w dodatku wewnątrzukładowej przestrzeni mamy największe szanse na spotkanie piratów. Sądzę, że to, co zaproponowałam, to najlepsze połączenie czasu i skuteczności, Rafe.
— Zgadzam się, szkoda tylko, że nie można objąć patrolami większego obszaru, mimo że zdecydowaliśmy się rozdzielić siły — przyznał Cardones. — Jak byśmy zresztą do sprawy nie podeszli, nie zdołamy być wszędzie przez cały czas. Mimo patroli statki nadal będą padały łupem piratów, a kartele wkrótce zaczną wyć, że nie wywiązujemy się ze swoich obowiązków.
— Niech sobie wyją. — Honor wzruszyła ramionami. — Przynajmniej nie my będziemy tego słuchać, a prawda jest brutalnie prosta: bez znacznie większej liczby statków-pułapek nie ma co marzyć o całkowitym bezpieczeństwie frachtowców. To piraci mają inicjatywę, a jest ich w dodatku na pewno więcej niż nas. To oni decydują, gdzie i na co chcą napaść, my możemy jedynie przewidywać lub iść ich śladem. Jeśli ich złapiemy, spróbujemy zadać im jak największe straty: pojedynczych zniszczymy, jeśli chodzi o grupy, to pozostaje tylko nadzieja, że po solidnym laniu zdecydują się przenieść gdzie indziej. Możemy wyłącznie ograniczyć ich swobodę działania, czyli zmniejszyć straty ponoszone przez flotę handlową. A kiedy zaczniemy ich niszczyć, Admiralicja będzie mogła użyć tych danych jako dowodu, że robimy co możemy.
— Tak naprawdę to chciałabym wiedzieć jedno — odezwała się z pewnym rozmarzeniem Alice Truman. — Kto ich finansuje i ochrania. Wszyscy wiemy, że piractwo jest opłacalne, jeśli co trzeci rejs przynosi pożądany łup. Ten łup trzeba jednak od ręki sprzedać, stale kupować zapasy i rakiety, a od czasu do czasu też nowe jednostki, no i uzupełniać załogi. Nie da się tego utrzymać w tajemnicy… Te jedenaście ostatnio zaginionych statków miało łączną wartość dwunastu miliardów i to nie licząc ładunków. Ktoś musiał je kupić… a za to, co zapłacił, można z kolei kupić znacznie więcej mniejszych jednostek doskonałych do atakowania frachtowców…
— Nasz wywiad próbuje zdobyć te informacje. Z tego co mówił komandor Hauser, wywiad Imperium także. Jeśli zdołamy zidentyfikować choć jednego pasera — wszystko jedno czy będzie to osoba fizyczna, czy rząd planetarny — sprzedającego te statki lub ich ładunki, będziemy mogli zażądać od lokalnych władz, by się nimi zajęły. Wiem, że to niewiele da i że spora część tych władz współpracuje z piratami, ale jeśli nie podejmą takich działań, wystarczy poinformować o tym nieoficjalnie admirała Rabenstrange’a. Z przyjemnością pośle tam eskadrę liniową, a ten argument błyskawicznie przemówi do rozsądku każdemu. Szkoda, że sami nie będziemy w stanie tego przeprowadzić, ale efekt końcowy będzie taki sam. Jedyne co możemy zrobić, to zadać piratom jak największe straty; wygrać z nimi ostatecznie nie mamy szans.
— Wiem — westchnęła Truman. — Ale pomarzyć wolno, prawda?
— Marzenia mamy podobne, ale czas zabrać się do pracy — przypomniała jej Honor. — Uważam, że należy trzymać się przedstawionego planu, gdyż jest najlepszy, biorąc pod uwagę dostępne środki i informacje.
— Zgadzam się — poparła ją Alice.
Rafe skinął głową potakująco, choć widać było, że nie jest uszczęśliwiony. Honor wiedziała, że częściowo jest to spowodowane troską o nią — to ją będą za wszystko krytykować — i zastanawiała się, czy doszedł do podobnych wniosków jak te, które wyłuszczył na Graysonie admirał White Haven. Rafe był zarówno bystry, jak i inteligentny, a stopień jego zaniepokojenia wskazywał, że nie jest ono wywołane jedynie świadomością ryzykownej sytuacji taktycznej.
— Doskonale — oznajmiła energiczniej. — W takim razie, Alice, realizujemy plan, który opracowaliśmy. Weź Parnassusa do systemu Telmach, a Samuel zacznie patrol od układu Posnan. Ja rozpocznę od Libau, a potem odwiedzę Walther, zaś Gudrid Allena na początek sprawdzi Hume, a potem Gosset.
Truman kiwnęła głową — w ten sposób, tak jak uzgadniali, najważniejsze systemy będą patrolowały dowodzone przez nie same okręty, podczas gdy Gudrid rozpocznie patrol od w miarę bezpiecznych układów planetarnych.
— No dobrze. — Honor usiadła prosto, a Nimitz wspiął się czym prędzej na oparcie fotela. — Pozostały dwie kwestie techniczne. Po pierwsze: co robimy ze złapanymi piratami. Rafe był ze mną na Fearless, więc wie, jak zwykłam postępować, ale ty nie brałaś udziału w tym rejsie, Alice. Miałaś okazję zapoznać się z notatką, którą ci w tej sprawie przesłałam?
— Zapoznałam się.
— Masz w związku z jej treścią jakieś uwagi?
— Tylko taką, że jest pani zbyt łagodna, ma’am.
— Może tak — zgodziła się poważnie Honor. — Tym niemniej powinniśmy choć udawać, że Konfederacja posiada jednak jakąś funkcjonującą administrację i rząd. Przynajmniej dopóki praktyka nie wykaże, że jest inaczej. Chwilowo przygotuję stosowne rozkazy dla ciebie, Allena i Samuela. Pamiętaj, że potrzebujemy informacji o zasadach ich działania, zwyczajach, o wszystkim. Jeśli któryś będzie chciał się dogadać i zacznie sypać, masz wolną rękę — zrób z nim co chcesz. Możesz go nawet puścić wolno, jeśli uznasz to za stosowne.
Truman skinęła głową, a Honor przetarła oczy zmęczonym gestem.
— I ostatnia kwestia: możliwość, iż te zmiany faktycznie oznaczają, że mamy do czynienia nie z piratami, lecz z korsarzami! „Rządy wyzwoleńcze” Psyche i Lutrell są najbardziej prawdopodobnymi winnymi, bo narozdawały listów kaperskich bez opamiętania. Ale to nie muszą być korsarze, bo nie tylko oni mogą operować w zorganizowanych grupach o sile eskadry.
— Ludowa Marynarka — dodała rzeczowo Truman.
— Właśnie. Ani nasz wywiad, ani imperialny nie natrafiły na najmniejszą choćby wskazówkę, że operują tu ich okręty, ale to nie znaczy, że ich tu nie ma. Ludowa Republika ma na tym obszarze swoje kontakty, jej ambasady nadal są czynne i nie tak trudno byłoby im się po cichu dogadać z gubernatorem któregoś mniejszego systemu w kwestii dostaw zaopatrzenia. Ich wywiad dostarczyłby dane umożliwiające skuteczne ataki, a odpadłby problem, co zrobić z łupem: wysyłaliby zdobycz do siebie lub ją po prostu niszczyli, bo nie o pieniądze by chodziło. Załogi natomiast wysyłaliby z tego prostego powodu, by nikt się nie dowiedział, że tu są. A przede wszystkim tłumaczyłoby to, dlaczego znikają głównie nasze statki.
— Chyba że chodzi im o zmuszenie Admiralicji do wydzielenia poważnych sił, by się nimi zajęły, i osłabienie w ten sposób frontu — zauważyła Alice. — Tego właśnie próbowali ostatnio, kończąc próbą opanowania Yeltsina. Jeśli chcą odciągnąć nasze siły jak najdalej od frontu, nie będą się zbyt długo kryć. Choć z drugiej strony nie sposób koordynować operacje na taką odległość i działanie ich eskadry tutaj może być z założenia długoplanowe, a wtedy będą starali się o utrzymanie swej obecności w tajemnicy, bowiem Admiralicję do działania, o które im chodzi, zmuszą same straty floty handlowej. Jest to, przyznaję, dość mało prawdopodobne, raz dlatego, że mamy znacznie krótszy czas tranzytu dzięki Manticore Junction. Moglibyśmy wysłać tu stosowne siły, zniszczyć ich eskadrę i wrócić, nim wiadomość o tym, że wyruszyliśmy, dotarłaby do Republiki. A bez stałych baz, których nie mają, eskadra taka byłaby skazana na klęskę, gdybyśmy wysłali tu większe siły. Po drugie, wątpię, by chcieli zirytować Imperium, którego bezczynność jest dokładnie tym, o co im chodzi. Niewiele jest skuteczniejszych sposobów, by wepchnąć Imperium w nasze objęcia, jak jawne wysłanie większych sił nad samą jego granicę i to na teren, który Cesarz uważa za swój. W sumie zresztą nie jest aż tak istotne, kto atakuje nasze statki, ważne, że robi to skutecznie.
— Fakt — przyznała Alice.
— Mówię o tej możliwości tylko dlatego, że ma ona spore znaczenie dla nas — kontynuowała Honor. — Jeśli bowiem działa tu eskadra Ludowej Marynarki, to jako przeciwnika będziemy mieli pełnowartościowe okręty wojenne, a nie na poczekaniu uzbrojone w nie wiadomo co jednostki pirackie. Wątpię, by tak było, ale nie możemy pozwolić sobie na zlekceważenie żadnej możliwości. Dlatego cały czas musimy mieć się na baczności i dokładnie sprawdzać, z kim mamy do czynienia, nim podejmiemy walkę. Wydam oficjalny zakaz wdawania się w starcia z każdym okrętem Ludowej Marynarki większym niż ciężki krążownik. Jeśli natkniemy się na coś większego, starajcie się nie zdradzić, że jesteśmy krążownikiem pomocniczym, bo w takim starciu nie mamy szans. Co prawda utrata krążownika liniowego czy pancernika bardziej zaboli ich niż strata Q-shipa nas, ale ani pozostałe nasze okręty, ani Admiralicja nie dowiedzą się o ich obecności tutaj. A ta wiedza jest ważniejsza od zniszczenia okrętu, nawet liniowego.
— Jeśli operują tutaj, to raczej lekkimi siłami — wtrąciła Truman. — Naszych okrętów tu nie ma, toteż nie mieliby z kim walczyć, a po co wysyłać okręty liniowe do zwalczania statków handlowych.
— Jeżeli tak postąpili i jeśli natkniemy się na ich lekkie okręty, to je zniszczymy — zdecydowała bez wahania Honor. — Tyle tylko że ja w zeszłym roku też nie spodziewałam się pancerników w Yeltsinie… Ludowa Marynarka udowodniła, że potrafi używać eskadr lekkich jednostek agresywnie, choć niezbyt skutecznie. Dlatego jeśli spotkamy coś dużego, chcę o tym wiedzieć jak najszybciej. Nie potrzebujemy martwych bohaterów, pamiętajcie o tym. Jeżeli zostaniecie zmuszeni do walki, użyjcie wszystkiego, czego będziecie musieli, i nie martwcie się o zachowanie tajemnicy, ale pamiętajcie, że informacja o okrętach Ludowej Marynarki jest dla wszystkich ważniejsza od zniszczenia jednego z nich. Jasne?
Truman i Cardones przytaknęli. Honor wstała, przesadziła Nimitza z oparcia fotela na swoje ramię i oświadczyła:
— W takim razie bierzmy się do roboty. Punktualnie o trzeciej mam zamiar wyruszyć na pierwszy patrol.