Nieletni odpoczynek

Tu zapalasz światła, tu otwierasz maskę, ale wlałem płyn zimowy, powinno ci starczyć na dwa tygodnie, tu masz przeciwmgielne. Tu masz numer serwisu, jakby coś się działo, tu jest ubezpieczenie, tu karta wozu. Wszystko trzymaj razem. Tu masz telefon do dentysty, gdyby Piotrka bolały zęby, tu telefon do szkoły, tu domowy do jego wychowawczyni, tu do rodziców Arka, bo oni się przyjaźnią z Arkiem. Tu do klubu, wtorki i piątki trening, ale wcześniej musisz zadzwonić, bo czasem odwołują. Piotruś nie je orzeszków ziemnych, bo jest uczulony, musisz uważać. Nie je szczypiorku ani koperku, bo się brzydzi, więc go nie zmuszaj. Nienawidzi szpinaku, to go nie namawiaj. W razie czego zamów pizzę, przez dwa tygodnie nie umrze z głodu. – Grzesiek stoi nad bagażnikiem swojego ślicznego nowego samochodu i wyjmuje torby Piotrka. – Zadzwonimy natychmiast po przylocie. Nie pozwól mu siedzieć za długo przed komputerem. Niech nie ogląda telewizji po dwudziestej, chyba że w piątek. Ma przeczytać W pustyni i w puszczy, masz? Bo chyba nie wziął ze sobą. Lepiej, żebyś prowadziła na lotnisko, siądę z przodu, to ci wszystko wytłumaczę, ale przecież masz prawo jazdy, prawda? Samochód jak samochód, wszystkie są takie same.

Chowam dokumenty i kartki z telefonami, Piotruś zarzuca sobie torbę na ramię i idzie w kierunku domu. Podążam za nim.

– Cześć Grzesiu! – krzyczy zza płotu Krzyś. – Cześć – odkrzykuje Grzesiek i podchodzi do płotu, bo przecież nigdy za dużo czasu na rozmowy z kumplem.

Wbiegam do domu, koty pryskają spod nóg, otwieram drzwi do sypialni.

– Piotruś, tu będzie twój pokój, twoje biurko, opróżniłam ci trzy półki w szafie na ubrania. Ręczniki duże czerwone są twoje. W łazience ta półeczka z prawej strony będzie twoja, OK?

– Spoko ciociu – mówi Nieletni i odwraca się do mnie tyłem. – Mogę sobie trochę pograć na komputerze?

Komputer. No cóż. Może.

– Kochanie, pocałuj mamę! – krzyczy Agnieszka. – Bujaj się – mówi Nieletni, zupełnie jak jego ojciec nieodrodny, i podchodzi do matki bez kurtki. Agnieszka całuję Nieletniego, a Nieletni ociera twarz rękawem, ale w dłoni już ściska jakieś dyskietki.

– To mogę ciociu?

– Możesz kochanie. Nikomu nie otwieraj, wracam za godzinę.

– Spoko ciociu – mówi Piotruś i wchodzi do domu, a ja z drżeniem serca wsiadam za kierownicę pięknego nowego samochodu.

I tak zaczyna się zupełnie nowy etap w moim życiu.

We wtorek zwlokłam się z łóżka o wpół do siódmej i próbowałam obudzić Piotrusia. Nie lubię spać na kanapie w salonie, bo jest niewygodna.

Wstawaj, już wpół do siódmej – powiedziałam najłagodniej, jak umiałam.

Już wstaję – odpowiedział Piotruś, a ja pomyślałam sobie, że nie będzie tak źle. Tosia w ogóle nie wstawała, posuwałam się do tego, że oblewałam ją wodą.

Wróciłam do kuchni i nastawiłam wodę na herbatę, wyjęłam masło z lodówki. Nasłuchiwałam, czy coś się rusza, nie mogę przecież wchodzić do pokoju jakiegoś mężczyzny, choćby miał dwanaście lat! Pokroiłam chleb, zrobiłam dwie porządne kanapki, zapakowałam w folię. Za drzwiami cisza. Zapukałam delikatnie, nic. Weszłam. Piotruś spał jak zabity. Potrząsnęłam go za ramię.

Wstawaj kochanie, jest za piętnaście siódma!

Już wstaję – powiedział Piotruś i spojrzał na mnie nieprzytomnie.

Spuść nogi z łóżka – powiedziałam jako wytrawny znawca dziatek wysyłanych do szkoły. Nie letni posłusznie wysunął nogi.

Już jestem obudzony.

Czekam ze śniadaniem. Idziesz do łazienki?

Idę – powiedział Piotruś.

Wypuściłam Borysa, który ze zdziwieniem przyglądał się otwartym drzwiom na ogród. Nigdy w nocy go nie wypuszczałam. Na wschodzie jaśniało. Koty nawet nie podniosły głów. Zrobiłam sobie i Nieletniemu herbatę i poszłam do łazienki. Tosi nie można wyrzucić rano z łazienki, ale chłopiec to chłopiec. Pewno szybko umył twarz, i to wszystko. Weszłam pod prysznic, wysuszyłam głowę, ubrałam się, było piętnaście po siódmej.

W kuchni nieruszone śniadanie i cisza w domu. Wpadłam, nie pukając, do pokoju Nieletniego. Spał jak zabity ze spuszczonymi na podłogę nogami.

– Piotrek! Jest wpół do ósmej – krzyknęłam rozpaczliwie.

Poderwał się i spojrzał na mnie z wyrzutem.

– Dlaczego mnie tak późno budzisz?

Naprędce zapakowałam mu do torby śniadanie i wyprowadziłam samochód za bramę. Była za dziesięć ósma. Kiedy się wycofywałam, zamachała na mnie Ula, która biegła do kolejki:

– Tylko jedno światło ci się świeci z tyłu!

Psiakrew, nienawidzę nowych samochodów, w których natychmiast coś wysiada, jak człowiek się cofa. Bez świateł stopu jestem jak kaleka, już nie wspomnę o mandacie, odpukać, ale o tych cholernych idiotach, których pełne są drogi, o facetach, którzy polują na bezbronną kobietę, zwłaszcza na kobietę w nie swoim aucie! Którzy nie zauważą, że będę hamować i wjadą mi w kuper! Bo są zagapieni i senni! I mogą nie zauważyć jednego światła!

Wysadziłam Nieletniego przed szkołą, powiedziałam, że będę punktualnie o trzeciej, żeby na mnie i czekał, i ruszyłam prosto do warsztatu, którego adres zostawił mi Grzesiek. Nie muszę dodawać, że ten warsztat był na dalekich przedmieściach, żeby mi nie było zbyt łatwo. Wpadłam do salonu i krzyknęłam, że samochód na gwarancji, a już się zepsuło światło i proszę, żeby natychmiast coś zrobili.

Zza biurka wyszedł przystojny młody człowiek i zapytał, czy jestem właścicielem. Nie, właścicielem nie, ale użytkownikiem samochodu swojej własnej kuzynki, która razem z samochodem zostawiła mi dziecko i nie ma mowy, żebym ten samochód im zostawiła na cały dzień, mieszkam na wsi, pracuję w mieście, mam dosyć zepsutych samochodów i na pewno nie kupię sobie tej marki, choć przyjemnie się jeździ, i dziwię się mojej kuzynce, która namawiała męża, żeby ten samochód kupić…

Powiedziałam to wszystko jednym tchem, żeby przypadkiem mi nie przerywał, i potraktował mnie poważnie. Przystojny mężczyzna wziął ode mnie kluczyki i udał się do samochodu. Dochodziła dziesiąta. Właśnie za chwilę zaczynało się kolegium, na którym miałam być.

Które światło nie działa? – zapytał spokojnie.

Z tyłu – powiedziałam mniej spokojnie.

Ale które? Cofania, stopu?

I tu właśnie zawsze, ale to zawsze ogarnia mnie wściekłość. Gdybym jednocześnie mogła być z tyłu samochodu i za kierownicą, to bym wiedziała! Ale nie mogę! Więc skąd mam wiedzieć, które?

– Jedno z tylnych – powiedziałam uprzejmie. – Mogę wsiąść i pojechać, a pan niech spojrzy, bo mnie będzie jednak trudno.

To skąd pani wie, że nie działa?

Sąsiadka mi powiedziała! – jęknęłam. – Przyjaciółka! Zatroskana! Która nie chce mojej śmierci, mi powiedziała! Może pan to naprawić?

Przystojny pan wszedł do samochodu, podjechał pod błyszczącą bramę i powoli cofał. Paliły się dwa czerwone i jedno białe. Ula miała rację.

Po czym podjechał do mnie i oddał mi kluczyki.

– Wszystko w porządku – powiedział – pani przyjaciółka się pomyliła.

Nie pomyliła się, ty durniu! To ty jesteś ślepy! Wy wszyscy niedbale pracujecie i narażacie cudze życie! W tej chwili oddawaj pieniądze za samochód! Jesteście fatalną marką i dosyć tego robienia konsumentów w konia!

Otworzyłam oczy.

– Paliło się jedno, sama widziałam – zaprotestowałam wyniośle.

– W tym modelu jest jedno światło cofania. Czyli palą się wszystkie. Wszystko jest w jak najlepszym porządku. Polecamy się na przyszłość.

Uśmiechnęłam się niemrawo i szybko wsiadłam do samochodu. Pan patrzył za mną i w jego wzroku nie było nic dobrego.

W redakcji wylądowałam po kolegium. Zdjęłam płaszcz w pokoju dziewczyn i pobiegłam do sekretarki. Tekst dzielnie dzierżyłam w dłoni, rzuciłam zdawkowe „cześć” Jadze i wpadłam do gabinetu Naczelnego. I pierwszą osobą, na którą się natknęłam, był Artur Kochasz.

Pana Artura Kochasza poznałam tydzień temu. Wychylił się z gabinetu Naczelnego z cudownym uśmiechem na ustach – wtedy, nie dzisiaj – i wyciągnął do mnie rękę.

Miło mi panią poznać, jestem – był wyraźnie rozbawiony – Artur Kochasz. Pełniący obowiązki na razie.

Ja do Naczelnego. – O mały włos i byłby mnie rozbawił.

Nie ma, nie ma, nieobecny na razie. W czym mogę pomóc?

Pomóc to mi może Tosia, obierać ziemniaki na przykład, i czego, niestety, nie robi, bo przecież ma maturę w tym roku.

Poza tym pełniący obowiązki?

Naczelny wrócił, teraz zobaczyłam go za plecami Kochasza i zrobiłam minę skruszoną.

Pan Kochasz i Naczelny również spojrzeli na mnie wzrokiem, który nie wróżył nic dobrego.

– Pani Judyto…

Korki – wyszeptałam.

Czas na korki musi być doliczony do dojazdów. Wszyscy dojeżdżamy – powiedział Artur Kochasz.

I właściwie miał rację. Oddałam tekst i wycofałam się. Nie mam pojęcia, jak zawiadomię Naczelnego, że o drugiej muszę wyjść z pracy, żeby zdążyć do szkoły na trzecią, bo czeka na mnie Nieletni Siostrzeniec, który nie może jeździć kolejką, bo jest za mały, chociaż niedługo będzie wyższy ode mnie. Za dwa albo trzy lata.

Tosia wróciła zachwycona Pragą i tym, że w domu jest Piotrek. Od razu go wzięła na górę i przynajmniej nie siedzą u mnie przed telewizorem. Mogę spokojnie popracować. Muszę przygotować dwa krótkie teksty (trzy tysiące znaków – pan Kochasz liczy znaki) i jeden duży, do numeru styczniowego. Listy na razie czekają, Karna odkłada na kupkę. Podobno jest już dziewięćdziesiąt dwa, trzydzieści nowych, i ponad sześćdziesiąt z zeszłych dwóch tygodni. Naczelny miał rację – nie daję sobie rady. Jest ósma wieczór i naprawdę zwykle ludzie o tej porze odpoczywają. Dlaczego ja pracuję? W przyszłym tygodniu muszę porozmawiać o urlopie na okres świąteczny. Muszę przekonać Naczelnego, po prostu muszę, żeby mi dał urlop. Mimo że Karna wyjeżdża, bo ma rodzinę w Szczecinie.

A my z Tosią jesteśmy zapisane na rozmowę w sprawie wizy w przyszłą środę, choć Tosia na razie mówi, że nigdzie nie pójdzie. Już za miesiąc zobaczę Niebieskiego! Tylko to mnie trzyma przy życiu.

Jest wpół do dziesiątej. Poprawiałam teksty i całkiem zapomniałam o Piotrusiu! Drzwi do pokoju zamknięte, staję cichutko i słyszę monotonny głos Tosi.

– I wtedy Staś postanowił, że musi jej uratować życie, i ruszył w stronę ognia. I tam znalazł jednego pana, który mu dał chininę. I to uratowało Nel, bo ona już miała gorączkę, ale tamten facet umarł z gangreny. I Staś go pochował. Ale za to zyskał broń i zapasy i mógł dalej iść szukać białych ludzi. Mimo że miał czternaście lat, był bardzo dzielny. Jutro ciąg dalszy, śpij.

Odskakuję od drzwi, Tosia wychodzi, bardzo z siebie zadowolona.

Szkoda, że nie mam rodzeństwa – mówi do mnie i uśmiecha się.

Nie opowiadaj mu W pustyni i w puszczy, on to ma przeczytać – mówię wbrew sobie, bo właściwie jestem bardzo dumna, że Tosia jest taka opiekuńcza.

Nie zdąży. Jutro mu dokończę, jak zasłuży.

Nie chcę jej przypominać, że ma rodzeństwo, ma przyrodniego małego rozkosznego braciszka, którego jej tatuś zafundował. Wzdycham, bo Tosia ma ostatnio świetny kontakt z ojcem i muszę uczciwie powiedzieć, że ten od Joli zdecydowanie zmienił się na lepsze. Tosia dzwoni do niego często, on również dzwoni do niej, coś tam szepczą, a ja oczywiście jestem natychmiast gorszą matką. Mam wrażenie, że Tosia opowiada ojcu o wielu rzeczach, o których mnie już nie mówi.

– Mogę się czegoś napić? – Nieletni w piżamie pojawił się w kuchni.

Tak właśnie wygląda pójście spać. Wypił dwie szklanki soku, powiedział „dobranoc” oraz łaskawie dodał, że właściwie to on to chce przeczytać, bo jak czternastoletni chłopiec zabija lwy, to on też chce, chociaż cały wątek głupiej miłości jest głupi i on się nigdy nie ożeni, i nie wie, dlaczego akurat Staś się ożenił z głupią Nel, na koniec oświadczył, że nie jest małym dzieckiem, i poszedł spać.

Tosia, chcesz herbaty? Pogadamy?

Oj, no co ty, mamo… A co się stało?

A musi się coś stać, żebym chciała z własną córką napić się herbaty? – uśmiecham się z przymusem. – Nic się nie stało… Nawet nie powiedziałaś, jak było w Pradze…

– Oj mamo… Mówiłam ci, że ekstra. Wiesz co? – Tosia ożywia się. – Tata powiedział, że może mnie wziąć do Pragi na jakiś weekend jeszcze raz, żeby spokojnie sobie pochodzić, bo wiesz, z klasą to taka bieganina, nic nie pamiętam… I że ciebie też może zabrać. Fajnie byłoby, prawda?

A co na to Jola? – pytam jadowicie, bo perspektywa zrobienia na złość Joli, niestety, budzi mój entuzjazm, anielicą nie jestem, niech zobaczy, jak to jest.

No z Jolą… nie za dobrze. – Tosia opiera się o ścianę i patrzy gdzieś nad moją głową. – Tata mnie prosił o dyskrecję, ale chyba tobie mogę powiedzieć… Oni postanowili się na jakiś czas rozstać… To znaczy nie całkiem, oczywiście, ale żeby sprawdzić… Jola wyjechała do Krakowa, do rodziców… Wiesz, niby tam może kontynuować te swoje podyplomowe, ale ojciec to chyba laskę położył na tym wszystkim…

– Tosia! – ściszam głos, Nieletni pewno podskoczył w łóżku – jak ty mówisz!

Kot Potem patrzy na mnie z kredensu, nie spodobał mu się mój ton. Potem kładzie z powrotem czarny łepek pod ogon i mruży oczy.

– Normalnie – wzrusza ramionami moja córka – takie jest życie. Ludzie się schodzą, rozchodzą, potem znowu schodzą… Tata dużo na ten temat ze mną rozmawia, nie tak jak ty…

Perspektywa wyjazdu z ojcem Tosi do Pragi, wyjazdu, który nie byłby robieniem Joli na złość, już nie jest tak miła. Podły mam charakter, ot co. Nawet mi się robi trochę Tego od Joli żal, ale w porę sobie przypominam, jaki był dla mnie. Mężczyźni się tak bardzo nie zmieniają jak daje popalić pierwszej żonie, to i drugiej na pewno da popalić. Ale w końcu to jest ojciec Tosi, więc powstrzymuję się od jadowitego komentarza.

– Nie martw się, córciu – mówię – Jola jest młoda, pewno wszystko odbiera bardzo emocjonalnie, ojciec dużo pracuje, Jola pewno wygrzeje się u rodziców i wróci. A jak mały?

– Tak myślisz? – Tosia patrzy na mnie uważnie, nie rozpoznaję intencji w tym spojrzeniu, nie wiem, czy ją pocieszyłam, czy zmartwiłam, a potem rozjaśnia się. – Mały jest cudny! Widziałam go w ostatni weekend, bo Jola przyjechała! Cudny, mówię ci! Powiedział do mnie „totamtosi”!

Trochę mi serce drgnęło. Gdybyśmy byli dobrym małżeństwem, pewno mielibyśmy więcej dzieci. Tosia była taka słodka, jak była malutka! A teraz jej brat, który nie jest moim dzieckiem, mimo że jest dzieckiem ojca Tosi, mówi do niej „totam”.

Moi czytelnicy mają rację. Życie nie jest sprawiedliwe, ot co. Tosia idzie do siebie na górę, dolewam sobie gorącej wody do szklanki i wracam do komputera, o mały włos nie zabijając się o Borysa. Zawsze, ale to zawsze leży mi na drodze, szczególnie, jak niosę coś gorącego. A przecież jest jeszcze przynajmniej czterdzieści metrów kwadratowych, po których nie chodzę. Na przykład pod stołem. Albo pod oknem. Albo przy tapczanie. Albo w rogu pokoju, w którym bywam rzadko z rzeczami gorącymi i jak znalazł do wylania.

Dostałam list od Niebieskiego. Wygląda na to, że nie muszę się bać wszystkich kobiet obnoszących swoje wdzięki po świecie. Cale popołudnie odpisywałam. Piotruś zaglądał mi przez ramię.

– Dlaczego, ciociu, piszesz w Wordzie?

Przewaga kartki papieru nad monitorem jest taka, że można ją zasłonić dłonią, zaszyć się w jakimś kącie i spokojnie pisać do Ukochanego. A ekranu dłonią nie zasłonisz!

Bo tak – wyjaśniłam pokrótce.

A jaką masz pocztę?

Odpowiedziałam jaką, zbytnio nie rzucając epitetami, to dziecko jeszcze przecież, ten mój siostrzeniec.

– Ale na jakim portalu, pytam? Powiedziałam, bo wiedziałam, wyjątkowo.

To kiepsko – powiedział Piotruś. – Ja ci mogę zrobić na lepszym. Szybciej chodzi.

Przy okazji – powiedziałam oględnie i kazałam mu iść robić lekcje.

To musisz mi pozwolić włączyć telewizor – powiedział Piotruś, przyglądając się badawczo mojemu komputerowi.

Będziesz odrabiał lekcje przy telewizorze? – prychnęłam.

Wyciągnął przed siebie kasety W pustyni i w puszczy.

Muszę przecież odrobić lekcje – westchnął. Wygasiłam ekran i poszłam do kuchni z tekstem do korekty. Nie próbowałam dyskutować, przekonywać, że film to co innego niż książka, nie, po co, ja swoje odchowałam, niech się rodzice martwią.

Potem wpadł Krzyś z Ula, Krzyś pożyczył ode mnie piłę skośną, wygrzebałam mu spod zlewu, Adam by mu też pożyczył. Krzyś poszedł, a Ula siedziała ze mną i obierała orzechy.

Jak z Adamem? – zapytała zdawkowo.

Pracuje. Pisze – odpowiedziałam równie zdawkowo.

Do Iśki też ten jej chłopak pisał, pamiętasz?

Ula! – westchnęłam – Isia miała wtedy czternaście lat. Adam to nie chłopak Isi.

– No właśnie. Niektórzy piszą, ale nie o wszystkim. Ten chłopak Isi też nie napisał, że siedzi w poprawczaku.

– Czy insynuujesz, że Adam siedzi w poprawczaku, a nie w Stanach? – zapytałam, choć jednym okiem rzucałam na tekst i poprawiałam literówki. Ula tłukła orzechy aż miło. Zaraz rzucił się na skorupkę i zaczai z nią baraszkować po całej kuchni, grzechocząc przy tym niemiłosiernie.

– Wiesz, może ten nowy facet to twój mąż?

– Jaki nowy facet? – zdziwiłam się, ale tylko trochę, i poprawiłam „usrane” na „usłane”. – Były mąż – poprawiłam również Ule.

– Ten, co to mówiła wróżka! – przypomniała mi Ula.

– Ona mówiła o nowej kobiecie – przypomniałam – a nie o nowym facecie.

No właśnie – powiedziała Ula i poszła do siebie. Trzasnęły drzwi, weszła, tupiąc nogami, Tosia.

Zimno! – powiedziała. – Jeść! Wyciągnęłam w jej stronę orzechy włoskie, obrane przez Ule. Z pokoju dochodziły głośne ryki słonia.

– Co tam się dzieje? – spytała Tosia, sięgnęła jednak do lodówki i dodała: – Dlaczego nie ma nic do jedzenia!

Podniosłam się.

Piotruś odrabia lekcje – nachyliłam się do lodówki – a tu masz serek żółty, serek biały, jogurcik, wczorajszy krupnik, dwa mielone, jeden zostaw na jutro Piotrusiowi, kapustę.

Nie ma co jeść – westchnęła powtórnie Tosia. – Odchudzam się. Nic nie ma dla odchudzających się. Żadnych produktów, które by miały zero procent.

– Alkoholu?

– Tłuszczu – powiedziała moja córka i udała się przed telewizor, żeby razem z Piotrusiem poodrabiać lekcje.

Kiedy weszłam o dziesiątej, oboje siedzieli przy moim komputerze. Tosia była blada, a Piotruś czerwony.

Co wy robicie! – krzyknęłam, bo nienawidzę, kiedy ktoś grzebie przy moim komputerze.

Chciałem cioci zrobić niespodziankę – wyszeptał czerwony Nieletni – i się skasowało…

Zobaczyłam wszystkie gwiazdy na niebie, mimo sufitu.

Co się skasowało? – jęknęłam.

Cioci skrzynka – odjęknął Piotruś. – Ale teraz chcę założyć cioci nową, na lepszym serwerze, i wtedy ciocia będzie mogła szybciej i bez problemu, bez aktualizacji i…

Piotrek, idź spać – powiedziałam bardzo ostro.

To ja pójdę odrobić lekcje – powiedział Nieletni i powlókł się do pokoju.

Siedziałam z Tosia przed ekranem i próbowałam wytłumaczyć mojemu komputerowi, żeby jednak przywrócił poprzednią pocztę. Nie dał się przekonać.

– Ale mamo, nie było żadnych nowych wiadomości, to co się martwisz? – Tosia próbowała mnie pocieszyć.

Kiedy zadzwonił telefon, podskoczyłam na równe nogi. Mój stan psychiczny pozostawia wiele do życzenia.

Cześć, mamo – powiedziałam do słuchawki.

Co słychać, kochanie, jak sobie dajesz radę?

Znakomicie – skłamałam gładko.

Wiesz, z chłopcami zawsze są problemy. Na przykład twój brat… – wsłuchiwałam się w głos Mojej Mamy i byłam szczęśliwa, że jestem w domu, zaraz pójdę spać, Tosia tym razem wróciła do domu, nie zadzwoniła od tatusia, że jutro jest dzień otwarty dla przyszłych studentów na uniwerku i że śpi u tatusia, i że Nieletniemu się nic nie stało… – Więc musisz być czujna – załapałam się na ostatnie słowa.

Jestem, mamusiu, wszystko jest w porządku.

Bo masz taki dziwny głos, na pewno?

– Jestem zmęczona, niedawno wróciliśmy do domu – udało mi się nie skłamać, ale też nie powiedziałam całej prawdy.

To kładź się, kochanie, nie przeszkadzam – po wiedziała Moja Mama, a ja powlokłam się do przedpokoju, powiesiłam kurtkę Nieletniego, rzuconą malowniczo na podłogę, i schowałam buty do szafki.

Jutro muszę wezwać kogoś do komputera, całe szczęście, że mi nie skasował bazy danych, bobym zabiła. Dzieci naprawdę ocierają się co chwilę o śmierć.

O jedenastej Nieletni wychylił się ze swojego pokoju. Rozkładałam właśnie tapczan.

Ciociu, to ja idę spać, dobranoc.

Dobranoc – powiedziałam. – Ja też się kładę.

To ja ci może zrobię kąpiel? – zapytał nieśmiało, a ja zobaczyłam, że bardzo chce mi zrobić przyjemność w zamian za stres, który mi zafundował przedtem.

Właśnie skończyłam dwie rozmowy telefoniczne – jedną z Karną, która mi zreferowała, co się działo po moim wyjściu z pracy, i drugą z Naczelnym, któremu zreferowałam, dlaczego wyszłam wcześniej z pracy. Kajałam się bardzo, Nieletni musiał słyszeć i wywnioskować, że jest główną przyczyną moich kłopotów w pracy i zagrodzie.

Dobrze, kochanie – powiedziałam, bo najważniejsze w wychowaniu dziecka to się nie obrażać i pozwolić się dziecku zrehabilitować.

– I włączę ci aparat do masażu, to cię odpręży – powiedział Nieletni, a ja pobłogosławiłam pomysł bycia kobietą luksusową z bąbelkami w wannie.

Otworzyłam szeroko drzwi na ogród, Borys przeturlał się w stronę kominka, koty wybiegły radośnie na dwór, doszedł do mnie szum wody z łazienki i pomruk mojej maty masującej. Nalałam sobie kieliszek koniaku i siadłam w fotelu. Jednak ten dzień się przyjemnie kończy, będę spać jak zabita, jeszcze tylko dziesięć dni, za dziesięć dni wraca Agnieszka i Nieletni będzie sobie dłubał przy ich komputerze i im kasował różne pliki. Pomyślałam o tym z ulgą, mimo że przepadam za swoim siostrzeńcem. Ale wolę przepadać za nim z pewnej odległości.

Ciociu – Piotrek stanął w drzwiach, a ja szybko postawiłam dyskretnie kieliszek obok fotela, niech dziecko nie widzi, że ciocia tak leczy nerwy. – Ciociu, tam się leje woda, to ja się już położę…

To śmigaj. Dziękuję! – powiedziałam i uśmiechnęłam się, a Nieletniemu jakby ktoś garb zdjął. Wyprostował ramiona, podbiegł i pocałował mnie w policzek.

Nieletniemu mężczyźnie niewiele trzeba do szczęścia, szkoda, że im to na lata nie zostaje. Wypiłam łyk koniaczku i włączyłam telewizor. Na ekranie jakiś pan przesyłał jakiejś pani zdjęcie z toalety, niby że nie ma czym tyłka wytrzeć. A smutna dotychczas pani, jak tylko zobaczyła to zdjęcie i zrozumiała, że on z powodu braku papieru ją opuścił, a nie innej kobiety, rozjaśniła się i pobiegła podać mu ten papier. Była to reklama telefonu, jak się okazało, który robi zdjęcia. I ta reklama prawdopodobnie nie miała nic przeciwko kobietom, nie, jak zwykle. Całe szczęście, że nie mam telefonu komórkowego, szczególnie takiego, żeby jakiś facet mi pokazywał, że ma brudny tyłek. Brrr. Zbrzydziło mnie doszczętnie i wtedy sobie przypomniałam, że do wanny leje się woda.

Kiedy otworzyłam drzwi do łazienki, wypłynęła na mnie fala białej piany, pachnącej świerkiem. Rzuciłam się do kurków, rzuciłam się do kontaktu i wyłączyłam matę. A potem usiadłam po kostki w wodzie i rozpłakałam się.

Ale skąd mój Nieletni Siostrzeniec miał wiedzieć, że nie leje się płynu do kąpieli, jeśli się włącza bąbelki?

Wycierałam mieszkanie do północy. Pech jakiś ciąży nad moją podłogą. To już trzecie gruntowne mycie na przestrzeni paru tygodni. Podłoga może tego nie wytrzymać. Piana dosięgła kuchni i pokoju, w którym Nieletni spał snem sprawiedliwego. Jedyny profit z tego zdarzenia to ubytek w butelce koniaku, bo na całkiem trzeźwo nie byłam w stanie sprzątać po nocy. A podłoga w końcu czysta i pachnąca świerkiem jak nigdy. Padłam do łóżka o pierwszej i natychmiast zasnęłam jak suseł. O trzeciej w nocy zbudził mnie telefon. Byłam nieprzytomna.

Jutka, co się z tobą dzieje? – usłyszałam w słuchawce głos mojego Niebieskiego.

Która godzina? – zapytałam bezsensownie, bo chyba jeszcze nie czas wstawać, na miłość boską!

– Jutka, to ja, Adam! – daleki pogłos niósł się po drutach, ale ja, choć w części byłam przytomna, to nie była to część na ogół używana do porozumiewania się. Większa część mnie spała. – Co się stało?

Nic… – mruczałam do słuchawki – wszystko w porządku. Co u ciebie?

Załatwiłaś wizę? Przyjeżdżacie? – Adam odpływał w siną dal. – Czemu nie piszesz?

Nie wiem… Nie mam pojęcia… – Czy ja gdzieś mam jechać? Dzisiaj? Po nocy?

– Masz taki dziwny głos… Na pewno wszystko w porządku?

Tak… tak – wyszeptałam resztką sił – skasowałam sobie pocztę, jutro wyślę emalkę z pracy…

Jak to, skasowałaś? – chciał wiedzieć Niebieski, ale oczy mi się zamykały ze zmęczenia i widocznie przesadziłam z ubytkiem w butelce… – Nie można skasować!

Można, niestety, jak się ma zdolnego siostrzeńca, to wszystko można.

– Napiszę jutro z redakcji – szepnęłam w słuchawkę.

– To całuję. – Kochany Niebieski całował mnie na dobranoc.

– Tęsknię za tobą – powiedziałam i odpadłam na łóżko, tuż obok Zaraza, który leżał przy mojej poduszce.

Dlaczego akurat w Ameryce jest inny czas niż w Polsce? Na dobrą sprawę nic nie usprawiedliwia takiej różnicy czasu. Czy nie byłoby lepiej, gdybyśmy zostali przy Ziemi jako płaskim talerzu przytrzymywanym przez słonie, które stoją na grzbietach żółwi? Byłoby. Ale nie, Kopernik musiał odkryć, że Ziemia jest kulista, i dlatego właśnie mam noc, kiedy jedyna miłość mojego życia ma dzień. Kiedy obudziłam się rano, nie mogłam sobie uświadomić, dlaczego słuchawka jest w łóżku, w kudłach Borysa, wydawało mi się, że Adaśko dzwonił i bardzo żałowałam, że nic z tego snu nie pamiętam.

Загрузка...