Nie będę spać z telewizorem

Ciocia Kombatantka Hania przyjeżdża nie tylko na święta. Zadzwoniła właśnie wczoraj, że przyleci wcześniej, bo przed samymi świętami zabrakło miejsc w samolocie. Tosia nie omieszkała powiedzieć, jak to wspaniale, że ciocia będzie na jej osiemnastych urodzinach. Obawiam się, że Tosia liczy na jakiś angielski prezent z tej okazji, nie znając zupełnie tamtejszych realiów – w Anglii prezent za pięć funtów jest przedmiotem specjalnej troski. Ledwo pozbyłam się Nieletniego i zaczęłam rozkoszować się swoim własnym pokojem, wygodnym łóżkiem i rozstaniem z telewizorem, czeka mnie znowu małe przemeblowanie. Ale tym razem przygotuję się jak należy. Po pierwsze, telewizor wędruje do pokoju cioci, w sam róg, między szafę a okno, i wygląda na to, że mu tam bardzo dobrze. Fotel i mały stoliczek na miejsce komódki i biurka, biurko i komputer do dużego pokoju, na miejsce telewizora. Komódka do przedpokoju, trudno, kosz Borysa z przedpokoju pod stół w kuchni. I tak Borys go nie używa. W ten oto prosty sposób ja mam pokój dla siebie, ciocia ma pokój dla siebie, Tosia niezmiennie ma pokój dla siebie.

Tosia, przeciągając komodę do przedpokoju, jęknęła.

– Będzie tu przeszkadzać mamusiu! Dlaczego oddałaś cioci telewizor, przecież telewizor mogłam wziąć do siebie!

Przypomniałam Tosi, że ma maturę, a telewizor jako rzecz odmóżdżającą (z wyjątkiem meczów, oczywiście) nie pójdzie za nią na egzamin.

Ale ja bym oglądała BBC – jęczała Tosia.

Nigdy nie oglądałaś – powiedziałam jadowicie.

Ale ty myślisz, że ja tylko oglądam głupie rzeczy. A na National Geographic i Animal Planet oglądałyśmy tyle dobrych kawałków o zwierzętach… i nie zapominaj, że ja zdaję z biologii. To jest moje narzędzie pracy!

Ciocia na pewno zaprosi cię na oglądanie kawałków o zwierzątkach. – Oczyma duszy widziałam steraną życiem ciocię kombatantkę z ciepłą cienką herbatką z mlekiem, która śledzi na ekranie życie mrówek oraz historię koników morskich, w czasie kiedy ja mogę spokojnie posiedzieć przy komputerze.

Ale w święta będą na pewno dobre filmy – jęczała Tosia.

No właśnie. – Uśmiechnęłabym się pod wąsem, gdybym miała wąs, oczywiście.

Tym razem szykują mi się święta bez mechanicznej piły w Teksasie, bez morderców seryjnych w Wigilię po dwudziestej drugiej, bez najgorszych kryminałów, które dostajemy za darmo jako ubogie państwo w pakiecie z Szansą na życie lub Modą na pieniądze, lub jakimkolwiek innym wstrząsającym tasiemcem, który w trzech tysiącach ośmiuset dziewięćdziesięciu odcinkach ma opowiedzieć krótką historię miłości matki do dziecka, które okazało się adoptowanym mężem dyrektora córki, urodzonym przez przypadek przez ojca nienarodzonego bliźniaka, który stracił wszystkie pieniądze w kasynie, wpadł w alkoholizm, ale pod koniec okazuje się, że to nie on, tylko sobowtór księżniczki odnalezionej w Saragossie. I wszyscy żyli długo i szczęśliwie.

– Jesteś bardzo niesprawiedliwa mamo – Tosia jest obrażona – nie pamiętasz, jak oglądałyśmy film o lwach? Był bardzo pouczający…

Wiem, dlaczego Tosia mi przypomniała wczorajszy wieczór. Rzeczywiście, wczoraj dowiedziałam się z przyrodniczego filmu, jakie niebezpieczeństwa czyhają na biedną lwicę, która ma dwa maleńkie lwiątka, jeśli jej mąż zginie lub inny lew postanowi przejąć stado. Otóż ta biedna wdowa musi natychmiast uciekać razem z małymi, ponieważ nowy władca chętnie z nią pofigluje, ale nie może sobie pozwolić, żeby geny rywala przetrwały. Przez godzinę biedna głodna lwica, której pomagała ciocia lwica, uciekała z małymi kociaczkami po całej sawannie, kryjąc się w skałach, nie jedząc i nie pijąc. Przez godzinę w telewizji, a po Afryce trzy tygodnie tułała się od skały do skały, chroniąc maleństwa przed śledzącym je wszystkie lwem. Aż któregoś dnia jej ciotka upolowała antylopę i nasza lwica poszła na antylopinę, bo padała z głodu. I wtedy ten wredny facet zabił jej dzieci i zostawił na skale. I ona płakała nad płowymi ciałkami przez całą noc, a rano wyruszyła z powrotem do zabójcy, żeby być jego żoną i rodzić mu jego dzieci. Popłakałyśmy się z Tosią, każda osobno.

To właśnie jest ojczym! – powiedziała moja córka i poszła do siebie na górę dzwonić do Jakuba.

Ale nie ludzki, tylko lwi! – krzyknęłam za nią.

Właśnie nieludzki! – odkrzyknęła Tosia.

Jakie to szczęście, że mężczyźni nie biegają za nie swoimi genami, cały świat byłby pełen pędzących gdzieś facetów i ukrywających się kobiet z dziećmi. Podobno co dziesiąty ojciec dziecka nie jest biologicznym ojcem dziecka i nawet o tym nie wie. Tosi jest.

Niepewne jest tylko to, czy Eksio ma dobry wpływ na Tosię.

Ciocia Kombatantka przylatuje w piątek, przed przyjęciem urodzinowym. Agnieszka obiecała zrobić sałatkę z kurczaka, ananasa i brzoskwiń, ja zamówiłam tort, Moja Mama zrobi befsztyki (bo to sobie zamówiła Tosia), przyjadą razem z ojcem po południu w sobotę, Nieletni i Honorata obiecali przystroić mieszkanie, żeby było tak jak na amerykańskich filmach koniecznie, prawie jak przyjęcie – niespodzianka. Tosia zaprosiła Jakuba jako reprezentanta gości spoza rodziny, chciałam jej delikatnie napomknąć o Szymonie, ale powiedziała, że na pewno nie będzie się dobrze czuł z obcą rodziną. Szymon zresztą pojawił się we wtorek z kapustą w dłoni, ozdobną i małą paczuszką od Niebieskiego dla Tosi i małą paczuszką dla mnie na gwiazdkę, bo jakiś znajomy Adama właśnie wrócił ze Stanów.

Dlaczego Adam do mnie o tym nie napisał? Czy mam być zazdrosna, że to jego syn załatwia takie sprawy? Szymon zostawił paczuszki, samochód i wrócił kolejką.

Nie. Nie mogę być zazdrosna o dorosłego syna!

Więc nie jestem.

Postanawiam się cieszyć, że o nas pamiętał.

_ Od dzisiaj nie masz już dziecka w domu, tylko dorosłego człowieka – powiedziała Tosia rano, kiedy już ją wyściskałam i nie ukrywam, byłam bardzo wzruszona.

Ostatecznie nie codziennie ma się w domu stricte osiemnastoletnią córkę. Potem przyjechał Jakub, ma się zająć Tosią do wieczora, a ja zajęłam się przygotowaniami do przyjęcia. Ciocia spała w najlepsze, wsiadłam w samochód i pojechałam po zakupy. Czego potrzebuje Ciocia Kombatantka, która ma osiemdziesiąt lat. Na pewno herbaty, dobrej, angielskiej. Lipton? Życie na okrągło? Nie. Kupuję trzy puszki wykwintnej herbaty pachnącej, dużo małych kartoników mleczka, jakieś ciasteczka w puszce, maślane, bo przecież oni jeszcze ciasteczka wcinają do tej herbaty. I oczywiście czajniczek, bo ciocia będzie chciała na pewno porządnie parzoną. Wołowinę, bo tam się jada steki. A poza tym nie mam pojęcia o kuchni angielskiej. Gin piją, ale ciocia na pewno nie pije. Gin się przyda dla gości, po toaście. Prawdziwy szampan, a niech tam, skoro i tak oszczędzam, nie wyprawiając Tosinych urodzin w knajpie. Sery. Deska serów przed tortem, bardzo proszę. Zgarniam z półek jak leci, i tak nie mam pojęcia, jak to smakuje. Do serów wina i winogrona, a niech tam. Przy kasie omdlewam. Wsiadam w samochód i przypominani sobie, że ciocia na pewno będzie chciała grzanki z dżemem pomarańczowym angielskim, a tostera w domu nie ma. Jak również konfitur z pomarańczy. Toster kupuję po paru chwilach wahania. Czy tej mojej ciotce nie należy się toster? W końcu ma osiemdziesiąt lat i trzydzieści lat temu przywiozła mi bardzo ładną lalkę. Ona wyjedzie, a toster zostanie.

Kiedy wracam do domu, ciocia już jest na nogach.

Dlaczego wy nie macie jeszcze choinki?

Ciociu, przecież do świąt są jeszcze ponad dwa tygodnie!

W innych domach widzę!

Bo w innych domach święta trwają cały rok. W takich domach choinkę się likwiduje tuż przed świętami wielkanocnymi, a stawia w październiku.

– A gdyby tak na choince powiesić zajączki i jajeczka? – podchwytuje Tosia ze schodów.

_ A pod choinką postawić zniczyk – dodaję – to mielibyśmy kompleksowe obchodzenie wszystkich najważniejszych świąt, włącznie ze Świętem Zmarłych.

– No właśnie – mówi Tosia i znika, a ciocia kręci głową.

– U nas już dawno wszyscy wyjęli choinki i świętują. No, ale tu… Dżudi, darling, musisz wiedzieć, że na pewno nie będę wam przeszkadzać, mną się w ogóle nie przejmuj – informuje mnie ciocia i wyciąga ze swojej luksusowej walizki olbrzymie pudełko podłużne. – To dla Tosi, schowaj gdzieś.

Co to? – pytam nieostrożnie i niegrzecznie właściwie, bo to nie dla mnie.

Zobaczysz – uśmiecha się ciocia, wyjmuje drugie pudełko, znacznie mniejsze, i podaje mi. – A to dla ciebie!

Coś podobnego, toster! Najprawdziwszy angielski toster!

– Na pewno nie masz, Dżudi, a ja, muszę ci się przyznać, bardzo lubię grzaneczki.

Stoję z niepewną miną i zastanawiam się, czy jeśli natychmiast pobiegnę do sklepu, przyjmą z powrotem mój toster.

– I czajniczek! – uśmiecha się rubasznie Ciocia Kombatantka. – Wy tu przecież w ogóle nie umiecie parzyć herbaty!

Bardzo się cieszę. Toster będzie na gwiazdkę dla Mamy albo dla Ojca, jeszcze nie wiem. Czajniczek który kupiłam przed chwilą, dla Uli, na pewno się ucieszy. Jak to dobrze, że mam już niektóre prezenty na gwiazdkę!

Загрузка...