Annie zadzwoniła do Jane przed ósmą w poniedziałkowy ranek i oznajmiła, że na razie nie ma ochoty na pracę w ogrodzie, zresztą jej zdaniem nowożeńcy mają chyba coś lepszego do roboty niż zawracanie głowy biednej staruszce.
Jane z uśmiechem odłożyła słuchawkę i skupiła się na gotowaniu owsianki. Jeśli w wieku Annie będzie równie żywotna i energiczna, podziękuje Opatrzności.
– Kto dzwonił?
Podskoczyła i upuściła łyżkę słysząc głos Cala. Miał na sobie dżinsy i rozpiętą flanelową koszulę. Był rozczochrany i na bosaka.
– Nie strasz mnie! – Wmawiała sobie, że nieoczekiwane bicie serca to przerażenie, a nie reakcja na jego widok.
– Nie straszę, tylko cichutko chodzę.
– Nie rób tego więcej.
– Marudny z ciebie doktorek.
– Doktorek?
– No, doktorek. My, głupki, tak o was myślimy.
Porwała czystą łyżkę, zamieszała owsiankę.
– A my, doktorki, mówimy o was głupki, co świadczy o naszej wybitnej inteligencji.
Zachichotał. Co on tu właściwie robi? Zazwyczaj nie było go w domu, gdy schodziła na śniadanie. W zeszłym tygodniu, kiedy jeździli do Annie, też jadali osobno. Cały czas siedział w gabinecie.
– Kto dzwonił? – powtórzył.
– Annie. Nie chce, żebyśmy jej dzisiaj zawracali głowę.
– I dobrze.
Wszedł do spiżarni. Po chwili wynurzył się niosąc jedno z licznych opakowań płatków owocowych, torbę chipsów ziemniaczanych i garść batoników. Obserwowała, jak sypie płatki do miski, podchodzi do lodówki, wyjmuje mleko.
– Jak na syna lekarza, odżywiasz się katastrofalnie.
– Podczas wakacji jem co chcę. – Znalazł łyżkę, przysiadł na wysokim barowym stołku i pochylił się nad miską.
Z trudem oderwała wzrok od jego wąskich stóp.
– Gotuję owsiankę. Może zjesz troszeczkę, zamiast tego świństwa?
– Gwoli ścisłości, to nie żadne świństwo. Tak się składa, że płatki owocowe to efekt wieloletnich badań.
– Na pudełku jest trędowaty!
– Śliczny chłopaczek. – Wymachiwał łyżką w jej stronę. – A wiesz, co jest najlepsze? Płatki owocowe.
– Owocowe?
– Nie wiem, kto wpadł na pomysł, by farbować płatki i nadawać im smaki owocowe, ale facet był geniuszem. W moim kontrakcie jest napisane, że drużyna Gwiazd gwarantuje mi płatki owocowe.
– Fascynujące. Rozmawiam z facetem, który ukończył studia summa cum laude, a mogłabym przysiąc, że towarzyszy mi kretyn.
– Wiesz, nad czym się zastanawiam? Owocowe są co prawda pyszne, ale może gdzieś istnieją jeszcze lepsze płatki i czekają, aż ktoś je wymyśli? -Nabrał pełną łyżkę. – Widzisz, pani profesor, gdybym był taki mądry jak ty, właśnie tym bym się zajmował. Nie zawracałbym sobie głowy kwarkami, o nie, tylko wymyśliłbym najlepsze płatki śniadaniowe na świecie. Tak, to bardzo trudne. Są już płatki z czekoladą i z masłem orzechowym, że już nie wspomnę o płatkach owocowych, ale pomyśl tylko: co z cukierkami M &M? Nie, szanowna pani, jeszcze nie. Nikomu jeszcze nie przyszło na myśl, że można zbić fortunę dodając M &M do płatków śniadaniowych.
Słuchała go i jednocześnie napawała oczy jego widokiem. Siedział przy ladzie, bosy, rozchełstany, umięśniony. Piękny i głupi. Tak, piękny, ale bynajmniej nie głupi.
Nałożyła sobie owsianki.
– Z masłem orzechowym czy bez? Zastanawiał się przez dłuższą chwilę.
– Na początek nie ma co przesadzać. Bez.
– Bardzo mądrze. – Dolała sobie mleka i usiała koło niego. Łypnął na nią podejrzliwie.
– Naprawdę masz zamiar to zjeść?
– Oczywiście. To płatki owsiane, jak Pan Bóg przykazał.
Bez ostrzeżenia zgarnął swoją łyżką cały brązowy cukier ze środka jej talerza.
– Niezłe.
– Zjadłeś mi cukier!
– Tak, ale wiesz, co by naprawdę smakowało z tą packą?
– Poczekaj, niech się zastanowię… M &M?
– Mądra z ciebie babka. – Nasypał jej swoich płatków do talerza. – Zobacz, teraz będzie bardziej chrupiące.
– Jejku, dzięki.
– Bardzo lubię płatki owocowe.
– Już to mówiłeś. – Odsunęła jego pudełko i zaczęła jeść. ■- Wiesz chyba, że takie kolorowe płatki produkuje się z myślą o dzieciach?
– Z tego wniosek, że w głębi duszy nadal jestem dzieciakiem.
Dziecinne było w nim jedno – stosunek do kobiet. Czy właśnie dlatego wrócił do domu dopiero o trzeciej w nocy? Podrywał młodsze od niej?
Uznała, że nie będzie dłużej męczyła się w niepewności.
– Gdzie wczoraj byłeś?
– Zazdrosna?
– Nie. Źle spałam i słyszałam, o której wróciłeś, i tyle.
– To nie ma nic wspólnego z tobą.
– Owszem, jeśli spotykasz się z inną.
– A tak sądzisz? – Przesunął po niej wzrokiem, jakby chciał ją przestraszyć. Miała na sobie czerwoną koszulkę z równaniami Maxwella, choć ostatnie było niewidoczne, nikło pod gumką spodni. Zatrzymał wzrok na jej biodrach, zapewne szerszych niż te, do których przywykł. Sądząc jednak po jego minie, nie stanowiło to dla niego problemu.
– Cóż, nie wykluczam tego. – Odsunęła od siebie talerz. – Po prostu chcę wiedzieć, na czym stoimy. Nie rozmawialiśmy na ten temat, a chyba powinniśmy. Czy możemy sypiać z kim chcemy, czy nie?
Jego brwi niemal dotknęły włosów:
– My?
Starała się zachować obojętny wyraz twarzy.
– Nie rozumiem.
Przeczesał włosy palcami. Urosły ostatnio, stały się niesforne.
– Pobraliśmy się – burknął. – I już.
– I już?
– I już.
– Aha.
– Jesteś mężatką, do tego ciężarną, na wypadek, gdybyś zapomniała.
– A ty jesteś żonaty – zauważyła. – Na wypadek, gdybyś zapomniał.
– No właśnie.
– Więc możemy sypiać z innymi czy nie? -Nie!
Ukryła ulgę najlepiej jak umiała.
– No dobrze. Nie wolno nam sypiać z innymi, ale wolno włóczyć się do trzeciej bez słowa przeprosin, tak?
Obserwowała, jak przeżuwa jej słowa. Ciekawiło ją, jak na to zareaguje. Nie zdziwiła się, kiedy ominął pułapkę.
– Ja mogę się włóczyć. Ty nie.
– Rozumiem. – Zaniosła miseczkę do zlewu. Wyczuwała, że czeka, aż zrobi awanturę. Poznała go na tyle, by wiedzieć, że podoba mu się myśl o obronie z góry straconej pozycji. – Właściwie z twojego punktu widzenia, to logiczne.
– Tak?
– Oczywiście. – Uśmiechnęła się słodko. – A może znasz inny sposób, by wmówić całemu światu, że nadal masz dwadzieścia jeden lat?