7

CZAS 2017–461 obraz przed oczami przyjmował znajome zarysy. Widział już przed sobą bliską twarz Ala. Zamęt w głowie ustawał. „Jak długo jeszcze?… Boże, jak długo jeszcze?!” — kołatało gdzieś w podświadomości pytanie. Był już prawie pewien, że to ostatni raz. Że kiedy obejrzy to raz jeszcze, to oszaleje. Znał już na pamięć każde słowo, każdy obraz, drgnięcie liścia i świst wiatru w koronie drzewa.

— Nie chcę już! — zawył nagle. — Al! Skończmy z tym raz, to już nie ma sensu!

Krzyczał coś, kiedy Al ściągał go z fotela CZAS 2017–462 i układał na podłodze. Potem nagle w głowie zapanowała cisza. Ocknął się wreszcie i rozejrzał po pomieszczeniu zasnutymi przez łzy oczami. Potem uniósł się na łokciach i podsunął do ściany, by się o nią oprzeć.

— Al… — mruknął. Tamten stał odwrócony do niego tyłem, majstrując coś przy kombinezonie.

— Uhm…

— Wydzierałem się?

— Uhm… Trochę… Normalna rzecz. — Al nadal stał odwrócony. Burt podniósł oczy do góry. „Na kogo tamten liczy? Co go jeszcze powstrzymuje?… Człowiek musi na coś liczyć, kiedy żyje… Życie jest czekaniem na coś, co ma się zdarzyć…” Burt więc czekał — i musiał żyć? Ale Al? Na co mogła czekać stłamszona, półżywa mysz? Nagle przestraszył się własnych myśli. Nie miał prawa wątpić w pragnienie życia tamtego. Może i on…

— Al, myślisz, że Anna ocalała?… Że ją spotkam… tam…?

Al odwrócił się. Twarz miał prawie zieloną. Popatrzył na Burta szklistym oczyma i powiedział cicho:

— Burt… proszę cię… nie mów nic do mnie… Nie mów…

Загрузка...