Kontrowersyjna książka Ericha von Dänikena „Wspomnienia z przyszłości”, a następnie i film pod tym samym tytułem, zrealizowany przez dr. Haralda Reinla, wywołały nadspodziewanie wielkie zainteresowanie — i to nawet łudzi na co dzień dość obojętnie odnoszących się do ziemskich przedsięwzięć kosmicznych w ogóle, a do przesławnego problemu „kontaktu” z cywilizacjami kosmicznymi w szczególności. A przecież nawiązywanie łączności z reprezentantami, obcych, pozaziemskich (a najprawdopodobniej i spoza Układu Słonecznego) cywilizacji kosmicznych już od stu lat prawie zapładnia wyobraźnię pisarzy fantastów, stanowiąc zarazem jeden z najbardziej wyeksploatowanych tematów fantastyki naukowej.
Nie czas jeszcze zapewne na poważne dyskusje nad poglądami von Dänikena — w każdym zaś razie na dyskusje naukowe. Zbyt wiele bowiem w jego poglądach pozostaje jeszcze w sferze czystej presumpcji. Z drugiej strony zaś zbyt mało jeszcze argumentów może współczesna archeologia i historia sztuki przytoczyć na korzyść starożytnych budowniczych i wynalazców. Tak więc wszelkie polemiki, dotyczące koncepcji von Dänikena, noszą w najlepszym wypadku znamię dyskusji czysto akademickich, a jedynym konkretnym argumentem, jaki można by wysunąć przeciwko Dänikenowi, może być tylko stara naukowa zasada Williama Ockhama: nie mnóżmy bytów ponad potrzebę…
Jednakże wraz z hipoteza o wizycie kosmitów na Ziemi odżył i inny problem — właśnie sprawa nawiązania łączności z wysoko zorganizowanymi cywilizacjami kosmicznymi. Problem ten, jak się wydaje, stanowi wdzięczniejszy, niż Dänikenowskie hipotezy, obiekt do przeprowadzania naukowej analizy. Tym samym więc staje się on również trudniejszy do zbycia kilkoma słowami krytyki.
Nie ulega wątpliwości, iż w ostatnich latach oblicze zagadnienia „kontaktu” istotnie się zmieniło. Z przedmiotu fantastycznych popisów literackich i nieprawdopodobnych hipotez stał się on jednym z obiektów intensywnych badań naukowych, zmierzających do znalezienia optymalnego sposobu nawiązania łączności z braćmi po rozumie. A przecież próby nawiązania takiej łączności czyni się od dawna — już bowiem dwanaście lat temu amerykański astronom i astrofizyk F. Drake rozpoczął emisję w Kosmos specjalnie kodowanych sygnałów elektromagnetycznych. Sygnały te przeznaczone są dla inteligentnych istot, zamieszkujących (być może) najbliższe okolice Układu Słonecznego.
Od tego czasu program takiej łączności jest konsekwentnie realizowany w ZSRR i w Stanach Zjednoczonych. Główny udział ma tu oczywiście nasłuch radioastronomiczny — dziesiątki obserwatoriów na całym świecie „wsłuchują się” w pomrukiwanie Wszechświata w nadziei zidentyfikowania jakichś nienormalnych, sztucznie wytworzonych sygnałów, przeznaczonych dla Ziemian lub przedstawicieli innej, wysoko rozwiniętej cywilizacji kosmicznej.
Ale Kosmos, jak dotąd, milczy.
I to właśnie uporczywe „silentium universi” zmusza nas do nieustannego rewidowania naszych poglądów na sprawę „kontaktu”. Jedno jest już pewne — optymizm wielkich fantastów sprzed pół wieku był mocno przesadzony; milczenie nieba skłania do refleksji, których rezultaty nie są — w każdym razie na pierwszy rzut oka — najweselsze. Rodzą się coraz nowe pytania i wątpliwości, na które nie jesteśmy Jeszcze dziś w stanie odpowiedzieć. Ale już sam fakt, że takie pytania powstają i że rodzą się wątpliwości, z których jeszcze dziesięć czy dwadzieścia lat temu nie zdawaliśmy sobie sprawy, zdaje się świadczyć o tym, że — tak czy inaczej — znajdujemy się na razie na etapie dojrzewania do „kontaktu”; że Ziemianie przeżywają obecnie dopiero stadium kreacji na cywilizację kosmiczną i nie pozostają w tyle, lecz wręcz przeciwnie — raczej przedwcześnie usiłują rozbić skorupkę…
Czy więc dorośliśmy już do nawiązania takiej łączności? Czy aby wiemy na pewno, jak się do tego w ogóle zabrać? A może Kosmos wcale nie milczy, a tylko my — ludzie — nie potrafimy się z jego sygnałami uporać? Może wysoko zorganizowane cywilizacje kosmiczne przekazują nam swoje komunikaty metodami, które są nam jeszcze zupełnie nie znane?
To mniemanie zyskuje sobie ostatnimi czasy coraz więcej zwolenników. Amerykański astronom Carl Sagan podał tu znamienny przykład: przecież i dziś, na Ziemi, fale elektromagnetyczne emitowane przez stacje radiowe i telewizyjne, niosąc nieprzebrane bogactwo informacji, przenikają poprzez ciała niczego nieświadomych australijskich Papuasów… Czyż oznacza to, że oni tych wiadomości nie pragną? Oni po prostu nie znają takiego sposobu przekazywania informacji. Faktem jest także, że utyskiwania radioastronomów na wysoki poziom kosmicznych szumów (naturalnych zakłóceń) skłania do przypuszczeń, iż każda rozumna cywilizacja kosmiczna, świadoma istnienia takiego właśnie kłopotu, winna dążyć do przekazywania swoich kosmicznych komunikatów przy pomocy metod, zapewniających wysoką jakość i niezawodność przesłania informacji. Troska o maksymalną „odróżnialność” nadawanych sygnałów od innych składników kosmicznego pomruku, winna więc zaważyć na wyborze jakiegoś niekonwencjonalnego nośnika informacji (np. fal grawitacyjnych, których my, Ziemianie, nie wykryliśmy jeszcze ostatecznie).
Istnieją oczywiście i inne — jeszcze radykalniejsze — poglądy w tym względzie. Uważa się na przykład, że większość zaawansowanych w rozwoju cywilizacji kosmicznych może po prostu… milczeć i co najwyżej przysłuchiwać się — podobnie jak my — odgłosom Kosmosu.
Dlaczego?
Powodów po temu mogłoby być wiele: fatalne doświadczenia przeszłości, nieudany, czy też katastrofalny w skutkach poprzedni kontakt (mit o tym, jakoby wysoko rozwinięta, superinteligentna cywilizacja musiała się cechować tym, co my zwykliśmy nazywać humanitaryzmem, należy odłożyć do lamusa), czy też wreszcie niechęć do nawiązywania łączności z innymi rozumnymi istotami z powodów, których my, ludzie, jako cywilizacja młoda jeszcze i zapewne niezupełnie dojrzała, po prostu nie jesteśmy w stanie zrozumieć. Być może w oczach dojrzalszych kosmitów jesteśmy jeszcze kosmicznymi oseskami, niezdolnymi do odgrywania we Wszechświecie roli świadomej swych obowiązków cywilizacji galaktycznej. Świetny obraz takiej właśnie sytuacji — „zmowy milczenia”, jaka mogłaby nas otaczać — dał Stanisław Lem w swojej „Nowej kosmogonii”.
Oczywiście wszystkie wymienione przeze mnie racje pozostają na razie tylko w sferze hipotez; i jedynym na to lekarstwem jest czas. Ale czy i dziś, na poziomie współczesnej ziemskiej wiedzy, nie jesteśmy w stanie niczego wywnioskować? Czy w trakcie naszych dywagacji, prób „rozbicia skorupki”, nie popełniamy jakichś omyłek?
Ostatnio jednym z najbardziej krytykowanych stanowisk wobec sprawy „kontaktu” stał się niczym nie uzasadniony — a najczęściej wręcz nieświadomy — antropomorfizm. Faktem jest niestety, że wiele propozycji nawiązania łączności, oraz sposobów przekazywania kosmitom naszych informacji, grzeszy takim właśnie, antropomorficznym podejściem.
Czymże bowiem jest ROZUM, którego tak uporczywie we Wszechświecie szukamy? Dlaczego zwykliśmy tak często zakładać, iż legendarny „kontakt” dotyczy jakichś — innych wprawdzie i bardziej lub mniej udziwnionych — ale zawsze białkowych, organicznych istot innoplanetarnych? Musimy się przecież liczyć przede wszystkim z jakimiś —diametralnie różnymi od naszego — centrami inteligencji, czymś w rodzaju galaretowatego oceanu Solaris Lema, krystalicznego rozumu z opowiadania bułgarskiego pisarza Sławczewa czy też „czarnego obłoku” plazmatycznej materii, zrodzonego w wyobraźni amerykańskiego astrofizyka i pisarza s — f Freda Hoyle’a. Trzeba sobie uświadomić, że nasza „inność” jako cywilizacji kosmicznej nie sprowadza się tylko do specyfiki kształtów. Wielki zbieg okoliczności, jakim było powstanie życia na Ziemi, tysiącletnie procesy ewolucyjne — wszystko to czyni nas obiektami pod każdym względem ewenementalnymi we Wszechświecie. W takim samym — co kształty — stopniu specyficzna jest nasza budowa chemiczna, mentalność i zrodzona przez nią nauka; logika rozumowania i wyobraźnia kształtowały się w oparciu o specyfikę ziemskich warunków, a co za tym idzie, dopasowywały się do nich również nasze kategorie myślenia i sposób pojmowania zjawisk…
Pogląd ten świetnie ilustruje wypowiedź jednego ze znawców tematu, prof. E. Kolmana:
„Naiwne byłoby przypuszczenie, jakoby u wszystkich wysoko zorganizowanych istot zasady ich funkcjonowania i percepcji były na tyle podobne do naszych, że moglibyśmy je modelować za pomocą konstrukcji cybernetycznych… Przypisywanie hipotetycznym, z pewnością do nas niepodobnym istotom jakiegoś podobieństwa do naszej psychiki (myślenie, emocje, doznania estetyczne) jest równie bezpodstawne jak przekonanie, że dwa różnoimienne ładunki elektryczne przyciągając się przeżywają miłość…”
Musimy jednak — właśnie dlatego, iż rościmy sobie prawa do miana cywilizacji kosmicznej — dopuszczać możliwości istnienia również innych, zupełnie różnych realizacji ROZUMU. Być może za wcześnie jeszcze, aby nasza ziemska wyobraźnia mogła nam wszystkie takie możliwości uświadomić. Ale z tego właśnie powinniśmy sobie zdawać sprawę i tym ostrzej kontrolować nasze wyobrażenia o adresatach emitowanych przez Ziemię sygnałów. Musimy się również pogodzić z faktem, iż na każdym etapie ewolucji — bez względu na to, jak wysoki poziom rozwoju by oznaczał — istnieć muszą takie kanony logiki i zasady rozumnego działania, które niemożliwe będą do zrozumienia przez inne, słabiej rozwinięte czy młodsze cywilizacje. I dlatego właśnie sposoby nawiązania kontaktu, jakich poszukujemy, winny być jak najbardziej uniwersalne i zawierać jak największy margines rozumienia przy jak najmniejszym prawdopodobieństwie nieporozumienia.
Cywilizacje, których szukamy, powstały zapewne w sposób równie ewenementalny, jak my — na drodze jakiegoś niepowtarzalnego przypadku, inicjującego proces ewolucji. Mogły ewoluować w temperaturach tak niskich, lub tak wysokich, iż dla nas byłyby one absolutnie zabójcze. Do pomyślenia są przecież istoty plazmowe — żyjące w temperaturach rzędu milionów stopni; tak więc niewykluczone jest, że ich siedliskiem mogłyby być nieco chłodniejsze gwiazdy… Już sam ten fakt dowodzi błędności naszych codziennych przekonań, iż życia należy szukać tylko na planetach. Mogło się ono również narodzić na tzw. zimnych gwiazdach — a co za tym idzie gwiazdach ciemnych. W tych ciałach niebieskich jedynym źródłem energii jest promieniowanie cieplne ich wnętrza.
Podobnie błędnym przekonaniem jest pogląd, jakoby życia należało — szukać przede wszystkim na planetach, które cechuje jakieś szczególne podobieństwo do naszej Ziemi. Zbieżność taka nie może świadczyć o niczym więcej jak tylko o tym, że natrafiliśmy na obiekt niebieski, zdolny spełnić jeden z tysięcy warunków, jakie złożyły się na narodziny życia w formie podobnej do życia na Ziemi.
Nie są to jednak jedyne trudności w wyszukiwaniu cywilizacji kosmicznych i nawiązywaniu z nimi kontaktu. Warto bowiem przyjrzeć się bliżej środkom, za pomocą których pragnęlibyśmy tego dokonać. I rzecz tu nie tylko w samym nośniku informacji — tu bowiem nasze możliwości i tak są ograniczone do minimum: dysponujemy przecież praktycznie tylko falami elektromagnetycznymi; równie istotne są tu sposoby zakodowania informacji, które pragnęlibyśmy przekazać kosmitom.
Propozycji było tu wiele. Holenderski matematyk H. Freudenthal zbudował specjalny język LINCOS (skr. od łac. lingua cosmica — język kosmiczny), przeznaczony, jak sam uważał, do kodowania informacji przesyłanych innym cywilizacjom. Jak to jednak wykazano, język ten — acz bez wątpienia przydatny w wielu dziedzinach wiedzy ziemskiej — w odniesieniu do emisji kosmicznych komunikatów jest raczej nieprzydatny. LINCOS bowiem — to praktycznie sztuczny, sformalizowany język ziemski, zbliżony w swej strukturze do tzw. metajęzyków, stosowanych w informatyce i lingwistyce matematycznej. Głównym „grzechem” LINCOSu jest dość szeroki margines dowolności interpretacyjnej słów, zapisanych w tym języku; nie jest to wada zasadnicza, kiedy słowa te odczytujemy my — Ziemianie, wyposażeni w ziemską wyobraźnię, aparat kojarzenia i możliwości konsultacji. Ale dla kosmitów zbyt dużo byłoby tu odgadywania i zbyt dużo możliwości błędnej interpretacji…
Tak więc pozostajemy tu nadal przy starych koncepcjach przekazywania sygnałów najprostszych — jak liczba pi, symbole i zasady arytmetyki, informacje o naszym.usytuowaniu w Kosmosie… Wszystko to jednak grzeszy pewną dozą antropomorfizmu — bowiem i te pojęcia stanowią w pewnym sensie jedynie wytwór ziemskich warunków i obarczone są subiektywizmem interpretacyjnym. Nikt bowiem nie powiedział, że nasze (jak nam się wydaje — uniwersalne i słuszne dla całego Wszechświata) informacje, zostaną tak samo odebrane przez adresatów. I tu właśnie docieramy do zasadniczego problemu współczesnych nauk przyrodniczych, a w szczególności dwudziestowiecznej kosmologii: Czy istnieje tylko jedna matematyka, fizyka czy astronomia? Czy też jest ich wiele? Nieskończenie wiele?
Są to zarazem problemy, na które nie widać odpowiedzi. I nic nie wskazuje na to, że uporamy się z nimi sami — tu, na Ziemi, potęgą naszych umysłów. Wszystkie stałe fizyczne, na jakich bazuje współczesna fizyka i astrofizyka, uważane są przez nas za stałe uniwersalne — prawdziwe dla wszystkich zakątków Kosmosu. Jest to jednak tylko postulat — i nie od dziś odzywają się głosy, żądające rewizji naszych poglądów w tym względzie. Do tego jednak potrzebne są jakieś nowe dane eksperymentalne. A tych, jak dotąd, brak…
Zresztą nie tylko w mnogości fizyk i matematyk tkwi kłopot. Jeden z najwybitniejszych współczesnych fizyków, Rosjanin W. I. Ginzburg, w takich oto słowach odpowiedział na pytanie, czy może istnieć fizyka różna od ziemskiej:
„Fizyka nakłada wiele ograniczeń ale i pozostawia dla życia wiele możliwości. Choćby zjawisko nadprzewodnictwa. Jak wykazują ostatnie badania, zachodzenie tego zjawiska byłoby podobno możliwe i w temperaturach pokojowych, a więc ewolucja mogłaby sobie z nim w zasadzie poradzić. Jednym słowem fizyka to nie kaftan bezpieczeństwa. Fizyk może być wiele, ale i przy jednej fizyce może jeszcze istnieć wiele biologii (podkr. K. M.)”.
Tak czy inaczej wszystko wskazuje na to, że w tym właśnie względzie nawiązanie kontaktu z kosmitami mogłoby przynieść ziemskiej nauce nieocenione korzyści. Gdyby ICH logika, ICH wiedza fizyczna, astronomiczna czy biologiczna bazowała na takich samych jak nasze przesłankach, mielibyśmy wszelkie podstawy do przypuszczeń, że nasza cywilizacja w istocie dysponuje wiedzą w pewnym sensie uniwersalną. Że nasze poglądy na strukturę Kosmosu są właściwe i obiektywne.
W przeciwnym zaś wypadku… No cóż, przyszłoby nam zapewne gruntownie zrewidować ziemską naukę i dostosować ją do wymogów, stawianych przez matkę Naturę. Jedyną satysfakcję mieliby wtedy tylko filozofowie — ich spór o obiektywizm czy subiektywizm ludzkiego poznania doczekałby się zapewne wreszcie rozstrzygnięcia…
Jedno tylko nie ulega chyba wątpliwości: sposób przekazania informacji kosmitom odgrywa w całym problemie „kontaktu” rolę pierwszoplanową i on właśnie, jak się wydaje, zaważy na ewentualnym nawiązaniu lub nienawiązaniu łączności. Musimy pamiętać, że odczytywanie nieznanych informacji zawsze zawiera pewien pierwiastek „czytania z kontekstu” — jest to nieuniknione i należy się jedynie starać, aby czytanie to odbywało się zgodnie z naszymi intencjami. A tych intencji nasi adresaci mogą przecież się w ogóle nie domyślać. Toteż nasz komunikat musi mieć zarówno informację, jak i klucz do jej odczytania. Ten klucz — to przede wszystkim składnia języka, w jakim będzie zapisana informacja. I nie ma tu znaczenia, co pod pojęciem „język” będziemy tu rozumieć — czy jakiś wysublimowany twór w rodzaju LINCOSu, czy też najprostszy, obrazkowy zapis. Niestety — sama składnia niczego jeszcze adresatom nie da. Trudność tkwi bowiem w drugim, nieodłącznym składniku języka — semantyce. Semantyka — to po prostu treść, znaczenie słów w danym języku, obrazy przypisane symbolom (choćby słowom) każdego języka. Człowiek poznaje semantykę języka na wiele różnych sposobów — dzięki pokazywanym mu obrazom (w encyklopedii: Napoleon — hasło + zdjęcie), opisów (słoń to duże zwierzę z trąbą) itd.
Jak jednak wszystkie te treści przekazać kosmitom? Jest to, jak dotąd, kłopot nie do przezwyciężenia…
A mimo wszystko, by nie tracić czasu, ludzie już zdecydowali się na taki właśnie, najprostszy sposób przekazania swego listu przedstawicielom obcych cywilizacji. 3 marca 1972 roku wystartowała w kierunku Jowisza amerykańska sonda kosmiczna „Pionier 10”. Po dwudziesto jednomiesięcznej podróży „Pionier 10” przeszedł w sąsiedztwie Jowisza, dokonując szeregu pomiarów i zdjęć planety, a następnie opuścił Układ Słoneczny. Być może więc kiedyś trafi on w ręce jakiejś innej cywilizacji kosmicznej? Z myślą o takim właśnie przypadku, konstruktorzy „Pioniera 10” umieścili na jego pokładzie swoisty list do ewentualnych znalazców sondy. Jest to metalowa płytka, przedstawiająca najważniejsze informacje o nadawcach listu (rys. 1). Po prawej stronie płytki umieszczone są wizerunki kobiety i mężczyzny na tle zarysów „Pioniera 10”. Ten sam statek pokazano poniżej na tle schematu Układu Słonecznego. Na schemacie tym zaznaczono Ziemię jako miejsce startu „Pioniera” w Układzie Naszkicowana trajektoria lotu statku pozwoli więc nieznanym adresatom listu wydedukować cel naszego przedsięwzięcia, jak również stopień naszej znajomości astronomii, mechaniki nieba i matematyki. Po lewej stronie rysunku przedstawione zostały współrzędne Układu Słonecznego względem czternastu znanych nam dotąd pulsarów — specyficznych obiektów niebieskich, emitujących silne, periodyczne sygnały elektromagnetyczne. Na każdym „promieniu” tego szkicu zaznaczona została, w kodzie dwójkowym, częstotliwość pulsacji pulsara. Wszystkie odległości zaznaczone zostały w latach świetlnych, przy czym za jednostkę długości na rysunku przyjęto odcinek długości 21 cm, równy długości fali promieniowania molekuły wodoru — bowiem właśnie z cząsteczką wodoru (najbardziej w przestrzeni kosmicznej rozpowszechnionego pierwiastka) wiąże się ostatni z symboli, przedstawionych na płytce (z lewej u góry). Rysunek ten przedstawia dwa atomy wodoru związane w cząsteczkę.
Warto zwrócić uwagę, jak wiele informacji o ziemskiej nauce zawiera ten — bardzo prosty właściwie — rysunek. Tylko czy kosmici będą chcieli i mogli posługiwać się ziemskimi metodami dedukcji?…
Oczywiście płytka „Pioniera 10” to raczej okazjonalny środek przekazywania informacji. A nam potrzebne są stałe — zdolne do nieprzerwanej pracy — środki techniczne; toteż w dalszym ciągu trwają poszukiwania nowych nadajników informacji.
Było już wiele propozycji. Co więksi zapaleńcy proponowali — w celu wysyłania prostych i krótkich komunikatów — jednoczesne włączanie i wyłączanie wszystkich ziemskich stacji radiowych i telewizyjnych. Takie periodyczne sterowanie siecią ziemskich stacji mogłoby grać rolę gigantycznego nadajnika, zdolnego emitować w Kosmos w określony sposób modelowane promieniowanie elektromagnetyczne. Niektórzy nadmieniali nawet o możliwości wysyłania w Kosmos obrazów (przy zastosowaniu sieci stacji telewizyjnych). Niestety koncepcja taka z wielu względów jest niemożliwa do zrealizowania (np. praktycznie niemożliwe jest jednoczesne włączanie i wyłączanie wielu tysięcy stacji, rozrzuconych na całym globie). Także z punktu widzenia samej łączności z kosmitami, sposób ten byłby bardzo niepraktyczny. Jak się zresztą wydaje, zasadniczy kłopot tkwi tu nie w samej mocy zastosowanego nadajnika, lecz w znalezieniu optymalnego źródła, zdolnego te sygnały emitować. Być może przecież, fale elektromagnetyczne są w ogóle najgorszym (choć w naszym pojęciu — jedynym) nośnikiem informacji…
Jak więc wreszcie można w ogóle zidentyfikować cywilizacje kosmiczne?
Nad problemem tym zastanawiano się między innymi na wielkiej międzynarodowej konferencji, poświęconej łączności z cywilizacjami kosmicznymi, która odbyła się w Biurakanie k. Erewania (Armeńska SSR) i zgromadziła wielu wybitnych uczonych z całego świata. Byli tam zarówno przedstawiciele nauk przyrodniczych, jak i humanistycznych. Na tej właśnie konferencji radzono między innymi nad sposobami najefektywniejszych sposobów identyfikacji kosmitów. Astronomowie, prowadzący nieustanny nasłuch, doszli do przekonania, że radioteleskopy winno się przede wszystkim kierować w te obszary nieba, które charakteryzują się anormalnie wysokim natężeniem promieniowania podczerwonego. Świadczyć to bowiem powinno o intensywnym wydzielaniu ciepła — a więc pracy potężnych, zapewne wytworzonych sztucznie, urządzeń zużywających energię (podobnie, jak to ma miejsce w przypadku Ziemi). Inni zwracali uwagę na fakt, że Ziemia posiada zapewne bardzo wysokie „tło” telewizyjne, związane z pracą dużej liczby nadajników TV. Być może więc, że podobne anomalia widma elektromagnetycznego mogłyby świadczyć o pracy podobnych urządzeń, skonstruowanych przez przedstawicieli innych cywilizacji?
Wiele miejsca w dyskusji zajął problem identyfikacji kosmitów na podstawie ich przedsięwzięć astroinżynieryjnych. Zdaniem wielu naukowców, wysoko zorganizowana cywilizacja kosmiczna wcześniej czy później musi wyjść ze swymi konstrukcyjnymi przedsięwzięciami w Kosmos. Przecież pierwsze kroki na tym polu stawiamy już i my — ze swymi satelitami, sondami penetracyjnymi i statkami księżycowymi. To właśnie u nas powstała już koncepcja sfery Dysona — projekt wykorzystania Jowisza i innych planet Układu Słonecznego w charakterze materiału do budowy wielkiej, kulistej błony wokół Słońca. Wewnętrzna strona takiej sfery, zasilana energią promieniowania słonecznego, zdolna byłaby zapewnić warunki witalne około pięciu trylionom ludzi. Należy się więc spodziewać, iż cywilizacje starsze od naszej — a co za tym idzie i bardziej zaawansowane w swym rozwoju technologicznym — powinien cechować jeszcze większy rozmach w programach kosmicznych. Tym samym ich kosmiczne przedsięwzięcia powinny być dla nas — wcześniej czy później — zauważalne. Wspominano nawet o niektórych znanych nam już obecnie, acz trudnych do wytłumaczenia zjawiskach kosmicznych. Mowa była choćby o słynnym „kolapsie grawitacyjnym” — zapadaniu się gwiazd pod wpływem ich własnych, potężnych pól grawitacyjnych. Gwiazdy takie, w rezultacie kolapsu… znikają z nieba, tworząc w Kosmosie tzw. „czarne dziury”, miejsca, w których sferycznie zakrzywiona przestrzeń utworzyła jakby kosmiczny „bąbel”…
Faktem jest, że opanowanie techniki sterowania kolapsem grawitacyjnym byłoby — przynajmniej w naszych oczach — jednym z najdonioślejszych i najbardziej szokujących osiągnięć techniki astroinżynieryjnej. Umiejętność taka otwierałaby przed każdą cywilizacją niewyobrażalne wręcz możliwości.
Tak czy inaczej, większość uczestników konferencji w Biurakanie była zdania, że identyfikacja kosmitów na podstawie ich działalności astroinżynieryjnej stanowi jeden z najpewniejszych obecnie sposobów poszukiwania „kontaktu”. Zwrócono również uwagę na celowość prowadzenia nasłuchu w otoczeniu gwiazd starszych od naszego Słońca. Podyktowane jest to podejrzeniem, że cywilizacje — o ile tylko się rozwinęły — są tam starsze od naszej i co za tym idzie winny dysponować lepszymi i niezawodniejszymi, niż nasze, środkami łączności.
Bezsprzecznie w naszym współczesnym spojrzeniu na sposoby i możliwości nawiązania kontaktu z kosmitami jest jeszcze bardzo wiele naiwności i antropomorfizmu. I z pewnością niespodziewane nawiązanie takiego kontaktu byłoby dziś w większej mierze dziełem litościwego przypadku ni—źli zasługą naszych — ostatecznie niemałych — wysiłków. Prawdą jednak pozostaje, że wszelkie te usiłowania są znamienne dla naszych czasów — ery astronautyki i pierwszych kroków na drodze do podboju przestrzeni pozasłonecznej. Nie czas jeszcze, zapewne, na opracowywanie szczegółowych planów poszukiwania kosmitów — ta dziedzina ludzkich badań znajduje się dziś jeszcze w zupełnie naturalnym stadium chaosu i sporadycznych (nierzadko indywidualnych) przedsięwzięć. Warto tu jednak przytoczyć zdanie jednego z radzieckich specjalistów w zakresie łączności z cywilizacjami kosmicznymi, B. N. Panowkina:
„Uważniejsze badania wykazują, że sukces takiego przedsięwzięcia związany jest w pierwszej kolejności z poprawnością naszych wyobrażeń o wielu całkowicie» ziemskich «rzeczach. Najbardziej niebezpieczne dla takich twórczych wysiłków okazują się częstokroć przekonania, wypowiadane z pozycji» oczywistości «czy» zdrowego rozumu«. Teoretyczna istota zagadnienia (danych doświadczalnych przecież nie posiadamy) sprowadza się wyraźnie do analizowania pojęć «oczywistych «w celu znalezienia w nich czegoś uniwersalnego, co mogłoby być ekstrapolowane na inne, hipotetyczne” wysoko zorganizowane układy we Wszechświecie.”