ROZDZIAŁ XXVII

— Nadal nic, sir.

Sir Yancey Parks kolejny raz przemaszerował przez pomost flagowy, toteż wszyscy członkowie jego sztabu pospiesznie wrócili do rutynowych zajęć, byle tylko zejść mu z drogi. Jedynie komodor Capra obserwował go z twarzą niemal boleśnie pozbawioną wyrazu.

— Nienawidzę takiego czekania w nieświadomości! — prychnął Parks.

— Może właśnie dlatego to robią, sir — powiedział cicho Capra.

— Oczywiście że dlatego, ale niestety nijak nie zmniejsza to skuteczności takiego postępowania — warknął Parks, przyglądając się nieżyczliwie holoprojekcji przestawionej na tryb astrogacyjny i przedstawiającej sferę obejmującą sektor i jego okolicę wraz z informacjami o położeniu sił własnych i przeciwnika. — Ten s… — przerwał, opanował się i po chwili ciągnął dalej: — On siedzi sobie w Seaford i dokładnie wie, co zamierza zrobić. Wie, kiedy chce uderzy i jakimi siłami. A wszystko, co ja wiem, to to, że nie wiem nic z tych rzeczy.

Ostatnie zdania powiedział znacznie ciszej, by tylko szef sztabu mógł go usłyszeć, po czym zamilkł, czując, jak w żołądku wydzielają mu się kwasy. Właśnie odkrył, że manewry i gry wojenne były czymś zupełnie innym niż operacje bojowe, bowiem w tym pierwszym przypadku w grę wchodziły jedynie reputacja i kariera, w tym drugim zaś stawką było życie. Los nie tylko jego, ale i podległych mu załóg, a być może także całego Królestwa.

Nie było to miłe odkrycie… a na dodatek spowodowało, iż zaczął wątpić we własne kompetencje.

Westchnął, rozluźnił mięśnie i spojrzał prosto w oczy komodorowi.

— Czy Sarnow miał rację? — spytał cicho. Capra wzruszył lekko ramionami.

— Zna pan moją opinię, sir. Nigdy nie podobało mi się pozostawienie bazy bez ochrony, ale czy powinniśmy zachować się bardziej agresywnie, czy bardziej defensywnie… — Wzruszył ponownie ramionami, tym razem w geście bezsilności. — Po prostu nie wiem, sir. Sądzę, że to czekanie wszystkim działa na nerwy, mnie również.

— Ale zaczynasz myśleć, że on miał rację, prawda? — Capra spojrzał w bok, odetchnął głęboko i przytaknął. Parks stłumił przekleństwo i odwrócił się plecami do holoprojekcji.

— Jeżeli ktoś będzie mnie potrzebował, jestem u siebie, Vincent — powiedział cicho. I wyszedł ciężkim krokiem.


Lekki krążownik Ludowej Marynarki Haven Alexander leciał kursem balistycznym przez zewnętrzne rejony systemu Yorik. Jego celem były przekaźniki sieci „Argus” i przelot powinien być rutyną, bo zadanie to załoga wykonywała już wielokrotnie. Tym razem jednak zamiast lekkich sił osłonowych, jakie Royal Manticoran Navy utrzymywała dotąd w tym systemie planetarnym, wokół było mnóstwo ciężkich jednostek przeciwnika — ekran taktyczny wręcz jarzył się od czerwonych źródeł napędu.

— Co to jest do cholery, Leo? — zdziwiła się komandor Trent dowodząca Alexandrem.

— Nie mam bladego pojęcia, ma’am — przyznał szczerze oficer taktyczny, do którego skierowane było pytanie.

— Wygląda na klasyczną formację wyczekującą ale jest tu tyle okrętów liniowych, ile spodziewałbym się ujrzeć w Hancock.

— Ja też — przyznała kwaśno, spoglądając na trzymającego wachtę pierwszego oficera.

Komandor porucznik Raven siedział co prawda w fotelu kapitańskim, lecz jego uwaga była skupiona na dowódcy, nie na ekranach otaczających fotel.

— A co ty sądzisz, Yasir? — spytała. Wzruszył niechętnie ramionami, ale odpowiedział szczerze:

— Najchętniej natychmiast przerwałbym wykonywanie zadania, ma’am. W systemie jest za duży ruch, a jednostki przeciwnika operują agresywnie. Wystarczy żeby jedna znalazła się w niewłaściwym miejscu…

Skrzywił się wymownie i umilkł.

Trent przytaknęła — sądząc po głosie, Yasir doskonale zdawał sobie sprawę, co takie postępowanie oznaczałoby dla kariery zarówno jego własnej, jak i jej, ale miał rację. Problem polegał na tym, że obecność tak wielkiej ilości okrętów RMN świadczyła, iż coś niezwykłego dzieje się w układzie Yorik, a więc dane zebrane przez boje stały się jeszcze ważniejsze niż zwykle. I taki też będzie ostatni wniosek każdego dochodzenia czy sądu wojennego.

Oparła się ramieniem o bok ekranu taktycznego i przymknęła oczy, intensywnie myśląc. Ryzyko dla okrętu i załogi praktycznie nie istniało — w każdej chwili mogła uruchomić napęd, co zajęłoby ze dwie minuty, i dysponowałaby ekranem, a po dalszych kilku weszłaby w nadprzestrzeń. Okręt znajdował się nadal blisko granicy i w zasadzie doleciałby do niej prędzej niż w pełni gotowe byłyby generatory, jako że ich emisji energetycznej nawet w stanie oczekiwania nie dałoby się wytłumić i musiały zostać całkowicie wyłączone. Nie zmieniało to faktu, że Alexander mógł bezpiecznie odlecieć na długo przedtem, nim w pobliżu znalazłaby się jakakolwiek jednostka mogąca mu zagrozić. Istniało natomiast poważne ryzyko ujawnienia w takiej sytuacji sieci „Argus”. Gdyby Alexander został wykryty, Królewska Marynarka zaczęłaby zachodzić w głowę, co też tu porabiał, przekradając się z wyłączonym napędem. A kiedy raz rozpoczęto by poszukiwania, nawet technika Ligi Solarnej nie pozostałaby zbyt długo niezauważona.

— Kontynuujemy zadanie — zdecydowała w końcu. — Nie możemy uruchomić napędu, tak żeby nas przy tym nie wykryli, więc spróbujmy dokończyć misję. Chcę natomiast, żeby operatorzy sensorów naprawdę się postarali: jeśli w okolicy pokaże się choćby ślad czegokolwiek mają natychmiast meldować. W tym wypadku nie zgrywamy danych, tylko lecimy do następnego przekaźnika.


Komandor Tribeca rozsiadła się wygodnie w kapitańskim fotelu i z pełną satysfakcją obserwowała na ekranach poczynania kapitana sir Rolanda T. Edwardsa. Resztka przyzwoitości powstrzymała ją przed zagraniem mu na nosie w obecności dyżurnej obsady mostka.

HMS Arrowhead i dwa inne niszczyciele z jej flotylli i pod jej dowództwem grały rolę agresorów w ćwiczeniach, których celem było zaatakowanie (lub obrona) konwoju. Arrowhead i Attack obecnie pracowicie udawały, że ich nie ma, obserwując, jak reszta flotylli ich szuka. Wszystkie systemy pokładowe przykręcono na minimalne zużycie energii, a sensory pasywne śledziły dziewięć niszczycieli i lekki krążownik, paradujące za rufami w roli frachtowców i eskorty. Jeszcze ze dwie godziny i cały „konwój” powinien zbliżyć się na odległość skutecznego zasięgu rakiet, a cała eskorta szukała ich dokładnie w przeciwnym kierunku. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, na odprawie po ćwiczeniach ktoś naprawdę naje się wstydu. Była to świadomość sprawiająca rozwalonej w fotelu Tribece autentyczną satysfakcję.

Oczywiście zawsze istniała możliwość, że któryś z niszczycieli zawróci i zacznie ich szukać we właściwym rejonie, ale nawet jeśli tak się stanie, istniała niewielka szansa, że znajdzie. Jeżeli zaś znajdzie, nie pozostanie jej nic innego, jak dać całą naprzód i liczyć na szczęście, ale to była najgorsza możliwość i jak dotąd nic nie wskazywało, by miała się sprawdzić. Kapitan Edwards najwyraźniej zdecydował, że agresorzy czają się z boku, w czym pomógł mu nadany w odpowiednim momencie fragment rozmów między niszczycielami. Fragment został starannie spreparowany, by wyglądał na przypadkowy, nadano go zaś z pokładu HMS Ambush — trzeciego niszczyciela agresorów znajdującego się tam, gdzie Edwards spodziewał się wszystkich trzech.

Tribeca uśmiechnęła się, myśląc z przyjemnością o zrobieniu z Edwardsa durnia. Samo w sobie nie było to zbyt trudne, bowiem Edward był pompatycznym dupkiem, ale rzadko następowało publicznie. Do głowy mu nawet nie przyjdzie, że ktoś może okazać się sprytniejszy i…

— Przepraszam, skipper, ale wychwyciłem właśnie coś dziwnego… O, znowu.

— Co dziwnego? — zdziwiła się, spoglądając na oficera taktycznego. — Co za coś, Becky?

— Nie wiem… To jak… — Zapytana potrząsnęła głową i poleciła oficerowi łącznościowemu. — Hal, przeczesz rejon od 080 do 120. Wydaje mi się, że to laser komunikacyjny.

— Laser komunikacyjny? Kto tu próbuje z kim nawiązać łączność?!

— Nie wiem, skipper, ale to może być tylko to. — Becky dostroiła pasywne sensory i dodała: — Nikogo i niczego nie rejestrujemy w tym rejonie, a ten laser ma dziwnie małą moc, ale to na pewno laser komunikacyjny. Łapię go tylko momentami, wygląda na to, że jest niedokładnie sfazowany albo coś w tym stylu…

— Też go mam — przerwała jej oficer łączności. — Namiar 088. To rzeczywiście laser komunikacyjny, ale łapiemy jedynie skraj transmisji. Myślę, że nie chodzi o sfazowanie: to system śledzenia celu nadajnika nie jest dokładnie skalibrowany. Wiązka odchyla się minimalnie, ale wystarczająco, żebyśmy byli w stanie ją odebrać. Transmisja jest kodowana… i nie rozpoznaję szyfru…

— Co?! — Tribeca zerwała się z fotela i podeszła pospiesznie do stanowiska taktycznego. — Masz tam coś, Becky?… Cokolwiek?

— Nie, skipper. Cokolwiek tam jest, ma naprawdę dobre ekranowanie i znajduje się zbyt daleko, by sensory pasywne mogły to wykryć. Mam uruchomić aktywne?

— Poczekaj. — Tribeca potarła czoło, zapominając nie tylko o satysfakcji, ale w ogóle o ćwiczeniach.

Arrowhead był ponad dziesięć minut świetlnych od najbliższego starszego oficera. Jeżeli nada wiadomość i będzie czekać na rozkazy, da temu, kto obsługiwał laser, co najmniej dwadzieścia minut na wydostanie się z zasięgu aktywnych sensorów. I to w dodatku nie mając pojęcia, jakim kursem odleciał ten tajemniczy obiekt. A skoro Hal nie był w stanie zidentyfikować szyfru, na pewno nie był to sojusznik, nie wspominając już o jednostce Królewskiej Marynarki…

Wróciła na fotel, siadła i wcisnęła przycisk interkomu.

— Maszynownia, porucznik Riceman — popłynął głos z ekranu taktycznego fotela.

— Rice, mówi kapitan. Zapomnij o ćwiczeniach. Zaraz ogłoszę alarm bojowy. Jak szybko możemy mieć napęd i ekran?

— Za osiemdziesiąt sekund, skipper — odparł rzeczowo Riceman.

— W takim razie przygotuj się. Becky, na mój rozkaz ogłosisz alarm bojowy, ale nie uaktywniaj sensorów i kontroli ognia. Skoro nasz gość jest w zasięgu lasera komunikacyjnego, może także znajdować się w zasięgu broni energetycznej, więc żadnych emisji dopóki nie będziemy mieli osłon i ekranu. Jasne?

— Aye, aye, ma’am. Co z HMS Attack? Bez ekranu będzie idealnym celem…

— Fakt, ale gdyby ten, kto się tam czai, wiedział o naszej obecności, nie nadawałby, nie sądzę więc, żeby wykrył nas pasywnymi sensorami. Moim zdaniem będzie zbyt zajęty i zaskoczony pojawieniem się sygnatury naszego napędu, by sprawdzać, czy mamy towarzystwo. Attack powinien zorientować się, że zaszło coś nieplanowanego, i uruchomić napęd, ale na wszelki wypadek… Hal, wyceluj laser komunikacyjny w HMS Attack i gdy tylko będziemy dysponowali ekranem, przekaż mu rozkaz alarmu bojowego!

— Aye, aye, ma’am.

— Doskonale!… Becky, alarm bojowy!


— Kontakt! — krzyknął nagle oficer taktyczny Alexandra. — Mam sygnaturę napędu w namiarze 136 na 192! Niszczyciel RMN w odległości osiemnastu milionów kilometrów, ma’am!

— Cholera! — Komandor Trent walnęła pięścią w poręcz fotela. — Alarm bojowy, ale nie uruchamiać żadnych aktywnych urządzeń! Potwierdzić!

— Żadnych aktywnych urządzeń, aye, aye! — powtórzył oficer taktyczny Yasir Raven.

Równocześnie wdusił przycisk alarmu bojowego i okręt wypełnił przenikliwy dźwięk klaksonów alarmowych. Zakaz uruchamiania aktywnych urządzeń oznaczał niemożliwość uruchomienia napędu i postawienia osłon burtowych, ale istniała nadal niewielka szansa, że nie zostali zauważeni…

— Impuls radarowy! — Głos oficera taktycznego przebił się przez dźwięk alarmu. — Namierzyli nas, ma’am!… Drugie źródło napędu!… Dwa niszczyciele o osiemnaście milionów kilometrów!

Trent zmełła w ustach przekleństwo. Znajdujące się tak blisko i w takim namiarze wrogie okręty mogły uruchomić napędy tylko z jednego powodu. Tylko co, do ciężkiej cholery, robiły z wyłączonymi napędami dokładnie tam, gdzie musiał w nie trafić promień lasera komunikacyjnego w przypadku nawiązania łączności z przekaźnikiem?!

— Zmieniają kurs, ma’am — zameldował oficer taktyczny. — Wchodzą na przechwytujący z przyspieszeniem pięćset dwadzieścia g!

— Uruchomić napęd! — rozkazała i zwróciła się do oficera astrogacyjnego. — Oblicz kurs do granicy nadprzestrzeni, Jackie, i weź pierwszy z brzegu kurs wejścia. Chcę stąd zniknąć, jak tylko generatory będą gotowe.

— Aye, aye, ma’am.

— Napęd gotów, ma’am!

— Sternik, kurs 125 i obrót na lewą burtę!

— Aye, aye, ma’am… Jest 125 i obrót na lewą burtę!

Trent odwróciła się ku ekranowi, przyglądając się wściekle parze niszczycieli RMN — znajdowały się ledwie o minutę świetlną, czyli tuż tuż. Były za daleko, by atakować, zakładając, że odważyłyby się na atak przy takiej różnicy uzbrojenia, ale i tak spowodowały już większe straty, niż gdyby po prostu zniszczyły jej okręt.

Zmusiła się do spokojnego siedzenia, choć ponurej miny nie zdołała zastąpić maską obojętności. Miała świadomość, że ktoś będzie musiał zapłacić za to, co się właśnie wydarzyło, i niezależnie od tego, kto jeszcze zostanie uznany winnym, to na jej głowę spadnie całe występujące w tej części galaktyki gówno.

— Uruchomił napęd! — zameldowała oficer taktyczny. — Wygląda na lekki krążownik klasy Conqueror, ma’am. Zmienia kurs i oddala się…

— Mamy szansę go doścignąć? — spytała Tribeca z nikłą nadzieją.

— Przykro mi, ale nie, skipper. Jest poza zasięgiem rakiet, a już i tak kładzie się na burtę, wystawiając ekranem do nas.

— Cholera! — mruknęła z uczuciem, obserwując ekran, na którym krążownik Ludowej Marynarki oddalał się powoli, lecz nieubłaganie, i ignorując lawinę pytań zaskoczonego dowódcy HMS Attack.

Sygnatura napędu zniknęła z ekranu, gdy krążownik wszedł w nadprzestrzeń. Tribeca zdusiła kolejne przekleństwo. To byłoby na tyle, jeśli chodzi o złapanie nieproszonego gościa.

— Sternik, przestajemy przyspieszać! — poleciła. — Hal, połącz mnie z kapitanem Edwardsem i prześlij mu wszystkie dane nagrane przez Becky. Wyślij je także admirałowi Parksowi.

— Aye, aye, ma’am.

Z otwartych drzwi windy wypadł ubrany w skafander próżniowy pierwszy oficer. Pod pachą dzierżył skafander dowódcy. Wyglądał, łagodnie mówiąc, dziwacznie, gdyż nikt z dyżurnej obsady mostka nie zdążył nałożyć skafandra.

— Dzięki, Fred, ale już po wszystkim, jak sądzę — powitała go Tribeca.

— Po jakim wszystkim? Co tu się w ogóle stało? — jęknął zdesperowany pierwszy. — Chyba zdaje sobie pani sprawę, skipper, że właśnie zepsuliśmy całe ćwiczenia?!

— Wiem… — Wstała i podeszła do ekranu taktycznego, na którym cała akcja rozgrywała się ponownie. — Jak sądzisz, Becky: o co tu chodziło?

— Cóż… — Oficer taktyczny podrapała się po nosie. — Jedno mogę stwierdzić z całą pewnością: ten krążownik był za daleko, by móc podglądać wewnętrzną część systemu sensorami pokładowymi z jakąkolwiek sensowną dokładnością. Jeśli doda się do tego fakt, że z czymś się komunikował, to…

Wzruszyła wymownie ramionami, nie kończąc.

— Ale jak, do diabła, zdołali…? — Tribeca potrząsnęła głową, nie mogąc uwierzyć, że Ludowa Republika skonstruowała tak skuteczny system ekranowania, że nie zdoła go odkryć czy pokonać pokładowe sensory jej okrętu. A nie mogło tam być nic innego jak jakiś zdalnie sterowany szpicel, gdyż inaczej postępowanie dowódcy tego krążownika byłoby bez sensu! Skoro sensory nadal niczego nie wykrywały, doświadczenie empiryczne jednoznacznie wskazywało, że Ludowa Marynarka przynajmniej w kwestii technologii stealth osiągnęła znacznie wyższy poziom, niż oceniał to wywiad.

— Sternik — odezwała się, nie przestając przyglądać się ekranowi taktycznemu. — Proszę wrócić dokładnie tam, gdzie byliśmy, gdy wyłapaliśmy pierwszy sygnał. A potem proszę wziąć kurs 088. Poruszamy się wolno, tym razem naprawdę nie chcę nic przeoczyć.

— Aye, aye, ma’am… Zawracamy, ma’am.

— Doskonale. Becky, to coś będzie naprawdę trudno znaleźć. Nie sugeruj się niczym, co dotąd słyszałaś o możliwościach sprzętowych przeciwnika. Załóż, że to urządzenie jest nasze i nie chce zostać wykryte. A potem znajdź je!

— Aye, aye, skipper. Jeżeli coś tam jest, znajdę to na pewno — obiecała.

— Skipper, czy ja w końcu mógłbym się dowiedzieć, co się dzieje? — W głosie pierwszego oficera słychać było desperację, podobnie jak w nadal dochodzącym z głośnika jej fotela głosie kapitana drugiego niszczyciela.

Tribeca uśmiechnęła się pomimo napięcia i oznajmiła:

— Chodź do sali odpraw, Fred. Mogę tłumaczyć równocześnie tobie i komandorowi Fargo.


— Dobry Boże! — Admirał Parks potrząsnął głową, wpatrując się w wyświetloną na ekranie wiadomość. — Gdybym tego nie widział, nie uwierzyłbym! Jak, do wszystkich diabłów, zdołali zrobić ten numer, Vincent?!

— Nie wiem, sir. — Capra wstał i zaczął niespokojnie przechadzać się po sali odpraw. — To znaczy, mogę wymyślić z dziesięć sposobów umieszczenia na pozycjach boi i przekaźników, natomiast nie potrafię wyobrazić sobie, w jaki sposób zdołali opracować taki system ekranowania, by ukryć je przed naszymi sensorami, kiedy już znalazły się na miejscu!

— Powiedziałbym, że komandor Tribeca ma rację we wstępnej ocenie, sir — odezwał się Zero O’Malley, po czym odszukał stosowny fragment meldunku i popukał palcem w ekran. — Co prawda pewność uzyskamy dopiero wtedy, gdy przekaźnik znajdzie się na pokładzie i rozbierzemy go na części, ale wstępny opis sugeruje połączenie kilku różnych technologii z przewagą techniki Ligi Solarnej. Haven ma bardzo rozwinięte kontakty handlowe z Ligą, sir.

— Ale Liga nałożyła kompletne embargo na technologie militarne w stosunku tak do Ludowej Republiki, jak i do nas — przypomniał Parks.

Doprowadzenie do tego embarga stanowiło jeden z większych sukcesów dyplomacji Gwiezdnego Królestwa. Taki układ działał na jego korzyść, gdyż pod względem technicznym Manticore prawie w każdej dziedzinie górowało nad Haven. Dlatego też doprowadzenie do takiej pożądanej przez Manticore sytuacji było trudne — dopiero kontrola ruchu statków Ligi Solarnej w terminalu Sigma Draconis Manticore Junction dała MSZ-owi niezbędne argumenty.

— Wiem o tym, sir — zgodził się O’Malley. — I nie twierdzę, że to wynik legalnego transferu. Należy pamiętać, że Liga jest raczej luźną organizacją opartą na dobrej woli i współpracy tworzących ją planet, a wiemy, że część z nich nie uważała embarga za konieczne. Te urządzenia mogła dostarczyć któraś z nich lub jakiś chciwy producent uzbrojenia. Źródłem mógł być nawet przekupny oficer marynarki. Takie rzeczy zdarzały się i będą się zdarzać, sir, bo nikt nie wymyślił jak dotąd sposobu wprowadzenia stuprocentowo skutecznego embarga.

— Zero może mieć rację, sir — odezwał się kapitan Hurston — i nie wydaje mi się, aby w tej chwili było dla nas najważniejsze, jak to zrobili, ale że zrobili. Należy też postawić sobie pytanie, gdzie jeszcze umieścili podobne urządzenia. Yorik nie jest szczególnie ważnym, nie mówiąc już strategicznym systemem Sojuszu, nie potraktowali go więc wyjątkowo. A to z kolei prowadzi do wniosku…

— Że obstawili nim całą granicę — dokończył ponuro Parks.

Hurston jedynie przytaknął.

Admirał opadł na oparcie fotela i przetarł oczy wierzchem dłoni. Chciałby mieć nadzieję, że Hurston się myli, ale wiedział, że tak nie jest. Jeśli te cholerne niewidzialne boje były w systemie Yorik, były też w każdym innym systemie planetarnym wzdłuż całej granicy. Zacisnął zęby i zaklął cicho — dowództwo Królewskiej Marynarki stało się zbyt pewne siebie i swojej przewagi technicznej. Przestano uważać za możliwe, by Republika Haven była w stanie dorównać, czy tym bardziej przerosnąć ją pod tym względem, choć zdawała sobie sprawę z tego stanu rzeczy. Teraz przyszło im za to zapłacić. A on sam był równie ślepy co wszyscy.

— To wszystko zmienia — oznajmił. — Nasze… moje przekonanie, że Rollins nie może wiedzieć, iż opuściliśmy Hancock, jest nieaktualne i błędne. A to oznacza, że admirał Sarnow cały czas miał rację.

Przyznał to spokojnym tonem, choć wiele go to kosztowało, po czym odetchnął, siadł prosto i opuścił dłonie, jak dotąd masujące skronie. Kiedy się odezwał, jego głos był znów rzeczowy i zdecydowany.

— Dobrze, przyznaję, że spieprzyłem sprawę, i teraz można tylko próbować to naprawić, mając nadzieję, że zdążymy. Należy zacząć od wyrzucenia do kosza wszystkich dotychczasowych planów i opracowania nowych w oparciu o założenie, że przeciwnik przynajmniej od sześciu miesięcy obserwuje i zna wszystkie nasze posunięcia w pasie przygranicznym. Zeb, zajmiesz się tym przekaźnikiem, gdy tylko znajdzie się na pokładzie. Dowiedz się o nim wszystkiego, czego zdołasz: nie tylko jak działa, ale z czego został zbudowany i kto to cholerstwo zrobił.

I dopilnuj, by komandor Tribeca wiedziała, że doceniam jej inicjatywę i nagrodzę to we właściwym czasie.

Zero kiwnął potakująco głową, Parks zaś zastanowił się chwilę i polecił kapitan Beasley:

— Zorganizuj o dziewiątej zero zero odprawę w sieci dowodzenia. Chcę, żeby wzięli w niej udział wszyscy dowódcy eskadr i ich pełne sztaby. Potem wyślij jednostki kurierskie do systemów Hancock i Zanzibar oraz do Admiralicji. Poinformuj o naszym znalezisku, a admirał Kostmeyer przekaż także rozkaz natychmiastowego opuszczenia systemu i udania się do Hancock, gdzie spotka się z nami. Dopilnuj też, by admirał Sarnow dostał kopię tego rozkazu.

— Dopilnuję, sir.

— Vincent. — Parks ponownie zwrócił się do swego szefa sztabu. — Pomóż Markowi w planowaniu, ale najpierw opracuj nowe rozmieszczenie naszych sił w tym systemie. Zostawimy tu flotyllę niszczycieli i eskadrę lekkich krążowników. I zorganizuj poszukiwania tych cholernych boi! Zanim odlecimy, nie ma prawa zostać tu ani jedna! Dotyczy to też przekaźników! Trzeba odciąć im możliwość obserwowania nas i skoncentrować ponownie wszystkie siły. Przygotuj rozkazy odlotu dla pozostałych eskadr. Ruszamy natychmiast po odprawie.

— Tak jest, sir.

— Doskonale. — Parks oparł dłonie o blat i wstał. — W takim razie bierzmy się do roboty. I miejmy nadzieję, że zdążymy.

Загрузка...